|
| Przypadki z wychowania nastolatki | |
| Autor | Wiadomość |
---|
| Temat: Przypadki z wychowania nastolatki Pią Maj 02, 2014 9:49 pm | |
| Przypadek pierwszy Dump. Dump. Dump. … Dump. Dump. Dump. … Dump. Dump. Dump. Mathias powoli miał tego dość. Po całym mieszkaniu niosły się głuche odgłosy uderzeń. Słuchał ich rano kiedy wstawał i wieczorem, kiedy zasypiał. Raz obudziły go nawet w środku nocy. Zastanawiał się, czy jego siostra w ogóle sypia, ale wyglądała zbyt dobrze jak na kogoś kto zarwał ostatnie dwa tygodnie. Dobra, co tu dużo mówić – nie układało mu się z siostrą najlepiej, odkąd uwolniła go z więzienia. Kurwa, nie układało im się właściwie odkąd wybrali ją na trybutkę, ale tamto jeszcze można było zrozumieć, bo te emocje... Tak, tak, to jest cynizm. Katy le Brun z pewnością nie była tą samą osobą, którą była przed Igrzyskami. Już wcześniej miała jakieś dziwne odchyły w stronę trupów, trumien i gotyckich akcentów, ale teraz to się przerodziło wręcz w obsesję. Ostatnim razem, kiedy Math był u niej w pokoju, a było to półtora tygodnia temu, mógł zobaczyć, że zamieniła go niemalże w grobowiec. Okna zasłonięte były ciężką, czarną draperią. Ściany przemalowane na czarno z chaotycznymi czerwonymi maziajami. Nowoczesne łóżko w kształcie koła przykryte zostało karminową, satynową narzutą. W kilku kątach stały białe, czerwone i czarne świece, dające przytłumione światło. Jedyną niepasującą do wystroju rzeczą był komputer, którego lśniący ekran rzucał na całą scenęrię jasne, zimne światło. Tyle mógł zobaczyć, zanim został bezpardonowo wykopany za drzwi, nieco za bardzo zdziwiony furią siostry, żeby protestować. Katy zmieniła się też wewnętrznie. Kiedyś ze wszystkim leciała do brata, chciała być taka jak on, robić to co on, chodzić tam gdzie on. Jego pochwała była dla niej świętością. Mathiasowi przypominała czasem zbłąkane kocię, które łaziło za człowiekiem krok w krok, dopraszając się drapania. Imponował mu wzrok, jaki wlepiała w niego siostra, dlatego właśnie postawił sobie za punkt honoru (ha! Czy on w ogóle ma honor?) żeby uchronić ją przed niebezpieczeństwami. Robił to w Kapitolu, tak samo robił też w KOLCu. On dilował prochami, on załatwiał brudną robotę dla Fransa, on pilnował jego dziewczyn i on nie miał oporów z oderżnięciem opornemu gościowi kilku palców. Pod warunkiem, że jego siostry nic z tych rzeczy nie będzie dotyczyć. Oczywiście smarkula czasem przypałętała się do Violatora za nim, ale kiedy tylko to widział, starał się jak mógł żeby ją stamtąd wywalić. Nie chciał, żeby wpadła w oko Fransowi. Nie chciał dla niej życia dziwki. Teraz dziewczyna wydawała się nie mieć zainteresowania niczym i nikim. Potrafiła całymi dniami apatycznie wpatrywać się w ściany, ale potrafiła też bez żadnego ostrzeżenia wpadać w stany furii. Co gorsza, Mathias często słyszał jak rozmawiała ze sobą. A raczej z kimś, kogo tylko ona słyszała. Za pierwszym razem stwierdził, że go to jebie. Za trzecim, że go to jebie i wkurwia. Za dziesiątym, że go to jebie, wkurwia i że ma od tego ciary. No i rzucała tymi przeklętymi nożami. Wszystko mógł znieść, tylko nie to rytmiczne, nieustanne „dump, dump”. Zawsze rzucała trzy razy, podchodziła, żeby wyjąć noże, a potem znów rzucała. Był niemal pewien, że robi to jemu na złość, bo kiedy tylko sprowadzał kogoś do mieszkania, uderzenia nabierały na sile i szybkości. Jakby chciała w ten sposób zwrócić na siebie jego uwagę, księżniczka jebana. Dlatego ją ignorował. Serio, starał się ją olać, bo wiedział, że zrobienie czegokolwiek sprawi, że ona poczuje się wygrana. Ale tamto uderzenie po prostu przelało kieliszek wódki... Znaczy goryczy. Otworzył drzwi z impetem, wyłamując w nich zamek, tylko po to, żeby sekundę później je zamknąć. W ostatniej chwili zasłonił się drewnem, przed lecącym w jego stronę nożem. - Przez ciebie chybiłam. - odezwał się cichy, wyprany z emocji głos. Otworzył drzwi sporotem. Katy siedziała na fotelu obrotowym, opromieniona światłem z laptopa. Zasłony, oczywiście, były zasunięte. Jej twarz w tym świetle wyglądała wyjątkowo blado. Brunet nie był pewny, ale wydawało mu się, że płakała i to dosyć niedawno. - Skończysz kurwo mała rzucać tym jebanym szajsem? - warknął, mierząc ją groźnym – w jego mniemaniu – wzrokiem. Dziewczyna przyjrzała mu się, po czym podniosła ostatni nóż jaki został jej w ręce i wycelowała. Odgięła rękę do tyłu, podczas gdy on stał tam, całkowicie pewny, że nie odważyłaby się do niego rzucić. W końcu po jakąś cholerę wydarła go z tego więzienia i uczyniła z niego „przykładnego” mieszkańca Dzielnicy. Z pewnością nie po to, żeby go teraz zabić ciosem w oko. A jednak ona rzuciła. Nie poruszył się ani o milimetr, wiedząc, że i tak nie uniknie uderzenia. Nawet nie mrugnął, kiedy nóż świsnął koło jego głowy wypadając na korytarz i trafił w ścianę po drugiej stronie. - Spokojnie, żal by mi było pobrudzić podłogi. - skomentowała całe zajście dziewczyna, po czym odwróciła się twarzą do komputera i zaczęła stukać w klawisze. - Połóż mi z łaski swojej ten nóż na łóżku, jak będziesz wychodził. - dodała, nawet na niego nie spoglądając. Miał ochotę potrząsnąć nią z całej siły, rzucić na podłogę i kopać po mordzie tak długo, aż rodzona matka by jej nie poznała. Naprawdę, przez chwilę to rozważał. Ale to była jego siostra, krew z jego krwi. I jakkolwiek by się nie wypierał, jedna z dwóch osób na których mu na tym popierdolonym świecie naprawdę zależało. Nie zrobił więc tego. Ba! On nawet rzucił jej ten jebany nóż na łóżko, przy okazji wbijając go głęboko w pościel. - Na mózg ci wyjebało, chuju?! - jej krzyk ścigał go przez zatrzaśnięte drzwi w korytarzu. Zatrzymał się na chwilę. Z jej pokoju dobiegały go odgłosy szamotaniny. Teraz Katy krzyczała na kogoś innego, a po chwili jej krzyki ucichły. „I dobrze, może przestanie na chwilę rzucać tymi nożami.” pomyślał mściwie. Wieczorem, kiedy kładł się do łóżka, usypiało go miarowe „dump, dump, dump”. |
| | |
| Temat: Re: Przypadki z wychowania nastolatki Sob Lip 26, 2014 11:24 am | |
| Przypadek drugi - flashback. Katy wracała do domu po lekcjach, kiedy to się stało. Musiała przejść podziemnym tunelem dla pieszych, ciągnącym się pod linią kolejową. Robiła to już setki razy i za każdym razem kiedy zamiast nieba nad sobą widziała solidny beton, dostawała ciarek na plecach. Tunel był dosyć wąski i długi, oświetlony dwoma rzędami jarzeniówek u sufitu. Miał kilka wejść i wyjść na całej długości – schody ciągnęły się w górę po obu jego stronach i co chwila ktoś wchodził nimi do tunelu lub z niego wychodził. To nie tak, że Katy się bała, ale źle się czuła w ciasnych przestrzeniach. Oferowały mało możliwości ucieczki w razie zagrożenia, a tego nauczyła się zawsze wypatrywać. A właściwie starszy brat ją nauczył. Stukot jej lakierek z drugiej ręki rozlegał się teraz echem po pustym tunelu. Zawsze wybierała przerwę w przyjazdach pociągów, żeby przejść przez tunel bez świadków, nawet jeśli musiała czekać przed wejściem do niego pół godziny i oberwać w domu po uszach za spóźnienie. Było ich czterech – kiedy szła, dwóch weszło do tunelu ze schodów po obu jego stronach przed nią. Wysoki szatyn bawił się drogim zegarkiem na łańcuszku, podczas gdy jego kompan jedną rękę trzymał w kieszeni i w momencie kiedy Katy na niego spojrzała, zrozumiała, że zaciska w niej kurczowo nóż. Obaj byli ubrani w czarne kurtki, pod którymi mieli stroje awoksów, zaś twarze od nosa w dół zakryte mieli białymi hustkami. Byli tam, żeby ją skrzywdzić – zrozumiała to natychmiast, bo żaden kapitolińczyk nie założy stroju awoksa, no chyba, że che pozostać anonimowy. Te stroje zamierzali potem wyrzucić, aby podejrzanych szukano wśród awoksów, nie przykładnych obywateli. Zawróciła na pięcie, ale o kilkanaście kroków za nią byli już dwaj kolejni – obaj blondyni, o podobnej posturze. Znów zawróciła i zaczęła iść przed siebie, czując jak adrenalina wyostrza jej zmysły. Musiała się dostać po schodach na górę – tam będzie bezpieczna. Będzie na widoku ludzi, a publicznie oni nic jej nie zrobią. Musiała tylko wyminąć jednego z nich i …. Rzuciła się do ucieczki o ułamek sekundy za późno. Lub może wydała swoje zamiary jakimś ruchem ciała, który szatyn zauważył. Zrobiła zaledwie kilka kroków, zanim on zastąpił jej drogę, sprawiając, że wpadła w jego objęcia. Stało się to tak szybko, że nie zdążyła nawet krzyknąć, a kiedy zaczerpnęła powietrza, żeby to zrobić wyczuła znajmy zapach wody kolońskiej, choć nie była w stanie sobie przypomnieć skąd go zna. Jego ręka zatkała jej usta, zaś druga objęła ją w pasie i uniosła. Chłopak popchnął ją w stronę ściany, a kiedy się o nią oparła odsunął się nieco, jakby prezentując ją grupie, zostawiając tylko rękę, która uniemożliwiała jej wołanie o pomoc. - Spójrzcie panowie. Jaka posłuszna, mała dziewczynka. Nawet się nie wyrywa. - oznajmił, podczas gdy pozostała trójka zgromadziła się wokół, popychając się i śmiejąc. To prawda, na samym początku adrenalina dodała jej siły, ale teraz strach zaczynał powoli paraliżować jej ciało. No bo co mogła zrobić? Zdecydowanie nie była wystarczająco silna, żeby się uwolnić od swojego agresora, a jeśli nawet jakimś cudem by jej się to udało, miał trzech kompanów, którzy mogliby go wspomóc. - Taa szefie, jakaś taka nieruchawa. - Dodał jeden z nich, a na ostatnie słowo, cała trójka wybuchnęła śmiechem. - Powiedz jej po co przyszliśmy, to może się ożywi. W końcu sam mówiłeś, że takie co wierzgają są najlepsze. - Poparł go drugi, ten, który w kieszeni trzymał nóż. Teraz miał go już wyciągniętego i wycelowanego ostrzem w jej stronę. Kolejny problem – ta broń nie była duża, ale i tak mogła ją zabić zanim zdążyłaby uciec. - No więc, dziwko, przyszliśmy kupić twoje usługi. - oznajmił szef bandy, kładąc wolną rękę na jej niewielkim jeszcze biuście, ukrytym pod powyciąganym swetrem. - Wszyscy wiemy jaka z ciebie sprzedajna kurwa. - Taa, tylko my nie zamierzamy płacić. - Komu dałaś, żeby zdobyć swoje szmaty?Śmiali się i popychali, pokazując ją sobie z dziką, pierwotną żądzą w oczach, podczas gdy szef, którego po głosie powoli zaczynała kojarzyć, brutalnie ściskał i miętosił jej piersi. To dało jej impuls. Zaczęła krzyczeć w jego rękę i wyrywać się, w odpowiedzi na co przycisnął ją mocno do ściany, wpychając rękę pod jej szkolną spódnicę podczas kiedy ona nadal krzyczała, przerażona i wściekła. To trwało tylko sekundy, ale była wtedy dotykana w takich miejscach, w których zdecydowanie nie czuła się gotowa by być dotykaną, a już zdecydowanie nie wbrew swojej woli. Dotyk jego zimnej, szorstkiej dłoni miał pozostać z nią na zawsze w jej życiu, nawiedzając ją w koszmarach jeszcze wiele lat później. - Hej, Jake, tylko zostaw coś dla nas! - krzyknął jeden z nich i to go zdekoncentrowało. Odwrócił się, krzycząc coś o tym, że nie wolno im zwracać się do niego po imieniu, zwalniając uścisk ręki na jej twarzy na tyle, że była w stanie go ugryźć. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw tak bardzo, że w pierwszym momencie po prostu od niej odskoczył jak poparzony. A raczej próbował odskoczyć, bo ona ogarnięta pierwotną żądzą przetrwania, która płynęła przez jej żyły niczym płynna lawa, nie dbała już o nic i gryzła go z całych sił jakie miała. Straciłą kontrolę nad sobą i nad sytuacją. Pamiętała jeszcze, że usłyszała trzask łamanej kości, pamiętała czerwień krwi zalewającą jej pole widzenia, a potem rozmytą, czarną sylwetkę człowieka na tle jasnego wejścia do tunelu. Ktoś krzyczał jej imię, ale ona spadała już w ciemną otchłań. Obudziła się w łóżku szpitalnym. Przez błogosławionych kilka sekund po przebudzeniu nie pamiętała co się stało, ale kiedy tylko pamięć do niej wróciła, wrzasnęła przeciągle i boleśnie i skuliła się na łóżku. W ułamku sekundy, drzemiący do tej pory na krześle brat był przy niej, otaczając ją ramionami. - Wszystko dobrze Cath? Catherine, jak się czujesz? Jestem tu, wszystko będzie dobrze. - mamrotał do niej, kiedy ona wyła i płakała, kiwając się na łóżku. Użył nawet jej oficjalnego imienia, choć chyba już nawet ich matka nie pamiętała, że tak naprawdę nazwała córkę Catherine. Spędził tak przy niej pięć minut, zanim pielęgniarka przyszła i wstrzyknęła jej środki uspokajające. Potem ogarnęło ją zobojętnienie i przez następne kilka godzin leżała w łóżku – przytomna, ale zupełnie oderwana od rzezywistości. Widziała jak Mathias rozmawia z kimś przez holo w korytarzu i domyślała się, że musi to być jej matka, bo jego głos był podniesiony. „Nie przyjdzie.” zrozumiała, w swym otępiającym stanie nie odczuwając ani krzty zawodu czy smutku „Można się było tego spodziewać. Pewnie znów jest zachlana.” Kiedy znów wróciła do świata przytmnych, Mathias nadal był obok, choć na zewnątrz dawno się ściemniło. - Katy, wszystko dobrze? Cholera, powiedz coś! - zażądał. - Tak... - odpowiedziała słabo, patrząc gdzieś w bok. - Nic mi nie jest... - zobaczyła na jego twarzy ulgę i ból ścisnął jej serce. To było kłamstwo. Nie pierwszy raz mu skłamała, ale wtedy pierwszy raz zrobiła to w równie ważnej sprawie. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że nic nie jest dobrze! Jak miała mu wytłumaczyć, że czuje się brudna, skrzywdzona i bezradna? Jeśli by mu to powiedziała, nie zrozumiałby jej, ale za to na pewno by go to wkurzyło. - Okay. Dobrze. Teraz, powiedz mi kto Ci to zrobił? Sprawię, że gnojki pożałują dnia w których ich sucze matki ich spłodziły. - warknął. Tak, był zdenerwowany i bez jej wyznania, więc uznała, że dobrze zrobiła nie mówiąc mu prawdy. - Nie wiem... - powiedziała słabo. I to było drugie kłamstwo. Znała tamtych chłopaków, a już z pewnością znała Jake'a Blackwooda. Był od niej dwa lata starszy, był przewodniczącym klasy i synem bogatego inżyniera, twórcy wielu Aren na Igrzyska. Katy znakomicie zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli Mathias zaatakowałby chłopaka, to byłby dla niego wyrok. Nie ważne, że był Kapitolińzykiem – nawet w Kapitolu byli ludzie przeciętni i ci wielcy, z którymi zadarcie oznaczało śmierć. A Jeremiah Blackwood zdecydowanie należał do tych drugich. - Nie znałam ich... Nigdy wcześniej ich nie widziałam... - dodała więc, patrząc swojemu bratu w jego piękne, zatroskane oczy i kłamiąc jak z nut, byle tylko ocalić go od jego własnej bezmyślności i porywczości. Mathias był kochany. Został przy niej, aż wyszła ze szpitala a potem jakimś cudem załatwił jej zwolnienie ze szkoły na cały miesiąc. I jasne, większość dnia spędzała sama w domu z matką, która albo była pijana albo odsypiała picie, albo nie było jej wcale, ale kiedy Math wracał z pracy, oboje wybierali się na wycieczki po Kapitolu. To właśnie wtedy po raz pierwszy jej brat zaczął uczyć ją walki – na pięści, z nożami, kijami i czymkolwiek co można znaleźć pod ręką. Uczył ją też strzelać i choć nigdy tego nie powiedział wprost, wiedziała, że robi to żeby tamta sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. I za to go kochała. |
| | | | Przypadki z wychowania nastolatki | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|