*trudno określić, ale jeśli już trzeba, to wędrowny magik, drobny złodziej i, od czasu do czasu, Strażnik Pokoju. Ale o tym później.*
Rodzina
*Tak naprawdę nigdy się nie liczyli. Oni wszyscy. Zawsze traktowali mnie pobłażliwie, chłodno, jak ,,tego gorszego'', wyrodnego syna z dziwnymi skłonnościami. Do tej pory nie wiem, czy bardziej się mnie bali, czy bardziej brzydzili. O kim mówię? O matce, ojcu i ciotce, w kolejności Rose, Wilhelmie i Carze Parker, jeśli już interesują Was imiona. Nigdy się dla mnie nie liczyli. Liczyła się tylko ona- mała, drobna, zagubiona, z oczami jak sarenka i jasną szopą na głowie- Cynthia. Ale o niej też później. W tej opowieści na wszystko jest miejsce. Teraz macie czas przygotować się na jej wejście. Więc - akcja!*
Historia
*-Wstawaj, William. No wstawaj. Ojciec Cię odwiezie. Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? Stała w bezpiecznej odległości, ja na łóżku, ona chwiejnie w drzwiach, kurczowo trzymając się framugi. Platynowe włosy miała spięte na czubku głowy w groteskowy kok, cmokające ze zniecierpliwieniem usta lśniły od nadmiaru wściekle różowej szminki. Przestępowała z nogi na nogę w tych swoich szpilkach, tup tup, kompletny brak klasy, czarne buty z malinową kokardą niemal większą od jej stopy. -William, nie bądź taki okropny. Piętnaście minut, wstawaj! Krótka sukienka była już mokra od tego, że ciągle wycierała w nią dłonie. Sama moja obecność ją stresowała. Biedna matka. Nie śpieszyło mi się do prywatnej szkoły, do której mnie zapisali, ale ulitowałem się nad nią i zwlokłem się z łóżka. Od razu zniknęła, tup tup, na polerowanych schodkach, zadowolona z wykonanej misji. No proszę, proszę, o to i wychodzi z jaskini lwa, nietknięta i wolna od straszliwego czaru! Cholerna pogromczyni własnego syna. *** Poznaliście już matkę i mnie, młodego wtedy gnojka. Ojca nie będę Wam przedstawiał; był miernym aktorzyną w tej sztuce. Ciotce Carze szło już lepiej, ale... też nie najlepiej. Widzę już w myślach, jak ziewacie, więc najwyższy czas, żebyście poznali Cynthię. Była śliczna. Przynajmniej dla mnie taka była. Drobna, delikatna, cera jak mleko, oczy jak źródełka, włosy koloru siana, miękkie i kręcone. Nos lekko zadarty, brwi cienkie, jakby wyskubane. Usta wąskie, dumnie wydęte, zgrabny podbródek i paleta drobnych zębów. Niziutka. Niepozorna. Lubiła tańczyć, śpiewać i szyć sukienki. Była ode mnie cztery lata młodsza. Kochałem ją, bo była jedynym stałym elementem mojego życia. I nigdy nie spodziewałem się, że sprawy potoczą się tak, a nie inaczej. *** -Nie lubię, kiedy palisz. Brzydko pachnie i jesteś zły. Zerknąłem na nią spod przymrużonych powiek. Mądra istotka. Zacisnęła usta w wąską linię, potem westchnęła. -Ostatnio nie lubię być w domu. Ty palisz, tata krzyczy, mama płacze, a ciotka Cara się na mnie złości. -A Ty? Co Ty wtedy robisz, Cyn? -Nadal Was kocham, wtedy jeszcze mocniej, żebyście to czuli i żebyście przestali się kłócić. *** Potem była szkoła publiczna. Panie i panowie, był to najlepszy i najgorszy etap mojego życia za jednym razem. Byłem szczęśliwy do szesnastych urodzin, a potem było już tylko gorzej. Miała na imię Diana. Ciemne włosy sięgające ramion, długie, jedwabiste rzęsy i przepastne szare oczy. Aksamitny głos, długie palce, zadbane paznokcie. Łabędzia szyja, wyraźne kości policzkowe, niepewny uśmiech pełnych, malinowych warg. Była piękna i była moja. Była jeszcze Ashe, nasza wspólna przyjaciółka, jasnowłosa i inteligentna, kochałem ją jak siostrę. Miałem je obie, siostrę i miłość mego życia, potem zaczęło się psuć. Przed piętnastymi urodzinami Diany dziewczyny się pokłóciły. Dość ostro. Nawet nie wiedziałem, czy i kiedy się pogodziły, kiedy przyszedłem na piętnastkę Diany. Otworzyła mi jej matka, twarz miała spuchniętą od łez. Diany nie było od trzech godzin. Chyba zamach. Byłem pewny, że to Ashe. Zawsze była zbyt inteligentna. Zbyt sprytna. Miała zbyt dziwnych znajomych, zbyt dziwne nawyki. Zabrała ją, karząc nas oboje. Nienawidziłem jej. Nienawidzę. I będę nienawidzić aż do dnia, w którym ją znajdę i zdołam zrobić to, co ona zrobiła Dianie. *** Studiowałem. Miałem zostać prawnikiem, ale byłem w tym beznadziejny. Filozofia też nie była tym, czego potrzebowałem. Jedyną rzeczą, którą kochałem robić, były sztuczki. Karciane albo nie, czary i magia były moją pasją. Rodzicom się to nie spodobało, wylali mnie z domu na zbity pysk, ale szybko znalazłem sobie mieszkanie, kupiłem talię kart i dwa komplety ubrań, innym słowem- wciąż żyłem. I miałem się dość dobrze. *** Potem możemy przeskoczyć już do wojny. Trafiłem do KOLCa- nieważne, że nie byłem ,,tym złym'', w końcu mieszkałem w Kapitolu, szybko nalepili mi etykietkę. Znalazłem matkę, ciotka zdołała uciec, a ojciec i Cynthia odeszli w czasie pościgów. Byłem przy niej wtedy, na głównej ulicy, kiedy Strażnik strzelił do ojca. Ten stał jak dureń, zbyt skołowany, zbyt słaby, więc zerwałem się do biegu. Oboje jednak wiedzieliśmy, że byłem zbyt daleko, żeby zjawić się na czas. Więc ona skoczyła, kula rozerwała jej szyję, trysnęła krew, następny pocisk trafił w potylicę ojca. Było za późno, to stało się od razu, chociaż może lepiej, nie zdążyła się tym zmęczyć. Byłem zrozpaczony. Kopałem ściany, drapałem skórę do krwi. Najpierw Diana, potem Cynthia, nie miałem szczęścia do kobiet. Potem pojawiały się ich tłumy, szczególnie po pokazach sztuczek magicznych, ciągały mnie do domów i liczyły, że je pokocham. Niektóre lubiłem, niektórych nie, ale żadnej nie kochałem, nigdy. *** Teraz zarabiam na siebie i na matkę. Głównie pokazami i małymi kradzieżami, dorabiam na etacie jako Strażnik Pokoju - mówiąc prościej, ukradłem kostium takowego, z konfiskat też można wyżyć. Co będzie dalej? Nie wiem. Wszelkie propozycje przyjmę chętnie - możecie mnie znaleźć w opuszczonym domu przy targu, codziennie koło południa wystawiam tam pokazy. Zostań, napijemy się, porozmawiamy. Może nawet zdołasz mnie polubić, a jeśli nie, może ja zdołam Cię okraść.*
Charakter
*Jaki właściwie jest Will? Ciężko to określić. Indywidualista, jeśli jest już zmuszony do pracy w grupie, zawsze przejmuje stery. Szarmancki gentelman, co może chociaż po części wyjaśnia kłębiące się przy nim tłumy kobiet. Wciąż łaknący zemsty za Dianę, nie umie się pogodzić z tym, że nie był przy niej, kiedy to się stało. Obraz tamtego wieczoru śni mu się po nocach, chociaż - do czego nikomu się nie przyznał i nigdy nie przyzna - rysy dziewczyny stają się rozmyte i niewyraźne, gubią się i zniekształcają w odmętach pamięci. Inteligentny i sprytny, może nawet zbyt inteligentny, co często sprowadza na niego kłopoty ze strony władz. Jednak spryt to wynagradza, umie się wybronić w chociażby i najtrudniejszej sytuacji. Ma poczucie humoru, lekki żart i dystans do siebie- a to się ceni, nieprawdaż? Nie potrafi mówić o swoich uczuciach i często kłamie na ich temat. Zresztą - kłamstwo ma we krwi, używa go tak często, że czasem sam nie potrafi już odróżnić, co jest prawdą, a co nie. Uparty do bólu i tak samo zawzięty. Zmienny jak pogoda, to, że któregoś dnia podał Ci rękę z uroczym uśmiechem albo skłonił w pas nie oznacza, że następnego nie spotka Cię z jego strony ociekająca sarkastycznym chłodem uwaga. Zwykle bywa po prostu... uroczy. Czarujący. Po prostu kolejny zagubiony w KOLCu chłopak, ukrywający za kartami nie tylko swoją twarz, ale również swoje myśli. Jego głos przy pokazach jest łagodny, nieco rozmarzony, wtedy też udaje się dostrzec na jego twarzy szczęście. Szkoda, że znika zaraz po wyjściu ostatniego widza.*
Ciekawostki
*- Zawsze nosi przy sobie wyświechtaną już nieco talię kart i nóż sprężynowy. Uroki życia w KOLCu, i tym podobne. - Jest uzależniony od papierosów, jednak podchodzi do tego ekonomicznie - w KOLCu nie jest łatwo dostać paczkę za niską cenę, więc wypala maksymalnie trzy papierosy na dzień, oszczędzając na ewentualny czas deficytu budżetowego. - Za prawym uchem ma cienką, srebrną bliznę, długości około dwóch centymetrów. Jest to pozostałość z czasów wojny o władzę, kiedy to dostał odłamkiem betonu ze zbombardowanego domu. Drugą bliznę, długości mniej więcej kciuka, posiada na klatce piersiowej w okolicy żeber po lewej stronie, po tym, jak kiedyś został zaatakowany na ulicach jeszcze snowowskiego Kapitolu. - Jedyną biżuterią, jaką posiada, jest srebrny nieśmiertelnik na jego szyi. -Uwielbia wszelkiego rodzaju owoce, ale w obecnych warunkach rzadko je kupuje - wiadomo, nie może się poszczycić wypchanym portfelem. Ani nawet samym portfelem.*