IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Finnick Odair & Sabriel Kent

 

 Finnick Odair & Sabriel Kent

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Finnick Odair & Sabriel Kent Empty
PisanieTemat: Finnick Odair & Sabriel Kent   Finnick Odair & Sabriel Kent EmptyNie Lis 23, 2014 1:34 am

„Dziwnie już bywało
nie dziwniej więc by się stało
Gdybyśmy się spotkali pod Wisielca drzewem o północy.”

Zaśmiał się gorzko.
Gdybyśmy... my, gdybyśmy my, pomyśl nad tym. Jacy my? My? Zgubiliśmy to po drodze. Może to ja, moja wina? Może ja się zgubiłem? ...się spotkali... kiedyś, na pewno, nie dziś, nie jutro, nie teraz. Tak myślałem. Często się mylę. To jeden z tych pieprzonych dni. To jeden z tych dni pomyłek. ...pod Wisielca drzewem...
...pod Wisielca drzewem...

Skąd wiedział, że tak to się skończy?

...o północy.

Zagryzał pięści, wciskał twarz w mokrą od potu i łez poduszkę nie potrafiąc znieść myśli, że leży obok niego, nawet nie potrafił podnieść wzroku na zasnutą obojętnością, sennym rozmarzeniem twarz. Gardło zaciskało się, dłonie drżały zaciśnięte na aksamitnym materiale. Głośno przełykał ślinę, często podnosił się bezszelestnie, choć z trudem panował nad ciałem, które zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. Umierał? Czy to światło za oknem? Śmiał się, to cierpki śmiech, ale dźwięk, żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Czy to światło za oknem? Dokąd prowadzi? Chwytał za kieliszki, czasem rozbijały się o podłogę, ale ona miała głęboki sen. Głęboki sen. Na arenie głęboki sen oznaczał śmierć. I znów te wizje, i znów te obrazy, barwne, intensywne. Metaliczne. Już zdążył zapomnieć, naprawdę zdarzało mu się, ale to znów wracało. Sprowadzało go do parteru, przygniatało do ziemi. A mięśnie jakby odmawiały posłuszeństwa. Jak wtedy, gdy pił, gdy zataczał się w kuchni, opadał na stół i wtulał twarz w zimną powierzchnię. Kojąco zimną. I łkał do niewidzialnego przyjaciela. I jakby wysoko się nie wspiął, jakkolwiek nie starałby się podnieść, jego emocjonalność, godność pozbawiona powłoki nadal toczyły się schodami w dół. Czekał na głuche uderzenie, gdzieś w końcu musi znajdować się dno. Dno.
O północy budził się, nie odwracał w jej kierunku, oddalał coraz bardziej nieświadomy, że niszczy znów to, co starał się naprawić. Ledwo zbudował fundamenty, ledwo nauczył się sprawiać pozory, nie pozory miłości, a pieprzone pozory umiejętności radzenia sobie z problemami. Wszechobecna irytacja, obrona przez atak, milczenie. Nie potrafił tego naprawić. Brakowało budulców? Kiedyś był naiwny, wierzył że relacje można zbudować na czystym odwzajemnionym uczuciu. Ale przecież wieczność poddawał się wierze w coś, co obiecał mu świat, za każdym razem, nawet gdy znów życie kopało go pod nogach na przemian rzucając pod nie kłody i wiejąc w oczy szklanym wiatrem. Na końcu, chyba w tym miejscu, w którym się zatrzymaliśmy, może nawet troszkę wcześniej, odsunął się od tego, odsunął się od nadziei, choć ta sprytnie nadal próbowała omamić go swoimi wdziękami. Ale nie oszukiwał się, po drodze stracił nadzieję w słowa, w czyny i ludzi. Chociaż wątpliwe, by kiedykolwiek od momentu jego własnych dożynek, był emocjonalnie wierny temu, co podpowiadał mu zmanipulowany przez słodkie obietnice umysł. Był beznadziejnym dzieckiem. Był beznadziejnym nastolatkiem. Był beznadziejnym triumfatorem. Był beznadziejnym kochankiem. Narzeczonym. Wybawcą. Przyjacielem. Człowiekiem.
I gdy wchodził po schodach to nogi ciążyły, jakby obolałe, i najchętniej, najleniwiej wcisnąłby się do windy, oparł o lustro bojąc się spojrzeć we własne odbicie, gdyby to co miałby zobaczyć, mogło go w jakikolwiek sposób rozczarować. To tak jak oglądanie Annie, gdy śpi. To tak jak katowanie się nagraniami z igrzysk, analizowanie taktyk, pomyłek, triumfów. Najbardziej lubił przyglądać się samemu sobie, powolnej degeneracji osobowości, upadku człowieczeństwa. I śmiać się głośno potem do własnej twarzy w lustrze, gdy starał się uspokoić i nie sięgnąć po kolejną flaszkę. Gdy zagryzał wargi, zaciskał pięści i rzucał się po pokoju w niemocy nienawidząc ludzi, których musi oglądać, nienawidząc świata, w którym dane mu było żyć. I nienawidząc samego siebie za to, jakim był zmarniałym, karykaturą człowieka przedstawianego w telewizji. Piękna postać, uśmiech naciągnięty na twarz, oczy roześmiane i czułe, dziwacznie roześmiane, nienaturalnie szczęśliwe. Może znowu okłamuje sam siebie? Może to nie rzeczywistość? Może znów nim manipulują.
Kto jest bardziej szalony? Ty czy Annie, Odair?
I nie myślał już nad tym, oczyszczał obolały umysł z negatywnych myśli, chłonął chłód ścian starając się przelać go na swój roztrzęsiony umysł.
Jesteś aktorem. Graj swoją kolejną rolę. Graj tak jak zagra ci w duszy.

A najgorsze było to, że nie czuł nic. Cisza, gdy dzwonił do drzwi. Nawet serce na moment ucichło, gdy te się uchyliły, a on miał nadzieję ujrzeć śmierć zamiast jej przemienionej, znajomej ale jednak dalekiej twarzy. I dopiero potem zauważył. I powoli dotarło. Chyba próbował się zaśmiać, naprawdę, ale z jego ust wydobył się tylko urwany jęk, czuł jak drży na ciele, jak jakiś stanowczy głos krzyczy mu do ucha natarczywie, aby uciekał, odwrócił się i odszedł. On jednak pokonał szklaną ścianę, przebił się przez oporę i zbliżył, jakby próbował wejść do środka.
Jesteś aktorem! Graj swoją kolejną rolę.
Śmiech na sali.
Graj tak, jak zagra ci w duszy.
Ale z zewnątrz wydobył się jedynie stłumiony szloch.
Ale usta nada zaciśnięte.



Powrót do góry Go down
the civilian
Sabriel Kent
Sabriel Kent
Wiek : 15
Zawód : bezrobotna
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż

Finnick Odair & Sabriel Kent Empty
PisanieTemat: Re: Finnick Odair & Sabriel Kent   Finnick Odair & Sabriel Kent EmptyNie Lis 23, 2014 2:15 am

„It's the Things We Love the Most, that Destroy Us.”

Mieszkając u Reiven Ruen, Sabriel stawała się bardzo powoli inną osobą. Mówią, że żyjemy nie tylko miarą lat, lecz również osób które spotykamy i które nas zmieniają. I tak w życiu panny Kent nastał nowy rozdział. Nikt nie mówił, że było jej łatwo ale od pamiętnego wypadu z Cordelią nie łamała już więcej zasad. Zrozumiała, że nie ma to sensu. Poza tym w pewnym sensie odpowiadał jej taki stan rzeczy, taka rzeczywistość, jaką gwarantowała jej pani Dowódca Strażników Pokoju. Jej zadania i obowiązki były jasne i choć czasem męczące, to nie musiała do wykonywania ich poświęcać swojej moralności. Ot, gotowanie, sprzątanie, robienie zakupów, drobne naprawy w domu. Można powiedzieć że z szesnastoletniej buntowniczki zamieniła się w typową kurę domową. Czy była szczęśliwa? No cóż, nie jest łatwo być szczęśliwym kiedy ma się świadomość bycia nieletnią przyszłą matką, która w dodatku nie będzie mogła liczyć na wsparcie ojca dziecka. I która mieszka pod jednym dachem z osobą planującą jej to dziecko odebrać. Ale zwolniono ją z obowiązku podejmowania decyzji, nie musiała się już martwić o to czy dożyje kolejnego dnia, nie musiała uciekać i się ukrywać. To zdecydowanie przynosiło jej uczucie komfortu.
W takich oto warunkach miała mnóstwo czasu na rozmyślanie. Przede wszystkim o Finnicku. O tym, czy naprawdę była dla niego tylko kolejną małolatą, dziewczyną w jego łożu jakich wiele? O tym, czy brzydził się ich wspólnych chwil po tym jak dowiedział się, że sprzedawała swoje ciało? O tym, co zrobiłby gdyby dowiedział się o dziecku. Myślała też o samym dziecku, oswajając się z myślą, że je urodzi. Nie traktowała go jednak jak człowieka, dopóki po raz pierwszy nie poczuła lekkiego poruszenia w brzuchu. Mogła to sobie wyobrazić, ale to nie miało znaczenia bo właśnie wtedy zrozumiała, że ta istotka w niej żyje – że nie jest tylko zlepkiem komórek a prawdziwą osobą.
Relacje Sabriel i Rei się powoli ocieplały. Kobiety znajdowały sobie wspólne tematy. I nie, nie były przyjaciółkami ale zdarzało się, że siadały wieczorem w ogrodzie i oglądały zachód słońca, popijając lemoniadę. To było i tak spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę początkową ich niechęć do siebie.
W ciągu wiosny Sabriel nabrała na wadze, jej brzuch się zaokrąglił. Ona nawet zaczęła wyszywać ze skrawków materiału różne szmatki czy gałganki dla dziecka! Nie wiedziała co będzie po porodzie. Reiven chciała dziecko zabrać, ale im więcej czasu mijało tym bardziej Sab była pewna, że nie chce się z dzieckiem rozstawać. Bądź co bądź było jej, rosło w niej i z niej powstało. To ona musiała się nim zająć i być za nie odpowiedzialna a nie kto inny. Wiedziała jak naiwne są to mrzonki, ale nie potrafiła się z nich otrząsnąć.
Nie miała już praktycznie nadziei, że kiedykolwiek ujrzy Odaira. Już pani Ruen tego dopilnuje.
Nie spodziewała się go też wtedy, ani odrobinę. Inaczej może lepiej by się ubrała? Albo raczej wyniosła jak najdalej. Bała się tego spotkania i w pierwszej chwili chciała odskoczyć od drzwi, ukryć pod stołem i zniknąć. Bała się nadziei, bała się bólu, ale przede wszystkim bała się prawdy. Dopóki nie wiedziała, co on na jej temat sądzi, dopóty mogła mieć nadzieję, że złość z ich sprzeczki mu przeszła i choć mile ją wspomina. A teraz miała dowiedzieć się prawdy?
„Przestań!” pomyślała do siebie, zaciskając swoje drżące dłonie. „To Finnick! Nadal go kochasz! Skoro tu przyszedł to widocznie ma w tym jakiś cel! Pozwolisz mu odejść z niczym? A jeśli Rei mu wszystko powiedziała i przyszedł cię przeprosić? Albo jeśli mu nie powiedziała i to jest twoja jedyna szansa na ujawnienie mu prawdy?”
Przełknęła ślinę, naciągnęła wyblakłą, niebieską koszulę mocniej na wystający już brzuch i otworzyła drzwi.
- Finnick. – była tylko w stanie powiedzieć. Uśmiechnęła się przyjaźnie. Chciała mu się rzucić na szyję, przytulić się ale się bała. Powtarzała sobie w myślach, że dla niego to na pewno jest ciężkie a ona nie może mu tego jeszcze utrudniać. - Proszę, wejdź. – zaprosiła go do środka sztywno, odgarniając kosmyk włosów za ucho i ruszyła do salonu, potykając się w połowie drogi o własne nogi. Na szczęście odzyskała równowagę i cała spąsowiała poprowadziła go dalej.
Powrót do góry Go down
Finnick Odair
Finnick Odair
Wiek : 25 lat
Zawód : myślę
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny

Finnick Odair & Sabriel Kent Empty
PisanieTemat: Re: Finnick Odair & Sabriel Kent   Finnick Odair & Sabriel Kent EmptyPon Lis 24, 2014 9:25 pm

Raz dwa trzy. Dziś ofiarą będzie...
...twoje sumienie?

Pomyłka. Nie był ofiarą, w zasadzie już zaczął wątpić, czy kiedykolwiek można było podłączyć pod jego imię i nazwisko tę zaszczytną etykietkę, odkąd pamiętał pełnił rolę kata. Zatrzymując się w tym punkcie – kogo dokładnie mamy na myśli? Poprzez dziesiątki ludzi, których śmierć oglądał, którym zadał on ją z własnej drżącej pozornie dłoni, jakby faktycznie towarzyszyły mu jakieś emocje, jakby faktycznie go to przejmowało, kończąc na własnej duszy, kończąc przed drzwiami z napisem „Game over”. Kiedyś mógłby żałować swojej decyzji, jeśli faktycznie ktokolwiek dał mu szansę, żeby zadecydować, w którą wówczas stronę chciał iść. Mowa o Igrzyskach, o tej wielobarwnej grze (ale z dominującym kolorem - czerwień), którą toczył wielokrotnie we własnym umyśle, odtwarzał pierwotną rozgrywkę i zatrzymywał się zawsze tam, dokąd wiodła ta ponura i masochistyczna droga zwycięzcy. Wina. Nienawiść. Poczucie zdrady, osaczenia oraz niesprawiedliwości. Ostatecznie jednak dochodził do wniosku, że powinien był zakończyć to dawno temu, zanim tak właściwie się rozpoczęło i zanim mógł zrobić pierwszy ruch. Tak chciała kostka, padło na niego, wylosował większą ilość oczek i ruszył do przodu, prosto w gąszcz sojuszy, morderczych zabaw w kotka i myszkę. Odchodzisz od stołu? Prosta decyzja. Nie musisz się przejmować. To koniec. W każdym momencie gry można podjąć tę z pozoru łatwą decyzję, ale takie są tylko wrażenia, pozory, gdy widzisz walczących i rozgorączkowanych trybutów na arenie. Dla ciebie to tylko ruchome laleczki naciągnięte na napiętą skórę, niezgrabne, zgubione i roztrzęsione, po prostu nieidealne i tak bardzo ludzkie, jak bardzo ludzki potrafisz być ty. Ale kamera dodaje uroku, dodaje szału i sprawia wrażenie, że to inny świat, że patrzysz w głąb wyreżyserowanej przez spaczonego artystę historii. Ale przecież mógł, prawda? Zawsze będzie to pieprzone „ale” stojące pomiędzy przebaczeniem a sumieniem. I nie będziesz mógł ruszyć dalej, chociaż chciałbyś, bo twoje życie nadal stoi krok za tymi wydarzeniami, w martwym punkcie. I w tym właśnie momencie odczuł jak zegar zaczyna znowu tykać, kiedy coś się dzieje, kiedy zaczyna się coś rozwijać. Nieważne czy metaforycznie, czy to tylko to biedne dziecko zwinięte w kłębek w jej łonie. Nieważne. To tak jakby w końcu zaczerpnąć powietrza, ale zbyt wiele, dusić się nim, dusić się tym iluzorycznym szczęściem nasączonym rozpaczą i zdradą. I swoją piękną porażką, której owoc oglądał właśnie w tamtym momencie.
Podniósł dziwny, niewidoczny wzrok na Sabriel słysząc oczywiście jej słowa, ale z początku nie reagując, jakby to było tylko tło tego, co rozgrywało się w jego wnętrzu. Serce było spokojne, na moment stawało, jakby zmęczone, czym? Wędrówką po schodach? Szokiem? Jak inaczej można byłoby to nazwać? Najzabawniejsze było jednak to, że w tym momencie zachowywał się, myślał jak dziecko, tymczasem ważna decyzja, coś szczególnie istotnego ciążyło na nim. A czas leciał. Pobudzony do działania czas pędził przed siebie, a jemu zostało taK mało czasu. Ślub. Annie. Tik tak, tik tak. Sabriel. Dziecko. Tik tak, tik tak. Rosemary. Johanna. Getto. Likwidacja. Tik tak, tik tak. Reiven. Kolczatka. Tik tak, tik tak. Charles. Cmentarz. Kimbra Ginsberg. Tik tak, tik tak.
Wchodzisz lub uciekasz. Ale pamiętaj – to nie rozwiąże problemów.
Wiem? Wiem to, cholera, wiem.
Ruszył więc za nią, choć każdy krok zdawał się ciężki, a przed nim szklana szyba, bo widział ją, ale nie potrafił dotknąć. Ale niewidzialna ściana nagle się rozsypała i zanim zdążył o tym pomyśleć, zanim ona tak naprawdę zdążyła złapać równowagę, był już przy niej, obejmował nieporadnie, jak niedoświadczony prawiczek nie wiedząc naprawdę, jak powinien potem postąpić. Cofnąć się? Odskoczyć? I znów – uciec? Dlatego ujął jej ramię w akcje cichej desperacji, nadal niefinnickowo zawstydzony, roztrzęsiony, co starał się usilnie ukryć. Jego ciało, nieprzyzwyczajone do odsłaniania się na zewnętrzne ataki, starało się. Ale w takim oto żałosnym stanie odprowadził ją do znajomej kanapy, pozwolił by usiadła i sam w końcu odetchnął z ulgą bo ciężar zniknął, na chwilę, aby zaraz potem powrócić.
-Który to...? - urwał w połowie zdania, obejrzał ją jeszcze raz, odwrócił się i cofnął do wylotu salonu, aby oprzeć się o framugę, skupić wzrok na punkcie za oknem nie – Nie, zresztą, nie mów – dodał jakby zirytowany. Swoją głupotą? Nieuwagą?
Przepraszam?
Dlaczego go nie usunęłaś?
Co teraz?
TY jesteś dorosły, TY jesteś za to odpowiedzialny, TY powinieneś ponosić za to konsekwencje, nie ona.
-Musi... muszę... - gorzki śmiech – nie, rozwiążę to jakoś, po prostu... - wdech, wydech, wdech, wydech i kolejna salwa urwanego w połowie śmiechu – Ykhm. Dobrze – odchrząknął, pozwolił, aby jego głos nabrał naturalnej barwy, znów głęboko odetchnął i kontynuował patrząc tym razem na nią i starając się, aby świadomość dziecka w drodze nie zepchnęła go z powrotem na kolana – Powiedz, czego potrzebujesz.
Powrót do góry Go down
the civilian
Sabriel Kent
Sabriel Kent
Wiek : 15
Zawód : bezrobotna
Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk, fałszywy dowód, nóż

Finnick Odair & Sabriel Kent Empty
PisanieTemat: Re: Finnick Odair & Sabriel Kent   Finnick Odair & Sabriel Kent EmptyPon Lis 24, 2014 10:09 pm

Kiedy poczuła na sobie jego dotyk, przeszedł ją dreszcz. Ostatnią osobą, którą ją dotykała była Cordelia, która uraczyła ją paroma krótkimi uściskami, a wcześniej Finnick, ponad pół roku temu. Dotyk drugiej osoby był dla niej tak niecodzienny, że odruchowo się wzdrygnęła ale nie odsunęła się. Co więcej, nawet pomimo tego, że starała się trzymać swoje ciało na wodzy, odruchowo przylgnęła nieco bliżej do mężczyzny. Pozwoliła mu się odprowadzić do kanapy i opadła na nią, poprawiając poduszki, żeby usiąść wygodnie. Tak naprawdę, nie czuła się najgorzej. Spodziewała się, że na tym etapie ciąży nie będzie w stanie się ruszyć, że będzie latała do łazienki co pięć minut i inne takie. Tymczasem mogła funkcjonować całkiem normalnie, może poza tym że po pół godziny ciągłego stania zaczynał ją boleć kręgosłup i nogi, i że w nocy nie mogła się wygodnie ułożyć, przez co była wiecznie niewyspana.
Widząc, jak Finnick miota się przy oknie podniosła się z zamiarem podejścia do niego i przytulenia go, tak jak zrobiła kiedyś bardzo dawno w czyjejś kuchni, ale uświadomiła sobie że z takim brzuchem będzie to wyglądało co najmniej dziwnie i opadła z powrotem na poduszki.
- Finn... - zaczęła, a jej głos się lekko załamał.- Nie martw się. Poradzę sobie. Reiven... Dba, żeby dziecku niczego nie brakowało. Przygarnęła mnie kiedy nie miałam dokąd pójść i za to będę jej zawsze wdzięczna. Zabroniła mi też go usunąć i na początku jej za to nienawidziłam, ale teraz się cieszę, że tego nie zrobiłam. Potrafiłam zadbać o siebie, to o niego też zadbam. - wytłumaczyła, po czym zrobiła sobie chwilę przerwy. - I spokojnie, nie wrócę do prostytucji. Póki co utrzymuję dom Reiven w zamian za wyżywienie i zamieszkanie, myślę, że znajdę kogoś kto będzie potrzebował gosposi. Mogę też robić inne rzeczy. Znam się na modzie, potrafię pisać, znajdę sobie pracę. - Nie wspomniała o tym, że wtedy przecież musiałaby z kimś zostawić dziecko. Prawdę powiedziawszy na ogół nieczęsto sięgała myślą tak daleko, poród stanowił dla niej grubą, czarną krechę na horyzoncie poza którą wszystko było zamazane. Bała się o tym myśleć, ale nie zamierzała tego okazać przed Finnickiem. Był dla niej zbyt ważny. Nie chciała go przestraszyć i przez to stracić.
- Oczywiście będziesz miał pełne prawo widywać się z nim, kiedy tylko będziesz chciał. Gdziekolwiek będzie nasz dom, zawsze będzie też Twoim domem. Przepraszam, że stawiam cię w takiej sytuacji, ale nie oddam go Tobie i Annie. Wiem, że Reiven to proponowała ale to moje dziecko i nie mam zamiaru go zostawić, nawet jeśli miałby z wami pełną i szczęśliwą rodzinę. - kontynuowała, choć chwilami głos jej drżał. Tak wspaniale było widzieć go, tak blisko, prawdziwego, żywego. Kochała go teraz jeszcze mocniej niż kiedykolwiek, choć wiedziała, że to nie ma żadnego znaczenia i że nigdy nie będą już bliżej niż na odległość jej brzucha czy dziecięcych rączek.
- I tak w ogóle, gratuluję zaręczyn. Naprawdę. - uśmiechnęła się wesoło, bez cienia zazdrości czy cynizmu. Naprawdę cieszyła się jego szczęściem, tym bardziej że historia Odaira była w Kapitolu powszechnie znana, więc Sab wiedziała jak wiele musiał on wycierpieć razem z Annie Crestą. Patrzyła na niego tak jakby to on był nastolatkiem, który musiał wiele wycierpieć i jest zagubiony i potrzebuje pomocy, a nie ona.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Finnick Odair & Sabriel Kent Empty
PisanieTemat: Re: Finnick Odair & Sabriel Kent   Finnick Odair & Sabriel Kent Empty

Powrót do góry Go down
 

Finnick Odair & Sabriel Kent

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Sabriel Kent
» Sabriel Kent
» Sabriel Kent - Frans Lyytikäinen
» Finnick Odair
» Finnick Odair

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-