IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
[Beta] Brzeg jeziora

 

 [Beta] Brzeg jeziora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyPon Mar 24, 2014 1:35 am

[Beta] Brzeg jeziora One-of-the-last-views-in-new-brunswick-perce
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyPon Mar 24, 2014 5:35 pm

// poduszkowiec, hihi.

Gdyby światło z takim uporem nie próbowało oślepić mnie natychmiast po otworzeniu oczu, a w powietrzu nie unosiłby się zapach dymu, pomyślałabym, że wszystko jest w porządku. Że nie ma się czego bać, że to tylko całkiem przyjemny sen tuż przed przebudzeniem się i wylądowaniem na terenie Dystryktu Trzynastego. Powinnam się wręcz spodziewać czyjejś ręki, która zaraz mną potrząśnie, bym w końcu otworzyła oczy i natarczywego głosu informującego mnie o bliskim lądowaniu.
Każdy zmysł i każdy nerw mówi mi jednak, że byłabym wówczas w ogromnym błędzie.
Trawa, na której leżę, jest zaskakująca miękka, a słońce przyjemnie grzeje mi twarz, jednak na tym przyjemności się kończą, stłumione przez narastającą panikę i tysiące myśli przemykających z zawrotną prędkością przez moją głową. Nadal nie otwieram oczu, jednak powoli koncentruję się na każdym zmyśle, bojąc się jednak, co się stanie, gdy otworzę oczy. Ciało mam obolałe, ale nie na tyle, by uznać, że coś mi dolega, w gardle czuję natomiast suchość. Wciąż jednak ani drgnę, starając się oddychać spokojnie i miarowo. Wychodzi mi to dopiero po chwili. Próbuję dociec, co się stało, lecz siłując się z własną pamięcią, dochodzę do wniosku, że oprócz komunikatu pilota nie utkwił w niej jakikolwiek szczegół, który mógłby rzucić trochę światła na obecną sytuację.
Sekundy wloką się powoli w zupełnej ciszy, zamieniając w minuty, a ja z każdą z nich odzyskuję sprawność myślenia. Światło staje się coraz bardziej natarczywe, więc marszczę powieki, jednak po krótkim zastanowieniu dochodzę do wniosku, że powinnam zrobić kolejny krok - otworzyć oczy. Podnoszę powoli jedną powiekę, a zaraz potem drugą, krzywiąc się, gdy promienie słońca niemal zupełnie mnie oślepiają. Gdy mój wzrok przywyka do jasności, zauważam błękitne niebo i kilka sunących po nim chmur. Leżę jeszcze przez chwilę, oddychając głęboko zaskakująco świeżym powietrzem i wsłuchując się w ciszę.
W ciszę.
Z pewnym oszołomieniem uświadamiam sobie, że odkąd się obudziłam, nie usłyszałam nawet najcichszego szmeru, co od razu wzbudza mój niepokój. Czuję na twarzy wiatr, jednak od czasu do czasu powinnam zarejestrować jego chociażby najlżejsze poświstywanie. Panująca wokoło cisza jest nienaturalna.
Z bijącym szybko sercem postanawiam zaryzykować i przewrócić się na bok, modląc się, by żadna część mojego ciała nie przerwała tej czynności nagłym bólem, o którym nie miałam wcześniej pojęcia. Biorę więc głęboki wdech i zaciskam zęby, po czym przewracam się na prawą stronę i szykuję na najgorsze. Nic się jednak nie dzieje, dochodzę zatem do wniosku, że najpoważniejszą rzeczą, jaka mi dolega - pomijając dziwną ciszę - jest kilka siniaków.
Jednak gdy tylko dociera do mnie ta myśl, zauważam coś jeszcze. Tuż przede mną na plecach leży Noah, wciąż przypięty pasem do swojego fotela, co od razu działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Podnoszę się natychmiast, zapominając o tym, że może mi się zakręcić w głowie, i niezdarnie przesuwam się ku niemu na klęczkach. Z ulgą zauważam, że jego klatka piersiowa unosi się i opada.
- Noah, nic ci nie jest? - pytam, potrząsając ramieniem przyjaciela, lecz nagle dzieje się coś dziwnego.
Nie słyszę swoich słów, chociaż jestem przekonana, że je wypowiedziałam. Z dezorientacją unoszę dłoń ku szyi i próbuję powiedzieć coś jeszcze, jednak odpowiada mi cisza. Dopiero teraz rozglądam się na boki, jakby szukając czegoś, co posłuży mi za wyjaśnienie, dlaczego nic nie słyszę - i nie muszę szukać daleko.
Znajdujemy się nad jeziorem, a zaledwie kilka metrów od nas dostrzegam spory fragment wraku poduszkowca, z którego unosi się gęsty i ciemny dym. Zauważam też jakąś kobietę wyglądającą na pilota, przygniecioną przez fotel. Otwiera ona usta, jakby krzyczała, lecz nie wydobywa się z nich żaden dźwięk - sprawia to, że błyskawicznie udaje mi się znaleźć ostatni fragment układanki. Poduszkowiec musiał się jakimś cudem rozbić, a ja zwyczajnie ogłuchłam.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyPon Mar 24, 2014 8:27 pm

    poduszkowiec. c:



Zawsze wydawało mi się, że w śmierci jest coś podniosłego, że koniec będzie bardziej patetyczny czy triumfalny, że będzie alternatywą do tego, z czym zetknęliśmy się wcześniej. Może pozbawiony śpiewającego w tle chóru, a przez wszechogarniającą ciemność nie przebiją się promienie światła. Nie ujrzymy twarzy najbliższych, a sceny z naszego dotychczasowego życia nie przewiną nam się przed oczami, niczym kadry z filmu, który tylko nam byłoby ocenić. Nie zaleje nas zabliźniająca wszystkie rany, cudowna fala wybaczenia dla nas samych i dla tych, którzy nas skrzywdzili. Świat nie stanie się lepszy bez nas i zapewne będzie taki sam jak przedtem, a my okażemy się nieznaczącą jednostką, której zniknięcie nie zaburzy działania cudownego mechanizmu społeczeństwa. A po drugiej stronie nie będzie nic więcej i nic lepszego, jedynie jeszcze więcej ciemności i zimnej pustki.
Ale liczyłem na jedno – na chociaż lekki, ale niezduszony powiew harmonii. Uczucia, że wszystko jest na swoim miejscu, każdy element układanki idealnie dopasowany, tak jak powinien, przynajmniej raz. Miałem nadzieję na z wolna wypełniający moje wnętrze spokój, który rozlałby się od klatki piersiowej aż po same koniuszki palców, jakby płynął w moim krwiobiegu i dotykał każdą komórkę ciała. I ciemność, niczym niezmącona – ta, na której można powyliczać bez żadnego problemu wszystkie konstelacje, nawet jeżeli tym razem nie mógłbym tego zrobić.
Ale temu co się zdarzyło daleko było do harmonii. Nie chodzi mi jedynie o fakt odłączającego się od kadłuba kokpitu czy przeszywającej powietrza kakofonii krzyków.  Spokój przychodzi, kiedy mu na to pozwalamy, a ja byłem od tego daleki. Nie chciałem być oderwanym od tej cienkiej linii życia, zupełnie jakbym niespodziewanie miał co stracić i usilnie się jej trzymał. Nie była to myśl, ani nawet pojedyncze słowo, które przecięło mój umysł. Jedynie uczucie, nagle pojawiający się znikąd instynkt przetrwania szepcący, że jeszcze nie teraz.
Nie mogło trwać to długo, parę sekund może paręnaście; wydarzyło się gdzieś pomiędzy moim zaciśnięciem powiek, uderzeniem w moją skroń czyimś plecakiem, a zetknięciem się z twardym gruntem; i gdybym z zacięciem nie otwierał oczu przez jeszcze chwilę, może mógłbym nadal oszukiwać się, że były to jedynie wyjątkowo silne turbulencje.
Ale nie mogłem. Warkot którejś z dogorywających turbin rozdzierał panującą dookoła nieprzyjemną i nienaturalną ciszę, a podmuch wiosennego wiatru mógł co najmniej wprawić w niepokój. Zachłysnąłem się powietrzem, jakbym dopiero teraz odzyskał całkowitą przytomność, tym samym wreszcie znajdując w sobie pokłady motywacji, aby otworzyć oczy i zmierzyć się z tym, co może mnie zastać. Ale nawet, kiedy to zrobiłem nie zobaczyłem nic więcej, poza roztaczającym się nade mną niebem. Mogło to być te, które widać nad Trzynastką, ale i Dwunastką, czy wszystkimi pobliskimi dystryktami, i nawet jeżeli nie było to w tym momencie najistotniejsze, to wydawało mi się, że w chociaż nieznacznym stopniu strzępy informacji mogłyby mnie uspokoić.
Nerwowymi ruchami starałem się odpiąć pasy, pod nosem niekoniecznie cicho rzucając wiązankę przekleństw, która najprawdopodobniej nie miała żadnego większego sensu. Co chwilę wierzchem dłoni ocierałem spływającą ze skroni krew, co doprowadzało mnie do jeszcze większej irytacji, która nigdy nie dotknęłaby mnie gdyby nie beznadziejność sytuacji i wszechobecny chaos, który złośliwie kontrastował z sielską mieszanką zieleni i niebieskiego, która wciąż wirowała mi przed oczami.
Dopiero po chwili dostrzegłem zbliżającą się do mnie Cypri, co przyniosło mi chociaż przelotne uczucie radości, że nic poważnego jej się nie stało, ani, że żadne z nas nie jest zdane wyłącznie na siebie. Ledwo powstrzymałem się od ponownego opadnięcia ze zrezygnowaniem na fotel, bo nie mogliśmy i nie powinniśmy znaleźć w tej sytuacji więcej triumfu, niż wypadało. W powietrzu unosił się niepokojący zapach spalenizny, byliśmy bóg-wie-gdzie, najprawdopodobniej odcięci od świata i nie mogliśmy nawet jeszcze ocenić, jak źle naprawdę było.
W odpowiedzi na pytanie Cypriane machinalnie skinąłem głową, jakbym nie był jeszcze zdolny do złożenia zdania.
- Chyba tak, tak sądzę – rzuciłem zaraz po tym spoglądając na swoją kostkę, która dopiero teraz dała o sobie znać, kiedy poziom blokującej ból adrenaliny zaczął z wolna opadać. – To znaczy – zacząłem, jednak urwałem nie będąc nawet w połowie, kiedy zauważyłem dezorientację na jej twarzy. – Nieważne – dodałem już praktycznie sam do siebie, domyślając się, że najprawdopodobniej Cypri i tak nie mogła mnie usłyszeć. Zawahałem się na krótką chwilę, jednak zadanie jej tego samego pytania, które padło przed chwilą z jej strony wydawało się w tym momencie bezcelowe. Zmierzyłem ją więc jedynie wzrokiem, nie dostrzegając nic poza paroma siniakami, co mogłoby wprawić mnie w jeszcze większe zaniepokojenie. Zaraz potem wskazałem jej na pasy, z których sam nie mogłem się wyplątać i dopiero po chwili przypomniałem sobie o wciąż znajdującym się na dnie mojej kieszeni scyzoryku, w końcu odblokowując felerne, czy w tym wypadku zbawienne zapięcie i wyswabadzając się z fotela.
Świat wciąż wirował dookoła, a ja usiłując wstać zakręciłem się razem z nim tracąc orientację, której przecież nie posiadałem też chwilę wcześniej. Musiałem dać sobie parę sekund, aby kontury drzew, linia horyzontu i wszystko co jeszcze nas otaczało na powrót nabrało kształtów, a ich kontury wystarczająco się wyostrzyły; ale parę sekund mogło być o parę za dużo.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyWto Mar 25, 2014 5:43 pm

Z każdą upływającą chwilą coraz bardziej denerwuje mnie panująca wszędzie cisza. Jedyne, co słyszę, to moje myśli, które krążą mi w głowie niczym rój pszczół. Reszta przypomina niemal oglądanie filmu katastroficznego z wyciszonym dźwiękiem, a to wbrew pozorom sprawia, że nasza sytuacja wydaje się być jeszcze bardziej beznadziejna. Wszystkie zmysły oprócz słuchu mam wyostrzone, więc być może dlatego jego utrata jest tak irytująca. Co chwila jakimś cudem powstrzymuję się od gniewnego potrząśnięcia głową, jakbym naprawdę uważała, że pomoże to chociaż trochę. Serce nadal bije mi szybko, gdy rozglądam się wokoło, skupiając wzrok na każdym szczególe.
Okolica jest zupełnie spokojna, wiatr od czasu do czasu porusza trawą i niebieską taflą jeziora, a chmury przesuwają się powoli po niebie, jednak strzelam, że taki krajobraz można znaleźć chyba w każdym dystrykcie. Nie pociesza mnie to, bo odgadnięcie, gdzie się znajdujemy, jest zarazem trudniejsze. Chociaż mimo wszystko nie byłabym zła, gdybyśmy rozbili się w Czwórce, lot trwał jednak na tyle długo, byśmy zostawili ten dystrykt daleko za sobą. Możemy być gdziekolwiek.
Im dłużej grzebię w pamięci, usiłując przypomnieć sobie czas, w jaki leciało się z Siódemki do Trzynastki, tym bardziej dociera do mnie, że to i tak nic nie da - nie znamy nawet terenu, nie wiemy, kto jeszcze przeżył i co stało się z drugim poduszkowcem. Chyba jedyne, na czym powinniśmy się teraz skupić, to zadbanie o siebie.
Wzdycham z poirytowaniem i spoglądam na Noah, uświadamiając sobie, że coś do mnie mówi. Nie słyszę oczywiście ani słowa, ale zauważam, że wskazuje na swoje pasy. Chwilę później udaje mu się jednak z nich uwolnić, więc dochodzę do wniosku, że spływająca po skroni Atterbury'ego krew to chyba jego największe zmartwienie.
Podnoszę się ostrożnie z ziemi i prostuję, czując się zdecydowanie bardziej obolała niż przedtem. Nie chcę nawet sprawdzać, gdzie mam siniaki, wystarczy mi, że najpewniej moja skóra przybrała w tym miejscu fioletowo-niebieski kolor z domieszką żółci. Spostrzegam, że Noah też wstaje, lecz zatacza się - robię więc krok w jego stronę, gotowa w każdej chwili go po podtrzymać. Mam ochotę znów zapytać, czy na pewno nic mu nie jest, jednak daję sobie z tym spokój, znów rozglądając się wokoło.
- Może nie ruszajmy się stąd na razie - mówię bardziej do siebie niż do Noah.
Chociaż w okolicy mogą przebywać ocaleli z naszej grupy, wycieczka w teren wydaje się być mimo wszystko ryzykowna. Patrząc na ciemny dym odcinający się wyraźnie na tle nieba, stwierdzam, że póki nie zrobi się ciemno, być może ktoś go zauważy i postanowi dostać się na brzeg jeziora. Fragment wraku poduszkowca budzi jednak mój strach, bo wciąż widzę tkwiącą w nim kobietę.
- Myślisz, że powinniśmy spróbować jej pomóc? - pytam, mając nadzieję, że w moim głosie nie zabrzmiała nuta strachu, który czuję na myśl o tym, z jaką łatwością płonący wrak mógłby przygwoździć do ziemi jedno z nas.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyWto Mar 25, 2014 10:02 pm

Powietrze przeszywa kolejny odgłos wybuchu, kiedy ogień dociera do jednego ze zbiorników paliwa w płonącym wraku. Od kadłuba odrywa się kilka metalowych części, które z dużą prędkością przelatują zaraz obok Noah i Cypriane. Dobra wiadomość jest jednak taka, że huk przebija się przez wyciszającą kopułę, otaczającą uszy dziewczyny, co jest niezawodnym znakiem, że słuch zaczyna wracać. Jak na razie jednak, nie jest w stanie zarejestrować nic cichszego niż eksplozja, ale rokowania są obiecujące.
Wybuch wyrzuca też z pokładu Minko, która upada na trawę u podnóży wraku. Z prawego przedramienia wystaje jej metalowy fragment turbiny, a materiał munduru zaczyna szybko przesiąkać krwią, dziewczyna nie traci jednak przytomności.
Krzyki młodej pilotki przechodzą niemal w agonalne wycie, kiedy przygniatające ją fotele przesuwają się o kilkanaście centymetrów, ciągnąc ją za sobą.
Powrót do góry Go down
Minko Leonard
Minko Leonard
https://panem.forumpl.net/t1609-minko-leonard#20828
https://panem.forumpl.net/t1613-leonard#20857
https://panem.forumpl.net/t1612-leonard#20855
Wiek : 18
Zawód : Płatny zabójca, kurier
Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyWto Mar 25, 2014 11:38 pm

To chyba szok sprawiał, że nie poruszyła się po wypadku - nie wyszła pospiesznie, nie złapała któregoś z plecaków lub nawet obu na raz, aby potem zwyczajnie zostawić ten, który do niej nie należał gdzieś w krzakach, dla potencjalnego szczęściarza - znalazcy. Nie była nawet uwięziona, nie musiałaby nawet robić użytku ze sztyletu, wciąż przytroczonego do paska. Zbyt długo zastanawiała się nad ratowaniem też cudzej skóry, nad próbą rozpoznania swojego plecaka, nad zastanawianiem się, czy przypadkiem nie rozpadnie się na drobne części gdy tylko spróbuje wstać: choć wiedziała, że to fizycznie niemożliwe... Dziwny prąd bólu, który poczuła przy uderzeniu poduszkowca w ziemię, biegnący wzdłuż kręgosłupa i rozchodzący się z dużą prędkością ku wszystkim kończynom, na chwilę sprawiający, że była bliska omdlenia. Zaciemniło jej się przed oczyma, jednak krzyk, być może płonącej żywcem pilotki przygniecionej fotelami, ocknął ją w czas. Zaczęła powoli podnosić się z miejsca, jednak zbyt długo zwlekała. Poczuła silne uderzenie gorącego powietrza, falę odrzutową wybuchu traktującą jej ciało jak gdyby była laleczką uszytą z różnorakich szmatek i gałganków. Zaryła twarzą w piach, przez chwilę bezwładna. Nie czuła bólu w prawym przedramieniu, zbyt odurzona adrenaliną wyzwoloną przez strach, pulsującą szybko w żyłach. Czuła serce w gardle, cwałujące niby koń na wielkim wyścigu.
Oba plecaki poleciały, odrzucone wybuchem, razem z nią - wylądowały niedaleko. Wydawały się być mało poszatkowane odłamkami, ludzie majaczący na granicy obejmowanego wzrokiem terenu, chyba w ogóle nie byli tknięci - Minko, dziwnie powolna i równie wolno reagująca, co było do niej niepodobne, przy jej niemalże wiecznej czujności, oberwała nawet mocniej niż te cholerne plecaki.
Warknęła przekleństwo pod nosem, gdy w końcu poczuła przejmujący, sięgający niemal kości ból w ręce podczas próby podniesienia się z ziemi. Uniosła się na łokciu lewego ramienia, splunęła śliną wymieszaną z piaskiem. Nieco głośniej powtórzyła: kurwa.
Nie rozumiała dlaczego to wszystko się jej stało, dlaczego nie była czujna - co ją uśpiło?
Pomogła sobie zdrową ręką usiąść. Zacisnęła palce lewej dłoni na rękojeści sztyletu, wyszarpnęła go z pochwy przyczepionej do paska, powiększyła dziurę wydartą w mundurowej kurtce fragmentem turbiny - wracał jej rozsądek, wcześniej chyba przyćmiony radością powrotu na wolność, do otoczenia zupełnie innego niż zniszczona szarość Ziem Niczyich. Może właśnie pamięć o szumie rzek, blasku słońca odbijanym wodami jeziora oraz oceanu niby lustrem, pomruku liści drzew obijających się o siebie leniwie.
Tak, to musiało być to: tęsknota.
Rozdarła rękaw jeszcze trochę, po czym podniosła się z ziemi wsuwając sztylet do kieszeni. Łapiąc za zranione ramię, uciskając je mocno, powędrowała szybko ku plecakom. Zdjęła powoli i ostrożnie kurtkę - jedyne, co robiła powoli. Wiedziała, że pośpiech jest wskazany, gdyż kolejny wybuch mógłby nastąpić w każdej chwili. Dlatego też, troszcząc się o własną skórę, zapominając o umierającej pilotce, przerzuciła kurtkę przez ramię, zdrową ręką pociągnęła za sobą jeden z plecaków ku temu drugiemu - przeciągnęła kurtkę przez szelki obu z nich, po czym zdrową ręką zaczęła je za sobą ciągnąć. Nie miała pojęcia który jest jej - przecież tamten obcy plecak mógł nie kryć w sobie apteczki pierwszej pomocy czy zapasu jedzenia.
Poza tym... Nie przeżyłaby chyba, gdyby straciła swój czarny, skórzany kostiumik który kosztował ją włamanie do KOLCa.
Dobrze, że była silna. Traciła krew, ale oddaliła się w końcu na odległość bezpieczną wystarczająco, by się przynajmniej pobieżnie opatrzyć.
-Okej, okej- mruczała sama do siebie, pokasłując przez duszący dym, czasem docierający od strony wraku.
Otworzyła pierwszy plecak - o, fortuno! Dzięki bogom wszelkich religii! Padła na kolana, uśmiechając się jak idiotka: "Mój plecak! Nie wierzę, o matko, dziękuję!". Wyciągnęła pospiesznie apteczkę, otworzyła - przyjrzała się zawartości, przygotowała kilka sterylnych gaz, niemal wszystkie które zawierał zestaw oraz rolkę bandaża. Wyciągnęła butelkę wody, polała nią ramię, z grubsza oczyszczając okolice rany zbyt głębokiej na zabawianie się spirytusem lub wodą utlenioną. Odetchnęła, przymknęła na moment oczy. Okej, okej, będzie dobrze.
Pospiesznym ruchem wyciągnęła z przedramienia kawał metalu, z jej ust wyrwał się rwący, krótki okrzyk pełen odzwierciedlenia przeżywanego bólu. Drżącą dłonią układała na ranie wyciągniętej przed sobą ręki sterylne gazy, jedną przy drugiej, aby tworzyły jak najgrubszą warstwę zasłaniającą całą ranę. Owinęła to wszystko szczelnie bandażem, nieco niezdarnie i brzydko, zbyt mało opanowawszy sztukę oburęczności, jednak ciasno. Czuła silne uciskanie w przedramieniu, szybko sprawdziła puls w prawym nadgarstku: wyczuwalny. Czyli wszystko było dobrze zrobione. Z ulgą odetchnęła ponownie, zaczęła wszystko wrzucać do plecaka. Zapięła go, wrzuciła sycząc z bólu na plecy.
Powędrowała ku pobliskiemu laskowi, nawet nie zwracając uwagi na pozostałych ocalałych z katastrofy. Nie chciała ani chwili dłużej słuchać rozdzierających krzyków umierającej w cierpieniu pilotki. Zdrową ręką ciągnęła za sobą drugi plecak, zbyt mocno wyuczona zbieractwa, by odpuścić taki kąsek...
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptySro Mar 26, 2014 10:25 pm

Przepraszam za tą kupę. .__.

Wziąłem głębszy oddech i w końcu stabilnie stanąłem na nogach, obejmując wzrokiem okolicę. W innych okolicznościach mógłbym może w jakimś stopniu ucieszyć się na widok lekko falującej tafli jeziora, tak ogromnego, że mogło niemal przypominać element czwórkowego krajobrazu, mógłbym ucieszyć się też z blasku wiosennego słońca, czy ciepła jakim okalało moją skórę, ale w tym momencie przez kurtynę chaosu, katastrofy, tragedii i dezorientacji, ledwo przebijało się jakieś nikłe uczucie nostalgii, na które ani nie chciałem, ani nie mogłem sobie pozwolić.
Moje myśli przypominały ogromny i zbyt głośny szum, niczym źle ustawione pomiędzy stacjami radio, przez co nie mogłem się skupić, czy ułożyć ich w sensowne zdania – ani wyciągnąć żadnych konkretnych wniosków. Może nie było jakich, większość rzeczy była tak prosta, że nie było nad czym się rozwodzić. Prawdopodobnie zeszliśmy z kursu, rozbiliśmy się, nie wiadomo gdzie była reszta i nie wiedzieliśmy, gdzie sami się znajdowaliśmy. Chociaż podsumowanie wszystkich wydarzeń z ostatnich paru minut dało mi w jakimś stopniu poczucie kontroli nad sytuacją, było ono znikome i w żadnym stopniu nie mogło nam pomóc bardziej, niż jego brak.
Mogliśmy być wszędzie. Mógł to być jeden ze zniszczonych dystryktów, albo niezamieszkała część, któregoś z ocalałych, jednak nawet wykluczenie całej wschodniej części kraju na niewiele mogło nam się w tym momencie zdać.  Co więcej, nigdzie nie było nawet widać oznak pozostałych części poduszkowca, a powietrzu nie unosił się dym z jego tlących się części, na pewno nie nigdzie w pobliżu.
Na powrót skupiłem swoją uwagę na Cypri, może nieco licząc, że podsunie jakieś cudowne rozwiązanie problemu, na które ja nie mogłem wpaść, jednak mieliśmy tylko dwie opcje do wyboru. Zostanie na miejscu, lub znalezienie pomocy na własną rękę i żaden z nich nie wydawał się ani przełomowy, ani obiecujący.
Chciałem już przytaknąć w odpowiedzi na jej propozycję, bo w tym momencie wydawało się to najrozsądniejsze. W tym momencie, bo już chwilę później w powietrze przeciął huk mogący świadczyć o kolejnym wybuchu we wraku poduszkowca. Parę ostrych odłamków metalu wydało cichy świst prześlizgując się zaraz obok nas, a ja w niekontrolowanym odruchu pociągnąłem Cypri na ziemię. Jakaś kobieta, której wcześniej musieliśmy nie zauważyć, wydostała się z wraku i zniknęła dokładnie tak samo szybko w pobliskich zaroślach. I jedyne racjonalne i sensowne rozwiązanie nasunęło się samo – nie powinniśmy dłużej zostawać w tym miejscu. Przelotnie moje myśli skierowały się jeszcze ku radiostacji, mogącej znajdować się kokpicie, czy tym co zdawało się z niego zostać, ale teraz zbliżanie do wraku zdawało się być jakkolwiek zbyt ryzykowne.
Dopiero teraz przypomniałem sobie pytanie  Cypri, które uleciało gdzieś w powietrze zepchnięte przez serię tych nagłych zdarzeń i mimowolnie pokręciłem przecząco głową.
- To misja samobójcza – powiedziałem chyba bardziej do siebie, niż do niej, nie pewny w jakim stopniu – i czy w ogóle – mogła mnie usłyszeć. - Ona już jest martwa – przeszedł mnie lekki dreszcz, coś co mogłoby nie spotkać mnie przed rokiem, czy nawet jego połową – ale teraz wszystko zbyt bardzo zaczynało przypominać nasze własne Igrzyska, powodując nieprzyjemny ucisk w moim żołądku, który uporczywie starałem się ignorować. Póki wciąż było widno musieliśmy się na coś zdecydować, a zostanie na miejscu raczej nie było opcją, którą mogliśmy brać pod uwagę. Spojrzałem jeszcze przelotnie na gęstwinę drzew, w których to plątaninie chwilę temu zniknęła brunetka i nie mogłem powstrzymać się od rzucenia w myślach złośliwej uwagi. W tym momencie rozdzielanie się było najgorszą z możliwości, i nawet jeżeli sytuacja mogła przypominać mi tą, która miała miejsce zaraz po tradycyjnym wybiciu gongu, nie była nią i nie w naszej intencji było działanie na niekorzyść kogokolwiek.
- Chyba nie chce, żebyśmy za nią szli, ale też nie powinniśmy tutaj zostawać – odpowiedziałem sam sobie, słysząc coraz cichsze krzyki dochodzące z poduszkowca, i jedynie zaciskając pięści w odpowiedzi. W jakiś sposób liczyłem, że Cypri uda się zrozumieć co próbowałem jej przekazać. Sam nie wiedziałem, które z nas było w gorszej sytuacji, bo utrudnienie komunikacji pomiędzy nami było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowaliśmy. – Panie mają pierwszeństwo, wschód czy zachód? – wskazałem dłonią najpierw w jednym, potem w drugim kierunku i spróbowałem uśmiechnąć się lekko, chociaż w takich okolicznościach nie mogło to przypominać nic więcej poza grymasem.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyCzw Mar 27, 2014 11:07 am

Po krótkiej wędrówce, Minko dociera nad strumień. Teren tutaj okazuje się podstępny, a ciągnięty plecak (notabene opatrzony naszywką 'C. Sean') co chwilę zahacza o kamienie i wystające korzenie. W oddali dziewczyna dostrzega dwóch mężczyzn, rozmawiających nad wodą, a po chwili znad jej głowy również dobiegają czyjeś głosy, jak się okazuje - należące do wiszących na drzewie Reiven i Pippina.

Krzyki kobiety w poduszkowcu stają się cichsze i zamieniają w błagalne łkanie.

Cypriane zaczyna dzwonić w uszach.

Teren dookoła powoli ogarniają ciemności. Za kilkanaście minut widoczność ograniczy się do minimum, może wypadałoby więc znaleźć miejsce do spędzenia nocy?
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyCzw Mar 27, 2014 9:38 pm

Kiedy kolejny zbiornik paliwa znajdujący się we wraku eksploduje, otaczającą mnie szczelnie ciszę przeszywa jakby daleki odgłos wybuchu.
Jasne płomienie w ułamek sekundy szybują ku ciemniejącemu powoli niebu, rozjaśniając je na krótką chwilę pomarańczowymi płomieniami. Powietrze zaczyna drżeć i chociaż dobrze wiem, że powinnam jak najszybciej znaleźć się na ziemi, niemalże zahipnotyzowana patrzę na odrywające się od wraku fragmenty metalu. Prawie spodziewam się towarzyszącego temu odgłosu, głośnego świstu, kiedy kilka z nich szybuje niebezpiecznie szybko w naszą stronę. Mijają nas jednak zaledwie o centymetry. Jednocześnie czuję, że Noah pociąga mnie na ziemię, co skutecznie sprawia, że natychmiast przytomnieję, gdy tylko moje kolana zderzają się z twardym gruntem. Obserwuję, jak płomienie jeszcze przez kilka sekund pną się ku górze po niewidzialnej drabinie, po czym częściowo gasną, zastąpione przez kłąb ciemnego dymu. Nieopodal leżą osmalone kawałki metalu, niektóre na tyle ostre, by z łatwością mogły wbić się w ciało.
Otwartymi szeroko oczyma spoglądam na wrak, dopiero po dłuższej chwili dostrzegając ruch blisko niego. Jakaś dziewczyna z uporem obwiązuje odcinający się wyraźnie bielą bandaż wokół ramienia, po czym chwyta za plecak i kieruje się szybko w stronę lasu. Nie wątpię, że także leciała z nami poduszkowcem, jednak głos więźnie mi w gardle i nim dociera do mnie, że powinnam do niej krzyknąć, dziewczyny już dawno nie ma. Mój wzrok wędruje co chwila od Noah do wraku i z powrotem, a w głowie nadal rozbrzmiewa mi głośnym echem usłyszany zaledwie przed minutą lub kilkoma huk - znak, że słuch powoli zaczyna mi wracać. Być może powinno to dodać mi choć trochę otuchy, lecz w tym momencie spada na mnie paraliżujące uczucie, że pilotka, którą dostrzegłam - zadawałoby się wieki temu - nadal znajduje się we wraku. Jeżeli wytężę wzrok, mogę zauważyć jej twarz pośród spowijającego szczątki poduszkowca dymu, twarz, na jakiej maluje się wyłącznie przerażenie i ból. Któraś część mnie krzyczy, by spróbować ją uratować, jednak jest to ta mniej rozsądna część. Sama dobrze wiem, że nie jestem bohaterką. Nie umiem ratować ludzi, co najwyżej martwić się o to, że poczucie winy nie da mi później spokoju. Bezradnie spoglądam na Noah, nie próbując nawet kryć strachu i bezsilności, jakie kryją się w moich oczach, ale pomimo słów, których nie słyszę, wyraz jego twarzy mówi sam za siebie - nie możemy już jej pomóc.
Przygryzam dolną wargę, jeszcze raz rzucając spojrzenie w stronę wraku i modląc się, aby cisza wokół mnie trwała na tyle długo, bym nie musiała słyszeć krzyków umierającej kobiety. Zbierając w sobie siły, podnoszę się nieco chwiejnie i biorę głęboki wdech, starając się uspokoić. Podobnie jak Noah podążam wzrokiem ku gęstwinie, w której kilka chwil temu zniknęła dziewczyna i jednocześnie odnotowuję zapadające powoli, a nieubłaganie ciemności. Po słońcu została już zaledwie cienka jasna linia na horyzoncie, na niebie widzę natomiast więcej bladych gwiazd niż jego ostatnich promieni.
Chcę powiedzieć o tym Noah, lecz zauważam, że właśnie otwiera usta, by się odezwać. Patrzę na niego bez cienia zrozumienia, jednak gdy wskazuje ręką to na zachód, to na wschód, przywołując na twarz coś na kształt uśmiechu, pojmuję, o co mu chodzi.
Kręcę uparcie głową, nawet nie spoglądając na drzewa, za którymi zniknęła dziewczyna. Jest zwyczajnie za ciemno, bym dostrzegła cokolwiek znajdującego się kilka metrów za nimi, a z każdą chwilą robi się coraz ciemniej. Chociaż przebywanie w pobliżu wraku raczej nie jest zbyt bezpieczne, opuszczenie tego miejsca również do takich nie należy.
- To nie ma sensu - stwierdzam, krzyżując ręce na piersiach. - Na arenie też włóczyłbyś się w ciemnościach po lesie? Chyba za bardzo chcesz zostać zaatakowany przez jakiegoś zmiecha - choć nie chciałam, aby w moim głosie zabrzmiała irytacja, poczułam, że tak właśnie się stało. Wzdycham ciężko, uświadamiając sobie nagle, iż zaczyna dzwonić mi w uszach, po czym w roztargnieniu przecieram dłonią twarz. - Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. Po prostu nie sądzę, żeby szukanie teraz tej dziewczyny było bezpieczne. I tak może być już daleko.
Zmuszam się do odwrócenia wzroku od wraku, po czym siadam na ziemi w miejscu, gdzie pobliskie skały stworzyły coś w rodzaju zatoczki. Opieram się o jedną z nich, w miarę płaską, i po raz pierwszy rozglądam się za swoim plecakiem. Nigdzie go nie widzę, jednak póki co jestem zbyt zmęczona, żeby się tym martwić.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyPią Mar 28, 2014 12:04 am

Z leżącego na uboczu plecaka, rozległ się głos Lophii.
- Tu część załogi 'Bety', jesteśmy na mokradłach, wzywamy pomocy. Odbiór.
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptySob Mar 29, 2014 9:10 pm

Z trudem mogłem wyłapać moment, w którym słońce zaczęło chować się za cienką linią horyzontu, a niebo z wolna przechodziło od odcienia szarości w granat. Woda jeziora o nieznanej nam nazwie – o ile w ogóle zostało przez kogoś nazwane – falowała powoli, odbijając od swojej tafli kolor sklepienia i jedyne co mogło odróżnić je od siebie, to brak jasnych punkcików na jednej z nich. Zapadające dookoła ciemności rozrywał jedynie blady blask dogasających płomieni, a kiedy miałyby zniknąć, zapanowałby już kompletny mrok, nie pozwalający nawet na dostrzeżenie wyciągniętej przed sobą dłoni, czy osoby stojącej u twojego boku. To uczucie było mi coraz rzadsze, bo zdawało się to odpowiednie – nazwanie tego zjawiska uczuciem. Kiedyś, kiedy było powszechniejsze, nie wydawało się niczym wyjątkowym. A teraz, chociaż cichnące krzyki pilotki wciąż mogły dotrzeć do moich uszu, burząc tą pojawiającą się naturalną harmonię – wydawało mi się, że świat przypominał mi, co straciłem. Bo co prawda nie czułem się wcale bardziej oderwany od rzeczywistości, nawet jeżeli znajdowaliśmy się setki kilometrów od Kapitolu, który teraz był definicją ‘prawdziwego świata’, jednak wszystko wydawało się spokojniejsze. Może to była część tego uczucia, którym obdarzały gwiazdy i do którego tak tęskno było i mi i Dianie.
Co było w tym wszystkim jednak nieprzyjemne i wręcz ciążące, to fakt, że musiało dojść do tragedii, abyśmy mogli je odzyskać – to nieosiągalne uczucie wolności. I w ostatecznym rozrachunku nie wypadało nam ani się nim cieszyć, ani się napawać czy z niego czerpać.
- Nie jesteśmy już dłużej na arenie – wzruszyłem ramionami, zaraz po tym uświadamiając sobie, że przecież Cypri wcale nie minęła się z prawdą. Mogło nie być już kibicującego nam przed ekranami tłumu, ani całego oddziału Kapitolińczyków odpowiadającego za spotykające nas nieszczęścia, ale to praktycznie wcale nie zmieniało sytuacji. Bo oto byliśmy tutaj, znowu razem. Jak za starych dobrych czasów, chociaż w naszym słowniku z trudem istniało coś takiego. I chociaż niezależnie od nas, po raz kolejny zostałem uświadomiony, kto tak naprawdę jest obok mnie, kiedy sytuacja staje się cięższa – Ale nie jestem pewny, czy teraz jest lepiej.
Osunąłem się na ziemię, siadając obok Cypri na lekko poszarzałym piasku. Może powinienem był przyznać jej rację, jeżeli chodziło zostanie nad brzegiem jeziora, ale w tym momencie chciałem po prostu znaleźć się jak najdalej od miejsca katastrofy.
Oparłem się o jedną ze skał i rozpiąłem swój plecak, wyciągając z niego butelkę wody i podając dziewczynie.
- W poduszkowcu musiał być lokalizator, pewnie już po nas lecą – dodałem, jednak bez cienia przekonania i nie wiedząc nawet, czy Cypri mogła mnie usłyszeć. Potrzebowałem się czymś zająć, rozmową.
Ale nocna cisza została nagle przerwana, kiedy z leżącego niedaleko plecaka rozległ się czyjś głos. Wyciągnąłem z niego szybko krótkofalówkę.
- ‘Beta’? Tu Noah Atterbury, jesteśmy z Sean nad jeziorem. Czy ktoś jest ranny? Ponieśliście straty? Odbiór. – urwałem, spoglądając na Cypri.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyNie Mar 30, 2014 12:40 pm

Noc przebiega bez komplikacji, nad ranem jednak robi się bardzo chłodno. Nie rozpaliliście ogniska, budzicie się więc skostniali i raczej średnio wypoczęci. Okazuje się jednak, że wrócił słuch Cypriane - co prawda w uszach nadal coś jej dzwoni, a dźwięk jest nieco zniekształcony, ale nie ma problemu z rozróżnieniem słów w czyjejś wypowiedzi. Stan Noah wydaje się być w porządku, nie licząc spuchniętej kostki - może chodzić, ale raczej powoli i utykając; może przydałby się jakiś opatrunek?

Przez noc ucichły też krzyki pilotki - najprawdopodobniej umarła z wycieńczenia, niskiej temperatury i utraty krwi. Ogień w poduszkowcu dogasł, możecie więc przeszukać wnętrze. Możecie też przeszukiwać teren i zmieniać lokalizacje.
Powrót do góry Go down
the civilian
Cypriane Sean
Cypriane Sean
https://panem.forumpl.net/t188-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t272-cypriane
https://panem.forumpl.net/t1316-cypriane-sean
https://panem.forumpl.net/t573-cypri
Wiek : 18
Zawód : sprzedaję w Sunflower
Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości
Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo
Obrażenia : częste bóle brzucha

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyPon Mar 31, 2014 9:24 pm

Obracam w dłoniach butelkę wody, którą podał mi Noah, zastanawiając, jak wiele dałabym kiedyś za to, żeby taką otrzymać - może nawet nie butelkę, a zwykłą wodę pitną. Kiedyś jest jednak słowem, które z bolesnym ukłuciem trafia w moje wspomnienia, uświadamiając mi, że prawie rok temu byłabym zdolna zrobić wszystko, aby nie umrzeć z odwodnienia na arenie 74. Głodowych Igrzysk. Chociaż od tamtych wydarzeń dzieli mnie garść miesięcy, raz sprawiających wrażenie długich, a raz niepokojąco krótkich, nie zmienia to faktu, że każde wspomnienie utrwalone w moich myślach jest jak fotografia, która nigdy nie wyblaknie ani nie pokryje się kurzem. Słuchając otaczającej mnie ciszy i czując na plecach zimny dotyk skały, o którą jestem oparta, staram się wierzyć, że teraz jesteśmy w bez porównania lepszej sytuacji. Nie musimy się obawiać, iż lada moment gdzieś w górze zabrzmi dźwięczny, choć jednocześnie złowieszczy hymn, a nocne niebo rozjaśni symbol Kapitolu oraz migające na granatowym firmamencie twarze poległych w dzisiejszym dniu. Nas samych i okolicę wypełniają jedynie te lęki, które tworzymy - nie ma organizatorów, nie ma areny, nie ma trybutów. Rozpaczliwie czepiam się tej myśli, chcąc upewnić się, że gdy zmorzy mnie sen, nie trafię do kolejnego koszmaru męczącego mnie od wielu miesięcy, który tym razem okaże się o wiele bardziej realistyczny.
Wzdycham ciężko, po czym zauważam, że Noah sięga do leżącego nieopodal plecaka po krótkofalówkę. Od razu domyślam się, że ktoś zdołał nawiązać z nami łączność, jednak czas wlecze się powoli, a odpowiedzi wciąż brak. Stopniowo zaczyna mnie też ogarniać senność - nie zauważam momentu, w którym błyskające nad nami gwiazdy znikają nagle, gdy zamykają mi się oczy.

***

Budzi mnie zimno i pierwsze ciche śpiewy ptaków kryjących się w leśnej gęstwinie. Prawie zupełnie zapominam jednak o tym pierwszym oraz o jęku wszystkich mięśni, które protestują przed ponownym spaniem w tak niewygodnym miejscu, i cieszę się odzyskanym słuchem. Mimo że wciąż dzwoni mi w uszach, własne myśli przestały być jedynymi odgłosami w mojej głowie, więc przymykam jeszcze na chwilę oczy, wsłuchując się w co tylko mogę. Kiedy pomyślę, że wraz z nastaniem dnia musimy podjąć w końcu jakieś decyzje, wcale nie mam ochoty otwierać ponownie oczu.
Mniej niż minutę później w leżącej na ziemi krótkofalówce rozlega się jednak głos Lophii.
- Tu Lophia, nie jesteśmy zbytnio mobilni, ale żyjemy. Pilot nie miał tyle szczęścia. Nie widzę więcej ciał. Obok jest wzgórze, postaram się tam dotrzeć, może was wypatrzę. A wy potrzebujecie pomocy? Odbiór.
Cieszę się, że Breefling nic poważnego się nie stało, a jednocześnie czuję ulgę, że nie tylko my zdołaliśmy przeżyć. Na wzmiankę o wzgórzu unoszę głowę i rozglądam się uważnie. Tam, gdzie teren nieco opada, a czubki drzew sięgają niżej, dostrzegam wzniesienie, o którym mówiła Lophia. Oceniam odległość na niezbyt wielką, a teren na całkiem prosty, więc dochodzę do wniosku, że przy stałym tempie możemy w miarę szybko się tam znaleźć
- Tu Cypriane, wszystko u nas w porządku. Widzę stąd wzgórze, my też postaramy się na nie dotrzeć. Czekaj na nas, pozbieramy rzeczy i zaraz ruszamy. Odbiór.
Jeszcze raz spoglądam na majaczące w oddali wzgórze, po czym rzucam w stronę Noah:
- Wstawaj, widocznie czeka nas urocza wycieczka krajoznawcza.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora EmptyWto Kwi 01, 2014 10:08 pm

Cypriane, Noah - jeśli wybieracie się na wzgórze, możecie pisać tutaj, nie zapomnijcie o aktualizacji pól 'przy sobie'.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

[Beta] Brzeg jeziora Empty
PisanieTemat: Re: [Beta] Brzeg jeziora   [Beta] Brzeg jeziora Empty

Powrót do góry Go down
 

[Beta] Brzeg jeziora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Lewy brzeg rzeki
» [Beta] Mokradła
» [Beta] Strumień w głębi lasu
» Lewy brzeg rzeki
» [Beta] Wzgórze

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Reszta Panem :: Dystrykty :: Trzynastka :: Powierzchnia-