|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: #1 Czw Lip 04, 2013 8:10 pm | |
| First topic message reminder :
Kiedy tylko tarcze wynoszą trybutów na powierzchnię, ukazuje im się widok, którego raczej się nie spodziewali. Róg Obfitości wznosi się dokładnie pośrodku parkingu przed niemalże idealną repliką największej szkoły w Kapitolu, do której - z całą pewnością - uczęszczał niejeden z tegorocznych trybutów. Najciekawszy jest jednak nie Róg, ani budynek, a widok, jaki rozciąga się dookoła. Przekaz Organizatorów jest aż nadto jasny. Na pierwszy rzut oka, arena wygląda jak odzwierciedlenie Kapitolu, ale ktoś, kto mieszkał w stolicy od dziecka, od razu zorientuje się, że to tylko pozory. Trybuci są co prawda otoczeni przez fragmenty miasta, ale te stanowią swoistą mozaikę najważniejszych bądź najbardziej popularnych lokacji, ułożonych jednak - teoretycznie - w sposób całkowicie losowy. Co więcej, widać wyraźny podział na część wschodnią i zachodnią. Ta pierwsza przedstawia Kapitol zniszczony wojną, częściowo zburzony i miejscami wciąż dogasający, druga natomiast pochodzi z okresów jego największej świetności.
|
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Pią Sie 16, 2013 10:22 pm | |
| Cordelia i świta, zapraszam tutaj.Lorin, w plecaku znajdujesz: jagody*, latarkę, ząbkowany nóż, zapałki i butelkę wody utlenionej.*Ponieważ Lorin w trakcie szkolenia nauczyła się rozpoznawać owoce, od razu zorientowała się, z jakim gatunkiem ma do czynienia; przesyłam go na pw. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Sob Sie 17, 2013 11:54 am | |
| Równo o północy dają się słyszeć dźwięki hymnu Panem, a na niebie wykwita herb Kapitolu. Następnie wyświetlane są zdjęcia poległych dzisiaj trybutów, w kolejności: Blue Flickerman, Nina Davis, Bob Joice, Sawyer Crane, Jochan Kupsztal, Rosana Hawkeye, Connor Henderson. Kiedy znika twarz Connora, projekcja gaśnie, a dźwięki muzyki cichną. |
| | |
| Temat: Re: #1 Sob Sie 17, 2013 7:23 pm | |
| Ostatnie dni mieszały się Sethowi. Nigdy nie przejmował się czasem. Dobrze wiedział, że coś takiego istniało, ale nie mógł tego poczuć… więc. Jeśli nie mógł tego poczuć, to równie dobrze mogło być to tworem czyjeś chorej, aż do przesady wyobraźni. Może właśnie tak było. Chłopiec pomyślał o jakimś nieznanym człowieku. Ten człowiek musiał doskonale wiedzieć, co robić by mu uwierzono. Pewnie był ważny, a jego nazwisko brzmiało bardzo trudno… A imię. Na imię mógł mieć… Seth. Od tak, po prostu, Seth. Vockins lubił to imię, często słyszał je w swojej obecności. Chyba on miał tak na imię. Dzień. Noc. Światła Kapitolu. To wyznaczało mu rytm życia. Teraz i wcześniej. Jedna z rzeczy, którą rozumiał. W małym stopniu, ale wydawała się być piękna. Piękna w taki sposób, jak on ją widział. Piękno, które mógł zrozumieć. - Czas. - Wyszeptał i metalowa platforma wyniosła go ku górze. Światło nie zadziałało na jego źrenice dobrze. Ostatnie dni przyzwyczaiły go do półmroku. On sam czuł się w nim dobrze. Teraz rozejrzał się dookoła. Świat nadal był dziwny, jednak wybuchnął w nim promyk nadziei. Może to właśnie powrót do domu. Ponownie miał usłyszeć głos siostry i zaszyć się samotnie w swoich pokoju. Wszystko byłoby jak za dawnych czasów. Wybuch spodobał się Vockinsowi. Głośny dźwięk obił się mu o uszy i zobaczył przed sobą jedno, wielkie zamieszanie. Nie chciał w nim uczestniczyć. Stał jak wryty dopóki w oddali nie zauważył czerwonej cieczy. Poczuł obrzydzenie i odruchy wymiotne. Uciekł omijając wszystko szerokim łukiem. Nie odbiegł daleko. Schował się za zupełnie nieznanym budynkiem. Skulił się w kulkę i próbował nie słyszeć, a przynajmniej ignorować wszystkie dźwięki. Po prostu ten hałas, wydawał się mu być okropny. W takiej pozycji spędził kilka godzin. Nie miał pojęcia ile, ale ożywił się dopiero, gdy ostatnie odgłosy zaczynały się oddalać. Rozprostował zdrętwiałe nogi i ospale wyszedł zza budynku. Miał pewność, ze nikogo tutaj nie spotka. Zrobiło się cicho. Wcale się nie mylił. Kiedy stał przed budynkiem dostrzegł jedynie stos przedmiotów. Podszedł do niego bliżej i przykucnął siejąc po coś, co najbardziej o zaintrygowało. Strzałki, nie wiedział, że były zatrute, ani także do czego miały służyć. Zabrał je, ponieważ mu się spodobały. Nie miał pomysłu, co z nimi zrobić, ale chciał mieć je na własność. Dodatkowo z niezrozumiałych przyczyn podążył w stronę oddalających się głosów. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Sob Sie 17, 2013 7:45 pm | |
| Seth, piszesz teraz tutaj. |
| | |
| Temat: Re: #1 Nie Sie 18, 2013 5:02 pm | |
| Mam nadzieję, że wybaczycie mi zmianę narracji, ale post jest pośmiertny, więc dziwnie byłoby pisać mi w czasie teraźniejszym.
Od samego początku wiedziałam, co zrobię. No, może nie całkiem od samego, chociaż jak tak teraz myślę, to ten pomysł musiał pojawić się znacznie wcześniej, niż chwila, w której zdałam sobie sprawę z jego istnienia. Może już na dworcu, może dopiero w pociągu, a może w trakcie spotkania z Noah, gdy zorientowałam się, że zarówno Hope, jak i Theo będą gotowi poświęcić własne życia, żeby ochronić moje. Bez sensu. Co prawda miałam dwanaście lat, ale nigdy nie byłam aż tak naiwna, by sądzić, że mam szanse przeżyć Igrzyska. Zresztą, nawet gdyby tak się stało - gdyby cała dwudziestka trójka trybutów rzuciła się na własne miecze, w proteście przed zabijaniem niewidomej dziewczynki - co byłoby dalej? Wszystkie osoby, na których mogłabym polegać, zginęłyby dla mnie. Zostałabym sama, i chociaż mogłabym wtedy uwolnić z Kwartału wujka i zamieszkać razem z nim gdzieś w Dzielnicy Rebeliantów, nigdy nie poradziłabym sobie bez Hope. Była dla mnie jak część organizmu, nieodłączna i niezbędna do życia. Wiedziałam to wtedy, i wiedziałam to także teraz, kiedy metalowa tarcza wynosiła mnie na arenę. Arenę, na której nigdy nie miałam postawić nawet stopy. Nie wiedziałam, jak wygląda moje otoczenie. Jedyne co byłam w stanie stwierdzić na pewno, to fakt, że było mi zimno i że moją twarz ogrzewały słabe promienie lutowego słońca. Dookoła panowała cisza jak makiem zasiał. Jedynym dźwiękiem, dobiegającym moich uszu, było miarowe pikanie, oznaczające odliczanie do zera. Nawet nie zwróciłam uwagi na fakt, że odruchowo zaczęłam odliczać razem z nim. A sekundy uciekały szybko. Stanowczo za szybko. Sześćdziesiąt. Czy się bałam? Oczywiście, że tak. Miałam w planach rzucić się w nieznane i chociaż mogę brzmieć teraz jak tchórz, nie chciałam, żeby umieranie bolało. Z drugiej strony wiedziałam też, że tylko przyspieszam w ten sposób nieuniknione. I że jeśli bym tego nie zrobiła, mogłabym skończyć dużo gorzej. Tymczasem jeden krok do przodu, postawiony wcześniej niż to dozwolone, mógł uratować kogoś z bliskich mi osób. Powinno więc być mi lepiej. Ale nie było. Miałam dwanaście lat, nie byłam gotowa na śmierć, zwłaszcza samotną. Pięćdziesiąt. Ciekawe, czy zauważyli moją nieobecność na treningach. Nie pojawiłam się na żadnym, nie chcąc niepotrzebnie rzucać się w oczy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zdążył się do mnie przywiązać bardziej, niż to konieczne. Nie chciałam, żeby na mnie stawiali, ani żeby planowali mnie bronić. A wiedziałam, że pośród tegorocznych trybutów znalazłoby się znacznie więcej gotowych na takie poświęcenia osób. Poświęcenia tak samo bezsensowne, jak całe te Igrzyska. Więc nie przyszłam. Większość czasu spędziłam we własnym apartamencie, unikając spotkań z mentorem i starając się nacieszyć chwilami, które mi pozostały. Czterdzieści. Wydało mi się, że do moich uszu dobiegł świergot ptaków. Dźwięk odbił się od otaczających nas powierzchni, brzmiąc nieco inaczej niż w lesie, czy na łące. Zresztą ciepło, uderzające we mnie od dołu, od nagrzanego podłoża, także świadczyło, że nie znajdowaliśmy się na trawie, ani na leśnej ściółce. Jeśli nie fakt, że byłoby to wyjątkowo nietypowe, założyłabym, że stoimy na asfalcie. Z jakiegoś powodu, zrobiło mi się z tego powodu smutno. Umieranie w otoczeniu wszechobecnego betonu wydawało mi się trudniejsze. Ale co ja mogłam o tym wiedzieć? Trzydzieści. Serce zabiło mi mocniej, jakby podkreślając, że minęła już połowa wyznaczonego czasu. Jeśli chciałam wypowiedzieć w myślach ostatnie pożegnanie, musiałam się pospieszyć. Jak na złość, moja głowa wydała się nagle wypełniona pustką, zupełnie jakby wszystkie myśli uciekły w popłochu, przerażone tym, co miałam zamiar zrobić. Do oczu napłynęły mi łzy, ale zamrugałam szybko, wystraszona, że mogłyby zarejestrować to kamery. Chyba powinno mi być już wszystko jedno, ale z jakiegoś powodu nie chciałam, by ostatnią pozostałością po mnie było nagranie, przedstawiające rozhisteryzowaną, płaczącą dziewczynkę. Dwadzieścia. Myśli wróciły do mojej głowy, ale były tak złośliwe, że wolałabym, żeby nigdy się nie pojawiały. Jakiś cichy głosik z tyłu czaszki zaczął przekonywać mnie, że wcale nie muszę tego robić. Był samolubny, wiedziałam to, ale przez chwilę miałam ochotę go posłuchać. Ogarnęło mnie poczucie wielkiej niesprawiedliwości, które zazwyczaj skutkowało tupnięciem nogą i obrażeniem się na kilka godzin. Uśmiechnęłam się na samą myśl o takim rozwoju wydarzeń, chociaż prawdę mówiąc ciężko było wyobrazić sobie mniej wesołą perspektywę. Nie. Nie mogłam się wycofać, już nie teraz. Nigdy nie było dla mnie innej opcji. Dziesięć. Już teraz czy może jeszcze nie? Stopa drgnęła mi lekko, jakby odruchowo wysuwając się do przodu, ale zmusiłam się do pozostania w miejscu jeszcze przez chwilę. Bałam się, że nie zdążę, że pomyliłam się w odliczaniu i że miny, rozstawione dookoła tarcz, dezaktywują się, zanim zejdę z podestu. Z drugiej strony, im mniejszy odstęp czasu dzielił wybuch od gongu, tym istniała większa szansa, na zdezorientowanie trybutów i danie Hope czasu na ucieczkę. Pięć. Moje serce zaczęło łomotać tak głośno, że miałam wrażenie, że za chwilę samo wyskoczy mi z piersi. Chyba było mądrzejsze ode mnie i wiedziało, co chcę zrobić. Może zwiększyło prędkość, licząc na to, że w ten sposób pomoże utrzymać ciało przy życiu. A może po prostu cieszyło się, że niedługo całe to piekło dobiegnie końca. A kiedy zegar dotarł do pięćdziesięciu ośmiu sekund, wszystko się zatrzymało. Zupełnie jakby czasoprzestrzeń przestała mieć znaczenie. Przez chwilę nie byłam pewna, czy już umarłam, czy nadal stoję na tarczy. Wciąż czułam jednak na policzkach promienie słońca, a na dłoniach chłód mroźnego powietrza. Wzięłam głęboki oddech, ciesząc się z dawki tlenu, wypełniającego moje płuca. Nigdy wcześniej nie zauważałam, jak cudowne było to uczucie. A potem po prostu poszłam przed siebie. I zdziwiłam się, bo ta czynność wcale nie kojarzyła mi się z końcem. Zrozumiałam to dopiero w momencie, w której moja stopa dotknęła twardego podłoża. Nie znikałam ze świata, ruszałam do przodu, a krok, który wykonałam, był pierwszym - nie ostatnim. Uśmiechnęłam się szeroko, czując, jak wypełnia mnie dziwna lekkość. A potem stało się coś jeszcze dziwniejszego. Przez chwilę - krótki jak mrugnięcie powieką ułamek sekundy - zobaczyłam niebo. Nie wiem, skąd wiedziałam, że to właśnie ono, bo jego wygląd znałam tylko z opowieści, ale w tamtej chwili nie było to ważne, bo jedyne, o czym mogłam myśleć, to to, że jego kolor musi być najpiękniejszym kolorem, jaki występuje na ziemi. A później uświadomiłam sobie coś jeszcze. Barwa, która tak bardzo mnie zachwyciła, była również barwą moich oczu. Oczu Hope. Oczu mojej siostry. Przycisnęłam dłonie do serca, zanurzając się w niebieskiej nicości. I nie bałam się już więcej. |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : brak
| Temat: Re: #1 Wto Sie 20, 2013 10:38 am | |
| // #10 [zgoda na przekierowanie od Basi]
Kiedy dochodzę na miejsce, rozglądam się uważnie na boki. Miałem rację! Nadal leży tu trochę przedmiotów. Zrzucam plecak z ramion, bo trochę się zmęczyłem. Podchodzę do najbliższej butelki z wodą i chwytam ją w ręce, błyskawicznie ją opróżniając. Nie mógłbym jej zabrać ze sobą, bo nie mam siły nosić więcej gratów w plecaku, ale zamiast tego gaszę pragnienie na miejscu. Byłem strasznie spragniony, bo przez ostatnie godziny aż za bardzo oszczędzałem wodę. Teraz czuję się o niebo lepiej. Odkładam pustą butelkę z powrotem na trawę. Odpoczywam jeszcze jakieś 15-20 minut, a potem zakładam plecak i ruszam w dalszą drogę. Tym razem w kierunku szkoły. Mam plan, żeby znaleźć trochę jedzenia w stołówce. Wiadomo, może być kompletnie pusta, ale uważam, że warto spróbować.
// Wnętrze szkoły |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Wto Sie 20, 2013 10:59 am | |
| Erik, w takim razie zapraszam tutaj. |
| | |
| Temat: Re: #1 Sob Sie 24, 2013 6:46 pm | |
| Katy wyszła na teren przed szkołą jeszcze przed świtem. Od rana zajęła się pracą. Po pierwsze znalazła zestaw bandaży i zmieniła sobie prowizoryczny opatrunek. Następnie, przez cały dzień, starając się oszczędzać, kursowała pomiędzy Rogiem a szkołą - zanosząc rzeczy do korytarza tuż pod drzwiami. Robiła sobie regularne przerwy, oraz starała się nie przeciążać zranionej ręki. Praca była żmudna, bo Katy bała się zostawić gdzieś swój ekwipunek a nosząc cały czas swój plecak na plecach mogła zabierać każdorazowo ze sobą bardzo małą ilość rzeczy. Niemniej nie zapomniała o niczym. Po pierwsze dlatego, że te rzeczy mogły pomóc jej w przetrwaniu. Po drugie dlatego, że jeśli trybuci zobaczą, że Róg został ograbiony, być może nie pozostaną długo na otwartym terenie i nie będą chcieli zatrzymywać się koło szkoły na dłużej, a to uchroni ją przed niechcianymi gośćmi. Po kilku godzinach, pomimo braku jakichkolwiek emocji nawet Plaga musiała stwierdzić, że cuchną padliną. Krew była dobrym kamuflażem, ale noszenie go sprawiało pewne problemy, którym niemniej dziewczyna zamierzała sprostać. Wyglądała jak nieboskie stworzenie, ale to w tej chwili nie miało żadnego znaczenia. Jeśli już to błysk determinacji i ślepej zawziętości w jej oczach. Miała nadzieję, że gdzieś tam w Kapitolu, który teraz zdawał się strasznie odległy, pomimo że otaczał ją na arenie, jej brat udowadnia wszystkim jak wielkie ma ona szanse na przeżycie, dzięki czemu pieniądze zaczynają płynąć wartkim nurtem. Wiedziała, że tamte naboje musiały wiele go kosztować, bo przecież śmiertelny był to dar. Dlatego nie chciała nadwyrężać hojności sponsorów i postarać się radzić sobie na własną rękę. Skończyła niedługo po południu, kiedy akurat zaczynało robić się chłodno. Kiedy już nic nie zostało pod rogiem, wróciła z powrotem do swojej zaimprowizowanej "bazy wypadowej". "Przydałaby się kłódka na frontowe drzwi." pomyślała przelotnie. Jeśli trybuci zobaczą, że główne odrzwia są zamknięte, raczej nie będzie im się chciało szukać innego wyjścia i poszukają kryjówki gdzie indziej. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Nie Sie 25, 2013 1:59 am | |
| Podczas przenoszenia zapasów spod Rogu Obfitości, aktywował się jeden z ładunków, zostawionych dookoła przedmiotów przez Cordelię. Bomba zaczęła pikać miarowo, cały czas zwiększając częstotliwość. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : trybut
| Temat: Re: #1 Pon Sie 26, 2013 1:25 pm | |
| Ten szarawy proszek był naprawdę interesujący, ale na razie schował go do kieszeni. Ucieczka przed jakąś białą mgłą była czystym szaleństwem. Biegł z nożem w ręce, bo dobrze wiedział, że pewnie zaraz na kogoś wpadnie. Co do jego stanu to czuł się coraz lepiej. Przynajmniej był dobrze zmotywowany do biegu. Biegli dosyć długi czas, a Fredowi ciągle wydawało się, że dokładnie tędy już biegli. Na pewno znał to miejsce. Mgła była niebezpiecznie blisko, a oni dobiegli właśnie do rogu obfitości. Dziwne, że sponsorzy chcą znowu urządzać rzeź pod rogiem, chociaż patrząc na dotychczasowe efekty "zabójców z Kapitolu" to byli oni straszni. Raptem 9 osób zamordowanych, w tym chyba 7 pod rogiem. To dosyć marny wynik, w porównaniu do innych igrzysk, przynajmniej w porównaniu do tych, które Lynn pamiętał z dzieciństwa. Jako syn projektanta, zawsze musiał oglądać te bzdury. Nagle chłopak usłyszał pikanie. Dobrze je znał i już zdawał sobie sprawę co to jest, no ale cóż, nie chciał do siebie dopuścić myśli, że widzowie zażyczyli sobie śmierci, więc organizatorzy postanowili od tak sobie wysadzić dwójkę trybutów. To by było takie nie igrzyskowe. - Ill? Słyszysz pikanie? - upewniał się. Dobrze by było, gdyby to nie był ładunek wybuchowy, a skutki na przykład mgły. Rozejrzał się i zobaczył stos rzeczy. Już teraz dobrze wiedział o co chodzi. Wystarczy, że tam się zbliżą to wylecą w powietrze. Jest jeszcze druga opcja. Ktoś postanowił założyć tu zwykłą bombę czasową, która sobie po czasie wybuchnie, a to tylko zachęcenie. Znał się na takich rzeczach, ale po tym co mu się przytrafiło na treningu, nawet nie chciał szukać tej bomby, a co dopiero jej rozbrajać, bo to mogłoby się skończyć gorzej niż wtedy. Spojrzał na swoją towarzyszkę. - Co robimy? - spytał. |
| | |
| Temat: Re: #1 Pon Sie 26, 2013 6:27 pm | |
| wydarzenia zanim Freddie wparował, bo nie byłam w stanie nijak wczoraj odpisać, a trochę dziwne żeby Katy stała tam bite 6 godzin xd
Kiedy bomba się uaktywniła, dziewczyna nie czekała ani chwili, ani nie próbowała jej rozbroić. Przynajmniej, jeśli ona nie dostanie tych zapasów, to nikt inny też ich nie będzie miał. Wróciła biegiem z powrotem do szkoły i zamknęła za sobą drzwi.
z/w -> wnętrze szkoły (1.1) |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Pon Sie 26, 2013 10:13 pm | |
| Wybuch co prawda nie spowodował reakcji łańcuchowej, ale wywołał małe zniszczenia w postaci nadszarpniętej konstrukcji kolumny, podpierającej daszek nad wejściem, oraz unicestwienia części zapasów. W stanie nadającym się do użytku zostały: jeden zestaw zatrutych strzałek, dwa noktowizory, zestaw bandaży oraz plecak z numerem 15. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Uczennica
| Temat: Re: #1 Pon Sie 26, 2013 11:27 pm | |
| Ill szła obok Freddiego. Ramię w ramię. Odzyskała trochę siły dzięki adrenalinie. Ona również zauważyła, że wracają w konkretne miejsce. Róg Obfitości. Hmm... Czyżby druga rzeź się szykowała? Aż tak nudno było na arenie? W sumie. Właściwie to coś mało wystrzałów słychać było odkąd się oddaliła od Rogu. Chyba tylko dwa razy. Chociaż ona to może o czymś nie wie, bo była nieprzytomna. W końcu dotarli do miejsca, które oboje przewidzieli. Szkoła, plac przed szkołą i cała reszta Rogu. - Ill. Słyszysz pikanie? Dziewczyna spojrzała na chłopaka zdezorientowanym wzrokiem. Nie słyszała żadnego pikania. Wsłuchała się i po chwili usłyszała ów pikanie. Powoli przyspieszało. Po chwili ujrzała stos rzeczy. Aż kusiły, by je zabrać, ale to pikanie skutecznie odrzucało. - Co robimy? Nim odpowiedziała usłyszała wybuch. Tylko jeden wybuch. Może i się nie znała na pirotechnice, ale chyba lepiej wsadzić kilka bomb i uzyskać większy efekt, niż jedną i mieć marny, nie? Kaszlnęła cicho, bo coś jej wleciało do gardła. - Ten plecak aż kusi, by go podebrać, albo te noktowizory. - Powiedziała dość cicho. Rozejrzała się w poszukiwaniu wrogów. - Ale im szybciej stąd uciekniemy tym lepiej. Wybuch był głośny. Na pewno zbiegnie się reszta. - Dodała po chwili. Na razie było cicho, ale trzymała nóż w pogotowiu. Tak w razie czego. - Myślę, że może być więcej bomb przy sprzęcie. Jak na razie mamy wystarczająco rzeczy, by przetrwać. Biegniemy na północ? |
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: #1 Czw Sie 29, 2013 10:37 pm | |
| #5
Biegła przed siebie nawet nie oglądając się za psa, aby sprawdzić, czy go zabiła. Nie obchodziło ją nawet to czy Booker Szalony Jednotykająconogi za nią nadąża. W dłoni trzymała mocno miecz i miała nadzieję, że po drodze nie natrafi na żadnego z trybutów, zwłaszcza uzbrojonego, bo była pewna, biorąc pod uwagę aktualny poziom jej adrenaliny, że na pewno nie obeszłoby się bez walki. Nie chciała już ciągle umykać i chować się po budynkach. To były Igrzyska. Ludzie potrzebowali rozrywki. Chorej zabawy na arenie. A oni, jako zawodnicy, mieli jej im dostarczyć. Nie czuła się w takim obowiązku, gardziła wręcz ich zachciankami, bo wiedziała że wszystko sprowadza się tylko i wyłącznie do śmierci. Niebawem i tak ją spotka. Wiedziała o tym. Czy z ręki Bookera. Czy z ręki Amandy. Może z własnej. Niemniej jednak miała nadzieję na to, że doczeka się momentu, kiedy na arenie będzie tylko ona i Panna Terrain. W końcu taki jest jej cel, prawda? Teraz jednak... Pomyślała o psie. O rogu. I zobaczyła czyjeś dwie sylwetki. Znała je. Doskonale. Pozostawało tylko pytanie: czy naprawdę chce kogokolwiek zabijać. Jaki jest jej prawdziwy cel? Niektórzy wyszli na scenę, aby wygrać, dla siebie, nie dla innych. Ona swoje własne dobro postawiła pod czyjmś. Nie. Życie Amandy było najważniejsze i Lorin miała tylko nadzieję, że ta znajduje się gdzieś teraz. Cała zdrowa i bezpieczna. Przyspieszyła i dobiegła do Illisy. Nie zatrzymywała się, dopiero kiedy znalazła się zaledwie metr od niej, cięła prosto w jej brzuch. A potem odskoczyła na taką odległość, aby ta nie dosięgła jej swoimi nożami. Działa instynktownie. Atak. Ucieczka. Ponowienie ataku. Obok stał Eddy. Ale cholera. Od czego był Rodwell i jego śmigające noże? Czas na przedstawienie. Niechaj rebelianci się zabawią. |
| | |
| Temat: Re: #1 Czw Sie 29, 2013 11:37 pm | |
| Katy wyszła z ciemnej szkoły na zalany zimowym słońcem teren przed nią. Przez kilka sekund mrugała, żeby przyzwyczaić oczy do światła. Kiedy tylko odzyskała wzrok, natychmiast przystąpiła do analizy sytuacji. Przy tym co zostało z rogu stały dwie osoby, dziewczyna i chłopak. Oboje starsi, oboje zapewne uzbrojeni i oboje wyglądali na takich, którzy nie cofną się przed walką. Wzięła na cel dziewczynę i zaczęła zbliżać się w ich kierunku, kiedy zza jakiegoś budynku wypadła obca dziewczyna, w pełnym biegu, z nożem w ręce. Nawet Plaga musiała przyznać, że był to zaskakujący widok. Nie trafiła jednak czasu, domyśliwszy się, że dziewczyny będą walczyły ze sobą, postanowiła rozprawić się z chłopakiem. Kiedy wygra jedna z tamtych Katy po prostu dobije zmęczoną walką zwyciężczynię. Wycelowała więc we Freddiego, nie dając mu czasu na myślenie i nacisnęła spust. Zrobiła to, kiedy była jakieś siedem metrów od niego, tak by mieć większe szanse by trafić. Tym razem nie celowała w głowę, która była małym celem, tylko w klatkę piersiową. Nawet jeśli trybut nie umrze od rany, huk wystrzału powinien go zdezorientować a ból spowolnić. Sprawę miała nadzieję z łatwością zakończyć nożem. Właściwie, gdyby było trzeba, była gotowa ukręcić mu kark własnymi rękami - wiedziała, że jest do tego zdolna. To od zawsze w niej siedziało. Już od momentu, kiedy ugryzła tamtego chłopaka w obronie własnej. By przeżyć, zamieniła się w Plagę. Bezlitosną bestię. I dobrze jej tak było, przynajmniej na razie. |
| | | Wiek : 17 Zawód : Szpan, detektywienie Przy sobie : scyzoryk, zapałki, papierosy, karty do gry, alkohol Obrażenia : litery ALT wyryte na dłoni (obrażenie trwałe)
| Temat: Re: #1 Pią Sie 30, 2013 12:17 am | |
| // Piąteczka - apteka Trzask metalowego zamka - czy to już po wszystkim? Czuję w płucach napływ świeżego powietrza, czuję chłód kapitolińskiej nocy na skórze. W pomieszczeniu było zdecydowanie cieplej, jednak o wiele duszniej jak i o wiele mniej bezpiecznie. Czy to jest ten moment, gdzie można pozwolić sobie na chwilkę wytchnienia? Skądże, bo właśnie w naszym kierunku nadciąga trzygłowy pies, bardziej znany bohater mitologii. Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy do ucieczki rzuciła się Lorin. Świetnie.Sytuacja jest ironiczna jak nie wiem co. Lorin zdążyła odbiec na bezpieczny dystans od cerbera, podczas gdy ja zdążyłem przemierzyć mniej niż połowę tego co ona. W jednej sekundzie obróciła się na pięcie i wyminęła mnie, z ociekającym jakąś dziwną cieczą mieczem. Zatrzymałem się, tracąc czas i obserwując co zrobi. Nie bałem się że Lorin zrobi mi coś, przynajmniej przez najbliższą godziną. Po coś mnie przecież wypuszczała. - Chodź tu piesku, niechaj Cię nakarmię. Nożem?Lorin tchórzliwie uciekła, najwyraźniej usatysfakcjonowana swoją mało stabilną i niezbyt zdecydowaną odwagą. Hit and run? Rzuciła się do jeszcze bardziej pospiesznej ucieczki, nawet nie patrząc co zrobiła. Wiadomo przynajmniej że pies nas nie dogoni. *** Po jakimś* czasie dotarliśmy pod Róg. Po drodze zdążyliśmy pożywić się, napoić, a nawet zdrzemnąć, wszystko na spokojnie. Czasu było mnóstwo, a nie spotkaliśmy żadnych przeszkód. Przyszliśmy pod szkołę z północnego zachodu, skąd - na obrzeżach parkingu - zobaczyliśmy widoczną przy Rogu Illisę oraz, najwyraźniej, jej nowego alfonsa. Wygląda na to że kierują się na północ a przyszli z południa. Nie wyglądało na to, że rozglądali się dokładnie, więc przenieśliśmy się na całkowicie zachodnią stronę parkingu, żeby pozostać niezauważonymi. Po krótkiej chwili Lorin zerwała się do biegu, dzierżąc w dłoni miecz, którym posłużyła się aby zabić, a bodajże osłabić cerbera pod apteką. Możliwe, że zostało na nim jeszcze trochę 'soczku', co znacznie zwiększa jej szanse. Przegryzam wargę i zdaję sobie sprawę, że nic nie zrobię chowając się za pierwszą lepszą ścianą. Wyszedłem niedaleko i zacząłem mierzyć w Freddiego nożami, jednak wstrzymałem się, widząc strzelającą do Freddiego siostrę Mathiasa. Pierdolić ją.Zmieniłem cel na blond znajomą z pociągu, obserwując ekscentryczny styl walki Lorin. Hit & run, tak jak z psem. Przez chwilę wydawało mi się że zuchwała dziewczyna nie da sobie rady, a przez moment znowu zaczęło mi się wydawać, że ponoszę za nią jako taką odpowiedzialność. Jeśli umrze ona, umrę i ja, nic nie zrobię bez wsparcia na Arenie. Zostawiając Katy i Freddiego całkowicie samych sobie zacząłem rzucać w Illisę, skupiając się całkowicie, nic mi teraz nie przeszkadzało. Najgorsze było to, że cel był ruchomy, a obok niego stała osoba, która nie mogła oberwać. Wystarczy jednak że Lorin przytrzyma dziewczynę na chwilkę w miejscu. - Cytat :
- Krtań, plecy lub serce.
Chyba pozostają mi plecy, w cokolwiek trafię. Ramię do tyłu. Rzut. Jeden nóż poleciał, drugi nóż po chwili też. To powinno wystarczyć. Pozostawało czekać i mieć nadzieję, że Lorin zauważy lecące ostrza szybciej od Ill, która może to wykorzystać. Wciąż co chwilę patrzę do tyłu, czy przypadkiem coś nie chce wziąć mnie od tyłu. * Tutaj powinny się zmieścić trzy dni fabularne, a może więcej, jeśli chcemy pamiętać o czasoprzestrzeni. c: |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Pią Sie 30, 2013 5:46 pm | |
| Katy i Freddie
Kula z pistoletu dziewczyny przecięła powietrze i w ułamku sekundy trafiła chłopaka prosto w płuco. Siła pocisku przewróciła Freddiego przygwożdżając go do ziemi, a jego lewe płuco zaczęło napełniać się krwią.
Lorin, Booker i Illisa
Brunetka zadała kilka trafnych ciosów mieczem w brzuch Illisy, zostawiając jej koszulkę potarganą i mokrą od wciąż świeżej krwi. Parę z nich - głębszych - mocno poraniło organy wewnętrzne, a nóż Bookera wycelowany w plecy trafił jednak prosto w krtań blondynki, i już po chwili osunęła się martwa na ziemię. |
| | | Wiek : 18 lat Zawód : trybutka
| Temat: Re: #1 Sob Sie 31, 2013 3:47 pm | |
| // #19
Kiedy Florian złapał mnie za rękę i zerwał się do biegu, nie miałam innego wyjścia i wkońcu podążyłam za nim, zmuszając swoje drżące nogi do ponownego wysiłku. Oczywiście wolałabym odpuścić sobie wysiłek, zresztą nawet nie chcieliśmy się kierować na południe, czyż nie? Wyglądało jednak na to, że nie mieliśmy innego wyjścia. Szumiące groźnie fale ryczały przeciągle, dając nam dwa wyjścia z sytuacji: ucieczkę albo utopienie pod spienioną masą szarobłękitnej, lodowatej wody. Moja wola przetrwania wciąż była silna. Zbyt silna, żebym mogła sprzeciwić się instynktowi ucieczki. Zatem biegliśmy, na początku on pierwszy, ciągnąc mnie za sobą, potem to ja wysforowałam na prowadzenie i dodawałam mu sił mocnym uściskiem dłoni. Potem znowu on, potem znowu ja. Kiedy byliśmy już wystarczająco daleko i mogliśmy być pewni, że fale nas nie dopadną, zwolniliśmy, zamieniając bieg w dziarski marsz. Kilkakrotnie się zatrzymywaliśmy, akurat po to, żeby się napić albo coś przekąsić. Pożywiłam się garścią suchego prowiantu i wypiłam kilka małych, ożywczych łyków jedynej pozostałej mi wody. Potem znowu maszerowaliśmy. Moje łydki zaczynały już wyć z bólu, ale wkońcu dotarliśmy. Drgnęłam niespokojnie, dostrzegając w oddali połyskujące okna szkoły, przy której znajdował się Róg Obfitości. Odszukałam dłoń Floriana i ścisnęłam ją krótko, pokrzepiająco. -Nie wiem, kto lub co się tam chowa, ale trzymaj broń blisko- poradziłam mu cichym, niespokojnym tonem, chowając w obszernej kieszeni bluzy dwie strzałki. Byłam gotowa do walki, ale też do ucieczki. Powolnym, ostrożnym krokiem ruszyłam w stronę Rogu. W oddali ujrzałam kilka sylwetek; jedna, wysoka i jasnowłosa, upadła na ziemię, zbrukana krwią. Jęknęłam, zakrywając usta dłonią. A więc byliśmy w niebezpieczeństwie. Serce biło mi jak szalone, kiedy zmrużyłam oczu, szukając w oddali sylwetek napastników. Ujrzawszy dwie znajome osoby rozluźniłam się lekko. -To Booker i Lorin- oznajmiłam Florianowi z ulgą, a potem dodałam drżącym głosem.- I Illisa. Freddie. I Katy. Illisa już nie żyła, na piersi Freddiego wykwitła szkarłatna plama krwi. Zatem dwóch z głowy. Wciąż pozostawała jednak Katy, prawda? -Co robimy?- Zapytałam Floriana niemal automatycznie, w głowie szybko układając coś na kształt planu. |
| | | Wiek : 13 Zawód : Człowieczek łażący z reklama po targu i wnerwiający przechodniów
| Temat: Re: #1 Sob Sie 31, 2013 4:09 pm | |
| |19
Zdecydowanie miał już dość. Fala skierowała ich na południe i przez długi czas musieli uciekać. Kiedy w końcu mogli odpocząć zjadł coś, napił się i od nowa. Super. Koniec końców trafili w najbardziej urocze miejsce na Arenie, tudzież pod Róg. Przez całą drogę pocieszali się nawzajem z Amandą, ale… To było bez sensu. Nawet, jeśli przetrwa tylko ich sojusz, to co? I tak koniec końców będą musieli walczyć między sobą. Florian już sobie to wyobrażał, a mimo to robił dobrą minę do złej gry. Nie wiem, kto lub co się tam chowa, ale trzymaj broń blisko. Przez chwilę nie z bardzo wiedział co zrobić, w końcu puścił rękę Amandy i wyciągnął łuk. Nie chciał zabijać, ale w sumie nie miał wyboru. Nie, czekaj, wróć, miał wybór. Mógł zginąć,. A to mu się niestety nie uśmiechało. Mimo, ze już w ośrodku przekreślił swoje szanse na przeżycie, to teraz jakoś nie było mu śpieszno do wąchania kwiatków od spodu. Po chwili Florian zobaczył co się dzieje pod rogiem. Jakaś blondynka już leżała martwa, chłopak krwawił postrzelony chyba przez Katy, Lorin walczyła, a raczej skończyła na razie walczyć, a Booker w tym momencie stał z boku i nic nie robił, czemu dziwić się zbytnio nie można. Co robimy? Dobre pytanie. -Nie wiem. – odpowiedź jeszcze lepsza. Tyle, ze Florian naprawde nie wiedział. Albo nie chciał wiedzieć. Cokolwiek. Wyjął jedną strzałę kołczanu i zaczął obracać ją w dłoniach czekając na jakiś pomysł ze strony Amandy.
|
| | | Wiek : 18 lat Zawód : trybutka
| Temat: Re: #1 Nie Wrz 01, 2013 1:39 pm | |
| -Nie wiem. No tak. Właściwie to czego ja się spodziewałam? Oczywiście, że nie wiedział. Ja też nie wiedziałam, a przecież byłam od niego sporo starsza, a to powinno przecież w jakiś sposób wiązać się z wiedzą i doświadczeniem, prawda? Ale nie wiedziałam. Każde wyjście, które do tej pory przyszło mi do głowy, było gorsze od drugiego i wiązało się z podjęciem dużego ryzyka. Wybiegając w stronę Bookera i Lorin, narażaliśmy się na ostrzał, nieosłonięci z żadnej strony. Z kolei gdybyśmy jednak postanowili zostać, zapomnielibyśmy o podstawowych wartościach sojuszu, a inny trybut mógłby podejść nas od tyłu i wbić byle sztylet w plecy. Chociaż może byłoby to rozsądniejsze? Ale zostawilibyśmy Bookera i Lorin samych. Nie, nie zamierzałam wystawiać Lorin na takie ryzyko. -Musimy się jakoś dostać koło nich- oznajmiłam rzeczowym tonem, kalkulując w myślach, zanim zdążyłam się zawahać. Odchrząknęłam cicho i lekkim ruchem nadgarstka zsunęłam nieco obie strzałki, tak, że był gotowe do użycia w każdej chwili. Przygięłam nogi, przygotowując się do biegu, który mógł zadecydować o moim życiu. I, co dziwniejsze, wcale nie czułam strachu. Raczej spokój. Pogodzenie się z nieuniknionym. Gotowość do działania. Po raz pierwszy w swoim życiu Amanda Terrain poczuła się odważna. -Biegniemy slalomem- oświadczyłam jeszcze, rozglądając się i w duchu odliczając do dziesięciu.- Trzymaj się za mną. Nałóż strzałę na cięciwę łuku. Dasz radę, Florian. Oboje damy. Siedem. Osiem. Dziewięć. Dziesięć. Wypuściłam powietrze z płuc w cichym westchnieniu, a potem rzuciłam się do biegu, szaleńczego slalomu, zmuszając zmęczone mięśnie nóg do wysiłku. Włosy chlastały mnie w twarz, nerwowo obracałam strzałkę w palcach, martwiłam się o Floriana, ale... nie czułam strachu. Wciąż nie. Wkońcu przebiegliśmy w stronę Bookera, rzuciłam mu tylko krótki uśmiech i skinęłam głową na przywitanie, a potem wzrokiem zaczęłam szukać mojego biegnącego sojusznika. |
| | |
| Temat: Re: #1 Nie Wrz 01, 2013 5:38 pm | |
| Chłopak w kierunku którego strzeliła upadł na ziemię, charcząc i dysząc. Czyli najprawdopodobniej trafiła w płuco. Mogło być lepiej, ale nie było też źle, ostatecznie chłopak i tak umrze, tylko w takim wypadku zajmie mu to trochę dłużej. I będzie bardziej bolesne, co jej w sumie nie przeszkadzało. Tamta dwójka rozprawiła się szybko z dziewczyną, co postawiło ich w trochę patowej sytuacji. Oni wiedzieli, że Katy ma broń, w dodatku sprawną i naładowaną. Z drugiej strony jeśli zmarnuje teraz naboje na tą dwójkę, skąd może mieć pewność, że dostanie zaraz następne? Na Arenie zostało jeszcze kilku trybutów, a ona nie miała szans w walce wręcz. Czy mogła przeciągnąć ich na swoją stronę? Nie wierzyła w sojusze, ale gdyby oni pomogli jej zabić resztę, mogłaby wbić im sztylet w plecy. Właściwie mogła zabić dziewczynę i sprzymierzyć się z chłopakiem. Wyglądał na sprawniejszego, i pewnie nie byłby szczęśliwy, że zabiła mu sojuszniczkę, ale sam na arenie nie byłby w stanie przetrwać, więc jedyną opcją byłoby dla niego zawiązanie innego sojuszu. Zapewne z nadzieją, że przy pierwszej lepszej okazji pozbędzie się sojusznika. Przeniosła już pistolet na nią, kiedy usłyszała hałas i zza drzew wybiegła kolejna dziewczyna. Kierowała się prosto w stronę tamtej dwójki. Czyżby miała rozwiązać problem Katy? Nie, kiedy się do nich zbliżyła, dziewczyna zrozumiała, że są sojusznikami. Nie miała trzech naboi. Nawet jeśli zabije tamtą dwójkę, trzecia dziewczyna będzie mogła jej oddać. Ale... Oni o tym nie wiedzieli. - Nie ruszajcie się! - ryknęła w ich stronę, zbliżając się tak, żeby nie chybić w razie strzału. - Mam pistolet z magazynkiem na sześć naboi. Dwa już wykorzystałam - tu potrząsnęła wisiorkiem z Erikowych palców. - ale zostało mi jeszcze cztery. I zdążę wystrzelić je wszystkie, zanim którekolwiek z was mnie dosięgnie swoją bronią. - oznajmiła pewnym siebie, lodowatym głosem, zupełnie niepodobnym do dawnej Katy. Zresztą, cała pokryta rdzawą skorupą zaschniętej krwi nawet nie przypominała dawnej Katy. A może nawet trudno byłoby w niej rozpoznać człowieka, jeśli się dobrze zastanowić. - Jest was trójka. A ja potrzebuję jednej osoby do sojuszu. Zdecydujcie kto ma przeżyć. MACIE MINUTĘ. - oznajmiła. Cóż, nie mogła wiedzieć, że w krzakach czai się jeszcze Florian i to chyba była przewaga tamtych. Czy jednak zdołają ją wykorzystać? Katy, czy raczej Plaga, nie żartowała. Ani odrobinę. Potrzebowała jednej osoby, reszta była jej zbędna. Najbardziej wolałaby chłopaka i uznała, że niezależnie od ich wyboru zabije tamte dwie dziewczyny. Ale to przedstawienie i perspektywa tego, że będą musieli wybrać pomiędzy śmiercią swoją a towarzyszy ją bawiła. No i ciekawa była czy wszyscy będą chcieli przeżyć, czy znajdzie się jednak jakiś kozioł ofiarny. |
| | | Wiek : 13 Zawód : Człowieczek łażący z reklama po targu i wnerwiający przechodniów
| Temat: Re: #1 Nie Wrz 01, 2013 6:18 pm | |
| Musimy się jakoś dostać koło nich Co. CO?! Florian popatrzył ze zdziwieniem na Amandę prosząc ją w duchu, żeby powiedziała, ze to żart. Ale najwidoczniej ona naprawdę miała zamiar pobiec tam i wystawić się na ostrzał ze wszystkich możliwych stron. Cudnie. Biegniemy slalomem Oczywiście. I w międzyczasie robimy pajacyki jakby ktoś nas nie zauważył. Florianowi to się nie podobało, ale co miał zrobić? Zostać tutaj? Wziął głęboki wdech i przygotował się do biegu. []Trzymaj się za mną. Nałóż strzałę na cięciwę łuku. Dasz radę, Florian. Oboje damy. [/i] ponoć wiara czyni cuda, wiec Florian odrzucił od siebie najgorsze z możliwych scenariuszy, nałożył strzałę na cięciwę i… I został. Nie pobiegł. Dlaczego? Bo się bał. Brawa dla niego. Kucnął w wygodniejszej pozycji i zaczał obserować całą sytuację. Był na pozycji, z której ostatecznie byłby wstanie strzelać, więc po co miał biec, narażać się, cokolwiek. No po co? Nie ruszajcie się! Mam pistolet z magazynkiem na sześć naboi. Dwa już wykorzystałam. Ale zostało mi jeszcze cztery. I zdążę wystrzelić je wszystkie, zanim którekolwiek z was mnie dosięgnie swoją bronią. Florianowi automatycznie zaczęło szybciej bić serce. Dobrze, że nie pobiegł. Jest was trójka. A ja potrzebuję jednej osoby do sojuszu. Zdecydujcie kto ma przeżyć. MACIE MINUTĘ. JESZCZE LEPIEJ. Florian niewiele mysląc wycelował w trybulkę posiadajaca pistolet. Celował w głowę, co oczywiście było dość ryzykowne. Po kilku szybkich oddechach wypuścił strzałę i sięgnął po następną, w razie, gdyby nie trafił. Teraz tylko czekał. Czy myślał, ze celny strzał zabije? Nie. Nie myślał. Nie docierało do niego, ze może odebrać Katy życie. I zapewne wielu jego poprzedników z areny też odczuwało to zjawisko. Chęć przetrwania. Nieważne jakim kosztem. Niby w Ośrodku zapewniał siebie, że i tak zginie, a teraz… Teraz nie chciał, żeby to się spełniło. A nawet jeśli, to nie teraz, nie za chwilę, nie jutro… Najlepiej to nigdy.
|
| | | Wiek : Prawie 18 lat Zawód : Dawniej piosenkarka, obecnie trybutka
| Temat: Re: #1 Nie Wrz 01, 2013 6:33 pm | |
| Widziała upadająca pod wpływem uderzenia Bookera ciało Illisy. Wydawało jej się, że dziewczyna osuwa się w zwolnionym tempie. I pomyślała, nie… to nie była jedna myśl, tysiące wspomnień, słów oraz obrazów. Widziała dziewczynę całującą Theo, blondynkę. Chyba była ładna, nie wiedziała, nie oceniała. Widziała tego chłopaka o miłej twarzy, którego nienawidziła. Ale teraz… teraz to było jej obojętne, bo zabiła ją. Wcześniej Rose, teraz Illisę. I nawet jeśli to Booker jej pomógł, to na SWOIM ciele miała JEJ wnętrzności. Mieszanina obrzydzenia oraz strachu przeszła jej przez gardło. Potem usłyszała strzał. W tle, jakby nie należał do części otoczenia i był wyrwany z kontekstu. Podniosła wzrok i zobaczyła dziewczynę, która cała była oblepiona krwią. Krew na twarzy. Naszyjnik z palców. Naszyjnik z palców. I jej słowa. JEJ SŁOWA. Wszystko działo się w zastraszającym tempie, świat wirował, świat… malał. Nie, nie. To tylko jej się kręciło w głowie od natłoku emocji. I wtedy wiedziała, co musi zrobić. Minuta. -Booker, jeśli ją kochasz, jeśli kurna chcesz zrobić coś dobrego… - ujrzała Floriana celującego w Katy – TO ZABIERAJ JĄ STĄD – dokończyła i ścisnąwszy mocniej miecz w dłoni, rzuciła się ku dziewczynce. Nie interesowało ją już nic. Amanda ma przeżyć. Musi. Bo jeśli nie… Celowała w brzuch, cięła.
|
| | |
| Temat: Re: #1 Nie Wrz 01, 2013 6:38 pm | |
| Dwie rzeczy stały się jednocześnie. Tamta dziewczyna rzuciła się na nia, a Katy zobaczyła w krzakach jakieś poruszenie. Nie myslała wiele. Rzuciła się przed siebie, zasłaniając swoje ciało ciałem tamtej dziewczyny i jednocześnie strzelając jej prosto w klatkę piersiową. Wiedziała, że pewnie oberwie mieczem, ale nie miała innego wyjścia. Jeśli już miała umrzec, chcicała zabrać ze sobą do grobu jak najwięcej osób. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: #1 Nie Wrz 01, 2013 6:48 pm | |
| Lekcje strzelectwa, wzięte w Ośrodku Szkoleniowym nie poszły w las. Strzała Floriana pomknęła prosto do celu, jednak Katy zauważyła ją kątem oka, zanim jeszcze opuściła cięciwę. Zasłaniając się ciałem Lorin, odchyliła się jednocześnie nieco na bok, sprawiając, że grot przemknął o milimetry od głów obu trybutek. To jednak nie mogło uratować panny Templesmith, bo kula, wystrzelona w jej klatkę piersiową z bliskiej odległości, okazała się śmiertelna. Dziewczyna zakrztusiła się, plując obficie krwią, po czym znieruchomiała, a powietrze rozdarł huk armatniego wystrzału. Wcześniej jednak udało jej się zranić dotkliwie Katy mieczem, tworząc na jej brzuchu długą na kilkanaście i głęboką na kilka centymetrów ranę, z której natychmiast trysnęła krew. Obie zawodniczki upadły na ziemię, ale Katy pozostała przytomna i wciąż trzymała w dłoni pistolet z ostatnią kulą. |
| | |
| Temat: Re: #1 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|