IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Rory Carter - Page 3

 

 Rory Carter

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPią Cze 14, 2013 6:31 pm

First topic message reminder :













Ostatnio zmieniony przez Rory Carter dnia Nie Kwi 13, 2014 7:50 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySro Lip 09, 2014 1:54 am

W momencie, w którym zorientowała się, że promienie słońca świecą jej prosto w twarz, zupełnie zapomniała o czym śniła. Nie było to chyba nic nadzwyczajnego, bo sen miała spokojny i nie rzucała się po łóżku, o czym świadczyć mógł fakt, że wciąż leżała z nogą zarzuconą na zwiniętą kołdrę, czyli grzecznie, jak co noc. Szybko przypomniała sobie wszystkie zajścia z poprzedniego wieczoru i nawet nie musiała odwracać się żeby wiedzieć, że Jacka nie ma już obok. Nawet pościel nie zdążyła dobrze przesiąknąć jego zapachem. Może to i lepiej?
Rudowłosa przymknęła oczy i zdołała złapać jeszcze kilka beztroskich sekund, zanim jej myśli nie zaczęły krążyć dookoła wczorajszych wydarzeń i właściwie dwóch poprzednich miesięcy. Jak mogła pozwolić sobie na takie przywiązanie do drugiej osoby? Przecież wiedziała, że żaden związek nie miał tu prawa bytu, pochodzili z Jackiem z dwóch różnych światów, co często powodowało spięcia między nimi. Powinna była przerwać to wszystko, a nie bawić się w miłosierną samarytankę. Gdyby tylko poprosiła Kita o szybkie znalezienie mieszkania Caulfieldowi, może nie doszłoby do żadnej tragedii (bo jej smutek osiągał teraz właśnie takie rozmiary). Gdyby, gdyby, gdyby... czasu nie dało się już cofnąć, a pogrążanie się w przeszłości i ciągłe jej rozgrzebywanie nie było zdrowe. Będzie, co ma być, wszystko się jakoś ułoży. Jeśli nie jutro to za tydzień, miesiąc, może dwa...
Rory podniosła się z łóżka, gdy zegar wybił jedenastą - już wiedziała, że spóźni się na umówione spotkanie, dlatego chwyciła telefon i wysłała esemsa do Lophii, w którym przeprosiła i zobowiązała pojawić w innym terminie. Wiedziała, że tylko rzucenie się w wir pracy pomoże jakoś stłumić ból przemieszany z wyrzutami sumienia, ale dziś nie był dobry dzień na rozpoczynanie nowego życia. Dziś można jeszcze trochę popłakać.
Carter nie chciała być jedną z tych kobiet, które definiuje jedynie związek z mężczyzną, zawsze uważała się za silną, niezależną jednostkę, a teraz... czuła się fatalnie, cała pewność siebie i optymizm uleciały z niej jak z balonika, z którego ktoś spuścił powietrze. Wchodząc do salonu natychmiast zauważyła pozostawioną gitarę, a jakże! Odwróciła wzrok, ale wszędzie, w całym pomieszczeniu widziała Jacka. Warknęła na samą siebie, ganiąc się w myślach.
Weź się w garść, Carter.
A wtedy coś otarło się o jej nogi i musiała oprzeć się o szafkę, by całkowicie nie stracić równowagi.

(...)
c.d.n

| the end
Powrót do góry Go down
the civilian
Noah Atterbury
Noah Atterbury
https://panem.forumpl.net/t1889-noah-atterbury#24419
https://panem.forumpl.net/t249-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t1314-noah-atterbury
https://panem.forumpl.net/t563-noah
https://panem.forumpl.net/t1190-noah-atterbury
Wiek : 19
Zawód : Kelner w 'Well-born' i student
Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny
Znaki szczególne : piegipiegipiegi
Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Sie 17, 2014 12:12 am

    | po wyjściu ze szpitala, w którym nie ma postów, a przed Dożynkami c:


Znajomość z Rory była bez dwóch zdań jedną z niewielu rzeczy, które pomogły mi przetrwać wszystkie te miesiące w Trzynastce, kiedy straciłem kontakt z Cypri. Bo nawet jeżeli wysoko nad naszymi sufitami trwała wojna, szalał terror i bezkarnie mordowano każdego, kto pojawił się na drodze wrogich wojsk - to cichym zabójcą była samotność.
Nie jestem pewny, jak się poznaliśmy, do tej pory wszystkie dni zdążyły już zlać się w jedno pasmo beznadziejnego oczekiwania, na rezultat, który zawiódł wszystkich. Próbując wyprzeć tamte dni z pamięci, sam być może pozbawiłem się przez to brawurowej historii, o pierwszych wymienionych słowach, kiedy kule przelatywały nad naszymi głowami. Nie trudno było wtopić jeden dzień we wszystkie inne, kiedy każdy był jeszcze bardziej podobny do poprzedniego.
Ale bez wahania mogłem powiedzieć, że zawdzięczałem jej naprawdę sporo, nawet jeżeli nigdy nie potrafiłem przyznać się bez trudu do swojej wdzięczności.
Po zakończeniu wojny nadal nie miałem pojęcia, w jakim stopniu ta znajomość odnajdzie się w nowym świecie. Wychodziło różnie i zazwyczaj średnio, ale ilu z nas radziło sobie z tym, w środek czego zostaliśmy wrzuceni?
Czasami miałem wrażenie, że czekałem cały czas na zmiany, które nam obiecano, a tym samym odmawiałem przystosowania się do codzienności. I nie wychodziłem na tym dobrze.
Sam zresztą stanowiłem idealny dowód, kiedy teraz dokuśtykałem się do salonu Rory, przytrzymując dłonią ściany. Leki przeciwbólowe przestawały powoli działać, a kiedy ból niezagojonych jeszcze i całkiem świeżych ran przejmował kontrolę, nie mogłem być pewny, czy świat nagle nie wykona zjawiskowego piruetu wokół własnej osi.
Zaczynały budzić się we mnie wyrzuty sumienia, podpowiadające, że nadużywałem gościnności dziewczyny. Nigdy nie cierpiałem zaciągać u kogoś długów, nawet jeżeli chodziło o zwykłą gościnność i wspólne zabijanie samotności. Od ostatnich paru miesięcy - albo nawet i dłużej - czułem się jak problem dla świata. Chociaż to musiałoby oznaczać, że ten w ogóle wiedział o moim istnieniu.
Może powinienem był po prostu wrócić do swojego mieszkania, ale po fatygowaniu Rory, na zmianę decyzji było już nieco za późno.
- Następnym razem przywiozę alkohol, obiecuję - zaśmiałem się lekko, póki co miałem całkiem imponującą listę antybiotyków i nie paliłem się szybkiego powrotu do szpitala.
Obrzuciłem salon pobieżnym spojrzeniem. Wydawał się niemal bliźniaczo podobny do mojego własnego, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że wydawał się bardziej przytulny. A może chodziło po prostu o to, że znajdowały się w nim dwie osoby, a nie jedna - jak to zazwyczaj bywało u mnie.
Zatrzymałem się dopiero przy oknie i oparłem o parapet, przejeżdżając wzrokiem po panoramie Kapitolu; to miasto nadal nabierało mnie swoim czarem, chociaż nie było go w nim już tyle, co przed rokiem. Neonów było mniej i kolorów także ubyło. Nigdy nie byłem ich fanem, ale teraz miało w sobie coś dużo bardziej ponurego, co przynieśli ze sobą nowi lokatorzy. Praktycznie jak chorobę, która powoli trawiła Kapitol.
- Z tej perspektywy wygląda całkiem niewinnie - powiedziałem cicho pod nosem, raczej sam do siebie, niż do Rory. Dopiero po chwili, kiedy odnalazłem wzrokiem chowający się za zabudowaniami kwartalny mur, obejrzałem się przez ramię i uśmiechnąłem do dziewczyny.
Oderwałem się od parapetu i usiadłem w końcu na kanapie, poprawiając przewrócone poduszki. Perfekcjonistyczne natręctwo.
- Panie mają pierwszeństwo, z jakiej okazji ten Zlot Rudych i Piegowatych? - zapytałem cytując jej smsa z pamięci. Wskazałem jej miejsce obok, próbując odwlec w czasie wyciągnięcie na wierzch bagażu, z którym tutaj przyjechałem. Mój pobyt szpitalu był tylko wypadkową wszystkiego, w co byłem zamieszany od paru miesięcy i nie wiedziałem nawet, gdzie był początek, od którego mógłbym zacząć.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySob Lis 15, 2014 1:54 am

Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283.
Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySob Lut 07, 2015 3:15 pm

/z własnego mieszkania

Ostatnie tygodnie dały się Vivian we znaki.
Zapalenie płuc, niby coś błahego dla wielu ludzi; dla niej to był koszmar, z którego ledwie wyszła, głównie dzięki pomocy jakiegoś sąsiada, który podjął się wyprowadzania psa i przynoszenia jej raz na jakiś czas miski zupy, którą próbowała przełknąć. Ledwie dawała radę podnieść się z łóżka i odbierać służbowe telefony, najczęściej od rządowców pytających o rzeczy, które chwilowo jej nie interesowały. Igrzyska, arena, całe to zamieszane, uciekający trybuci, umierający trybuci, martwi trybuci, Kolczatka, martwa Coin, Coin w śpiączce, Tibalt Adler, wszystkie zmiany…
Panna Darkbloom słyszała o tym wszystkim, ale nie była w stanie przez pewien czas zareagować w jakikolwiek ciekawy sposób, pozwalając sąsiadowi krzątać się po mieszkaniu, podczas gdy sama śniła swoje smutne sny o straconym ukochanym.
Zupełnie tak, jakby nie potrafiła odciąć się od przeszłości.
Powolna poprawa nastąpiła w dniu jej urodzin, o którym – jak się jej zdawało – zapomnieli po prostu wszyscy. Jedynie Eva, zapracowana jak wszyscy inni, miała chwilę na to, by wpaść do mieszkania przyjaciółki, złożyć jej życzenia i przytrzymać osłabioną rudowłosą za rękę, gdy ta z nieskrywaną wdzięcznością i łzami w oczach wąchała bukiecik kwiatków i nową, ekskluzywną świecę z jesiennej kolekcji.
Potem było już lepiej. A gdy nadszedł niespodziewany sms od Rory, panna Darkbloom wiedziała, że będzie lepiej.
Dlatego też, gdy ciasto było gotowe, a ona sama wyspana, uczesana i przede wszystkim zdrowa, Viv z radością zarzuciła na siebie płaszcz i udała się do Rory. Nie przeszkadzał jej nawet wiatr, niszczący jej idealnie ułożone włosy; cieszyła się, że będą mogły w końcu normalnie porozmawiać.
Dość bezceremonialnie wpakowała się do mieszkania Carter, wiedząc doskonale, że rudzielec zostawi jej otwarte drzwi.
- Rory? Jestem! – krzyknęła w głąb mieszkania, rozglądając się z pogodnym uśmiechem.
Po chwili zrzuciła z siebie płaszcz, złapała pojemnik z ciastem i wkroczyła do kuchni, oczekując, że spotka tam przyjaciółkę.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Lut 08, 2015 1:19 pm

Jak to zwykle bywało, Rory nie pamiętała już nawet, o co pokłóciły się z Vivian. Niefortunna wymiana wiadomości przypadła na ciężki okres dla każdej z nich, a urażona duma rudzielców jest bardzo trudna do złagodzenia, więc minęło trochę czasu, zanim opadły pierwsze emocje. I wtedy Carter zaczęła zastanawiać się, o co tak naprawdę im poszło. Wiedziała, że nie powiedziały sobie nic okropnego, ale takie zawieszenie znajomości nie mogło im dobrze przysłużyć, postanowiła więc, że odezwie się pierwsza. Nie mogła sobie wybaczyć, że przegapiła urodziny przyjaciółki, że była tak zajęta pracą, ciążą i unikaniem rozmyślania o Jacku, który dodał wreszcie dwa do dwóch.
Dzisiejszy dzień miał więc należeć tylko do nich. Mogły najeść się do woli, nadrobić stracony czas, obgadać kogo trzeba i po prostu dobrze bawić się w swoim towarzystwie. Rory wiedziała, że nie uniknie pytań o dziecko i to była kolejna rzecz, z którą czuła się źle – Vivian nie wiedziała przecież jeszcze o ciąży. Jak można było aż tak skupić się na własnych problemach, żeby stracić kontakt z przyjaciółką? Przecież Darkbloom na pewno byłaby dla niej wsparciem w tym okresie! Rudowłosa miała nadzieję, że nie spłonie za to dziś na stosie.
Drzwi mieszkania zostawiła otwarte, gdy za chwilę spodziewała się gościa, a musiała jeszcze zniknąć w kuchni i doprawić kilka rzeczy. Ciasto miała przygotować Vivian, na całe szczęście, bo umiejętności kulinarne Rory wciąż pozostawiały wiele do życzenia. Musiała więc tylko znaleźć jakąś pseudo zastawę, łyżeczki, kubki do herbaty (albo kieliszki do czegoś mocniejszego!) i trylion innych rzeczy.
- Wchodź, wchodź! – krzyknęła, gdy usłyszała głos przyjaciółki – Ja jak zwykle nie wyrobiłam się na podaną godzinę! – oznajmiła, podnosząc się z krzesła, zostawiając talerzyki i sztućce na stole i drepcząc przed siebie, by przejąć pudełko z ciastem, odstawić je i przywitać gościa – Przepraszam, jestem najgorszą przyjaciółką świata – jęknęła, przytulając się już do Vivian na powitanie.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Lut 08, 2015 9:55 pm

Nie widziały się z Rory dawno; tak dawno, że Vivian nie była w stanie określić, kiedy. Każda z nich zajęta była swoimi sprawami, w dodatku Carter chyba miała jakieś swoje prywatne problemy z kuzynem – o ile mężczyzna, który w pewien wieczór przywalił Bertramowi w twarz, faktycznie był członkiem rodziny, a nie jakimś wędrownym włóczykijem, który miał zamiar zranić jej przyjaciółkę. Tego Darkbloom by nie zniosła; prędzej przegoniłaby delikwenta przez dantejskie kręgi piekielne, tak długo, aż padłby z wycieńczenia.
Tyle, jeśli chodzi o słanie dobrej energii w świat po długiej chorobie.
Czyżby panna Darkbloom zgorzkniała nieco po śmierci ukochanego…?
Mieszkanie Rory wyglądało tak, jak zapamiętała, nawet tak samo pachniało, choć do zapachu doszła jeszcze jakaś nowa nuta, której rudowłosa nie kojarzyła. Nowe perfumy? Nowy płyn do płukania tkanin? Kwiat? Dyfuzor zapachowy? Vivian na sekundę przymknęła oczy i zmarszczyła nosek, usiłując zidentyfikować znajomą woń; bezskutecznie, nie kojarzyła jej bowiem z czymkolwiek innym. Na pewno nie był to zapach wytworzony fabrycznie, a przynajmniej nie sprawiał takiego wrażenia.
- Hej, śliczna, jak…
Słowa ugrzęzły w gardle rudowłosej, gdy ujrzała przyjaciółkę. Piękną, lekko zarumienioną, o lśniących włosach… i lekko wydatnym w mniemaniu Vivian brzuszku, który był przyczyną owego nagłego zamilknięcia. Kobieta zatrzymała się w pół kroku i spojrzała raz jeszcze na ciało towarzyszki, analizując w myślach, jak dawno się nie widziały. Wstyd przyznać, ale nie była w stanie określić nawet dokładnej daty ich ostatniego spotkania.
Rory przytuliła ją, paplając bzdury o byciu najgorszą przyjaciółką świata, a Viv odwzajemniła ten uścisk, najmocniej i zarazem najdelikatniej, jak tylko potrafiła, uważając na to, by w żaden sposób nie urazić jej ciała. Dopiero po długiej chwili odsunęła się od Rory i rozpoczęła swoje małe oględziny.
Ujęła i okręciła na palcu pasmo znajomych, rudych włosów Rory, zachwycając się ich sprężystością. Omiotła spojrzeniem dobrze znaną twarz, ramiona i piersi, zatrzymując się w końcu na tym brzuszku, chyba największym zaskoczeniu, jakie mogło ją spotkać. Doprawdy, nawet kolejna randka z Gerardem i cygarami, przyjazna rozmowa z Blaise’m czy choćby wizyta Adlera w mieszkaniu rudowłosej nie byłyby większym szokiem niż ta chwila.
Vivian uniosła powoli lewą dłoń i ułożyła ją na brzuchu Carter, po czym ostrożnie go pogłaskała. Ciąża, przemknęło jej przez myśl i nagle poczuła silne ukłucie bólu, mocno uświadamiające, jak wiele czasu straciła, strojąc swoje fochy i odcinając się od świata pod przykrywką wesołej papierkowej roboty w rządzie. Nie mogąc się oprzeć, pogłaskała brzuszek raz jeszcze, olśniona myślą, że pod jej dłonią, pod warstwą skóry i mięśni, rośnie mała istotka, taka mała, kochana kruszynka…
Uniosła wzrok i spojrzała w oczy przyjaciółki, uśmiechając się. Drugą dłonią pogłaskała policzek Rory, a jej uśmiech poszerzył się, w miarę jak w błękitnych oczach zalśniły łzy.
- Nie powinnaś tyle stać, Ro – szepnęła cicho, nieświadoma tego, że słone krople chyba znalazły ucieczkę z kącików jej oczu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPon Lut 09, 2015 4:56 pm

Nieznajomy zapach mógł być kotem, wszakże Florian pałętał się gdzieś po mieszkaniu, ale nie raczył powitać gościa. Żadne nowości nie zawitały w mieszkaniu Rory, która kompletnie nie miała głowy na kupowanie wyprawki i innego badziewia, mającego przypominać jej, że już za parę miesięcy nie będzie mieszkać sama.
Wiedziała, że Vivian nie była świadoma jej stanu, o takich rzeczach nie pisze się w esemesach, a nie widziały się przecież kawał czasu. Darkbloom jako jedyna mogła domyślić się, kto zafundował przyjaciółce te dodatkowe kilogramy i niespodziankę, bo poznała Jacka i zapewne nie uwierzyła w to całe kuzynostwo, które w swoim czasie wmawiali z Rory zainteresowanym. Mimo wszystko rudowłosa  nie była przygotowana na reakcję, jakiej chwilę później doświadczyła. Gdy tylko ręka Vivian dotknęła jej brzucha, Carter zrobiła krok w tył, uwalniając się też z wcześniejszego uścisku.
- Przepraszam – wymamrotała cicho, zmieszana całą sytuacją – Po prostu nie pozwalam sobie na podobne gesty, to jeszcze nie ten etap – nie chciała dołować przyjaciółki, więc nie wdawała się w szczegóły.
Nie była gotowa na zostanie matką i nie miała zamiaru udawać, że przeobraziła całą tę sytuację w taką, z której mogłaby się cieszyć. Nie głaskała swojego brzucha, nie mówiła do niego i choć nie mogła go już ignorować, najchętniej to właśnie by robiła. Jak długo mogła żyć w takim wyparciu? Znając jej charakter, pewnie jeszcze jakiś czas.
- Nie przejmuj się, wszystko jest okej – machnęła ręką, zapraszając Vivian w głąb kuchni, gdzie mogła zająć się pokrojeniem przyniesionego przez nią ciasta.
Była przecież u lekarza, badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości, więc stanie na dwóch nogach chyba nie stwarzało wielkiego zagrożenia. Oczywiście, brała pod uwagę to, co ostatnimi czasy przeszła panna Darkbloom, która także nie miała przecież łatwego życia. Śmierć ukochanego na pewno uwrażliwiła ją na dbałość o zdrowie i życie innych bliskich, dlatego Carter nie zamierzała jej strofować.
Sięgnęła po nóż, otworzyła pokrywkę i niemalże rozpłynęła się, czując ten przepyszny zapach ciasta. Bomba kaloryczna od czasu do czasu nie była groźna, prawda?
- Jeśli smakuje tak samo, jak pachnie… - przerwała swoją groźbę w połowie, bo już miała zamiar oznajmić, że jest w stanie pochłonąć połowę ciasta w mgnieniu oka, ostatnio jej apetyt był naprawdę nie do okiełznania – Chodź do pokoju.
Zgarnęła talerze, pozwoliła Vivian nieść ciasto i zaprosiła przyjaciółkę do salonu, gdzie mogły usiąść na kanapie (która wcale już nie pachniała Jackiem!) i nagadać się wreszcie za wszystkie czasy. Rory odgarnęła włosy na plecy i spojrzała na przyjaciółkę, dając jej ciche przyzwolenie na pytanie o wszystko, na co tylko miała ochotę. Ale sama nie miała zamiaru pozostać jej dłużna.
- Nie lubię tego pytania, ale zbyt długo się nie widziałyśmy. Co u Ciebie? – szczerze zainteresowana, spoglądała na Darkbloom z zainteresowaniem, póki co ignorując pachnące ciasto.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPon Lut 09, 2015 10:42 pm

Mogła zapytać o to, jak długo trwa ten stan i o to, kto jest ojcem dziecka jej najlepszej przyjaciółki, chociaż miała swoje własne podejrzenia. Pierwszą osobą, która przyszła na myśl rudowłosej, był „kuzyn” Jack, którego miała okazję poznać. Jednak… to nie leżało w naturze Vivian, by zadawać takie pytania, nawet komuś, kogo znała praktycznie od zawsze. Tym bardziej w obecnej sytuacji, kiedy Carter raczej nie powinna się denerwować.
- Wybacz. – powiedziała cicho, lekkim uśmiechem maskując to, co poczuła w momencie, gdy Rory się odsunęła.
Odtrącenie.
Owszem, Rory mogła nie być gotowa na coś takiego, mogła sobie nie życzyć. Ale to nie zmieniało faktu, że Viv poczuła się w jednej chwili wyjątkowo obco, jakby nie widziały się kilka lat i zdołały przez ten czas zapomnieć o wszystkim, co je łączyło jako przyjaciółki. Dlatego też spuściła wzrok i bez słowa cofnęła się, zwiększając dystans pomiędzy nimi dwiema. Jeśli Carter nie życzyła sobie takich gestów, musiała się podporządkować; w końcu to ona zjawiła się tutaj, nie Rory u niej.
Podążyła za przyjaciółką do kuchni, by obserwować, jak ta kroi ciasto. Zauważyła przy tym jakiegoś małego, zabłąkanego kota, który pałętał się nieopodal, fukając na przedstawicielkę rządu. Być może wyczuł jej kocura, stąd te nieprzyjazne zachowania; niemniej jednak Viv wiedziała, że nie każdy kot był jak Daisy Dominica, która była wyjątkowo przyjaznym stworzonkiem.
- Masz kota? – zapytała, obserwując czworonoga z pozornym zainteresowaniem; w głowie jednak miała ciążę Rory i coś jeszcze, coś, co sprawiło, że łzy mogły pojawić się w każdej chwili.
Przecież starali się z Timem o dziecko.
Nigdy nie powiedziała o tym nikomu, nawet Evie czy Rory. Każdy, kto ją znał, miał świadomość tego, że Vivian Darkbloom nie przepada za dziećmi, w szczególności małymi; a jednak w głębi duszy chciała być matką, najlepiej jak najszybciej, by ona i Tim mogli spełnić jedno z tych cichych, skrytych marzeń, które śnili oboje od chwili, gdy wyznali sobie nawzajem swoje uczucia. Chcieli być zawsze razem, chcieli tworzyć rodzinę, chcieli, by ich szczęście trwało wiecznie.
Teraz to mogli sobie chcieć, on martwy, ona przytłoczona własnym smutkiem.
- U mnie… - usiadła na kanapie i podwinęła stopy pod siebie, po czym oparła brodę o splecione dłonie. – Nie wiem, ciężko określić. Nie wiadomo, co ze mną będzie. Pewnie zmienią mi robotę.
Odkąd Adler zajął się kierowaniem państwem, Vivian czuła się dziwnie w rządzie. Część ludzi nadal miała do niej pretensje za to, po której stronie opowiedziała się przed Igrzyskami; miała jednak do wyboru to albo kolejne obrażenia, które Ginsberg zadałby jej z radością.
- Czytałam Twój wywiad z Adlerem. – posłała Rory uśmiech. – Podobał mi się.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyWto Lut 10, 2015 8:08 pm

Chciała wytłumaczyć się ze swojego zachowania, zrobić coś, by Vivian nie czuła się głupio lub obco, ale każde wytłumaczenie, które przychodziło jej na myśl, brzmiało po prostu kretyńsko. Może w trakcie rozmowy przyjdzie jeszcze taki moment, w którym Rory będzie opowiadać o swoim stanie, wspomni wtedy na pewno o tym, jak bardzo nie jest gotowa i jak bardzo unika wszelkich ciążowych czułości. Kobiety potrafiły rozmawiać ze swoim dzieckiem (dla rudej to wciąż był tylko płód), ona nie miała najmniejszego zamiaru tego robić, głaskanie po brzuchu też podpadało pod działania, których starała się unikać.
Zostawiła ten temat na później, choć był on wciąż całkiem widoczny pod jej bluzką, czas plotek w salonie postanawiając poświęcić na coś lepszego. I wtedy pojawił się Florian, zapewniając dodatkową paplaninę o czymś znacznie przyjemniejszym.
- Uwierzysz, ze to przybłęda? – gdy wskoczył na kanapę, pogłaskała jego szaroniebieskie, puszyste futerko powodując, że zwierzak zamruczał z przyjemności. Najwyraźniej nie miał jednak ochoty na dalsze pieszczoty, bo już po chwili zeskoczył z mebla i powędrował w stronę sypialni – Skubany, je lepiej ode mnie. Musisz mnie wprowadzić we wszystkie kocie tajemnice, inaczej dalej będę się z nim obchodzić jak z jakiem, a on będzie tu żył jak królewicz.
Zaśmiała się, sięgając po ciasto, które już po chwili pałaszowała w najlepsze. Spoglądając na przyjaciółkę, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Los musiał nieźle się pomylić przy ostatnim rozdawaniu prezentów. Vivan zasługiwała na posiadanie rodziny, a Rory nie była na to w najmniejszym stopniu gotowa. Darkbloom straciła kogoś, kogo naprawdę kochała, a Carter jedynie przelotną miłostkę, zwykłe zauroczenie. No i jeszcze to ciasto, która matka nie potrafi piec? Vivian na pewno ogarnęłaby to wszystko z największą radością.
- Przepyszne! – skomplementowała, przełykając kolejny kawałek – Pieczenie jest supermocą, na którą chyba nie zasłużyłam – po swoim komentarzu pokręciła tylko głową, strzepała okruszki z palców na talerzyk, a ten odstawiła z powrotem na stolik.
Nie wiedziała, że w pracy Vivian źle się dzieje, zresztą skąd by miała, skoro zaniedbywały się przez zeszłe miesiące? I to wszystko z powodu jakiejś kłótni, jak mogły być takie głupie?
- Czemu? Chcą cię trzymać z daleka od archiwów? Pewnie coś ukrywają! – tego akurat rudowłosa była pewna, ale nie miała siły na kolejne dziennikarskie śledztwo.
Słysząc komplement przyjaciółki, uśmiechnęła się tylko pogodnie, wracając wspomnieniami do artykułu, który załatwił jej wyższy stołek i spory zastrzyk gotówki.
- Dziękuję. Awansowałam po nim – nie mogła się przecież nie pochwalić, prawda? – Więc gdybyś kiedykolwiek chciała rzucić mapy, plany i projekty, zapraszam do redakcji!
Może to wcale nie byłby taki zły pomysł? Na pewno miałyby więcej czasu dla siebie i pozostawałyby na bieżąco z ważnymi wydarzeniami w swoich życiach. Jak przyjaciółki, na których miano wciąż chyba zasługiwały.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySro Lut 11, 2015 12:11 am

Wedle Sunny, która zajmowała się rudowłosą przez pewien czas, przyczyną owej słynnej niechęci Vivian do dzieci było wydarzenie, które odcisnęło na pociesze Thomasa Darkblooma swoje piętno. Śmierć matki, noszącej w łonie dziecko była dla dziewczyny tym, co wzbudzało jej niechęć do każdego małego brzdąca i zdawać by się mogło, że owy brak tolerancji przejawia się w stosunku do każdego poniżej piętnastego roku życia… A jednak Vivian była w stanie uczyć dzieciaki w Trzynastce i pomagać im w lekcjach bez zgrzytania zębami i nieprzyjemnych migren. I, bądź co bądź, chciała nosić w sobie dziecko mężczyzny, którego tak żarliwie kochała.
Jego utrata była ciosem, na który nie była gotowa. Kto wie, może ich miłość była i tak skazana na porażkę, mimo to nie była przygotowana na ewentualne rozstanie. Zamiast zerwania, Los wolał zesłać jej stratę, za którą kroczyły żal i rozpacz, nieodłączne niczym Belenus i Taranis, podążające za Vivian niczym cienie, gdy przechadzała się po mieszkaniu.
Mogła nie przepadać za dziećmi, ale na miejscu Rory szalałaby z radości, nosząc pod sercem potomka Tima.
- Przybłędy są najlepsze – zaśmiała się, podsuwając kotu dłoń do powąchania. Ponownie fuknął, najwidoczniej oczekując jakiegoś przysmaku. – Jeśli nie będzie chciał jeść zwykłej karmy, weź go głodem, nie dawaj za często frykasów, regularnie noś do lecznicy, szczep, odrobaczaj, czyść zęby, dbaj, głaszcz, nie pozwalaj, by sikał byle gdzie…
Mogłaby wymieniać w nieskończoność, co należy robić, gdy ma się w domu kota – sama w końcu była posiadaczką pięknego, czarnego diabła, który leżał na grzbiecie warującego psa, gdy wychodziła odwiedzić Carter. Vivian miała do siebie to, że kochała oba stworzenia i była w stanie z byle czym biec do weterynarzy, byleby tylko jej maleństwa były zdrowe.
- Wiesz, ile ma? – zapytała, myśląc o tym, czy aby nie doradzić przyjaciółce kastracji kota. Florian prychnął ponownie, co Vivian podchwyciła.
Pochyliła się nad kotem i nagle wydała z siebie syk, naśladując swojego kota, co zbiło nieco z tropu jej przeciwnika. Gdy kot patrzył na nią, zapewne zdumiony takim obrotem spraw, Darkbloom skierowała swoje myśli ku Rory, pałaszującej zachłannie ciasto.
- Przeceniasz moje możliwości kucharskie chyba od zawsze, Ro – zaśmiała się, próbując własnego wypieku.
Zasępiła się na chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć, gdy rudzielec napomknął o archiwach.
- Nie jestem pewna, czy chodzi o archiwa czy raczej o projektowanie. Być może stracę posadę architekta, chociaż Coin przed swoim… wypadkiem zasugerowała przeniesienie mnie do projektów odbudowy dzielnic mieszkalnych w paru dystryktach. Ale wiesz, co się działo… Skoro kilka osób straciło swoje statusy wolnych obywateli i mieszkają w getcie…
To mogłoby być ciekawe, uciec z Kapitolu, zaszyć się i zostać na zawsze z dala od rządu i matactw.
- Gratuluję! – uśmiechnęła się znacząco do przyjaciółki. – To kim teraz jesteś? Kimś tak ważnym, że od razu chcesz mi załatwić posadę?
Co chyba nawet nie byłoby takim złym pomysłem.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyCzw Lut 12, 2015 9:28 pm

Który to już raz miała do czynienia z ironią Losu? Rory nie potrafiła zliczyć, jednak ten przypadek wydał jej się nagle zbyt wyraźny, bo mogła go zignorować. Kot i dziecko – pozostałości, niemalże prezenty pożegnalne od Jacka (oby ciśnienie wody w Kolczatce nigdy nie nagrodziło go przyjemnym prysznicem!) – nie były oczekiwane, ale tylko jedno z nich zyskało natychmiastową uwagę i miłość rudowłosej. Czworonożnemu futrzakowi uchyliłaby nieba, mogłaby, tak jak teraz, rozmawiać o nim godzinami, wdawać się w najmniejsze szczegóły, głaskać go i cieszyć się, gdy uwagę skupiał na nim ktoś inny. A w przypadku próby dotknięcia własnego brzucha, cofała się jak poparzona. Co było z nią nie tak?
Niektóre kobiety tak bardzo pragnęły zostać matkami, dlaczego ich prośby nie zostały wysłuchane? Kto zsyłał kary za seksualną nadaktywność? Być może ta sama osoba, która teraz musiała wypłacać Rory odszkodowanie w ramach całkowitego fiaska przyjmowanej antykoncepcji. Dlaczego Vivian nie mogła być szczęśliwa z dzieckiem, a Carter bez niego? Te wszystkie pytania, pozostawione bez odpowiedzi, potrafiły być bardzo irytujące.
- Przybłędy – powtórzyła za przyjaciółką i niemalże zachichotała, bo wcale nie miała na myśli kota – Nie wszystkie polecam, wierz mi.
Cieszyła się, że tematem, o którym mogła już spokojnie rozmawiać, było fiasko jej relacji z pewnym uciekinierem z getta, lub, jak to określała Vivian, z kuzynem. Nie było to może najbardziej dojrzałe z jej strony, ale nic tak nie poprawiało humoru Rory, jak pastwienie się w myślach nad Caulfieldem. Co dopiero robienie tego na głos! Musiała przecież zagłuszyć jakoś te wszystkie myśli, które kazały jej raz po raz rozważać słowa, wypowiedziane przez mężczyznę w siedzibie Kolczatki.
- Dobrze, że cię mam, mój koci mentorze – zażartowała, obserwując jak rudowłosa przyjaciółka bawi się z Florianem i pokazuje mu wreszcie, kto tu rządzi – Cztery miesiące z kawałkiem.
Walcząc z przemożną ochotą sięgnięcia po kolejną bombę kaloryczną w postaci ciasta, zamyśliła się na chwilę nad tym, co powiedziała Vivian. Przecież Rząd miał teraz na głowie planowanie czegoś znacznie większego, niż dzielnice mieszkalne w Dystryktach.
- A co z terenem po likwidowanym getcie? – zapytała najspokojniej, jak potrafiła, choć wywózki do Dwunastki były tematem, na który miała sporo do powiedzenia, głównie w negatywny sposób. Nie mogła jednak dać po sobie poznać, że coś było nie tak, bądź co bądź, Vivian wciąż nie opowiedziała się oficjalnie po stronie opozycji –Są już jakieś plany na wykorzystanie tego obszaru? Może niepotrzebnie się martwisz i przydzielą cię właśnie do tego?
Życzyła przyjaciółce jak najlepiej, choć odbudowywanie Kapitolu zniszczonego przez jej rodaków było chyba wyłącznie mniejszym złem, a nie cudowną okazją do awansu.
- Zastępcą naczelnego – oznajmiła dumnie – Jeśli Lowell nawali, wskakuję na jego miejsce – naprawdę bardzo się starała, by w jej głosie nie można było wyłapać nutki nadziei.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPią Lut 13, 2015 12:20 pm

Do niedawna praca architekta w rządzie miała dwa aspekty. Pierwszy, ten bezpieczny, dotyczył przeglądania planów i orientowania się, co wymaga potencjalnych poprawek; zwykła, prozaiczna praca, niewymagająca od Vivian potu i łez. Tych wymagał aspekt drugi – bycie architektem należącym do Sztabu Przygotowawczego Głodowych Igrzysk. Praca żmudna, choć wymagająca niesamowitej kreatywności od panny Darkbloom, zarówno znienawidzona, jak i skrycie lubiana; praca, która momentami odbierała jej siły na wszystko. Praca, zlecona przez Almę Coin.
Ale Almy Coin już nie było – żyła, to fakt, ale pogrążona w śpiączce, która mogła trwać już zawsze. Dlatego też władzę objął Tibalt Adler, a wraz z nim pojawiły się zmiany. Stąd niepewność rudowłosej odnośnie tego, czy zachowa stanowisko.
Skupmy się jednak na słowach Rory.
Vivian spojrzała na przyjaciółkę, lekko zaskoczona jej reakcją. Czyżby te słowa tyczyły się kogoś innego?
- Chcesz o tym pogadać? – zapytała ostrożnie, upijając łyk herbaty. Nie widziały się bardzo długo, i zapewne obie w tym samym stopniu były spragnione nowinek o tym, co słychać u siebie nawzajem… Jednak Viv nie miała pewności, jak Carter zareaguje na wypytywanie o ciążę. Niektóre kobiety, do których prawdopodobnie mogła należeć ciężarna Ro, nie przepadały za tym, co wiąże się ze stanem błogosławionym – nie miały ochoty gruchać do rosnącego brzucha, kupować bucików, becików, śliniaczków i masy innych rzeczy, a tym bardziej nie chciały o tym rozmawiać.
- Nie powinnaś mu pozwolić na to, żeby wszedł Ci na głowę. Widać, że jest smarkaty, i chce dominować – znów fuknęła, po czym wypróbowała starą sztuczkę, którą nauczyła swojego kocura.
Jej palce prześlizngęły się powoli po blacie stołu, tak nagle, że zaskoczony kociak cofnął się, najeżony; gdy zaś dłoń Vivian wróciła na poprzednie miejsce, maluch powoli podszedł, obwąchał ją…  i mrucząc cicho podstawił łepek do pieszczot. Dziewczyna wzruszyła ramionami i zaczęła mierzwić futerko kotka, rzucając Rory porozumiewawcze spojrzenie.
- Starszy kot by go ustawił, jeśli masz ochotę, zabiorę go do siebie, żeby się poznał z moim maleństwem – mrugnęła.
Zastanawiała się chwilę nad słowami Rory odnośnie likwidowanego getta i po raz kolejny rozmyślała o swoim stosunku do obecnej sytuacji w państwie i opozycji. Właściwie, jako pracownik rządu, powinna była reprezentować stanowisko, które przedstawiali jej znajomi z pracy; ale ciężko było ukryć, że działania opozycji zdawały się być znacznie ciekawsze niż te, które wypływały ze strony Adlera.
- Nawet nie wiem. – powiedziała, upijając znów herbaty i z właściwym sobie wdziękiem ignorując ciasto; mogła piec, ale nie przepadała za jedzeniem. – Może mają jakieś plany, dawno nie byłam w siedzibie.
Nie miała ochoty tłumaczyć, że boi się wpaść na Ginsberga czy konfrontować swoje poglądy z panem Argentem, o rozmowie z Adlerem nie wspominając. Kto wie, może zrobią z nią to, co ze Scarlett, która z najwyższego stołka obok fotela Coin spadła dokąd…? Na uniwersytet.
- Może inni ludzie będą mieli dla mnie ciekawsze zajęcia – czyżby miała na myśli Kolczatkę?
Słowa Rory spotkały się z szerokim uśmiechem i szelmowskim błyskiem w oku Vivian.
- Czemu mam wrażenie, że przebijesz Charlesa? – zaśmiała się, po czym zadała pytanie, które nękało ją od dawna:
- Nadal nie macie wieści o Nicku…?
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Lut 15, 2015 5:44 pm

Chcesz o tym pogadać?
Nie była pewna, czy chce zwierzać się Vivian, bynajmniej nie dlatego, że nie ufała rudowłosej lub uważała ją za złą przyjaciółkę. Za każdym razem, gdy opowiadała komuś historię swojej przypadłości ze szczegółami (czyli już trzy razy), czuła się po prostu źle, jakby użalała się nad sobą i jakby prosiła o ten rodzaj uwagi, przeznaczony dla skrzywdzonych kobiet. Nie chciała się za taką uważać, w jej mniemaniu kłóciło się to z postawą osoby pewnej siebie, która poradzi sobie z każdą przeciwnością losu, a za taką chciała przecież uchodzić. Brała jednak pod uwagę fakt, że nie widziały się z Darkbloom naprawdę długo, na dodatek ich ówczesne relacje pozostawiały wiele do życzenia, dlatego rudowłosa zdecydowała, że skoro jest przyjaciółce coś winna, opowie jej swoją historię.
- Nie wiem – mruknęła pod nosem, zgodnie z prawdą, spoglądając przed siebie – Z jednej strony chcę cię wtajemniczyć i opowiedzieć o wszystkim, a z drugiej czuję się żałośnie, że zrzucam ci coś takiego na głowę.
Problemy z facetami były niczym w porównaniu do tego, co przeszła Vivian po stracie narzeczonego. Czy Rory mogła szczebiotać jej nad uchem o tym, jaki to Jack nie okazał się zdradziecki, podczas gdy jej przyjaciółka nie mogła się już ze swoim ukochanym nawet pokłócić?
- Nie było żadnego kazirodztwa – zachichotała nerwowo, po raz pierwszy przyznając otwarcie, że Caulfield wcale nie był jej kuzynem, choć Viv na pewno podejrzewała to od bardzo dawna – Zmył się w czerwcu, później wpadłam na niego w łazience wspólnej znajomej i postanowiłam zakończyć znajomość. O ciąży dowiedziałam się jakieś dwa tygodnie później.
Wzruszyła ramionami, jakby naprawdę nie było o czym gadać, a później przez chwilę obserwowała Floriana i jego zabawy. Nie oddałaby swojego kochanego kocura nawet na jedną noc, jakoś zamierzała sobie poradzić z jego ujarzmieniem.
- Dzięki, ale muszę się wprawiać w ustawianiu ludzi po kątach, równie dobrze mogę ćwiczyć na kocie – uśmiechnęła się w odpowiedzi na mrugnięcie przyjaciółki.
Uwierzyła, że Vivian nie miała pojęcia, jak może zostać zagospodarowany obszar po likwidowanym właśnie getcie. W końcu w Siedzibie Rządu na pewno istniały jeszcze prawdziwie cenne informacje, takie, o których nie szeptano na korytarzach i w kuluarach.
- Jakie zajęcia masz na myśli? – zapytała z ciekawości, nadstawiając ucha. Czyżby Darkbloom myślała nad zmianą frontu? Jeśli tak, Rory była bardziej niż chętna, by jej pomóc.
Szkoda, że niewiele mogła zrobić w innej dziedzinie, takiej, która chyba bardziej interesowała jej przyjaciółkę. Nie mieli żadnych nowych informacji o Nicku, jeśli istniało jakiekolwiek śledztwo, także nic o nim nie wiedziała. W swoim czasie odpowiedziała na kilka rutynowych pytań, ale sprawa nie potoczyła się dalej.
- Żadnych – zrobiła smutną minę, bo choć nie była tak zżyta z Terrainem, naprawdę go lubiła – Wiem, że to może zabrzmieć okropnie, ale mam wrażenie, że nikt już go oficjalnie nie szuka. Jakby dali sobie spokój z jego sprawą.
Szkoda, że nie potrafili zrobić tego z innymi.
Powrót do góry Go down
the leader
Vivian Darkbloom
Vivian Darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1915-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t1402-vivian
https://panem.forumpl.net/t1277-vivian-darkbloom
https://panem.forumpl.net/t602-dziennik-vivian
https://panem.forumpl.net/t627-vivian
https://panem.forumpl.net/t2124-vivian-darkbloom
Wiek : 23
Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym
Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes
Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySro Lut 18, 2015 2:34 pm

Czuję się żałośnie, że zrzucam Ci coś takiego na głowę.
- Nie masz powodu, żeby czuć się żałośnie – powiedziała Vivian, ujmując w ręce dłoń przyjaciółki i ściskając ją lekko. – Zawsze, kiedy będziesz chciała się wygadać, możesz to zrobić, tak samo, jak możesz napisać list czy maila lub smsa.
Była na siebie zła, potwornie zła, za to, że tak łatwo odrzuciła wszystkich swoich przyjaciół na rzecz ślepego poświęcenia się pracy, zleconej przez Coin, zła za to, że tak łatwo dała się zastraszyć co poniektórym osobom w rządzie. Chciała naprawić ten błąd, odzyskać Rory i nadrobić stracony czas. Tak po prostu, wrócić do tego, co było między nimi i już nigdy więcej nie robić takich głupot.
- W łazience wspólnej znajomej? – usłyszawszy to, Vivian była zaskoczona. Może nie w szoku, bo coś takiego przecież było na porządku dziennym (podobno), ale nieprzyjemne zaskoczenie odmalowało się na jej twarzy. W tej chwili miała autentyczną ochotę odnaleźć kuzyna Jacka i obić mu jego cudowną facjatę.
- Świnia. – rzuciła cicho, nie zwracając uwagi na przyjaciółkę. – Co za podła żaba.
Podążyła wzrokiem za spojrzeniem Carter, obserwując kociaka, który zachowywał się o niebo lepiej niż chwilę temu, gdy usiłował zdominować członkinię rządu. Vivian przypomniała sobie czasy, kiedy jej kocur był maleństwem i zamruczała w stronę kotka, który zdawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Piękna, ruda, władcza i utalentowana – mrugnęła znacząco – Jeśli masz mnie rozstawiać po kątach, z najwyższą radością wpadnę zatrudnić się w redakcji.
Choć mogło to zabrzmieć jak zwykłe przekomarzanie się, Vivian mówiła dokładnie to, co miała w tej chwili w głowie. Członkostwo w sztabie przygotowawczym Igrzysk nie było obecnie zaszczytem, zwłaszcza, że dla Darkbloom projektowanie areny było głównym źródłem utrzymania.
- Nie wiem. – wzruszyła ramionami, obojętnie upijając kolejny łyczek herbatki. Nawiasem mówiąc, doskonałej. – Podejrzewam, że nie zagrzeję zbyt długo miejsca na tym stołku, skoro po tak długim czasie nie otrzymałam żadnej roboty. Pal licho projekty, ale znam się też na tej cholernej archiwizacji, a nie mam najmniejszej ochoty skończyć na poprawianiu surowych plików po skanowaniu starych gazet.
Przekrzywiła głowę, uważnie patrząc na twarz Rory.
- Zastanawiałam się nad kontaktem z opozycją – mruknęła cicho, prawie niedosłyszalnie. Nie miała pewności, czy Rory zareaguje jakoś przewidywalnie, w końcu mówienie na głos takich rzeczy było dość niebezpieczne i bardzo brzemienne w skutkach – nie zdziwiłaby się, gdyby po takim oświadczeniu wylądowała na placu zabaw wujaszka Ginsberga, rozciągnięta na jakimś stole i przypalana w różnych miejscach, ku uciesze pięknej i bladolicej Scarlett.
Wzdrygnęła się i rzuciła Rory błagalne spojrzenie, które wręcz prosiło o dyskrecję.
- Zobaczę, co powiedzą w rządzie, być może Adler da mi jakąś robotę, ewentualnie będę mogła współpracować z jakimś departamentem – wywróciła oczami i spróbowała odrobinę ciasta.
Po raz kolejny nie mogła pojąć, jakim cudem ludzie chwalą jej wypieki, które smakują po prostu ohydnie. Skrzywiła się i odsunęła talerzyk dość zdecydowanym ruchem.
- Yhm… Chyba mi nie wyszło. –wsłuchała się w głos Carter, mówiącej o Nicku. Jej dłonie zacisnęły się w pięści; długie paznokcie nieomal przebiły skórę, pozostawiając wyraźne, czerwone ślady. – Innymi słowy, nikogo nie obchodzi, czy mój kuzyn żyje czy może już nie. Cudownie.
Zanotowała w pamięci, że powinna odwiedzić mieszkanie Nicka – i przy okazji Jasmine, z którą nie widziały się bardzo długo – by sprawdzić, jak miewa się jego kotka.
- Miło, że Charles był tak bardzo zakochany w moim kuzynie, że nie raczył nawet przyjrzeć się całej tej sprawie – jej głos przypominał warknięcie, a wyraz twarzy stał się bardziej zacięty. Vivian odrzuciła do tyłu pasmo włosów ruchem dość gwałtownym, świadczącym o poirytowaniu.
- Mam ochotę skopać mu dupę. – stwierdziła cicho. – Jemu, Jackowi i paru innym osobom, masz coś przeciwko?
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySob Maj 23, 2015 6:04 pm

| z eteru

Od samego rana byłem bardziej nerwowy niż zwykle. Nie umiałem się na niczym skupić, przez co parę godzin spędzonych na pomocy przy kolejnym to remoncie dłużyło mi się niesamowicie. A po powrocie do Kwatery nie było łatwiej. Włóczyłem się po sypialni, niechętny do jakiejkolwiek rozmowy, czekając tylko na moment, w którym w spokoju, ponownie, będę mógł opuścić mury bunkra, kierując swoje kroki w stronę mieszkania kobiety.
To było wręcz niedorzeczne, to jak bardzo się stresowałem zbliżającą się rozmową, to jak moje myśli skupiały się na tym fakcie. Wkurwiałem się niemiłosiernie na samego siebie, zły, że zachowuje się jak zwykły, niedoświadczony szczeniak. Przecież, do cholery jasnej, cieszyłem się na to spotkanie. Przecież już rozmawiałem z kobietą. Zdawało się, że wszystko kieruje się w dobrą stronę. A jednak. Przez te dwa tygodnie, które minęły od naszego ostatniego spotkania wszystko mogło się zmienić. I to chyba najbardziej mnie niepokoiło.
Na godzinę przed umówionym spotkaniem zmusiłem się do choć częściowego opanowania rozszalałych myśli, decydując, że większą część drogi przejdę pieszo, dla rozładowania emocji. Potrzebowałem tego bardziej, niż chciałbym nawet przyznać. Wędrówkę odpuściłem sobie dopiero po krótkiej wizycie w sklepie, tym razem swoje kroki kierując w stronę najbliższego przystanku.
Na miejsce dotarłem kilka minut przed czasem, zatrzymując się pod drzwiami mieszkania, dając sobie krótką chwilę na złapanie oddechu i ostatnią próbę zebrania myśli. Nie mogłem zaprzeczyć temu, że naprawdę chciałem być w tym miejscu, chciałem z nią porozmawiać i chyba to ostatecznie pozwoliło mi zepchnąć obawy na dalszy plan i wziąć się w garść. Cokolwiek by się nie zdarzyło, wiedziałem, że na większość z tych rzeczy sobie zasłużyłem.
Zapukałem do drzwi, a gdy tylko Rory je otworzyła uśmiechnąłem się w jej stronę, przywitałem się krótkim skinieniem, po czym wsunąłem się do mieszkania.
- Na wszelki wypadek - wyjaśniłem, podając jej torbę z zakupami.
Skierowałem się w stronę salonu, szybko zajmując miejsce na kanapie, nie podejmując jednak od razu rozmowy. Miałem za dużo pytań, zbyt wiele chciałem powiedzieć, by znaleźć w głowie jakiś gładki punkt zaczepny, który pozwoliłby mi załatwić to wszystko sprawnie i bez potknięć. Dlatego milczałem, czekając, przyglądając się Rory, szukając jak najlepszego wyjścia.
- Jak się czujesz? - spytałem w końcu, po paru chwilach, decydując się w końcu na najprostszą z opcji, a jednocześnie najważniejszą. Poza obawami związanymi z tym jak wiele mogło się zmienić przez czas jej wyjazdu, martwiłem się przede wszystkim o jej stan zdrowia. O to jak poradziła sobie z tym co wydarzyło się na pierdolonym osiedlu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptySob Maj 23, 2015 7:55 pm

| po spotkaniu w Escape Venue
outfit


Równo z wybiciem godziny szesnastej, zazwyczaj oznajmiającej, że praca na dziś została skończona i można udać się do domu, do Rory dotarło wreszcie, że już za chwilę będzie musiała stawić czoło jednej z poważniejszych rozmów w swoim życiu. Co tam rozmowa kwalifikacyjna, czy szkolenie wojskowe, nawet wtedy, gdy jako nieopierzony szeregowiec lub dziennikarz stawała na polu walki, nie stresowała się tak, jak teraz. Cztery ściany mieszkania zrobiły się nagle dziwnie ciasne, a rudowłosa nie umiała znaleźć sobie miejsca. Dopilnowała, by Florian został należycie dokarmiony, sprzątnęła w salonie, ogarnęła łazienkę, podlała kwiatki i nawet dwa razy sprawdzała, czy lodówka nie świeci pustkami (po pierwszym razie nie mogła sobie przypomnieć, co wcześniej widziała).
Wcześniej tego dnia sto razy zdążyła już wyrzucić sobie wiadomość, którą wysłała do Jacka i którą, najprawdopodobniej, zachęciła go do wystosowania takiej a nie innej propozycji. Nie oszukujmy się, prędzej czy później i tak musieliby pogadać, to wszystko, ich cała relacja doszła już za daleko, nawet pomimo faktu, że przez większą ilość czasu nie mieli ze sobą do czynienia. I zapewne to było w tym wszystkim najgorsze.
Carter nie spodziewała się kwiecistych wyznań, zapewnień i przeprosin. Nie chciała podniosłych deklaracji i nie potrzebowała litości, jakiej spodziewała się otrzymać już w pierwszych minutach wizyty Caulfielda w swoim mieszkaniu. W mieszkaniu, w którym spędził kilka miesięcy i pewnie przez jakiś czas czuł się jak w domu. W mieszkaniu, w którym dziś to ona będzie czuła się niesamowicie niezręcznie, a wszystko przez demony przeszłości, powracające do jej głowy całą chordą już od momentu przebudzenia.
Jednak choć ten jeden raz los zdecydował się być dla niej łaskawszy – zanim zdążyła umrzeć ze stresu, rozległ się dzwonek do drzwi, wieszczący wykonanie wyroku i przybycie mężczyzny, którego na pięćdziesiąt procent nie chciała widzieć już nigdy w życiu. Na drugie pięćdziesiąt niech spadnie zasłona milczenia.
Wpuszczając Jacka do środka i odbierając od niego zakupy, nie mogła nie zauważyć, że faktycznie zmienił się przez te miesiące. Jej wcześniejsza obserwacja, jeszcze z Kwatery, okazała się słuszna, mięśnie pod czarnym golfem były całkiem nieźle widocznie, przynależność do Kolczatki musiała więc dobrze na niego wpłynąć. Albo to kobieta stoi za tą przemianą.
- Dzięki – wymamrotała tylko, szybko zanosząc torbę do kuchni i odstawiając ją na blat. Wcześniej niby przygotowała coś do przegryzienia, ale nie chciała przecież otruć swojego gościa, może więc opcja ugotowania obiadu przez niego będzie lepsza?
Schowała zakupy do lodówki, niespecjalnie zwracając uwagę na ich zawartość. W tej chwili interesowało ją tylko to, jak nie dać po sobie poznać, że jego wizyta jednak wciąż porusza u niej wszystkie te struny, na których Jack grywał wcześniej z prawdziwą wirtuozerią. Skoro mieli odbyć poważną rozmowę, musiała trzymać na wodzy wszystkie emocje, zwłaszcza te negatywne.
Wróciła do salonu, początkowo nie bardzo wiedząc, co właściwie powinna teraz ze sobą zrobić. Przystanęła, zrobiła krok w tył, ale chwilę później opamiętała się wreszcie i usiadła na fotelu, naprzeciwko kanapy, którą zajmował mężczyzna. Nie wstydziła się spoglądać na niego z ciekawością, ale przeciągająca się niezręczna cisza nie była wynikiem jakiejkolwiek złośliwości z jej strony.
- Całkiem nieźle – odpowiedziała ogólnikowo, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Nie sprecyzował swojego pytania, więc nie wiedziała, czy ma mu opowiedzieć o nowej bliźnie na brzuchu, czy przemożnej chęci rzucenia tego wszystkiego w cholerę i wyjechania z powrotem do Dziewiątki. Ciężar rozmowy zdecydowanie spoczywał w tej chwili na Jacku, bowiem rudowłosej nie przeszło przez gardło następne zdanie.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Maj 24, 2015 12:03 am

Poprzednie spotkanie było o niebo łatwiejsze, mimo iż wisiała nad nami mara ostatnich dni, w głowach nadal mocno tliły się wspomnienia z obrzeży, a zapach szpitala jeszcze nie w pełni opuścił nozdrza. Zdawać by się mogło, że to wtedy właśnie cisza powinna nam ciążyć, usta odmawiać współpracy, myśli szaleć jak głupie. Paradoksalnie jednak, w tamtym momencie czułem się bardzo na miejscu, w jakiś sposób potrzebny, bliskość z kobietą wydawała się jakaś naturalna, milczenie było odpowiednie. Wtedy nie potrzebowałem słów by przekazać swoje emocje. W przeciwieństwie do teraz.
Stąpałem po kruchym lodzie, a przynajmniej takie miałem wrażenie. Niepewny tego co będzie się dziać musiałem skupić się na czymś innym, niż irytująco powracająca świadomość o tym, że ta rozmowa może zaważyć na wszystkim. Nie mogłem sobie pozwolić, by tego typu myśli wzięły nade mną władzę, tym bardziej, że to ja byłem tym, który doprowadził nas do tej sytuacji. Gdyby nie moja wiadomość nie siedzielibyśmy tutaj, nie w tym momencie, bo oczywistym było, że kiedyś i tak musielibyśmy porozmawiać. Mielibyśmy więcej czasu na przygotowanie się. Choć, może wcale nie byłoby to tak dobre?
Obserwowałem kobietę, przyglądając się uważnie jej mimice, gestykulacji, chcąc lepiej wyczuć moją pozycje, poznać lepiej jej nastawienie. Rory jednak nie ułatwiała mi tego, czy też pilnując się za dobrze przed okazaniem emocji, czy po prostu panując nad nimi lepiej niż ja, na dodatek z uporem milcząc. Tym razem rolę się odwróciły i szybko zdałem sobie sprawę, iż moja małomówność dzisiaj jest najmniej pożądaną cechą. I choć naprawdę pragnąłem wtórować jej w tej ciszy, odpuszczając sobie wszelkie słowa, odchrząknąłem w duchu, prostując się uważniej, zmuszając do tego, by moje myśli ukształtowały się choć w jedno logiczne zdanie, które naprawdę chciałem jej przekazać.
- Martwiłem się o ciebie - wyjaśniłem więc, zadziwiająco spokojnie, w odpowiedzi na jej jakże krótką wypowiedź, przywołując na twarz cień nie za wesołego uśmiechu. - Mam nadzieję, że wyjazd choć w drobnym stopniu pomógł Ci z tym wszystkim  - dodałem po chwili, nie za bardzo wiedząc jak inaczej wyrazić to co krążyło mi po głowie.
Przez chwilę ponownie milczałem, nie odrywając jednak spojrzenia od siedzącej na przeciwko mnie kobiety. Powoli uspokajałem myśli próbując przywołać do siebie spokój, który towarzyszył mi w momencie, w którym prosiłem o spotkanie. Wtedy wszytko wydawało mi się łatwiejsze. Kurwa, byłem święcie przekonany, że będę w stanie MÓWIĆ. Rozmawiać, wyrazić wszystko to co tłoczyło się we mnie. Teraz dopiero uświadomiłem sobie jak zajebiście byłem naiwny. A to na swój sposób mnie rozbawiło. Kąciki ust drgnęły mi nerwowo.
- Wiem, że nie jestem idealnym kandydatem do rozmów, ale... - zacząłem ponownie, przerywając jednak w połowie zdania i odchrząkając nerwowo. Kurwa, Caulfield, ogarnij się, nie bądź debilem, który zjebał wszystko przez to, że nie umiał się wysłowić. - Martwiłem się o Ciebie - powtórzyłem, teraz jednak już pewniejszym siebie głosem - cały czas, kiedy Ciebie nie było, zastanawiałem się jak się czujesz. Jak sobie radzisz. Chciałem Ci jakoś pomóc, chcę nadal, bo naprawdę mi na tobie zależy. Wiem, że zrobiłem wiele złego po drodze, jednak... Rory, wiem, że już to wszystko mówiłem, że powtarzam się i plączę jak mały gnojek, chciałbym jednak żebyś wiedziała, że jestem tutaj. I będę, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować.
Zawahałem się, zastanawiając się czy nie powiedzieć jeszcze coś więcej, jednak zmieniłem zdanie zaciskając usta, na razie jedynie czekając na reakcje kobiety.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Maj 24, 2015 11:19 am

Obserwując go uważnie, lecz nie natarczywie, konfrontowała wszystkie wypowiedziane słowa z miną mężczyzny, jego gestami i całą postawą. Jednak w tej chwili nie potrafiłaby ocenić już, czy mówił prawdę, czy może to ona tak bardzo chciała ją usłyszeć, że ignorowała wszystko inne. Ale dlaczego miałby kłamać? Jeśli nie chciał mieć z nią do czynienia, nie musiał zabiegać aż tak o kontakt. Stresowała się tą rozmową ogromnie, nie wiedząc tak naprawdę na czym stoi i nie potrafiąc nawet przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się wieczór. Czy zjedzą w ogóle tę zapowiedzianą kolację? A może wcześniej skoczą sobie do gardeł?
Gdy tak siedziała wciśnięta w fotel, wsłuchana w poruszającą przemowę Caulfielda, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdyby ta rozmowa odbyła się kilka miesięcy wcześniej, żadne z nich nie czułoby się zapewne aż tak bardzo niezręcznie. Cisza, która zapadła, gdy tylko mężczyzna wypowiedział swoje ostatnie słowo, tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że między nimi faktycznie zmieniło się za dużo. Kiedyś toczyliby ożywioną rozmowę, nawet na tak ciężki z pozoru temat, nie baliby się dobitnego wyrażenia swoich poglądów. A teraz Rory obawiała się, że czegokolwiek nie powie, w jakiś sposób zrani tym i siebie, i Jacka. Co ważne, w jej mniemaniu mężczyzna na tę szkodę już nie zasługiwał.
- To bardzo miłe z twojej strony – powiedziała niepewnie, rzucając najbardziej wyświechtane podziękowanie, jakie ktokolwiek kiedykolwiek wymyślił.
Mało brakowało, a z nerwów zaczęłaby wyginać swoje palce bądź uporczywie zakładać włosy za ucho, była jednak na tyle opanowana, by się przed tym powstrzymać. Siedziała względnie spokojnie, lekko pochylona w jego stronę, chcąc słyszeć go dobrze i mając nadzieję, że i on usłyszy wszystko, co będzie miała do powiedzenia. A tego nazbierało się całkiem sporo, choć Carter w tej chwili nie umiała ubrać myśli w słowa, które będą miały jakikolwiek sens.
- Doceniam szczerość, naprawdę. Wiem, jakie to trudne, bo sama stchórzyłam kilka miesięcy temu – przyznała, a oboje doskonale wiedzieli, co miała na myśli – Ale nie wiem nawet, co mogę ci teraz odpowiedzieć – wzruszyła lekko ramionami, w oznace bezradności, wciąż jednak wpatrzona uważnie w swojego rozmówcę.
Gdyby jeszcze kilka tygodni temu usłyszała, że mu na niej zależy… cóż, zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej. A może tak mówił, ale kompletnie go nie słuchała, zaślepiona własną dumą, chowająca się za złośliwościami? Ciężko jej było stwierdzić, czy wciąż czuje do niego to samo, czy tylko jej się tak wydaje, a może nawet próbuje się do tego zmusić, by nie sprawiać mu przykrości.
- Nie chodzi o to, że nie chcę ci uwierzyć, ale postaw się na moim miejscu. Potrzebowałam cię wcześniej, a sam wiesz, jak wyszło. Nie twierdzę, że tylko ty jesteś w tej sytuacji winny – dodała szybko, wreszcie przyznając się przed nim i przed samą sobą, że zatajanie pewnych informacji o swoim stanie było szczeniackim, pyszałkowatym zachowaniem – Po prostu nie wiem, jak ty to sobie wyobrażasz. Mogłabym uwielbiać cię do szaleństwa, ale nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę w stanie znowu ci zaufać. Chciałbyś żyć w ten sposób? – rzuciła mu wyzywające spojrzenie, ostrzegając go przy okazji, że ckliwa odpowiedź nie wchodzi w grę.
Postawiła wszystko na jedną kartę, wybrała szczerość. I miała nadzieję, że tego nie pożałuje.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Maj 24, 2015 12:52 pm

Przez większość życia cisza była tym co lubiłem najbardziej, w końcu nigdy nie przepadałem za zbędnym strzępieniem języka, wolałem wyrażać wszystko czynami, słowa uznając za zbyt mało stabilny przekaźnik. W większości kontaktów z ludźmi polegałem bardziej na gestykulacji, jeśli już w ogóle zdecydowałem się spędzić z nimi dłuższą chwilę. Zadziwiającym więc było, jak gwałtownie mój największy sprzymierzeniec stał się tym, czego tak bardzo nie mogłem strawić. Milczenie, które jednocześnie kusiło, a także ciążyło niesamowicie.
Spoglądałem na kobietę przez cały czas oddychając powoli, starając się nie pozwolić by jakikolwiek nerwowy odruch zapanował nade mną w tym momencie. A to naprawdę nie było łatwe. Mimo iż zależało mi na rozjaśnieniu wreszcie wszystkiego co wisiało między nami, na wyjaśnieniu wielu kwestii, nie mogłem zaprzeczyć, iż w tym momencie wpojone dawno odruchy walczyły z rozsądkiem. Miałem ochotę podnieść się i zacząć kręcić nerwowo po pokoju, zrobić coś, co bardziej pasowałoby do dawnego mnie.
Co, najpewniej, oznaczałoby spierdolenie wszystkiego do czego udało mi się dojść.
Ponownie uśmiechnąłem się niewyraźnie słysząc pierwsze słowa Rory, nie skomentowałem ich jednak w żaden sposób, za bardzo nawet nie wiedząc co mógłbym powiedzieć. Na szczęście tym razem cisza nie trwała za długo.
- Rozumiem - zapewniłem cicho, gdy ponownie zamilkła, kiwając przy tym głową.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że na pewne wyznania ciężko było znaleźć jakąkolwiek odpowiedź. Zresztą, byłem pewien, że sam na jej miejscu nie wiedziałbym co powiedzieć, zapewne milczałbym więc jak idiota, zamiast próbować rozwiązać jakoś sprawę. Nie oczekiwałem również, ani teraz, ani na samym początku naszych rozmów, że jakiekolwiek moje wywody zmienią sytuację, że Rory ulegnie ich urokowi, przyjmie ja jako niepodważalny fakt. Nie przy tym jak wiele zjebałem. Za dużo namieszało sie między nami by teraz wybrnąć z tego w jakiś łatwy sposób.
Kolejne słowa kobiety sprawiły, że uśmiech na mojej twarzy nabrał lekko gorzkiego wyrazu. Wątpliwości, które krążyły po jej głowie powinny być dla mnie czymś oczywistym, jednakże, przedstawienie ich w takiej formie niewątpliwie niosło ze sobą nieprzyjemną świadomość o tym jak ciężko będzie mi odbudować to co było kiedyś. Zraniłem ją, zawiodłem zaufanie, o czymś takim nie zapomina się łatwo. Milczałem więc przez chwilę, próbując odnaleźć jakieś dobre rozwiązanie, właściwą odpowiedź. Która z uporem zdawała się nie nadchodzić.
- Nie wiem - powiedziałem w końcu, patrząc jej prosto w oczy. Nadal cicho, acz nie pozwalając jednak by niepewność wkradła się w mój głos, już na początku rozmowy zdecydowałem, że szczerość będzie dla mnie najlepszy rozwiązaniem, postanowiłem się więc trzymać tego teraz z uporem. Przynajmniej później nie będę mógł sobie zarzucić, że nie powiedziałem wszystkiego co chciałem. - Nie wiem, Rory i to nie dlatego, że nie jestem w stanie podjąć jakieś decyzji. Po prostu, to wszystko dla mnie jest nowe i naprawdę nie mam pojęcia, jak będę się czuł, jeśli tak to będzie wyglądać. Mimo to i tak, naprawdę, chciałbym spróbować, skoro istnieje jakaś szansa na to, że się uda. I w sumie to jest jedyna rzecz, której w tym momencie jestem pewien.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Maj 24, 2015 1:27 pm

Może gdyby to wszystko już od początku potoczyło się inaczej, gdyby ich znajomość rozpoczęła się od porozumienia, szczerych rozmów i wzajemnego wsparcia… być może wtedy dzisiejsza rozmowa wcale nie miałaby miejsca. Potrafiliby się dogadać, a obojętnie jaką decyzję by podjęli, zachowaliby się dojrzale i odpowiedzialnie. Ale ich znajomość miała zupełnie inny początek, co innego stało w jej podstawach, dlatego teraz czuli się niezręcznie, nie wiedzieli co powiedzieć i właściwie nie potrafili się porozumieć. Rory miała wrażenie, że każde z nich wypowiada mądre, szczere słowa, ale to drugie w ogóle nie bierze ich pod uwagę w swoich następnym wypowiedziach. Jak gdyby tylko w kółko krążyli wobec tematu, nie chcąc dotknąć go bezpośrednio.
Spięła się nieznacznie, gdy Jack wspomniał o tym, że mimo wszystko chciałby spróbować. Choć pod skórą czuła, że jego intencje są prawdziwe, nie tylko dlatego, że i ona bardzo by chciała, by tak było, to do głosu wciąż dochodziły wątpliwości. A co, jeśli Caulfield mówi to bo wie, że Rory chce to wszystko usłyszeć? Na pewno nietrudno było mu ją rozgryźć, już na wejściu czytał z niej jak z otwartej księgi. Nie mogła się zmusić, by zaufać mu w stu procentach, w podświadomości wciąż mając wszystkie fatalne momenty ostatnich kilku miesięcy.
Jakby to było wczoraj, pamiętała, jak czuła się, gdy odszedł, gdy spotkała go u Lophii i później, w siedzibie. Choć teraz była znacznie bardziej pogodzona ze swoją sytuacją i pokorna, nie mogła wyrzucić z pamięci wszystkich krzywd, których doznała. Nie oszukujmy się, widok niemalże nagiego Jacka w mieszkaniu koleżanki nie był tak prosty do wymazania, a był przecież najmniejszą ze szkód. Wcześniej Carter nie była pewna, czy poruszać ten temat, skoro jednak zdecydowała się na szczerość, nie ugryzła się w język przed zadaniem pytania:
- A co na to Lophia? – usiłowała, by nie zabrzmiało to złośliwie, ale w obecnej sytuacji nie mogła chyba kontrolować poziomu jadu, którym okraszyła to zdanie.
Choć wspomnienie panny Breefling na tym etapie rozmowy mogło się wydać szczeniackie, był to jeden z lżejszych podpunktów, które należało przedyskutować. Później to wszystko miało iść już tylko pod górkę.
- Wolałabym wiedzieć, na czym stoję – wytłumaczyła swoje wcześniejsze pytanie, kręcąc się nerwowo na fotelu.
Ona także wolałaby spędzić ten czas bardziej aktywnie: rzucić talerzem, krzyknąć, parsknąć śmiechem lub posłać Jackowi szydercze spojrzenie. Jednak ich relacja uległa znacznej zmianie, a Rory nie była już pewna, na co może sobie pozwolić. Niezręczność sytuacji uwierała ją coraz bardziej, bo przecież siedzieli teraz naprzeciwko siebie, jak na jakimś biznesowym spotkaniu, podczas gdy kilka miesięcy temu leżeli objęci na tej samej kanapie i też, jakimś cudem, udawało im się dogadać.
- No i witaj w klubie, ja też nie mam pojęcia, jak to się wszystko teraz powinno rozegrać. W tej chwili nie mogę odpowiedzieć ci na te wyznania, mam mętlik w głowie… nic już nie wiem – poddenerwowana, podniosła się z fotela i nie spoglądając nawet na mężczyznę, powędrowała do kuchni.
Sięgnęła po szklankę z wodą, upiła kilka łyków i stwierdziła, że wszystko będzie teraz lepsze od siedzenia na fotelu i udawania, że artykułowanie swoich emocji i pragnień przychodzi jej łatwo. Zajęła się więc przygotowywaniem obiecanej obiadokolacji, nie myśląc nawet o tym, czy za chwilę doczeka się towarzystwa.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyNie Maj 24, 2015 4:24 pm

Nie byłem nawet pewien co sprawiło, że znaleźliśmy się teraz w takiej sytuacji. Gdzie po drodze moje rozumowanie okazało się błędne, gdzie potknąłem się, zupełnie tego nie zauważając, pozwalając sobie - po raz pierwszy w życiu - na coś, czego do tej pory unikałem jak ognia. Przywiązanie. Przecież zawsze byłem przekonany, że jestem ponad to, że nigdy nie będę żywił do żadnej z kobiet, z którą spędziłem noc jakieś żywsze uczucia. A przynajmniej, nigdy poza kontrolą. Bo przecież chciałem mieć rodzinę, własną, kiedyś tam, w dalekiej, pierdolonej przyszłości. Na tyle odległej, że teraz nie powinno się dziać nic w tym stylu.
Rory miała być tylko kolejną osobą na długiej już liście. Miała być przygodą, która skończy się w miarę szybko. Namiętne pocałunki, seks, ścieranie się z sobą, wszystko to było spełnieniem chwilowych kaprysów, nie miało wyjść spoza sfery fizyczności. Kiedy więc to się zmieniło? Kiedy okazało się, że, do kurwy nędzy, przymusowa współlokatorka, stała się dla mnie kimś na wzorzec przyjaciółki, ba, wręcz kimś o niebo więcej. Kiedy zaczęło mi ZALEŻEĆ?
Sięgając pamięcią do samych naszych początków, kłótni, sypiącej iskrami atmosfery, do tego jakie miałem wtedy nastawienie, nigdy bym nie przypuszczał, że - koniec końców- znajdę się w takiej sytuacji. Siedząc przed kobietą, próbując rozmawiać z nią jak najszczerzej, wyciągając na wierzch własne uczucia, odkrywając swoje pieprzone słabości. Wtedy przecież to było nie możliwe, w życiu nie powiedziałbym nawet drobnej części z tego, co dzisiaj już wyszło z moich ust. Nie przypuszczałbym nawet, że kiedykolwiek będzie grozić mi zaangażowanie właśnie z nią. Bo gdybym miał choć cień podejrzenia najpewniej zwinąłbym się bez słowa przy pierwszej możliwej okazji, zamiast zostawiać tutaj, zadomawiać się i pozwalać wszystkiemu narastać.
Zadziwiające jest jak niewiele czasu potrzebowałem do zmiany swojego nastawienia, ledwo parę miesięcy, trochę szaleństwa. Zbyt wiele zaufania. Już dawno powinienem zauważyć pewne znaki ostrzegawcze. Teraz już było jednak za późno, nie miałem jak się z tego wycofać. Nie chciałem się wycofać.
Nie chciałem, jednakże być przy tym tak kurewsko bezradny.
Przyglądałem się kobiecej twarzy, czekając na jakiekolwiek reakcje na moje słowa. Wyznanie, którego nigdy wcześniej nie próbowałem nawet wypowiedzieć. Skrzywiłem się w duchu, widząc, jak spięła się, choć doskonale wiedziałem, że sobie na to zasłużyłem. Na to i jeszcze więcej. Nie pozwoliłem więc by jakikolwiek grymas pojawił się na mojej twarzy, nawet wtedy, gdy wypowiadając wreszcie pierwsze słowa po chwili milczenia, Rory wplątała w nie aż tak dużo jadu.
Przez chwilę zupełnie nie mogłem pojąć o co jej chodzi. Dlaczego wyciągnęła na wierzch sprawę Lophii, dlaczego zapytała mnie o jej zdanie, jakby w jakikolwiek sposób liczyło się ono w tej kwestii. Nie rozmawiałem przecież nawet z przyjaciółką na ten temat, nie od momentu, w którym spiliśmy się razem po tym jak Rory zgniewana opuściła jej mieszkanie, nie dając sobie nawet wyjaśnić sytuacji. Wyciągnęła z niej błędne wnioski, co potwierdziły tylko kolejne jej słowa. Powstrzymałem się przed nerwowym potarciem czoła.
- Lophia to przyjaciółka, nikt poza tym - wyjaśniłem z naciskiem, starając się złapać kobiece spojrzenie.
Zamilkłem na chwilę, zastanawiając się czy tym nie zakończyć sprawy, pozostawić już temat za sobą. Naprawdę nie lubiłem wchodzić w szczegóły mojej przeszłości, tym bardziej, że część wspomnień związanych z Lo wcale nie wiązała się z miłymi skojarzeniami. Nadal nie udało mi się pozbyć wyrzutów sumienia, które pojawiły się w momencie, w którym zorientowałem się, że dziewczyna wpadła w ciąg. W tak młodym wieku marnowała sobie życie, a ja byłem tym, który jej to ułatwił. W końcu to ze mną imprezowała, piła i ćpała, to ja zachęciłem ją do zabawy, ze mną spędzała noce w klubie, niejednokrotnie kończąc wieczór w najbliższym możliwym miejscu, w którym mogliśmy ściągnąć z siebie ubrania. Nie lubiłem o tym wspominać, wiedząc jaki udział miałem w jej problemach życiowych. A przecież, do kurwy nędzy, była wtedy jeszcze niepełnoletnia.
Z drugiej strony... Miałem być w pełni szczery.
Nim zdążyłem, jednak powiedzieć coś jeszcze, kobieta ponownie się odezwała, wyraźnie już podenerwowana, po chwili podnosząc się z fotela i kierują w stronę kuchni. Początkowo sam nie ruszyłem się z miejsca, czując dziwne, irracjonalne wręcz, ukłucie irytacji. Starałem się, kurwa, naprawdę starałem się zachować się odpowiedzialnie, trzymać swoje emocje na wodzach, nie było to jednak łatwe, kiedy widziałem, jak Rory ulega swoim. Zacisnąłem kilkakrotnie prawą dłoń w pięść, próbując rozładować w ten sposób gromadzące się we mnie nerwy i zdecydować czy powinienem pójść za towarzyszkom, czy lepiej nie opuszczać salonu. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że zostając tutaj tylko wszystko pogorszę. A naprawdę chciałem z nią porozmawiać. Chciałem to wszystko wyjaśnić.
Zepchnąłem na bok irytacje, doskonale wiedząc, że jej źródło w głównej mierze leży w skrępowaniu, go którego nie przywykłem, po czym podniosłem się i ruszyłem do pomieszczenia obok.
W pierwszej chwili nie odzywałem się w ogóle, oparłem się o jeden z blatów obserwując pracę kobiety. Nie mogłem się oprzeć myśli, że po raz kolejny tego dnia role się odwrócił. Zazwyczaj to ja byłem tym, który wędrował po kuchni przygotowując dla nas posiłek.
Do cholery, czy naprawdę aż tyle się zmieniło?
- Kiedyś coś między nami było - mruknąłem w końcu, ponownie starając się odszukać kobiece spojrzenie. Nie było mi łatwo o tym mówić, jednak nie miałem zamiaru zepsuć czegoś kolejnymi niedopowiedzeniami. - Dawniej, jeszcze przed jej wyjazdem z Kapitolu. Byliśmy wtedy szczeniakami,  znającymi się od paru lat, przekonanymi, że nikt poza nami nie jest w stanie nas zrozumieć. Ale to się skończyło. Raz, po jej powrocie, wiele miesięcy temu spotkaliśmy się jeszcze razem, ja, ona i Lenny, spiliśmy się, jak za starych czasów, ten idiota gdzieś zniknął, a my na chwilę ulegliśmy pokusie, szybko jednak okazało się, że to już nie jest to. - Wzruszyłem ramionami, po czym westchnąłem i potarłem nerwowo skroń. - Wtedy, kiedy spotkałaś mnie u Lophii byłem u niej poprosić ją o pomoc przy Lennym. Całą naszą trójkę łączyła wspólna przeszłość, wydawało mi się to więc najbardziej logicznym rozwiązaniem. Była pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl, gdy okazało się, że istnieje coś, co mogłoby pomóc w poszukiwaniach przyjaciela.
Zamilkłem na chwilę, oddychając głębiej. Potrzebowałem paru oddechów na zebranie w sobie całej mobilizacji, która pozwoliłaby mi mówić dalej. Nie przywykłem do takiej formy kontaktów. Ani do takich rozmów.
- Po prostu się wtedy kąpałem, nic za tym nie stało, do cholery.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPon Maj 25, 2015 12:21 am

Początkowo i dla niej Jack był tylko współlokatorem, nieznośnym, z biegiem czasu coraz bardziej mile widzianym, aż w końcu zagościł na dobre w jej mieszkaniu i nie tylko tam. Wtedy nie wyobrażała sobie, że ich współistnieniu może cokolwiek zaszkodzić, jednocześnie nie przyznając się przed światem (ani tym bardziej przed samą sobą), że mogłaby poczuć do niego coś więcej, coś w rodzaju przywiązania. Wcześniej to wszystko zaszło zdecydowanie za daleko, z jednej strony mogła pluć sobie w brodę, że odpowiednio wcześnie nie była z nim szczera, że nie powiedziała mu wprost, że zaczyna jej zależeć. Ale z drugiej, powinna być przecież mądrzejsza. Powinna wiedzieć, że takie relacje nigdy, ale to nigdy nie kończą się dobrze, bo los nie bywa aż tak łaskawy, a jedynie wrednie-przewrotny. Znajomość z Jackiem miała w sobie także pewien element zaskoczenia, nie tylko dla niej samej, a Rory wykorzystała tę przewagę możliwie jak najdłużej, spędzając z Caulfieldem miesiąc z kawałkiem, zanim to wszystko trafił szlag.
Teraz nie miała jednak ochoty na podróże do przeszłości, było minęło, niezależnie od tego, w którą stronę chcieli dalej iść, tamte wydarzenia należało zostawić za sobą. Rory powinna być może wziąć sobie tę uwagę do serca, zanim zapytała o Lophię, wywołując tym samym małą burzę. Brak grymasu na twarzy Jacka mógł oznaczać tylko dwie rzeczy – albo jest doskonałym kłamcą i już wcześniej przygotował sobie odpowiedź na to pytanie, albo bardzo nie chciał dać po sobie poznać, że powoli zaczynał tracić cierpliwość. Obie rzeczy mogły zadziałać na rudowłosą jak płachta na byka, jednak póki co i ona powstrzymywała się przed soczystym komentarzem na ten temat.
Oczywiście, że Caulfield niczego nie rozumiał, oczywiście, że jej wypowiedź odebrał kompletnie po męsku, całkowicie samcze podejście cechowało go już przecież w przeszłości. Czy tak trudno mu było zrozumieć, że nie chodziło o żadną zazdrość, a fakt, że najzwyczajniej w świecie okłamał swoją ówczesną współlokatorkę. Nakarmił ją nadzieją, by zaraz po tym odebrać jej wszelkie złudzenia, w sposób niezwykle bolesny. I nie łatwo było o tym zapomnieć.
Carter spodziewała się, że mężczyzna może wkrótce dołączyć do niej w kuchni, dlatego nawet nie drgnęła, gdy rzeczywiście się pojawił. Słuchała cierpliwie jego słów, choć już świerzbiły ją palce, sto razy pragnęła odwrócić się w jego stronę i zaśmiać mu się w twarz, ale z jakiegoś nieznanego sobie powodu, wciąż się przed tym powstrzymywała.
Jej zdenerwowanie można jednak było poznać choćby po tym, jak energicznie obierała ziemniaki i jak szybko wyciągnęła garnek z szafki, powodując przy tym sporo hałasu. Być może powinna wziąć kilka głębokich oddechów, ale z chwili na chwilę przestało jej być wszystko jedno. I pomyśleć, że jeszcze tak niedawno temu nie wiedziała nawet, co powiedzieć, a teraz słowa same układały się w wyrzuty.
- Do cholery – powtórzyła za nim, odwracając się na pięcie i piorunując go wzrokiem, z ręką niebezpiecznie zaciśniętą na obieraczce - Dziękuję za ten powrót do przeszłości, nie musiałeś tego robić.
Dotychczas radzili sobie z historią własnych relacji, być może dlatego, że w ogóle się takową nie podzielili. Chociaż, czy ich obecną sytuację można było nazwać radzeniem sobie? Niekoniecznie.
- Chciałam wiedzieć tylko, czy nie zwodzisz nas obu. Nazwij to głupią babską solidarnością, ale nie myl z zazdrością – wycedziła przez zęby i już miała wrócić do przygotowywania kolacji, gdy przypomniała jej się jeszcze jedna rzecz, którą po prostu musiała z siebie wyrzucić – A wiesz, to właściwie śmieszne, bo spotkałam Lenny’ego kilka dni po tym, jak dowiedziałam się, o… - urwała, bo nie-takie-magiczne słowo nawet nie chciało przejść jej przez gardło. Odchrząknęła, odnajdując rytm swojej wypowiedzi – W każdym razie, żył, choć chyba nie miał się najlepiej.
W chwili, gdy ostatnie zdanie opuściło jej usta, Rory zdała sobie sprawę, jak bardzo popieprzona jest ta cała sytuacja. Przecież dziś mieli sobie wyjaśnić pewne rzeczy, a nie obrzucać się oskarżeniami i atakować. To miała być spokojna pogawędka, której głównym problemem była jeszcze przed chwilą niezręczna cisza, a nie obawa, że prędzej czy później skoczą sobie do gardeł.
Rudowłosa odetchnęła głęboko, niemal natychmiast powracając do zdezorientowanej miny. Jak to możliwe, że Jack wciąż tak na nią działał? W jednej chwili miała ochotę go rozszarpać, a w drugiej za tę ochotę natychmiast przeprosić. Zagryzła wargi w skonsternowaniu, zapominając całkowicie o kolacji, którą teoretycznie wcześniej przygotowywała.
- To idiotyczne – oznajmiła wreszcie, odgarniając włosy za uszy i ponownie spoglądając na mężczyznę z pełną powagą i już bez żadnych złośliwości – Mieliśmy chyba porozmawiać o tym co będzie, a nie tym, co było. Dlaczego uważasz, że zasługujemy na drugą szansę? Już nic nas nie łączy, nic nie jesteśmy sobie winni, czy nie lepiej rozejść się pokojowo? – i oszczędzić jeszcze nie do końca posklejane serce?
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPon Maj 25, 2015 5:27 pm

post pod patronatem tego kawałka Rory Carter - Page 3 108288635

Nigdy nie lubiłem dzielić się moimi uczuciami, zagrzebywałem je w sobie, zamykałem w granicach mojego umysłu, czyniąc z nich coś najbardziej prywatnego. Nienawidziłem, gdy ludzie mieli wstęp do tej części mojego życia, szorstko traktując każdego, kto próbował wtrącać nos w nie swoje sprawy. Nie mówiłem o moich wspomnieniach, każdą z historii traktując podobnie jak tłoczące się we mnie emocje, były one tylko moje. Ludzie nie zasługiwali na to by je poznać. Otwieranie się na innych niosło ze sobą zbyt wiele konsekwencji, było słabością na którą nie mogłem sobie pozwolić, nie w świecie, w którym przyszło mi dorastać. Nie w tym, w którym żyłem jeszcze parę miesięcy temu.
Nie czułem potrzeby zmiany stanu rzeczy, nie ciągnęło mnie do zbliżeń, nie pragnąłem poznać osoby, która zdobyłaby moje zaufanie i przekonałaby do odmiennego nastawienia. W wyznaczonej przeze mnie sferze czułem się w pełni komfortowo, nie wykraczałem więc poza nią, nawet przyjaciół trzymając na dystans. Jedyny wyjątek, a i tak niewielki, robiłem dla Lophi, nie tyle rozmawiając z nią o wszystkim co mnie gnębi, co bardziej spędzając z nią czas, spijając się za każdym pieprzonym razem, gdy wrzące we mnie emocje roznosiły mnie od środka. A przynajmniej tak było do niedawna.
Rory w niezrozumiały dla mnie nawet sposób doprowadziła do tego, że powoli zacząłem wpuszczać ją do swojego życia. Po niewielkim czasie zaufałem jej na tyle, by pozwolić poznać jej rejony, do których wcześniej nie wpuszczałem nikogo, nawet nie robiąc tego do końca świadomie. To wszystko też powinno być dla mnie miarą tego, że zbytnio się angażuje, że powinienem się wycofać, jednak nie zrobiłem tego. Nie przejąłem się tak jak powinienem. Czego konsekwencje przyszło zebrać mi dzisiaj.
Skrzywiłem się słysząc głos kobiety, widząc jej wkurzone spojrzenie. Zachowanie Rory podziałało na mnie niczym płachta na byka, sam powoli zacząłem tracić nad sobą kontrolę, czując jak gniew narasta w moich trzewiach. Starałem się, do kurwy nędzy, starałem zachowywać się odpowiedzialnie, być z nią w pełni szczery, pokazać, że mi zależy, że traktuje ją poważnie. Nie oczekiwałem za to żadnego uznania, a jedynie odrobiny szacunku w rozmowie, który zniknął z każdym cedzonym przez kobietę słowem.
- Próbuję być z tobą w pełni szczery - warknąłem w odpowiedzi na jej kolejną wypowiedź, zupełnie ignorując wstawkę o Lennarcie. - Nie ważne czy chodzi tu o waszą babską solidarność - nie mogłem się powstrzymać przed wciśnięciem dużej porcji ironii w te słowa - czy o zazdrość, staram się wyjaśnić sytuację. Nie gram na dwa fronty, nigdy tego nie robiłem, jasne?
Pokręciłem głową z niedowierzeniem, ledwo powstrzymując się od prychnięcia, odwracając na chwilę wzrok i skupiając go gdzieś w eterze, byle nie na kobiecie. Doskonale rozumiałem jak zjebałem, jak wiele krzywdy wyrządziłem jej odchodząc stąd, a następnie dopuszczając do tych sytuacji, w których zachowałem się jak skończony idiota i naprawdę tego żałowałem. Nie mogłem jednak odnaleźć dobrej drogi do okazania tego, nie w tym momencie, co jedynie sprawiło, że tkwiące we mnie gniew zaczął narastać. Kurewsko nienawidziłem pierdolonej bezradności.
W tym momencie miałem ochotę wyjść z pomieszczenia, wrócić do Kwatery, zrobić cokolwiek byleby tylko nie pozwolić sobie na wybuch, totalne utracenie kontroli. Nie skończyłoby się to dobrze, ani dla mnie, ani dla Rory, w końcu, nie ważne jak bym nie był w tej chwili zdenerwowany nie chciałem sprawić jej żadnej przykrości. Nie zdążyłem jednak zareagować, gdy ponownie usłyszałem głos kobiety, a gdy odwróciłem się w jej stronę okazało się, że wszelkie resztki wcześniejszej irytacji zastąpione zostały zupełnie innymi emocjami. Przez chwilę stałem więc w milczeniu, nie reagując na jej pytania, próbując przyswoić tę zmianę, w końcu jednak poddałem się, zamiast tego prychnąłem i skrzywiłem się ironicznie.
- Nie rozumiem Cię w tej chwili, naprawdę nie rozumiem. W jednej chwili wściekasz się na próbę szczerej rozmowy, w drugiej zachowujesz się jakby wcześniejszego wybuchu nie było - rzuciłem, robiąc krok w jej stronę. Nie wyciągnąłem w jej stronę ręki, nie przyciągnąłem jej do siebie, po prostu stałem, nadal niemal opierając się o ten cholerny blat, przyglądając się jej twarzy z uwagą. - Czy ty naprawdę uważasz, że musi istnieć coś co by nas zobowiązywało do bycia ze sobą? Kurwa, nigdy nie próbowałem cię odzyskać dlatego, że byliśmy sobie coś winni, przecież tu nie chodzi o to by cokolwiek nas trzymało przy sobie, a o ty żebyśmy faktycznie sami chcieli zostać. A ja chcę zostać, do cholery, Rory, nie mogę Cię wyrzucić z myśli, nie mogę o tobie zapomnieć.
Wiedziałem, że w ten sposób nie odpowiadam na jej pytanie, nie potrafiłem jednak uspokoić się jeszcze na tyle by powiedzieć coś logicznego, wyjaśnić jakoś sytuacje.
Powrót do góry Go down
the civilian
Rory Carter
Rory Carter
https://panem.forumpl.net/t590-aurora-carter
https://panem.forumpl.net/t2300-rory
https://panem.forumpl.net/t1281-rory-carter
https://panem.forumpl.net/t1968-rory-carter-i-jack-caulfield#24806
https://panem.forumpl.net/t594-rory
https://panem.forumpl.net/t599-rory-carter
Wiek : 24
Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV
Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel
Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć.
Obrażenia : skłonność do infekcji

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPon Maj 25, 2015 8:56 pm

Przez chwilę było tak, jak za dawnych czasów – Jack i Rory ponownie starli się ze sobą, nie mogąc powstrzymać się przed sprzeczką i czując, jak na taką burzę emocji reagują ich ciała. Napięcie w kuchni było wyraźnie wyczuwalne, ale też przyjemnie orzeźwiające po wcześniejszym seansie milczenia w salonie. Carter nigdy nie sądziła, że kiedyś wspomni z rozrzewnieniem wszystkie kłótnie, które stoczyła razem z Caulfieldem, ale wolała ich w takim wydaniu, zdecydowanie bardziej. Przynajmniej do momentu, w którym nie wyszło na to, że mężczyzna może mieć jednak trochę racji. A nawet więcej, niż trochę.
Czując, że robi się coraz bardziej czerwona, ze złości i z zawstydzenia, już miała odwrócić się do niego plecami, zignorować kilka poprzednich chwil i jak gdyby nigdy nic wrócić do przygotowywania kolacji. Ale zrozumiała, że przecież właśnie to Jack jej teraz wypominał – niezdecydowanie i kapryszenie na wszelkie możliwe sposoby. Huśtawka emocji, którą mu fundowała, musiała być doprawdy niezwykła, ale z drugiej strony mężczyzna trzymał się całkiem nieźle, skoro miał jeszcze cierpliwość stać z nią w tym samym pomieszczeniu. W takim razie miał także szanse wytrzymać kolejną porcję uwag rudowłosej, których ta nie zdecydowała się powstrzymać.
- A czy ty naprawdę uważasz, że liczą się tylko i wyłącznie twoje chęci? Bo mówiąc o tym, że niewiele nas łączy, mam na myśli także swoje – natychmiast przypomniała jej się rozmowa, a raczej potyczka w Kwaterze Głównej, gdzie zarzuciła mu egoizm najwyższych lotów.
Od tego czasu coś się jednak zmieniło, a przynajmniej Rory odniosła takie wrażenie. Czuła się trochę tak, jak gdyby rozmawiała z innym Jackiem. Jakby przez te miesiące zmieniła się nie tylko jego postura (ten czarny sweter był doprawdy niezwykle seksownie-irytujący), ale także podejście do pewnych spraw. Albo wydoroślał, albo ona nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na tę stronę jego charakteru.
Mężczyźni nigdy nie zrozumieją kobiet, ale gdyby rudowłosa podzieliła się tą myślą z Caulfieldem, ten najprawdopodobniej tylko by ją wyśmiał i oskarżył o odwracanie kota ogonem albo rzucanie zasłony dymnej na rozmowę, która i tak już dawno zboczyła ze swoich torów. Mieli się spotkać, porozmawiać i ewentualnie zjeść kolację. Po tym wszystkim, co przeszli razem w szpitalu, wyglądało na to, że będą potrafili porozumieć się na zupełnie nowych zasadach, ale widocznie starych nawyków faktycznie ciężko było się pozbyć.
Pragnąc jak najdobitniej pokazać mu, że powinien jeszcze raz przemyśleć swoje słowa i swoją postawę, Rory odbiła się od szafki, zrobiła pół kroku i już była bliżej Jacka, niż zezwalało na to jakiekolwiek poszanowanie poczucia komfortu. Przyglądała mu się uważnie, usiłując okiełznać własny oddech, bo serce zaczęło powoli wyrywać jej się z piersi. Ze zdenerwowania, z żalu, z jakiegoś jeszcze innego uczucia, które zapewne bardzo prosto było by nazwać, gdyby Carter nie była taką hipokrytką.
- Zależało mi na tobie, też nie mogłam zapomnieć i chciałam żebyś został. Jestem tego pewna, ale tylko w czasie przeszłym – oznajmiła spokojnym głosem, ledwie wytrzymując pojedynek na spojrzenia - Tyle się stało, tyle się zmieniło, ja się zmieniłam. Nie wiem, czy teraz jestem w stanie poczuć to od nowa, po prostu nie wiem. Wolałabym dać ci jednoznaczną odpowiedź, ale tego też nie mogę zrobić, rozumiesz? Nie dla własnego widzimisię, ale przez ten pieprzony chaos w głowie.  
Przyjemnie było wyrzucić z siebie to wszystko, jednocześnie czując te znajome dreszcze, o które zawsze przyprawiał ją bliski kontakt z Jackiem. I zanim kobieta pomyślała, co tak naprawdę robi i przeanalizowała, czy gesty aby na pewno nie kolidują z wypowiadanymi zdaniami, uniosła lekko rękę i ułożyła swoją dłoń gdzieś na wysokości mostka mężczyzny, jednocześnie nie pozwalając sobie na utratę kontaktu wzrokowego. I niech się dzieje, co chce.
Powrót do góry Go down
the civilian
Jack Caulfield
Jack Caulfield
https://panem.forumpl.net/t1073-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1075-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1290-jack-caulfield
https://panem.forumpl.net/t1080-reminiscencja
https://panem.forumpl.net/t3249-caulfield#51058
Wiek : 26
Zawód : Speaker w radiu
Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 EmptyPon Maj 25, 2015 10:13 pm

Miałem wrażenie, że całe starania, wszystko co budowałem w sobie podczas ostatnich dni, legło w gruzach. Obiecałem sobie zachować cierpliwość, porozmawiać z Rory na spokojnie, zachować się jak najlepiej, nie pozwalając sobie znów na egoistyczne wypowiedzi, które choć były prawdziwe, przesłaniały to na czym zależało mi bardziej. Szybko jednak przekonałem się, że pewnych rzeczy nie dam rady uniknąć, że - tak jak dawniej - moje nerwy nie wytrzymają próby starcia z Rory, a co za tym idzie wszelkie postanowienia zostaną złamane. Wiedziałem o tym, już w chwili, w której wyrzuciłem z siebie ostatnie zdanie wypowiedzi, nie wycofałem się z tego jednak, z uporem tkwiąc przy swoim. Dlatego też ledwo powstrzymałem się przed ironicznym prychnięciem, słysząc odpowiedź kobiety.
- Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie chodzi tutaj tylko wyłącznie o mnie - warknąłem, nie odrywając wzroku od jej twarzy, przyglądając się coraz silniejszym rumieńcom.
Z każdą kolejną chwilą było mi coraz ciężej utrzymać nerwy na wodzy. I to nie tylko dlatego, że wewnątrz mnie szalała burza, a narastające zdenerwowanie przesłaniało zdolność logicznego myślenia. Zbyt wyraźne były jeszcze wspomnienia naszych kłótni sprzed kilku miesięcy, tego jak się toczyły, jak się kończyły, zbyt mocno kuchnia wbiła mi się w pamięć jako pomieszczenie, które dużo takich finałów widziało. Rory, tak jak zawsze, nawet kiedy byłem wkurwiony do granic możliwości, wydawała mi się o wiele bardziej pociągając z tym błyskiem w oku, a nie mogłem go nie dostrzec, tym bardziej, że kobieta zdecydowała się jeszcze bardziej zmniejszyć odległość między nami, wyraźnie naruszając moją prywatną strefę.
Zacisnąłem zęby, patrząc jej prosto w oczy, starając się wysłuchać uważnie jej słów w spokoju, panując nad wszelkimi odruchami i chęciami. Tym bardziej, że większość z nich niosła ze sobą smutną prawdę, którą wyłapałem natychmiast. Nie mogłem jednak skupić się na myśli o tym, że Rory wspominała o poczuciu czegoś od nowa, nie o tym, że nie jest pewna, czy jakieś uczucia nadal się w niej tlą, nie mogłem rozważyć tego co mówiła, choć zaakceptowałem jej słowa. Miałem zbyt wielki mętlik w głowie, gniew mieszał się ze sprzecznymi sygnałami, które wysyłała mi kobieta, sprawiając, że cokolwiek przestało być dla mnie oczywiste. Potrafiłem już tylko zarejestrować to jak blisko mnie stoi, jak gwałtownie bije moje serce - co przecież, do kurwy nędzy musiała czuć, skoro trzymała rękę na moim torsie - i jak głośny wydawał mi się nagle mój oddech.
Tego co zrobiłem później nie przemyślałem absolutnie pod żadnym kontekstem. Odciąłem się od logicznej części umysłu, przysuwając się do rudowłosej, by już po chwili gwałtownie wpić się w jej usta, napierając na jej ciało dopóki nie oparła się o blat szafki. Całowałem ją zachłannie i mocno, jedną dłoń wplątując w jej włosy, przytrzymując jej głowę, jakby chcąc się upewnić, że nie spróbuje mi uciec.
Odsunąłem się dopiero, gdy zabrakło mi powietrza, oddychając z trudem. Przez chwilę milczałem, nie próbując nawet znaleźć usprawiedliwienia na swoje zachowanie. Zdawałem sobie sprawę, że właśnie złamałem wszelkie możliwe zasady, przekroczyłem granice, których, do cholery, nie powinienem tykać. Nie bez pozwolenia samej zainteresowanej. Nie potrafiłem się jednak przejąć tym tak jak powinienem, zamiast więc wycofać się dalej odszukałem jej wzrok, przywołując na usta cień ironicznego uśmiechu.
- A teraz? Niczego nie poczułaś? - spytałem cicho.
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Rory Carter - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Rory Carter   Rory Carter - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 

Rory Carter

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next

 Similar topics

-
» Rory Carter
» Sigyn Stark - Rory Carter
» Wyatt Cooper - Rory Carter
» Rory Carter i Jack Caulfield
» Lenny Bedloe & Rory Carter

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Dzielnica Północna :: Mieszkania-