|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Rory Carter Pią Cze 14, 2013 6:31 pm | |
| First topic message reminder :
Ostatnio zmieniony przez Rory Carter dnia Nie Kwi 13, 2014 7:50 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Nie Kwi 13, 2014 3:43 pm | |
| To śmieszne, jak wiele zwykła, szczera rozmowa mogłaby zmienić w tej sytuacji. Bez łez, spojrzeń w bok, gniewu i całej gamy negatywnych emocji. Oboje myśleli o tym samym, choć z różnych perspektyw, a gdyby zdecydowali się na kilka słów prawdy, sprawa wyjaśniłaby się w mig. A tak, przebywając w sferze domysłów, niedopowiedzeń, wytworzyła się między nimi dość ckliwa atmosfera, tak nieznajoma zarówno dla Jacka, jak i Rory. Ci dwoje zaliczali chyba właśnie wszystkie etapy znajomości kobiety i mężczyzny, bo mieli już za sobą kłótnie, droczenie się, podteksty, nagłe wybuchy pożądania, a teraz do kolekcji dołączała dziwna czułość, bo przecież innej nazwy na to, co działo się w salonie, nie było. Ona ściskała jego rękę i bawiła się palcami, on opierał podbródek na jej głowie i bawił się włosami. Choć Rory była zazwyczaj dość otwarta i nie miała większych oporów przed zezwoleniem komuś, by wkroczył do jej osobistej strefy, nie pamiętała, kiedy ostatnio zbliżyła się z kimś w ten sposób. Była to dla niej nowość, ale nie czuła się nieswojo, widocznie zbieranie nowych doświadczeń mogło być przyjemne. Najchętniej trwałaby w takiej pozycji do rana (no dobra, mogliby się przenieść na kanapę, ale o takim scenariuszu wolała na razie nie myśleć) i miała nadzieję, że nie przeszkadza to Caulfieldowi w najmniejszym stopniu. - Nigdzie się nie wybieram. Nie zostawię cię jeśli tego nie chcesz. Zamknęła oczy, jednocześnie uśmiechając się delikatnie. Tak bardzo chciała wierzyć w jego słowa, że nie przyjmowała w tej chwili żadnej innej opcji do wiadomości. Chociaż jeszcze przed momentem była niemal pewna, że Jack zamierza ją opuścić, wrócić do getta, zniknąć z jej życia na zawsze, teraz była święcie przekonana, że to nie nastąpi. Och, naiwna. Oswobodzili się w końcu z tej specyficznej pozycji, rudowłosa z pewnym ociąganiem puściła jego dłoń, ale skoro wszystko miało już być dobrze, mogła sobie na to pozwolić. Na twarz mężczyzny powrócił uśmiech, na tyle zaraźliwy, że kąciki ust Carter także powędrowały do góry. Powoli powracał do niej dawny animusz, a już żart Jacka, który oczywiście odebrała poprawnie, nie mógł obyć się bez równie zabawnej uwagi z jej strony. - No proszę! – złapała się pod boki, udając zapowietrzenie i oburzoną minę – Ja ci tu proponuję randkę, a ty dalej wątpisz we mnie w najlepsze. Miała nadzieję, że słowo ‘randka’ w żaden sposób nie spowoduje nieco niezręcznej atmosfery. W końcu, do cholery, widział ją w samym staniku, a teraz miałby bawić się w mistera pruderii? Z drugiej jednak strony, Rory nie mogła zablokować się przed wizjami, które zaczął jej nagle podsuwać umysł. Ona i Jack w drogiej restauracji? Spacer za rękę w ogrodzie botanicznym? Pocałunek na plaży, na tle zachodzącego słońca? O nie, to wszystko było tak abstrakcyjne, że rudowłosa po prostu musiała parsknąć cichym śmiechem. - Mój wewnętrzny rebeliant przypomina mi jednak, że pora zbierać się do snu – zażartowała, a znajome błyski znowu pojawiły się w jej oczach. – Więc wybacz, ale zajmuje łazienkę. Możesz poczekać na swoją kolej… - dwa kroki w przód, obrót i już stała za plecami Jacka, opierając dłonie na jego ramionach – Albo dołączyć, oszczędzimy wodę. Musiała jakoś zatrzeć wrażenie zapłakanej (i wyjątkowo czerwonej na twarzy) histeryczki, a śmiałość, na jaką właśnie się zdobyła, znacznie jej w tym pomogła. Bez czekania na odpowiedź ruszyła więc w stronę łazienki, powoli, spoglądając za moment przez ramię. Nie, wcale nie zaczęła rozwiązywać paska od szlafroka. Dawno temu Caulfield powiedział jej, żeby go nie prowokowała, ale przecież nie mogła się powstrzymać, to było silniejsze od niej. Wiedziała doskonale, do czego dąży, ale wyjątkowo w tym przypadku przygotowała się na wypadek odmowy. W końcu oboje sporo dziś przeszli.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Nie Kwi 13, 2014 4:52 pm | |
| Wszystko się uspokajało, wchodziło znowu na odpowiedni tor. A ja czułem coraz większą, narastającą ulgę. Myśl o tym, że Rory mogłaby dalej płakać przez cały czas tkwiła w moim umyśle niczym zadra, więc teraz, gdy wreszcie zniknęła, mogłem wreszcie swobodniej złapać oddech. Nie chciałem ją ranić. Nie po tym co dla mnie zrobiła. Nie po tym jak wiele zniosła, jak bardzo zaufała mi na starcie, oferując coś czego od lat nie uświadczyłem od ludzi. Pełną i bezkrytyczną wiarę we mnie. W to, że mogę być lepszym człowiekiem niż nawet sam uważałem. W końcu przygarnęła pod dach faceta, którego nie znała, który ewidentnie grał jej na nerwach. Mało osób by się na to zdecydowało. Rozluźniłem się, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przez cały czas moje mięśnie były spięte, jakby gotowe do szybkiej reakcji na cios, na próbę wymknięcia się kobiety z moich ramion. Odetchnąłem głębiej i pozwoliłem sobie na jeszcze jeden, krótki, pocałunek złożony na czubku jej głowy. Chociaż dzisiaj mogłem nie być chujem, choć tej nocy mogłem sobie pozwolić na ludzkie odruchy. I na odrobinę czułości, normalnie tak obcej dla mnie. Pozwoliłem sobie na zagłębienie się w rewiry życia, których nie znałem i, które kiedyś skreśliłem na starcie, pewien, iż nigdy nie dojdą do głosu w jakichkolwiek relacjach z innymi ludźmi. Jak widać, myliłem się. Uśmiech pełen animuszu, gesty i ton Rory mówiły same za siebie, wyraźnie dawały mi do zrozumienia, że wszystko idzie w dobrą stronę. Parsknąłem śmiechem, widząc jej udawane oburzenie, odpychając gdzieś w głąb siebie cichy, złośliwy głosik, który zaczął alarmować mnie, iż pakuje się w coś nad czym absolutnie nie zapanuje. W końcu... Ja i randka? Prawdziwa randka, odpowiednie zachowanie, uwodzenie i gierki słowne? To nie był mój świat, ja tak nie potrafiłem, nigdy się tak nie zachowywałem. Ale teraz nie umiałem się tym przejąć. - Wątpliwości są drugą naturą człowieka - zauważyłem rozbawiony, powstrzymując się przed daniem dziewczynie prztyczka w nos. Och, Caulfield, czyżbyś właśnie grzecznie flirtował? Te znajome błyski w oczach kobiety powiększyły tylko ulgę, która już na dobre zagościła się w moim umyśle. Zaś jej słowa. Kiwnąłem głową, gotów powędrować do kuchni by zrobić sobie coś ciepłego do picia, gdy... Zaraz! Odwróciłem gwałtownie głowę zerkając na Rory, przyglądając ja idzie w stronę łazienki, jak rozwiązuje pasek od szlafroka. Och, ta podła mała... prowokatorka. Uśmiechnąłem się pod nosem szelmowsko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Po chwili zaśmiałem się cicho, a moje ręce zawędrowały w stronę guzików koszuli, które rozpiąłem, trochę pośpiesznie, po czym ściągnąłem z siebie ciuch i cisnąłem na kanapę. W łazience tylko by wadziła. Następnie ruszyłem za kobietą i z drapieżnym spojrzeniem objąłem ją ramieniem tuż przed drzwiami do łazienki, drugą ręką odgarniając jej włosy z karku i przejeżdżając ustami wzdłuż jego linii. - Właśnie odkryłem w sobie silną potrzebę wzięcia prysznica - mruknąłem rozbawiony. - Na tyle silną, że nie mam cierpliwości by czekać na swoją kolej. Dłoń z szyi dziewczyny powoli opuściłem i wyciągnąłem przed siebie, by w końcu złapać za klamkę i otworzyć przed nami drzwi do łazienki. Delikatnie popchnąłem Rory nakłaniając ją do wejścia do pomieszczenia. - Niestety będziesz musiała znieść moje towarzystwo - szepnąłem prosto w jej ucho, po czym obróciłem ją w swoją stronę i nie dając jej czasu do namysłu pocałowałem ją. Namiętnie i mocno. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Nie Kwi 13, 2014 9:41 pm | |
| Ten tego, chyba czerwone kółeczko.
Być może typowa randka nie była w stylu Jacka, ale z uwodzeniem i gierkami słownymi radził sobie naprawdę dobrze. Przecież już od pierwszego spotkania droczy czyli się z Rory w najlepsze, prowokując, posyłając łobuzerskie uśmieszki i doskonale się przy tym bawiąc. Tak było i tym razem, bo rzeczywiście wszystko wracało na swoje dawne tory, jakby chwila zwątpienia nie miała miejsca. Nie znaczyło to oczywiście, że całkowicie odeszła w zapomnienie, ale kto by ją rozpamiętywał w momencie, gdy do roboty było tyle innych, ciekawszych rzeczy. - Co ty powiesz, a ja słyszałam, że przyzwyczajenie – zażartowała, poruszając wymownie brwiami, zupełnie jakby coś sugerowała. Oboje byli w coraz lepszych humorach, a choć ta noc zaczęła się dla nich kiepsko, miała okazję skończyć się całkiem pozytywnie. Słysząc jego kolejne słowa, nawet nie musiała się odwracać i upewniać, że Jack podąży za nią do łazienki. Uśmiechnęła się zwycięsko, ach, jaka szkoda, że nie mógł widzieć teraz jej miny. Gdy jednak pojawił się obok i objął ją ramieniem, a później odgarnął włosy i musnął ustami kark… dałaby wszystko, żeby zobaczył błogość wypisaną na jej twarzy. - Mam nadzieję, że nie tylko na wzięcie prysznica masz ochotę – o perwersjo, dwuznaczności, słodkie dwuznaczności, jakżeby można podgrzać atmosferę bez was? Szybko uległa delikatnemu popchnięciu przez mężczyznę, weszła do pomieszczenia i już na wstępie jej ciało opanowały przyjemne dreszcze, gdy Jack zaczął szeptać jej do ucha. Oboje jednak byli zbyt niecierpliwi by wytrzymać bez pocałunków choćby sekundę dłużej. W momencie, gdy ich usta wreszcie się spotkały, dla Rory cała reszta przestała istnieć. Przymknęła oczy, zarzucając ręce na szyję mężczyzny i przyciągając go do siebie, zmuszając ciała do zetknięcia. Nie miał już koszuli, co zdecydowanie ułatwiało sprawę, więc nie przestając go całować, zaczęła wodzić delikatnie dłońmi po torsie Jacka, to zjeżdżając na brzuch, a to znowu wracając na plecy. Zachłannie zaczepiała zębami o jego wargi, składała pocałunki na szczęce, szyi, obojczykach… Szybko uznała, że należałoby pozbyć się szlafroka, więc ściągnęła go czym prędzej, rzucając gdzieś za siebie, najpewniej na umywalkę. Pozostawała teraz w samej bieliźnie, czarnym komplecie dobranym specjalnie pod sukienkę, prezentując swoje piegowate ciało niemal w całej okazałości. Nie dała jednak Caulfieldowi długo cieszyć się tym widokiem, pchnęła go na jedną ze ścian, ponownie łącząc się z nim w zmysłowym pocałunku. Tym razem jednak nie objęła go, a sięgnęła dłońmi do paska spodni. Sprawne palce szybko poradziły sobie ze sprzączką, rozpięły guzik, rozporek i już po chwili dolna część garderoby zjechała Jackowi do kolan. Rory nie miała zamiaru pomagać mu dalej rękoma, przydepnęła więc spodnie stopą, by mężczyzna mógł się z nich całkowicie wyswobodzić. Zerknęła w dół, bezwstydnie spoglądając na bokserki bruneta, a potem złapała jego spojrzenie i uśmiechnęła się szelmowsko. Przyszło jej do głowy pewne bezczelne pytanie, bo przecież tyle się słyszało o modyfikacji ciała przez Kapitolińczyków, ale za nic w świecie nie zadałaby go teraz facetowi, z którym za chwilę miała przeżywać chwile uniesienia. Oderwała się na chwilę od eksplorowania jego ciała, od błądzenia dłońmi po kościach biodrowych, od wycałowywania każdego cala jego szyi. Spojrzała za siebie, oceniając odległość dzielącą ich od prysznica. Jack chyba nie myślał, że obejdzie się bez kąpieli? Na razie jednak nigdzie im się nie spieszyło, ba, rudowłosa wciąż miała na sobie bieliznę, a to było karygodne zaniedbanie. Przylgnęła do niego własnymi biodrami, ujmując twarz w dłonie i po raz kolejny łącząc ich usta w namiętnym pocałunku. Znoszenie towarzystwa Jacka przychodziło jej bardzo łatwo, gdy ich języki splatały się ze sobą w tańcu, a dłonie wędrowały po ciele. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Nie Kwi 13, 2014 10:26 pm | |
| Nie dla dzieci!
Nie musiałem widzieć jej twarzy, by wiedzieć, że jej się to spodobało. Wystarczyło wsłuchać się w reakcje jej ciała, w rytm oddechu, w przyśpieszony puls, który wyczułem nim odsunąłem twarz od jej szyi. I ona również, zapewne, nie musiała widzieć mojej by wiedzieć jak na mnie to działało. Powoli odcinałem się od logicznego myślenia, rzucając za siebie cały dzisiejszy dzień, wszystko co się wydarzyło, wszystkie zasady, które kiedyś sobie wybudowałem. Co z tego, że Rory - jako współlokatorka - powinna być dla mnie aseksualna. Cóż z tego, że pakowałem się w coś, co z przymrożeniem oka mógłbym nazwać początkiem związku. Mimo iż nigdy w coś takiego nie wierzyłem. Teraz liczyło się dla mnie tylko jej ciało i te wszystkie możliwości, które się przed nami rozpościerały. Uśmiechnąłem się tylko słysząc jej słowa, wmaszerowałem do pomieszczenia nawet nie wypuszczając ją z objęć. Nie chciałem żeby mi uciekła, nie tym razem. To co się działo dwa tygodnie temu... Wtedy mogłem zrozumieć odmowę, wszystko potoczyło się gwałtownie, pod wpływem silnych emocji. Tutaj jednak obydwoje podejmowaliśmy świadome decyzje i nikt mi, kurwa, nie wmówi, że było inaczej. Nie w momencie, gdy jej ciało zadrżało, kiedy jej ręce znalazły się na moim karku, a usta spotkały się w pocałunku. Nawet nie próbowałem udawać, wplątywać w to sztucznej delikatności, byłem zdecydowany, moje gesty były namiętne i gwałtowne, ale nie brutalne. Objąłem ją mocniej, dłonie wsuwając pod jej szlafrok, gładząc jej ciepłą skórę. Gdy tylko mogłem wracałem ustami na jej szyje, wędrowałem językiem wzdłuż linii wyznaczonej przez tętnice, nieznacznie przygryzałem płatek ucha. A potem zachłannie pomogłem jej w ściągnięciu ubrania i wbiłem w nią pożądliwe spojrzenie, wędrując wzrokiem po jej ciele, pożerają każdy skrawek jej skóry. Uśmiechnąłem się zadowolony, gdy popchnęła mnie na ścianę, ponownie przyciągając ją do siebie, jedną dłoń kładąc na jej karku, palce drugiej zaś zaciskając na pośladku. Rory była moja, teraz byłem tego pewien, i nie zamierzałem już nikomu jej odstąpić. Nie ważne co musiałbym zrobić by tego dopilnować. Zaśmiałem się cicho w jej usta, gdy tak sprawnie poradziła sobie z paskiem, mruknąłem zadowolony, gdy moje spodnie zaczęły opadać. Kopnąłem je gdzieś w bok, zupełnie nie przejmując się ich losem, nie na razie. Czas na dbanie o ubrania przyjdzie później, gdy nie będę już musiał się przejmować tkwiącą w moich ramionach rudowłosą kobietą. Na szelmowski uśmiech kobiety odpowiedziałem moim drapieżnym, na jej namiętne pocałunki jeszcze bardziej stanowczymi swoimi. I kiedy tylko przydarzyła się ku temu okazja okręciłem nas gwałtownie, tak, że to teraz Rory stała pod ścianą, a ja miałem pełną swobodę w wykonywaniu swoich planów. Oderwałem się od jej ust, rozgrzane wargi przenosząc na jej obojczyki. Jedną ręką podparłem się o ścianę, drugą zaś wsunąłem za jej plecy, szybko odnajdując zapięcie jej biustonosza. Nie szarpałem się z nim długo, doświadczenie zrobiło swoje, kiedy jednak górna część bielizny kobiety opadła na ziemię zamruczałem niczym kot na polowaniu, prezentując w uśmiechu wszystkie zęby. Na chwilę cofnąłem głowę i załapałem jej spojrzenie, chciałem widzieć jej reakcje, chciałem widzieć co zrobi, kiedy moja dłoń zawędrowała na jedną z delikatniejszych części jej ciała, wcale nie traktując jej tak łagodnie. Serce biło mi jak oszalałe, oddech wręcz świszczał między zębami, krew huczała w uszach. W tym momencie naprawdę nie liczyło się nic poza nami. I tym, że Rory miała zacząć wić się pod moim dotykiem, pod moimi pocałunkami, które od ucha zjeżdżały coraz niżej, aż w końcu dołączyły do ręki, chcąc dotrzymać jej towarzystwa. Nie zamierzałem ustąpić nim nie przekonam się jak bardzo mogę na nią wpłynąć. Nie i koniec. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Pon Kwi 14, 2014 12:14 am | |
| Od piętnastu można uprawiać, ale czytać i oglądać od osiemnastu :P
Bardzo szybko okazało się, że marzenie Jacka o wijącej się pod jego dotykiem Rory, miało się wkrótce spełnić. Nic jej tak nie pobudzało, jak jego pocałunki, nic nie sprawiało w tej chwili większej przyjemności, niż delikatne muśnięcia skóry, wytyczanie ustami szlaku na niej. No i na pewno nic nie nakręcało jej bardziej, niż jego roziskrzone spojrzenie i łobuzerski uśmiech, który zdawał się mówić ‘Jesteś moja’. Och tak, w tej chwili była tylko jego, zatracają się całkowicie. W przeciwieństwie do Caulfielda, rudowłosa nie miała zbyt wielkiego doświadczenia, ale radziła sobie chyba całkiem nieźle, jasno dając mężczyźnie do zrozumienia, czego oczekuje, jednocześnie starając się sprawić mu jak największą przyjemność. Gdy to ona znalazła się przy ścianie, zamruczała głośno, niczym kot, szykując się na przyjęcie kolejnej fali doznań. Bez śladu wstydu na twarzy pozwoliła stanikowi opaść na podłogę, podłapując wzrok Jacka i odpowiadając mu prowokującym spojrzeniem. Była ciekawa, na co go stać, jakim jest typem kochanka i nie zdziwiła się, gdy po chwil brunet zajął się dostarczaniem jej przyjemności, własne odstawiając na dalszy plan. Coraz trudniej było jej utrzymać regularny oddech, ciało zdawało się reagować samo, w sposób całkowicie naturalny wyginając się w stronę ciała mężczyzny. Biodro przy biodrze, subtelne, delikatne ruchy, które miały jeszcze bardziej pobudzić ich oboje. Rudowłosa była zachwycona pocałunkami Jacka, które opuściły jej szyję i zjechały niżej, musiała przygryźć dolną wargę, starając się zagłuszyć przeciągły jęk, próbujący wydostać się z jej gardła. Jeśli już teraz było jej tak cudownie, co miało stać się później? Ledwo jej plecy przyzwyczaiły się do chłodnej ściany, a Rory już odepchnęła się od niej, kierując się tyłem w stronę prysznica. Pociągnęła Jacka za sobą, używając jedynie uwodzicielskiego spojrzenia i… palca wsuniętego delikatnie za gumkę jego bokserek. Mało brakowało, a potknęłaby się o stopień z płytek, ale na całe szczęście zdołała mocniej złapać się ramienia mężczyzny, co jedynie ułatwiło jej ponowne przylgnięcie do niego. I tak oto znaleźli się w kabinie, ale Carter nie chciała być tą, która odkręci wodę i otrzeźwi ich choć na trochę. Chciała dalej trwać w tym słodkim zapomnieniu, czuć usta Jacka na swojej skórze, odpowiadać na jego pocałunki dążyć do powolnego zlania się w jedno. Przez jedną, krótką chwilę, przyszło jej na myśl coś takiego, jak zabezpieczenie, odszukała więc wzrokiem jedną ze swoich kosmetyczek, leżących spokojnie nad umywalką. Miała nadzieję, że Caulfield zauważył jej spojrzenie i szybko dodał dwa do dwóch, ale odległość dzieląca ich od celu była w tej chwili zbyt duża, by Rory zdecydowała się na wypuszczenie go ze swych objęć. Nie, to trwałoby wieczność, a mają przecież jeszcze tyle czasu na drobne przyjemności, zanim zdecydują się przejść do rzeczy. Serce jej waliło, pierś unosiła się szybko, ręce dalej odkrywały mapę ciała Jacka, zwiedzając niedostępne wcześniej rejony. Bo kto zabroni rudowłosej przyciągnięcia mężczyzny za pośladki? Kolejny gardłowy pomruk rozbrzmiał w prysznicowej kabinie, a Rory odchyliła głowę, prezentując swoją szyję i tym samym dając znać, gdzie spodziewa się otrzymać następne pocałunki. Dłonie powędrowały niżej, muskając delikatnie biodra mężczyzny, a później, dosłownie w mgnieniu oka, jego bokserki powędrowały tym samym torem, co wcześniej spodnie. I wtedy Jack mógł się przekonać, że Rory ma naprawdę sprawne palce. Nie tylko on chciał czerpać satysfakcję z tego, co działo się w łazience.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Pon Kwi 14, 2014 1:03 am | |
| A to się dopiero rozkręca xd
Im bardziej nakręcona była Rory tym większe czułem zadowolenie. Moje usta rozciągały się w szerokim uśmiechu, w chwilach, kiedy tylko mogłem sobie na to pozwolić, oczy błyszczały drapieżnie, gdy jej ciało reagowało w sposób taki jaki oczekiwałem. Pomruki, wyginanie się pod moimi dłońmi, jakbym był artystą, który właśnie zaczął pracować nad nową rzeźbą, kształtując na razie jeszcze masę. Jedyne co napawało mnie zawodem to fakt, iż tak uparcie broniła się przed jęknięciem. Przygryzając wargę wyglądała równie rozkosznie, co irytująco, uświadamiała mnie jak bardzo muszę się jeszcze postarać. Ale, w sumie, to dobrze, od zawsze lubiłem wyzwania. Dlatego zaatakowałem jej ciało z jeszcze większym zaangażowaniem, coraz bardziej skrupulatnie zajmując się każdym calem jej rozgrzanej skóry. O nie, panno Carter, dzisiaj na pewno nie będziesz milczeć. Kiedy ponownie oderwaliśmy się od ściany uśmiechnąłem się z zadowoleniem, grzecznie podążając za nią, pozwalając by na chwilę to kobieta przejęła władzę nad sytuacją. Na krótką chwilę pozwoliłem jej pokierować moimi działaniami, dać się poprowadzić, ustąpić w planach i działaniu. Jednak, kiedy tylko znaleźliśmy się w kabinie naparłem na nią, przyciskając ją do ściany, ponownie oddając się mojej zabawie. Tym razem jednak nie skupiając się na tym konkretnym miejscu. Wędrowałem ustami po całym jej ciele, tylko na chwilę to przerywając, by podążyć za wzrokiem Rory w stronę kosmetyczki. Natychmiast zrozumiałem o co jej chodzi, ale spokojnie, jeszcze mieliśmy czas. Tak łatwo nie zamierzałem przejść na kolejny poziom. Uśmiechnąłem sie tryumfalnie słysząc jej pomruk, grzecznie przeniosłem usta na jej szyje, badając ją dokładnie, kawałek po kawałku, znacząc swoją ścieżkę językiem i drobnymi skubnięciami. Na tyle delikatnymi, by rano nie było po nich żadnych śladów. Chociaż... czemu by nie. To byłoby wystarczające ostrzeżenie dla tych, którzy spróbowaliby zbytnio się do niej zbliżyć. A potem tego typu myśli wyleciały mi z głowy, usta przerwały wędrówkę, oddech zaś przyśpieszył gwałtownie, gdy przekonałem się jak zwinne potrafią być palce kobiety. Sapnąłem głośno i przymknąłem oczy czerpiąc najwyższa przyjemność z dotyku, przez chwilę, króciutką, pozwalając sobie na zaskakującą bierność. Rory doskonale wiedziała co robić, a ja nie chciałem tego przerywać. Przynajmniej dopóki moja krew nie zawrzała z pożądania, z gardła nie wyrwał się pomruk, a moje ręce nie zawędrowały trochę niżej, szybko pozbawiając ją ostatniej części ubioru. Chciała się zabawić? Proszę bardzo. Potrafiłem się drażnić, potrafiłem krążyć dłonią, podniecać, jednak nie sięgać do celu. Jeszcze nie. Zbyt wiele satysfakcji czerpałem z słuchania pełnych zniecierpliwienia dźwięków wyrywających się z kobiecych gardeł. Zbyt lubiłem moment, w którym ulegały, topniały pod dotykiem, nie panując już nad odruchami swojego ciała. Moje usta znów odnalazły jej, język zaprosił do namiętnego tańca. Mieliśmy jeszcze tyle czasu przed sobą. Tyle możliwości. Uśmiechnąłem się zadziornie, gdy w końcu moja ręka powędrowała w miejsce, gdzie najbardziej była oczekiwana, wpijając się gwałtowniej w jej usta niemal w tym samym momencie, w którym moje palce zagłębiły się w jej ciele. Jesteś moja, Rory. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Pon Kwi 14, 2014 4:14 pm | |
| interdit aux moins de 18 ans
Domyślała się, czego Jack chce doświadczyć, co zobaczyć i usłyszeć. Ale nie byłaby sobą, gdyby z miejsca spełniła tę zachciankę, o nie, musiał się jeszcze bardziej postarać, dać z siebie dosłownie wszystko. Nawet teraz, gdy byli tak ciasno spleceni, że ledwo rozróżniali, które ręce są czyje, wciąż walczyli ze sobą i żadne z nich nie zamierzało odpuścić. Być może właśnie ta nutka współzawodnictwa jeszcze bardziej ich nakręcała, a już na pewno sprawiała, że każde chciało być górą, nawet w przenośni. Mocniej, lepiej, szybciej… prawie, jak w piosence, ale jedyną muzyką, jaką Rory chciała teraz słyszeć, był przyspieszony oddech Jacka, bicie jego serca i te pomruki, które co jakiś czas z siebie wydawał. Ach, one tylko napędzały ją do dalszego działania, bo skoro wiedziała już, jaka rzecz, który manewr jej palców sprawia mu przyjemność, czemu by nie wypróbować następnego? O proszę, ktoś tu postanowił iść jej śladem i ostatni element bielizny Rory zniknął wreszcie z jej pupy. - Ależ jesteś niecierpliwy – mruknęła, między jednym głębokim oddechem a drugim, będąc przyciskaną do ściany i obsypywaną pocałunkami – Poczekaj na… och. Nie tylko Rory miała zwinne palce, o czym mogła przekonać się już po chwili, chociaż Jack na razie jedynie ją drażnił, celowo omijając te miejsca, których dotykanie mogło jej przynieść największą przyjemność. Doprowadzał ją tym do szaleństwa i nie miała zamiaru udawać, że jest inaczej. Posłała mu dzikie spojrzenie, próbując nakłonić mężczyznę do natychmiastowego naprawienia swoich błędów, ale ten wciąż jedynie krążył dookoła, nie dając jej…Ooch, cholera, nareszcie! Połączenie głębokiego pocałunku z właściwym użyciem palców sprawiło, że pod Rory niemalże ugięły się kolana. Jęknęła głośno prosto w usta Jacka, przymknęła oczy i najpewniej zaczęła mamrotać różne rzeczy, od wzywania wszystkich Bogów, jakich znała, po groźby, prośby i błagania adresowane pod adresem Caulfielda. Jak on śmiał doprowadzić ją do takiego stanu? W pierwszym odruchu wygięła się jeszcze bardziej do tyłu, przez przypadek potrącając łokciem uchwyt baterii prysznicowej i oto letnia woda wreszcie zalała ich z góry. Ciało kobiety zadrżało, domagając się dalszych pieszczot, nawet śmielszych. W tej chwili mężczyzna mógł robić co chciał, Rory i tak była już półprzytomna z pożądania i za żadne skarby świata nie pozwoliłaby mu teraz przerwać. Szarpnęła niecierpliwie biodrami, palcami przejechała po plecach Jacka, dając mu znać, że nie musi być aż taki delikatny, jak dotychczas. Chociaż za te ślady na szyi na pewno policzą się jutro rano. Kilka pocałunków i westchnień później, rudowłosa spróbowała na sekundę odsunąć się od Caulfielda, ale nie było to wcale łatwe zadanie, jego ręce i usta były wszędzie, więc zanim mogła spojrzeć mu w twarz, minęło parę chwil. Przez moment patrzyli sobie w oczy, oddychając szybko, ale zaraz potem Rory uśmiechnęła się szelmowsko, odrzuciła mokre już włosy na plecy i zdobyła się na coś, czego jeszcze nigdy nie próbowała. Zaczęła torować sobie językiem i ustami drogę przez tors mężczyzny, zjeżdżała coraz niżej i niżej, w końcu przyklęknęła i po raz pierwszy w życiu posmakowała miłości francuskiej. W myśl zasady, że nic, co przyjemne, nie jest złe, dała się ponieść i miała nadzieję, że jej starania zostaną docenione. Oczywiście raz czy dwa zerknęła w górę aby sprawdzić, jak Jack ocenia jej umiejętności, ale czy kontakt wzrokowy w ogóle go nakręcił? No cóż, Rory miała to poznać dopiero po jego reakcjach. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Pią Kwi 18, 2014 2:35 am | |
| Still, still +18
I proszę, czy tak nie można było od razu? Zamiast niepotrzebnych słów te, jakże słodkie dla ucha dźwięki. Co prawda nie było to jeszcze to czego pragnąłem, ale... spokojnie, wszystko miało swoje miejsce. Powoli i systematycznie wyprowadzałem ją z równowagi, co nie ciężko było dostrzec, gdy tylko jej oczy zaczęły błyszczeć w ten dziki sposób. Uśmiechnąłem się, coraz bardziej zadowolony z przebiegu sytuacji. Rory była dla mnie wyzwaniem i to nie dlatego, iż aż tak ciężko było spełnić jej zachcianki. Ona, w równym co ja stopniu, próbowała górować, ścierała się ze mną dążąc do przejęcia kontroli nad sytuacją. A to tylko dodawało smaczku całej sytuacji. A potem z jej ust wyrwał się jęk, który był jedynym właściwym komentarzem do tego co się działo. Mruknąłem zadowolony, wyszczerzyłem zęby w pełnym satysfakcji uśmiechu i ponownie przeniosłem usta na jej szyje, jednocześnie, całkiem rozbawiony ulegając prośbą jej ciała i w pełni prezentując jak zwinne potrafią być moje palce. Parę lat grania na gitarze i pracy jako barman potrafiło świetnie wyćwiczyć dłonie i sprawność ich ruchów. Co teraz skrzętnie wykorzystałem. Bo skoro już raz Rory złamała się i pozwoliła sobie na jęk byłem pewien, że to się powtórzy. A niczego bardziej nie chciałem. Jej groźby, prośby, każde słowo, które padało z jej gardła, były dla mnie niczym piosenka. Motywowało do dalszego działania, do udowodnienia jej, że to jeszcze nie wszystko na co mnie stać, wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą serwowałem jej coraz to więcej z moich umiejętności, starając się jeszcze dawkować przyjemność. Chociaż z każdą chwilą moja cierpliwość malała, z każdą jej reakcja w moim umyśle coraz jaśniej pojawiała się chęć przejścia na wyższy stopień. I nawet woda, która nagle polała się na nasze ciała nie zadziałała na tyle oprzytomniająco bym przestał rozważać tę opcję. Kiedy więc Rory na chwilę się oderwała, odsuwając się odrobinę spojrzałem na nią zirytowany, chcąc przyciągnąć ją z powrotem, powrócić do działania. Jednak jej szelmowski uśmiech mnie powstrzymał. A już po chwili pomruk niezadowolenia zmienił się w cichy jęk, gdy przekonałem się jak wiele potrafi zdziałać swoimi ustami. Oddech mi przyśpieszył, serce zaszalało, a ja mogłem jedynie stać i rozkoszować się chwilą, co jakiś czas zerkając na kobietę, w jej oczy, łapiąc jej spojrzenie, by po chwili przymknąć powieki i uśmiechnąć się zadowolonym. Nie przypuszczałem, że ta noc będzie mogła się potoczyć w taki sposób. Nie po tym, jak zobaczyłem Rory w barze z tym facetem. A jednak... Ona była teraz ze mną, nie z nim, a świadomość tego jeszcze bardziej napawała mnie satysfakcją. Mimo iż ciężko było odrzucić mi to co się działo nie pozwoliłem sobie na osiągnięcie szczytu przyjemności. Cofnąłem się w odpowiednim momencie, pociągnąłem kobietę za ramiona, tak by móc, na chwilę, wpić się w jej usta. A potem odpłaciłem się jej pięknym za nadobne, w duchu dziękując temu kto wymyślił miłość francuską. Moja cierpliwość była już jednak zbyt bliska wyczerpaniu bym dłużej zabawił się w ten sposób, dlatego też, po zaledwie paru krótkich minutach, nim jeszcze Rory zaczęła drżeć na całym ciele w ten charakterystyczny sposób, cofnąłem się o parę kroków uśmiechając się do niej łobuzersko. Nie miałem już ochoty tego przeciągać. Potrzebowałem ledwo chwili by znaleźć się przy kosmetyczce, kolejnej by wrócić z powrotem do kabiny i rozerwać opakowanie trzymane między palcami. Jednak delikatnie. Zabezpieczenie przede wszystkim. Kurwa, naprawdę nie chciałem zostawać ojcem. Nie teraz. Kiedy więc wszystko znalazło się na właściwym miejscu ponownie przyciągnąłem do siebie Rory, tym razem już się nie stopując. Przeszedłem na wyższy poziom bez zbędnej delikatności, przesuwając dłonie na biodra, a następnie pośladki kobiety, by w końcu podnieś ją odrobinę ułatwiając sobie wszelkie ruchy.
Z prawdziwą przyjemnością odejmuję z ekwipunku Jacka prezerwatywę, sztuk jeden. C. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Sob Kwi 19, 2014 12:52 pm | |
| Sex: do not disturb. 18+
Całkowite wyłączenie myślenia było teraz najlepsze dla obojga. Gdyby Rory zaczęła rozkładać ten wieczór na czynniki pierwsze, gdyby sięgnęła pamięcią do wydarzeń w Cave, czy choćby ckliwej rozmowy w salonie, kto wie, czy dalej byłaby w stanie oddawać się tym wszystkim przyjemnościom bez palącej się w głowie lampki ostrzegawczej. Gdy sumienie odzywało się w takich momentach, radość z doznawanych rozkoszy nie była pełna. A rudowłosa chciała czerpać jak najwięcej i dać z siebie tyle samo, nie tylko Jack podchodził ambicjonalnie do swojego zadania. Mruczał, jęczał, błyskał zębami, strzelał oczami i wyprawiał z palcami takie rzeczy, że Carter dosłownie roztapiała się pod jego dotykiem i wzrokiem. Pocałunek po pocałunku, finał zbliżał się powoli, w akompaniamencie ich urywanych oddechów. Szybko okazało się, że usta Rory potrafią sprawić mu jeszcze więcej przyjemności, niż jej place, ale nie był to jeszcze szczyt satysfakcji rudowłosej. Widząc zadowoloną minę Jacka, jego przymknięte oczy, zapragnęła nagle poczuć się tak samo. A mężczyzna chyba czytał w jej myślach, bo już kilka chwil później przyciągnął ją za ramiona, pocałował namiętnie i sam pokłonił się jej kobiecości. A gest ten był prawdziwą miarą rywalizacji, bo który facet z własnej woli przerwałby kobiecie w takiej sytuacji (i pozycji?). Rudowłosa jęknęła jeszcze głośniej, niż poprzednio, jej dłonie same powędrowały w stronę głowy Jacka, chwytając go delikatnie za włosy i naprowadzając na odpowiednie tory. Och, on naprawdę wiedział co robi, wszystkie jego poprzednie partnerki musiały być prawdziwymi szczęściarami. Dlaczego Rory nie odkryła wcześniej tej zalety z posiadania przystojnego współlokatora? Przecież przyjaźń z przywilejami nie była dla niej niczym nowym, czemu wcześniej nie zaproponowała podobnego układu? I wtedy wszystko ustało, Jack już nie pieścił jej w ten cudowny sposób, odsunął się kawałek i Rory obdarzyła go zamglonym, pytającym spojrzeniem. Jakonśmiałniechnatychmiasttutajwracaiskończytocozaczął. A później zauważyła, że podchodzi do kosmetyczki, sięga do niej dłonią i w dwóch krokach wraca z powrotem pod prysznic. Rudowłosa była już mokra od stóp do głów, szklana część kabiny całkowicie zaparowana, a oni właśnie przechodzili do punktu kulminacyjnego tej nocy. Kobieta westchnęła głęboko, cudownie wolna od wszelkich zahamowań, zarzuciła Caulfieldowi ręce na szyję, pozwoliła się unieść i prowadzić powoli do krawędzi przyjemności. Jack nie był typem delikatnego faceta, tym bardziej, jeśli chodziło o seks, za co Rory była mu teraz niezmiernie wdzięczna. Chyba nie zniosłaby powolnych ruchów i nudnych pozycji, chciała wszystko odczuwać mocniej. Nie było już miejsca na poetyckie uniesienia, oboje robili dokładnie to, co teraz czuli, nie mogli się oprzeć i powstrzymywać dłużej, to byłoby niemalże sprzeczne z naturą. Odrzuciła głowę do tyłu, gotowa do przyjęcia pocałunków na swojej szyi, które tak bardzo uwielbiała, przejechała paznokciami po plecach Jacka, mocniej objęła go nogami, zgrywając swoje ruchy z jego. Chwilę później przylgnęła do niego całkowicie, nachyliła się, przygryzając płatek ucha, przejeżdżając nosem po szczęce i całując głęboko, namiętnie. Przymknęła oczy, a jej jęki zlewały się z wypowiadanymi słowami. Chyba o coś prosiła, być może nawet błagała, ale w tym momencie nie była nawet pewna, czy odpowiednie zdania wydostają się z jej ust. Była już tak blisko, czuła to całą sobą, ale nie mogła pozwolić na to, by wszystko trwało tak krótko. Chciała więcej. Ugryzła więc Jacka w okolice obojczyka, mocno, wykorzystując moment jego nieuwagi. Zeskoczyła, wyswobadzając się z jego objęć, ale nie miała zamiaru odchodzić daleko. Otarła się o mężczyznę biodrem, stając tyłem do niego i kładąc obie dłonie na zaparowanej szybie kabiny. Zerknęła przez ramię, posyłając mu najbardziej prowokujący z uśmiechów. Chyba nie musiała zachęcać go bardziej?
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Sob Kwi 19, 2014 6:27 pm | |
| +18, dzieci drogie
Reakcje Rory tylko mnie napędzały, nakręcały, dawały kopa do kolejnych działań. To jak ulegała moim dłoniom, jak pojękiwała, coraz to głośniej, gdy manewrowałem swoim językiem. Czułem dziką satysfakcję, rosnącą z każdym kolejnym dźwiękiem wyrywającym się z jej gardła. Satysfakcję, której nic nie mogłoby teraz wyprzeć. Bo nawet gdyby wszystko się posypało, nawet gdyby skończyło się tylko na tym, nic nie zmieniłoby faktu, iż potrafiłem wyprowadzić kobietę z równowagi aż do tego stopnia. Co, możliwe, zamierzałem jeszcze kiedyś wykorzystać. Rozbawiło mnie to jak mnie nakierowała, jeszcze bardziej bawiło mnie spojrzenie, które rzuciła mi, gdy się cofnąłem. Byłem w swoim żywiole, do kurwy nędzy, i w tym momencie to ja górowałem. Czego obydwoje musieliśmy mieć świadomość. I, mimo że moja cierpliwość już się skończyła, mimo iż w momencie, w którym sięgnąłem po prezerwatywę odrzuciłem już na bok całe nasze wojaże, nie mogłem pozbyć się przyjemnego uczucia wygranej. Osiągnąłem cel jaki przed sobą postawiłem. Dalej mogło być tylko lepiej. I właściwie było. To jak chętnie kobieta przeszła na kolejny etap naszej zabawy było tylko jednym wielkim plusem, to że nie opierała się, nie protestowała żądając ode mnie delikatności przywołało na moją twarz uśmiech pełen zadowolenia. Nie należała do tych kruchych kobiet, ba, była raczej typem osoby z ognistym temperamentem, z pazurkami dłuższymi niż u przeciętnej kobiety. A to dodawało tylko sytuacji smaczku, sprawiało, iż z jeszcze większą chęcią w to wszystko się angażowałem. Oddychałem ciężko, wodząc ustami po jej szyi, jęknąłem, gdy przyjemność stawała się coraz to silniejsza. Zadrżałem lekko, gdy poczułem paznokcie Rory pozostawiające ślady na moich plecach, ponownie, gdy ta przygryzła moje ucho. Wszystko to, połączone z coraz to nowszymi dźwiękami opuszczającymi usta rudowłosej, komponowało się idealnie z letnią wodą wciąż spływającą na nasze ciała. Syknąłem głośno, zdziwiony, gdy nagle poczułem jak zęby Rory zaciskają się mocno na moim obojczyku. Na tyle zaskoczony, by na chwilę przestać robić cokolwiek, pozwalając Rory na wyrwanie się z mojego uścisku, na ponowne opadnięcie na podłogę. W pierwszym odruchu spojrzałem na nią z niedowierzaniem, sapiąc głośno, niemal na skraju wybuchu. Czy ona sobie żartuje? Naprawdę chciała teraz przerywać?! Po chwili jednak dotarło do mnie co tak naprawdę zrobiła, a gdy w pełni to zrozumiałem zaśmiałem się głośno i zbliżyłem do kobiety, nie czekając na kolejne zaproszenie. Jęknąłem cicho, gdy ponownie poczułem jej ciepło, oparłem jedną rękę obok jej dłoni na szybie kabiny, drugą odgarniając jej włosy z karku bym mógł swobodnie wędrować po nim ustami. Tym razem nie wypuściłem jej jednak dopóki nasze ciała nie zaczęły drżeć w ten wyczekiwany sposób, dopóki obydwoje nie osiągnęliśmy pełni rozkoszy. A i wtedy nie cofnąłem się od razu, przez chwilę jeszcze przytulając się do jej pleców, opierając policzek na jej ramieniu oddychając ciężko i z trudem. Jednak w pełni zadowolony. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Sob Kwi 19, 2014 11:33 pm | |
| Ostatni raz czerwone kółeczko.
Wygrana? Miejmy nadzieję, że dojdzie jednak do remisu, inaczej rudowłosa mogłaby być zła. Chociaż Jack pokazał się już z dobrej strony, dbając o jej potrzeby, kto wie, jak postąpi, gdy przyjemność zaślepi go już całkowicie. Rory nie myślała jednak teraz o tym, za bardzo skupiona na obdarzaniu pocałunkami tych fragmentów ciała mężczyzny, które mogła dosięgnąć ustami. Być może rano przyjdzie pora na refleksje, być może to wszystko szybko okaże się być błędem, a Carter pożałuje swoich decyzji, jednak teraz wszelkie konsekwencje nie miały znaczenia, wątpliwości nie istniały, było tylko ich dwoje, splecionych ciasno pod prysznicem. Mina Jacka, gdy Rory zmieniła pozycję, była prześmieszna i w normalnej sytuacji rudowłosa pewnie zaśmiałaby się w głos, ale teraz jedynymi dźwiękami, jakie opuszczały jej usta, były jęki rozkoszy i kocie pomruki. Nie musiała długo czekać, by znowu połączyli się w jedno, tym razem stała na własnych nogach i miała większą kontrolę nad swoimi ruchami, co zaraz zaczęła skrzętnie wykorzystywać. Jack miał rację, nie była kruchą kobietą, potrafiła pokazać pazurki i może dzięki temu jakoś jeszcze uchowała się na tym świecie. Nie spodziewała się podniosłych słów w środku miłosnego aktu, nie liczyła na żadne deklaracje, sama tez nie miała najmniejszego zamiaru takowych składać. Nie było mowy, by z jej ust wyrwało się wyznanie, którego mogłaby pożałować już po wszystkim i wiedziała, że Caulfield jest też zbyt zahartowany, by coś podobnego wymsknęło się jemu. Czuła, że wszystko zmierza ku wielkiemu końcowi, że oboje są coraz bliżej, jeszcze tylko chwila i rozpadną się na milion kawałków dotychczasowa rywalizacja zamieni się we wspólne tryumfowanie. Dłoń Rory złapała dłoń Jacka, ściskając ją mocno, kobieta zamknęła oczy i jej ciało wreszcie zadrżało w spazmie rozkoszy. Wszystko wskazywało na to, że nie jest sama w tych odczuciach, doskonale czuła ciepłe ciało mężczyzny na swoich plecach, szalone bicie jego serca, przyspieszony oddech na karku… Minęła chwila, później kolejna, a policzek bruneta wylądował na jej nagim ramieniu, a Rory wyczuła, że jej parter w zbrodni jest zadowolony tym, do czego udało im się dojść. Sama tez uśmiechnęła się słabo, wciąż przejęta przeżyciami sprzed momentu. Zdołała jednak odwrócić się do Jacka, plecami opierając o zaparowaną szybę, a potem obdarzyła go długim, głębokim pocałunkiem. Nie miała zamiaru mu dziękować, w końcu oboje sobie pomogli, byli kwita. Cofnęła się o krok, wchodząc wprost pod strumień ciepłej wody, opłukała się szybko i nie czekając, wyszła spod prysznica. Czułości ‘po’ nie były w jej stylu, dlatego sięgnęła po ręcznik, przetarła ciało i włosy, a następnie schyliła się po szlafrok i zarzuciła go na siebie. Oddech miała już spokojniejszy, ale w jej oczach wciąż błyskały wesołe ogniki, zwłaszcza, gdy kątem oka spojrzała na Caulfielda. Nie zastanawiała się, jak to teraz wszystko będzie wyglądało. Co ma być, to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć. Dotychczas ta maksyma sprawdzała się u niej całkiem nieźle. Przed wyjściem z łazienki, Rory mrugnęła jeszcze do Jacka, a później w dosyć wymowny sposób zebrała swoją bieliznę i powędrowała wreszcie do salonu. Nie wyobrażała sobie zamknięcia się w sypialni po tak miło spędzonym czasie. Zanim mężczyzna zdążył pojawić się w pomieszczeniu, rudowłosa szybko zlokalizowała jego koszulę, zarzuciła ją na siebie i jak gdyby nigdy nic, rozłożyła się wygodnie na kanapie, dając tym samym do zrozumienia, że to właśnie tutaj spędzi resztę nocy. I nie, nie do końca miała na myśli spanie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Sro Kwi 23, 2014 10:07 am | |
| dla zwykłej przyzwoitości, choć nie ma tu nic takiego
Najprzyjemniejsza dla uszu muzyka, dźwięki rozkoszy wyrywające się z kobiecego gardła, nakręcała mnie na tyle bym do końca dawał z siebie wszystko. Nie chciałem odpuścić, pozwolić sobie na mało efektywny koniec. Właśnie dlatego czując zbliżające się rozwiązanie zamiast uspokoić się, na chwilę, pozwoliłem sobie na jeszcze bardziej gwałtowne działanie. Tak by potem, na równi z zalewającą mnie falą przyjemności czuć jak największą satysfakcję z działania. Po wszystkim Rory zaskoczyła mnie w naprawdę pozytywny sposób. Nie należałem do ludzi, którzy nie szczędzą sobie czułości po zakończonym akcie, nie czułem potrzeby długiego obejmowania się, przeciągających się pocałunków, czy - nie daj świecie - czułych słówek. Nie szukałem górnolotności w tym co robiłem, jednakże wiele kobiet tego oczekiwało, wiele wręcz żądało bym przygarnął je, pogładził po włosach czy zrobił cokolwiek co mi wydawało się nader bezsensu, tak jakbym pocieszał je, usprawiedliwiał przed nimi samymi z seksu dość przypadkowego. Dlatego też uśmiechnąłem się zadowolony, gdy - po kończącym wszystko pocałunku, kobieta wycofała się powoli, najpierw pod strumień wody, potem już całkowicie z kabiny. Obserwowałem ją, jak wyciera swoje ciało, okrywa je szlafrokiem, trochę może żałując, iż tak szybko zniknie ono z mojego pola widzenia, jednakże, kiedy tylko dostrzegłem wymowne zachowanie mojej towarzyszki na moich ustach, ponownie, zagościł drapieżny uśmiech. Ta noc mogła być jeszcze nader ciekawa. Nie wyszedłem z łazienki od razu, skorzystałem najpierw z okazji i naprawdę wziąłem porządny prysznic, dopiero potem wychyliwszy się z kabiny. Zebrałem rzucone na podłogę ciuchy, złapałem ręcznik, którym luźno obwiązałem się w pasie, przechodząc zaś koło kosmetyczek sięgnąłem ręką ku jednej wyciągając pozostałe dwie prezerwatywy. Miałem wrażenie, że dziś jeszcze będą mogły się przydać. A widok Rory, leżącej na kanapie w mojej koszuli tylko mnie w tym upewnił. Uniosłem brwi do góry i uśmiechnąłem się do niej sugestywnie, bardzo szybko znalazłszy się przy meblu. Zdecydowanie będzie ciekawie.
[zt x2] |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Sob Lip 05, 2014 5:37 pm | |
| //czasoprzestrzeń
Już dawno powonieniem podjąć taką decyzje. Zdecydowanie. W sumie, zdążyłem już stracić rachubę ile dokładnie czasu minęło od mojego wyrwania się z KOLC-a, nie byłem do końca pewien jak długo pozostawiłem matkę bez opieki. Poza tym… musiałem wreszcie znaleźć tego dupka. Jeśli pałętał się gdzieś po Dzielnicy miałem zamiar zgarnąć go stąd i zabrać w bezpieczniejsze miejsce. Zbyt obawiałem się, że w końcu wpadnie z deszczu pod rynnę, a tym razem nie byłoby tak łatwo uwolnić go od kłopotów. Sięgnąłem ręką w stronę patelni szybkim ruchem mieszając jej zawartość, po czym westchnąłem zdejmując wszystko z ognia. Kto by pomyślał, że kiedyś będę się bawić w taką symbolikę. Ostatnia wspólna kolacja. W końcu tak to miało wyglądać, porządne jedzenie, proste wyjaśnienie, długi sen, by zregenerować siły i wyjście skoro świt. Bez żadnych czułych pożegnań, bez zabawy w ckliwe słówka. Nie chciałem tego, wszystko miało być krótkie i proste. Sęk w tym, że za chuja nie wiedziałem jak wybrnąć z sytuacji. I co miałem tak naprawdę powiedzieć. Po takim czasie Rory naprawdę zasługiwała na jakiś wyraz wdzięczności, a nie na chamskie ‘było miło, a teraz spadam’. Westchnąłem ponownie. Wyciągnąłem z szafki dwa talerze i nałożyłem na każdy porcję risotto, wrzuciłem brudne naczynia do zlewu i złapałem wszystko – sztućce i danie, po czym zaniosłem je do salonu. - Kolacja gotowa – rzuciłem w stronę drzwi do sypialni kobiety, po czym usiadłem na kanapie dalej się głowiąc jak mam poprowadzić tę pieprzoną rozmowę. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Sob Lip 05, 2014 6:11 pm | |
| | czasoprzestrzeń
Musimy porozmawiać. Jedno zdanie, które potrafiło zarówno zamrozić człowieka w miejscu (i zmusić wyrzuty sumienia do natychmiastowego pojawienia się), jak i sprawić, że będzie uciekał czym prędzej, nie chcąc podejmować odpowiedzialności za coś, co mogło wyniknąć chwilę później. Tak to wyglądało w teorii, ale w praktyce było o wiele cięższe. Rory już od rana męczyła się z decyzją o poinformowaniu Jacka odnośnie nadchodzącej misji. Miała zapytać go o zdanie, czy też powinna postawić mężczyznę przed faktem dokonanym? I od kiedy w ogóle brała pierwszą opcję pod uwagę? Nie chciała jednak powodować kolejnej kłótni, a poza tym czuła, że zżyli się na tyle, że po prostu wypadało wspomnieć o nadchodzących wydarzeniach. Rudowłosa nie mogła odkładać tej sprawy w nieskończoność, jej umysł był wystarczająco zmęczony nieustannym analizowaniem map i kompletowaniem ekwipunku, by dręczyć go jeszcze wyrzutami sumienia wobec Jacka. Gdy więc ten oznajmił, że kolacja już gotowa, Rory nabrała głęboko powietrza i wynurzyła się z sypialni, w której pracowała od powrotu z pracy. Cudowny zapach risotto uderzył ją od razu, uśmiechnęła się szeroko i pomaszerowała w stronę ławy, spodziewając się prawdziwej uczty dla podniebienia. Nie miała pojęcia, jak bardzo symboliczna może być ta kolacja, dla niej był to wieczór jak co dzień - miała na sobie zwykłe szorty i bawełniany t-shirt z logo swojego ulubionego zespołu i nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby ubrać się bardziej elegancko. Cóż, gdyby w grę wchodziły świece... jednak Rory znała siebie i Jacka na tyle dobrze by wiedzieć, że takie tanie chwyty nie są w ich stylu. - Jeśli smakuje tak samo, jak pachnie... - zerknęła na Jacka i dzieło, które przygotował, ale zanim zajęła miejsce na kanapie, skierowała się jeszcze w stronę kuchni i wróciła stamtąd niosąc białe wino i dwa kieliszki. Wychowanie w Trzynastce nie przewidywało podstaw z enologii, ale miała nadzieję, że wybrała dobrze. Gdyby oboje wiedzieli, co może się stać, na pewno nie umknęłabym im pewna paralela - pierwszej nocy to Jack proponował alkohol, a ostatniej zrobiła to Rory. Wyglądało na to, że ich znajomość zatoczyła koło. - Muszę zaznać trochę przyjemności przed misją - wytłumaczyła, stawiając trunek na ławie i sadowiąc się wreszcie obok Jacka. Oczywiście wspomnienie o misji nie było przypadkowe, dlatego teraz rudowłosa obserwowała reakcje mężczyzny jednym okiem, czując ogarniający ją stres. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Sob Lip 05, 2014 8:17 pm | |
| Zanim Rory weszła do salonu przez moją głowę w tempie błyskawicy zdążyło przewinąć się jeszcze wiele myśli, żadna jednak nie była na tyle składna i odpowiednia by nadawała się do rozpoczęcia przeze mnie planowanej rozmowy. Czułem coraz większą bezradność w tej kwestii i coraz bardziej wkurwiałem się na siebie. Z każdą chwilą myśl o tym by przemilczeć sprawę wydawała mi się coraz sensowniejsza i jedynie wyrzuty sumienia czające się na skraju umysłu, doprowadzające do szału niczym bzyczenie os powstrzymywało mnie od ulegnięcia temu pomysłowi. Obserwowałem kobietę, od chwili gdy tylko się pojawiła, w końcu decydując, że po prostu skoczę na głęboką wodę. Wyłożę wszystko tonem nieznoszący dyskusji, nie dam się namówić na żadne rozważania. W końcu moja decyzja była pewna, niezmienna. Nie mogłem zostać tutaj dłużej. Trwać jak jakiś darmozjad. Co prawda w tym czasie udało mi się trochę zarobić, pomagałem przy wypakowywaniu towaru, rozstawianiu stoisk, dorywcza praca która nie wymagała żadnego legitymowania się, podawania swoich personaliów. Za część tych pieniędzy robiłem zakupy do mieszkania, pomagałem jakoś Rory, resztę jednak zachowałem, odkładałem z myślą o chwili w której powrót do Kwartału stanie się już niezbędny. Wiedziałem, że gdy tylko skończą się pieniądze matka przestanie sobie radzić, podupadnie znowu, będzie szukać ponownej drogi do alkoholu. Poza tym ten idiota, za długo pozostał już sam. Wyrwałem się z KOLC-a po to by odnaleźć Lenny’ego, więc nie mogłem poddać się teraz, kiedy miałem już szansę. Nie tak szybko, nie od razu. Uśmiechnąłem się, trochę krzywo, gdy Rory wróciła z kuchni niosąc ze sobą trunek. Podniosłem go ze stołu i zgarnąłem kieliszki, początkowo nie przywiązując wagi do tego co powiedziała. Rozlałem wino do obydwu naczyń i dopiero, gdy butelka ponownie stanęła na blacie podniosłem wzrok na kobietę, a ciężar jej słów w pełni do mnie dotarł. Misja, do kurwy nędzy, kolejna pierdolona misja. I choć próbowałem wmówić sobie, że to nie moja sprawa, że nie powinienem się tym przejmować, nie miałem prawa zwracać jej na cokolwiek uwagi, poczułem narastający gniew. I silne zaniepokojenie. Co ona, do kurwy nędzy odpierdalała? - W co ty się znowu wpakowałaś, Rory? – spytałem cicho, zadziwiająco chłodnym tonem, o wiele bardziej nieprzyjemnym, niż początkowo planowałem. Wbiłem spojrzenie prosto w jej oczy odsuwając od siebie odrobinę kieliszek przeznaczony dla niej, ale jeszcze nie wypuszczając go z palców. – Jaka znowu misja? I jak miałem ją zostawić, do kurwy nędzy? Ledwo zacząłem planować powrót do siebie, a ona już wpakowała się w coś, czego konsekwencje będą mogły się za nią długo ciągnąć. Skrzywiłem się na samą myśl o tym. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Sob Lip 05, 2014 9:50 pm | |
| Mieszkali razem na tyle długo, że Rory dawno już przestała postrzegać Jacka w charakterze gościa. Był jej współlokatorem, zarabiał przecież i co miesiąc wspomagał ją finansowo w miarę potrzeb. Spał co prawda na kanapie, ale coraz rzadziej robił to sam - nawet podświadomie nie planowała już momentu, w którym pomoże mu opuścić jej mieszkanie. Na całe szczęście nie wiedziała więc, jakie myśli kłębią się teraz pod tą czupryną, inaczej sprzeczka byłaby nieunikniona. Poza oczywistym powodem, jakim był powrót do KOLCa osoby, której udało się stamtąd wyrwać, dochodziła też mała, egoistyczna zachcianka - Rory nie chciała, by Jack ją opuszczał. Za nic w świecie nie przyznałaby się do tego na głos, nie drugi raz i na pewno nie na trzeźwo. Każdy jego argument była gotowa zbijać trzema swoimi, chociaż i tak miała nadzieję, że sam Caulfield będzie odwlekał temat w nieskończoność. Jednak póki co, rudowłosa nie miała pojęcia, że przyjemna kolacja może zamienić się w tło poważnych rozmów i być może nawet kłótni. Wpatrzona w poważną minę Jacka przeczuwała już, że czeka ją komentarz z jego strony, na temat niebezpieczeństw płynących z misji, więc gdy odbierała od niego kieliszek, przewróciła tylko oczami, nie tracąc dobrego humoru i szczerego uśmiechu. Chłodny ton jej nie zraził, jej imię w jego ustach wciąż brzmiało dziwnie elektryzująco. - Wiesz, że to żadna nowość - nie mogła mu oczywiście opowiedzieć o Kolczatce, ale przecież poznali się w tak nietypowych okolicznościach, że oczekiwała jakiegoś kredytu zaufania w tej sprawie. Nie pchałaby się przecież w nic nieprzemyślanego i miała nadzieję, że Jack o tym wiedział. - Zaufani ludzie, sprawdzone miejsce - upiła łyk wina maskując fakt, że przerwała wypowiedź by nie skłamać swojemu towarzyszowi. Kanały nie były w żaden sposób sprawdzone, a jedynie naniesione na mapę - jedynie kilka tuneli było znanych Kolczatce, resztę musieli zbadać sami. Składu całej ekipy także jeszcze nie znała, ale doszły ją słuchy, że wybiera się na nią sam dowódca. Jasne, że mogło być niebezpiecznie, ale przecież nie robiła tego dla własnego widzimisię. Ktoś musiał pomóc tym ludziom, a warunki w getcie pogarszały się z dnia na dzień. Zaczęła jeść i szybko przekonała się, że risotto smakowało tak samo pysznie, jak pachniało. Gdyby za każdym razem miała chwalić zdolności kulinarne Jacka, ten już dawno obrósłby w piórka. Tym razem jednak chciała wykorzystać komplement jako możliwość zmiany tematu. - To jest przepyszne - zerknęła na niego ze śmiertelnie poważną miną, ale oczy jej błyszczały - Mamy jakąś okazję, o której zapomniałam? Urodziny, święto narodowe? Do rocznicy jeszcze trochę, kochanie - nie mogła sobie odpuścić ostatniego żartu, a dla efektu puściła Jackowi oczko. Zdążył się już przyzwyczaić do jej poczucia humoru. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Sob Lip 05, 2014 10:52 pm | |
| Przyglądałem się kobiecie, coraz bardziej niezadowolony. Fakt, iż poznaliśmy się na misji, nie oznaczał, że w jakikolwiek sposób popierałem takie działanie. Sam nie wybrałby się na żadną tego typu akcje, gdyby nie Lenny. Nie mogłem zatem zrozumieć czemu Rory działa tak nierozsądnie i naraża się dla zupełnie obcych jej ludzi. To była głupota. Nawet nie chciałem o tym słyszeć. I właśnie dlatego zmarszczyłem brwi i zacisnąłem usta wbijając w nią twarde spojrzenie. Czy ona naprawdę sądziła, że ustąpię? Że nie wdam się w żadną dyskusję? Prychnąłem pod nosem słysząc zdanie o zaufaniu i sprawdzonych miejscach. W życiu nie wierzyłem w takie bajki. Nie uwierzyłbym nikomu, kto powiedział mi, że w kwestii ryzykowania własnym życiem można mówić o jakimkolwiek zaufaniu. - Czemu, do cholery, masz zamiar tak się narażać? – spytałem, nie zamierzając odpuszczać. W końcu sama moja obecność tutaj była dla niej niebezpieczna. Zbyt niebezpieczna. Co było kolejnym argumentem za jak najszybszym opuszczeniem tego mieszkania. Już wystarczająco długo narażałem ją, egoistycznie siedząc tutaj, ryzykując tym, że kiedyś mnie wykryją. I o ile sam wylądowałbym za to w więzieniu, podejrzewałem, że Rory czekałby jeszcze gorszy los. W końcu, zdradziła kochaną prezydent. Pokręciłem głową z rezygnacją i westchnąłem również łapiąc za kieliszek. Upiłem spory łyk i bez słowa zabrałem się za jedzenie, nie patrząc nawet w stronę kobiety. Nie zamierzałem udawać, że jestem zadowolony z tego co robi. Ale była dorosła, a jej życie nie było moją sprawą. Nie mogłem jej tego zabronić. Zresztą i tak zamierzałem wynieść się jutro skoro świt. I na tym właśnie musiałem się skupić, na priorytetach, które narzuciłem sobie już dawno. Musiałem zabić każdą z os w umyśle, jedna po drugiej. Uwagę o potrawie skomentowałem jedynie skinięciem głowy, jednak kiedy usłyszałem jej żart, który najwyraźniej był próbą rozluźnienia atmosfery, odłożyłem widelec i wbiłem tępe spojrzenie w przestrzeń. Chciałem odejść. Musiałem odejść. Ale jednak nie było łatwo mi o tym mówić. - Żadne z tych, Rory – powiedziałem w końcu, po dłuższym milczeniu, przenosząc wzrok na jej twarz. Spojrzenie zmiękło mi trochę, kiedy zobaczyłem jak błyszczą jej oczy. Byłem chujem, skoro właśnie zamierzałem to zniszczyć. – Ta kolacja… Rory, to jest pożegnanie. Jutro rano wracam do Kwartału. Każde z wypowiadanych słów pozostawiło nieprzyjemny posmak na języku. Straciłem apetyt. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Nie Lip 06, 2014 1:33 am | |
| Dyskusje o podłożach ideologicznych mogłyby trwać godzinami, zwłaszcza w wykonaniu osób, które za nic nie chciałyby odpuścić i za wszelką cenę starałyby się udowodnić swoje racje. Jeszcze jakiś czas temu Rory pewnie zaliczałaby się do nich, ale w tym konkretnym przypadku nie miała ochoty wykłócać się z Jackiem. Nie miała na to siły, tłumaczenia nie miały sensu, ale przede wszystkim nie chciała powrotu tej nerwowej atmosfery, która zastała ich tutaj pierwszego dnia, przy pierwszej kłótni. Do dzisiaj pamiętała, że powiedziała wtedy za dużo, jak zwykle, w końcu była w gorącej wodzie kąpana i nie przemyślała tego, co wypadło potokiem z jej ust. Dlatego tym razem starała się zachować spokój, tłumacząc mężczyźnie swoje racje. - Bo nie mogę spokojnie żyć w Dzielnicy ze świadomością, że za murem ludzie mają piekło na ziemi - westchnęła, odkładając sztućce i przerywając jedzenie - Nie o takie Panem walczyłam - wymamrotała coś, co brzmiało jak patetyczny slogan, ale w przypadku Carter było najszczerszą prawdą. Na co zdały się misje w ostrzeliwanej Czwórce, jeśli Dystrykt ten wpadł spod jednego jarzma pod drugie? A getto było skazą na honorze każdego mieszkańca Trzynastki, na szczęście dostrzegało to coraz więcej osób. Domyślała się, że Jack może mieć inne zdanie na ten temat, ale nie chciała wałkować go w nieskończoność. Podjęła decyzję, nieodwołalnie i na tę chwilę nie było nic, co mogłoby ją od niej odwieść. Sięgnęła dłonią do kolana Caulfielda i poklepała je lekko, patrząc mężczyźnie w oczy. Nie przekona jej, nie warto nawet strzępić języka. Może jedynie pomóc jej zapamiętać ten wieczór jak najmilej. Ten i kilka następnych. A może nie? Jutro rano wracam do Kwartału. Rory zamrugała szybko, będąc pewna, że oto z ust Jacka padł żart w odwecie za zwrócenie się do niego per kochanie. Ale jego mina, ton głosu i gesty wskazywały na to, że był śmiertelnie poważny. Rudowłosa natychmiast cofnęła swoją dłoń, jakby nagle okazało się, że dotyka nią czegoś obrzydliwego. Wpatrywała się w Jacka, nie dowierzając. Jak długo to planował? Od jak dawna wiedział, że chce uczynić ten wieczór ich ostatnim? Przez chwilę Rory czuła się tak, jakby oberwała czymś w głowę, wpatrywała się w Jacka, ale nie mogła skupić swojej uwagi, tyle myśli zaczęło nagle kotłować się w jej głowie. - Nie ma nawet takiej opcji - oznajmiła stanowczo, zwracając się tułowiem w stronę mężczyzny, dłońmi strzępiąc swoje szorty - Tu jesteś bezpieczny, oboje jesteśmy. Miejsce jest sprawdzone, dokumenty są idealne. Jeśli dobiorą się do ciebie w Kwartale... - przełknęła ślinę, w ułamku sekundy podejmując decyzję, jaką kartą grać dalej - Więzienie będzie najlepszą opcją, jaka nas czeka. Równie dobrze mógłbyś już lecieć na komisariat. No dalej, droga wolna - prychnęła rozgniewana. Była coraz bardziej zdenerwowana i kiepsko wychodziło jej ukrywanie tego faktu. O dziwo, jej stan miał niewiele wspólnego z możliwością bycia zdekonspirowaną... Rory nie wyobrażała sobie po prostu, że Jack mógłby ot tak zniknąć z jej życia. - Jack, znam cię. Wiem, że stoi za tym jakaś słuszna sprawa, ale błagam cię, pomyśl racjonalnie - nie ma takiej rzeczy, której nie moglibyśmy załatwić na odległość. Chodzi o Lenny'ego? Możemy mu przecież pomóc, możemy go stamtąd wyciągnąć. Nie bądź głupi, nie marnuj tych miesięcy wolności - wylewała potok słów, ale wciąż nie zdecydowała się na wyłożenie tych najprawdziwszych: Nie zostawiaj mnie. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Nie Lip 06, 2014 2:47 am | |
| Nie spodziewałem się niczego innego niż protestu, kolejnej kontry. W końcu, nie ważne jak bardzo chciałem by zmieniła swoje zdanie, nie byłem na tyle głupi by uwierzyć, że ze względu na moje słowa zmieni swoje nastawienie. Jej słowa mnie nie ucieszyły, wręcz przeciwnie, jednak nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem. Rory już dawno przekonała mnie jak bardzo uparta i ambitna potrafi być. Pod tym względem nie różniła się od dawnych mieszkańców Kapitolu – dumna, przekonana o swojej racji, uparcie się jej trzymająca. Jednak nią kierowały dobre zamiary, dobre cele, był w tym na dodatek również honor. Pieprzony honor, który tak jak i jej, taki i Lenny’emu nie pozwalał trwać w miejscu. Czasami kurewsko nienawidziłem ludzi oddanych sprawie. Zignorowałem zupełnie jej dłoń lądującą na moim kolanie. Jeszcze wczoraj przyjąłbym to nieme zaproszenie bez chwili zastanowienia, zapominając o jedzeniu, wpijając się w jej usta i ciągnąc ją za sobą na kanapę. Oddałbym się temu bezgranicznie, jak zwykle spychając jakieś pieprzone problemy na bok, pozwalając sobie na okłamywanie samego siebie. Dzisiaj jednak nie byłem w stanie tego zrobić. Nie wtedy, gdy w głowie tłoczyło mi się tyle myśli związanych z tym, co miałem za chwilę powiedzieć. Jej kolejna reakcja również mnie nie zaskoczyła. Byłem pewien, że tak łatwo mi nie odpuści. Tyle, że – czego musiała być świadoma – obydwoje cierpieliśmy na pewien syndrom, kiedy już sobie coś postanowiliśmy ciężko nas było odwieść od planów. Tak było i w tym przypadku, wiedziałem, że nie ważne jakie słowa padną z jej ust, jak kuszącą propozycje mogą za sobą nieść, na pewno nie zostanę. To było po prostu niemożliwe. Skrzywiłem się słuchając jej słów, mając problem z utrzymaniem twardego spojrzenia na jej twarzy. Nie chciałem obserwować tej mieszaniny uczuć, świadom, że wszystkiemu winien jestem ja sam. - Rory, zrozum, nie ma innej opcji – powiedziałem cicho, nie pozwalając by w mój głos wkradł się zdenerwowanie. Choć czułem narastającą plątaninę gniewu i wyrzutów sumienia. W końcu, czy ona sama nie robiła czegoś, co było niebezpieczne i mało sensowne? Jakim więc prawem, do kurwy nędzy, próbowała oceniać mnie? A czy ja sam nie działałem naprawdę nie fair…? Przez ten dni, które spędziłem wśród ścian mieszkania kobiety pomogła mi ona w taki wielkim stopniu, że byłem pewien, iż nigdy nie będę w stanie się jej odpłacić. Nie pozostało mi więc nic innego, jak nędzna próba chronienia jej przed skutkami mojej obecności. - Większe ryzyko twojej dekonspiracji wiąże się z moją obecnością tutaj, niźli z samym powrotem do Kwartału. Nie rozmawiałem prawie z nikim w Dzielnicy, mało kto tak naprawdę mnie widział, wątpię by ktoś rozpoznał we mnie twojego niedoszłego kuzyna po tamtej stronie muru. Pokręciłem głową, po czym westchnąłem i odwróciłem się. Nie byłem w stanie dalej tak trwać, obserwować jej reakcje na moje słowa. Sięgnąłem ręką po kieliszek i wypiłem całą jego zawartość duszkiem, po czym uzupełniłem naczynie do pełna i jeszcze raz zamoczyłem usta. Naprawdę, nie czułem się dobrze prowadząc tę rozmowę. - Sęk w tym, Kocie, że tu nie chodzi tylko o Lenny’ego. Zbyt długo pozostawiłem pewne sprawy bez opieki – powiedziałem zatem, tonem ucinającym wszelką dyskusję, nie odwracając się nawet w jej stronę. Bałem się tego co mógłbym zobaczyć. Pretensji, bólu, łez. Kurwa, łzy byłyby najgorszą możliwą opcją. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Nie Lip 06, 2014 4:28 pm | |
| Nie ważne, że przed chwilą sama postawiła Jacka przed faktem dokonanym, teraz nie wyobrażała sobie sytuacji, w której on opiera się jej namowom i nad ranem faktycznie opuszcza mieszkanie. Mogła mu z miejsca podać tysiąc powodów, dla których miałby zostać na miejscu, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że są do siebie zbyt podobni, by Jack dał się zatrzymać. Jeśli coś sobie postanowili, będą do tego dążyć, a sprzeciw jedynie utwierdzi ich w przekonaniu o własnej słuszności. Mimo iż Rory wiedziała to wszystko, nie mogła pozwolić mu odjeść. Czy on był naprawdę głuchy na każde z jej słów? To tutaj był bezpieczniejszy, a każdą niewyjaśnioną sprawę dałoby się załatwić na odległość. Ale wtedy właśnie do głowy rudowłosej zaczęły przedostawać się czarne myśli, a każda była gorsza od drugiej. Pewne sprawy, czyli jakie? Miał kogoś w Kwartale? Żonę, dziecko, piątkę młodszego rodzeństwa? No jasne, odkrycie czegoś takiego byłoby szokiem, ale na pewno nie zmieniłoby zdania Rory: nie było mowy o żadnym opuszczaniu tego mieszkania. - Oczywiście, że jest, na dodatek niejedna - prychnęła, krzywiąc się lekko - Po prostu uparłeś się i nie przemawiają do ciebie żadne argumenty, rozumiem, też miewam takie stany. Ale pomyśl sobie, że ryzykujesz nie tylko własnym życiem. Okej, może nie do końca fair było wystawianie siebie, jako jednej z kart w tej grze, ale Rory musiała podjąć drastyczne kroki by przemówić Caulfieldowi do rozumu. - Za kilka dni udaję się na misję, podczas której planujemy wydostać z getta kilkoro ludzi, a ty chcesz tam wrócić na własne życzenie - jęknęła, próbując go zmusić, by na nią spojrzał - Nawet nie wiem już jak mam to nazywać, głupota to za lekkie słowo. Bezsilność, jaką odczuwała, dodatkowo pobudzała jej zdenerwowanie, a potok słów, który zaczął wypływać z jej ust, nie przechodził już przez żadną cenzurę. No i co z tego, że mogła sprawić mu przykrość? - Rozumiem, że masz już wszystko zaplanowane? W którym miejscu się przedostaniesz, kto idzie z Tobą, jaki strażnik przymknie na to oko, gdzie spalisz dokumenty. Tego nie da się opracować w jeden wieczór, długo nad tym myślałeś? - warknęła oburzona, ale na pewno bardzo daleka od łez i ckliwych spojrzeń, rzucanych jako ostatnia deska ratunku - Ale mnie zaszczyt kopnął z tą kolacją, przecież mogłeś po prostu wyjść jutro rano bez słowa, darowałbyś sobie te sceny. Podniosła się z kanapy, całkowicie zapominając o jedzeniu. Widziała, że mężczyzna dolewa sobie następny kieliszek, który najchętniej wyrwałaby mu z ręki i rzuciła o ścianę, ale musiała zachować względne opanowanie, by nie dać mu po sobie poznać, co tak naprawdę wyprowadza ją z równowagi. Odwróciła się więc do niego plecami, wzięła parę głębokich oddechów i dopiero po krótkiej chwili zdecydowała się ponownie spojrzeć w stronę kanapy. - Wielka szkoda, że nie wspomniałeś wcześniej o tych sprawach bez opieki - wycedziła ostatnie słowa jadowicie, pewna, że chodziło o kogoś naprawdę bliskiego, zapewne jakąś kobietę. Była zazdrosna, to jasne, nawet nie próbowała już tego ukrywać. - Przykro mi, że przestałam się sprawdzać jako współlokatorka. Jeśli chcesz, możemy załatwić przeprowadzkę, a za jakiś tydzień ściągniemy ci twoją sprawę i będziecie żyli długo i szczęśliwie, ale przynajmniej w Dzielnicy. Oparła się plecami o komodę czując, jak krew buzuje jej w żyłach ze zdenerwowania, jak niewiele brakuje by zrobiła coś niewiarygodnie głupiego, choć jeszcze nie wiedziała, co mogłoby to być. Uderzy go? Zacznie grozić bronią? W tej chwili nie byłaby zdolna do popłakania się na zawołanie, irytacja sięgnęła zenitu i skutecznie blokowała ewentualne oznaki słabości.
|
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Nie Lip 06, 2014 5:09 pm | |
| Z każdym kolejnym słowem kobiety jak gniew powoli zyskuje przewagę nad wyrzutami sumienia. W końcu, jakim prawem Rory próbowała mnie moralizować? Przecież sama nie była święta. Sama uparła się na robienie głupot, których wielu by nie zrozumiało. Narażała się na każdym kroku, jeszcze bardziej przez sam fakt trzymania mnie w swoim mieszkaniu, na dodatek zamierzała wybrać się na jakąś pierdoloną misję, stawiając nad swoim życiem jeden wielki znak zapytania. Bo co jeśli ją złapią? Co by z nią wtedy się stało? Znając Coin i jej sługusów dni Rory i jej przyjaciół byłyby policzone. Pokazowa egzekucja byłaby świetną okazja do odstraszenia innych szaleńców. A chwilę po tym jak ona by wpadła ja poleciałbym za nią. Byłem pewien, że wystarczająco szybko odkryliby, że tak naprawdę wcale nie jestem jej kuzynem. Ale tego, widać, nie dostrzegała. Albo – po prostu – starała się to ignorować. Potrząsnąłem głową wściekły, jednak nadal nie podniosłem na nią spojrzenia, z tą jedną różnicą, że teraz moją obawę wzbudzał fakt, iż dostrzegłaby w moich oczach więcej niż chciałbym jej pokazać. Wściekłość, którą zapewne źle by zinterpretowała. Ciężko jednak było trzymać się tego postanowienia, gdy padał dalsze słowa. Prychnąłem wzgardliwie słysząc uwagę o planowaniu, o pieprzonym zaszczycie, który mogłem sobie darować. Faktycznie, tak byłoby łatwiej. Mogłem, do kurwy nędzy, siedzieć cicho i cieszyć się ostatnim spokojnym wieczorem, a rano wyjść przed jej obudzeniem się, nawet nie racząc się z nią pożegnać. Ale uważałem, że zasłużyła sobie na prawdę. Widać zbyt zmiękłem mieszkając z nią tutaj. Czas było to zmienić. Odetchnąłem głębiej, chcąc odpowiedzieć jej coś, co mogłoby zakończyć cały ten teatrzyk bez kolejnych krzyków, jednak kolejne wycedzone jadowitym tonem słowa wyłączyły wszelkie blokady. Wściekłem się. Do chuja, naprawdę byłem wkurwiony. - Ty mnie nawet nie znasz, Rory! – warknąłem, podrywając wreszcie głowę i sam wstając od stołu. Nosiło mnie i musiałem coś zrobić z tą energią by nie zacząć niszczyć każdej rzeczy, która wpadnie mi w rękę. – Wytworzyłaś sobie jakiś pieprzony, daleki od prawdy obraz mojej osoby, jakby sądząc, że wciągu tych dni spędzonych tutaj pokazałem swoją całą naturę. Do kurwy nędzy, naprawdę jesteś taka naiwna?! Wiedziałem, że mogę ją zranić, że każde padające z moich ust słowo było ostre niczym brzytwa. Jednak, nie potrafiłem się tym przejąć. Nie teraz, nie wtedy gdy wewnątrz mnie wszystko wrzało. Odejście od niej wcale nie było dla mnie łatwe, ta decyzja należała do jednej z cięższych w moim życiu. A ona, do kurwy nędzy, nie potrafiła tego dostrzec. Utrudniała jeszcze wszystko, mądrząc się i próbując zapanować nad moim życiem, tak jakby była jedyną osobą, która wiedziała co tak naprawdę jest dla mnie odpowiednie. - Moja sprawa nie przetrwałaby tygodnia w tym miejscu. Nie przetrwałaby nawet dnia! Udusiłaby się tu, nie poradziła sobie z tym wszystkim, tym jak to się zmieniło. Bo jest pieprzoną alkoholiczką, bo jest kobietą, która do tej pory żyje w ułudzie, licząc na to, że dawny Kapitol, w którym się urodziła, w którym się wychowała i który wyssał z niej życie bez reszty, wróci. Wyrzucałem z siebie zdania w szybkim tempie, każde z nich coraz bardziej ostrym i zgniewanym tonem. Gdzieś w połowie wypowiedzi zatrzymałem się również, jednak dopiero kiedy przerwałem wbiłem wściekłe spojrzenie w Rory. Jakim prawem zmuszała mnie do tego?! - Moja matka nie przetrwa między wami, więc może daruj sobie moralizujące gadki, co? – parsknąłem. Miałem pieprzoną ochotę coś rozbić, zniszczyć. Uderzać pięścią w ścianę tak długo, aż zetrę sobie skórę z kostek. Aż pierdolony ból pochłonie cały ten gniew. Nie zrobiłem jednak tego, nie znalazłem ujścia dla emocji, które tłoczyły mi się w głowie najpewniej mocno odbijając się w oczach. Zmrużonych, błyszczących tym rodzajem złości, który pojawiał się u mnie tak żadko. Zależało mi na Rory, kurwa mać, zależało i przez to właśnie ta cała sytuacja wywoływała we mnie jeszcze więcej negatywnych odczuć. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Nie Lip 06, 2014 9:02 pm | |
| Co otrzymamy w wyniku zmieszania dwojga zdenerwowanych ludzi, kilku ostrych słów i szczypty hipokryzji? Kłótnię miesiąca. Dodając do tego podniesione głosy, krew wzburzoną w żyłach i nerwowe gesty, można by opisać scenę, która rozgrywała się właśnie w mieszkaniu rudowłosej. Rory nie miała zamiaru odpuszczać tak łatwo, wciąż z uporem maniaka twierdziła, że decyzja Jacka jest wspaniałym przykładem kretynizmu, ale przecież nie mogła zacząć na niego wrzeszczeć, bo to by nic nie dało. Musiała się jakoś bronić przed jego słowami, dlatego zastosowała wyrzuty, domysły i kilka odcieni ironii - na nic się to zdało, Caulfield wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego. Kilka głębokich wdechów, krok w przód... nie, Carter ogarnęła taka bezsilność, że nie wiedziała już nawet, co może powiedzieć. Gdyby to nie był Jack, czyli osoba, na której jej zależało, już dawno machnęłaby ręką, w nosie mając dalszy rozwój wydarzeń. Ale teraz nie mogła dopuścić do tego, by postawił na swoim. - Widocznie jesteś świetnym aktorem, bo przez te miesiące uwierzyłam, że nie jesteś idiotą i nie zdecydowałbyś się na taką głupotę! - wykrzyknęła, śledząc go wzrokiem. Skoro dochodziło właśnie do konfrontacji, nie miała zamiaru uciekać, chciała patrzeć mu w oczy i do samego końca przekonywać, że decyzja, która podjął, jest fatalna i naprawdę odwracalna. - Skoro jesteś w stanie poinformować mnie o czymś takim wieczór wcześniej, skoro nie poruszałeś tego tematu dla świętego spokoju to masz rację, nie znam cię za cholerę! Nie miała zamiaru przepraszać za bycie naiwną, za pragnienie dostrzeżenie dobra w każdym człowieku, takie słowa zdałyby się na nic. Nie chciała przecież sterować życiem Jacka, nie o to chodziło. Chciała wskazać mu bezpieczniejszą drogę, bo taka naprawdę była możliwa. Jak inaczej miała wyrazić, że jej na nim zależy? Gdy okazało się, że cały czas chodziło o jego matkę, rudowłosa zarumieniła się strasznie, w duchu natychmiast pomstując za fatalne rozegranie sytuacji sprzed chwili. Nie była na miejscu Jacka i nie znała wszystkich szczegółów, ale wciąż była pewna, że tę sprawę dałoby się załatwić inaczej. Nie zamierzała go więc przepraszać, ale jej ton był już spokojniejszy. - Przykro mi to słyszeć, ale jak możesz sądzić, że poczuje się lepiej, jeśli do niej wrócisz? Gdybyś był na jej miejscu to wolałbyś, żeby wracała po ciebie, narażając swoje bezpieczeństwo? - zbliżała się do mężczyzny powoli, z dłońmi uniesionymi na znak pokoju. Nie bała się, że ją uderzy, po prostu każdy wybuch złości odbierała zbyt personalnie - Jeśli nie między nami rebeliantami, to istnieją jeszcze Dystrykty, do których można by ją wysłać. Ila razy mam ci powtarzać, że to wszystko da się załatwić i każda z setek opcji jest lepsza, niż twój powrót tam? Emocje powoli z niej schodziły, ale wciąż była na skraju wytrzymania. Nie miała pojęcia jak długo jeszcze będzie w stanie się kłócić, choć obiecała sobie walkę do końca. Przymknęła oczy i założyła włosy za uszy, próbując ochłonąć po wyczerpującej wymianie zdań. Risotto stygło, ale wino wciąż było na miejscu, Rory chwyciła więc swój kieliszek i napiła się z niego duszkiem. - Powiedz mi, że te miesiące absolutnie nic dla ciebie nie znaczyły, a skończę ten temat i jutro rano nie będę ci już wchodzić w drogę - wypaliła, zanim zdążyła pomyśleć, o co tak naprawdę go prosi. Nie była gotowa na prawdę, jakakolwiek by ona nie była. |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Nie Lip 06, 2014 10:44 pm | |
| Parskałem, potrząsałem głową i wydać jedynie wkurwiałem się na darmo, bo moje słowa widać nic nie dawały. To była istna hipokryzja, ja musiałem ustąpić, pozwolić jej działać tak jak chciała, choć moim zdaniem było to beznadziejnie głupie, jednakże, gdy moje działania wydawały się kobiecie nie na miejscu musiałem ustąpić. A przynajmniej tak to wyglądało. Sęk w tym, że ja nie zamierzałem, byłem równie uparty jak kobieta, a może nawet trochę bardziej. Nie zamierzałem więc odpuścić tego co już sobie postanowiłem. Nie ważne czego kobieta by nie powiedziała. Nie odpowiedziałem nic, gdy zarzuciła mi głupotę, oskarżając o grę aktorską, jedynie rzuciłem jej przelotne ironiczne spojrzenie, wykrzywiając usta w kpiącym wyrazie. Wędrowałam nadal po pomieszczeniu próbując wyrzucić z siebie jakoś gromadzące się we mnie emocje, które naprawdę mogłyby zaskutkować bardzo źle. A nie chciałem by ten ostatni wieczór był jeszcze gorszy. O ile w ogóle to było możliwe. Czy ona naprawdę sądziła, że zdążyła mnie poznać w tak krótkim czasie? Czy naprawdę nadal wierzyła, że jestem lepszym człowiekiem niż sam się przedstawiałem? Nie lubiłem nieszczerości w tych kwestiach, nigdy nie udawałem świętego, nie udawałem nawet, że jestem kulturalny czy jakoś specjalnie miły, widać jednak ludzie woleli przymykać oczy i odbierać rzeczywistość przez pierdolone tęczowe okulary, by później, w takie wieczory jak ten dzisiejszy, w zetknięciu z rzeczywistością być w szoku i oskarżać cały świat, tylko nie siebie za niedostrzeganie pewnych kwestii. Cofnąłem się o krok, zachowując odpowiedni dystans, gdy tylko Rory zaczęła się do mnie zbliżać, po czym wykrzywiłem twarz w parodii uśmiechu słuchając jej kolejnych moralizujących gadek. To był kolejny przykład tego jak wiele o mnie nie wiedziała. Niemal roześmiałem się, po czym pokręciłem głową z niedowierzaniem. - Słuchaj, Kocie, musimy sobie coś wyjaśnić. Moja matka ma w dupie to czy jest w KOLC-u, w Dzielnicy, czy chuj jeden wie gdzie. Póki dostaje ode mnie pieniądze jest wszystko w porządku, jakoś się trzyma, nawet powoli przestaje pić. Jednak jeśli nie dostanie ich ponownie się stoczy, znajdzie jakiś pierdolony sposób na zdobycie alkoholu i będzie chlała tak długo aż zdechnie w jakieś zasranej uliczce tego jebanego getta. Uśmiechnąłem się krzywo, gdy tylko skończyłem wyjaśnienia, po czym wróciłem do kręcenia się po pomieszczeniu, starając się ignorować wszystko, obiecując sobie, że nie dam się już sprowokować i wciągać w dalsze szarpaniny słowne. Podjąłem decyzję, koniec kropka. Nie zamierzałem zmieniać zdania i do kobiety musiało to wreszcie dotrzeć. Nie miała najmniejszego pierdolonego prawa sterować moim życiem. Jednak kolejne słowa kobiety zatrzymały mnie w miejscu. Zamarłem w pół ruchu, nawet nie podnosząc na nią spojrzenia. Milczałem, bo w zasadzie nie wiedziałem co powiedzieć. Wiedziałem, że zaprzeczenie, poinformowanie kobiety, że tak naprawdę mi nie zależało, było najlepszą opcją. Miał bym wtedy spokój, nie musiałbym martwić się o poranek, mógłbym spokojnie wyjść, nie przejmując się tym co będzie się działo. Miałbym święty spokój już teraz. Jednak… Gdzieś tam zdawałem sobie sprawę, że to byłoby kłamstwo. W końcu przywiązałem się do Rory, nie ważne jak chciałbym temu zaprzeczać. Przejmowałem się tym co czuje oraz jej bezpieczeństwem. Tylko, do kurwy nędzy, co miałem powiedzieć. Tak, znaczyło coś dla mnie. Tak, przywiązałem się do ciebie? W tedy za chuja by mnie nie puściła. - Rory… Zacisnąłem zęby, po czym westchnąłem i wróciłem do krążenia po pokoju. Postanowiłem zignorować jej ostatnie słowa. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Rory Carter Pon Lip 07, 2014 1:14 am | |
| Po jego ostatnich słowach była tak skonfundowana, że właściwie nie wiedziała, jak dalej ma prowadzić tę rozmowę. Wydawało jej się, że racjonalne argumenty pomogą przekonać Jacka, sprawią, że jeszcze raz przemyśli swoją decyzję. Starała się go zrozumieć i postawić na jego miejscu - wtedy tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że mógłby zmienić swoje zdanie. Była skołowana, raz mówił jedno, raz drugie, nic już z siebie nie wynikało i jeszcze chwila, a zaczną sobie personalnie wrzucać. Nie przerażał jej brak ogłady, wulgaryzmy i krzywe spojrzenia - sama często przesadzała z tym podczas kłótni. Chciała coś powiedzieć, wytłumaczyć po raz kolejny, że wszystko można rozegrać inaczej, ale jego zrezygnowany ton, z jakim wypowiedział jej imię sprawił, że Rory zamknęła usta i przysiadła na kanapie, zagryzając dolną wargę z bezsilności. Potrzebowała chwili wytchnienia, tylko jednej, schowała więc głowę w dłoniach, wzdychając głęboko. Nie zamierzała płakać, o nie, musiała się po prostu wyciszyć. Nie wiedziała już, którym torem skierować swoje myśli, by dobrze zrozumieć motywacje Jacka. Nie umiała się też pozbyć wrażenia, że przez te wszystkie miesiące faktycznie mogła być najzwyczajniej w świecie wykorzystywana. Coś podpowiadało jej, że Jack jest przecież dobrym człowiekiem, ale zaraz potem słyszała jego głos pytający ją, czy naprawdę jest taka naiwna. I rudowłosa nie wiedziała już, co ma sobie myśleć. - Wiesz, to chyba zaszło już za daleko - poderwała głowę, a gdy odnalazła wzrokiem Jacka, spojrzała na niego wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji - Nie chciałam się kłócić, oboje się już w tym pogubiliśmy. Przepraszam, ze okazałam się naiwna i na siłę usiłowałam usprawiedliwiać cię przed sobą. Już odkładam te różowe okulary, to się więcej nie powtórzy. Napełniła na nowo swój kieliszek i podniosła się z kanapy. Nie spoglądała już na Jacka, bo gdyby kolejny raz miała zobaczyć grymas na jego twarzy, poczułaby się jeszcze gorzej. - To od początku było szaleństwo - skwitowała krótko, kierując się na balkon. Zajęła miejsce na jednym z drewnianych krzesełek i wpatrzyła się w ulicę, skąpaną w żółtawych światłach latarni. Oczywiście, że chciała żeby został, ale w tej chwili znajdowała się na przegranej pozycji. Nie podejrzewała nawet, że kiedy dzień jego odejścia wreszcie nadejdzie, będzie taki bolesny. To wszystko zaszło za daleko, a jedynym sposobem na ratowanie własnego serca było wycofanie się, odcięcie od tego całego bajzlu. Co też Rory właśnie czyniła, odkładając kieliszek z winem na stolik, podciągając nogi pod brodę i opierając czoło na kolanach. Wyłącz myślenie. Jedyna rada, którą mogła udzielić samej sobie w takim stanie.
Ostatnio zmieniony przez Rory Carter dnia Pon Lip 07, 2014 12:34 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 26 Zawód : Speaker w radiu Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, odtwarzacz mp3, scyzoryk, dokumenty, telefon komórkowy,
| Temat: Re: Rory Carter Pon Lip 07, 2014 2:21 am | |
| Rezygnacja, która powoli mnie dopadła była gorsza niż wcześniejszy gniew. Straciłem ochotę na rozmowę, na kłótnie, przekonany, że i tak – nie ważne co bym nie zrobił – Rory nie zrozumie sytuacji. Ona miała swoje racje, których uparcie się trzymała, ja miałem swoje i również nie zamierzałem od nich odstąpić. Nie zmieniło to faktu, że gdy kobieta usiadła na kanapie, wyglądając na prawdziwie bezradną, po raz kolejny pożałowałem tego wszystkiego, całej pieprzonej sytuacji, wszystkich słów, które wypowiedziałem, tego, że kiedykolwiek dałem się wplątać w to wszystko. Rory była zbyt dobrą osobą, nie zasługiwała sobie na cały ten teatrzyk związany z moją obecnością. Ani na to jak ją traktowałem. Westchnąłem widząc jak kobieta ukrywa twarz w dłoniach i powoli zacząłem zwalniać swój marsz przez pokój, aż w końcu się zatrzymałem i wbiłem w nią spojrzenie, czując narastające wyrzuty sumienia. Pieprzone osy ponownie wróciły do mojego umysłu. Milczałem, kiedy mówiła, nie odezwałem się również wtedy, gdy ponownie napełniła kieliszek i podniosła się z kanapy, trwałem jedynie, wiodąc za nią wzrokiem, zastanawiając się jak wybrnąć z sytuacji. Przecież, do kurwy nędzy, tak byłoby najlepiej! Pozostałaby w przekonaniu, że ją wykorzystałem, zabawiłem się jej kosztem. To i lepiej, szybciej by zapomniała, łatwiej byłoby mi odejść, jednak… nie potrafiłem. Tak samo jak nie potrafiłem wmówić sobie, że zupełnie mi na niej nie zależy. Rory, tak samo jak Lenny, miała jakąś cholerną zdolność przekonywania mnie do zmiany poglądów. Co niezmiernie mnie wkurwiało. Sięgnąłem ręką po swój kieliszek, nalałem sobie ponownie wina, po czym westchnąłem zerkając na niedokończoną kolację. Stygnące risotto wyglądało zaskakująco ponuro…Upiłem kilka łyków trunku, bezsensownie gapiąc się na jedzenie, walcząc ze sobą, próbując się przekonać, że tak jak jest teraz, że to jest najlepsze wyjście. Jednak nic z tego nie wyszło, dlatego też ponownie westchnąłem, potarłem skroń, uzupełniłem kieliszek, po czym zdecydowanym krokiem ruszyłem w stronę balkonu. Na animuszu tracąc parę kroków od jego progu. - Rory…? Przykucnąłem przy krześle, zerkając na kobietę łagodniejszym już spojrzeniem. Miałem ochotę przytulić ją, tak jak czasem robiłem to z córką znajomych, którą pamiętałem jeszcze z dawnego Kapitolu. Bezradna i wyraźnie zraniona kobieta wyglądała teraz bardzo podobnie do tamtej małej. - Byłem zbyt nieuprzejmy… I co ja do cholery miałem zrobić? Przeprosić ją za prawdę? Udawać, że jest inaczej? Że nie zamierzam wcale opuścić jej z samego rana zostawiając ją sam na sam z pustym mieszkaniem? Potarłem nerwowo czoło, wypiłem na raz pół zawartości naczynia, po czym odstawiłem je obok kieliszka kobiety i sięgnąłem po jej rękę. Raz się kurwa żyje. I tak to była moja ostatnia noc w tym domu. - Nie przejmuj się tak. |
| | |
| Temat: Re: Rory Carter | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|