// sala przesłuchań
Na widok lekarza Colette poczuła ulgę. Już się bała, że będzie musiała sama rodzić i to jeszcze obok obleśnego i wrednego Strażnika. Na szczęście pojawił się lekarz i pielęgniarka.
- Vittoria, ręczniki i zajmij się nią.
Nagle obok pojawiła się młoda pielęgniarka i chwyciła Col za rękę.
- Przyj.
Na te słowa Col natychmiast zaczęła przeć. Ból był niesamowity, ale w sumie chciała rodzić naturalnie, więc parła dalej. Kilka minut później usłyszała płacz dziecka i spojrzała na lekarza. Trzymał jej dziecko. Cząstkę jej samej i Jacoba. Lekarz podał jej dziecko, a ona natychmiast przytuliła swoją twarz do twarzyczki dziecka. To była dziewczynka.
- Jesteś taka śliczna. Moja... mała... Sansa. - Szeptała do dziecka. Dlaczego Sansa? Kiedyś z Jacobem rozmawiali nad tym jakie imiona im się najbardziej podobają. Jej ukochany wtedy powiedział, że Sansa i Edward. Uznała, że nazwie swoją córeczkę tak jak by tego chciał Jacob.
- Teraz zabierzemy Cię do szpitala.
Usłyszała od lekarza, a chwilę później już ją wyciągali z sali przesłuchań. Niewiele czasu minęło, gdy pojawiła się w sali poporodowej. Ułożono ją na łóżku, a jej dziecko zabrano na badania. Po godzinie pielęgniarka wróciła z Sansą i podała ją Colette. Coll położyła się na boku i położyła obok siebie maleństwo. Nie mogła uwierzyć, że ta mała ślicznotka to jej córka. Nie mogła się na nią napatrzeć.