|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Dziennik Vivian Pią Cze 14, 2013 10:22 pm | |
| Październik 2276 roku
Dziś pogrzeb mamy. Mam tylko 15 lat, i nagle zostaliśmy sami, ja i ojciec. „Wychowani pod ziemią, w bezpiecznych podziemnych korytarzach Trzynastki, zmuszeni byliśmy stawić czoła tej tragicznej stracie”, jak określił to tato. Co on tam wie. Myślę, że nawet nie da się opisać takiej straty, to wręcz niemożliwe. Rory rozumie. Zrozumiała też, że chcę pobyć tu sama i popatrzeć na świat dookoła. Jestem na powierzchni. Na ziemi, nie pod nią. Pierwszy raz widzę to, o czym opowiadał mi dziadek i co usłyszałam od Noah. Świat. Niebo. Słońce. Drzewa. Wiatr. Nad sobą mam szaroniebieską przestrzeń, po której pływają ciemne, kłębiaste chmury. Rory stwierdziła, że to pewnie będzie deszcz, i wróciła pod ziemię. A ja zostałam i patrzę na to, co mnie otacza. Widzę pomnik mamy, który sama zaprojektowałam i wykonałam. Jest piękny i delikatny. Po wielkiej awanturze prezydent Coin pozwoliła na to, żeby pogrzebać prochy mamy na powierzchni i ustawić nagrobek. Wybrałam miejsce na uboczu, żeby był niewidoczny dla reszty świata. Wśród resztek gruzu nie jest zbytnio widoczny. Kiedy tak siedziałam i siedziałam, co jakiś czas ocierając łzy… usłyszałam za sobą kroki. - Powinnaś wracać pod ziemię. Siedzisz tu kilka godzin – to był jeden ze strażników. - Dobrze mi tu – mruknęłam. - Pierwszy raz widzę świat. – zagapiłam się bezmyślnie na nagrobek, pociągając żałośnie nosem. - Wstawaj – był poirytowany. – Patrzysz w złą stronę, głupia. Postawił mnie na nogi jednym szarpnięciem i obrócił dookoła. Świat dookoła mnie zmienił się; gdzieś zniknęły chmury, świeciło słońce, a wiatr porywał liście i szumiał w gałęziach drzew. Strażnik zagwizdał, i gdzieś odezwał się ptak. Jeden. Drugi. Trzeci, aż w końcu razem z nim gwizdało całe stadko. To było tak piękne, że aż odechciało mi się wrzeszczeć na tego gościa… Tim. Tak się nazywał. Był chyba spokrewniony z prezydent Coin. Przypomniałam sobie, jak dziewczęta szeptały za jego plecami i chichotały głupio, gdy je mijał. Wysoki, przystojny, miał chyba koło trzydziestu lat. - No i jak, lepiej…? – zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia. - Eeeee… Zaśmiał się krótko i powiedział, żebym się nie przejmowała, bo jeszcze niejeden raz ujrzę niebo i słońce, dnie i noce na powierzchni, księżyc, gwiazdy, tęcze, góry, jeziora… Opowiadał o tym wszystkim tak, jakby widział to na oczy… Ale nie odważyłam się zapytać, czy faktycznie to widział. W końcu zabrał mnie z powrotem do Trzynastki, ale był jakiś inny. Małomówny i cichy, nie raczył odpowiedzieć, gdy mu podziękowałam. Dziwny gość, pomyślałam, kiedy odstawił mnie pod kwaterę i niemal natychmiast zniknął za rogiem.
Ostatnio zmieniony przez Vivian Darkbloom dnia Pią Cze 19, 2015 12:50 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Dziennik Vivian Pon Lip 08, 2013 11:25 am | |
| Fragmenty dziennika Josepha Darkblooma 12.09.2261 Przyszła na świat. Dziś, o zachodzie słońca. W ciszy. Otworzyła czarne oczy i załkała cicho, wprawiając rodzinę w osłupienie. Śpi teraz, nakarmiona, na łóżku swoich rodziców, a mój syn płacze z radości. Zostało ojcem prześlicznej dziewczynki. Nadali jej imię Vivian. Vivian Alayne Darkbloom. Oby przyszło jej żyć w czasach, gdy będziemy mogli znów ujrzeć ziemię taką, jaką znaliśmy.
25.04.2262 Rośnie szybko. Dopiero niedawno jej czarne oczy zmieniły kolor. Są teraz barwy czystego błękitu; patrzę w nie i widzę niebo nad Panem, po którym szybują ptaki. Nie możemy wziąć jej na powierzchnię. Thomas i Isobel musieli iść na zebranie, zabrałem małą na spacer. Rozgląda się dookoła oczkami i co jakiś czas cichutko kicha. Zaczyna gaworzyć. Obrzygała mnie po obiedzie, rozkoszny maluch.
07.08.2262 Jej pierwsze słowo brzmiało: kici.
12.09.2264 Ma już trzy latka i długie, sięgające za ramiona włosy o barwie ognia. Isobel mówi o dziecku, ze jest pocałowana przez ogień. Powoli orientujemy się, że jest wyjątkowo nietypowym dzieckiem. Spędza dużo czasu na rysowaniu rzeczy, których nie powinno rysować dziecko.
30.06.2266 Thomas uważa, że należy trzymać ją pod kloszem, nie mówić o tym, że nad ziemią jest świat. Chce trzymać ją w klatce, piękną i nieświadomą. Chce ją skrzywdzić.
04.07.2266 Kiedy podrośnie, powiem jej prawdę. To jej dziedzictwo.
16.11.2268 Przyszła dziś do mnie, z kilkoma kartkami papieru. Narysowała pomieszczenie i powiedziała, że chce mieć bibliotekę.
22.11.2268 Przyniosła kolejne rysunki. Zbrojownia i arsenał. W jej niebieskich oczkach widzę prośbę… i łzy.
29.12.2268 Wyrażono zgodę.
16.05.2269 Vivian Alayne ma już osiem lat i projektuje tak, jak niegdyś mój ojciec. Nadzoruje budowę. Przecież to jeszcze dziecko.
20.04.2272 Powiedziałem jej. Spojrzała tylko na mnie i powiedziała, że domyśliła się prawdy dawno temu. Przekazałem jej dziennik przodków z projektami.
25.03.2273 Umieram. Powoli i nieubłaganie. Vivian Alayne siedzi obok, poprawiając moją ostatnią wolę. Złożyłem na jej barki ciężkie jarzmo. Oby dała radę. Może liczyć na oparcie w Thomasie i Isobel. Może…
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Dziennik Vivian Sro Paź 09, 2013 10:17 pm | |
| Styczeń 2277
Nie zostało mi nic Tylko czarne strugi deszczu Namalowane zniszczonymi pędzlami na martwej twarzy
stare, potrzaskane pudełka z barwami tęczy oszronionymi brązami zamglonymi błękitami z nutą bieli i kroplą fioletu przepasane złotem i miedzią
stare potłuczone lustro co nie pokaże już niczyjego odbicia zmatowiałe i rozbite na milion kawałków
zamglone błękitnoszare tęczówki okolone złotem i czernią oczy zamknięte co nie otworzą się już nigdy
śmierć nie potrzebuje przecież żadnych barw.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Dziennik Vivian Nie Maj 17, 2015 4:59 pm | |
| Marzec 2277
Vivian skradała się korytarzami Trzynastki, błądząc po jednym z sektorów. Nieświadomie odpowiadała na pozdrowienia mijających ją ludzi; myśli dziewczyny pochłonięte były czymś innym. Czymś? A może kimś? Znalazła ojca w zbrojowni, jak zwykle zajętego rozmową z żołnierzami; Thomas miał dosyć dobre pojęcie o broni, tworzonej w dystrykcie, a po śmierci żony spędzał z córką coraz mniej czasu. Widywali się sporadycznie na posiłkach, czasem wieczorami (ojciec zazwyczaj wracał, gdy spała, a wychodził nad ranem, nie obudziwszy swojej pociechy), ewentualnie w chwilach takich, jak ta. Przywitała się z Thomasem, który – bardziej odruchowo niż uczuciowo – pocałował nastolatkę w czoło, a następnie uczynił taki ruch, jakby chciał ją przegonić. Odrzuciła włosy do tyłu i, kompletnie ignorując ojca, ruszyła między rzędami stołów, oglądając rozłożoną na nich broń. W jej sercu obrzydzenie mieszało się z niekłamaną fascynacją; w końcu, czemu nie mogła zaprzeczyć, rozłożone rzeczy były piękne, nadal jednak pozostawały narzędziami zbrodni. Służącymi do zabijania, do mordowania, do zadawania bólu. - Małe dziewczynki nie powinny plątać się po zbrojowni – usłyszała nagle. Odwróciła się na pięcie i spojrzała w jego niebieskie oczy, zaskoczona i nieco rozdrażniona tą uwagą. - Nie jestem mała, żołnierzu Minchin – odgryzła się. Posłał jej lekki, niemalże niezauważalny uśmiech, a jego dłoń zacisnęła się na łuku, który Vivian upatrzyła sobie kilka sekund temu. Miała zamiar wziąć go i spróbować poćwiczyć strzelanie; wysoki żołnierz jednak ubiegł ją. Ich palce stykały się przez chwilę, sprawiając, że dziewczynę przeszedł lekki dreszcz. Mężczyzna pochylił się, sięgając po kilka strzał, tak, że zaskoczona panna Darkbloom musiała oprzeć się o krawędź stołu. Patrzyli na siebie w milczeniu; on zadowolony z siebie, ona zaskoczona. Nie spuszczał z niej wzroku, gdy bez pośpiechu zbierał strzały ze stołu, o który się opierała. - Uważaj – szepnął cicho. – Broń to nie zabawka dla dziewczynek. - Nie jestem dziewczynką. – zaprotestowała słabo, wciąż jednak przekonana o swojej racji. - Jesteś, jesteś. Chociaż wydaje Ci się, że jesteś starsza, wciąż jesteś małą dziewczynką, chowającą się pod spódnicą matki. Odepchnęła go, wściekła. - Moja matka nie żyje, gdybyś zapomniał. – warknęła, patrząc na niego ze złością. Doprawdy, jeszcze chwila, a tupnęłaby nogą. - Nie zapomniałem – powiedział, mijając ją i wchodząc na strzelnicę. Patrzyła za nim, zafascynowana i zdenerwowana, czując, jak na jej policzkach pojawia się rumieniec. Dopiero w momencie, w którym zawołał ją ojciec, ocknęła się z letargu i ruszyła za Thomasem, co rusz oglądając się za siebie.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Dziennik Vivian Pią Cze 19, 2015 1:20 am | |
| Kwiecień 2277
O tej porze w bibliotece panowała cisza, przerywana jedynie odgłosem piór, skrobiących po kartkach papieru. W dobie rozwiniętej elektroniki niektórzy uważali to za dziwactwo, jednak w tym pomieszczeniu panowały konkretne zasady – jedna z nich dotyczyła odrabiania lekcji przez mieszkające w Trzynastce dzieci. Vivian krążyła dookoła stolika, przy którym siedziała grupka maluchów w wieku od dziesięciu do piętnastu lat. Większość z nich zajęta była odrabianiem zadań matematycznych i logicznych, niektóre miały za zadanie napisać krótkie rozprawki na wskazane tematy. Całkiem niedaleko, przy podobnym stoliku krążyła Magnus, raz na jakiś czas mrugając do przyjaciółki. Rudowłosa co rusz przystawała i obserwowała pracę swoich podopiecznych, wskazując im błędy i podpowiadając; kiedy jeden z chłopców zapytał o coś, niemalże natychmiast udzieliła odpowiedzi, dodatkowo tłumacząc kolejne zagadnienie, które interesowało dzieciaka. Wszystko to z delikatnym, łagodnym uśmiechem, zarezerwowanym dla każdego młodego obywatela Trzynastego Dystryktu. - Dobrze, Abi – pochwaliła jedną z dziewcząt, obdarzając ją pełnym uznania spojrzeniem. Analizowała właśnie jedno z równań, wykonanych przez podopieczną, gdy poczuła delikatne szarpnięcie za rękaw. – Coś się stało? Abi, dziewczyna niewiele młodsza od panny Darkbloom, pociągnęła ją po raz kolejny. - Tam. Przy regale. – powiedziała nieśmiało, wskazując piórem w kierunku półek z książkami. Początkowo panna Darkbloom nie zareagowała, odgarniając włosy za ucho i pieszczotliwie poklepując dziewczynę po ramieniu. Jednak gdy niespodziewany gest został ponowiony, dała za wygraną i zerknęła tam, gdzie wskazała Abi. Ostrożnie, jakby niepewnie, gotowa w każdej chwili cofnąć wzrok. Stał tam, oparty o jeden z regałów; palcem wskazującym lewej ręki zaznaczając stronę książki. Jednak jego spojrzenie nie błądziło po zadrukowanych stronach, chcąc zapamiętać ciąg słów. Patrzył na nią, dziwnie zamyślony, jakby zły, że tam była. Vivian tylko przelotnie zerknęła na jego twarz, zaintrygowana. Nie wiedziała, dlaczego tam był ani dlaczego nie spuszczał z niej wzroku; po prostu stał, dosyć blisko, w odległości kilku metrów, a jego niebieskie oczy spokojnie błądziły po sylwetce dziewczyny. Ich spojrzenia spotkały się na moment, wtedy na jego twarzy pojawił się lekko ironiczny uśmiech, sprawiający, iż to ona pierwsza przerwała kontakt wzrokowy i zajęła się zaglądaniem w prace dzieciaków. - On ciągle patrzy – rzuciła cichutko Abi, przerywając pisanie. Viv spojrzała z zaskoczeniem na swoją podopieczną, po czym pochyliła się nad nią. - Abigail – powiedziała równie cicho. –Nie zwracaj na niego uwagi i zajmij się tym równaniem, proszę. Wskazała dziewczynce błąd i nakazała poprawienie go. Po minie Abi widziała, że dziewczynka chce o coś zapytać, jednak w jej zachowaniu brakowało odrobiny odwagi. Vivian z westchnieniem wyprostowała się i pochwyciła spojrzenie Evy, mrugając znacząco. Przyjaciółka odpowiedziała jej tym samym; najwidoczniej nie zauważyła czyhającego obok żołnierza. Panna Darkbloom jeszcze przez chwilę sprawowała pieczę nad grupką uczniów, po czym zebrała kartki, gotowa przekazać je nauczycielom. - Dziękuję. I pamiętajcie, żeby nie rozrabiać zanadto na korytarzach. – upomniała swoich podopiecznych, gdy wychodzili. Uniosła głowę i po raz kolejny napotkała spojrzenie niebieskich oczu. Już nie naprzeciwko niej, ale z boku; wyglądało to tak, jak gdyby blondyn przemieścił się celowo. Vivian przygryzła wargę, rzucając mu obojętne spojrzenie, po czym wyminęła go bez słowa. Jej serce waliło jak szalone od chwili, w której zorientowała się, że Tim na nią patrzy.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Dziennik Vivian Pią Cze 19, 2015 2:09 am | |
| Maj 2277
Delikatna siatka blizn lśniła w blasku żarówki, gdy nacinała skórę. Powoli i ostrożnie, manipulując małą żyletką niczym wprawny chirurg, tnący tkanki w celu usunięcia chorego organu z ciała pacjenta. Który to już raz? Przestała liczyć w chwili, gdy ojciec znalazł ją w jednym z nieużywanych magazynów i siłą zawlókł do kwatery, w której następnie pojawiła się Sunny Shepard. Thomas jak zwykle nie powiedział nic, zostawiając córkę pod opieką psychologa klinicznego, młodej kobiety, którą rudowłosa początkowo wzięła za wroga. Kilka miesięcy temu. Kilka kropel krwi pojawiło się na nadgarstku; Vivian przyglądała się im bez większego zainteresowania, rozmyślając nad sprawą, która ją dręczyła. Mimo upływu czasu i prób nawiązania kontaktu z lekarzem, który opiekował się jej matką, nadal nie wiedziała tego, co nękało ją od pewnego czasu. Nie mogła zapytać ojca – ten bowiem zasłaniał się pracą i coraz to częstszymi zebraniami, które przeciągały się do późna w nocy. Ironiczny uśmiech przemknął przez twarz nastolatki, gdy zastanawiała się nad tym czy harmonogramy, jakie codziennie ukazywały się na ramionach mieszkańców dystryktu obejmowały tak późne godziny. Kolejne cięcie, lekkie niczym skrzydła motyla, stykające się w trakcie lotu. Widziała motyle w książce; to z tych starych zakurzonych woluminów znała świat. Jedna wizyta na powierzchni miała się nijak do tego, o czym czytała, co sobie wyobrażała. Czas, jaki spędziła przy grobie matki był ułamkiem jej życia, chwilową odskocznią od życia w małej kwaterze i przemieszczania się pomiędzy pomieszczeniami Trzynastki. Kolejne krople krwi zalśniły na mlecznobiałej skórze panny Darkbloom. - Co Ty wyprawiasz? Poderwała głowę; zbyt gwałtownie, przez co uderzyła potylicą o ścianę. Syknęła z bólu, po chwili sięgając dłonią do tyłu, by rozmasować obolałe miejsce. - Co Ciebie to obchodzi? – odpowiedziała równie ostrym tonem. – Uczesz się lepiej. Spojrzał na nią, odgarniając jasne włosy z twarzy. Musiały być związane chwilę temu, teraz jednak opadały swobodnie, gdy żołnierz Tim Minchin dosłownie piorunował ją wzrokiem. - I kto to mówi. Wyglądasz jak czupiradło. – zakpił, szarpnięciem stawiając ją na nogi. - Daj mi spokój. Nie masz nic do roboty? – zapytała, usiłując ukryć żyletkę za plecami. Ukradła ją kilka dni temu z szafki ojca; nie był to pierwszy i z pewnością nie ostatni raz, kiedy swobodnie buszowała po jego rzeczach, w duchu podśmiewając się z naiwności rodziciela. Czyżby nie był na tyle zmyślny by pojąć, że przy Vivian nie powinno się zostawiać takich rzeczy praktycznie na wierzchu? - Najwidoczniej nie mam. Ratuję małe i głupie dziewczynki od popełniania wykroczeń. Ciekawe, gdzie w regulaminach są paragrafy odnośnie samookaleczenia, kpiła w myślach Vivian, nie patrząc w oczy mężczyźnie. Nie czuła się komfortowo w obecności trzydziestolatka wyższego od niej o kilkanaście centymetrów, w dodatku silniejszego. Dlatego też, po kilku próbach wyswobodzenia się z jego uścisku zobojętniała, wywracając oczami. - Idź ratować kogoś innego… Puszczaj! Próbowała się wyrywać przez całą drogę do ambulatorium, gdzie została bezceremonialnie zaciągnięta przez Minchina. Nie odezwała się ani słowem, gdy wylał na jej nadgarstek jakąś ciecz, powodującą pieczenie i trwające chwilę ukłucie bólu. Milczała, pogardliwie wydymając usta, kiedy blondyn robił jej dosyć prowizoryczny opatrunek. Usiłowała zaprotestować, gdy próbował siłą rozewrzeć jej palce, kurczowo zaciśnięte na narzędziu zbrodni. Jednak w pewnej chwili po prostu wszystkie siły opuściły kobiece ciało, a żyletka wylądowała na jego dłoni. - Pokaleczyłaś się, panno Darkbloom – rzucił, pozornie ironicznie, jednak… Czyżby wyczuła troskę w jego głosie? Potrząsnęła głową, święcie przekonana, że było to jedynie przesłyszenie. W końcu co ten człowiek o niej wiedział? Tyle co nic, tyle samo, co znaczna większość mieszkańców Trzynastki; a jednak miał czelność jej rozkazywać, stawiać na nogi i rozstawiać po kątach. Za kogo on się uważał? - Straszne. – spojrzała na niego. – Odrobina krwi i mężczyźni mdleją…? Nie odpowiedział, zajęty oglądaniem poranionych palców prawej dłoni, wcześniej zaciśniętej w pięść. Usiłowała ignorować ból, skupiając się na dziwnym uczuciu, jakie wyzwalał w niej ich fizyczny kontakt. Czuła się… Inaczej, zupełnie tak, jakby coś się zmieniło. Cofnęła dłoń nagle, spuszczając wzrok. - Nie waż się więcej tego robić, Vivian. – powiedział cicho. – Nie waż się. Zaśmiała się drwiąco. - Poskarżysz się mojemu ojcu, żołnierzu? Spojrzał na nią ze złością. -Nie. Po prostu spiorę Cię na kwaśne jabłko. Uniosła wzrok i posłała mu lekki uśmiech, szczery i pełen zaskoczenia. - Nie odważysz się. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Dziennik Vivian Nie Lip 19, 2015 10:08 am | |
| Lipiec 2277
- Wiedziałem, że przyjdziesz - rzucił miękko w jej stronę, zaledwie pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Vivian spojrzała na niego, zaskoczona. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było czyjeś towarzystwo. Dlatego, mimo przykazu ojca, który zażyczył sobie, by przed godziną dziesiątą była w kwaterze, błąkała się swobodnie po korytarzach. Bez celu, bez jakiejkolwiek głębszej myśli, która przyświecała jej wędrówce. Po prostu chodziła, krok za krokiem, poruszając się jak najciszej. O tej porze nie powinna napotkać nikogo, wszyscy bowiem znajdowali się w swoich kwaterach, szykując do snu. Co więc robił tutaj on…? - Ciekawe, skąd. - stwierdziła nieco cierpkim tonem, nie patrząc na niego. - Przeczucie. - Nie wierzę w przeczucie. - Dlaczego? Usiadła na podłodze, opierając się o ścianę. W półmroku ledwie widziała sylwetkę Tima, który postąpił podobnie jak ona; kiedy siedział, ich twarze były niemalże na tej samej wysokości. - Nie ma czegoś takiego, jak przeczucie – Vivian uniosła głowę, spoglądając na sklepienie. Było szare, niczym nie odróżniające się od korytarzy dystryktu. Szare, jak ich uniformy, jednakowe dla wszystkich, przez co ludzie zdawali się być identyczni. - Skąd wiesz, Vivian? – zapytał, nie odrywając wzroku. - Życie. Jedno słowo, rzucone w przestrzeń. O dziwo, tym razem nie usłyszała ciętej riposty, której poniekąd oczekiwała. Zamiast tego, spojrzał na nią i ostrożnie musnął palcami pasmo rudych włosów, które wymknęło się z warkocza. - Życie może Cię jeszcze zaskoczyć, dziecino – powiedział miękko, uśmiechając się. Pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, po którym padły tylko dwa ciche słowa: - Nie sądzę. |
| | |
| Temat: Re: Dziennik Vivian | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|