|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Vivian Darkbloom Nie Kwi 20, 2014 4:29 pm | |
| WYKUPIONY ALARM MIESZKANIOWY!
Ostatnio zmieniony przez Vivian Darkbloom dnia Nie Maj 17, 2015 10:56 am, w całości zmieniany 5 razy |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Nie Kwi 20, 2014 5:02 pm | |
| / bilokacja - dzień po wydarzeniach w Cave
W głębi duszy Vivian cieszyła się z opuszczenia siedziby Coin. Mieszkanie w budynku należącym do rządu, nie było złe, ale miało swoje wady. Zdarzały się sytuacje, w których czuła się osaczona, wręcz na podsłuchu, co było dość nieprzyjemne. W takich momentach łapała się na tym, że myśli o ucieczce z rządu i zamieszkaniu w bezpiecznej odległości od wyspy, na której bezsprzecznie królowała Alma Coin. Gdzieś, gdzie ona i jej zwierzęta byliby bezpieczni i z dala od niebezpieczeństw, jakie niosło ze sobą mieszkanie pod nosem szefowej. Na dobrą sprawę, miała wyjątkowe szczęście, bo mieszkanie znalazła niemal od razu, a właściciele nie mieli wysokich wymagań - wyjeżdżali do Dystryktu Szóstego, by tam zacząć życie od nowa po utracie jedynego dziecka, córki nieco młodszej od panny Darkbloom. Powiedzenie, że Vivian zmieniła coś w wyglądzie swoich nowych czterech ścian, byłoby kłamstwem - wręcz przeciwnie, była tak zachwycona wystrojem wnętrz, że jednymi rzeczami, jakie dodała od siebie, było kilkadziesiąt świec i legowiska dla zwierzaków w sypialni i salonie. Przeprowadzka miała pewne pozytywne aspekty - nie tylko miała możliwość zmiany miejsca zamieszkania, ale i uporządkowania swoich rzeczy, uszeregowania wszystkich dokumentów, które teraz spoczywały w bezpiecznym miejscu... a także posortowania rzeczy ukochanego, z którymi nie umiała się rozstać. Część rzeczy, bezpośrednio związanych z pracą Minchina, przekazała jednemu ze Strażników Pokoju - jeśli dobrze pamiętała, w Panem obowiązywały pewne reguły odnośnie ekwipunków zmarłych wojskowych i pilnujących porządku. Ze wszystkich pomieszczeń najbardziej uwielbiała swoją nową sypialnię; leżała na łóżku, wpatrzona w sufit, podczas gdy jej niesforne zwierzęta, zazwyczaj rozbrykane, zwinęły się w dwa małe kłębuszki na legowisku blisko okna. Gdyby przekręciła się na bok, mogłaby ujrzeć promienie słońca, tańczące po czarnej sierści psa. Dopiero niedawno, na wspomnienie rozmowy z Nickiem, zadecydowała nadać imiona swoim pupilom. Zdecydowała się na sięgnięcie do mitologii celtyckiej; w ten sposób kota nazwała Taranis, psa zaś Belenus. Nie miała pojęcia o tym, czy nazwy te odzwierciedlały charakter obu stworzeń, ale czy to naprawdę miało znaczenie? Vivian podniosła się powoli i otworzyła okna. Oparła dłonie na parapecie i przez chwilę obserwowała pogodne niebo. Miała nadzieję, że Rory, z którą się umówiła, wpadnie lada moment. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pon Kwi 21, 2014 12:12 am | |
| | Mieszkanie
Rudowłosą od rana męczyła potrzeba wytłumaczenia wczorajszego zdarzenia w Cave. O ile sprawę z Bertramem mogła wyjaśnić później, w końcu nic ich nie łączyło, o tyle Vivian należały się wyjaśnienia. No dobra, Rory chciała też poplotkować i wybadać, jakim cudem Darkbloom spotkała Caulfielda i co działo się, zanim dotarli do baru. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale Carter i tak nie miała złych przeczuć, gdyby cokolwiek łączyło jej przyjaciółkę i współlokatora, na pewno udałoby się jej to rozgryźć wcześniej. W razie czego i tak niewiele miałaby do powiedzenia, w końcu Jack oficjalnie pozostawał jej kuzynem. No właśnie, ta kwestia także pozostawała do wyjaśnienia, bo przecież Vivian nie była głupia i musiała domyślić się, że chodzi tutaj o coś więcej. Od razu po śniadaniu (wspólnym, a jakże!) Rory poinformowała Caulfielda o planowanych odwiedzinach w nowym mieszkaniu przyjaciółki, wskoczyła w dżinsy i prostą koszulę, a następnie pomaszerowała pod wskazany adres, odwiedzając jeszcze po drodze dwa sklepy. W pierwszym zaopatrzyła się w butelkę wina, a w drugim kupiła Darkbloom kilka świec, które miały być podarunkiem z okazji przeprowadzki. Na oficjalną parapetówkę trzeba było jeszcze poczekać, ale przecież rudowłosa nie mogła pojawić się dziś z pustymi rękami. Już z daleka dostrzegła czuprynę Vivian w oknie, pomachała jej radośnie z dołu,a chwilę później stała już przy drzwiach, uśmiechnięta od ucha do ucha. Gdy znalazła się w mieszkaniu, powitała przyjaciółkę buziakiem w policzek i delikatnym uściskiem, wręczyła prezent i alkohol, a później powędrowała w głąb mieszkania, rozglądając się z ciekawością. - Dobrze wreszcie być na swoim, co? - zapytała uprzejmie, chociaż aż paliła się do opowiedzenia Viv o wczorajszym wieczorze i... nie tylko. Jednak na wszystko miała przyjść pora - Sama urządziłaś to wszystko? Przywitała się ze zwierzakami, drapiąc kota za uchem i głaszcząc psa, a następnie poczłapała za przyjaciółką do kuchni. O tak, to najlepsze miejsce do zwierzeń! |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pon Kwi 21, 2014 10:16 am | |
| Stanie przy oknie ma jedną wspaniałą zaletę – zawsze dostrzeżesz kogoś, kto lada moment przekroczy próg twojego domu. Dlatego też, gdy Vivian dostrzegła znajomą rudą czuprynkę przyjaciółki, machającej do niej, z uśmiechem podbiegła do drzwi. - Witaj, Rors – rzuciła radośnie, również całując gościa w policzek. Z zadowoleniem obserwowała, jak zwierzyniec obskakuje Carter, a także z głośnym miauczeniem ociera się o nogawki jej dżinsów, po czym odebrała nieoczekiwane prezenty. - Nie musiałaś, naprawdę - Vivian uściskała rudzielca, wzruszona jej zachowaniem. Gdy puściła Rory, tamta ruszyła obejrzeć nowe mieszkanie; ciekawiło ją, czy Rory się spodoba. - Poniekąd zawsze to lepsze niż mieszkanie w siedzibie, miałam już dość tych nocnych patroli po korytarzach – wywróciła oczami i zrobiła minę. Rory podążyła za nią do kuchni, gdzie Darkbloom ustawiła świece na blacie i otworzyła wino, nalewając je do kieliszków. Jeden podała przyjaciółce. - Nie, takie już było, kiedy je kupiłam. Doszłam do wniosku, że podoba mi się na tyle, że nic nie zmienię, co o tym sądzisz? Rory miała niesamowity gust, któremu Vivian ufała w stu procentach. Mało powiedziane – obdarzona była jakimś niespotykanym zmysłem, drygiem do tego, co związane było ze stylem. Gdyby zechciała wywrócić nowe mieszkanie do góry nogami, uczyniłaby je piękniejszym, niż jest teraz. Zresztą, Darkbloom nie miałaby nic przeciwko. Zmiany niekiedy są potrzebne. Odruchowo pogłaskała Taranisa, który wskoczył na blat i niepewnie pacnął łapką jedną z podarowanych dziewczynie świec. - Wszystko okej…? Wyglądasz na nieco… Zmęczoną. Włosy w lekkim nieładzie, raczej nie do końca zamierzonym, nie do końca pozornie niedbała stylizacja w postaci koszuli i dżinsów, do tego leciutkie, minimalne podkówki pod oczami… Wszystko to nie tylko rzucało się w oczy Vivian, ale i świadczyło o tym, że przyjaciółka miała za sobą ciężką noc. Być może coś się stało, coś złego albo… Cóż, promienista cera, lekko tajemniczy uśmiech i błysk w oczach Rory świadczyło, że było na odwrót. Vivian przygryzła wargę, mnąc lekko brzeżek czarnej sukienki. - Ciężka noc? – spytała zaczepnie, uśmiechając się szeroko.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pon Kwi 21, 2014 8:51 pm | |
| Z uśmiechem odebrała kieliszek od przyjaciółki, upijając mały łyk i szybko rozglądając się dookoła. Pomieszczenie sprawiało naprawdę przyjemne wrażenie, Vivian na pewno musiało być tu lepiej niż w siedzibie Coin. Nie dość, że wszędzie miała teraz bliżej (no, może poza pracą) to i kontrola trochę zelżała i kobieta mogła wreszcie cieszyć się względną wolnością. - Wygląda świetnie, naprawdę - przyznała szczerze, choć rzadko słyszało się pochwały stylu dawnego Kapitolu z ust kogoś, kto dorastał w Trzynastce - O niebo lepsze niż ciasna kwatera albo całodobowy nadzór - zażartowała. Jej samej po rebelii udało się załatwić całkiem porządne mieszkanie, pensja spokojnie wystarczała na jego opłacenie, a rudowłosej żyło się bardzo wygodnie. Nawet ostatnimi czasy, gdy nie była sama. Poczuła na sobie świdrujące spojrzenie Viv. Ona wiedziała, zawsze wiedziała i potrafiła wyczuć każdą, najmniejszą nawet zmianę nastroju i zachowania. Rory naprawdę podziwiała tę umiejętność, czytanie z ludzi jak z otwartych ksiąg. - Och, to tylko efekt wczorajszej... bardzo poważnej rozmowy z Jackiem - machnęła ręką, ale jej pozornie obojętny ton nie oszukałby nikogo. - Jeszcze raz przepraszam cię za ten cyrk w Cave. Westchnęła, wywracając oczami i sięgając pamięcią do wydarzeń z baru. Darkbloom musiała już wyczuć, że cała sprawa z kuzynem jest szyta bardzo grubymi nićmi, ale Rory po prostu nie mogła powiedzieć jej niczego wprost. Nie dlatego, że jej nie ufała, chodziło raczej o kwestię tego, kto nie ufa Vivian i może sprawdzać ją i podsłuchiwać każdą, nawet tę rozmowę. - Ale kto ciebie tak urządził? - zapytała współczującym tonem, przyglądając się twarzy przyjaciółki, która jeszcze niedawno musiała być nieźle pokiereszowana. Ktoś ją napadł? A może odejście z siedziby Coin przysporzyło jej wrogów? Tak, czy inaczej, Carter była zmartwiona stanem przyjaciółki i chciała wiedzieć więcej, by spróbować jej pomóc.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Kwi 22, 2014 11:07 am | |
| - Jak na mieszkanie w Kapitolu, wydaje mi się, że jest skromnie urządzone – przyznała Vivian, upijając łyk wina. – I przede wszystkim, mam tu więcej spokoju, nikt nie patrzy mi na ręce. Zatrzymała spojrzenie na Rory i spokojnie uniosła brew. Miała wrażenie, jakby przyjaciółka lada moment miała zapytać o to, czy mieszkanie jest na podglądzie i podsłuchu. Nie było. Poza tym… - Magnus ma tutaj niedługo wpaść i rozejrzeć się na wypadek jakichś… niepożądanych rzeczy. – odstawiła kieliszek i wzięła kota na kolana, drapiąc go za uszami. Czuła się… Dziwnie. Wiedziała, że coś działo się pomiędzy Rory a Jackiem, ale ta pierwsza najwyraźniej nie czuła się na tyle bezpiecznie, by mówić o tym wprost. Może bała się tego, że Vivian w jakiś dziwny sposób dorobi do wydarzeń swoją ideologię i zacznie mieć o niej inne zdanie niż do tej pory, czy coś w tym stylu. Jednak tak by nie było; w swoim czasie panna Darkbloom szybko nauczyła się, iż są rzeczy, którymi nie ma prawa się interesować. - Nie ma sprawy. Sama byłam zdziwiona, kiedy spotkaliśmy się z Jackiem na środku ulicy i zapytał mnie o ten bar. – przerwała głaskanie, by upić łyk wina. – Mam wrażenie, że Twój kuzyn ma na Ciebie… dość dobry wpływ, wyglądasz na zadowoloną… Ugryzła się w język, nie chcąc mówić na głos tego, co podpowiadała jej spostrzegawczość. Kuzynostwo zawsze łączyły jakieś nikłe stopnie podobieństwa do siebie pomiędzy członkami rodziny. Ona i Nick, chociaż powinowactwo między nimi było skomplikowane i odległe, na pewien sposób byli do siebie podobni, chociaż tylko nieliczni dostrzegali to od razu. A Rory i Jack… Cóż, nie wyglądali na krewnych, bardziej na… wyjątkowo bliskich znajomych. - Miałam drobny zatarg ze Strażnikami w Kwartale, czepiali się mnie i Ethana. – odpowiedziała cicho. Nie wiedzieć czemu, nie czuła się do końca pewnie, nie na tyle, by wyznać Rory, że to Ginsberg odpowiadał za obrażenia na jej twarzy. Nie chodziło o podsłuchy, o to, że Carter zadawałaby pytania, że chciałaby pomóc… Po prostu Viv nie chciała dopuścić do tego, by Gerard pokiereszował kogoś jeszcze. - Zresztą, to nic takiego, nie boli, goi się, nie ma problemów – machnęła lekko dłonią, po czym przeszła do znacznie ciekawszego tematu. –Wymyśliłaś już, w czym pójdziesz na ślub Evy?
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Kwi 22, 2014 2:38 pm | |
| Spokój był pojęciem względnym, zwłaszcza tu i teraz, w Kapitolu, jednak Rory nie zamierzała się wykłócać o tę kwestię. Jeśli Vivian była szczęśliwa, nie pozostawało nic innego, jak tylko zaakceptować obecny stan rzeczy. Wiadomość o Evie, która miała sprawdzić mieszkanie uspokoiła Rory na tyle, że dziewczyna zrelaksowała się już kompletnie, upijając kolejny łyk wina z kieliszka. - W takim razie do zrobienia pozostaje już tylko parapetówka - zażartowała, mrugając do przyjaciółki. Kto wie, może impreza byłaby dobrą odskocznią od rzeczywistości, z którą ostatnie zderzenia nie były dla obu rudowłosych najprzyjemniejsze. To nie było tak, że Rory nie ufała Vivian. Nie chciała jej po prostu narażać, bo w końcu chodziło o dość poważną kwestię: udzielanie pomocy komuś, kto uciekł z Kwartału. Taka informacja już sama w sobie była zagrożeniem, im więcej osób znało prawdę, w tym większym niebezpieczeństwie znajdowała się każda z nich. Carter nie mogła więc zdradzać żadnych szczegółów, ale postanowiła obejść je tak, by Vivian, która zapewne domyślała się już, w czym rzecz, nie poczuła się odsunięta od sekretu. - Dobry wpływ! - prychnęła, zanosząc się śmiechem - Przez niego osiwieję przed trzydziestką! Pokręciła głową, udając święte oburzenie, ale zastanawiała się, jak ma przekazać Viv wszystkie rzeczy, o których chciała jej powiedzieć. - Ale masz rację, nie mogę być niezadowolona, gdy codziennie po pracy czeka mnie prawdziwy obiad. Miło jest mieć się do kogo odezwać wieczorem. A wczoraj udało nam się pogodzić stosunkowo szybko - sprawa nie mogła być już bardziej oczywista. Kolejny łyk wina i mina wyrażająca prawdziwe zmartwienie na wieść o Strażnikach, którzy ostatnio zaczęli wyjątkowo panoszyć się po stolicy. Chyba reforma wojskowości miała w tym swój udział. - Komu nakopać? - starała się obrócić wszystko w żart, bo czuła, że jest coś o czym Viv jej nie mówi. Nie chciała naciskać, wszystko w swoim czasie. - Mam nadzieję, że złożyłaś odpowiednią skargę? Temat wesela pojawił się szybciej, niż myślała rudowłosa, ale słysząc pytanie przyjaciółki, natychmiast sięgnęła po telefon i pokazała jej sukienkę, która wybrała. - Jeszcze kilka kolacyjek z Jackiem i się w niej nie dopnę - skomentowała z udawaną trwogą w głosie. - A ty już wybrałaś? No i co z osobą towarzyszącą, zabierasz kogoś? Gdyby Vivian nie chciała przyprowadzać nikogo, babska solidarność kazałaby Rory zrobić to samo i rudowłosa nie musiałaby się martwić brakiem partnera. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Kwi 22, 2014 3:19 pm | |
| Gdy Rory wyskoczyła z imprezą, Vivian przygryzła odruchowo wargę, marszcząc brwi. Faktycznie, może i parapetówka byłaby dobrą okazją do poprawienia sobie humoru, mimo to jednak nie chciała o tym myśleć. Chociaż minęło już kilka miesięcy od śmierci Tima i był już maj, a wiosna w pełni opanowała naturę, rudowłosa nie była w nastroju do imprezowania. Wręcz przeciwnie – nadal była w stanie, w którym najlepszym remedium na wszystko było zwinięcie się w kłębek w koszulce ukochanego na łóżku i bierne wpatrywanie się w ścianę. - Hmm, nie wiem, czemu nie? To całkiem niezła myśl. Kiedy usłyszała uwagę o siwieniu, rzuciła Rory wymowne spojrzenie, następnie przesunęła je na burzę przepięknych, rudych loków i zaśmiała się głośno. – Niee, Rory, nie grozi Ci. Stosunkowo szybko… Vivian opuściła dłonie na kolana, pozwalając, by kot zeskoczył z nich lekko; powędrował do Rory i zaczął ocierać się o jej kostki, mrucząc głośno i domagając się pieszczot. Jego właścicielka nie mogła nic poradzić na to, że jej głowę opanowały wspomnienia Tima i wspólnych nocy. Zachciało jej się płakać; tęskniła za tym poczuciem bezpieczeństwa, które czuła, gdy budziła się obok niego i czuła jego ciepło i zapach. Wtedy czuła się niezmiernie szczęśliwa, tak szczęśliwa, że czasami to bolało… Czy teraz kiedykolwiek będzie w stanie poczuć coś takiego? Ludzie mówią, że pierwsza miłość jest tą, która na zawsze zapada w pamięć. Jeśli tak… Była przeklęta. - Mam nadzieję, że było Ci z nim dobrze – zaczęła ostrożnie, rozumiejąc słowa przyjaciółki. No cóż, jeśli dwoje ludzi odczuwa do siebie pożądanie, dlaczego się powstrzymywać? Najważniejsze, żeby Rory czuła się w takim wypadku szczęśliwa i usatysfakcjonowana. – W przeciwnym razie będę musiała poważnie sobie z nim porozmawiać i wbić mu do głowy parę rzeczy – zaśmiała się, bagatelizując wszystko… Chociaż gdyby Jack skrzywdził Carter w jakikolwiek sposób, miałby z Vivian do czynienia. Zamrugała szybko powiekami. - Nie musisz nikomu nakopać, już złożyłam stosowne zażalenie… - zamilkła na moment i dodała niepewnie. – Ale wydaje mi się, że Ethan mógł mieć przeze mnie bardzo poważne kłopoty. – fakt, mógł mieć. Być może nawet miał, a ona, jak na złość, nie mogła tego sprawdzić, bo dzięki własnej głupocie utraciła stałą przepustkę do Kwartału… I nie sądziła, żeby Alma z chęcią dała jej kolejną. Wesele. Temat, który nieopatrznie zaczęła sama, i który spędzał jej sen z powiek. Ślub i wesele najlepszej przyjaciółki obu rudzielców, pewnie do tego jakieś pokładziny w staroświeckim stylu – naprawdę, nie zdziwiłoby jej to, takie rzeczy przecież mogły być w stylu jej wuja – czyli to, nad czym się zastanawiała. Tim nie żył, a Vivian nie sądziła, by w czasie żałoby stosowne było imprezowanie, nawet na weselu bliskiej osoby. - Śliczna ta kiecka, i nie przesadzaj – zmieścisz się w nią bez problemu! A jakie dodatki? Srebro, złoto? – zapytała z ciekawością. – A co do wesela… Nie wiem, czy w ogóle pójdę – stwierdziła smutno, zapalając jedną ze świec.
|
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Nie Kwi 27, 2014 10:50 pm | |
| Czuła, że palnęła gafę i już chciała chwycić przyjaciółkę za rękę, przeprosić, pocieszyć... ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Gdyby była na miejscu Vivian, nie chciałaby takiej litości, nie chciałaby, żeby ktoś obchodził się z nią jak z jajkiem. Dlatego przesłała kobiecie pocieszające spojrzenie, ale nie powiedziała nic, co mogłoby drastycznie pogorszyć jej nastrój. - W razie czego, możesz na mnie liczyć - szeroki uśmiech odmalował się na jej twarzy, ale nie miała przecież na myśli tylko imprezy. Wisiała już Darkbloom niejedną przysługę i chciała wreszcie odwdzięczyć się i zadośćuczynić za te chwile, w których nie dała się poznać jako dobra przyjaciółka. Schyliła się, głaszcząc kota po miękkim futerku, drapiąc za uszami i przez chwilę bawiąc się dłonią z jego małymi łapkami. Wiedziała, że nie musi mówić więcej, po minie Vivian szybko rozpoznała, że ta pomyślała dokładnie o tym, o czym miała. Rory uśmiechnęła się pod nosem, słysząc jej sugestię. - Nie wiem, o czym mówisz - wymamrotała z niewinną miną, ale na jej twarz szybko wkradł się uśmiech, który ją zdradził - Ale wbijanie mu do głowy różnych rzeczy może być cięższe, niż myślisz. Wywróciła teatralnie oczami, ale w duchu była wdzięczna za troskę panny Darkbloom. Dobrze było wiedzieć, że komuś na tobie zależało. - Jeśli chcesz, mogę to jakoś sprawdzić - zaoferowała się, bo w końcu wciąż miała przepustkę do Kwartału, a ze swoim szpiegowskim zacięciem nie powinna mieć większego problemu z odnalezieniem mężczyzny. Sięgnęła po wino, wsłuchując się w głos Vivian, ale myślami odpłynęła na chwilę, ponieważ w jej głowie formował się już niecny plan, który mógł pomóc pannie Darkbloom w przetrwaniu wesela w całkiem niezłym humorze. - Żartujesz? - zapytała, gdy usłyszała ostatnie zdanie i wątpliwość w głosie przyjaciółki - Nie ma nawet takiej opcji, Eva by cię zabiła - zawahała się przez chwilę, bo propozycja, którą miała za chwilę rzucić, nie należała do najzwyklejszych - A może weź ze sobą Jacka? Całkiem nieźle Wam szło dogadywanie się. Nie chodziło o to, by wkręcić mężczyznę na wesele, bo przecież Carter mogła sama go zabrać. Ale rudowłosa chciała być po prostu dobrą przyjaciółką, proponując niezobowiązujące wyjście z kimś, kto chyba nie najgorzej tańczy i na dodatek ma u panny Darkbloom dług, więc ewentualna odmowa raczej nie wchodziła w grę. W normalnym świecie, bez tej całej rebelii w tle, czymś zwyczajnym byłoby zaoferowanie kuzyna swojej przyjaciółce. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sro Kwi 30, 2014 1:28 pm | |
| Wolała zbyć milczeniem temat parapetówki i pogrążyć się w obserwowaniu Rory i kota. Ocieranie się. Głaskanie i drapanie za uszkami. Ciche mruczenie. I ten rozkoszny moment, gdy Carter wyciągnęła dłoń, a Taranis muskał ją leciutko łapką, chowając pazurki. Tworzyli przepiękną parę. - Jaasne – ze śmiechem skwitowała niewinną minkę przyjaciółki, po czym po raz kolejny upiła nieco wina. – Obie dobrze wiemy, że na pewno nie spałaś dzisiaj z rączkami na kołderce, prawda? Takie zaczepki bardziej pasowały do Evy niż do niej, jednak Vivian na pewien sposób czerpała z nich przyjemność. Miło było droczyć się z Rory i obserwować, jak na to reaguje, widzieć wpełzający na delikatne policzki. Uśmiechnęła się lekko. Jeśli dziewczyna była szczęśliwa, a Jack był tego powodem, Vivian mogła być spokojna. Jednak… Nie była spokojna, ani trochę. Bała się zasypiać, bo pojawiały się koszmary. Bała się tego, że lada moment Coin wezwie ją do siedziby i zwolni za pomoc Kapitolińczykowi, co przecież było przestępstwem. Byłoby cudownie, gdyby od razu dowiedział się o tym Blaise Argent – miałby nowy temat docinków i kpin, naprawdę. - Mogłabyś? Ozłocę Cię naprawdę! – z wrażenia przytuliła Rory i westchnęła cicho z ulgą. Carter była w stanie odnaleźć się w każdej sytuacji i jeśli mogła sprawdzić, co z Ethanem… Jej przyśpieszone dotąd tętno zaczęło się powoli uspokajać. Oby nic mu nie było, oby był cały i zdrowy. Nie wytrzymałaby odpowiedzialności za śmierć kolejnej osoby. Eva, która przyczyniłaby się do czyjejś śmierci za odpuszczenie sobie jej wesela i ślubu. Tak, to było bardziej niż prawdopodobne, że przyszła pani Tesla z dziką radością urwałaby głowę Vivian za to, że ta nie pojawiła się na uroczystości jako druhna, świadek, gość, ktokolwiek. Ale czy w tłumie gości jej obecność naprawdę byłaby dostrzeżona? Zapewne niektórzy uznaliby to za przejaw buntu, a już naprawdę nieliczni – za przejaw żałoby, którą nadal nosiła w sercu. - W sumie masz rację. – rzuciła cicho, wracając na swoje miejsce. – Ale raczej wolałabym, żebyś to Ty, jak już, poszła z Jackiem. Cicha, niewypowiedziana prośba. Nie zmuszajcie mnie do tego, bym udawała radość, proszę. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Nie Maj 04, 2014 6:16 pm | |
| Plotki przy winie z przyjaciółką – niby niewiele, ale samopoczucie poprawiało się człowiekowi od razu. Rory była wdzięczna, że wciąż mogła rozmawiać z Viv jak dawniej, nawet pomimo kilku zgrzytów w przeszłości. Spotkanie w pracowni Cinny dało jej zielone światło, więc teraz była już gotowa do naprawiania relacji i zachowywania się tak, jak dobra przyjaciółka powinna. Czasem tylko czas mógł pomóc, a ten wyjątkowo zdawał się być po stronie Rory. O Jacku już nic nie powiedziała, na pytanie retoryczne Vivian odpowiedziała jedynie tajemniczym uśmiechem. Nie potwierdziła, ale też nie skłamała, więc oficjalnie wszystko było w porządku. Nie chciałaby aby Darkbloom spotkały kiedykolwiek jakieś nieprzyjemności z racji tego, że była blisko z Rory – zdrajczynią systemu, ukrywającą w domu zbiega z getta. Choć obu kobietom dopisywał dobry humor, ich myśli samoistnie kierowały się w stronę zagrożeń, jakie niosło ze sobą podpadanie obecnej władzy. Ale Carter nie byłaby sobą, gdyby wycofała się z raz danego słowa. - Nie ma sprawy, postaram się to sprawdzić jak najszybciej – potwierdziła, powoli układając sobie w głowie plan wycieczki do Kwartału – Obawiam się jednak, że nie będę w stanie przekazać mu żadnej paczki, Strażnicy pewnie nie wpuszczą mnie z tobołkiem. Ale może uda się z pieniędzmi. W razie czego, zawsze mogła powiedzieć, że płaci za informacje, jakie przekazywał jej Cavendish. Pozycja dziennikarki jedynego słusznego medium w Kapitolu miała swoje plusy. Rory nie wychylała się i dzięki temu mogła robić swoje. - To tak, jakbym zabierała drzewo do lasu – zażartowała, zanosząc się śmiechem. Przyprowadzenie Caulfielda na wesele, gdzie przecież mogło roić się od przystojnych i wolnych kawalerów, nie byłoby zbyt mądrym posunięciem, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. Spojrzała na przyjaciółkę i domyśliła się, jakie myśli muszą kłębić się pod rudą czupryną. Jej mina też nie wyrażała akurat największego szczęścia, dlatego Carter położyła swoją dłoń na dłoni przyjaciółki i posłała jej ciepły uśmiech. - Będę odganiała od ciebie wszystkich natrętów i tych życzliwych, którzy będą próbowali podejść cię słodkimi słówkami – zapewniła – To wesele Evy i będziemy tam dla niej, ale gdybyś musiała wyjść wcześniej, Magnus na pewno to zrozumie. Rudowłosa zanotowała w myślach, by poprosić pannę młodą o takie usadzenie Vivian i Rory, by te znajdowały się jak najdalej od zakochanych par, nieszczędzących sobie czułości. Nie to było im do szczęścia potrzebne.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Nie Maj 04, 2014 8:28 pm | |
| Tak niewiele wystarczy, żeby poznać, czy druga osoba jest szczęśliwa. Wystarczył delikatny uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Rory, nic więcej. Jeden uśmiech, przepełniony radością i zadowoleniem, lekki i delikatny, rozświetlający całe oblicze. Dlatego nie musiała nic mówić. Jeśli ta noc była dla niej cudowna, to Viv czuła się szczęśliwa. - Może lepiej nie przynoś mu żadnej żywności ani niczego - powiedziała ostrożnie Vivian, nalewając Rory wina. - Strażnicy zrobili się ostatnio dość agresywni. Nie chcę, żebyś miała jakieś nieprzyjemności. Nie wspomniała o tym, skąd wie o Strażnikach Pokoju; zresztą, zmiany w ich zachowaniu były do przewidzenia. Po tym nieszczęsnym bankiecie na moście i ucieczce więźniów prezydent Coin starała się wzmocnić wszelkiego rodzaju zabezpieczenia dookoła Kwartału, utrzymując, że przebywający w nim ludzie są bezpieczniejsi zamknięci w murach. Vivian nie wierzyła w to do końca, chyba nikt nie wierzył... Może poza jej najbardziej zaufanymi pracownikami. - Ale to drzewo wydaje się być bardzo Tobą zainteresowane, Rory - stwierdziła Darkbloom, śmiejąc się cicho. - Nie tylko on, swoją drogą - mrugnęła znacząco. Mimochodem zastanawiała się, czy Rory i Bertram spotkają się po raz kolejny... Westchnęła i odruchowo przytuliła policzek do dłoni, którą Rory ułożyła na jej ramieniu. Przez tę jedną chwilę czuła się tak bezpiecznie, jak kiedyś, w Trzynastce, jeszcze przed rebelią. Wtedy było dobrze, nie tak... Dziwnie, jak teraz. - W końcu... W którymś momencie mi przejdzie, naprawdę. Kiedyś - uśmiechnęła się smutno. - Ale nie musicie się martwić, na pewno dam sobie radę. Może kogoś ze sobą przyprowadzę, w tej okolicy mieszka masa facetów, na pewno któryś się zgodzi. Albo... W Kwartale pracuje podobno taki młody sympatyczny chłopak, Fenris, taki... Miły... I... I... Urwała, gubiąc się w słowach... zaledwie na moment. - Straciłam przepustkę za to, że zaniosłam Ethanowi jedzenie - wypaliła nagle, czerwona na twarzy. Nie czekając na reakcję przyjaciółki, opróźniła kieliszek jednym haustem i napełniła po raz kolejny, usiłując powstrzymać łzy, które cisnęly się do jej oczu. |
| | | Wiek : 24 Zawód : dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego CV Przy sobie : klucze, dokumenty, telefon, zapalniczka, scyzoryk, portfel Znaki szczególne : ruda i piegowata, nie sposób nie zauważyć. Obrażenia : skłonność do infekcji
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Maj 10, 2014 11:08 pm | |
| Rory miała swoje sposoby na Strażników, wyprowadzenie ich w pole lub namówienie do przymknięcia oka nie było wielkim wyczynem. Jednak Vivian miała rację, ostatnio zrobiło się tam niebezpiecznie, a wszelkie zaostrzenia zaczęły naprawdę obowiązywać. Wnoszenie żywności i innych paczek nie wydawało się więc najlepszym rozwiązaniem, o ile nie chciało się stracić przepustki, czy nawet życia. - Coś wymyślę – zapewniła przyjaciółkę, obdarzając ją kolejnym pokrzepiającym uśmiechem. Nie chciała dalej ciągnąć tematu Jacka, już i tak wystarczająco to przegadały, a Rory nie czuła się komfortowo omawiając swoje życie uczuciowe z kimś, kto właśnie stracił ukochanego. Nie chciała sprawiać Vivian przykrości, przywoływać wspomnień, czy po prostu kazać jej zastanawiać się nad tym, jak to miło być zauroczonym. - Zainteresowany może być każdy, byle nie Coin – zamknęła więc temat, dając przy okazji pannie Darkbloom znać, że to wszystko nie jest tak prawnie czyste, jak być powinno. I to było jedyne, co mogła jej powiedzieć, nie tłumacząc niczego wprost. Miała nadzieję, że przyjaciółka nie miała wrażenia iż panna Carter czeka tylko na moment, w którym wszystko przejdzie. To nie dla niej liczył się czas, potrzebowała go głównie Vivian. Przejeżdżając palcami po miękkiej sierści kota, drugą ręką ściskając dłoń rudowłosej, Rory wsłuchiwała się w jej słowa. Wiedziała, że żałoba mija po czasie, ale tęsknota trwa wiecznie. - I dla ciebie przyjdzie kiedyś nowy rozdział – zapewniła ochoczo, wpatrując się uważnie w oczy przyjaciółki – A jeśli oczekiwanie na niego jest frustrujące i wyczerpujące to pamiętaj, że zawsze masz mnie i dziewczyny – miała na myśli oczywiście Evę i Nicole, była pewna, że obie na jej miejscu też zapewniłyby Vivian o swoim wsparciu. - Zakładam, że nie można jej odzyskać? – zapytała, robiąc smutną minę – Dowiem się, co z nim. Właściwie to zacznę już zaraz – oznajmiła nagle, wstając z krzesła i puszczając dłoń panny Darkbloom – Skoczę do redakcji, wezmę przepustkę i zapewnię sobie jakiś solidny powód obecności w Kwartale. I jak tylko znajdę Ethana, dam ci znać – nawet przez myśl jej nie przeszło, by użyć tutaj słowa jeśli. Uścisnęła przyjaciółkę mocno, całując ją przy okazji w policzek, pożegnała się ze zwierzakami i chwyciła torbę, coś tam jeszcze mamrocząc pod nosem, ale był to raczej układający się w jej głowie plan przedostania do getta, więc Vivian równie dobrze mogła nic z tego nie zrozumieć. Na odchodne Rory uśmiechnęła się jeszcze szeroko, a potem pomachała energiczne ręką i opuściła mieszkanie przyjaciółki, kierując się do Capitol’s Voice.
| zt |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Lip 29, 2014 12:53 am | |
| Przyjmowanie rozkazów od Almy Coin zdawało się być czymś, co nie do końca może podniecać i kręcić (klasykę kina też uwielbiał) Gerarda Ginsberga, ale wbrew pozorom i samczego traktowania kobiet (dyplomatycznie: wszystkich), czuł się w obowiązku być tym, którzy noszą znamiona śladowego szacunku do władzy. Wyłącznemu tylko jemu, to on lizał buty swojej zwierzchniczki, to raczej jemu lizano obuwie za jej przyczyną i dlatego pozwalał sobie na swobodne przestrzenie jej zaleceń, wykazując się przy tym (jak zawsze) diabelską wyobraźnią, która skutkował zjawieniem się u Darkbloom bez zapowiedzi. Nie odpowiedział ani słowem na jej płaczliwą wypowiedź, czując się absolutnie rozdygotany porcją smsów, które wymienił z Rose - dziewczyna miała najwyraźniej u niego fory, skoro tak swobodnie z nią konwersował - i absolutnie wściekły na fakt, że nie może przypalać Vivian zbyt mocno. Nie z powodu zaleceń Almy, wyższe dobro (czy zło, ach, ta śmieszna hierarchia) wymagało poświęceń najbardziej spektakularnych; ale obiecał sobie powściągliwość i to właśnie z nią przekraczał progi tego domu. Nie chciałby sprowadzić na swoją ciężarną córkę wszystkich duchów, więc starał się postępować honorowo, zdając sobie jednak sprawę, że to kwestia kilku minut w jej irytującym towarzystwie i zamiast opanować instynkty (wyostrzone jak u każdego drapieżnika), po prostu zdecyduje się pójść za nimi i potem przygotować ofiarę na przebłaganie za grzechy... tej młodej pani architekt, która nie mogła znowu pojawić się w jego życiu. Poukładanym tak bardzo skrupulatnie, że dosłownie zgrzytał zębami, szykując się na kolejne wartkie spotkanie z nozdrzami, które rozszerzały się pod wpływem ciepła. Właściwie tylko tyle z niej zapamiętał - miał wprawdzie fotograficzną pamięć, ale tylko do tych, którzy pozostawali z nim w ściśle erotycznym związku; cała reszta niknęła mu przed oczami, kurczyła się w źrenicach, będąc jeszcze raz już tylko beznadziejnym wspomnieniem. Nie miał czasu zapomnieć Vivian, więc upadlał ją po swojemu, wchodząc do mieszkania z podrabianymi kluczami i zapalając w salonie cygaro, które powinno jej przypomnieć o miłych chwilach, spędzonych sam na sam w sali przesłuchań. Dokładnie tak będzie wyglądała jej ochrona, chciała tego czy nie, ale mimochodem dorobiła się wyjątkowego (i jakże skromnego) sadysty u swojego boku. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Lip 29, 2014 11:07 am | |
| bilokacja, jakoś po spotkaniu z Jofferym
Wiadomość o Głodowych Igrzyskach była jak impuls, rozprzestrzeniający się po ciele szybciej niż wirus groźnej choroby, który może uszkodzić organizm lub całkowicie go zniszczyć. Same przygotowania, ledwie zarysowane i początkowe, kiedyś wzbudzały w ludziach potężne emocje; w większości pozytywne, choć byli i też ludzie, którzy otwarcie wyrażali swój sprzeciw… jednak nie tak głośno, by sprzeciwy te doszły do władzy. Vivian mogła tylko podejrzewać, że to z tego powodu Ginsberg zapowiedział się z wizytą. Lub dokładniej – zapowiedział, że się zjawi, nie informując dokładnie, kiedy. Co oznaczało, że dzwonek u drzwi może odezwać się w dosłownie każdym momencie – łącznie z takimi gdy spała lub brała prysznic. Z jednej strony, było to zabawne, z drugiej zaś, odrobinę niepokojące. Pamiętała wybitne zacięcie Ginsberga w kwesti… urozmaicania przesłuchań. Na samą myśl o tym czuła nieprzyjemne pieczenie w okolicach nozdrzy, zaledwie mgliste wspomnienie bólu, jaki jej podarował. W związku z nadchodzącymi Igrzyskami, nie mogła pozwolić sobie na to, by zajmować się nieustannie myślami o Ginsbergu, który lada moment mógł wpaść. Igrzyska oznaczały sporo pracy, zwłaszcza dla architekta. W czasach, gdy rządził Snow, nie tylko wybór trybutów i ich stroje wzbudzały emocje; najsilniejszym źródłem zawsze mogła być arena, stworzona na potrzeby rzezi. Przez siedemdziesiąt pięć lat, od Mrocznych Dni, które zaowocowały Dożynkami i Igrzyskami, nigdy, przenigdy nie było dwóch identycznych aren. Każda z nich była jedyna w swoim rodzaju i unikatowa; budowa okryta była tajemnicą, tak samo projekty, które po Igrzyskach trafiały do jednego z najpilniej strzeżonych w siedzibie Coin pomieszczeń. Kiedyś Vivian usłyszała pogłoskę o tym, że Snow miał w swoim pałacu oprawione wszystkie projekty, nigdy jednak nie zdobyła się na odwagę, by przekroczyć próg tych ruin i odszukać pokój, w którym mogły się znajdować. Chociaż, gdyby komuś to zlecić… Postanowiła, że przy najbliższej wizycie w gabinecie pani Prezydent, zapyta o to. Projekty mogły się zawsze przydać, mogła czerpać z nich inspirację i modyfikować je tak, by były bardziej unikatowe. Dzień był piękny i sprzyjający pracy. Gdy usłyszała podejrzany szmer w okolicach zamka, Belenus podniósł się i zawarczał cicho; Taranis, kręcący się gdzieś po kuchni, zamiauczał głośno. Vivian wchodziła właśnie do salonu, gdy zobaczyła Gerarda, wraz z nieodłącznym dymem z cygara. Pociągnęła nosem, czując swąd i nieomal uśmiechnęła się. Czyżby Ginsberg chciał przywołać w niej wspomnienia ich wspaniałego spotkania w Kwartale? Podeszła do sztalug, przy których projektowała, i założyła na nie nowe arkusze papieru. Dwa wstępne projekty, oznaczone kolejno sygnaturami, spoczywały w sypialni, zamknięte i zabezpieczone przez otwieraniem. Teraz planowała prace nad trzecim planem, który całkiem niedawno pojawił się w jej głowie. Podrapała psa za uszami i spojrzała na mężczyznę, podsuwając mu popielniczkę; zresztą, gdyby nabrudził jej na dywan, nie powiedziałaby niczego. - Kawy? Herbaty? – zapytała spokojnie, patrząc na niego. Utrzymywała kontakt wzrokowy jeszcze przez chwilę, po czym jej dłoń zakreśliła delikatny łuk, a na papierze zaczął powstawać kolejny projekt.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sro Lip 30, 2014 5:07 pm | |
| Gerard Ginsberg rzadko cieszył się jak dziecko - przecież z hukiem przekroczył piątą dekadę, świętując urodziny powitaniem dawno niewidzianej córki - ale wiadomość o Igrzyskach była jednym z tych powodów, dla których zapominał się. Nie znaczyło to jednak, że nagle zacznie zachowywać się jak przedszkolak, który doprasza się o nową zabawkę. Świadomość zbliżającej się śmierci sprawiała, że stawał się głodny, jego oczy nabierały niebezpiecznego blasku, zupełnie jakby nozdrzami wzdychał już odór rozkładających się ciał i to narkotyzowało go lepiej niż byle jaka morfalina. O której nie myślał wcale, zastanawiając się jedynie, czy to zabiło Josepha, ciągle przecież pamiętał ich ostatnie spotkanie w toalecie i zapowiedź romansu, który zawisł w powietrzu razem z niespodziewaną śmiercią, która popychała jak kostka domino kolejne wydarzenia. Zwiastujące początek nowej epoki w jego życiu, choć zapewne wielu uznałoby za hiperbolizację, którą wywoływała ekscytacja, ale nikt nie śmiał wątpić, że Ginsberg potrafi się bawić i najwyższa pora dać mu nowy obiekt do niewinnych (a jakże) igraszek. Te sprawiały, że rozgościł się w cudzym mieszkaniu, podziwiając wnętrza. To niesamowite, ale nie było dla niego chyba większej przyjemności od włamywania się do mieszkania, wywlekania sekretów spod dywanu właścicieli, ożywania trupa z ich szafy i przerżnięcia służącej, która była niewolnicą pana domu. Nic nie było tak obrazoburcze jak bezczeszczenie świętości domowego ogniska. Może za dużo było w niej pogardy dla rzymskich patrycjuszy, że łamał zasady, które narzucili z dawien dawna, lekceważąc prawa bogów i ludzi. Przynajmniej te całkowicie bezsensowne według niego, bo przecież nie uważał za konieczne wysyłać ładnie zamaskowanej groźby o odwiedzinach, które urządzał po swojemu, dbając już o alkohol i obserwował zapewne przyszłe projekty, które sprawiały, że nie mógł wywlec Vivian za te rude włosy, porzucając ją na wycieraczce. Przykro, pewnie każdy inny degenerat załamałby brudne rączki, ale Gerard nadal pozostawał stoikiem, który znosi wszystkie trudności z uśmiechem, gotowy na odwrócenie się fortuny, która toczyła się kołem. Przynajmniej tak zapewniali go Sumerowie bądź Chińczycy, więc zaufał pradawnym cywilizacjom, zrzucając potrzebę dokończenia więziennego love story z popielniczką na bardziej sprzyjające i wolne od Igrzysk czasy. Powinna się cieszyć, że właśnie znalazł nową zabawkę, ale na razie nie miał na oku nikogo konkretnego, zatem był nadal lekko poirytowany i niebezpieczny, kiedy uśmiechał się, próbując przekonać samego siebie, że nie może udusić jej żałosnych kotków, a potem podać ich w więzieniu dzieciakom z Kwartału. To już humanitaryzm? Może powinien ubiegać się o posadę naczelnego świętego Kapitolu, który właśnie ratuje ludzkość przed wszechobecnym głodem, kręcąc dwa razy na propozycję nudnych napojów i unosząc szklankę z alkoholem. - Siadaj - cicho, spokojnie, aż za spokojnie, ton człowieka, który właśnie prostuje rękę, by w razie sprzeciwu połamać kręgosłup. Darkbloom na wózku mogłaby spokojnie kończyć projekt, a on przekonałby z łatwością Coin, że bluźniła, próbując obrazić piękną ideę Dożynek. Miał nadzieję, że Vivian będzie rozsądna. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sro Lip 30, 2014 10:01 pm | |
| Jej dłoń zawisła na sekundę w powietrzu, gdy Vivian zastanawiała się nad projektem. Doprawdy, chciała zrobić przynajmniej cztery wstępne szkice i zanieść je Coin, a potem mieć święty spokój i zająć się ciekawszą robotą, na przykład czymś w archiwum. W końcu zajmowała się zarówno architekturą, jak i porządkowaniem wszelkich rządowych dokumentów, jakie istniały. Prosta, przyjemna praca, upływająca rudowłosej głównie w ciszy – bo przecież, jak by nie patrzeć, niewielu ludzi zaglądało do archiwum w siedzibie. W myślach uśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie krew na twarzy Argenta. Nie znosiła tego dupka, ale musiała przyznać, że miał klasę. Nawet jeśli był dupkiem. - Siadaj. Jedno słowo, wypowiedziane cichym tonem. Kto wie, może nie było one zabarwione jakąś ledwie wyczuwalną groźbą w stylu „siadaj, albo pożałujesz do końca swego żałosnego istnienia”, jednak Vivian nie zwróciła na to uwagi. Zastanawiała się bardziej, dlaczego to słowo zabrzmiało tak spokojnie, niemalże delikatnie w ustach Ginsberga. Zupełnie, jakby trącił w niej jakąś czułą nutę, Darkbloom odłożyła ołówek i odwróciła głowę w jego stronę. Jedno skinienie, a zwierzyniec ruszył do jej sypialni; jedynie Belenus odwrócił na chwilę łeb i warknął cicho, nim wyszli z pola widzenia Ginsberga. Wstała powoli, prostując się i odrzucając na plecy kaskadę ciemnorudych włosów. Nie miała największej ochoty siadać; czuła się pewniejsza wtedy, gdy była nieco oddalona od potencjalnego przeciwnika, jednak takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Nie przy Gerardzie Ginsbergu, którego, zdaniem Vivian, należało po pierwsze szanować, a po drugie – obawiać się. Dlatego też usiadła na fotelu, patrząc na mężczyznę. Jasnym było, że jest tu z powodu Igrzysk, niewykluczone, że miało to związek z jej pracą. Dlatego też Viv spojrzała na Ginsberga łagodnie, oczekując słów, lub, co mogło ją ewentualnie zaskoczyć, czynów.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Czw Lip 31, 2014 1:36 pm | |
| Nie rozumiał, czemu Coin otacza się ludźmi, którzy tak naprawdę przy najbliższej okazji pożegnaliby się po angielsku, znowu przechodząc na stronę zwycięzców. Nie do końca wiedział, czy myśli o Vivian czy może o sobie. Wiedział, że nie jest osobą, która tonie wraz ze statkiem, nawet jeśli pełniłby na nim rolę kapitana, ale na szczęście dziewczyna nie była świadoma jego burzliwej przeszłości, która obecnie odciskała na nim piętno. Być może jeśli pochodziłby z któregoś z biednych dystryktów, to nie traktowałby ludzi jak szkodniki, które należało rozdeptać, niezależnie od tego, jak wysoko postawiła ich Coin. Bywał pod tym względem okrutnie staroświecki, szanował tradycje rodowe i własne historie, których na pewno nie wyszeptałby jej na ucho, nawet jeśli zaprotestowałaby. Wówczas może byłaby dla niego bardziej intrygująca - mięso armatnie, które usiłuje uciekać przed wszechobecnymi pociskami - ale nie ferował przedwczesnych wyroków. Równie dobrze mógłby ukarać ją za nieposłuszeństwo, właściwie w swoim doskonałym (tak, megalomania nie była mu obca) charakterze widział tylko jedną wyraźną rysę. Nigdy nie umiał przewidzieć do końca swojego zachowania. Byle kaprys (chwilowe załamanie pogody, źle przestawiony kubek, za mało sucze zachowanie Maisie) mógłby doprowadzić go do szału. Nie zamierzał też bronić się przed tymi emocjami. W przeciwieństwie do większości ludzi, nigdy nie kierował się tym, co powinien zrobić. Mogło się to wydawać egoistyczne, ale nikt nie przestrzegał go przed konsekwencjami takich zachowań, więc czuł się pewnie i błogo, spoglądając na posłuszną dziewczynkę. Też dałoby się ją wychować, może powinien znaleźć ją podobną obróżkę, jaką nosił jej kotek? To na pewno oduczyłoby ją korzystania z rozrywek Kwartału. Złączył dłonie, na chwilę odkładając cygaro w popielniczce i patrząc jej prosto w oczy. Mógłby zapytać, jak się czuje i czy nadal bolą ją nozdrza (poprawić?), ale nie zamierzał rozmawiać o czymś, co go praktycznie nie interesowało. - Coin chce, żebym cię pilnował. Nie zamierzam bawić się w twojego ochroniarza, ale wszelkie projekty i twoje pomysły mają zostać zaakceptowane przeze mnie. Nie martw się, liznąłem - tak, to miało zabrzmieć perwersyjnie - nieco architektury i sztuki, niegdyś w bardziej... sprzyjających warunkach - wytłumaczył, nie bawiąc się w rozwijanie kolein swojego życia, tak bardzo głębokich, że Darkbloom mogłaby uciec z krzykiem. Bawiłoby go to, podobnie jak wspominanie śmierci jej przyjaciela, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że się spotkali niedawno. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Czw Lip 31, 2014 8:04 pm | |
| Vivian nie wiedziała, co sądzić o wizycie Gerarda i jego zachowaniu. Wydawał się być spokojny i opanowany, co najzwyczajniej w świecie nie pasowało do jego osoby – przynajmniej według rudowłosej. Zupełnie nie przypominał mężczyzny, który kilkakrotnie uderzył jej głową o blat stołu, co pewnie jego podwładni obserwowali z zachwytem. Narzeczona ich zmarłego dowódcy na randce z Ginsbergiem, tak, musiało się to im podobać. Kto wie, może nawet robili zakłady o to, kiedy się złamie, po jednym ciosie w twarz czy po przytknięciu cygara do nozdrzy? Takie i tysiąc innych myśli przebiegły jej przez głowę, gdy siedziała nieopodal Ginsberga. Mimowolnie cieszyła się, że odesłała do sypialni zwierzęta, w szczególności psa; Belenus od jakiegoś czasu stawał się zbytnio agresywny i gotów był atakować każdą osobę, która podniesie rękę na jego właścicielkę. Jej pies, atakujący Gerarda Ginsberga. Jeśli pomoc człowiekowi z Kwartału nagrodził przypaleniem nozdrzy, co zrobiłby jej w momencie, w którym pogryzłby go ogromny czarny pies? Nie chciała wiedzieć. Zapewne by ją zabił – poznała go w niewielkim stopniu, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przy drugiej tego typu „randce” to, co zrobił w Kwartale byłoby jedynie uwerturą. Wytrzymała jego spojrzenie, odwzajemniając je swoimi jasnymi, niebieskimi oczyma. Przypomniała sobie to, co kiedyś spostrzegł Dominic – potrafiła przybrać wyraz twarzy identyczny jak Alma Coin, upodabniając się do niej w zachowaniu do tego stopnia, że niektórzy byli zdziwieni. - Coin chce, żebym cię pilnował. – usłyszawszy te słowa, Vivian stłumiła westchnienie; wiedziała bowiem, że to dopiero początek wypowiedzi mężczyzny, dlatego skierowała ku niemu wzrok, uważnie słuchając. - Nie zamierzam bawić się w twojego ochroniarza, ale wszelkie projekty i twoje pomysły mają zostać zaakceptowane przeze mnie. Nie martw się, liznąłem nieco architektury i sztuki, niegdyś w bardziej... sprzyjających warunkach. Między brwiami Darkbloom na sekundę pojawiła się delikatna zmarszczka, świadcząca o czymś, co mogło wyjątkowo zastanawiać dziewczynę. Nie zareagowała na subtelną wymowę słowa „liznąłem”, chociaż była pewna, że mogło mieć ono głęboki podtekst, natomiast wzmianka o architekturze i sztuce była bardziej interesująca. - Rozumiem. – powiedziała spokojnie. Jednak coś nie grało. Dlaczego Coin miałaby pozwolić na to, żeby naczelnik więzienia akceptował projekty areny? Przez cały okres przygotowań do Głodowych Igrzysk, to spekulacje na temat areny były najbardziej nurtującym tematem. W dodatku, musiały być zawsze utajnione i niedostępne dla kogokolwiek poza architektem i panią prezydent. - Dlaczego w tym roku projekty mają być akceptowane przez Ciebie, nim zobaczy je prezydent Coin? – zapytała po chwili, nie spuszczając wzroku z Ginsberga. Jeśli Coin wydała mu takie polecenie, chętnie zażądałaby go na piśmie, by mieć pewność, że Gerard jej nie oszukał. – Są utajnione od momentu, w którym je zapieczętuję. Ciągle patrzyła mu w oczy. Jeśli pytanie mu się nie spodoba, z pewnością ją uderzy. Jeśli ją uderzy, a ona krzyknie, kochany, czarny pies może zmienić się w wielką agresywną bestię. Jeśli uderzy ją, a ona stłumi krzyk, może wywołać jego złość. Cokolwiek będzie się działo, może być tylko źle.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pią Sie 01, 2014 6:02 pm | |
| Zbytnie spoufalanie się z ludźmi z rządu nie należało do ulubionych rozrywek Gerarda. Zdawał sobie sprawę, że ciągnie się za nim sława złego wilka, który porywa biedne owieczki i zamiast ich nastraszyć, grożąc im paluszkiem, wgryza się w ich bebechy, nie dbając o ich uczucia. Dokładnie tak dziecinne zachowanie przeszkadzało mu w nawiązaniu jakichkolwiek bliższych relacji z ludźmi, który z góry uważał za nieznośne dzieci. Nie z powodu wieku ( Scarlett, którą szanował była przecież młodziutka), ale z powodu zachowań, które przystałyby trybutom. Nie przedstawicielom władzy, którzy mieli być autorytetem w Panem i trzymać w garści kolcowych buntowników. O to przecież walczyli od samego początku. Nic dziwnego, że od samego początku swojej współpracy z Coin – jeszcze w Trzynastce – starał się trzymać jak najdalej od rządowych koligacji. Wszelkie próby dystansu w jego przypadku były ułatwione faktem, że nie musiał zjawiać się w swoim biurze każdego dnia, pozwalając sobie na bardziej zażyły kontakt z więzieniami niż ze swoimi współpracownikami. Kojarzonymi, tak czy siak – dawno już odkrył, że patrzenie na nich z wyższością i mrukliwy charakter nie sprzyjają i tak próbom zachowania kojącej prywatności. Prędzej czy później był zmuszany do zawierania znajomości, na które niekoniecznie miał ochotę. Nie, kiedy rozgrywały się poza salą przesłuchań i nie mógł sprawić, by Vivian na sekundę zamknęła jadaczkę i pozwoliła mu działać. Nie miał zielonego pojęcia, czemu dostąpił tego wątpliwego zaszczytu zajęcia się osobiście areną. Z całą pewnością, jego zwierzchniczce brakowało rąk do pracy (część z nich sam Ginsberg odesłał do Kwartału) i bała się zlecić to zadanie komukolwiek z zewnątrz, ale przecież nie to było istotne. Chciał ustalić jakieś zasady tej gry, których i tak nie zamierzał przestrzegać i pójść do domu, gdzie czekały na niego milczenie, seks i ciepły posiłek (nieważne w jakiej konfiguracji), a sterczał na kanapie, próbując powstrzymać odruch obdarzenia Vivian delikatnym uderzeniem. Takim, które spowodowałoby wybicie jej zębów wprost na plany budowy miejsca kaźni niewinnych trybuciątek. Nie umiał ukrywać swoich reakcji – kolejna zaleta jego charakteru (?) – spojrzał w jej oczy karcąco, poprawiając długie włosy, spływające luźno po jego ramionach. Nie miał czasu nawet się przebrać, pewien, że spotkanie nie zajmie im dużo czasu. - Nie wiem, Darkbloom. Pewnie pomyślała, że jeśli ja cię nie zabiję podczas twoich głupiutkich odpowiedzi, to nic ci nie grozi – odpowiedział spokojnie, znowu wydmuchując dym w jej stronę. – Nie mam całego dnia, by się tobą zajmować, więc oszczędź mi i doceń to, że byłem tutaj znacznie wcześniej i nie zabrałem ich sam – zauważył niemal chytrze, wzdychając cicho nad jej niesubordynacją. Miał ochotę (niedorzeczną) poszczuć nią jej własnego pieska i zabrać projekty do Coin, opowiadając o okrutnym wypadku, jaki spotkał ją ulubioną architekt. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Sie 02, 2014 5:01 pm | |
| Vivian była osobą, która z założenia lubiła towarzystwo ludzi, choć zdarzały się dni, w których ceniła sobie własną niezależność. Podobnie było teraz, gdy wesoła wizyta Ginsberga chwilowo zburzyła jej wewnętrzny spokój; niemniej jednak, nie podjęłaby się wyrzucenia go z domu. Bo i po co? Skoro wszedł do jej mieszkania, musiał mieć klucze, a to oznaczałoby, że może wrócić tu w każdej chwili i zrobić wiele rzeczy - wykraść projekty, zabić jej kota, takie tam. Jednak z drugiej strony jego towarzystwo było nawet przyjemne, pomijając fakt, że zarówno podziwiała go i obawiała się jego gniewu. Dlatego też stwierdziła, że jest jej wszystko jedno i nie będzie dociekać, dlaczego Coin właśnie jego wybrała do tej roboty. Skoro taka była decyzja ich zwierzchniczki, nie miała prawa jej kwestionować, a jedynie przytaknąć. Dlatego też przerwała kontakt wzrokowy i na chwilę wyszła z salonu, tylko po to, by po chwili wrócić z dwoma zapieczętowanymi planami areny, które położyła na ławie przed Gerardem. - Cieszę się, że prezydent Coin powierzyła to zadanie Tobie. - stwierdziła krótko, ubierając w słowa to, o czym myślała. Nie miała ochoty bronić swoich wypowiedzi i tłumaczyć czegokolwiek Gerardowi. Być może to z tego powodu delikatnie odpieczętowała oba projekty i rozłożyła je na ladzie, odpowiadając ze stoickim spokojem na jego karcące spojrzenie. Paradoksalnie, miała wrażenie, że patrzy na nią jak na niesfornego szczeniaczka, którego należałoby skarcić za nasiusianie na świeżo umytą podłogę. Coż, jeśli widział powód, by ją karcić wzrokiem - zapewne za to, że w ogóle śmie się odezwać w jego obecności - niech karci. Mimo całej tej wyższości, jaką Gerard Ginsberg zdawał się emanować, dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć. Miał naprawdę ładne oczy, a jego włosy opadały na plecy w lekkich falach; ot, urodziwy mężczyzna, zapewne w kwiecie wieku, władczy i porywczy. A mimo to usiłowała doszukać się w nim jakiejś pozytywnej cechy. Delikatnie rozłożyła projekty przed Gerardem, jeden na drugim, by mógł je obejrzeć. Prawdę mówiąc, Vivian miała w nosie jego opinię. Projekt miała obejrzeć Coin, a potem przekazać go ludziom, którzy odtworzą arenę dla celów zabicia kolejnych dwudziestu trzech osób. - Nie zakładaj, że nie doceniam. - stwierdziła. - Ufam, że osobiście dostarczysz projekty do biura pani prezydent? Cały czas zastanawiała się nad jednym; skoro tak namiętnie karcił ją spojrzeniem, dlaczego nie karcił jej za mówienie do niego po imieniu? |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Sie 05, 2014 12:16 am | |
| Ginsberg uwielbiał łamać wszelkie prawa dobrego gościa i teraz również traktował tę wizytę bardzo nonszalancko. W jego swobodnym zachowaniu i niezwykłej pewności siebie (choć nie ordynarnej) można było dostrzec echa kapitolińskiej przeszłości, która wyryła na nim piętno. W przeciwieństwie do wielu nie starał się jednak z nim walczyć. Nosił się bardzo staroświecko, pocierając wielki rodowy sygnet na dłoni i próbując odgadnąć, jakie emocje budzi w tej dziewczynie. Młodej. Niejednokrotnie przyszło mu zastanawiać się, czemu Alma Coin otacza się pracownikami o tak niskiej średniej wieku, ale nigdy nie znalazł na to wystarczającej odpowiedzi, więc prędko porzucił praktykę przeliczania różnicy lat, która dzieliła go z poszczególnymi jednostkami. Wolał bezkarnie wytykać im pewne braki, które rozpalały go tak bardzo, że również teraz czuł się dziwnie zirytowany i głodny nowych ofiar. Które musiały poczekać, przynajmniej do Igrzysk, więc spoglądał na nią niechętnie, usiłując przetrawić jej słowa. - Dlaczego? - zapytał. był szczerze zaskoczony jej wyznaniem. Nie żałował swojego zachowania podczas przesłuchania. Cel (jasny, nikt nie śmiał wątpić) uświęcał najbardziej niegodziwe środki, zresztą tylko głupiec podejrzewałby, że Gerard Ginsberg nie czerpie z tych narzędzi w osiąganiu realizacji sporo czystej, niemal dziecięcej przyjemności. To właśnie ona sprawiał, że mógł rozmawiać z nią również teraz bez wspominania najdroższego Tima, który zapewne nie pochwaliłby jego postępowania. Nie wiedział nawet, czy zdawała sobie sprawę z tego, że się znali, a i on nie robił niczego, by pokazać jej, że to miało jakiekolwiek znaczenie. Prawdę powiedziawszy, nie miało. Musiał ją traktować po swojemu, profesjonalnie, owszem, istniały sympatie mniejsze i większe, ale nikt nie śmiał wątpić, że Ginsberg jest człowiekiem, który nie kieruje się osobistymi względami. Wiele można było o nim powiedzieć, ale nepotyzm był mu szalenie obcy i to sprawiało, że ludzie musieli go jakoś znosić. Nie potrzebował ich szacunku, preferował wzbudzanie w nich strachu. Przejrzał podsuwane mu projekty spokojnie, zwijając je i wstając. - Tak - krótka i żołnierska odpowiedź na pożegnanie, zresztą nie lubił marnować czasu na czcze rozmowy. - Jeśli coś się dzieje, dzwonisz do mnie - dodał, ale nie jako głupią wymówkę - zadania powierzone mu przez Coin traktował bardzo poważnie. Spakował projekty i ruszył przed siebie, nie oddając jej klucza. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Sie 09, 2014 11:07 pm | |
| /prostujemy czasoprzestrzeń; dzień dożynek
Jakiekolwiek spotkania z Ginsbergiem wywoływały u Vivian zarówno nutę nostalgii, jak i potrzebę przebywania wśród ludzi. Dość paradoksalne uczycie, zważywszy na to, że nie cieszyła jej perspektywa spotykania się z kimkolwiek. Dlatego też ostatnie dni poświęciła na wykańczanie i cyzelowanie kolejnych projektów, które mogła oddać Ginsbergowi. Nie mogła zapomnieć wyrazu jego twarzy i zaskoczenia w głosie, gdy zapytał, czemu się cieszy, ani swojej odpowiedzi. Bo mogę Ci zaufać. Dla Gerarda były to zapewne puste słowa, może nie do końca spodziewane, ale i nie wzbudzające pozytywnych uczuć. Dla Vivian była to po prostu deklaracja zaufania. Musiała przyznać, że łatwo traciła zaufanie, co idealnie odzwierciedlała jej ostatnia wymiana smsów z Rory. Wiedziała, że rudowłosa przyjaciółka ma swoje sprawy, ale jednocześnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Carter odsuwa od siebie znajomych, pozostawiając przy sobie – jak Vivian zakładała, być może nawet słusznie – Nicole. Czasami, przed zaśnięciem, Darkbloom zastanawiała się, dlaczego to wszystko tak się potoczyło. Nadeszły dożynki, a wraz z nimi – informacja o możliwości przebywania w Ośrodku Szkoleniowym. Vivian czuła się zdenerwowana, mając świadomość, że tym razem może być inaczej, i że prezydent Coin tym razem może nie pozwolić na czterech zwycięzców. Około 12 rudowłosa zasiadła przed telewizorem, by zapoznać się z nazwiskami mentorów i trybutów… I coś nie grało, miała bowiem wrażenie, że niektóre z nazwisk brzmiały dziwnie znajomo. A gdy patrzyła na zdjęcia trybutów, niektóre twarze wyróżniały się od reszty, naznaczonej smutkiem i wychudzeniem charakterystycznym dla mieszkańców Kwartału. Czyżby…? Nie, to niemożliwe. Pragnąc uciszyć własne domysły, Vivian zaczęła porządkować mieszkanie, jednocześnie wstawiając wodę na herbatę i czekając na Evę.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : pani szpieg, hakerka Obrażenia : tabula rasa
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Sie 09, 2014 11:54 pm | |
| | po intensywnym procesie wicia gniazdka małżeńskiego, czas na z niego wyfrunięcie; fast-forward do Dożynek
Czekała na coś takiego, żeby się wyrwać i poczuć się przydatną. Jedyne, czym się ostatnio zajmowała, to Nikola. Wychodziła z domu tylko na spacery z mężem i tylko wtedy widziała świat od zewnątrz. Całe dnie spędzali razem, przyklejeni do siebie mocą miłości. Potem jednak rozdzielili się, wpadali na siebie w kuchni i we śnie - Eva zamykała się w pokoju i pracowała na przemian z udawaniem, że pracuje; Nikola natomiast był zajęty w swoim laboratorium przygotowywaniem się do bycia trenerem na tegorocznych Igrzyskach. Ich naczelną zasadą było to, że praca była rzeczą świętą i nietykalną, dlatego spotykali się tak rzadko. Nie zostawiła mężowi żadnej notki, że gdzieś wychodzi. Zapewne będzie tak zajęty, że nie zauważy nawet jej nieobecności, a nawet jeśli, to nie będzie węszył. Eva przecież tak tego nie lubiła. Wyszła zaraz po transmisji Dożynek. Czuła napięcie, i wcale się temu nie dziwiła. Do rządów Coin nie miała nic, przynajmniej oficjalnie, ale Igrzyska były jej zdaniem zbędne. Przeciąganie tradycji z czasów Snowa zupełnie kłóciło się z rebelią, zmianami i polityką głoszoną przez Coin, przynajmniej tą wygładzoną. Ale to prezydent, musi wiedzieć co robi. Rozważania i jej smukłe nogi zawiodły ją prosto pod drzwi mieszkania Vivian. Zadzwoniła trzy razy dzwonkiem. Brzmiało to jak brzęczenie pszczół albo inny alarm pożarowy. Brunetka przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugi i piorunowała wzrokiem nieme drzwi. Zaczynało się robić ciekawie. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Nie Sie 10, 2014 12:21 am | |
| Vivian właśnie wyłączała czajnik z wrzącą wodą, gdy usłyszała dzwonek u drzwi. Raz, drugi, trzeci. Uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona. Tylko Eva Magnus potrafiła dzwonić tak dźwięcznie, a jednocześnie nieco natrętnie, co sprawiało, że uwielbiała ją jeszcze bardziej. Oba zwierzaki już kręciły się przy drzwiach. Rudowłosa poprawiła swoją niesforną kitkę i zerknęła do pokoju, by sprawdzić, czy przesyłka z rysunkami od Lennarta, którą posłaniec od Josepha dostarczył dość dawno temu, jest na miejscu. Była, więc pośpieszyła do drzwi i otworzyła je raptownie, nogą odsuwając kochaną psinę. - Wow, miłość Ci służy, Magnus – gwizdnęła z podziwem, patrząc na przyjaciółkę. – Cholera, jak to robisz, że piękniejesz z dnia na dzień? Odebrała płaszcz od brunetki i wyściskała ją, po czym chwyciła znajomą, delikatną dłoń Evy i pociągnęła ją w stronę salonu, gdzie jeszcze całkiem niedawno – bo przecież kilka dni temu – siedziała z Ginsbergiem. Herbata już czekała, jakaś butelka wina też… pozostało tylko rozwalić się na kanapie i rozpocząć ploteczki. - Więc? – spojrzała na Evę z zadowoleniem. – Co u Was, jak się Wam układa? – uśmiechnęła się do przyjaciółki, oczekując jakichś przyjemnych relacji. Ze szczegółami.
|
| | |
| Temat: Re: Vivian Darkbloom | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|