|
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: [P1] Strzelnica Sob Lis 15, 2014 1:13 am | |
|
Strzelnica wykorzystywana przez członków Kolczatki do ćwiczeń w celności i trenowania rekrutów. W pomieszczeniu znajdują się trzy oświetlone tory z tarczami, a drzwi po drugiej stronie sali prowadzą bezpośrednio do zbrojowni. Ponieważ brak tu zabezpieczeń, a pociski mogą odbić się od betonowych ścian rykoszetem, nakazuje się szczególną ostrożność w czasie użytkowania strzelnicy. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Nie Lis 23, 2014 11:14 am | |
| Tylko nie zrób z siebie kompletnej idiotki, tylko nie zrób z siebie kompletnej idiotki, tylko nie zrób z siebie kompl... Mantra, jaką Farrie powtarzała sobie w myślach od dzisiejszego poranka, nie brzmiała szczególnie górnolotnie. Nie niosła też ze sobą jakiejkolwiek filozoficznej treści, chociaż dla samej zainteresowanej stanowiła wsparcie niemalże religijne. Co prawda o wiele sprawniejszą pomocą byłaby w tym dziewczyńskim przypadku rozmowa z przyjaciółką albo przeczytanie działu porad w Teen Capitols Voice, ale panna Risley nie miała dostępu do żadnego z tych dobrodziejstw. Pozostawała więc wyłącznie wiara w samospełniającą się przepowiednię i kierowanie się prostymi wytycznymi, jakie zdołała już zapisać w prawie każdym programie komputerowym, nad jakim pracowała. Musiała pamiętać, by je potem wykasować i by przypadkowo ktoś nie odkrył jej żenującej tajemnicy, jednak…to później. Na razie musiała stawić czoła swoim słabościom i nie zrobić z siebie kompletnej idiotki. Plan był naprawdę prosty, gorzej (zapewne) było z jego wykonaniem, bo zazwyczaj trzeźwo myśląca, spokojna i radosna Farrie stanowiła tego jesiennego popołudnia swoje nerwowe przeciwieństwo. Oczywiście w granicach normy – wyspała się naprawdę dobrze, zjadła też pożywne śniadanie (pizza to przecież warzywo?), odbyła godzinny spacer po przerażających wertepach (naprawdę nie znosiła otwartej przestrzeni i każde odwiedziny bunkra przypłacała atakiem astmy) i stanowiła okaz zdrowia fizycznego i psychicznego. Przynajmniej powierzchownie, bo wewnątrz nie było aż tak różowo. Za to romantycznie – jak najbardziej, więc chociaż koloryt uczuć Farrah zgadzał się z przyjętym kanonem miłosnych stereotypów. Nigdy nie przyznałaby się do tego, że takowe uznaje i że cokolwiek uczuciowego dzieje się teraz w jej życiu, ale nie potrafiła okłamywać samej siebie. Zwłaszcza w tak ważnym dniu, w jakim miała się spotkać z Malcolmem sam na sam. Względnie, odrobinę fantazjowała (niespotykane dla tak konkretnej osoby), nie zapraszał je przecież na żadną randkę ani nawet na przyjacielską kawę. Z jednej strony żałowała, to byłoby przecież jakimś światełkiem w tunelu; z drugiej strony: chyba umarłaby z przerażenia, gdyby faktycznie zaproponował jej udział w grze wstępnej do komedii romantycznej. Było więc dobrze tak, jak było (optymizm podstawą) i mimo całego zdenerwowania Farrie szukała w życiu jasnych stron, witając każdego mijanego na korytarzu członka Kolczatki nieco zamglonym spojrzeniem i bardzo szerokim uśmiechem, znajdując w końcu drogę do strzelnicy. Co zabrało jej nieco czasu, bo najpierw koniecznie chciała znaleźć Jeremy’ego i podzielić się z nim nowymi pomysłami na ulepszenie systemu (i może trochę powzdychać do Malcolma, co – o dziwo – denerwowało mężczyznę nieziemsko), jednak nigdzie nie mogła znaleźć bruneta i musiała udać się na ścięcie festiwal samopomocy terrorystycznej bez wsparcia moralnego. Otwierała więc ciężkie drzwi z dość mocno bijącym sercem, starając się przekroczyć próg bez widowiskowej wywrotki. Na szczęście…Malcolma jeszcze nie było, mogła więc odetchnąć z ulgą i dać upust swojej idiotycznej nerwowości poprzez zabawę własnym zamkiem błyskawicznym w szerokiej bluzie. Nie pomyślała o tym, by ubrać się jakoś wystawniej – zawsze miała na sobie ten sam prosty, wręcz chłopięcy zestaw i jedyną oznaką tego, jak bardzo się przygotowywała, były rozczesane (a to rzadka sprawa) włosy, z nieco podkręconymi końcówkami. W chwili kompletnej rozsypki przed wyjściem z mieszkania podkradła lokówkę Kitty i teraz żałowała swojego występku, bo niesforne blond kosmyki łaskotały ją w szyję a wcale nie czuła się przez to pewniej. Odrobinę wariowała – musiała przyznać to przed samą sobą, jednak na szczęście posiadała resztki zdrowych zmysłów, bo gdy usłyszała otwierające się za swoimi plecami drzwi, nie podskoczyła w górę ani nie zaczęła nerwowo mrugać ani pąsowieć, witając Randalla typowym, szerokim uśmiechem. I spojrzeniem zakochanego szczenięcia, ale miała nadzieję, że nie jest to zbyt oczywiste. – To naprawdę wspaniałe z twojej strony, że postanowiłeś mi pomóc, jestem kompletnym zerem, jeśli chodzi o strzelanie. – zaczęła trochę zbyt radośnie, pewnie patrząc mu w oczy i właściwie nie wyglądając na żałośnie zakochaną blondynkę. Nerwowe skubanie rękawa swojej bluzy mogło być związane z bliskością prawdziwej broni, prawda? Albo onieśmielenia towarzystwem szefa podziemnej organizacji. Bardzo przystojnego. Z tymi cudownymi zmarszczkami przy oczach. Och. – To znaczy, realnie, bo w grach jestem całkiem niezła. – ciągnęła tym samym, ciepłym tonem, ciągle odtwarzając w głowie tę samą mantrę. Oby zadziałała. - I postaram się nie zająć ci dużo czasu, wiem, że jesteś potwornie zajęty - ale i tak znalazłeś chwilę, żeby mi pomóc, więc to chyba c o ś znaczy, prawda? |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Nie Lis 23, 2014 6:10 pm | |
| Charakterystyczne echo kroków odbijało się głucho od ścian klatki schodowej, kiedy Malcolm niemalże truchtem zbiegał na dół, kierując się na strzelnicę. Tak, zbiegał - dni, kiedy poruszał się po bunkrze ostrożnie, licząc każdy stopień i uważając na każdy skalny występ, minęły bezpowrotnie. W tej chwili nie potrzebował już nawet oświetlenia, pokonując korytarze i liczne schody niemal z pamięci, odruchowo omijając szczerbaty schodek (trzeci od góry) i schylając się przed zbyt niskim przejściem na poziom pierwszy. I choć wciąż zdarzało mu się łapać na nasłuchiwaniu kapania wody (którego nie słyszał ani razu od czasu opuszczenia kwatery w kanałach), to i tak mógł już z czystym sumieniem twierdzić, że siedziba Kolczatki przestawała mieć przed nim tajemnice. Co wcale go nie uspokajało; mimo że schowany w głębi góry bunkier stanowił twierdzę niemalże nie do zdobycia, ukryty przed czujnymi oczami stolicy i pozostający (tego był pewien) poza zasięgiem Adlera, to sam Malcolm nie potrafił pozbyć się palącego uczucia, że oto przekroczyli jakąś niewidzialną granicę, zza której nie istniała już możliwość powrotu. Kolczatka nie była już dłużej niegroźną organizacją, zajmującą się podrabianiem dokumentów i malowaniem napisów na murach. Działali w podziemiu, ukrywali poszukiwanych zamachowców, przemycali broń, szkolili żołnierzy. Przestali być pogłoską, przenoszoną z ust do ust, w której istnienie nikt tak naprawdę nie wierzył. Istnieli oficjalnie, zdjęcia ich członków pojawiały się na ekranach telewizorów w całym kraju, a fotografia jego brata zdobiła ostatnie wydanie Capitol's Voice - z nagrodą, wyznaczoną za jego głowę. I chociaż Randall był przekonany, że gdyby pozwolono mu cofnąć się o kilka miesięcy w tył, to niczego w swoim życiu by nie zmienił - to trudno było zaprzeczyć, że zdarzały mu się momenty, w których to wszystko najzwyczajniej go przerastało. Takie jak teraz, kiedy przekraczał próg strzelnicy, dostrzegając na tle zawieszonych na ścianie karabinów i pistoletów, drobną sylwetkę dwudziestoletniej dziewczyny, którą obiecał nauczyć, jak za pomocą prochu i kul, odbiera się życie. Coś w tym obrazku mocno mu nie pasowało i nawet tłumaczenie tego dobrem sprawy brzmiało jak kiepska wymówka. Którą i tak sobie powtarzał; doskonale znane słowa wpadały w wytarte w umyśle szlaki, pogłębiając wyryte tam już dawno ślady. - Cześć - rzucił prawie wesoło, odwzajemniając uśmiech i rozglądając się po magazynowym pomieszczeniu, które jakimś cudem udało im się zaadaptować na strzelnicę. Mocno niedoskonałą; nie mieli niczego, co wygłuszyłoby odgłosy wystrzałów, więc te odbijały się od pustych ścian, wracając jako zwielokrotnione echo i czyniąc jakiekolwiek ćwiczenia torturą dla uszu. - Nie ma sprawy, nie jestem aż tak zajęty - zapewnił ją, właściwie zgodnie z prawdą. Organizacja już od jakiegoś czasu przestała stanowić chaotyczny zlepek indywidualnie działających jednostek, i chociaż wciąż sporo brakowało jej do perfekcji, to zaczynała powoli działać jak zorganizowany mechanizm. W większości dzięki nowym osobom; dużo dało im przeciągnięcie na ich stronę Reiven, która nie tylko czynnie działała w wojsku, ale mogła też trenować rekrutów. Co zaś się tyczy jego prywatnych zajęć... oficjalnie nadal pozostawał bezrobotny. Podszedł bliżej, zrzucając z ramion skórzaną kurtkę i odkładając ją na metalowy wieszak w rogu. W podziemiach zawsze było chłodno, bo temperatura nawet w słoneczne dni utrzymywała się na względnie jednakowym poziomie kilkunastu stopni, ale wolał by w trakcie strzelania nic nie krępowało mu ruchów. Uśmiechnął się pod nosem na słowa Farrah; z długimi, jasnymi włosami opadającymi na plecy i błyszczącymi oczami wyglądała niewinnie, ale wiedział już, że to tylko pozory. Widział, co potrafiła zrobić, siedząc przed ekranem monitora, a co dla niego wyglądało jak wklepywanie w klawiaturę bezładnych ciągów nic nie znaczących znaków. Właściwie nie pamiętał, jak ani kiedy znalazła się w Kolczatce. Nie był nawet pewien, kto ją przyprowadził; wydawało mu się, że od zawsze migała mu na korytarzach bunkra, stanowiąc jeden z jaśniejszych punktów wśród wszechobecnej szarości. - Trzymałaś kiedyś w ręku broń? - zapytał, wyciągając z szafki niewielkiego glocka i wyuczonym ruchem umieszczając w nim pełny magazynek. Podszedł do dziewczyny, wyciągając pistolet w jej kierunku i przyglądając się jej z zainteresowaniem. Pamiętał, że kiedy on sam po raz pierwszy dostał do ręki broń, bał się jej chociażby dotknąć - zupełnie jakby odruchowo wyczuwał konsekwencje, jakie niosło za sobą jej używanie. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Pon Lis 24, 2014 3:44 pm | |
| W latach młodości z pewną pogardą patrzyła na zakochane równolatki, wzdychające do starszych kolegów i wysyłające głupiutkie, miłosne emaile z mnóstwem błędów ortograficznych i kiczowatych grafik. Nigdy nie oglądała się za chłopcami, nigdy też jakiekolwiek zaawansowane towarzyskie kontakty z płcią przeciwną nie stanowiły dla niej jakiejkolwiek rozrywki czy celu w życiu. Miała na głowie ważniejsze sprawy (na przykład naukę albo przejście kolejnego, trudnego levelu w nowo wydanej grze) i to im poświęcała całą uwagę. Co oczywiście nie znaczyło, że zamieniała się w bezlitosną i ekstremalną feministkę. Bardzo lubiła towarzystwo chłopców i chociaż w Trójce i tak większość dzieci znała się dość nieźle na technologiach, to jednak małoletni przedstawiciele płci brzydszej dziwnym trafem posiadali najlepszy dostęp do niezbyt legalnych źródeł oprogramowania i innych wesołych zagwozdek. Spędzała więc z nimi wiele czasu na zażartych dyskusjach albo całonocnych wirtualnych wyścigach (a czasem i mordobiciach, co sprawiało jej dziwną satysfakcję, nigdy nieprzeniesioną na życie realne), później także lepiej dogadując się z chłopcami. Z nimi też nawiązywała najsilniejsze relacje - tylko przyjacielskie, chociaż przecież udało się jej w końcu przeżyć nieco szczeniackie i żałosne zauroczenie w Benie. To jednak stanowiło normalny etap dorastania i teraz wydawało się jej niesamowicie śmieszne. Miała przecież już prawie dwadzieścia lat i głupiutkie emocje nastolatki zostawiała daleko za sobą. Była taka dorosła. I w swej równie głupiutkiej dorosłości musiała niezbyt rozsądnie ulokować swoje uczucia w kimś będącym kompletnie poza zasięgiem. Malcolm był dużo starszy, dużo mądrzejszy, zapracowany, zdolny, przystojny i...naprawdę mogła by wypisać całą cukrową laurkę określeń, ale na szczęście potrafiła trzymać swoje uczucia na wodzy i zachowywać się niemal profesjonalnie. Nie rzucała się mu przecież w ramiona ani nie piszczała na jego widok...przynajmniej na razie, bo z każdym bezpośrednim kontaktem, kiedy okazywał się jeszcze bardziej wspaniały i dojrzały, głupiała coraz bardziej. Najgorsze: zachowując przy tym pełną świadomość idiotyczności swoich myśli. Brutalna spirala wewnętrznych facepalmów i prób zachowania twarzy. Nawet skuteczna, uśmiechała się przecież do niego tak, jak do każdego...aż do momentu, w którym zdjął z ramion kurtkę a jej twarz pokrył lekki rumieniec. Dobrze, że stał do niej plecami, wyszukując odpowiedniej broni, bo inaczej musiałaby roześmiać się nieco histerycznie ze swojego naiwnego zapatrzenia się w odsłoniętą skórę jego łokcia, która wydawała się jej - o zgrozo nastoletnich zauroczeń! - niezwykle fascynująca. Walka z własnymi odruchami nieco opóźniała jej reakcję, odpowiedziała na jego pytania dopiero wtedy, kiedy znów stanął przed nią z pistoletem w wyciągniętej dłoni. - Och, wiele razy - odparła szybko, chcąc zatrzeć niezbyt pozytywne wrażenie nagłej ciszy...i praktycznego oderwania połowy rękawa swojej bluzy. - To znaczy...tylko kontrolery w wirtualnej grze. I...raz właściwie trzymałam pistolet jakiegoś nadętego śledczego, któremu próbowałam wytłumaczyć działanie mikrofonu przyczepionego do jego krtani a który to śledczy traktował mnie jak wieszak. Musiałam też trzymać jego marynarkę i krawat, kiedy się przebierał - kontynuowała już bardziej w swoim, nieco słowotokowym i niefrasobliwym stylu, odbierając od Malcolma broń i trzymając ją całkiem pewnie. Nie patrzyła jednak wcale na trzymany w ręku pistolet - naprawdę nie mogła oderwać wzroku od Randalla, ciągle uśmiechając się do niego, jakby własnie wręczył jej bukiet czerwonych róż albo złoty dysk najnowszej generacji. - Ale...szybko się uczę. Nie będę dla ciebie kolejnym problemem - dorzuciła niemalże autoreklamowo, w końcu przyłapując się na zbyt długim kontakcie wzrokowym i powracając wzrokiem do trzymanego w ręku glocka. Plus sto do skupienia, chociaż i tak zdała sobie sprawę z tego, że znów palnęła coś głupiego. - To znaczy, nie sądzę, że jakiekolwiek masz, ale...wiesz, zawsze możesz ze mną porozmawiać - dodała, pewna, że tym zdaniem zakończy festiwal idiotycznych wtop, chociaż...chyba dopiero go rozpoczęła, bo nie wytrzymując napięcia po prostu zaśmiała się nerwowo, przeczesując palcami długie włosy, opadające na jej twarz. - Wybacz, to chyba oczywiste, że mi jeszcze nie ufasz, jestem tu dopiero od kilku miesięcy, do tego pracuje dla rządu i właściwie nie masz żadnych podstaw do szczerego zwierzania się mi ze swoich kłopotów - powiedziała w końcu względnie spokojnie, wewnętrznie jednak spalając się ze wstydu i zastanawiając się, czy aby nie powinna podnieść pistoletu do skroni i w ten sposób pożegnać się z swoimi niedorzecznymi westchnieniami. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Wto Lis 25, 2014 2:51 am | |
| Malcolm zapewnie czułby się niezręcznie, gdyby zdał sobie sprawę, że nadmierna ilość słów, wyrzucanych z siebie przez Farrah i jej szeroki uśmiech, spowodowane są czymś więcej, niż zwyczajnym podekscytowaniem ćwiczeniami. Ale sobie nie zdawał. Należał do tej - jakby nie było, licznej - grupy mężczyzn, którzy nie potrafili czytać między wierszami, a wszelkie przyswajane informacje odbierali nadzwyczaj prosto. Może gdyby urodził się w Kapitolu, przywykłby do nieustannej gry pozorów i zgłębiłby nieco głębiej tajniki mowy ciała, ale takie rozrywki nigdy go specjalnie nie fascynowały. Mówił, co myślał i zazwyczaj tego samego oczekiwał od ludzi, z którymi przebywał, dlatego nie dostrzegał niczego nietypowego w nerwowym przeczesywaniu włosów i nieco zaróżowionych policzkach dziewczyny. Którą traktował bardziej jak córkę, zresztą - nie ją jedną. Odczuwał ciążącą odpowiedzialność za wszystkich członków Kolczatki, więcej - za wszystkich, przebywających na terenie bunkra. Mimo że nikogo z nich nie przyprowadził tutaj siłą, nikogo do niczego nie namawiał i nie stawiał ultimatum, i tak nie potrafił się pozbyć wrażenia, że gdyby komukolwiek stało się coś złego, wina leżałaby w znacznej mierze po jego stronie. Może dlatego chciał, żeby potrafili się bronić, nawet jeśli ich zadanie na co dzień ograniczało się do siedzenia przed ekranem komputera. - Hm, tu może być trochę inaczej niż z kontrolerem, ale przynajmniej mamy jakąś bazę - powiedział, chociaż szczerze mówiąc nie do końca miał pojęcie, o czym mówiła Farrah. Wstyd było się przyznać, ale pomimo faktu, że od lat mieszkał w Kapitolu, to jego wiedza w zakresie nowinek technicznych i komputerów w ogóle, oscylowała na poziomie przeciętnego mieszkańca Dziewiątki. Czyli była nijaka. I właściwie sam nie wiedział dlaczego, ale nigdy nie odczuwał potrzeby, żeby zmienić ten stan rzeczy. A może po prostu się starzał. Odchrząknął cicho, przyglądając się, jak dziewczyna trzyma broń. Nie był to chwyt doświadczonego żołnierza, ale przynajmniej nie przyszło jej do głowy zaglądanie do lufy, ani celowanie do żywych celów. - Strzelamy do tamtej tarczy, tylko cofnij się trochę - poinstruował, robiąc kilka kroków do tyłu i czekając, aż Farrah do niego dołączy. - Musisz się dobrze ustawić - dodał, przystając obok i lekko, ale pewnie unosząc jej ramiona nieco wyżej, pomagając jej przyjąć pewną pozycję. - Zegnij trochę łokcie, przy wystrzale porządnie szarpnie. - Nie był pewien, czy jego wskazówki faktycznie były dla niej czymś nowym, czy może rzucał oczywistościami, które zdążyła wyczytać już dawno albo których nauczyła się na symulatorach. Jednocześnie wsłuchiwał się w jej słowa, nie do końca rozumiejąc, do czego zmierzała... i szczerze mówiąc, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Nie przyszłoby mu do głowy zawracanie jej głowy jego osobistymi problemami, nawet jeśli nie mógł powiedzieć, że jej nie ufał. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał więc nic, po prostu obserwując, jak dziewczyna mierzy do oddalonego celu, ale w końcu przedłużająca się cisza zaczęła mu przeszkadzać. - Dzięki. To znaczy, doceniam to - mruknął cicho, bo i tak znajdował się wystarczająco blisko, żeby była w stanie go usłyszeć. - I nie jesteś tu problemem. Ani nie mam wątpliwości, po której jesteś stronie - zapewnił, choć właściwie nie wiedział, skąd brała się w nim ta pewność. Z drugiej strony, gdyby podejrzewał każdego o złe zamiary, prędzej czy później by zwariował. Nie mówiąc już o tym, że w sytuacji, w której spodziewałby się noża w plecach (bądź kuli w kolanie), nauka strzelania w ogóle nie wchodziłaby w grę. - Dobra. Gotowa? - zapytał, przeskakując szybko na inny temat i wskazując na zlokalizowaną po drugiej stronie pomieszczenia tarczę. - Spróbuj trafić. Pamiętaj o wstrzymaniu oddechu i pewnie stój na nogach - polecił, robiąc dwa kroki w tył i przyglądając się Farrah milcząco. Nie spodziewał się sukcesów po pierwszym strzale, ale sam był ciekaw, ile mogła wynieść z komputerowych ćwiczeń.
|
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Wto Lis 25, 2014 1:09 pm | |
| Miała szczęście, że Malcolm pozostawał ślepy na jej dość żałosne próby opanowania zauroczeniowych odruchów, inaczej pewnie wkręciłaby się w spiralę robienia z siebie idiotki i skończyłaby na zimnej posadzce w pozycji embrionalnej. Wystarczająco upokarzające, by zdecydować się na odejście z szeregów Kolczatki, chociaż przecież kochała tą terrorystyczną organizację całym sercem, traktując ją jak rodzinę. Kolejne podobieństwo z Randallem: wyszukiwała je niemal namolnie, pozostając jednak w granicy niemal niemożliwej przyzwoitości. Nie projektowała niedorzecznych scenariuszy, rodem z filmów akcji. Żadnego namiętnego pocałunku pod koniec starcia z Strażnikami Pokoju, żadnego ratowania sobie życia i powłóczystych spojrzeń, posyłanych w czasie narad Kolczatki. Nic z tych rzeczy; wyobrażała sobie raczej szczerą rozmowę, radosny śmiech, może przytulenie i przygotowanie wystawnej kolacji, wyjątkowo niezłożonej wyłącznie z odgrzewanej w mikrofali pizzy. Pomimo głupiutkiego zauroczenia pozostawała dalej sobą - Farrah prostą, chcącą dla wszystkich dookoła szczęścia...o ile nie byli idiotami. Zazwyczaj reagowała alergią na niedorzeczności, ale teraz musiałaby znienawidzić samą siebie za to postępujące z każdym krokiem Malcolma skretynienie. Chciała, żeby podszedł bliżej i jednocześnie modliła się o to, by jednak zostawił ją samej sobie i żeby mogła po prostu celować bronią w tarczę po drugiej stronie betonowego pomieszczenia. Ten dualizm pragnień okazał się jednak zbawienny, bo nie mogła przygotować się na żadną z opcji i kiedy w końcu poczuła ręce Randalla na swoich łokciach nie zaczęła chichotać ani odskakiwać jak niedotykalska dziewica, tylko...zachowywała się po prostu normalnie. W końcu. Razem z jego zdecydowanym dotykiem poczuła pewien rodzaj ulgi: zdała najważniejszy egzamin, nie zwariowała przy tak niespotykanej bliskości i mogła odważnie patrzeć w przyszłość, gdzie takich sytuacji będzie dużo więcej. Taką miała nadzieję, oczywiście cnotliwą, zaciskając usta, żeby nie poprosić go o zwykłe przytulenie. Wsłuchiwała się jednak w jego instrukcje w pełnym (powiedzmy) skupieniu i z kompletnie spiętymi mięśniami. Gdyby jej nauczycielem był ktokolwiek inny, byłaby pewnie rozluźniona i zbyt niefrasobliwa, ale obecność Malcolma wpływała zbawiennie na jej zdolności koncentracji i przypadkowo nie strzeliła sobie w stopę. Dosłownie, bo metaforycznie chyba to zrobiła, oferując swoją pomoc w rozwiązaniu problemów mężczyzny. Tak, na pewno potrzebował wsparcia dwudziestolatki wychowanej pod kloszem, bez żadnego doświadczenia życiowego czy też erotycznego...chociaż wątpiła by akurat ta kwestia spędzała mu sen z powiek. Miała przecież nadzieję, że pozostaje samotny - nie widziała obrączki! - i że może kiedyś zwróci na nią uwagę. Może mógłby zacząć na nią patrzeć w ten sposób już w tej chwili? Gdyby się odpowiednio postarała? Wygięła, zarzuciła długimi włosami, sugestywnie otarła o jego biodra albo zrobiła coś kobiecego...już chyba bardziej subtelne byłoby wystrzelenie całego magazynka w powietrze i rzucenie się mu w ramiona. Czego jednak nie zrobiła, posłusznie wypełniając polecenia i uśmiechając się tylko przelotnie na jego ciche podziękowania. Ciepły oddech Malcolma połaskotał ją w odsłoniętą szyję i natychmiast poczuła dreszcze, przebiegające wzdłuż jej kręgosłupa, dalej jednak mierzyła dość pewnie w tarczę, przestając nawet powtarzać w głowie nudną już mantrę. Musiała pogodzić się z tym, że przy Randallu nigdy nie zachowa się normalnie. Wiedziała już jednak, że jej ufa, i ta informacja poprawiła jej humor na tyle, że mogła odetchnąć w miarę spokojnie, chcąc mu w jakiś sposób zaimponować. Oczywiście wątpiła, że uda się jej za jednym zamachem trafić w sam środek (koniecznie podczas półobrotu albo jakiegoś finezyjnego podskoku, jakie wykonywała w wirtualnej rzeczywistości), ale przynajmniej mogła postarać się, by w ogóle trafić w tarczę. A nie w obiekt swoich westchnień, o czym nagle pomyślała i zaśmiała się cicho. - Wiesz, powinieneś bardziej na siebie uważać. Mogłabym być szpiegiem rządu i teraz po prostu przyłożyć ci pistolet do skroni - rzuciła przez ramię, uśmiechając się jednak (już spokojniej). Nie była to głupia przechwalanka ani jakaś zmysłowa prowokacja, raczej...dobra rada. Puściła mu jeszcze nieco zawadiackie oczko i powróciła do mierzenia w tarczę, poprawiając swoją postawę i wstrzymując oddech. Odbezpieczała pistolet wręcz odruchowo, ze zdziwieniem orientując się, że nie jest to wcale aż tak różne od kontrolerów. Ciężar był tylko odrobinę bardziej realny i...cóż, huk wystrzału również należał do tych prawdziwie ogłuszających. Na tyle mocno, że chociaż na sekundę przestała myśleć o Malcolmie i nieco zdezorientowana rozcierała bolący łokieć. Odrzut także był jak najbardziej realny i przez chwilę miała wrażenie, że zwichnęła sobie bark, wolała jednak skupiać się na prawie celnym strzale. Bliżej środka niż betonowej ściany; naprawdę była z siebie dumna i z szerokim uśmiechem odwróciła się do Randalla, oczywiście z opuszczoną bronią. - Jak wysoko na skali beznadziejnych strzałów umieściłbyś ten mój? - zagadnęła z lekkim śmiechem, już powstrzymując chęć namolnego wpatrywania się prosto w jego oczy, jakby wystrzelona kula nieco oczyściła atmosferę. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Czw Lis 27, 2014 1:53 am | |
| Zastanawiał się czasem, w którym momencie tego wszystkiego, zaszywanie się w podziemnym bunkrze i strzelanie do tarczy z nielegalnej broni, stało się dla niego chlebem powszednim; czymś, co nie budziło nawet zdziwienia, nie mówiąc już o jakichś zawahaniach moralnych. Czy to, że ludzie włamywali się do wrogich systemów zamiast tworzyć superinteligentne protezy, że cenili lekcje samoobrony wyżej niż zajęcia z baletu i że produkowali więcej trucizn niż lekarstw, stanowiło już wyznacznik czasów, w których żyli? Czasami bez wahania twierdził, że tak; innym razem próbował się oszukiwać, że to była tylko faza przejściowa. Pamiętał przecież nie tak dawny Kapitol - zepsuty, owszem, przerysowany, to prawda; ale między tym wszystkim, cieszący się pięknem. Sztuką, teatrem, filmem, modą; to przecież właśnie te rzeczy sprawiły, że w pierwszej chwili dał mu się zauroczyć. Że wciągnął się w świat bez zmartwień, że czasami - paradoksalnie, i tak bardzo hipokrytycznie! - wciąż za nim tęsknił. W gorszych chwilach, gdzieś w środku nocy, przeklinał Cathleen za wciągnięcie go w tę ciemną, szarą strefę, cuchnącą wilgocią, krwią i rdzą. Zdarzało się, że miał jej za złe, że wepchnęła mu w dłonie broń, a później zostawiła samego, chociaż przecież tak naprawdę nikt nie zapytał jej o zdanie. Zabiła ją sprawa, o którą walczyła, a on skazywał teraz na ten sam los dziesiątki innych istnień i mógł mieć jedynie nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Potrząsnął głową, odrzucając sprzed oczu wizję drobnego ciała Farrah, rozrywanego przez kule Strażników Pokoju i uśmiechając się krzywo na jej stwierdzenie. Miała rację; ryzykował każdego dnia, ślepo ufając coraz liczniejszym członkom Kolczatki, z których przecież każdy mógł być szpiegiem, tylko czekającym na kluczowy moment, żeby sprzedać całą organizację w ręce rządowców. To nie tak, że o tym nie myślał, że się tego nie bał; przechodziło mu to przez głowę wielokrotnie, zaśmiecając czystość myśli i każąc przyglądać się każdemu dwa razy dokładniej, ale przez cały ten czas powtarzał sobie uparcie, że nie może pozwolić sobie na popadnięcie w paranoję. Nie chciał stać się jednym z tych przemykających pod ścianami cieni, stale oglądających się za siebie i oczekujących, aż w końcu ktoś wbije im nóż w plecy. W jakiejś swojej durnej naiwności wciąż wierzył w ludzką uczciwość, nawet jeśli rzeczywistość ciągle próbowała mu udowodnić, że na własne życzenie tkwił w błędzie. Dlatego tylko uśmiechał się nieco wyzywająco do dziewczyny, ani przez chwilę nie biorąc jej słów na poważnie. - Nie strzeliłabyś - powiedział pewnie, unosząc wyżej brew. Podpuszczał ją? Może odrobinę, ale nie potrafił powstrzymać się od sprawdzenia jej reakcji. Dziecinnie, owszem, powinien był już wyrosnąć z takich słownych przepychanek, zwłaszcza że chcąc nie chcąc, pełnił tu rolę kogoś w rodzaju... o ironio, mentora. Przyglądał się jej uważnie, cofając się na bezpieczną odległość i w którymś momencie bezwiednie zauważając, że całkiem ładnie wyglądała z bronią. Zawiesił spojrzenie na jej skupionej na celu twarzy o sekundę za długo, zanim z pewnym ociąganiem przeniósł je na tarczę, ale nie poświęcił temu faktowi ani jednej myśli. Dlaczego miałby? Sytuacja była codzienna, dawał rekrutce kilka wskazówek, nie było powodu, żeby... Zmrużył oczy, kiedy w uszach zadzwoniło mu echo wystrzału. Mimo że spędził na tej strzelnicy już całkiem sporo czasu, nadal nie mógł przyzwyczaić się do kompletnie niesprzyjającej akustyki, która nie tylko nie wygłuszała huku, ale wydawała się go zwielokrotniać. Odnotował w umyśle, że wypadałoby zainwestować w jakieś słuchawki, zanim wszyscy członkowie Kolczatki ogłuchną na dobre. Podszedł do przodu, szukając na tarczy miejsca trafienia i kiwając głową z widocznym uznaniem. Strzał nie był idealny, ale szczerze mówiąc spodziewał się dużo gorszego wyniku, zwłaszcza po kimś, kto mimo wszystko nigdy nie trzymał w dłoniach prawdziwej broni (epizod z przypinaniem mikrofonu do rządowca jakoś wyrzucił z pamięci). Odwrócił się do Farrah, udając, że się zastanawia. - Mogło być gorzej - powiedział w końcu, niespecjalnie przekonująco udając, że wcale nie jest pod wrażeniem. - Spróbuj bardziej rozluźnić ramiona i celuj nieco niżej, bo odrzut zawsze trochę podnosi broń - dodał, dając jej znak, żeby oddała strzał jeszcze raz. Zanim jednak zdążyłaby chociaż wycelować, odezwał się ponownie. - Tak właściwie, skąd się wzięła ta nagła potrzeba na kurs zabijania? Planujesz jakiś zamach? - rzucił lekko, zanim zdążyło mu przyjść do głowy, że być może - tylko być może - nie była to wcale jego sprawa.
|
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Pią Lis 28, 2014 7:01 pm | |
| wybacz chaos postu, ale poprzedniego mi skasowało i jestem w wielkiej depresji Nie strzeliłabyś.Dwa słowa, sprawiające, że Farrie zarumieniła się znowu. Nie tak intensywnie jak na początku ich romantycznego spotkania – już przywykła do widoku jego odsłoniętych przedramion i ledwie wyczuwalnego zapachu wody kolońskiej – ale na tyle wyraźnie, żeby poczuła nieprzyjemne ciepło. Malcolm brzmiał przecież tak, jakby doskonale wiedział co działo się pod jej blond czupryną (i cienką szarą bluzką, oczywiście po stronie serca) kiedy tylko widziała go blisko siebie. Perspektywa odsłonięcia swojego dotąd skrywanego skrupulatnie (powiedzmy) zauroczenia na szczęście nie wydawała się specjalnie prawdopodobna a wątpiła, by Randall posiadał szósty zmysł, wyczuwający zakochane w nim dwudziestolatki na kilometr. Bo przecież gdyby wiedział, zachowałby się inaczej i…odwzajemniłby jej uczucia? To wydawało się oczywiste. Nawet dla zdroworozsądkowej Farrie: wiedziała, że nie potrafi być obiektywna i logiczna, kiedy chodziło o Malcolma. Kiedy o nim myślała, wszystko stawało na głowie. Jakby ktoś całkiem obcy dobrał się do jej umysłu i poprzestawiał stałe cechy charakteru. Psychologiczne hackerstwo, na szczęście tylko w przenośni, bo umarłaby z zażenowania, gdyby ktokolwiek znał jej prawdziwe myśli. Moralne i cnotliwe, oczywiście. Nie marzyła przecież o jakichś wielkich wzruszeniach, bukietach róż czy też namiętnych pocałunkach pod nocnym niebem, rozjaśnionym fajerwerkami. Właściwie…pragnęła rzeczy drobnych w swojej czułości. Ciepłej kawy, jaką mógłby jej zaoferować w mroźny, listopadowy poranek. Albo długiego spaceru z bunkra do miasta, w czasie którego pozwoliłby ogrzewać jej ręce w kieszeniach swojej kurtki. Dla niego wytrzymałaby nawet bezpośredni kontakt z dziką naturą, lodowatymi podmuchami wiatru i wysokimi drzewami. Ba, mogłaby nawet udać się z nim do muzeum i krztusić się drobinkami kurzu, wirującymi w powietrzu. Wszystko, byleby móc chwilę pobyć w jego towarzystwie gdzieś poza bunkrem, w którym znajdowali się pod ostrzałem…spojrzeń. Nieco cichszych od huku, jaki zabrzmiał w jej uszach po pierwszym strzale. Wykorzystała to chwilowe ogłuszenie, by odwzajemnić nieco prowokujący uśmiech. - Skąd wiesz? Nie miałabym dla ciebie litości – odparła lekko, czując na sobie jego wzrok. Coś normalnego, musiał przecież mieć na nią oko, dał jej broń i sprawdzał, czy odpowiednio ją trzyma…Tak dyktował rozum, nieco nadszarpnięty, bo Farrie zaczęła nagle intensywnie myśleć o tym, by przetrzeć twarz rękawem bluzy. Żałowała też, że nie podkradła Kitty także makijażowych mazideł: kto wie, może Malcolm lubił dziewczęta z ustami pociągniętymi krwistoczerwoną szminką? Może powinna poświęcić się i w tej kwestii? Na szczęście nie wpędziła się w spiralę wyimaginowanych kompleksów. Subtelna i nieco ironiczna pochwała Randalla dotycząca jej celności, wywołała na twarzy Farrie jeszcze szerszy uśmiech, pociągając za sobą także zapał do kolejnej próby otworzenia ognia do niewinnej tarczy. Odwróciła się więc ponownie, postępując zgodnie ze wskazówkami Malcolma, chociaż nadwyrężony łokieć odrobinę zabolał i ciągle wydawało się jej, że stojąc tak krzywo wygląda niezwykle komicznie. Co przełożyło się też na jej nastrój; czuła się odrobinę swobodniej, chociaż i tak swoje zauroczeniowe zdenerwowanie przykrywała udawaną pewnością siebie. - Zamach? Tak, na mojego eks. Powinien definitywnie przestać mnie nachodzić – rzuciła krótko przez ramię, szczerząc do Malcolma rząd równych, białych zębów, po czym już całkiem poświęciła się celowaniu. Koncentrowała się w stu procentach, co wcale nie było takie łatwe ze świadomością, że obserwuje ją sam szef Kolczatki (a prywatnie jej miłosne nemezis). Zanim jeszcze ucichło echo pierwszego wystrzału, nacisnęła spust jeszcze dwukrotnie, nie czekając na pozwolenie. Mogło to wyglądać tak, jakby faktycznie chciała roztrzaskać swojego byłego na strzępy, ale naprawdę było to podyktowane oszczędnością czasu i coraz większą frajdą z trzymania w dłoni pistoletu. Co niekoniecznie przekładało się na strzeleckie wyniki, chociaż ostatnia kula znalazła się jeszcze bliżej środka tarczy. Farrah wpatrywała się w nią z lekkim zadowoleniem, po czym odwróciła się w stronę Randalla. – Żartowałam. Nie mam chłopaka.To znaczy byłego chłopaka. Narzeczonego też. – odparła, nieco zaplątując się w swoim wytłumaczeniu, powstrzymując się jednak przed dodaniem żałosnego bonusu w stylu ale ty mógłbyś nim być, jeśli chcesz. Zaśmiała się krótko i tylko odrobinę nerwowo, przekładając pistolet z ręki do ręki. – Zresztą nawet gdybym miała to…nie zabiłabym go. Właściwie, nie zabiłabym nikogo, naprawdę lubię ludzi, ale wiem, że teraz nie odpowiadam tylko za siebie. Tutaj wszyscy są razem, każdy broni się nawzajem i nie chcę być ciężarem ani księżniczką, wymagającą opieki. Mam tylko nadzieję, że nigdy nikogo nie skrzywdzę – odpowiedziała w końcu całkiem szczerze, bez specjalnie podniosłego tonu i płaczliwego strachu przed przyszłością. Ot, zwykłe spostrzeżenie, wypowiedziane z nieco zbyt błyszczącymi oczami, za co wina spadała na cudowny tembr głosu Malcolma. Mogłaby go słuchać godzinami, ale to oznaczałoby kompletną przemianę w głupiutkiego zakochanego psiaka, wolała więc mówić. – I…ciągle nie wiem jak nisko powinnam trzymać łokcie? Łopatki spięte? Plecy raczej wyprostowane? – zarzuciła go rzeczowymi pytaniami, nie odwracając się na razie w kierunku tarczy. Z każdą minutą czuła się przy Malcolmie coraz swobodniej i chociaż daleko było jej jeszcze do normalnej reakcji na jego bliskość, to przynajmniej nie szarpała rękawa bluzy ani nie rumieniła się co pięć sekund. Ten postęp wydawał się jej ważniejszy niż celniejsze strzały. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Sob Lis 29, 2014 9:55 pm | |
| Zazwyczaj nie był specjalnie gadatliwy; długie rozmowy go przerażały, a znacznie bardziej od pustych słów, wolał działanie, dlatego z zasady otaczał się ludźmi podobnymi do siebie. Takimi, którzy nie zadawali wnikliwych pytań, nie częstowali go komentarzami, które wprawiały go w zakłopotanie, ani nie serwowali mu dokładnej analizy psychologicznej, opracowanej na podstawie wcześniejszej obserwacji. Przed tymi drugimi chronił się dzięki parasolowi chłodnego dystansu, który wokół siebie roztaczał, i który zazwyczaj skutecznie zniechęcał potencjalnych rozmówców do wchodzenia z nim w interakcje. Zazwyczaj. Farrah mówiła dużo i otwarcie, co jakiś czas wpadając w trudne do zatrzymania słowotoki, ale... o dziwo mu to nie przeszkadzało. Jej głos miał miłe brzmienie, a same zdania, mimo że tak charakterystyczne dla młodych osób, podszyte były niemożliwą do wyuczenia inteligencją. Może jedynie zbyt szybko skakała z tematu na temat, przez co chwilami nie był w stanie nadążyć za jej tokiem myślenia, ale i tak śmiał się z jej uwag, wypełniając kamienną strzelnicę echem lekko szorstkiego śmiechu. Obserwował, jak odwraca się ponownie w stronę tarczy, przyjmując odpowiednią pozycję, ale powstrzymał się od poprawek, decydując się podzielić nimi po kolejnym strzale, a tymczasem notując je gdzieś tam w myślach. Które ponownie zostały zakłócone przez jej głos; uśmiechnął się, kręcąc lekko głową. - W takim razie nie chciałbym być na jego miejscu - odpowiedział lekko, nie wdając się specjalnie w szczegóły, bo nie miał zamiaru robić wglądu w prywatną część jej życia, nawet jeśli sama decydowała się nieco jej uchylić. Zawsze miał z tym problem; przyzwyczajony do tego, że Kapitol lubił upubliczniać każdy szczegół jestestwa zwycięzców, sprzedając je szerokiej publiczności za oklaski i uśmiechy, nauczył się zamykać na innych, próbując w ten sposób ochronić jakoś resztki prywatności tylko dla siebie. Fakt, że owo zamknięcie działało w obie strony, okazał się efektem ubocznym, z którym do tej pory nie próbował walczyć - a może po prostu nie wiedział jak. Na kolejne wystrzały nie był przygotowany, dlatego zmrużył boleśnie oczy, gdy trzykrotnie powtórzony huk dotarł do jego uszu. Zastanawiał się, czy Farrah to nie przeszkadzało, ale wyglądała na na tyle zaaferowaną nauką celności, że nie zwracała uwagi na takie drobnostki. Przeniósł spojrzenie na tarczę, dostrzegając kolejne otwory po kulach i już wiedział, skąd wziął się szeroki uśmiech dziewczyny, który zobaczył kątem oka. Zastąpiony po chwili zakłopotaniem (?), gdy znów pogrążyła się w długich i kompletnie niekoniecznych wyjaśnieniach, negując wcześniejszą wypowiedź i zalewając go następną falą informacji, które co prawda mu nie przeszkadzały, ale na które nie potrafił również odpowiednio zareagować. Nie miał pojęcia, dlaczego mówiła mu to wszystko, i czy robiła to po prostu ze zdenerwowania (ale czym?), czy istniał jakiś inny, głębszy powód, którego w swojej krótkowzroczności nie zauważał. Otworzył usta, zastanawiając się nad odpowiedzią, ale na szczęście został z niej zwolniony, kiedy Farrah ponownie przeskoczyła na temat strzelania, zupełnie jakby poprzednie słowa nigdy nie zostały wypowiedziane. Podszedł do niej, może nieco zbyt szybko, wykorzystując okazję, którą mu podsunęła i zanim zdążył pomyśleć nad swoimi działaniami, już kładł jej dłoń na plecach, w miejscu, w którym lekko się garbiła. - Wyprostuj się trochę bardziej - odpowiedział, ciszej niż uprzednio, bo w końcu znajdował się w znacznie mniejszej odległości niż przed chwilą. - Ręce powinnaś mieć stabilne, ale nie niepotrzebnie spięte. Łokcie trochę bliżej siebie - kontynuował, przyciągając jej rękę w stronę tułowia, a w końcu robiąc dwa kroki w tył i przyglądając jej się z dystansu. Nie wiedział, co jeszcze mógłby jej doradzić; zmiany były kosmetyczne i właściwie jedynym sposobem na poprawę umiejętności, było teraz oddawanie kolejnych i kolejnych strzałów. Nie chciał tego przyznać, ale wyglądało na to, że poza oczywistymi brakami, ćwiczenia na komputerze faktycznie przyniosły jej jakiś tam efekt. Przeniósł wzrok z powrotem na tarczę, jeszcze raz zerkając na otwory po pociskach. - Na pewno nie jesteś rządowym szpiegiem? - zażartował, krzyżując ręce na ramionach i kiwając jej głową, żeby spróbowała jeszcze raz. - A w ogóle daj znać, jeśli będziesz miała dość - rzucił, przypominając sobie, że nauka strzelania - przynajmniej dla niego - nie była niczym przyjemnym, zwłaszcza w zamkniętym pomieszczeniu i bez specjalnych słuchawek, które byłyby w stanie uratować bębenki uszne przed pęknięciem. |
| | | Wiek : 20 lat Zawód : asystentka Mendeza; KRESowiczka Przy sobie : laptop, pendrive, telefon komórkowy, inhalator, przepustka do siedziby rządu Znaki szczególne : orli nos; znoszona, dużo za duża szara bluza z kapturem
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Nie Lis 30, 2014 7:19 pm | |
| Zdawała sobie sprawę z tego, jak żałośnie się zachowuje, chociaż starannie odgradzała się od wpadnięcia w kompletną panikę. Użalanie się nad sobą nie prowadziło do niczego dobrego. Na podstawie takiej zasady została wychowana i stosowała ją przez całe swoje życie, nie dając się ściągnąć w dół pesymistom, nienawistnikom i innym ludziom bez serca. Oczywiście, że na swojej drodze spotykała mnóstwo przeszkód i niejednokrotnie metaforycznie tłukła śliczną buzię o ziemię - nigdy jednak nie pozostawała w brudzie i pyle, od razu podnosząc się, otrzepując i ruszając dalej. Zahartowała się małymi przeciwnościami losu i teraz stawiała czoła nawet tym największym. Co nie było takie proste, wiedziała, że przez jej rebelianckie decyzję ginęli ludzie, nie potrafiła jednak popaść w jakąś depresję ani zadawać sobie moralnie chybotliwych pytań. Sumienie pozostawało czyste, robiła to, co uważała za słuszne i uśmiech nie schodził z jej twarzy. Nieco naiwny, dziecięcy, powinna przecież myśleć o rzeczach wielkich (poświęcenie, wierność, lojalność?), a w tej chwili największym problemem było ustabilizowanie swoich reakcji na bezpośrednią bliskość Malcolma. I tak na razie wychodziło jej to całkiem dobrze - nie śliniła się przecież na jego widok ani nie chichotała jak naćpana nastolatka, próbując niewerbalnie przekazać mu swoje gorące uczucie. Potrafiła trzymać nerwy na wodzy i chociaż uważny obserwator z pewnością zrozumiałby, co roi się pod blond głową Risley, to widocznie Malcolm pozostawał ślepy...albo to Farrie nauczyła się subtelności. Przykrytej słowotokiem i radosnym śmiechem, gasnącym dopiero w chwili, w jakiej znów do niej podszedł. Błędne koło. Kiedy dotykał jej pleców była na skraju wytrzymałości nerwowej, oddychając płytko, jakby zaraz miała skoczyć pod wodę. Zostając tam na wieki - nie wiedziała, czy gorszy był faktyczny kontakt i bliskość jego ciepłego ciała czy potworny dystans, jaki stwarzał się po każdym takim muśnięciu. Coś za coś, złota linka naciągała się między nimi, ale tylko Farrah odczuwała ten potworny, tęskny dyskomfort. Nieco zaburzający przyjmowanie kolejnych wskazówek, chociaż prostowała się doskonale, dostosowując się do fantomowego dotyku jego dłoni. W głowie krążyły jej same myśli, pewnie upokarzające dla kogoś innego - dla Farrie stanowiły jednak coś w rodzaju oparcia. Wbrew pozorom nie straciła kompletnie zdrowego rozsądku, potrafiła ustawić swoje szczeniackie zauroczenie pod odpowiednim kątem i spojrzeć na nie z dystansu. Jej romantyczne marzenia nie miały szansy się ziścić i chyba właśnie ta bezsensowność kłuła ją najmocniej. Nie pokazywała tego po sobie wcale, kiwając tylko głową na jego ostatnią wskazówkę i powracając do uspokajającego zajęcia. Strzelanie pomagało na wszystkie ewentualne smutki i czuła, że będzie przychodzić tutaj częściej. Nie, nie zamierzała przeżywać wielkiej depresji, czuła się przecież doskonale w jego towarzystwie i nawet podskórna pewność braku happy endu nie wykrzywiała jej skupionej buzi. Chciała być najlepsza, głównie dla siebie, później dla obserwującego ją Randalla. Mógł (chyba?) być dumny z kolejnych trzech strzałów, trafiających o wiele bliżej niż poprzednie. Po raz pierwszy skupiła się naprawdę porządnie, chociaż potężne dzwonienie w uszach nie ułatwiało koncentracji. Tak samo jak boląca prawa ręka - mimo wszystko nie potrafiła się rozluźnić i przy ostatnim oddanym strzale miała wrażenie, że łokieć wyskakuje jej ze stawu. Opuściła więc broń i odwróciła się do Malcolma, odgarniając z twarzy blond kosmyki. Nieco naelektryzowane, powinna chyba zmienić bluzę na bardziej naturalną...albo przestać tak elektrycznie reagować na szefa Kolczatki i jego uśmiech. Uwielbiała małe zmarszczki, jakie pojawiały się w kącikach jego oczu. - Jestem podwójnym szpiegiem. Mało kto podejrzewa tak sympatyczne dziewczęta - odpowiedziała siląc się na pseudopoważny ton, mający go zaniepokoić, ale chyba jej wysiłki spełzły na niczym, bo nie udało się jej zmienić zauroczonego spojrzenia w to mordercze i prowokujące. - I...myślę, że na dziś wystarczy. Chwilę odpocznę i od jutra zacznę intensywniejsze treningi. Już ze słuchawkami - powiedziała i wyszczerzyła zęby, zabezpieczając broń i podając ją Malcolmowi. Z głupiutką nadzieją, że ich palce się zetkną i będzie mogła jeszcze bardziej wariować ze szczęścia. |
| | | Wiek : 39 lat Zawód : bezrobotny, dowódca Kolczatki Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, dowód tożsamości, broń palna, pozwolenie na posiadanie broni
| Temat: Re: [P1] Strzelnica Pon Gru 01, 2014 2:52 am | |
| Nigdy nie był specjalnie wyczulony na ludzkie zachowania i emocje, odczytując bezbłędnie jedynie te, które ktoś kierował do niego wprost. Wiedział co prawda, że pod tym, co oczywiste, często istniało drugie, bardziej subtelne dno, które co wrażliwsi (i mądrzejsi?) ludzie potrafili dostrzec i rozszyfrować, ale to tajemnicze, ukryte znaczenie zawsze pozostawało dla niego poza zasięgiem - podobnie zresztą jak umiejętność radzenia sobie z długimi ciągami kodów w komputerach, będącymi w jego oczach jedynie zmieniającym się od czasu do czasu układem czarnych znaczków o różnych kształtach. Rozczytywanie dwuznacznych gestów i uśmiechów było skomplikowane i skazane na niepowodzenie w podobnym stopniu, co próba złamania enigmy. Przekleństwo i błogosławieństwo jednocześnie, bo znacznie trudniej byłoby mu zachowywać się neutralnie w towarzystwie Farrah, gdyby zdawał sobie sprawę z tego, co działo się w jej głowie. W chwili obecnej cała ta sytuacja przedstawiała się dla niego całkowicie normalnie, bez większych podtekstów czy niedopowiedzeń, i najprawdopodobniej potrzebowałby granatu, wybuchającego zaraz obok jego ucha, żeby zorientować się, o co tak naprawdę chodziło. A słyszał tylko wystrzały. Kolejne i coraz lepsze, naprawdę był pod wrażeniem, kiedy następne otwory pojawiały się już całkiem blisko środka i spodziewał się niemal, że któryś z nich w końcu przerwie materiał okrągłej tarczy idealnie w czerwonym punkcie. Ale nie, na strzelnicy zrobiło się cicho po kolejnych trzech hukach, po których przeniósł wzrok na dziewczynę, najwyraźniej mającą dość ćwiczeń. Nie dziwił się jej, pamiętał swoje pierwsze treningi, po których nie mógł spać w nocy, bo miał wrażenie, że ktoś wykręca mu łokcie na drugą stronę. Widział zresztą lekkie spięcia mięśni jej twarzy, kiedy odwracała się do niego, wywołane najprawdopodobniej bólem ramienia, chociaż znów - nie mógł być tego pewien. Nie poświęcił tej kwestii jednak nawet pojedynczej myśli, również prawie-poważniejąc na jej słowa i udając autentycznie zaniepokojenie. Zniszczone całkowicie przez drgające do góry kąciki ust - aktorem też był kiepskim. - Właśnie się ujawniłaś. Teraz będziesz musiała mnie zabić - powiedział, robiąc kilka kroków do przodu i tym samym przecząc swoim własnym słowom. Kiwnął głową, kiedy ponownie się odezwała, potwierdzając jego wcześniejsze przypuszczenia i bez słowa wziął od niej zabezpieczony pistolet. Zważył broń w dłoniach; właściwie sam dawno nie strzelał i być może mógłby spędzić tu jeszcze kilkanaście minut, tak dla odstresowania, ale z drugiej strony - w uszach i tak wystarczająco mu już dzwoniło. - Możesz tu przychodzić tak często, jak chcesz - dodał, w razie, gdyby nie było to oczywiste. Odwrócił się do niej plecami, podchodząc do stojaka i opróżniając magazynek z nabojów, zanim odłożył pistolet na miejsce. Przez sekundę miał zamiar powiedzieć jeszcze, że gdyby chciała, mogłaby dołączyć do jednej z grup rekrutów, szkolonych przez Reiven, ale zreflektował się w ostatniej chwili. Nie taka była tutaj jej rola, miała być technikiem, nie żołnierzem. Poza tym, przecież nie wysłałby jej w teren, nawet w ostateczności; i tak ryzykowała już wystarczająco, grając na dwa fronty. Momentami podziwiał ją z tego powodu, w końcu działanie w podziemnej organizacji nie mogło być pozbawione stresu, zwłaszcza, kiedy na co dzień przebywało się pod samym nosem władzy. Może niespecjalnie wysoko, to prawda, na informatyków chyba nikt nie zwracał aż takiej uwagi ani nie posuwał się do monitorowania każdego ich ruchu, ale fakt pozostawał faktem. Kiedy upewnił się, że broń jest zabezpieczona przed przypadkowym wystrzałem, wrócił na środek strzelnicy, odzywając się jeszcze do Farrah. - Gdybyś miała jeszcze jakieś pytania, prośby, wątpliwości, cokolwiek - wiesz, gdzie mnie znaleźć - rzucił gładko, posyłając jej uśmiech i biorąc do ręki swoją kurtkę. Narzucił ją ponownie na ramiona, bo skórę na rękach zaczęła pokrywać już gęsia skórka. Miał nadzieję, że temperatura w bunkrze utrzymywała się na stałym poziomie i nie miała spaść w zimie - nie wyobrażał sobie organizowania ogrzewania dla całych podziemi, a kolejne przenosiny w inne miejsce nie wchodziły w grę. Zaczekał na nią, zanim skierował się do wyjścia. Dziwne wydawało mu się opuszczenie pomieszczenia tak po prostu, skoro chcąc nie chcąc, i tak kierowali się w tę samą stronę - przynajmniej do pewnego punktu. - Tak w ogóle, to całkiem nieźle ci poszło. Jak na pierwszy raz - dodał jeszcze, otwierając przed nią metalowe drzwi.
zt. |
| | |
| Temat: Re: [P1] Strzelnica | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|