|
| Elijah Bergstein i Alma Coin | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 1:37 pm | |
| 13 czerwca 2283, gabinet Almy Coin |
| | | Wiek : 38 lat Zawód : prezenter i gwiazdka telewizji Przy sobie : telefon, papierosy, zapalniczka Znaki szczególne : wiecznie rozszerzone źrenice, kultowe okulary na nosie, papieros w ustach
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 2:23 pm | |
| | początek panemowej przygody (i to od razu z Almą Coin)
Odwiedziny Strażników Pokoju, nawet w słoneczny, czerwcowy poranek, nie zwiastowały niczego dobrego. Posępni panowie w mundurach nie wyglądali na głosicieli dobrej nowiny (nowa dostawa morfaliny dotarła do Violatora?) ani na fanów, przybiegających po autografy. Inna sprawa, że odkąd nieco otrzeźwiał z kwartalnej śpiączki, nie spotkał się z żadnym przedstawicielem powyższych grup. Owszem, czasem potykał się o pijanych kaznodziei, wieszczących piskliwym głosem koniec terroru Coin i powrót na tron wnuczki jedynego słusznego prezydenta. Bywali też i tacy, którzy rozpoznawali w zarośniętym i pozbawionym okularów chudzielcu dawnego postawnego Elijaha, towarzyszącego całemu Kapitolowi w codziennych czynnościach. Witał ich o poranku, reklamował perfumy dla przystojnych mężów, zapowiadał koncerty i przyciągał na długie minuty przed ekrany telewizorów, dając każdemu rozrywkę na najwyższym poziomie i namiastkę uwagi, jakiej każdy egocentryk potrzebował. Teraz jednak zamiast konkursów i jak najintensywniejszych bodźców - wizualnych, słuchowych i tych bardzo ludzkich - mieszkańcy Kwartału cierpieli na niedobór bardziej przyziemnych rzeczy. Żywności, papierosów, wody, sanitariatów - Elijah nigdy nie sądził, że dożyje momentu, w którym spotka ukochaną przez wszystkich piosenkarkę żebrzącą tuż przy murze o kawałek chleba. Ten widok nie wstrząsnął nim jednak tak mocno, jak powinien; właściwie wszelkie dramaty rozgrywające się przed jego oczami traktował całkowicie obojętnie, jakby długa zima i chłodna wiosna znieczuliły go do ekstremalnego stopnia. Może to i lepiej; gdyby zachował kompletną trzeźwość umysłu pewnie powiesiłby się na swoim drogim krawacie (chował go jak relikwie)...marnując okazje, jaka mu się nadarzyła. Pewnie wisiałby teraz na nim na poddaszu jakiegoś zniszczonego budynku, zamiast w przemiłej eskorcie poruszać się korytarzami siedziby Coin, poprawiając ów nieszczęsny krawat pod szyją. Umundurowani panowie nie pozwolili mu na dopracowanie zachwycającego ubioru, chociaż i tak wykazali się zaskakującym zdrowym rozsądkiem, pozwalając mu przebrać się z podziurawionych dresów, które znalazł dawno temu na śmietniku. Uwłaczające; wielka gwiazda telewizji otwierająca swoje zapchlone mieszkanie w szaroburym worku i narzuconym na to zgniłozielonym (oby nie dosłownie) szlafroku. Bardziej przeraziło go to przyłapanie niż perspektywa spotkania się z nową panią prezydent. Przebrał się jednak szybko w pachnący szafą i molami garnitur, pamiętający chyba czasy drugich Głodowych Igrzysk, zawiązując dobrze zachowany krawat (identyczny wylicytowano na akcji charytatywnej za grube tysiące). Nie zdążył jednak przejrzeć się w lustrze: może to i dobrze. Mimo starań wyglądał zaledwie jak cień dawnego Elijaha. Broda, zmierzwione włosy, brak okularów i ubrania rodem ze śmietnika. Znalazł się w potwornym miejscu i w potwornym czasie, co jednak dotarło do niego z pełną świadomością dopiero w chwili, w której po raz pierwszy od roku (jak ten czas szybko mija!) przekroczył mur oddzielający Kwartał od Nowych Panów. Obserwował dawne miasto szeroko otwartymi oczami, właściwie cały zagłębiony w gorzką nostalgię. Wibrującą mu w głowie tak mocno, że zaczął zadawać sam sobie rozsądne pytania (co może ode mnie chcieć? dlaczego ja? czy jeśli spotkam tutaj przypadkowo Scarlett to zdążę udusić ją krawatem?) dopiero postawiony przed drzwiami gabinetu pani Prezydent. Nie stał jednak i nie filozofował, ba, nie zastanawiał się nawet przez sekundę, kulturalnie pukając do drzwi i bez czekania na słodkie zapraszam wszedł do środka. Dwoma skrzydłami drzwi, rzecz jasna, tak, jak wchodził do swojego studia. Tutaj nie było kamer, ogłuszających oklasków i piszczących fanów, ale przez sekundę poczuł się naprawdę dobrze, obdarzając panią Prezydent szerokim uśmiechem. Show must go on. - Cóż za cudowny dzień. I cudowne spotkanie. - zaczął autentycznie radośnie, nie siadając na fotelu przed biurkiem a stając za nim, opierając się dłońmi (dopiero teraz zauważył małe ranki po ugryzieniach pcheł czy innych diabelstw) o oparcie. - Wygląda pani jeszcze lepiej niż na fotografiach, które widziałem - kontynuował, nie dodając, że widział też mnóstwo karykatur na murach. To mogłoby pogrążyć jego szansę na...właściwie nie wiedział na co. Stał tutaj w świetle najgorszych reflektorów jego życia (oczy Almy były dość przerażające) i kompletnie improwizował, nie przestając się uśmiechać. - Czym ja, skromny człowiek z Kwartału, zasłużyłem na spotkanie z panią Prezydent? - spytał po sekundzie przerwy, w końcu milknąc i w uprzejmej ciszy oczekując odpowiedzi.
|
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 2:53 pm | |
| Liczba osób, jakie ostatnio przewijały się przez gabinet Almy Coin była co najmniej męcząca; dowódcy składający wypowiedzenia, powroty na stołki, zrozpaczeni współpracownicy Rochester, którzy chcieli wybadać, czy wakat na stanowisku generała nie będzie przypadkiem zapełniany i rozentuzjazmowani Głodowymi Igrzyskami członkowie sztabu organizacyjnego, odczuwający nieodpartą potrzebę podzielenia się swoimi pomysłami z samą górą. Wszystko to sprawiło, że siedząca za biurkiem kobieta, choć zwyczajowo onieśmielająca, chłodna i do bólu perfekcyjna, wydawała się nieco zmęczona; jakby skóra pod oczami, mimo starannego makijażu, nabrała tekstury cienkiego papieru i mogła pęknąć przy zmrużeniu powiek. Które uchyliły się szerzej, gdy w pomieszczeniu pojawił się Elijah. Kiwnęła głową w jego stronę na powitanie, czekając aż zajmie pozycję po drugiej stronie biurka. Dłonią wskazała mu krzesło, ale nie czekała, żeby sprawdzić, czy usiądzie. - Mam dla ciebie propozycję - powiedziała, przechodząc od razu do konkretów i ignorując wcześniejsze uwagi mężczyzny. Nie miała w zwyczaju uciekać się do niepotrzebnych grzeczności, skoro to, co miała do zaoferowania, i tak było nie do odrzucenia. - Jak zapewne wiesz, za dwa dni rozpoczynamy Igrzyska. Flickerman wypadł ze stanowiska, mamy więc wakat na posadę... - zawahała się - opiekuna medialnego. Złożyła razem smukłe palce bladych dłoni. - Jeśli zdecydujesz się ją przyjąć, otrzymasz stałą przepustkę z Kwartału do Dzielnicy Rebeliantów oraz do Ośrodka Szkoleniowego, własne studio z całym zapleczem, sztab ludzi, którzy doprowadzą cię do porządku i wszystko, co tylko będzie ci potrzebne, żeby zrobić z Igrzysk krajowe widowisko. Zamilkła, wpatrując się w niego wyczekującym, ale spokojnym wzrokiem. Na końcu nie padło pytanie o decyzję, nie wyjaśniła też, co stanie się w wypadku odmowy; przecież nie należała do ludzi, które takowe słyszeli. |
| | | Wiek : 38 lat Zawód : prezenter i gwiazdka telewizji Przy sobie : telefon, papierosy, zapalniczka Znaki szczególne : wiecznie rozszerzone źrenice, kultowe okulary na nosie, papieros w ustach
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 3:26 pm | |
| Ostrożność nigdy nie była cechą przypisaną do charakteru Elijaha. Zazwyczaj ryzykował naprawdę sporo, skacząc na główkę w niezbadane głębiny tylko dlatego, by usłyszeć jeszcze więcej oklasków i przywołać uwagę szerszej publiczności. Widmo śmierci w męczarniach nie przerażało go wcale - przynajmniej umarłby jako ktoś. Ktoś popularny, ktoś odważny, ktoś uwielbiany. Służbowe decyzje także nie spędzały mu snu z powiek, w stu procentach ufał swojej galopującej intuicji, podszeptującej mu kolejne rozwiązania patowych sytuacji. Niezbyt wierzył w Los i te wszystkie archaiczne bóstwowe szmery-bajery, sam był organizatorem swojej ścieżki życiowej. Zaczęła się dość późno, rozkwitła jednak szybko i Elijah nie żałował ani jednej godziny spędzonej na pedalskim układaniu kwiatków na śluby czy kelnerowaniu w zatęchłych barach. To wszystko wyostrzyło jego szósty zmysł, instalując mu ich właściwie dużo więcej. Siódmy, ósmy, czternasty, setny: małe anteny satelitarne, kręcące się w wyimaginowanej przestrzeni serca, wyłapujące życiowe okazje i złote szanse. Działały niezawodnie aż do czasu Rebelii. Rozstroił się wtedy kompletnie, morfina, obrączka zaciskająca się morderczo na palcu, dzikie porywy namiętności w kierunku do kogoś, kto tego nie odwzajemniał i kto był skończonym...Nie, nie nie, nie powinien teraz wkręcać się w tamte czasy, złagodzone rocznym letargiem. Intuicja znów się obudziła i szeptała mu do ucha o szansie. Jednej na milion. Stał się więc bardziej czujny, omijając fotel i zapadając się w nim, nonszalancko zakładając nogę na nogę i wsłuchując się w słowa Coin z tym samym gwiazdorskim uśmiechem. Nauczył się nie przerywać swoim gościom, teraz podobnie potraktował więc Coin, z trudem opanowując odruch odwrócenia się przez ramię i puszczenia oczka do publiczności (drodzy państwo, słyszycie panią prezydent? Flickerman wypadł ze stanowiska! uczcijmy tą smutną informację...burzliwymi oklaskami!. Z każdym kolejnym słowem padającym z ust Almy coraz mocniej czuł się żywy, powracając do Elijaha Bergsteina a nie jakiegoś obdartego biedaka z KOLCa. Zastrzyk adrenaliny, endorfin i nagłej miłości do nowych rządów. Dwa pierwsze rozhulały się w jego organizmie na dobre, ostatnie sprawiło, że wzmógł czujność. Postronki radości napięły się - nie mógł przecież roześmiać się w głos i rozpłakać ze szczęścia - ale uśmiech na twarzy Elijaha pogłębił się znacznie. - Jestem zaszczycony - zaczął bardzo powoli, nie roztkliwiając się nad tym, że wczorajszego poranka musiał podkradać papierosy jakiemuś śpiącemu żulowi a dziś siedział przez samą Almą Coin, obsypywany podarkami. Spełnienie wszystkich marzeń; chętnie dopytałby czy wypadnięcie Flickermana oznacza śmierć w męczarniach, ale przecież musiał dbać o swój wizerunek przyjaciela wszystkich. Wszystkich, którzy mogli mu zagwarantować powrót do dawnego życia, tak dla ścisłości. - I rzecz jasna przyjmuję propozycję - kontynuował, przez sekundę zastanawiając się, czy może droga Scarlett maczała w tym palce...Cóż, może Steve się za nim stęsknił? Całkiem możliwe, przez sekundę uprzejmy uśmiech Elijaha zmienił się w odrobinę morderczy, wracając jednak do swojego normalnego, gwiazdorskiego stanu. - Takie propozycje nie zostają jednak podane bez dopisków drobnym druczkiem - dodał po sekundzie, pamiętając doskonale boje z producentami i wszystkie umowy, które darł radośnie, doczytując je do końca. Teraz nie zamierzał odmawiać nawet jeśli Alma kazałaby mu odciąć własną rękę nożykiem do listów. - Dostaję więc wszystko, o czym skromny prezenter mógłby pomarzyć...Nic nie jest jednak za darmo, a wątpię, by moja potępiona dusza interesowała racjonalnych ludzi z Trzynastki - mówił z powolną nonszalancją, nie odrywając spojrzenia od oczu pani Prezydent. Bez prowokacji, czysta kalkulacja i chęć poznania całości planu. - Co mam ofiarować w zamian? - zapytał konkretnie, czując nagłą potrzebę zapalenia papierosów. Aż zagryzł usta na sekundę przerywając festiwal uśmiechu, wznowiony jednak po kolejnym ułamku chwili. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 4:10 pm | |
| Choć nie spodziewała się niczego innego, w jej stalowych oczach na krótką chwilę błysnęła satysfakcja, gdy Elijah bez zastanowienia przyjął propozycję. Być może to ostatnie tygodnie niepowodzeń nauczyły ją doceniać każdy moment, w którym wszystko szło po jej myśli. Przez dłuższą chwilę ignorując pytanie o ukryte punkty umowy, wyciągnęła z biurka kilka przedmiotów, układając je w rzędzie przed mężczyzną: plastikową przepustkę do Dzielnicy Rebeliantów, wydaną na bezterminowy okres ważności, bardzo podobną kartę, uprawniającą do przebywania na terenie Ośrodka Szkoleniowego, brelok z dwoma kluczami - jednym do mieszkania w centrum (wraz z karteczką z nadrukowanym adresem), drugim do samochodu, nowoczesny telefon komórkowy, wreszcie - kartę kredytową. Żeby widział, co traci, gdyby przypadkiem przyszło mu do głowy zmienić zdanie. - Nie wiem, ile z tego, co dzieje się w państwie do ciebie docierało - zaczęła, ponownie się prostując i wbijając chłodne spojrzenie w rozmówcę. - Ale istnieją ugrupowania, które stale podburzają społeczeństwo. Z pewnością spróbują też oczernić rebeliantów, wykorzystując Igrzyska. Potrzebuję więc, żeby ktoś - tu zrobiła krótką pauzę, podkreślając ostatnie słowo - przedstawił całe przedsięwzięcie w korzystnym dla Rządu świetle. Zwracając szczególną uwagę na to, co zawodnicy i sztab organizacyjny mówią poza kamerami. I zgłaszając mi wszystko, co uzna za potencjalne zagrożenie stabilnej sytuacji. - Zamilkła na kilka sekund, pozwalając słowom przebrzmieć. Rzuciła krótkie spojrzenie na leżące na stole przedmioty. - To mój jedyny warunek. Lojalność. Jeśli uważasz, że jesteś w stanie go spełnić, masz niepowtarzalną okazję, żeby zmienić swoje życie. Przynajmniej na jakiś czas. Po Głodowych Igrzyskach wciąż będziesz obywatelem Kwartału... chyba, że poradzisz sobie wyjątkowo dobrze - zakończyła, opierając się o wygodne oparcie fotela i nie spuszczając wzroku z Elijah. |
| | | Wiek : 38 lat Zawód : prezenter i gwiazdka telewizji Przy sobie : telefon, papierosy, zapalniczka Znaki szczególne : wiecznie rozszerzone źrenice, kultowe okulary na nosie, papieros w ustach
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 5:04 pm | |
| Wszystko powoli - niezmiernie powoli, ale jednak - układało się w jakąś zrozumiałą dla Elijaha całość. Słyszał o Igrzyskach; sąsiedzi z góry przeżywali ewentualną śmierć swoich dzieci niezwykle głośno, od kilku dni lamentując i snując plany ucieczki. Idiotyczne, skoro o ich próbie przejścia kanałów wiedziała cała w połowie zburzona kamienica, w której Bergstein tymczasowo rezydował. Nie rozumiał tej zbiorowej histerii, ogarniającej wszystkich rodziców. Sam nie znosił dzieci, działały mu na nerwy i najchętniej wysłałby na te całe Igrzyska każdego poniżej dwudziestego roku życia. Oczywiście wśród tej bezzębnej, ogłupiałej hormonami masy znajdywały się małe perełki (z ukontentowaniem wspominał bożyszcze nastolatek, Cassiana, i tą upierdliwą ale przebojową wnusię Snowa), jednak statystyka przemawiała na ich niekorzyść. Cała ta młodzież zachowywała się po prostu idiotycznie; co gorsza mieszając w głowach swoich zafrasowanych i nadopiekuńczych rodziców. Pojawienie się na tym świecie potomka wielokrotnie pozbawiło Elijaha ukochanych przyjaciół, wolących bawić się z tymi śliniącymi się potworkami i inwestować w ich przyszłość a nie w wagon drogich alkoholi i morfaliny. Wielka strata...dla owych nieszczęśników, gnijących teraz w Kwartale i odliczających ostatnie dni wątpliwej szczęśliwości z potomstwem u boku. Dla nich Igrzyska były przekleństwem, kolejnym gwoździem do zamurowanej trumny - dla Elijaha okazywały się szansą na zmartwychwstanie, na wzięcie porządnego prysznica, na ponowne znalezienie się w blasku świateł i centrum wydarzeń. Kiedy Alma ponownie zaczęła mówić, wyciągając z szuflady prezenty, nie mógł powstrzymać ekstremalnego podekscytowania. Karta kredytowa, przepustki, klucze; relikty przeszłości, przedmioty codziennego użytku, niezauważane jeszcze niedawno przez Elijaha, teraz urastające do rangi największych skarbów. Po raz pierwszy zerwał kontakt wzrokowy z prezydent, wpatrując się w swoje zdjęcie na przepustkach. Widocznie musieli przeszukać archiwa; z fotografii spoglądała na niego zadbana, czarująca, uczesana i zdrowa wersja siebie. Gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości to obrazowe zderzenie z dawnym sobą przekonałoby go w ciągu jednej sekundy. Słuchał jednak przemowy Coin, powracając roziskrzonym spojrzeniem do stalowych oczu nowej pracodawczyni. - Oczywiście - przyznał tylko bez żadnego wahania, zupełnie szczerze. - Igrzyska to przecież wielka łaska dla społeczeństwa dawnego Kapitolu. Podwyższony wiek trybutów to także... szansa dla młodzieży. Przecież po Dożynkach trafią do luksusowego ośrodka, staną się gwiazdami...Rodzice powinni być z nich dumni. My także - ciągnął prawie radośnie, z uśmiechem, kiwając tylko głową na słowa o lojalności. To nic, że jeszcze tydzień temu rzucał butelkami w podobiznę Coin, wymalowaną na murze jego kamienicy; ta sama osoba, która zniszczyła jego poprzednie życie dawała mu szansę na powrót do dawnej świetności. Propozycję przyjmował więc z pocałowaniem ręki, zapominając w jednej chwili o poprzednich animozjach. Szczerze wątpił, że jakiekolwiek ugrupowania mogłyby zagwarantować mu lepsze warunki, zamierzał więc spełniać się w swojej roli w dwustu procentach. Będzie robił to, co kochał, w dawnym mieście, które uwielbiał, na tych samych zasadach...dla innego pracodawcy. Bywa, emocjonalnie przywiązywał się tylko do (nie)licznych partnerów łóżkowych (do jednego, nie oszukuj się, marny Casanovo) a nie zamierzał przecież wyobrażać sobie nago pani Prezydent, która oferowała mu przyjemność innego rodzaju. - Cóż, mogę obiecać, że nie umkną mi żadne próby zniszczenia atmosfery tego pięknego widowiska - przytaknął, z zadowoleniem przyjmując odpowiedź na swoje niezadane pytanie. Nie chciał biletu miesięcznego w jedną stronę, zamierzał być tak wyjątkowy, jak tylko mógł, a chyba wszyscy zdawali sobie sprawę z nieograniczonych możliwości Bergsteina. - Rozumiem, że zaczynam od dzisiaj i że mogę wieczorem zacząć współpracować z technikami w studiu? - spytał nonszalancko, poprawiając się na fotelu i niby przypadkowo zgarnął z biurka stałą przepustkę ze swoim ulubionym zdjęciem. Miał dziwne wrażenie, że zostało zrobione podczas jakiegoś bankietu i że obok niego stała Scarlett w niedorzecznie obcisłej sukience. Cóż, wycięto ją z fotografii bardzo starannie, ale wiedział, że w prawdziwym życiu Ashworth będzie towarzyszyć mu stale. Na dobre i złe, prawda, Kochanie? Uśmiechnął się szerzej do swoich myśli, wsuwając przepustkę do kieszeni podartej marynarki. |
| | | Wiek : 52 Zawód : była prezydent Panem Obrażenia : w śpiączce
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Nie Sie 10, 2014 6:51 pm | |
| Kobieta wyglądała na usatysfakcjonowaną zarówno odpowiedzią Elijah, jak i jego reakcją. Choć wydawała się nie zauważyć, kiedy ze stołu zniknęła przepustka, to jeden z kącików ust drgnął nieznacznie w górę. Miała oczywiście zamiar przyglądać się Bergsteinowi i jego poczynaniom dokładnie, ale była prawie pewna, że właśnie kupiła sobie nowego człowieka, z którego pomocą miała szansę wyciągnąć siebie i cały Rząd z bagna, w który zagłębiali się sukcesywnie przez ostatnie tygodnie. - Oczywiście - powtórzyła z nim, kiwając głową. Poprawiła odruchowo leżący na biurku długopis, który nieznacznie wystawał z idealnie ułożonego rządku. - Możesz zacząć nawet teraz. Wszystkie niezbędne adresy i numery są już umieszczone w pamięci telefonu - dodała, przenosząc spojrzenie z powrotem na rozmówcę. - Dozorcy mają też obowiązek wpuszczać cię do siedziby, w razie gdybyś miał jakąś niecierpiącą zwłoki... sprawę.* - Opuściła wzrok na własne złączone dłonie. - Jeśli nie masz już żadnych pytań, możesz odejść.
*albo naglącą potrzebę odwiedzenia żony :> |
| | | Wiek : 38 lat Zawód : prezenter i gwiazdka telewizji Przy sobie : telefon, papierosy, zapalniczka Znaki szczególne : wiecznie rozszerzone źrenice, kultowe okulary na nosie, papieros w ustach
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin Pon Sie 11, 2014 11:26 am | |
| Sprzedanie się za mieszkanie i przywileje nie było taką złą opcją. Bilans wychodził zdecydowanie na plus; w ciągu dwóch godzin zmartwychwstał z popiołów spowodowanych przez Rebelię i zasiadał po prawicy politycznej matki Panem. Takiego awansu nie przewidywał nawet egoistyczny Elijah, pewnie dlatego reagował wewnętrznie odrobinę przesadnie, czując się jak w czasie prowadzenia swoich pierwszych Igrzysk. Tak, to było pasmo niekończących się sukcesów. Zarówno rodzinnych (wsparcie żony okazało się wtedy prawdziwą podporą), towarzyskich (odwiedzanie Flickermana w szpitalu z kwiatami i fleszami aparatów uwieczniających Cesara bez makijażu) i zawodowych. Studio, krew zalewająca trybutów, kontakty ze sponsorami i mentorami. Najpiękniejsze chwile jego medialnego życia, z pewnością. Oczywiście przez całe zadziwiająco długie Igrzyska był na nogach i praktycznie nie spał, ostrzykiwany pobudzaczami i innymi medycznymi cudami trzeźwości, ale potworne zmęczenie nie wygrywało z ekstatyczną satysfakcją. Ciągnącą się jeszcze długie tygodnie po zwycięstwie wesołego trybuta. Turnee po kraju, wywiady, powtórki z najlepszych momentów...Naprawdę pracował wtedy za troje a po zakończeniu całej medialnej otoczki spał przez równe dwa tygodnie. Te słodkie wspomnienia wracały do niego falami w tej właśnie chwili, kiedy prostował się nieco i zbierał z biurka wszystkie przekazane mu rzeczy (z ukontentowaniem zauważył, że telefon jest bardzo drogi, bardzo luksusowy i bardzo podsłuchowy; nie przejął się tym zbytnio), kiwając głową na kolejne słowa Almy. Może powinien po staroświecku uklęknąć i ucałować jej ręce w podziękowaniu za błogosławieństwa, ale pierwszy zachwyt nieco okrzepł i po prostu uśmiechał się szeroko pomimo świadomości podpisania cyrografu. Przywykł do przelewania własnej krwi i pieniędzy, oddawanie swoich usług zwycięzcom wliczało się przecież w ryzyko zawodowe, akceptował je więc z radością, wstając w końcu z fotela, z kieszeniami wypchanymi srebrnikami dobrami nowego porządku. - Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna dla obydwu stron - powiedział w ramach pożegnania, kiwając lekko głową i po chwili już znajdywał się za drzwiami gabinetu, wyciągając znów z kieszeni identyfikator przepustki. Odwzajemnił uśmiech bliźniaka z fotografii i ruszył długim korytarzem fantomowo słysząc piski i oklaski. Elijah Bergstein wracał do gry.
zt, dziękuję Almo za grę! |
| | |
| Temat: Re: Elijah Bergstein i Alma Coin | |
| |
| | | | Elijah Bergstein i Alma Coin | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|