|
| [runda #2] Gerard & Charles | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : prawie 3 lata! Zawód : celebryta
| Temat: [runda #2] Gerard & Charles Sro Paź 22, 2014 11:10 pm | |
| Lokacja docelowa to cukiernia Votre Mammy. Całą rozgrywkę przeprowadzacie w jednym temacie, więc o przejściach do kolejnych pomieszczeń musicie informować w postach.
Link do zadania: *klik*
Powodzenia! |
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: [runda #2] Gerard & Charles Czw Paź 23, 2014 1:15 pm | |
| Większość ludzi oswojonych z Kwartałem- naprawdę byli tacy ludzie, którzy uznawali to zawszone miejsce za dom(?) - uznawali tę cukiernię za miejsce, które sprzyja zacieśnieniu wszelkich więzi. Zdawali się tutaj, powodując za dnia nieprzyjemny tłok i zmuszając Strażników Pokoju do interwencji. To była druga po Violatorze kraina, do której wysyłano się za karę niepokornych rekrutów. Te dzieciaki musiały jeszcze się nauczyć żyć, a każdy dobrze wiedział, że nie ma do odpowiedniej osoby jak własna mamusia. Ginsberg chętnie dodałby, co o tym myśli, ale wtedy z całą pewnością nie byłby osobą wydającą rozkazy. A nic nie napawało go tak rozkoszą jak późniejsza obserwacja ludzi, którzy powracali z cukierni jak do Itaki, ściskając ciastka, które przegryzali jeszcze przed progiem, zamieniając się w cholernie nudnych służbistów. Naprawdę sporo nakładów pracy i środków (finansowych zazwyczaj) kosztowało go wywołanie awantury. Ktoś mógłby to wziąć szkodzenie wizerunku Almy Coin, ale Ginsberg bawił się jak mały chłopiec. Co przyniosło na niego też zgubę. Strażnicy odmówili rewizji tego lokalu, tłumacząc się, że receptura tradycyjnych ciasteczek musi być nienaruszona. Niewiele ich obchodziło, że właścicielka ostatnio nie pojawia się wcale, a lokal wygląda jak zdezelowana melina. Został z tym sam. Mógłby wprawdzie zwolnić wszystkich za jednym zamachem i zatrudnić ludzi bardziej obiektywnych, ale wtedy już na pewno wzięliby go za szaleńca. Nienawidził formalności, a jednak z nimi żył i zanim się obejrzał, został postawiony przed faktem zajęcia się tą sprawą osobiście. Nie zastanawiał się zbyt długo, wybierając w nocy swojego przypadkowego przyjaciela. Co jak co, ale pedał Lowell zawsze potrafił zrobić odpowiednie rozeznanie w jakimkolwiek lokalu się znalazł. Ten wprawdzie nie wyglądał jak jeden z tych kapitolińskich barów, na którym rozbierali butelki. Zwłaszcza w nocy - och, tak, musieli się włamać późną porą, żeby nikt ich nie zaważył - która wcale nie nastrajała go optymistycznie. Zwłaszcza w cukierni. Gerard nawet nie lubił słodkiego. |
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: [runda #2] Gerard & Charles Czw Paź 23, 2014 10:06 pm | |
| Kwartał Ochrony Ludności Cywilnej za każdym razem wydawał mu się być wybitnie zabawnym miejscem. Na pewno nie ze względu na ludzkie cierpienie, czy wszechobecną, przetaczająca się oraz pukającą do każdego budynku kształtem przypominającego dom, biedę. Na pierwszy rzut oka widoczne było, że zżerała ona wszystkich mieszkańców od środka aż na wskroś, siejąc kuriozalne zniszczenia w organizmie prawie identycznie jak choroby stworzone w laboratoriach przez zdolnych biologów do wykorzystania przy okazji kolejnych Głodowych Igrzysk. Bardziej dostrzegał w tym pięknym zwrocie pewną prześmiewczą hipokryzję - jak ładnie nowe rządy potrafiły poradzić sobie ze sobie nieakceptowalnym społecznie w XXIII wieku gettem. Co lepsze, wszyscy klepali ich po głowach, sympatycznie uśmiechając się i powtarzać - wszystko świetnie, genialne rozwiązanie. Chaza zastanawiała jeszcze jedna rzecz. Jak te całe ruiny, a także niedopuszczalne warunki życia bądź warunki życia tak różne od tych panujących tuż za grubym murem - pracy, mieszkania, samochodu, spożywanych posiłków, miały magiczną moc. W którym momencie pomysłodawcy popełnili błąd, sprawiając, że pojawiał się tam częściej niż przewidywały służbowe normy? Czyżby ciągle czegoś szukał? Małego promyku optymizmu czającego się w najgorszych sytuacjach? Całkiem możliwe, że najzwyczajniej próbował odnaleźć szczęście. Niemniej, tamtego wieczora nie spodziewał się telefonu od kogoś z kim jego relacje należały do tych raczej skomplikowanych z lekką domieszką napięcia… bynajmniej nie było ono elektryczne. Choć czasem porażenie prądem tego starszego pana wypadało jako obłędnie genialny pomysł. Brakowało tylko chwili czasu, chęci do jego realizacji oraz dobrego prawnika. To trzecie akurat dało się załatwić od ręki, więc zaczął się poważnie zastanawiać nad taką opcją. - Poważnie, ciasteczka? - spojrzał na niego z lekkim niesmakiem, widząc lokal, przed którym się znaleźli. Środek nocy, wielka interwencja zlecona przez wyższe organy, jutrzejsza pierwsza strona w Capitol’s Voice miała odbyć się w nieciekawej kawiarence, o której mówiono miliony niestworzonych rzeczy w wykonaniu dwuosobowej delegacji. Naprawdę, widział już w tym niesamowitą sensację wprost z okładki. - Wytłumacz mi jeszcze raz dwie sprawy. Dlaczego musiałem to być ja i jeszcze raz, dlaczego tu jesteśmy? Tak, marzył o swoim łóżku, muzyce wydobywającej się z głośników i posiłku, który nie zostałby podany przez sympatyczną panią o włosach ze okropnym kolorem blindu. Miał przed sobą wizję piękną takiego wieczoru, dopóki nie odebrał telefonu. Czemu wciąż popełniał te same błędy? Połączenia od niektórzy z automatu odrzucało się… Trochę przykre, że nie tylko w tejże dziedzinie życia musiał się jeszcze sporo nauczyć. Pomyślał wtedy o czymś jeszcze. Samoczynnie nasunął mu się plan, ale przecież samiec alfa miał się wykazać kreatywnością. Lowell był tam tylko dla towarzystwa, popatrzenia na jeszcze ciepły nakaz zamknięcia/rewizji. Ewentualnie jako obserwator szalonych pląsów Gerarda Ginsberga wśród przeterminowanych ciastek oraz bakterii salmonelli. Pewnie mają tyle wejście.
|
| | | Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: [runda #2] Gerard & Charles Sob Paź 25, 2014 1:03 am | |
| Lowell zdecydowanie nie potrafił się bawić. Tam gdzie on widział zgryzotę i cierpienie, tam Gerard upatrywał szansę dla siebie na naprawdę miłe spędzanie czasu. Nie potrzebował upewniać się w tym, że Kwartał dostarczy mu wszystkiego, co najlepsze - za często zachodził po sąsiedzku do Fransa, by móc w to wątpić. Zresztą włamywanie się późną nocą do cukierni, o której krążyły całkiem intrygujące legendy było dla Ginsberga nie tyle wyzwaniem (w końcu miał przepustkę rządową), co sposób na odreagowanie ostatnich wydarzeń. Niepokojących na tyle, że przyszło mu upaść na głowę i zabrać na ten swoisty żer nikogo innego, a swojego dawnego przyjaciela. Wierzył w Lowella. Przypuszczał, że zachował tyle klasy, by nie wietrzyć we wszystkim postępów i by nie wypytywać ciągle, co tu robią. Gdyby znał nieco lepiej jego nostalgiczną i chwiejną naturę, to zapewne zacząłby się zastanawiać nad słusznością swojego wyboru, ale Gerard nadal pozostawał człowiekiem nieczułym na podobne anomalie charakterowe i jedyne, co potrafił zauważyć, wiązało się z faktem, że wyglądał na człowieka, który już dawno nikomu nie obciągał. Zapewne w bardziej sprzyjających okolicznościach mógłby się nad nim zlitować, ale nawet wizja naczelnego Capitol's Voice nie mogła poprawić mu humoru. Dlatego wolał szperać nad zamkami, przypominając sobie wszystkie włamania z Jedenastki. Z biegiem czasu porzucił z łatwością mundur rozkosznego dandysa z Kapitolu, zamieniając się w całkiem nieźle operującego współczesną technologią (te alarmy) erudytę, który teraz robił wszystko, by dostać się do środka. Łatwy cel, o którym nie zamierzał zbyt wiele rozmawiać. Tak jakby kiedykolwiek był człowiekiem, który wygłasza długie sentencje, zwłaszcza w scenerii naprawdę ciemnej, kolcowej nocy i towarzystwie byłego, niedoszłego chłopaka, który pytał bez końca. - Pomyślałem, że jesteś człowiekiem inteligentnym i nie będziesz pytać, ale myliłem się i nadal pozostajesz równie zrzędliwą cipą - uśmiechnął się promiennie, kiedy wszelkie zabezpieczenia puściły i mógł ruszyć do środka, obserwując ciastka. Cudowna interwencja dla naczelnika więzienia. Stos równie poukładanych ciast, których nie tknąłby nawet palcem, choćby go o to prosił. - Do twojej wiadomości: należy ci się za nowe ściany w moim gabinecie - wygłosił wreszcie mniej enigmatycznie, zabierając za pomocą rękawiczki (uwielbiał je mieć na palcach) tort z bitą śmietaną i celując w głowę Lowella. Jak to mówili w koszykówce? Pięć punktów z tej odległości? Powiodło się wyśmienicie, teraz tylko należało oblizać bitą śmietanę z głowy wścibskiego pedała.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : redaktor naczelny CV Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, prezerwatywa Obrażenia : tylko psychiczne
| Temat: Re: [runda #2] Gerard & Charles Nie Paź 26, 2014 10:57 am | |
| Szarpanie się z drzwiami było takie średniowieczne, a Gerard zdecydowanie nie przypominał rycerza ubranego w srebrną zbroję, owianego chwałą we wszystkich pieśniach, pędzącemu ku kamiennym zamkom na najzdrowszym koniu w okolicy, bardziej charakteryzowały go zachowania odpowiednie dla niezbyt bogatych chłopów. Pokaz siły, która zdawała się na niewiele w porównaniu z tym, co mógł uczynić klucz. Charles obcerował komiczność tamtego momentu, niemalże z gotowością sugerując swojemu mężczyźnie z roli poszukanie tylnych drzwi i spokojne wejście do środka przy znacznie mniejszym użyciu siły. Aczkolwiek nie, dziwną radość sprawiało mu prymitywne zachowanie swojego, grubymi nićmi szytego kompana. Stał niewzruszony z widocznym zadowoleniem na twarzy. Pewne instytucje same otwierały drzwi. Każdy miał jakaś rolę do odegrania w tamtejszym przedstawieniu. Lowell grał niewyspanego redaktora naczelnego, co wychodziło mi nad wyraz naturalnie (ach te praktyki!), natomiast ten drugi… nie do końca potrafił go określić jako wysłannika rządu. Pasował dużo bardziej na czołówkę gorliwych (pseudo)wyznawców Almy Coin. Może wywieszała gdzieś na wyższych kondygnacjach spis najwierniejszych, najsumienniejszych, a także najmocniej rokujących w przyszłość współpracowników. Chyba tylko zainteresowani mogli to wiedzieć! - C i p y lubią n a k a z y, wiesz Ginsberg? - położył zbyt duży akcent na dwa słowa, znajdujące się po bokach pierwszego czasownika w zdaniu. Raczej nie sądził, by tajna receptura ciasteczek mogła zagrażać ludności, czy polityce całego kraju. Uśmiechnął się zjadliwie pod nosem, nadal wyczekując przynajmniej słowa wyjaśnień. W przypadku niepokazania mu tego cholernego nakazu raczej zostałby przed progiem cukierni, zamykając oczy i zatykając uszy, by nie brać w tym szatańskim dziele najmniejszego współudziału. Po pewnych wydarzeniach wolał unikać Strażników Pokoju, nie prowokując ich do sumiennego spoglądania ku aktom z nazwiskiem Lowell lub obserwacji osoby naczelnego z większą uwagą. Tak, wolał zachowywać się na czteroletnie dziecko niż łamać prawo. W tym toku rozumowania brakowało tylko tego, aby tupnął nóżką, nadymając wargi do dwukrotnie większych rozmiarów. W razie przybycia radiowozów, powiedziałby, że tak działał od zawsze na niego księżyc, prowokując napady lunatykowania. Cudowne kłamstwa. Jeżeli ktoś by zapytał o aktualny stan - próbował się nie śmiać. Może powinien był dość wyraźnie nakreślić swoje nastawienie do tamtej sprawy, również zorientować się mocnej w całości, czytając dokument pozwalający na przeszukanie bez właściciela. Na nocne, swawolne przesłuchanie. Coś zaczynało śmierdzieć, a w obecnej sytuacji mógł to być jedynie sam pan Ginserg… Chłopskie tango z drzwiami dało oczekiwane rezultaty po dłuższej chwili, więc obyło się bez złotych rad platynowych przyjaciół. Nim zdążył się zorientować coś kremowego zatrzymało się w okolicach jego twarzy. Z niemałym zdzwonieniem starł masę z ciała. Przynajmniej w stopniu pozwalającym na mówienie, jak również widzenia. - Mam nadzieję, że nowy kolor jest o niebo lepszy od tego starego. Był lekko przytłaczający… - opowiedział ze stoickim spokojem, bez zastanowienia ruszając ku ladzie z kremowymi ciastkami. Sięgnął po nie, dokonał kilku rzutów w niezbyt sympatycznego towarzysza broni. Ups, chyba żadne z rzutów nie chybił. Poniósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka? Względnie utopili wilka w bitej śmietanie.
|
| | |
| Temat: Re: [runda #2] Gerard & Charles | |
| |
| | | | [runda #2] Gerard & Charles | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|