|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| | | |
Autor | Wiadomość |
---|
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 10:17 pm | |
| Szybkie doskoczenie do kurków nie było najlepszym wyjściem. Lewa dłoń Matthew, która przez krótką chwilę zetknęła się z cieczą, zapiekła chłopaka, natychmiast też pojawiły się na niej czerwone, piekące bąble. Nie było już wątpliwości, że to nie z wodą mają do czynienia. Z okolic butów trybuta zaczął dobiegać cichutki syk, wyglądało na to, że kwas w jakiś sposób wyżera też podeszwę. Ciśnienie cieczy sprawiło, że jeden z zardzewiałych pryszniców odpadł ze ściany, kwas wypływał więc teraz prosto z rury, zalewając podłogę. Carly, Lucy i Amanda mają tylko chwilę na reakcję, zanim dotrze także do nich. |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: 4 Nie Wrz 28, 2014 11:21 pm | |
| Komnata Rozkoszy? Czy to miejsce mogło być Komnatą Rozkoszy? Nie, nie mogło! Nie mogło! No, nie! Po prostu nie mogło, bo wtedy zdecydowanie unikałabym Komnat Rozkoszy, a nie chciałam ich unikać, bo ja chorobliwie wręcz pragnęłam rozkoszy. Jakichkolwiek! Aby tylko były, bo miałam wrażenie, że zaraz wkurwiona wysadzę swoją wściekłością cały świat, który coraz bardziej zaczynał na to zasługiwać. Zasługiwać... Cholera, przecież nie byłam osobą, która niszczyłaby czyjś świat. Ktoś się natrudził i go stworzył, więc nie mogłam od tak go wysadzać. Swą Krainę mogłam, ale nie tę planetę. - Nie sądzę, by to była Komnata Rozkoszy. To zwykła łazienka, która w sumie już nie jest łazienką, bo przestała nią być miliony lat temu. Takie rzeczy powinno się zmiatać z powierzchni ziemi i to jak najszybciej, by nie raziły w oczy, przez co ja, jakże wrażliwa Amanda, muszę na to patrzeć, bo wy, ludzie ślepi, nie chcecie przyjąć do swojej świadomości faktu, że to jakaś nawiedzona łazienka. Pewnie zaraz zacznie się sączyć krew ze ścian, a dziecko-widmo zacznie biegać z misiem w ręku wokół tych wanien, bawiąc się z nami w morderczego berka. Dotknie cię? Zdychasz! – Zafantazjowałam nieco, ale to mogło się zdarzyć. Jak wiadomo, byliśmy wszyscy na arenie, a na arenie mogło się właśnie wszystko... Czemu to nie była tak elegancka rezydencja, na jaką wyglądała przy kolacji? Zdecydowanie wolałabym, gdyby wszędzie nas otaczało takie bogactwo, przepych i czystość. Łatwiej by mi było uwalniać drapieżcę i... Chyba żeby być drapieżcą, powinnam zacząć polować na resztę, co wiązało się z porzuceniem Delilah i Matta, na co nie chciałam sobie pozwalać. Te dwie osoby były mi ważne i nie... - Oranżeria może nie, ale inne pomieszczenie? Były też inne – jęknęłam, kopiąc kawałek gruzu i zaciskając przegrana wargi. Nie chciała zostawiać Delilah, więc skazana była na robienie tego, czego ta sobie życzyła. – A ogniska nie chcę... Nie musi ono być. Nie jest zimno... Mogłam sobie mówić, ale nikt mnie nie słuchał. Mieli te swojego móżdżki, a Delilah miała Sebastiana, przy którym ja spadałam na drugie miejsce. DRUGIE! Nie miałam dla nich żadnej szczególnej wartości, gdy widzieli siebie i własne tyłki... - Ufam – mruknęłam do Matta, gdy odprowadziłam tę dwójkę do drzwi. Delilah mnie zostawiała? Nawet nie powiedziała, że zaraz wrócą... Żebym poszła z nimi... Zostawiła mnie, gdy ja jeszcze chwilkę wcześniej powiedziałam, że im ufam. Właśnie, ufam, czyli wró... Nie, chyba już nie wrócą. Nie mogli, bo po... - MATT! – Wrzasnęłam nagle, dziwiąc się samej sobie, że potrafię tak szybko reagować. W sumie co w tym dziwnego? Robiłam już o wiele bardziej dziksze rzeczy. Tym razem jednak doskoczyłam do poparzonego chłopaka, jakby to właśnie poparzył się mój króliczek Pithy, a nie Turner, który przecież był mi obojętny. Ot, znajomy. Ba!, mój przybrany syn, którym nigdy jakoś szczególnie się nie interesowałam. Teraz zaś strach o niego, który pojawił się oczywiście przez niego, wstrzyknął mi taką dawkę adrenaliny, że... Nie chciałam myśleć o tym, do czego jestem zdolna w takim stanie. Po prostu chwyciłam go i odciągnęłam od tego żrącego cholerstwa, samej mocząc sobie w tym buty. Nie dbałam o to. Chciałam, by znalazł się z dala od tego. TEGO. Mówiłam, że łazienka, to zły pomysł! Prędko poprowadziłam go po schodkach, stając wraz z nim między wannami. Mogliśmy przeczekać tu tę awarię, o ile ta ciecz zechciałaby w końcu przestać cieknąć. Sama zaś przyklęknęłam, szybko ściągając ze stóp buty i ciskając je do wanny. Pomagałam sobie nożem. To samo zrobiłam z obuwiem Matta. Nadal jednak cierpiał. Musiałam działać szybko. Spojrzałam na kran jednej z wanien. Nie trysnął z niego kwas, a za to nadal sobie kapało niewinnie, na co zwróciłam uwagę na początku, gdy rzuciłam pierwszy raz okiem na to pomieszczenie. Podstawiłam pod kran malutkiego paluszka lewej ręki, by sprawdzić, czy będzie to kwas, czy może woda, którą mógłby mój towarzysz obmyć sobie rękę. Jeśli kwas, to oczywiście palec zaraz znalazłby się z dala od kranu, jeśli zaś nie kwas, to spróbowałabym odkręcić kurki. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 12:01 am | |
| Obejrzała się za parą, która, czyżby myśleli, że niepostrzeżenie?, wymknęła się z łazienki. To arena a nie plac zabaw, przecież, nie powinni się rozdzielać. W żadnym wypadku! Ale nic nie powiedziała, zmarszczyła jedynie nosek i zanim zdążyła się odezwać, zrobić cokolwiek, spostrzegła: najpierw drżenie koło drzwi, delikatny połysk a następnie wodę, które trysnęła z pryszniców i wanny. Od razu cofnęła się, jakby odruchowo, a gdy Matt podszedł doń i okazało się, że to nie jest jednak zwyczajna woda (co podejrzewała od samego początku, ale nie przyjmowała do wiadomości – przecież nie może być aż tak źle!) złapała Carly za nadgarstek i wskoczyła razem z nią na podwyższenie przy ścianie. W samą porę, jak się okazało, bo kwas zaczął w niepokojąco szybkim tempie rozprzestrzeniać się po kafelkowej podłodze. -O rany! - prawie krzyknęła, ale nie traciła czasu na to, aby martwić się swoim beznadziejnym położeniem. Amanda okazała się być super niemądra i postanowiła ratować Matta – godne podziwu ale mniej zachęcające, gdy okazuje się, że popsuła sobie przy tym buty! Lucy nie wiedziała, czy byłaby gotowa na takie poświęcenie! Drzwi. Ładunki wybuchowe. Ale nie – pole siłowe. To głupota. Idealna dla niej, ale odrzuciła ten pomysł od razu. Organizatorzy potrafili być naprawdę złośliwi, a ona nie chciała testować, jak bardzo potrafią na własnej skórze. Co to to nie! -Proponuję... - zaczęła uroczyście, jakby jej pomyślunek był najlepszym ze wszystkich obecnych, bo jakże to tak, oczywiście! -...przeczekać! Nie widziała sensu w szamotaniu się po pomieszczeniu, naprawdę, ani kombinowaniu i planowaniu ucieczki, która skończyłaby się gorzej, niż mogli się tego spodziewać. -Albo poczekajcie, zaraz zadzwonię po straż pożarną! To był dobry plan. O ile opowieści trenerki o karetce podróżującej po arenie są prawdziwe. Liczyła na to, że jednak tak. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 12:31 pm | |
| Doskoczenie do Matta nie było dobrym pomysłem, ale kto wie, czy ściągnięcie obuwia nie okaże się gorszym. Amandzie udało się jednak pociągnąć Matthew za sobą i wskoczyć na schodki. Nie mogli jednak czuć się bezpiecznie, poziom kwasu wciąż wzrastał i kto wie, kiedy dosięgnie także ich.
Podkładając palec pod kran wanny Amanda mogła się przekonać, że skapuje z niego prawdziwa woda. Odkręcenie kurków jednak zdało się na nic, ciecz nie popłynęła, wygląda na to, że wanna nie jest podłączona lub coś utknęło w rurze.
Lucy zareagowała bardzo szybko, dzięki temu razem z Carly stały teraz suchą stopą na podwyższeniu przy ścianie. Czas jednak uciekał, a szanse na pojawienie się straży pożarnej na Arenie były niemalże zerowe, choć wszystko zależało od tupetu i siły perswazji mentora panny Crow.
Główna droga wyjścia została odcięta, próba pokonania pola siłowego ładunkiem wybuchowym może nie skończyć się dobrze. Jeśli jednak ktoś rozejrzałby się uważnie, dostrzegłby wyłamane kratki wentylacyjne w suficie nad wanną. Może tamtędy uda się wydostać na korytarz?
Carly i Lucy - od wanien dzieli Was odległość półtora metra, możecie spróbować ją przeskoczyć. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 3:12 pm | |
| Wspaniale, idealnie wręcz – pomyślałaby, gdyby pole siłowe kiedyś zamierzało opaść a kwas zapragnął wyparować, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego dostrzegła swoim sokololusiowym wzrokiem kratę nad wanną, żeby to nazwać siebie w myślach kolejno idiotką, idiotką i żeby nie być dla siebie za miłym to jeszcze raz idiotką, a Mandy i Matta przeklętymi farciarzami. -Ej, Mandy, spójrz! - zawołała wskazując na punkt nad wanną – Spróbujcie przedostać się tamtędy! - dodała po chwili, póki świadomość, że znajduje się na całkiem innej wysepce jej nie dopadła i nie uświadomiła sobie, jak blisko celu swej podróży się znajduje. Wspaniale. Idealnie wręcz. Nie chciała, żeby zabawa skończyła się tak szybko, a Noah był przecież obrotnym chłopcem, jeśli by chciał, to Lucy dostałaby nawet tyranozaura w słoiku. Dla chcącego nic trudnego, zwłaszcza dla chcącego Pana Rudego Przetrwałem Igrzyska Nie Wygrałem Całujcie Mnie Po Stopach. No, w takim razie, drogi przyjacielu – gdzie ta straż pożarna? Karetka? Może hydraulik? Czekam. Westchnęła lekko szukając jakiejś drogi ucieczki. Mogłaby skoczyć, tak podpowiadał jej głosik w głowie, ale to nierozsądne, bo wątpiła, naprawdę, o ile ona wyszłaby z tego stosunkowo bez szwanku, Carly mogłaby spotkać się z większym problemem i Lucy doskonale to wiedziała, od razu gdy spojrzała na nią ze swojej mierzącej prawie metr osiemdziesiąt góry lodowej. Mogłyby także wskoczyć razem z butami i zdjąć je najszybciej jak to możliwie w wannie, ale ten pomysł jej nie odpowiadał, bo z natury nie była oszczędna, ale tej oszczędności graniczącej ze sknerstwem nauczyła się w Kwartale, gdzie każdy drobiazg, gdzie buty ratowały od odmrożenia. -Mam wspaniały pomysł, hej! - oświadczyła uroczyście i poczęła usypywać z gruzu górkę na środku drogi do azylu, z którego droga na korytarz była już prosta, cudowna i wspaniała. Tak, tak, tak! Zaśmiała się przy okazji przy tej pracy nie patrząc nawet na pleśń czy brud. Wszak KOLeC niósł za sobą wiele ciekawych odkryć jak nowe odmiany pleśni, o których wynalazcy mogli usłyszeć w prastarych legendach. Okruchy zbierała z kafelek i zdzierała ze ściany, a gdy górka była na tyle wysoka, aby jej buty nie ucierpiały ani troszkę, zbadała ją uważnie stopą sprawdzając, czy jest aby na pewno bezpieczna i zrobiła pierwszy krok łapiąc Carly za rękę, a następnie opierając się już o krawędź wanny, aby wejść do niej ostrożnie i bez uszczerbku na zdrowie tejże wspaniałej srebrnej sukienki, którą zafundowali jej organizatorzy. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Leży i pachnie na pół etatu. Przy sobie : Trzy banany, łyżka, antybiotyk, ząbkowany nóż, zapałki, igła z nitką Obrażenia : Obtarte kolana, poparzone, ale opatrzone łapki, skręcona kostka, a poza tym to nadal jej cycki nie urosły.
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 7:35 pm | |
| Źle się dzieje w państwie duńskim. Bardzo źle. Naprawdę już pomijam fakt, że praktycznie wszyscy tutaj, może oprócz Lucy, mieli do mnie awersję ze względu na nazwisko, jakie dumnie trwało tuż przy moim imieniu. Byłam wręcz skonana ciągłym powtarzaniem, że rodziny się nie wybiera, bo uwierzcie mi, gdybym mogła, wolałabym być córką rolnika z Jedenastki i latać z motyką od nocy do rana. Zajęcie może niezbyt wybitne i pociągające, ale niosło ze sobą korzyści z bycia neutralną oraz nieznaną dla świata. Jednakże nie miałam zamiaru im pokazywać, że mi smutno, czy coś, bo wcale mi nie było, co to to nie. Jeszcze im wszystkim pokażę, że jestem lepsza niż moja ciotka, o. Zobaczycie. Kiedy Matthew powiedział, że jesteśmy tu bezpieczni, miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz, ale pomyślałam, że się w sumie powstrzymam, bo jeszcze wykraczę. Nerwy pomieszane ze strachem czyniły mnie strasznie ironiczną i niezbyt mi się to podobało. Niestety mimo chęci nie potrafiłam wymazać sprzed oczu nadciągających z każdą chwilą obrazów mojej rychłej, lecz masakrycznej śmierci. Ogarniała mnie lekka paranoja i tak bardzo starałam się to zamaskować, że nie zauważyłam, kiedy utknęliśmy w sytuacji zagrożenia życia. Ale takiej konkretnej, bo samo bycie na arenie jeszcze nikogo nie skreślało. Czyli nawet jak coś się myśli, ale nie mówi na głos, to też można wykrakać? Czułam, że całe życie przelatuje mi przed oczami, albo po prostu wszystko działo się tak szybko, że ocknęłam się dopiero wtedy, gdy stałam już obok Lucy na podwyższeniu. Byłam jej wdzięczna za uratowanie mi tyłka, bo znając mnie, stałabym tam jak sierota i zaczęłabym spieprzać dopiero wtedy, kiedy poczułabym, że kwas przeżera moje buty. Ale to nie był czas i miejsce na rozckliwianie się nad podziękowaniami - w końcu mówią, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Póki co plan był taki, żeby przeżyć i lepiej nie było zastanawiać się nad niczym innym. - Nie wiem, co cię bawi. - powiedziałam do Lu, która z radością sypała gruz na podłogę. Rozglądałam się panicznie dookoła, zastanawiając się jak szybko utoniemy konając z bólu i według moich obliczeń, czekała nas długa i bolesna śmierć, chyba, że sobie walniemy z dyńki o wannę i skrócimy cierpienia. Na szczęście w tym pomieszczeniu byłam teraz jedyną (i chwilową!) pesymistką, a reszta znalazła światełko w tunelu. Chwyciłam ramię Lucy obiema dłońmi, kurczowo wbijając palce w jej skórę - znając moje sieroctwo, jeden nieostrożny ruch i leżę w kwasie, więc wolałam trzymać się mocno. Zeskoczyłam delikatnie na kupkę gruzu i nadal przyklejona do ręki dziewczyny, wdrapałam się na wannę, naprawdę starając się nie zahaczyć nogami o kwas. Już wolałam wpaść do tej wanny i nabić sobie guza na tyłku, niż uraczyć się kąpielą w tym czymś. - Musi mnie ktoś wsadzić na barana, bo ja tam nie dosięgnę! - jęknęłam, patrząc na wysokość dziury w suficie. Nie dość, że nazwisko okropne, to jeszcze geny do dupy. Nie mogłam urosnąć chociaż dziesięć centymetrów więcej? Teraz byłoby to naprawdę pomocne. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Pon Wrz 29, 2014 10:42 pm | |
| Pomysł z usypaniem grudek gruzu sprawdził się, Carly i Lucy bez większych przeszkód przedostały się do wanny. Poziom kwasu jest coraz wyższy, dosięga już do pierwszego schodka i gdyby ktoś niefortunnie się poślizgnął, na pewno umoczyłby się co najmniej po kostki.
Pamiętajcie, że brak reakcji nie pomaga Waszym postaciom.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 12:24 am | |
| Nadal nie mieściło mi się w głowie to, z jaką łatwością Delilah mnie porzuciła. Ba!, że w ogóle przyszło jej coś takiego do głowy. Dotąd myślałam, że jestem dla niej ważna, że coś się liczę i że ta mnie kocha. Kocha... Phi! Poszła sobie. Od tak. Nic nie powiedziała. Nawet nie zaszczyciła mnie swoim wzrokiem. Nie mogłam nawet zobaczyć po raz ostatni jej lśniących oczu. Poszło to w pizdu, a ja zostałam tu osamotniona, porzucona i zniesmaczona na dodatek. Opuściła mnie, idąc sobie z Lybergiem, a mimo to nie potrafiłam go nienawidzić. Nawet nie miałam na to czasu. Z ciężkim westchnieniem odwróciłam się od kranu, patrząc na stan poparzeń Matta. Martwiłam się o niego. Zastanawiałam się, jak się czuł, ale jakoś krępowałam się o to pytać, co brzmiało absurdalnie, ale tak było. Chyba też bałam się, co również brzmiało absurdalnie, że mogłam urazić męską dumę i... Coś mi tu nie grało i nie chodziło tu jedynie o fakt, że kwas raczej nie zamierzał przestawać się lać. Coś w Turnerem. Zrobił mi coś i zamierzałam się dowiedzieć, co to takiego było. Niepodobnym, by cokolwiek zamykało mi usta i by to coś nie było pocałunkiem. Niecny Matt. Jego wina. Uniosłam wzrok w górę, gdy Lucy zwróciła mą uwagę na sufit i kratki, które praktycznie nawoływały ich, by wcisnęli swoje tyłki na stelaż i pomknęli ku nieznanemu. Nie widziało mi się przeciskanie w ciasnych przewodach wentylacyjnych, ale to mogło nas uratować. Musieliśmy to zrobić, bo sama w tym być nie miałam. Właśnie, nie byłam samotna. Może Delilah, na którą liczyłam, mnie zostawiła, ale miałam Matta, Lucy i nawet milczącą Carly – ludzie, którzy mogli mnie pokochać, o ile już nie kochali i których ja również mogłam obdarzyć miłością. W sumie Matta i Lucy już pokochałam. Carly na razie wydawała mi się strasznie nieśmiała, przez co nawet nie mogłam jej poznać. - Dobra – stwierdziłam, wstając. – Skoro to jedyna droga ucieczki i na nic innego nie możemy liczyć – zaczęłam, wzdychając ciężko – to wchodzę. Matt, dasz radę mnie podsadzić? Nie dosięgnę, a nie chcę skakać na tych wannach, by się nie połamać – przyznałam. Faktycznie mogłabym znów wykonać te swoje akrobacje, ale to wiązałoby się z wzięciem pod uwagę materiały, z którego było zrobione otoczenie. Wanny należały do ryzykownych faktur, choć w sumie byłam bosa. Ucieszyłam się, gdy Matt okazał się szybko gotowy do działania. Oznaczało to, że nie jest z nim źle. Wcisnęłam nóż między ząbki, by mi nie przeszkadzał zbytnio przy podciąganiu się. Podsadził mnie, a ja zręcznie złapałam się rękoma, wdrapując na górę. Potem pomogłam wgramolić się Carly, ta Lucy, a Lucy pomogła Mattowi, który ostatni opuścił te paskudne wanny. Sama zaś wyjęłam z plecaka latarkę i zapaliłam ją, by się rozejrzeć. Nóż na wszelki wypadek postanowiłam trzymać w pogotowiu w lewej ręce, prawą zaś silnie ujęłam latarkę, by przypadkiem mi się nie wyśliznęła z dłoni. Pytanie, co teraz nas czekało...? |
| | | Wiek : 19 Przy sobie : kurs pierwszej pomocy Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 12:30 pm | |
| Powinien był przemyśleć decyzję o doskoczeniu do jednego z kranów i walce z substancją z niego wypływającą. Wprawdzie nie spodziewał się, że będzie miał do czynienia z jakiegoś rodzaju kwasem, ale przecież na arenie wszystko było możliwe. Niestety, jedną z jego rozlicznych wad było to, że najpierw działał, a dopiero później myślał. Wydawało mu się, że układanie taktyki przed igrzyskami idzie mu całkiem nieźle i prawdę mówiąc był z tego naprawdę dumny. Niestety, życie jak zwykle zrewidowało jego plany, przez co wylądował teraz z grupką ludzi w opuszczonej łazience powoli wypełniającej się żrącą substancją. Zaklął głośno, gdy poparzył dłoń natychmiast cofając ją spod strumienia, ale było już za późno. Brunatna ciecz zdążyła zrobić swoje i przez chwilę próbował otrzeć dłoń o marynarkę, na której zdążyła już zaschnąć krew Evena. Nie do końca to mu chyba pomogło, ale nie miał zbyt dużo czasu, by się tym przejmować. Jego uwagę przykuł syk dobywający się gdzieś z dołu. Spuścił wzrok i ku swojemu przerażeniu ujrzał dym wydobywający się spod podeszew jego butów. Chwilę później po sali rozszedł się krzyk Amandy, która doskoczyła do chłopaka odciągając go na bok. Stanęli na przestrzeni między wannami, gdzie na razie byli bezpieczni. Nie zdążył zareagować w żaden sposób, gdy zdejmowała mu buty i nie był pewien czy to dobra decyzja. Chociaż może i miała rację, nie wiadomo, czy kwas nie byłby w stanie przeżreć podeszwy i poparzyć mu stóp. Powinien pannie Gautier podziękować po wszystkim. - Uważaj - jęknął, gdy dziewczyna postanowiła sprawdzić, czy z kranów wycieka woda. Na szczęście miała rację. Poparzona dłoń piekła do niemiłosiernie, w zasadzie to równie dobrze mogła mu w tej chwili płonąć, a ból byłby porównywalny. Zacisnął jednak zęby próbując nie skupiać się teraz na tej kwestii, mieli zdecydowanie większe problemy na głowie. Carly wspomnieniem na temat kratek i dziur w suficie skutecznie odwróciła jego uwagę od ręki. Byli uratowani! A przynajmniej mogli tak się przez moment czuć, bo teraz trzeba było 'tylko' dostać się na górę. Nóż schował do kieszeni marynarki, po czym wziął głęboki oddech. - Dobra, po kolei - głos miał trochę niepewny, ale nie można go za bardzo o to winić, w końcu poparzenia kwasem to nic przyjemnego - Poradzę sobie - posłał Amandzie słaby uśmiech przez znów zaciśnięte zęby stając w pozycji, w której mógł skutecznie podsadzić wszystkie trybutki do góry. - Teraz ty - gdy Amanda znalazła się już na górze wskazał na Carly, która chwilę później dzięki połączonym siłom Matta i Amandy dołączyła do tej drugiej. Kolejna była Lucy, a tuż po niej sam Turner. Udało im się uciec od kwasu, ale bardzo możliwe, że trafili na coś dużo gorszego... Jedynym czym się cieszył to buteleczka jodyny ukryta w jego plecaku, który kurczowo trzymał zdrową ręką. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 12:59 pm | |
| W pomieszczeniu dało się słyszeć znajome pikanie, oznaczające pojawienie się prezentu od sponsora, a w wannie, tuż pod nogami Amandy, pojawił się mały pakunek zawierający latarkę, noże do rzucania oraz noktowizor. Nie było natomiast żadnej notatki od mentora.
Dostrzegając swoją szansę w wyłamanych kratkach wentylacyjnych, trybuci zaczęli wdrapywać się na górę. Gdy Amanda przeczołgała się kawałek, by zrobić miejsce Carly, poczuła obrzydliwy odór zepsutego mięsa, ale to nie zapach był w tym wszystkim najgorszy. Dziewczyna zobaczyła przed sobą kilkanaście świecących punkcików, które zbliżały się do niej w szybkim tempie. Trybuci nie przewidzieli tego, że sufit może być w równie fatalnym stanie, co reszta łazienki. Gdy Carly próbowała podciągnąć się do góry, cała czwórka usłyszała nagle głośny trzask, jakby coś właśnie pękało, a potem kawałek sufitu, ten, na którym leżała Amanda, runął w dół, prosto w kwaśne bajorko. Szybko rozwiązała się też kwestia świecących punkcików - to szczury-zmieszańce zaczęły wysypywać się przez sufit prosto do wanny, a ich piski poniosły się po całym pomieszczeniu. Stworzonka natychmiast zaczęły szukać jedzenia, kąsając przy tym trójkę trybutów.
Amanda, razem z kawałkiem gipsowej płyty wpadłaś prosto do kwasu, który na razie lekko ochlapał twoje nogi. Masz trochę czasu, zanim płyta się rozpuści, jednak na razie jesteś zbyt poobijana, by podnieść się i samej wrócić do wanny, która znajduje się około dwóch metrów od Ciebie. Nóż, który trzymałaś w zębach, podczas upadku rozciął Twoje wargi, gwarantując ci szerszy uśmiech, ogromny ból i krwawienie.
Carly, dzięki temu, że jeszcze nie zdążyłaś się podciągnąć, lądujesz z powrotem w wannie, ale nie jest to bezbolesny upadek. Odczuwasz silny ból w lewej kostce, która zaczyna szybko puchnąć i wszystko wskazuje na to, że jest skręcona.
Matt i Lucy, jesteście cali, ale szczury wyczuwają jedzenie, które znajduje się w Waszych plecakach, przez co nie przestają Was kąsać. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : prostytutka/kwiaciarka Przy sobie : W plecaku: proca, latarka, zwój liny, zapałki, pusta butelka, nóż, widelec, latarka, kompas, paczka z jedzeniem; w ręku: pistolet Obrażenia : lekko obite plecy, rana na łydce po ugryzieniu szczura
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 2:05 pm | |
| Krzyknęła w tym samym momencie, kiedy sufit zerwał się, a Carly i Mandy runęły na dół. Starała się złapać Carly, ale bezskutecznie, dziewczyna omsknęła się z jej ramion i przewróciła na wannę. Lucy nie miała nawet czasu, aby zainteresować się jej kostką, bo zaraz potem zaatakowała ją zgraja szczurów. Miała ochotę coś powiedzieć, coś bardzo brzydkiego, jedno takie słówko cisnęło się na jej cieniutkie usteczka, ale nie wydobyło się na zewnątrz, jednak prychnęła, obejrzała się wokół szukając jasnowłosej królowej króliczków i zobaczyła ją! Oszołomioną, znajdującą się na popękanym stropie, który powoli, prawie niezauważalnie, ale Crow wiedziała, że tak się dzieje, topił się pod wpływem kwaśnej cieczy. W pierwszym odruchu, bo to była sekunda, miała ochotę rzucić się za dziewczyną i wziąć ją w ramiona, aby następnie zaprowadzić z powrotem w jedyne bezpieczne (chociaż teraz już może mniej) miejsce. -Trzymaj się Mandy, zaraz tam będę! - zawołała starając się odgonić od swoich nóg nadgorliwe gryzonie, zsunęła wtedy plecak z ramion, wyciągnęła jabłko i rzuciła je zwierzątkom mając nadzieję, że da to im wszystkim trochę czasu... trochę czasu do czego? Do zjedzenia żywcem? Może do śmierci? Kolejny problem, kolejna rzecz. Mandy. Mogłaby skoczyć za nią, to prawda, ale w każdej z ostatnich chwil powstrzymywał ją rozsądek, który lubił odzywać się w nieodpowiednich momentach. W zamian za to dostrzegła zaraz kolejną lukę w idealnym planie eliminacji – na podłodze nadal znajdował się gruz, teraz było go sporo, gdy część sufitu runęła. Pochyliła się po buty Matta i dziewczyny, którą winna teraz ratować, aby postawić pierwszy krok na niepewnym gruncie. Spróbowała, sprawdziła czy strop się nie załamuje, bowiem nie miała ochoty na orzeźwiającą kąpiel w bąbelkowo-bananowym kwasie, a czy bananowym, tego też nie zamierzała próbować. Wtedy też postawiła w połowie drogi buty, na których stanęła, aby zaraz potem znaleźć się przy dziewczynie. Nigdy nie należała do najsilniejszych, cóż, niestety, ale Mandy była drobna i delikatna, więc liczyła na to, że podniesienie jej nie będzie stanowiło dużego problemu. A jednak. -Mandy, Mandy! Przystojny pan na dziesiątej! Bierz go! - zawołała potrząsając delikatnie dziewczyną, jakby w panice, bo dosłownie czuła, jak strop pod jej stopami rozpuszcza się i złamuje – Matt, czy mógłbyś...? - chciała się zaśmiać, ale z jej ust wydobyło się raczej histeryczne czknięcie, bo zdecydowanie nie... może Mandy miała tym razem ochotę na uśmiech, ale Lucy najchętniej rozpłakałaby się na środku tej przeklętej łazienki. Skandal. Gdzie ta straż pożarna? Jak w tych czasach można liczyć na państwo? NO JAK? |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 2:46 pm | |
| Co się stało? Czemu czułam się tak... Pijana? Czy ja piłam? Ćpałam? A może mi coś wstrzyknięto? Może za długo imprezowałam? Czy pieprzyłam się w końcu z jakimś ciasteczkiem? Ohh, jak ja chciałam się pieprzyć z jakimś ciasteczkiem, które potem bym zjadła. Ano, byłam głodna. I mi coś było... Wróć! Zarazzarazzaraz! CZEMU JA CHCIAŁAM ZJEŚĆ CIASTECZKO?! Chodziło mi o faceta, a facetów się nie jadało, czyż nie? Kanibalizm nawet nie był modny. Czemu myślałam jakoś tak... Cholera, i czemu puma w mojej głowie właśnie podkulała ogon? Czemu się bałyśmy?! CZEMU SIĘ BAŁYŚMY?! I czemu czułam pewien znajomy, słodki memu sercu, a tak naprawdę metaliczny i niezbyt przyjemny zapach? Który nie smako... I płakałam. Czemu... Półprzytomnie dotknęłam mokrych kącików warg, gdy udało mi się w końcu unieść obolałą głowę. Nie, nie chciałam wiedzieć... Nie, to nie mogło... Nie! Czemu bolało? Czemu zapiekło? - Nie! – Jęknęłam, unosząc zakrwawioną dłoń ku mym zmrużonym oczkom. Byłam brzydka! BRZYDKA! Właśnie mnie oszpecono... Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, przez co słone łzy zaczęły mi palić rany po nożu. Czułam ogień. I nie tylko tu, ale też w moich zgrabnych i jeszcze nie tak dawno gładkich nogach. Poparzyłam się kwasem! Mandokalipsa nadeszła! Kurwa, teraz! Teraz, gdy... Byłam teraz potworem... - NIE! – Wychrypiałam, patrząc na swą drżącą rękę. – Zepsuli mnie-e... Nie jestem już... piękna. Zepsuli... – Pisnęłam jak mały porzucony kotek i nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zaraz ten kotek może utonąć w kwasie i że Lucy chce tego kotka ratować. //zapomniałam wspomnieć, że noże do rzucania są w moim plecaku, latarkę dostała Lucy, zaś Matt noktowizor |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 8:05 pm | |
| Powietrze przeszył armatni wystrzał.
Ekwipunki zaktualizowane. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Leży i pachnie na pół etatu. Przy sobie : Trzy banany, łyżka, antybiotyk, ząbkowany nóż, zapałki, igła z nitką Obrażenia : Obtarte kolana, poparzone, ale opatrzone łapki, skręcona kostka, a poza tym to nadal jej cycki nie urosły.
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 10:03 pm | |
| Mówiłam, że wolę uderzyć o wannę. Ale tyłkiem, tam chciałam guza. Nie życzyłam sobie skręcać kostki. Świat musi mnie nienawidzić. Naprawdę byłam teraz wściekła, że twórcy areny tak z nas sobie kpią. Czy nie wystarczył sam kwas, by nas udupić? I tak nie pozostawili nam żadnej zbyt obiecującej drogi ucieczki. Naprawdę chcą nas wszystkich wybić jak muchy już pierwszego dnia? Zero show, zero zabawy? Widać, że ciotce chodzi tylko i wyłącznie o pseudo zemstę, cholerna odpowiedzialność zbiorowa za coś, czego większość z nas nawet nie widziała na oczy. Zabawa na poziomie dzieci z piaskownicy, zainicjowana przez ponad pięćdziesięcioletnią kobietę. Doprawdy, godne podziwu. I choć mogłoby się wydawać, że zdołamy uciec cały czas wzbierającemu kwasowi, wszystko musiał trafić szlag. Jak to mówią - jeśli nie urok, to sraczka. Życie znajdzie zawsze sposób żeby cię udupić, a jeśli nie los się w to bawi, to ludzie, którym się najzwyczajniej w świecie nudzi. Szczury? Serio, szczury? Niedługo zaczną napadać na nas krwiożercze jamniki. Szkoda tylko, że sufit nie wytrzymał tego napięcia i sprawił, że ja oraz Mandy spadłyśmy i niestety nie wylądowałyśmy telemarkiem. - Chyba mi urwało nogę. TO BOLI. Czy ja mam nogę? JA NIE POPATRZĘ, NIE, NIE MA MOWY, JAK JEJ NIE MAM, TO TO BĘDZIE STRASZNY WIDOK, PO PROSTU NIE - darłam się, leżąc w wannie z zamkniętymi oczami. Bolało mnie jak cholera i naprawdę myślałam, że mam złamanie otwarte, a kość przełamaną na tyle części, żeby każda wskazywała inną stronę świata. Jednak kiedy usłyszałam piski Amandy, otworzyłam oczy, by sprawdzić co się dzieje i... przelotnie zauważyłam swoją kostkę. - O, jednak jest na miejscu. - powiedziałam uroczym głosikiem pełnym ulgi, w końcu lepiej jest mieć nogę niż jej nie mieć, po czym stwierdziłam, że od skręcenia się nie umiera i wystarczy to nastawić. - Kocham cię, nóżko. - dodałam, obmacując się po kostce, jednak niezbyt długo, bo nie jestem masochistką. Przeniosłam się ostrożnie na kolana i wyjrzałam, by sprawdzić, jak bardzo jesteśmy w dupie. - Ojapizgam, co jej się stało - wydałam z siebie dziwny wyraz przerażenia, ale zaraz potem wrócił zdrowy rozsądek - NO WYJMIJŻESZ JĄ, przecież sama nie wyjdzie, a kwas nie woda, nie wyparuje! - chętnie bym pomogła, no ale moja noga miała zdecydowanie wiele przeciw w tej sprawie i z przyczyn technicznych stawanie na niej wydawało się raczej niemożliwe. W sumie stwierdziłam, że bardzo się by teraz przydała woda, ale tak serio bardzo bardzo, więc wyjęłam ząbkowany nóż z plecaka i uderzyłam nim parę razy w kran. Następnie pokręciłam kurkami. Fajnie się kręcą, muszę przyznać. A potem mnie olśniło, że zachowuję się jak człowiek za czasów maczugi i mamutów, więc zaczęłam tym nożem grzebać wewnątrz kranu. A nuż coś go zatkało i nagle spadnie manna z... kranu? Miałam cichą nadzieję, że nie popłynie tędy kwas, ale w końcu Mandy sprawdzała i nie umarła od tego, co z niego płynęło. |
| | | Wiek : 19 Przy sobie : kurs pierwszej pomocy Obrażenia : poparzona kwasem prawa dłoń, dodatkowo opuchnięta od ugryzienia szczura, głębokie rozcięcie na czole, poderżnięte gardło, śmierć
| Temat: Re: 4 Wto Wrz 30, 2014 11:36 pm | |
| Nie cieszyli się długo bezpieczeństwem. Nie minęło nawet kilka minut, gdy sufit pod nimi zaczął dziwnie trzeszczeć, a chwilę później zapadł się wraz z Mandy. Carly niestety też ucierpiała lądując w wannie, z której mieli nadzieję uciec. Wszystko poszło nie tak. Czy projektanci muszą być naprawdę aż tak złośliwi? Matt nie miał czasu rozmyślać nad decyzjami organizatorów, bo zaraz potem w jego stronę rzuciło się stado wygłodniałych szczurów. Zaczął stopami je od siebie odpychać, ale na niewiele to pomogło i dopiero pomysł Lucy z jabłkiem dał im czas, by zareagować na krzyki dobiegające z dołu. Nie czekając na nic więcej zsunął się najzgrabniej jak potrafił znów na dół, ale tym razem w wannach pełno było rozwścieczonych gryzoni, więc musiał szczególnie na nie uważać. Był przecież boso, więc dość łatwo mógł poranić sobie stopy, a bez możliwości chodzenia nie będzie miał zbyt wielu szans na arenie. - Spokojnie, zaraz coś zaradzimy! - nie miał zielonego pojęcia co powinni zrobić, ale ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowała Mandy to potwierdzenie, że są w ciemnej dupie i zaraz pewnie wszyscy zginą. Zeskoczył z wanny i po gruzie i butach dotarł do dziewczyn znajdujących się na rozpuszczającym się kawałku płyty. - Chodź, przeniosę cię w bezpieczne miejsce - trudno było nazwać tak wypełnione szczurami wanny, ale lepsze gryzonie niż parzący kwas - Przyciągnij ją do mnie - zwrócił się do Lucy, bo Amanda najwyraźniej była w zbyt dużym szoku, by sama to zrobić - Nie mamy zbyt wiele czasu! - pośpieszył je gestem dłoni, a tuż po tym, gdy panna Gautier znalazła się w jego zasięgu wziął ją na plecy i razem wrócili do wanien. Droga wcale nie była prosta, a skakanie z jednej kupki gruzy na drugą z pasażerem na plecach łatwe nie było. Gdy już wydawało się, że Mandy jest bezpieczna Matt sięgnął do kieszeni marynarki, w której był kawałek pieczeni. Podzielił ją na mniejsze porcje rzucając jedną do wanny ze szczurami, a gdy te sobie z nim poradziły kolejny wylądował tuż na jej brzegu. Trzecim rzucił w stronę kupki gruzu otoczonej kwasem ze wszystkich stron. Liczył, że szczury rzucą się na mięso topiąc się i paląc tym samym w kwasie. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Sro Paź 01, 2014 12:47 am | |
| Równo północy dają się słyszeć dźwięki hymnu Panem, a na hologramie pod sufitem wykwita herb Kapitolu. Następnie wyświetlane są zdjęcia poległych dzisiaj trybutów, w kolejności: Margaritka Butterfield, Even Irving, Trinette Rosehearty, Mortimer Rees, Yves Redditch, Amadeus Ginsberg, Molly Petrel, Adah Haggard, Selvyn McIntare. Kiedy znika twarz Selvyna, projekcja gaśnie, a dźwięki muzyki cichną. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Czw Paź 02, 2014 8:19 pm | |
| Lucy i Matthew wspólnymi siłami ściągnęli Amandę z płyty i pomogli jej wrócić do wanny. Znajdowała się tam teraz cała czwórka – w lepszym lub w gorszym stanie – lecz nie tylko. Szczury, które wysypały się przez sufit, bardzo szybko wyczuły znajdujące się w plecakach jedzenie. Stworzenia te, na oko dwa razy większe od przeciętnego szczura i o wyjątkowo ostrych zębach, zaczęły przemykać między trybutami, kąsając ich i podgryzając przy okazji. Sporo z nich rzuciło się na pieczeń, wpadając w morze kwasu. Większość jednak dobrała się do jedzenia, które trybuci zabrali ze stołu podczas rzezi pod Rogiem Obfitości, by już w następnej chwili szybko je pochłonąć. Jeden ze szczurów wgryzł się w bosą stopę Amandy, a drugi wspiął się po nodze Lucy, lądując pod sukienką dziewczyny i dotkliwie kąsając ją w udo. Inny natomiast mocno ugryzł pokrytą bąblami dłoń Matthew. Na domiar złego w pewnej chwili na trybutów posypały się kawałki sufitu. Kilka z nich uderzyło mocno w głowę Lucy i Amandę, a inne rozcięły czoło Matta.
Tymczasem grzebiąca nożem w kranie Carly mogła w pewnym momencie zobaczyć, że przez otwór wypada deszcz drobnych kamieni, lecz już w następnej chwili z kranu wydostał się kwas. Ciecz zalała dłonie i nadgarstki dziewczyny, sprawiając jej olbrzymi ból – chociażby lekkie zgięcie palców powodowało, że przybierał on na sile.
Poziom kwasu poza wanną powoli zbliżał się do trzeciego schodka, a sytuacji wcale nie poprawiały grasujące pomiędzy trybutami szczury. Należało więc szybko znaleźć inną drogę ucieczki, jeśli trybuci chcieli uniknąć kąpieli w zabójczej substancji. Plusem całej sytuacji był jednak fakt, że coś znów zamigotało blisko klamki drzwi – czyżby pole siłowe zanikało?
Jeżeli trybuci przyjrzeliby się ścianom uważnie, zobaczyliby, że przylegające do nich podwyższenie – to samo, na którym stały wcześniej Lucy i Carly – znajdowało się mniej więcej na wysokości wanien i można było przejść nim do drzwi. Kwas nie zdążył go jeszcze zalać, podobnie jak prowadzącej do niego sterty gruzu, którą usypały trybutki. Może zatem istniała droga ucieczki? Istotny był jednak fakt, że podwyższenie w wielu miejscach miało niebezpieczne przerwy, a niektóre cegły wyglądały na zdradliwie luźne. Z kolei sufit na pewnym odcinku drogi był zarwany.
Sytuacja zdecydowanie nie była najlepsza, lecz trybuci szybko musieli podjąć decyzję.
Matthew, po ugryzieniu szczura Twoja lewa dłoń jeszcze bardziej puchnie, a poruszanie nią sprawia Ci olbrzymi ból. Rozcięcie na czole nie prezentuje się wcale lepiej, jest całkiem głębokie. Wypływająca z niego krew wciąż zalewa Ci twarz. Amanda, rany przy Twoich wargach nadal krwawią, w dalszym ciągu jesteś poobijana i możesz spodziewać się różnokolorowych siniaków na swoim ciele. Kawałki sufitu, które spadły na Twoją głowę, nabiły Ci kilka guzów. Dobra nowina jest jednak taka, że ugryzienie na stopie nie jest poważne, a do Twojej paczki z jedzeniem nie dobrały się szczury. Carly, skręcona kostka puchnie coraz bardziej, lecz bez porównania gorzej prezentują się Twoje dłonie i nadgarstki. Są spuchnięte i pokryte bąblami, a w kilku miejscach skóra nawet pękła. Wszystko to sprawia Ci ból, z kolei poruszanie się może być w Twoim przypadku wyjątkowo kłopotliwe. Lucy, ugryzienie szczura spowodowało, że na Twoim prawym udzie pojawił się ciemnofioletowy siniak, a rana krwawi. Podobnie jak Amanda masz kilka guzów na głowie, a Twoja paczka z jedzeniem zdołała przetrwać.
Wasze ekwipunki zostały zaktualizowane, prosiłabym również, żebyście to samo zrobili z polami "obrażenia" i "przy sobie". |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: 4 Pią Paź 03, 2014 8:10 pm | |
| Wystrzał, który rozległ się wokół, sprawił, że ogarnęłam się na tyle, by wiedzieć, co się wokół mnie dzieje. Wystrzał też uświadomił mi, że ktoś umarł. Kolejna osoba zeszła z tego świata i, jak miałam okazję się zorientować, nie był to nikt z mojej drużyny. Nie tej najbliżej, ale Delilah i Sebastian nadal pozostawali gdzieś tam, gdzie moje zmysły nie docierały. Mogło któregoś z nich już nie być wśród żywych. Nie podobała mi się ta opcja i miałam ochotę się rozsypać wokół. Zrobiłabym to, gdybym nie miała pewności, a musiałam ją mieć. Pragnęłam zobaczyć ciało Delci, nim zacznę ją opłakiwać, a aby je zobaczyć musiała stąd wyjść. Na szczęście potem, po odsłuchaniu hymnu Kapitolu i obejrzeniu zdjęć poległych, okazało się, że to nikt z naszych. Grzecznie dałam się przenieść przez morze kwasu. Co za ironia! Ja miałam makowe morze, a otaczało mnie właśnie morze kwasu. Nie było jednak bezkresne i miało swój koniec, swoje granice, którymi były ściany łazienki. Musieliśmy się stąd wydostać, a nadzieją na to okazały się drzwi, które zostały uwolnione spod działania pola siłowego. - Mattie – jęknęłam, widząc obrażenia u innych. Zwłaszcza Carly miała się kiepsko. Coś z nogą? Złamana? Sama też nie trzymałam się za dobrze, a jakiekolwiek słowa wypływające z mych warg bolały cholernie. Chyba lepiej, jeśli będę mówiła jak najmniej, a najlepiej wcale. Musiałam się postarać mówić jak najmniej, zwłaszcza podczas spaceru po niewysokim murku przy ścianie, na który się zdecydowaliśmy. Na nim starałam się skupić, bo kąpiel w tym syfie mi się nie widziała. Chciałam usilnie przeżyć. Pierwszy poszedł Matt, sprawdzając uważnie drogę. To on pomógł mi przejść z wanny do murku, a potem trzymał za rękę na wypadek, gdybym się zachwiała. Dodawał mi stabilności podczas tego nędznego spaceru i byłam mu za to wdzięczna. Zwłaszcza za to, że był blisko i nie zostawił mnie samej, że nie pozwolił mi umrzeć. Był moim bohaterem. Tak jak Lucy, która szła zaraz za mną z Carly na plecach. Dwójka moich bohaterów, dzięki której czułam się silniejsza i jakoś się trzymałam, zamiast klęknąć w kącie i ryczeć. Miałam przecież kroczyć drapieżnie przez arenę! Cóż, jak widać, rzeczywistość okazywała się zgoła inna niż to mi się wydawało. Chwała, że towarzyszyli mi tak cudowni ludzie. I Mattie... Ciekawe, co sądził o tej paskudnej ranie... Co ja najlepszego zrobiłam – pomyślałam, poprawiając plecak, który nadal miałam na swoich plecach. Nóż w ustach nie był zbyt dobrym pomysłem. Teraz wyglądać miałam jak potwór. Szliśmy naprzód. Matt obmacywał nogą nasz, w niektórych miejscach niepewny, grunt i prowadził ku drzwiom, które zamierzał na końcu drogi otworzyć. To równało się temu, że miał ocalić nam tyłki. Był bohaterem! Takim prawdziwym, który dumnie patatajał na swoim rumaku, by ratować niewiasty z opresji... To urocze. |
| | | Wiek : 17 lat Zawód : Leży i pachnie na pół etatu. Przy sobie : Trzy banany, łyżka, antybiotyk, ząbkowany nóż, zapałki, igła z nitką Obrażenia : Obtarte kolana, poparzone, ale opatrzone łapki, skręcona kostka, a poza tym to nadal jej cycki nie urosły.
| Temat: Re: 4 Pią Paź 03, 2014 9:59 pm | |
| Grzebanie w kranie było jednak złym pomysłem. Ale ja nigdy nie należałam do najinteligentniejszych, więc już dawno przestałam się winić. Nie spodziewałam się tego kwasu. Za żadne skarby! Prędzej liczyłam, że wyskoczy stąd czarna mamba i pożre moją duszę... Przecież Amanda go sprawdzała. Tu była woda. Co się stało z cudownym połączeniem dwóch cząstek wodoru z tlenem? Tyle tego na świecie, a jak trzeba to nigdy nie ma. Kiedy kwas zalał moje ręce krzyknęłam z bólu, mając wrażenie, że moja skóra zacznie żywcem złazić z rąk. Do moich oczu napłynęły łzy, bo ból wydawał się nie do zniesienia. Ale ponoć od cierpienia fizycznego nie da się umrzeć. A co cię nie zabije, to cię wzmocni. Lub ewentualnie trwale okaleczy. Zacisnęłam zęby z bólu, uważając, by nie odgryźć sobie języka i resztką sił starałam się wytoczyć z wanny. Podparłam się zdrową nogą jej dna i wyskoczyłam tyłkiem na murek pomiędzy. Zabrałam nogi zanim dotknął je kwas i wepchnęłam nóż w boczną kieszeń plecaka, praktycznie rycząc z bólu. Jeszcze troszkę Carls, odrobinę. Miałam ochotę zostać tam w takiej pozycji i ryczeć, starając się nie patrząc na poparzone dłonie. Nagle zaczęło mi być wszystkiego szkoda, że prędko nie narysuję żadnego obrazka, ani nic z tych rzeczy. Na szczęście ból wszystko tłumił, łącznie ze świadomością tego, co dzieje się wokół mnie. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy Lucy wzięła mnie na swoje plecy. Czy zawsze muszę polegać na innych? To było okropne. Zaplotłam ramiona wokół szyi dziewczyny, starając się nie dotykać niczego dłońmi, jedynie skrzyżowałam łokcie. Wtuliłam twarz w jej włosy, nie przejmując się, że za chwilę będą całe mokre od moich łez. Przy tym, co czułam przez poparzone dłonie, kostka była niczym. Po prostu chciałam, by to wszystko się już skończyło. |
| | | Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: 4 Sob Paź 04, 2014 1:50 pm | |
| Choć poziom kwasu ani na moment nie przestawał się zwiększać, a trybuci często potykali się i prawie tracili równowagę, idąc po murku, w końcu udało im się dotrzeć do drzwi.
Nagle w całym południowym skrzydle rozbrzmiał potężny głos: - Trybuci! Wiele już przeszliście i wielu straciliście. Na pewno jesteście też głodni, spragnieni i zmęczeni. Mamy jednak dla Was dobrą nowinę - w Sali Głównej czeka Uczta. Przychodźcie więc tłumnie, ponieważ nie wiadomo, kiedy znów będziecie mieli okazję coś zjeść. Wesołych Głodowych Igrzysk i niech Los zawsze Wam sprzyja! W tym samym momencie dało się słyszeć głośny trzask. Wszystkie znajdujące się na korytarzu drzwi zamknęły się na dobre z wyjątkiem tych, które prowadziły do Sali Głównej.
Ucztę rozpocznie post Game overa. Póki co nie możecie wrócić do pomieszczeń. Natomiast tybuci, którzy jeszcze się w nich znajdują, niech napiszą posty z uwzględnieniem, że wyszli na korytarz, a drzwi od razu się zamknęły. |
| | | Wiek : 20 Zawód : słodki nożownik Przy sobie : plecak, jodyna, noże do rzucania, latarka, paczka z jedzeniem Obrażenia : poszerzony uśmiech, epicki nóż między żebrami
| Temat: Re: 4 Sob Paź 04, 2014 6:19 pm | |
| Nie mogłam powiedzieć, że czułam się świetnie. Przynajmniej nie w stu procentach. Owszem, cieszyłam się, że z każdym kolejnym krokiem jesteśmy coraz bliżej opuszczenia tej wstrętnej łazienki, w której za żadne skarby nie chciałam zostawać. Zostaliśmy, a teraz stało się to, co się stało. Miałam wrażenie, że odtąd będę unikała wszelkich pomieszczeń tego typu. To był całkiem świetny pomysł, patrząc na rany po kwasie, które piekły niemiłosiernie i przez które pewnie ciekłyby mi łezki. Dochodziły jeszcze ugryzienia szczurów. Roniłabym łzy z bólu, gdyby nie coś poważniejszego, co zdeptało moje jestestwo najbardziej. Szkaradna rana, która rozcięła mi wargi, bolała strasznie i jedynie dlatego, by pokazać Mattowi, Carly i Lucy, że jestem silna, nie jęczałam, rycząc i kuląc się w jednym miejscu jak ostatnia sierota na świecie. Odebrano mi jedną z tych rzeczy, o których stracie nawet nie zamierzałam myślałam, nie uznawałam tego jako czegoś, co może nastąpić. I stało się! Zostałam oszpecona i teraz mogłam zapomnieć o zaliczeniu połowy Kapitolu. Kto weźmie paskudnie uśmiechniętego potworka w swoje ramiona? No, kto? Przegrałam w tej chwili swoje życie. Nawet gdybym została sławna, to widziano by mnie jago potwora z areny. To bolało nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Zacisnęłabym wargi i szła dalej, gdyby to nie bolało. Ostatecznie jedynie powstrzymywałam łzy, idąc dalej. Dłoń Matta dodawała mi nieco otuchy, ale z każdym krokiem coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że on jest jedynie tak blisko, by przeżyć. Nie mieli tu nikogo, prócz siebie... Nie chodziło o to, że coś względem mnie czuł, że mnie kochał, a o to, że chciał przetrwać, a ja byłam możliwością przetrwania. Tak, tak zaczynałam widzieć swoją relację z Turnerem i czemu mnie to bolało? Nie szukałam przecież miłości... Może szukałam, ale on... Awrrr... Po prostu powinnam o tym nie myśleć. Wtedy będzie łatwiej. Łatwiej. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Musiałam wyjść stąd i odnaleźć Delilah. Dotarliśmy do drzwi, Matt otworzył je, a my wyskoczyliśmy przy jego pomocy na korytarz. W końcu miałam tę przebrzydłą łazienkę z głowy. Żałowałam, że nie mogłam mieć z głowy też swojej przebrzydłej twarzy. [z/t dla całej drużynki] |
| | |
| Temat: Re: 4 | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|