Temat wypracowania: czego nauczył cię zwycięzca Pierwszych Głodowych Igrzysk?Edgar Stark, obywatel naszego Dystryktu, nauczył mnie, że najważniejsza jest odwaga. Tata mówi, że odważni ludzie są ludźmi prawymi... a Tata ma zawsze rację. Z odwagą można osiągnąć wszystko. Można zwyciężać. Można nieść chwałę sobie, rodzinie, dystryktowi oraz Panem. Obywatele Dwójki muszą być odważni, tak, jak odważny był ich pierwszy zwycięzca.Previa Benner, lat siedem.
Pustynia patrzy na mnie czerwoną, wyschłą kataraktą spękanej ziemi. W oddali majaczą blade, błękitne i fioletowe masywy gór, choć doskonale wiem, że to tylko złudzenie - ładny rysunek architektów areny. Te góry - och, te góry wyglądają jak uśpione wielbłądy, które widywałam w książeczkach dla dzieci. Szosy prawie nie widać. To ta spękana, cienka tasiemka wypłowiałego burego asfaltu, rzucona na rudy lateryt gleby. A tamta cienka kreska na horyzoncie, przypominająca zbyt zamaszysty ślad ołówka na delikatnej powierzchni akwareli, to starożytny akwedukt. Lubię to miejsce. Ruiny pośrodku czerwonej pustki. Odpręża mnie tutejszy nastrój, lekko nostalgiczny, kwaśnawy aromat zatęchłego grobu. Siedzę w kucki na szczycie marmurowego krużganka. Czekam. Mam tu na co czekać.
A ty nie masz czego szukać.
Podnoszę głowę, przymykam powieki. Wiatr się wzmaga. Niesie z rozpalonego wnętrza areny drobiny piasku. Można się nim upić, tym wiatrem. Zachłysnąć, oszołomić, do głębi nałykać zwierzęcym szaleństwem, zapomnieć. Nafukać lepiej niż jakimkolwiek kwasem, który miałeś w wilgotnych, słabych dłoniach dzieciaka z dobrego domu.
Nie lubię cię.
Błądzisz po arenie ze zwierzęcym przerażeniem w oczach, rozglądając się i zapamiętując ostatnie chwile własnego życia, tworząc bezmyślny testament zdychającego bydlaka. Twoja brzydka, naburmuszona laska z sojuszu gapi się na starożytne kolumny z miną zblazowanego klienta burdelu wybrzydzającego nad przebrzmiałą urodą panienek. Wachluje się dłonią, że niby tak jej nudno i gorąco.
Znam takie jak ona. Płaska, pospolita twarz bez śladu myśli, na opitolonych jak po tyfusie mysich włosach szmatka gwizdnięta z pogrzebu niemowlęcia. Kwintesencja współczesnej kobiecości. Panna Jesteś Tego Warta.
Wiesz co? Ona też mnie wkurza.
Coś mi się zdaje, że wybraliście się w niewłaściwe miejsce o bardzo niewłaściwej porze.
Niewiedza niczego nie usprawiedliwia. Przeciwnie. Jeśli jesteś, kurwa, za durny, żeby się tego domyślić, to pewnie nie masz prawa żyć. Bezlitosna matka przyroda już o to zadba, chłopie.
Poprawiam rękawy koszuli, takiej, w jaką ubrani zostali tegoroczni trybuci, kiwam się na obcasach wygodnych desantówek. Mały, płaski, przezroczysty skorpion przebiega po kamieniach. Jaszczurka, złota, metaliczna jak elegancki długopis, leży tuż koło mojego buta, pijąc gorąco wprost z marmuru i powietrza. Niebieski pasek na jej boku przypomina ślad flamastra. Marker podkreślający jej krótkie, nieważne istnienie.
Takie jak twoje, bracie.
Poprawiasz drżącą dłonią wiszący u pasa nóż i rozglądasz się z hardą miną, jakby ci to mogło zastąpić porządny seks albo dobrą bójkę.
Swojej odętej księżniczki oczywiście nie wolno ci denerwować. Ona sobie nie życzy, nie sięgnie po broń, skoro nic wam nie grozi. To głupie, nie będzie się mizdrzyć do wszechobecnych kamer, a poza tym nie, bo taki ma kaprys.
Jeśli o mnie chodzi, to mogłabym najwyżej wgnieść jej mordę butem w piasek i zobaczyć, co z tego wyniknie.
Nic specjalnego, obawiam się.
W powietrzu unosi się coraz więcej kwarcowego, rudego pyłu. Leniwym gestem sięgam po nagrzaną rękojeść broni. Moje słodkie kukri. Moje dzieciątko.
Wiatr. Pachnie pustynią. Siłą, dzikością, szaleństwem. Groźbą, gniewem i aktami desperacji. Zbrodnią. Zamykam z lubością oczy, chłonę każdy suchy, gorący powiew. Nadchodzi to, na co tak długo czekałam.
Morderstwo. Zwycięstwo.
To moja pora. Czas upału i niezdrowych zmysłów. Czas Igrzysk. Czas chwały dla Dystryktu Drugiego. Nie widzisz mnie, choć siedzę jak gargulec prawie nad twoją głową. Jasne, że nie widzisz. Nie rzucam cienia.
Dobra. Chyba trzeba zejść i się przywitać. Nazywają to ponoć dobrym wychowaniem.
Zeskakuję z muru na marmurowe płyty chodnika. Jedna pęka pod moim ciężarem na równe połowy.
Łuuup, mówią moje buty.
Ty i twoja księżniczka bezmyślnie rozdziawiacie usta, kiedy uśmiecham się do was wesoło, niemal czule - jak matka do swych dzieci, tuż przed tym, nim udusi je poduszką.
Złota jaszczurka przestraszona śmiga do dziury pod kamieniami. Wąski, lśniący pocisk z rozgrzanego na słońcu mosiądzu.
W powietrzu czuć zapowiedź burzy.
A także krwi - o tak… sporo krwi. W końcu przyjechałam tu, by zwyciężyć.
Temat wypracowania: czego nauczył cię zwycięzca Trzydziestych Trzecich Głodowych Igrzysk?John Stark, obywatel naszego Dystryktu, nauczył mnie, że najważniejsza jest wiara. Jeśli wierzymy, że osiągniemy sukces - to na pewno tak będzie. Wiara jest potrzebna, żeby realizować marzenia. Jeśli będę wierzyć, razem z Tatą zamieszkamy w Wiosce Zwycięzców, jak rodzina Stark. Wtedy Tata już nie będzie musiał pracować w kamieniołomie.Previa Benner, lat osiem.
Czerwone słoneczko przetacza się daleko na zachód, wszystko przybiera pontyfikalnie fioletowy kolor, jakby na znak żałoby po kolejnym smutnym, przesranym dniu nad Kapitolem. Męczy mnie życie w stolicy, nie lubię tego tłoku, tego smrodku drogich perfum i zakłamanych obietnic. Uwielbiam za to mieć świadomość, że jestem wolna i sama decyduję o swoim życiu - a przynajmniej jego większej części.
Z uśmiechem wspominam Sześćdziesiąte Czwarte Głodowe Igrzyska. Moje Igrzyska. Lubię oglądać powtórki z areny, mam nagraną całą, czterodniową relację. Fakt, wyglądałam strasznie, jak krowie łajno utytłane piaskiem i krwią, ale już taka była
moja uroda.
Za to kochali mnie
moi sponsorzy.
I dzięki temu odniosłam
moje zwycięstwo.
Gdybyście mnie zapytali, ilu trybutów uśmierciłam, aby być tu, gdzie jestem teraz i robić to, co robię teraz, bez chwili wahania odparłabym, że ośmiu. Jedna trzecia. Śliczny wynik.
Może nie najwyższy, ale za to efektowny - w końcu każdemu z nich obcięłam głowę. To nie tak, że kierował mną instynkt przetrwania albo szaleństwo, w które nagle popadłam.
Ja po prostu wiedziałam, że muszę zabijać. Z chwilą wkroczenia na podest podczas Dożynek, kiedy zgłosiłam się na ochotniczkę… narodziła się we mnie wściekłość. Nie moja. Dzika, zwierzęca. Lamparcia.
Ktoś zabrał moje wystraszone, bijące na alarm serce i wsadził w to miejsce wypchany adrenaliną, agresją i mocą worek mięśniowy wielkiego drapieżnika.
Pamiętam, jak pięcioosobowy sojusz zawodowców, do którego nie chciałam należeć, dorwał mnie trzeciej nocy. Zacieśniali krąg, profesjonalnie, z doświadczeniem. Dobra. Robiło to wrażenie.
Na wszystkich… tylko nie na rozwścieczonym lamparcie, który stał się mną. Do diabła, przecież naprawdę powinnam się wtedy bać.
I nic.
Tylko leciutka mgiełka euforii.
Bo miałam go za sobą.
Wiem, że miałam.
Rósł.
Potężniał.
Cień olbrzyma. Przyjaciela lepszego niż Anioł Stróż, czarniejszego niż intencje najgorszych gwałcicieli.
Oj, dzieciaki, pomyślałam wtedy, wpatrując się w oczy partnera z Dystryktu,
to chyba wy będziecie mieli kłopoty, coś mi się widzi. Ponieważ czułam, jak obejmują mnie jego potężne niewidzialne ramiona.
Nareszcie!
Jazda, wojowniku! Będziemy się bić! Ale na poważnie, panie i panowie, aż zostanie z was tylko mięso.
Żarty odłożymy na bok.
Byłam dzikim, wściekłym zwierzem, a to wy, moi drodzy, staliście się ofiarami. Patrzyłam na was żółtymi oczami drapieżcy. Jak lampart na grupkę dzieci, kilka kózek do szybkiego rozszarpania, parę bezbronnych antylop. Przekąskę.
Załatwię was, bo umiem.
To jedyne, co potrafię.
W tamtej chwili byłam samą skoncentrowaną walką.
Urodziłam się, żyłam i oddychałam tylko po to, żeby was rozszarpać. Całe pokolenia wstecz przychodziły na świat i umierały jedynie w tym celu, żebym stała się idealną maszyną do zabijania. Bronią w rekach mego pana.
Pierwotniaki zmieniały się w ryby, ryby w dinozaury, a te padały martwe między drzewiaste paprocie wyłącznie dlatego. Żebym walczyła.
Zabiłam was, koledzy-zawodowcy, bo byłam o wiele większym psem od was.
Temat wypracowania: czego nauczył cię zwycięzca Trzydziestych Czwartych Głodowych Igrzysk?Gordon Hadley, obywatel naszego Dystryktu, nauczył mnie, że najważniejsza jest siła. Tylko dzięki własnej pracy możemy odnosić sukcesy i przyczyniać się dla dobra Panem. Tata mówi, że pan Hadley był najsilniejszym chłopcem w kamieniołomie i nawet po zwycięstwie nie przestał w nim pracować. Mówi też, że siła fizyczna jest ważna - ale nie tak ważna, jak siła psychiczna.Previa Benner, lat dziewięć.
Żyjąc w Kapitolu jako zwycięzca musiałam przystać na jeden warunek - moje ciało, moja godność, moja żądza miała należeć do prezydenta Snowa. Tylko i wyłącznie on miał prawo sprzedawać mnie upojonym alkoholem i narkotykami starcom, których nic nie kręciło tak, jak młodziutka tryumfatorka Igrzysk.
Przez trzy lata, niemal każdej nocy.
Nie wolno mi było wybuchnąć niczym nadepnięta mina.
Uśmiechałam się więc. Milczałam. Trwałam. Stałam się człowiekiem ustatkowanym. Miałam ustaloną pozycję, pisywałam dobrze przyjmowane felietony w opiniotwórczych gazetach Kapitolu, wypowiadałam się jako ekspert podczas Igrzysk, komentowałam treningi trybutów. Byłam ogólnie szanowana.
Pełna marznącej, krzepnącej krwi.
A pośród tego wszystkiego wciąż nosiłam łatkę wariatki, która na arenie pozbawiała przeciwników głów.
Akcja Dekapitacja! Panienka ma problemy, nikt tego nie widzi?
Raz w tygodniu urządzałam sobie maraton. Oglądałam własne wyczyny na Igrzyskach, jatkę, której stałam się przyczyną... i nic nie czułam. Kompletnie nic.
Ani śladu żalu, ani krztyny przerażenia. Zabiłam ośmiu ludzi.
Ale od tego przecież byłam.
Przyjaciółka śmierci. Wierzchowiec diabła. Zawodowiec idealny. Wyprana ze skrupułów i uczuć. Pusta skorupa!
W końcu wyszło szydło z worka - podczas jednego z towarzyskich spotkań nieco mnie poniosło. Niewinna zabawa z kajdankami, pejczem i podduszaniem zamieniła się w koszmar, który prezydent Snow zatuszował z niemal kosmetyczną wprawą.
Sami wiecie, jak to jest, gdy w krwi buzuje alkohol, czyny napędzają narkotyki a erotyczne uniesienie odbiera jasność umysłu - pewnego dnia zacisnęłam dłonie na szyi mężczyzny za mocno.
Stanowczo za mocno.
Winą obarczyli serce - migotanie przedsionków, zator krwiobiegu, zawał. Z dnia na dzień wypadłam z łask dobroczyńców. Nie uwierzycie, ale nawet oni nie byli na tyle spierdoleni, by sypiać z dziewczyną, która dusi partnerów!
A więc odesłali mnie do Dwójki. I wtedy życie dopiero się zaczęło.
Temat wypracowania: czego nauczył cię zwycięzca Pięćdziesiątych Trzecich Głodowych Igrzysk?Joffery Gene, obywatel naszego Dystryktu, nauczył mnie, że najważniejsza jest wytrwałość - dzięki niej jesteśmy w stanie osiągać to, co nieosiągalne i udowadniać innym własną wartość. Czasem cena zwycięstwa jest wysoka i wymaga wielu poświęceń, ale cel nigdy nie uświęca środków. Tata mówi, że pan Gene jest najlepszym człowiekiem jakiego spotkał i powinnam brać z niego przykład.
Biorę.Previa Benner, lat dziesięć.
Oczywiście wiem, że to głupie tak przyjechać na pałę do Dwójki, bez pojęcia, co dalej, za to z głową pełną pączkującego szaleństwa. Jeśli koniecznie chciałam przeżyć jakieś pieprzone katharsis, popłakać się, usmarkać ziemię splamioną posoką moich przodków, wybaczyć dzieciakom – zawodowcom, ofiarom takim samym jak my, zabrać ze sobą garść piachu jako relikwię, a potem odlecieć do Kapitolu z lekkim sercem i uzdrowioną duszą, to oczywiście, powinnam pojechać do Dwójki.
Ale już wtedy doskonale wiedziałam, że między mną a prezydentem trwa wojna.
Wojna. Ani mniej, ani więcej.
Znam się na wojnie, do cholery.
Napatrzyłam się. I wcale nie chodzi o to, że pękła we mnie jakaś tama, wylały się nawarstwione przez lata przeżycia, ujawniła trauma, dalej jazda w stylu świętego podręcznika psychologii.
Coś się jednak ze mną stało.
By odpędzić od siebie demony, by poświęcić się czemuś, co nie pozwoliłoby mi na zamknięcie się w Wiosce Zwycięzców, zaczęłam trenować dzieciaki do Igrzysk.
Raz-dwa, krótki kurs mordowania ludzi, czyli jak szybko i efektownie zabijać trybutów.
Świetna zabawa! Jednak nawet ja wiedziałam, że na coś czekam. Że podskórnie wyczekuję na moment, kiedy moje umiejętności będą mogły zostać wykorzystane w prawdziwym starciu.
Temat wypracowania: czego nauczył cię zwycięzca Pięćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzysk?Sonny Hamilton, obywatel naszego Dystryktu, nauczył mnie, że wszystko, czego nauczyłam się dotychczas było kłamstwem.
Odwaga nie jest najważniejsza. Wiara nie jest najważniejsza. Siła nie jest najważniejsza. Wytrwałość nie jest najważniejsza.
Najważniejszy jest instynkt przetrwania.
Tata już nic nie mówi - od miesiąca leży ciężko chory w szpitalu. Przez lata pracy w kamieniołomie nabawił się pylicy płuc i wkrótce umrze.Previa Benner, lat dwanaście.
Przez lata mieszkał we mnie krzyk. I krew. I strach. I wielka odwaga.
I mnóstwo śmierci, która przepełniała mnie po pustkę migdałowych oczu.
W chwili wybuchu rebelii nie zastanawiałam się ani chwili - hop, łapiemy za broń i idziemy skopać parę kapitolińskich tyłków!
Przecież od zawsze przyciągał mnie zapach krwi, swąd wojny. Dlatego walczyłam po stronie Trzynastki - bo potrzebowałam pooddychać powietrzem przesyconym masakrą, żeby poczuć, że w ogóle żyję. Od dziecka na to chorowałam. Kiedy ocieram się o śmierć, mogę spać, mogę pracować, pieprzyć się i snuć plany na przyszłość. Bez tego jestem wyłącznie workiem skóry wypełnionym papką z wody i mięsa.
Brzdęk.
Pustka.
Trzy zet.
Zupełnie.
Zwyczajna.
Zdzira.
Bez rozprutych brzuchów ciężarnych matek, bez rozdeptanych główek niemowląt, bez rąk, nóg, cycków odrzynanych wprawnym pociągnięciem noża, bez spalonych w benzynie trupów, bez ciał poszatkowanych kulami z automatu nie znalazłabym samej siebie, niemożliwie podobna do każdego innego żołnierza naszej cywilizacji.
Idealnie identyczny produkt przeciętności.
Bez masakr nic mnie nie wyróżnia.
Ani wybitny intelekt, ani ponadprzeciętny talent, ani urok osobisty, ani charyzma.
Po zwycięstwie rebelii dołączyłam do regularnej armii, gdzie udało mi się awansować aż do stopnia podoficera. Ale siedzenie za biurkiem nie było dla mnie, w szeregach nie działo się praktycznie nic - dlatego bez większego wahania zasiliłam korpusy Strażników Pokoju w Kapitolu.
I muszę przyznać jedno - bawię się przednio!
Temat wypracowania: czego nauczyła cię zwyciężczyni Sześćdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk?Moja ciocia, Previa Benner, obywatelka naszego Dystryktu, nauczyła mnie, że życie to nie bajka. Że cel zawsze osiąga się po trupach do celu. Że nie należy się przed niczym wahać. Że śmierć zawsze jest rozwiązaniem.
Mój tata zabronił mi spotykać się z ciocią, chociaż ta mieszka od roku w Wiosce Zwycięzców. Nie powiedział, dlaczego.Max Benner, lat dziesięć.