Przekrój przez dzieciństwo
Była długo wyczekiwanym dzieckiem, o które latami starali się Hazelowie. Gdy stracili już nadzieje, wszystkie metody zawiodły i przestali się starać to Maribeth niespodziewanie zaszła w ciążę. Przyszli rodzice byli przeszczęśliwi. Entuzjazm matki opadł, kiedy okazało się, że będzie to córka.
Mimo to można powiedzieć, że Leire miała bajkowe dzieciństwo. Wszystko dzięki temu, że była oczkiem w głowie taty. Rozpieszczał ją, codziennie rozśmieszał i sprawiał, że czuła się jak księżniczka. To matka zawsze sprowadzała ją na ziemię, zwracała uwagi i karciła za nieodpowiednie zachowania. Dzięki temu Leire rosła w pewnej stabilizacji. Nie była ani zbyt rozpuszczona ani do ostatniej kropli krwi zniszczona przez zasady, panujące w Kapitolu.
Przeprawa przez okres dojrzewania
Nie miała wielu przyjaciół, przynajmniej tych prawdziwych. Gdy trzeba było to chodziła na różne bankiety i spotkania, ale nigdy nie czuła się tam dobrze. Nie miała, o czym rozmawiać z tymi ludźmi. Zawsze pytano, kiedy to w końcu zrobi sobie pierwszą operacje plastyczną. Zwracano uwagę, że jej piegi nie wyglądają estetycznie. Leire miała wtedy ochotę wybuchnąć, iż to nie jej wina, że ma jasną karnacje, a te skupiska melaniny wybijają się na jej tle, rażąc ich w oczy. Jednak zawsze gryzła się w język, bo wiedziała, że matka byłaby wściekła. I nawiasem mówiąc, kto z nich widział, co to melanina?
W szkole zapoznała kilku porządnych ludzi. Większość z nich byli to chłopcy, ale kilka dziewczyn też wydawało się nie do końca zniszczonych. Nie każdy musiał mieć takie zamiłowanie do nauki jak ona, żeby wydać się jej wartościowym. Wystarczy było odbiegać od schematu. Taki był
Leonard. Nie tylko odznaczał się niebywałą inteligencją, ale i był zabójczo przystojny. Ale co ważniejsze - Kapitol go nie zepsuł. To on zwrócił na nią swoją uwagę i poznał ją ze swoimi znajomymi. On był jej pierwszym, prawdziwym przyjacielem. Dzięki niemu
Ginger – to on wymyślił to przezwisko – zyskała ogromną pewność siebie. Już nie była tak uległa jak dawniej wobec swojej matki. Potrafiła się jej postawić, walczyć o swoje i czasem nawet udawało jej się wygrywać. Tak było z kwestią wyższego kształcenia się. Pomysł zostania lekarzem został jej wybity z głowy, tak samo jak prawnikiem. Jednak zawsze mogła kształcić się w tym kierunku co ojciec, tego nikt jej nie mógł zabronić.
Jej sukcesy w nauce nie szły w parze z tymi osobistymi. Jej relacje z Leonardem rozwijały się, wchodziły na wyższy poziom, jednak był to związek, który nie zyskał akceptacji jej matki. Ojciec wtedy nie angażował się w życie rodzinne, gdyż był bardzo czymś zajęty – teraz było jasne, że od lat przygotowywał się do rewolucji. Na początku dziewczyna próbowała walczyć z matką. Po głowie cały czas chodziło jej stwierdzenie, które było często używane przez jej znajomych z uczelni
„Jeśli ktokolwiek ma sobie z tym poradzić to tylko Hazel”. Lecz wojna z matką nie miała większego sensu. Zakochani nie mieli jednak zamiaru odpuszczać i postanowili spotykać się w tajemnicy.
Wspinaczka w dorosłym życiu
Z każdym dniem ich uczucie było coraz silniejsze i jednocześnie skazywało się na coraz boleśniejszą porażkę. Gdy doszło do chwili ostatecznego rozstania, bo nie było już możliwości ukrywania ich związku żadne z nich nie chciało odejść. Obiecali sobie, że będą żyć najlepiej jak tylko mogą i wtedy widzieli się po raz ostatni. Maribeth była przeszczęśliwa z takiego obrotu spraw, a Leire przechodziła przez załamanie nerwowe, obwiniając siebie za wszystko. Całe swoje zainteresowanie skupiła wokół nauki. Mimo iż zawsze kończyła rok z wyróżnieniem to jej prace na temat rozwarstwienia społecznego czy nierównych szans rozwoju nie budziły zachwytu. Potem było tylko gorzej. Próbując zapomnieć o tym co straciła rzuciła się w wir imprez, jednodniowych znajomości z mężczyznami czy kobietami. Trwało to przez pewien czas, aż pustka, którą odczuwała zaczęła powoli znikać, kiedy zaczęła być potrzebna – rozpoczęła staż w Domu Dziecka w Kapitolu. Nie chciała być tylko tą osobą, która będzie siedzieć za biurkiem, podpisywać papierki i myśleć, że pieniądze załatwią sprawę. Chciała aktywnie działać i nieść prawdziwą pomoc. Dzięki temu odbiła się od dna, oswoiła się z rzeczywistością i była gotowa by ruszyć dalej.
W tym okresie Ahaziah umocnił swoje relacje z rodziną Perlisów. Było to dla niej początkowo niejasne, bo
Xavier Perlis był skrajnym zwolennikiem Snowa. Pan Hazel zazwyczaj nie poruszał tematów związanych z władzą, dlatego gdy na niedzielnych obiadach zaczęła się pojawiać cała rodzina Perllisów, prowadząc gorące konwersacje na temat wyjątkowości Prezydenta, Leire była nieco zdziwiona – teraz było oczywiste, iż to była zwykła przykrywka. Był jeszcze
Theodore Perlis, który był dwa lata starszy od niej. Był bardzo podobny do ojca, choć mniej gadatliwy. Lubił trzymać dystans, obserwować, a potem dopiero wygłaszać swoje opinie. Przynajmniej je miał w odróżnieniu do jego matki, która wiecznie siedziała w ciszy i chodziła jak w zegarku na zawołanie pana Perlisa.
Maribeth Hazel doznała oświecenia i wpadła na cudowny pomysł – uważała, że Leire i Theodore byliby świetną parą. Ginger na początku nie była zachwycona tą ideą, ale nie widziała wielkich przeciwwskazań. Theo wydawał się miły, stateczny i odpowiedzialny. Nie wierzyła, że pokocha jeszcze kogoś tak mocno jak Leonarda i dotarły do niej słuchy, że on się właśnie ożenił, więc nic nie stało na przeszkodzie. Nie dostrzegła nawet, kiedy postawiła nogę na ślubnym kobiercu i bawiła się na swoim własnym weselu.
Wybieraj mniejsze zło – zawsze powtarzał jej ojciec. Wydawało jej się, że z czasem może pokochać swojego męża albo przynajmniej bardzo go polubić. Niewiele się pomyliła. Przez pierwsze dwa lata żyło im się jak w bajce. Dobrze się dogadywali, współdziałali i obydwoje się starali. Lecz później wszystko zaczęło się psuć. Theodore wymyślił sobie, że Leire nie powinna pracować tylko zajmować się domem. Ograniczył jej wyjścia i nie pochwalał niektórych zachowań. Zabronił jej palić i pić, mimo iż sam oczywiście mógł to robić. Zaczął wytykać jej niedoskonałości. Doszło do tego, że kobieta codziennie spędzała około dwóch godzin – jedną rano, drugą wieczorem – w łazience robiąc dokładny makijaż. Używała strasznie jasnego podkładu, który maskował jej piegi. Usta podkreślała czerwoną jak krew szminką, pozbyła się swoich rudych włosów, farbując je na blond i używała soczewek, gdyż jej zielone oczy nie przypadły do gustu jej mężowi. Dopiero wtedy stwierdzał, że Leire nie wygląda już tak koszmarnie. Kobieta nie zdawała sobie sprawy, że gdy pewnego wieczora zapomni nałożyć soczewki to Theodore wpadnie w taki gniew. Potem wybuchy złości pojawiały się coraz częściej, a ona znosiła więcej niż wydawało jej się, że kobieta może znieść dla dobra małżeństwa.
Światełkiem w tunelu okazała się informacja o ciąży. Theodore z ogromną radością przyjął tą wiadomość i stał się bardziej wyrozumiały dla żony. Kobieta pokładała w dziecku ogromne nadzieje. Wierzyła, że ono może odnowić i ulepszyć ich małżeństwo. Nie wiedziała wtedy, że rewolucja zbliża się ogromnymi krokami i zamierza wyłonić się w najmniej odpowiednim momencie. Pewnego dnia zwyczajnie spacerowała sobie po parku, gdy podbiegli do niej jacyś mężczyźni. Nie miała pojęcia kto to, powoływali się na jej ojca i siłą zaczęli ją prowadzić do auta. Doszło do interwencji Strażników Pokoju i ostatnie, co kobieta pamięta to krew na jej dłoniach. Ocknęła się kilka dni później w Dystrykcie Trzynastym. Tam też byli jej rodzice i inne osoby zaangażowane w rebelie. Wytłumaczyli jej wszystko, jednak Leire nie zdążyła się nawet zainteresować tą sprawą. Została ranna podczas akcji i cudem udało się ją uratować po stracie takiej ilości krwi.
Wolałaby umrzeć – takie myśli pojawiały się w jej głowie, gdy doszło do porodu, a ona trzymała na rękach swoje małe i bezbronne dzieciątko, któremu nie poruszała się klatka piersiowa. Nie chciała słuchać wytłumaczeń, dlaczego do tego doszło. Ponownie zrzuciła winę na siebie. Okres rewolucji był dla niej czasem osobistej żałoby. W innych okolicznościach zapewne jakoś by się zaangażowała w nią. Nie oznaczało to, że nie robiła nic. Jej działania nie były po prostu trwałe i stale ukierunkowane. Czasem musiała się czymś zająć, by nie popaść w depresje.
Wróciła kiedy już wszystko się unormowało, a w Panem zapanował pokój. Ojciec od razu mianował ją swoją prawą ręką, gdyż sam miał już swoje lata i potrzebował mieć przy sobie kogoś, komu może zaufać. Ich dziedzina pracy kazała im zajmować się wszystkim po trochu, gdyż była związana z ludźmi. Takim oto sposobem rozwiązywali sprawy związane z administracją, edukacją czy kwestią odbudowy i rozwoju dystryktów. W tym samym czasie Leire miała swoją prywatną misje - poszukiwała męża. Powinna o nim zapomnieć, skreślić poprzednie życie, jednak czuła, że była mu to winna. Chyba była w pewnych kwestiach od niego uzależniona. Na płaszczyznach, dotyczących pracy, polityki i działań społecznych radziła sobie dobrze. Potrafiła silną ręką pokazać, jak należy działać, uparcie dążyła do swojego. Jednak w kwestiach osobistych była całkowitym wrakiem człowieka. Wiedziała, że na Xavierze Perlisie została wykonana egzekucja, jednak nie było żadnych informacji na temat jego syna. Poszukiwała go w całym Kapitolu, lecz nie było po nim ani śladu. Straciła nadzieję, miłość została jej po raz drugi odebrana. Po raz trzeci jeśli by dodać utracone dziecko, które kochała od chwili, gdy tylko dowiedziała się, że jest w ciąży. Nieopisanym oparciem okazał się wtedy dla niej jej ojciec. Sędziwy człowiek, który kazał jej unieść głowę i uśmiechać się, gdyż nie wiadomo kiedy spotka się miłość swojego życia.
Mimo iż Leire uważa, że jest gotowa na nowy rozdział w swoim życiu to tak naprawdę doznała rozdwojenia. Jej jedna część mówi, by ruszyć do przodu i zająć się swoim życiem. Druga nie pozwala jej wrócić do panieńskiego nazwiska, naturalnego wyglądu i uznać, że mąż zmarł. Dlatego nie zastanawia się nad tym, co może ją spotkać. Całkowicie oddaje się swojej pracy, pomocy dzieciom i rodzinom, ochroną ich praw i koordynacją poszczególnych działalności społecznych. Sytuacja wygląda mniej więcej tak – na pierwszym miejscu należy kierować pomoc do ludzi z Dzielnicy Rebeliantów to oni są najważniejsi – tak przynajmniej sądzą ci postawieni wyżej. A jeśli zostaną jakieś pieniądze albo kobieta jakimś cudem je wyczaruje to może pomagać ludziom z KOLCa czy Ziem Niczyich. Na szczęście nie wszyscy obywatele Kapitolu są oschli i bezduszni, dzięki czemu od czasu do czasu udaje się jej organizować jakieś małe akcje. Ze specjalną grupą kilka razy wkraczała na Ziemie Niczyje, choć trudno tam kogokolwiek znaleźć. Jest stałym bywalcem w Kwartale Ochrony Ludności Cywilnej. Ze swoją plakietką podstemplowaną przez samą Almę Coin może dostać się praktycznie wszędzie. Przeraża ją to w jakich warunkach żyją ci ludzie i stara się pomagać jak tylko może. Jej zbolałe, matczyne serce krwawi, gdy widzi te biedne i wychudzone dzieci. Jednak wie, że nie może się postawić Coin. Teraz może jedynie działać póki pani Prezydent nie zwraca na nią szczególnej uwagi.