*Savannah Valmount - młodsza siostra - wychowywali się razem, nie znając rodziców. *Francesca Valmount - żona - to było całkiem udane małżeństwo. Sprawdzali się jako mąż i żona. Pewnego dnia mieli zostać rozdzieleni.
Historia
Pochodził z Trzynastki, nie trzeba się tu dużo rozpisywać. Był zwykłym człowiekiem jak każdy inny, który musiał skupić się na ochronie własnej, chociaż niewielkiej rodziny. Początkowo była tylko Savannah. Nie miał nikogo innego. Jeśli istniała instytucja sierocińca, tam właśnie się wychowywali. Podobno ojciec ot tak ich zostawił, matka zmarła przy porodzie siostry Henry'ego, ale ten nawet jej nie kojarzył. Może później wyobrażał sobie, że mogła być piękną blondynką lub brunetką. Dzieci tak robią. Jako dorosły facet starał się już o niej nie pamiętać. To co było jego słabością musiało odejść, żeby stawał się lepszy. Zawsze miał tę ambicję. Do wszystkiego. Żeby dbać o siostrę, zapewniać jej byt, bezpieczeństwo. Nie była taka jak on. Nie odrzucała przeszłości, która według Henry'ego tylko spowalniała. Valmount trafił do wojska, czemu nie można się dziwić. W Trzynastce nie miał większego wyboru. Dopiero później okazało się, że może kierować własnym losem. Nie zatrzymał się na stopniu zwykłego szeregowego jak cała ta szara masa ludu. Piął się w górę aż do stopnia generała broni czy jak kto woli, oficera porucznika. Wojna może dałaby mu awans. Może. Jednym z najważniejszych wydarzeń w jego życiu było poznanie Francescy. Trudno powiedzieć w jaki sposób kobieta zdołała przełamać się przez jego bariery. Może wszystko zależało od tego jak podobni do siebie byli? W pewnym momencie zaczął się o nią martwić, nie jak o każdego żołnierza, który był pod jego opieką, ale jak kogoś z kim chciałoby się spędzić resztę życia. Doczekali się wielu wspaniałych chwil spędzonych razem. Kłótni, rzucania przedmiotami, od groma rozprutych poduszek, uśmiechów i cichych dni. Mieli stanąć na ślubnym kobiercu, wszystko powinno się chyba zmienić w takich przypadkach, nie? Została jego żoną na tydzień przed bombardowaniem. Musiał biec. W duchu już nawet modlił się o to, że Francesca posłuchała i jest już w schronie. Chociaż jedną osobę musiał przecież uratować. Cholera, nie. Miał do końca nadzieję, że w trójkę będą mogli się jeszcze z tego śmiać. Tak, w pewnym momencie się wrócił. Musiał pokonać sporą trasę i już wiedział, że nie zdąży się ukryć. Nie wiedział nawet gdzie szukać. Biegł na oślep do budynku, w którym mogła się chować jego siostra. Nigdy się nie dowiedział jak było naprawdę. Nagle tylko huk odebrał mu słuch zostawiając po sobie przeciągłe wycie, pisk. Przed oczami zabłysnęło ostrym światłem. Przez chwilę był ogłupiały, łapał się za uszy, zaciskał oczy, nie czuł nawet, że pada na kolana. Pocisk uderzył niedaleko miejsca do którego biegł. Oparł się rękami o ziemię próbując wstać. Uparty niczym osioł. Zaraz wszystko miało się skończyć. Huk rozbrzmiał jeszcze donośniej, ale on tylko gapił się gdzieś w niebo, ale nic nie widział. Bomba uderzyła w budynek. Kawałki ściany posypały się na jego ciało dając Henry'emu Valmount odejść w zapomnienie. Tego dnia oficjalnie umarł. A co się z nim stało dalej?
Stracił pamięć. To była jakaś okropna pomyłka, że wzięli go za jednego z Kapitolińczyków. Może był naprawdę niewygodny? Jak znalazł się w KOLCu? Wiedział tylko tyle co wygodne. Zajęła się nim jakaś starsza kobieta. Mógł ją wtedy nazwać matką, ale nigdy nie zrobił tego na głos. Nauczyła go żyć od nowa. Nie zachowywał się tak jak kiedyś, nabył nowych nawyków, chociaż pewne charakterystyczne cechy nadal pozostawały w jego czynach i podświadomości. Miewał sny, sny o których powiedzieć było można wiele. Retrospekcje? Często wyobrażał sobie, że ginie tam pod gruzami, że nikt na niego nie czeka. W gruncie rzeczy przecież zawsze był sam. Rhea nadała mu imię, Thomas. Dziwnie się wtedy czuł kiedy do niego w ten sposób mówili. Jakby to wcale nie było jego imię. Z jakimś nazwiskiem, tamci się nie czepiali. Był chyba problemem, bez tego identyfikatora, który później mu wyrobili. Może był niewygodny? Sprawiał problemy, musiał odejść? Myśleli, ze kiedyś się go pozbędą? Mieszał w KOLCu i zajmował się różnymi rzeczami. Od zawsze był silny, po wyleczeniu ran otrzymanych podczas bombardowania oglądał swoje dłonie i zastanawiał się nad tym kim był. Pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Czasem robił jako ochroniarz. Dał komuś po mordzie w nielegalnych walkach, wygrał parę groszy. Bali się go. Jego siły, braku strachu. Odwagi. Bo co miał do stracenia? Może to brawura? Nie, nie... To trzeba było przyznać, Henry od zawsze był pierdolonym championem w łapach.
To był jeden z tych dni, zupełnie normalny. Musiał iść do roboty, jakaś lewa fucha, która miała mu dać więcej pieniędzy niż zazwyczaj. W pewnym momencie zauważył jakąś dziewczynę. Podobno nazwał ją wtedy po imieniu. Savannah? Sam nie wiedział skąd mu się to wzięło. Może z tych snów, które wyglądały jak jawa? Zapominał je, oczywiście, że zapominał, ale wtedy... Wtedy całe jego poprzednie życie stanęło mu przed oczami. Ponoć musiał się podeprzeć ściany, koledzy myśleli, że zemdleje, czy od razu padnie trupem na ziemię. Ale nie. To by było zbyt łatwe. Podniósł głowę wysoko w górę i już wiedział kim jest. Problem w tym, że miał lekko powiedziawszy - przesrane. Dalej już tylko starał się wyjść. Wiedział w jakim jest miejscu, że nie powinien wcale się tutaj znajdować. Dzięki pomocy bardziej doświadczonych znajomych z KOLCa dostał się na "wolność" przez przysłowiowy mur.
Charakter
Trudno tutaj o czymś mówić skoro przechodził różne stadia. Osobowość Valmounta zmieniała się jak rękawiczki u wiktoriańskich damulek. Był ufny tylko wobec jednej osoby, swojej żony. Poza nią nie było nikogo komu mógłby zawierzyć jakieś słowo, nawet siostrze. Nieufność mogła wychodzić z zawodu jaki doświadczał od dziecka. Najpierw rodzice, później inni ludzie, którym nie warto było poświęcać czasu. Oceniał ludzi swoją miarą. Był prostolinijny, jak mu się coś nie podobało to wyrażał to w odpowiedni sposób. Jako wojskowy odznaczał się twardym charakterem. Był silny zarówno fizycznie jak i psychicznie. Później trochę się pokomplikowało, ale większość rzeczy pozostawała taka sama. Krótką mówiąc - Valmount się nie pierdoli.
Ciekawostki
*Po bombardowaniu Trzynastki stracił pamięć. Opiekowała się nim Rhea, sędziwa kobieta ze Starego Kapitolu. Umarła pół roku temu zakatowana - prawdopodobnie przez jakiegoś Strażnika. *Jest niesamowicie silny, w przeszłości walczył na ringu, trenował. Po utracie pamięci zajmował się przede wszystkim pracą fizyczną przez co nie zaprzepaścił kondycji. *Nosi na szyi łańcuszek z obrączką ślubną. Nigdy się z nim nie rozstaje. *Ma sporo tatuaży, charakterystyczna jest szachownica na prawym ramieniu. *Oprócz dziar ma szramy, pamięć po trzynastce. Spora blizna idąca od brzucha na prawy bok do początku żeber, mniejsze blizny na plecach, jakaś pamiątka po kulce. Spracowane ręce, zazwyczaj lekki zarost. *Odzyskawszy pamięć uciekł z KOLC'a.
Ostatnio zmieniony przez Henry Valmount dnia Sro Kwi 30, 2014 4:37 pm, w całości zmieniany 1 raz
Cordelia Snow
Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
Temat: Re: Henry Valmount Sro Kwi 30, 2014 1:19 pm
Prosiłabym jeszcze o krótkie wyjaśnienie tego, jak to się stało, że Henry po bombardowaniu Trzynastki trafił do Kapitolu. Czy wędrował przez Dystrykty? Samotnie, może z grupą? Jeśli on sam nie wie, odkrycie tego w fabule jest jak najbardziej możliwe. Jeśli masz taki zamiar - daj znać. Będzie akcept, jak tylko wyjaśnisz tę kwestię ;)
Henry Valmount
Wiek : 32lata Zawód : -
Temat: Re: Henry Valmount Sro Kwi 30, 2014 4:40 pm
"Stracił pamięć. To była jakaś okropna pomyłka, że wzięli go za jednego z Kapitolińczyków. Może był naprawdę niewygodny? Jak znalazł się w KOLCu? Wiedział tylko tyle co wygodne. Zajęła się nim jakaś starsza kobieta. " - tutaj wyjaśnienie. Nie znam się na uniwersum, ale wydaje mi się, że mógł być przez kogoś zabrany (Kapitolińska strona), a potem razem z tym kimś, już z nowym nazwiskiem, musiał się dostosować, żyć w KOLCu.
Cordelia Snow
Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
Temat: Re: Henry Valmount Sro Kwi 30, 2014 5:25 pm
Karta zaakceptowana!
Witaj na forum! Mamy nadzieję, że będziesz czuć się tutaj jak u siebie, i że zostaniesz z nami długo. Załóż jeszcze tylko skrzynkę kontaktową i możesz śmigać do fabuły. Nie zapomnij też zaopatrzyć się w naszym sklepiku. Na start otrzymujesz zapalniczka, łom i śpiwór. W razie jakichkolwiek pytań pisz śmiało. Zapraszamy też do zapoznania się z naszym vademecum.
Uwagi: Chodziło mi o odległość między Trzynastką a Kapitolem, bo po bombardowaniu nie było między tymi miejscami żadnych połączeń i ciężko było dostać się do stolicy. Ale wydaje mi się, że mogę przymknąć na to oko, także leć do fabuły i baw się u nas dobrze ;)