|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Vivian Darkbloom Nie Kwi 20, 2014 4:29 pm | |
| First topic message reminder :WYKUPIONY ALARM MIESZKANIOWY!
Ostatnio zmieniony przez Vivian Darkbloom dnia Nie Maj 17, 2015 10:56 am, w całości zmieniany 5 razy |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Maj 12, 2015 11:13 am | |
| [+18]
Kiedyś, w najgorszym etapie swojego życia, chciała ze sobą skończyć. Śmierć matki, która nastąpiła, gdy Vivian miała zaledwie piętnaście lat, doprowadziła ją na skraj. Przez kilka tygodni, dzień po dniu, noc po nocy, siedząc w kwaterze w Trzynastce, nacinała skórę na nadgarstkach. Obserwowała wtedy krew, delikatnie wypływającą z ran, jednak nie tak silnym strumieniem, by zabić dziewczynę. Świat nastoletniej panny Darkbloom zachwiał się wtedy w posadach; jej ojciec nie reagował, widząc rany, jakie sobie zadała, a gdy jego znajomi zwrócili uwagę na nietypowe zachowanie Viv, wysłał latorośl do psychologa. Vivian, świat nie jest bajką, powiedziała wtedy Sunny, gdy siedziały przy jednym ze stolików.Tylko od Ciebie zależy, czy będziesz stać w miejscu czy pójdziesz dalej. W ciągu jej życia wszystko zawaliło się dwa razy; po śmierci matki i po śmierci Tima, po której przysięgła sobie, że nigdy więcej się nie zwiąże. Nigdy więcej nie pozwoli się dotknąć, nigdy więcej nie pozwoli mężczyźnie zbliżyć się do siebie, nigdy więcej… Pieprzyć teorie typu „nigdy więcej”. W tej chwili łamała własną przysięgę i czuła, że pragnie tego bardziej, niż można. W spojrzeniu Conrada dostrzegała trawiące go pożądanie, podobne do ognia. Jego błądzące nieśpiesznie dłonie wywoływały drżenie jej ciała, rozpalającą ją gorączkę, a przede wszystkim – świadomość tego, iż odwzajemnia jego pragnienia. Nie chodziło tylko o seks, o zaspokojenie żądzy, tak bliskie wielu ludziom. Viv pragnęła przede wszystkim jego bliskości, jego dotyku i spojrzenia, pragnęła zatracić się w nim i nie zaprzestawać tego, co zaczęli. Chciała oddać się w jego ręce i trwać jak najdłużej, bez pośpiechu. Rodząca się między nimi namiętność wyostrzała jej zmysły, doprowadzając ją na skraj swoistej ekstazy. Czuła jego zapach, wyraźniej niż jeszcze kilka chwil temu, zapach jego ciała i włosów, które chciała całować bez końca. Słyszała jego oddech i bicie serca, równie szybkie, jak jej, niespokojne. Skóra, po której nieustannie błądziła palcami, zdawała się być cieplejsza niż dotąd, muskana jedynie chłodniejszym powietrzem, jakie dostawało się do mieszkania przez otwarte okno. Czy jednak faktycznie było zimniej, niż przypuszczała? W pewnej chwili zapragnęła wyswobodzić się z jego ramion, podejść do okna albo zamknąć się na chwilę w łazience, pozwolić, by zimna woda ostudziła jej rozgrzane ciało i ostudziła zmysły, umożliwiając powrót do racjonalnego myślenia. Przez kilka sekund, kiedy on całował jej dłonie, myślała o tym, żeby odsunąć się, wyciszyć i ochłonąć… Ale nie była w stanie. Nie teraz, kiedy zdała sobie sprawę, że jest gotowa na to, by czuć dotyk innego mężczyzny i oddawać mu się całym swoim istnieniem. Nie teraz, kiedy poznawała jego ciało, a ich usta dzieliły milimetry. Nie teraz, kiedy wreszcie zdecydował się zsunąć z niej sukienkę i napawać się widokiem jasnej skóry, pozostawiając ją jedynie w bieliźnie. Na pewien sposób ubraną, a jednak nagą, poniekąd bezbronną i uległą, spragnioną jego bliskości. Jego dłonie delikatnie drżały, jakby do końca nie wiedział, czy jest pewien swoich czynów i świadom konsekwencji; jednak wystarczyło kilka sekund, by mógł zobaczyć to, co miała pod spodem. Czarną, koronkową bieliznę, podkreślającą bladość jej skóry, nieozdobionej żadnymi tatuażami czy modnymi w przed rebelianckim Kapitolu zdobieniami. Każdym ruchem, każdym spojrzeniem Dillinger podkreślał intymność tej sytuacji, głaszcząc ją delikatnie, zupełnie tak, jakby tłumił jeszcze swoje żądze. Mogłaby zapytać, czy ma świadomość tego, jak niesamowicie na nią działał, jak sprzeczne wzbudzał emocje. Chciała wymykać się z jego ramion i znów w nie wpadać, zanurzyć się wraz z nim w chłodnej wodzie i leżeć na delikatnej pościeli, całkiem nago, by mógł na nią patrzeć tak długo, jak pragnie. - Nie tak – wyszeptała cicho, z niespotykaną czułością gładząc jego policzek. Usta Vivian wreszcie napotkały jego, a jej język nieśpiesznie zetknął się z lekko rozchylonymi wargami, gdy ujęła jego dłoń, spoczywającą na jej udzie. Pokierowała nim, łagodnie zsuwając palce Conrada ku wewnętrznej stronie uda, tam, gdzie skóra reagowała na najdelikatniejsze nawet muśnięcie. Jego spojrzenie i każdy ruch świadczyły o tym, że pragnie, by im obojgu było dobrze, dlatego też odważyła się sama prosić o jego dotyk. Tak przyjemny, że gdy tylko go poczuła, jęknęła cicho, wbijając paznokcie w jego plecy.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Maj 12, 2015 9:18 pm | |
| Cielesność była dla niego niezwykle kłopotliwa. Traumatyczne wydarzenia z przeszłości zbyt wyraźnie odcinały się w jego wspomnieniach, by potrafił zbliżyć się do kogoś bez trącania tych najboleśniejszych stron. Które trwały, nie chciały zniknąć i uporczywie rysowały się mu przed oczami za każdym razem, gdy wydawało mu się, że może kiedyś będzie szczęśliwy. Nie sam, a z drugą osobą u swojego boku. Ważną, stanowiącą element odniesienia, powtarzający się motyw w jego życiu. Taki, który pozostanie mimo upływu czasu, nie straci blasku i będzie porażać intensywnością emocji. Wcześniej była tylko ciemność, zagubienie i obrzydzenie. Do aktu, do okazywania uczuć, do siebie samego. Nie tęsknił do zbliżeń - zbyt dobrze pamiętał żałosną postać swojej matki, nagiej i słabej pod spoconym cielskiem obcego faceta. Który dosłownie ujeżdżał kobietę na oczach kilkuletniego chłopca, co stanowiło dla niego najpodlejszą, najgorszą i najbardziej hańbiącą farsę miłości. Jakiej został zmuszony doświadczyć po raz kolejny kilka lat później, by stać się prawdziwym mężczyzną. Nie chciał wracać do swojego dzieciństwa, do młodości, do pierwszego razu, który miał jedynie upokorzyć go przed Ravertym i posłużyć jego rozrywce, kiedy został zmuszony do - dosłownie - zerżnięcia przypadkowej dziwki. Dlatego brzydził się kontaktów seksualnych i desperacko ich unikał, chroniąc się za murami psychicznej impotencji. Nie był gotowy na zmierzenie się z tym lękiem. A może po prostu nie napotkał na swojej drodze właściwej kobiety? Która poprowadziłaby go do odkrycia, że nagość wcale nie jest czymś strasznym i odpychającym, tylko pięknym. W całej swej prostocie i bezpretensjonalności, zjawiskiem nadzwyczajnym i subtelnym. Właśnie tak zaczął ją odbierać dzięki Vivian, która powoli uczyła go okazywania uczuć. Na początku gesty Conrada były nieporadne i niezręczne, mężczyzna gubił się i plątał w swoich ruchach, zupełnie nieskoordynowanych z myślami. Równie niezgrabnymi, ponieważ brakowało mu słów na wyrażenie szalejącego w nim huraganu emocji. Dzięki czemu mógł zatracić się w dotyku, drażniącej grze zmysłów, skupiając się na swoich wcześniejszych lękach, które okazały się dziecinne i irracjonalne. Nie wiedział, jak mógł obawiać się łagodnego spojrzenia i delikatnego dotyku. Dlaczego latami wzbraniał się przed przyjęciem odrobiny czułości, w której rozsmakował się już od chwili, kiedy doświadczył jej od Vivian. Czuł się jednak przy tym niewyobrażalnie szczęśliwy – dzięki temu przeżywał uniesienie jeszcze intensywniej, każde najmniejsze muśnięcie skóry wychwalając w pieśniach, równie potężnych jak muzyka Ainurów. Tworzących ich miniaturową Ardę, gdzie byli jednocześnie bogami i ludźmi, wiecznymi, ale śmiertelnymi, przyjaciółmi i… kochankami? Delikatnie przygryzł wargę, spoglądając na prawie nagie ciało Vivian. Chronione jedynie skrawkami materiału. Czarna, koronkowa bielizna kontrastowała z jej mlecznobiałą skórą, wywołując w nim mimowolne drżenie, gdy wyciągał dłoń, sięgając ku reliktom jej kobiecości. Wycofując ją jednak i zanurzając we włosach Vivian, cudownych, których dotykanie stymulowało go tak samo, jak pieszczenie jej ciała. Tak samo jak pocałunek, nieziemski, odkrywający przed nim tajemnicze arkany istnienia. Dotąd nieznanego i niezrozumiałego, smakującego jak nektar i ambrozja, pokarmy godne bogów. Chciwie spijał ten smak z jej ust, łącząc się w namiętności i ogniu pożądania przesycającym jego organizm. Nareszcie wyzwolonym ze wszystkich frustracji i wypuszczonym swobodnie na wolność. Całował ją żarliwie, namiętnie, odrobinę nieprzytomnie, jednocześnie gładząc Vivian po rozpalonym udzie. Wędrował dalej, w poszukiwaniu wrażliwszych partii ciała, nie zważając na wbijające się w jego plecy paznokcie kobiety. Sprawiające ból, lecz inny od tego, do którego był przyzwyczajony. Ból specyficzny, połączony z czystą przyjemnością, rodzącą nowy rodzaj rozkoszy. Nie przestawał pieścić jej ust, czyniąc pocałunek jeszcze bardziej płomiennym, gdy gładził Vivian po cienkiej skórze żeber, by po chwili nieznacznie zahaczyć palcami o ramiączko czarnego stanika.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Maj 12, 2015 11:24 pm | |
| jak wyżej, [+18]
Doskonale pamiętała późny wieczór w Trzynastce, gdy błąkała się po korytarzach, usiłując znaleźć kwaterę. Pamiętała spojrzenie Tima, rzucone ku niej wcześniej tego dnia, gdy mijali się, pędząc w różne strony. Niewypowiedziana prośba, której uległa, pragnienie, by przyszła i pozwoliła mu nacieszyć się sobą przez tę jedną noc, nim pochłoną go przygotowania do rebelii. Kochała go tak mocno, bała się o niego tak bardzo, że uległa, postanowiła wymknąć się spod czujnego spojrzenia ojca; kryły ją Rory i Eva, wraz z naprędce zmyśloną historią, dzięki czemu Thomas Darkbloom nie ingerował w kwestię wyjścia córki. Nie dostrzegł wtedy rumieńca, naprędce ułożonych włosów czy tego, z jakim pośpiechem wybiegła, nawet nie życząc mu spokojnej nocy – kto wie, może gdyby wyjrzał na korytarz za córką, spostrzegłby, że nie biegnie we właściwą stronę? A nawet jeśli, czy w ogóle by o to dbał? W pierwszej nocy, jaką spędziła z Timem, nie było romantyzmu i słodkich doznań. Nie było czułości i powolności, jedynie niepohamowana żądza mężczyzny i jej niepewność. Był ból, drażniący i momentami obezwładniający niewinną do tej pory dziewczynę, która nie umiała wyznać wprost, czego się spodziewała. Ale była i pewna nuta przyjemności, czegoś bliżej nieokreślonego, jakiejś satysfakcji, którą odkryła w sobie, patrząc na kochanka, leżącego obok niej i głaszczącego ją po długich włosach. Potrzebowali czasu, by nauczyć się siebie i zrozumieć, czego potrzebują. Pierwsze, dość nieprzyjemne wspomnienie zastąpiły takie, o których myślała, że nigdy nie będzie mieć lepszych. Mała, głupiuteńka Darkbloom. Podobno niektórym kobietom zdarza się porównywać partnerów pod określonymi względami, ale ona nigdy nie chciała tego zrobić. Nie teraz, nie tutaj, nie w tym momencie, kiedy, po raz pierwszy od dawna czuła, że życie ma jakiś głębszy sens. Nie obchodziło jej nic poza Conradem, którego mogła bezkarnie dotykać, bez obaw, że w którejś chwili odsunie ją od siebie, z lekkim uśmiechem na ustach mówiącym, że musi już iść. Gdyby pół świata runęło teraz w ogromną przepaść, nie byłoby to na tyle interesujące, by oderwać wzrok od jego twarzy, zaprzestać tych słodkich pieszczot, którymi obdarzała go z radością. Nawet gdyby najbliższa kamienica, którą widziała z okien mieszkania, stanęła w płomieniach, nie oderwałaby ust od jego warg, które smakowały winem. Pod jego dotykiem drżała niczym trącona znienacka struna gitary, wydająca z siebie ciche dźwięki. W jej przypadku były to ciche pomruki zadowolenia, nasycone czułością jak i narastającym pożądaniem, które zdawało się trawić Vivian całą, coraz mocniej i mocniej. Obserwowała go, jak przesuwał spojrzeniem po jej ciele, które osłaniała już tylko ta bielizna, wyjątkowo – w mniemaniu Vivian – zbędna. Ona tymczasem nie mogła przestać dotykać jego ramion, badać opuszkami klatki piersiowej i wrażliwości skóry na bokach i brzuchu, niebezpiecznie blisko krawędzi jego spodni. Nie mogła przestać zachwycać się zdobiącymi jego ciało tatuażami, pragnąc znać smak jego skóry by odkryć, czy istnieją jakieś różnice między fragmentami, na których nie było tuszu. Jego dłonie, jedna we włosach, a druga na jej udzie, jej palce, błądzące nieśpiesznie po ramionach i ich usta, złączone w powolnym, przesyconym namiętnością pocałunku. Tylko oni mieli świadomość tego, że stracili rachubę czasu, zajęci wyłącznie poznawaniem siebie nawzajem. Vivian każdy ruch Conrada przyjmowała z radością, odpowiadając nań z taką samą pasją, z taką samą prostotą, jaka cechowała jej gościa. Spojrzała mu w oczy, przerywając pocałunek tylko na chwilę. Bez słowa usiadła tak, jak najbliżej się dało, przysiadając na kolanach Dillingera i delikatnie wsuwając palce w jego włosy. Ponowiła pieszczotę, delikatnie przyciskając swoje ciało do niego, ocierając się, jakby prosząc o uwagę. Jej wargi z ust Conrada przesunęły się ku szyi, którą musnęła kilkakrotnie, jak najdelikatniej. Jak najwolniej, by czuł każdą pieszczotę tak, jak tego pragnęła, z całą namiętnością i żarliwością, którą czuła, jak najczulej… Jego dotyk zaś palił, wzbudzał żądze jeszcze silniejsze, nad którymi ledwie panowała. Ilekroć muskał jej skórę, jeszcze wrażliwszą dzięki jego zabiegom, przez ciało Vivian przechodził silny dreszcz. Nawet gdy ostrożnie musnął palcami fragment jej bielizny, zareagowała cichym westchnieniem… i tym, co pragnęła zrobić od chwili, gdy wyczuła jego pożądanie. Jej dłoń znalazła miejsce, gdzie pod skórą biło serce Conrada, szybko i niespokojnie; uśmiechnęła się delikatnie, z trudem powstrzymując pragnienie złożenia swojej głowy właśnie tam, by wsłuchać się w ten nęcący ją rytm. Rytm, który w tej chwili zdawał się warunkować całe istnienie kobiety, która sięgnęła dłonią za plecy, posyłając Conradowi czułe, nieco niepewne spojrzenie. Jeden wprawny ruch palców i delikatne drgnięcie ramion; tylko tyle wystarczyło, by biustonosz powoli zsunął się z jej ciała i wylądował gdzieś na podłodze, zapewne blisko jego swetra i zielonej sukienki. Już i tak czuła się przy nim naga, chociaż wcale tak nie było. Jej paznokcie drasnęły czule skórę jego ramion, a ona sama powiodła jego dłoń po swoim ciele, niemo błagając, by zrobił z nią wszystko, czego tylko zapragnie. By wreszcie uwolnił ją od wszelkich zahamowań, które jeszcze między nimi zostały, ale chwiały się niebezpiecznie w swoich posadach, powoli ulegając ich uczuciom.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sro Maj 13, 2015 10:17 pm | |
| To kobiety rządziły światem, z ukrycia pociągając za sznurki w starannie wyreżyserowanym przedstawieniu zwanym życiem. Nawet jeśli mężczyznom wydawało się, iż coś znaczą, były to jedynie mrzonki zadufanych w sobie, chorych umysłów, nie potrafiących pogodzić się ze swoją porażką względem względnie słabej płci. Której przedstawicielki zdołały już niejednokrotnie dowieść swojego potencjału - inteligencją, siłą, rozmachem w budowaniu imperium na gruzach męskiej dominacji. Mądrość pięknej kobiety jest wszakże potężniejsza od bystrości i miecza. Po samobójczej śmierci Kleopatry, Horacy z radością oznajmił: teraz można pić , jakby skrycie obawiał się, że femme fatale zatrzęsie w posadach nie tylko całym imperium, ale również jego liryką, daleką od miłosnych uniesień. Nie wiedział, co tracił, pomyślał Conrad, gdy poczuł ciepły oddech Vivian, jej dłoń, błąkającą się w okolicach jego bioder, długie włosy łaskoczące szyję. Wtulone w niego kobiece ciało, dodatkowe 36,6 stopni Celsjusza, wybitnie pobudzające zmysły i zmuszające krew do żywszego krążenia. Napawał się tym widokiem, pochłaniał i zagarniał dla siebie jak najwięcej, w obawie że czarowny urok pryśnie (czyżby wybiła północ?) i pozostawi go samego, rozedrganego w zimnym, pustym mieszkaniu. Patrzył więc, żarłocznie, niespokojnie, marząc o zerwaniu ograniczających ich ubrań i dopełnieniu się w cudownym akcie, w którym zaczął dostrzegać coś więcej, niż tylko fizyczność - ta stanowiła tylko jedna niewiadomą iście platońskiego równania. Byli już bliscy poznania rozwiązania i osiągnięcia ideału - wydostali się z grona nieszczęśliwych kochanków, bez żalu opuszczając Romea i Julię, Tristana i Izoldę, Beatrice i Dantego, tworząc własny archetyp miłości. Trudnej, intymnej i niezwykle emocjonalnej. Przesyconej żądzą, która jednak nie dyktowała im warunków, nie stymulowała działań, a jedynie pięła się czystą przyjemnością wzdłuż kręgosłupa Conrada. Głuchego na podszepty, nakazujące mu zedrzeć z Vivian bieliznę i posiąść ją natychmiast, bez (nie)zbędnych czułości. Dillinger jednak nie wierzył w wielkie teorie Freuda i doskonale radził sobie z tłumieniem pragnienia, koncentrując się jedynie na niej. Na owalu jej pięknej twarzy, na cerze bez jednej skazy, na rudych włosach, w których światło wyzwalało miedziane refleksy. Na falowaniu jej piersi, na biciu serca, na niespokojnym, niecierpliwym drżeniem ciała. Wreszcie; na pieszczących go dłoniach i karminowych ustach, równie upojnych, lecz znacznie słodszych od wina. Które całował, lekko przygryzając miękkie wargi i obejmując Vivian delikatnie, lecz stanowczo, przyciskając do siebie, w obawie że zechce mu się wymknąć. Wymieniali oddechy zachłannie, oboje głodni nowych doświadczeń, prowadzących ich w zupełnie nowe sfery, gdzie sacrum i profanum łączyło się w boskiej jedności. Imago czuł reakcję swojego ciała na bliskość Vivian i wiedział, że ona również wie, jak na niego wpływa. Że rzuciła go na kolana, czyniąc go nie swym niewolnikiem, a najbardziej żarliwym wyznawcą, gotowym złożyć się w ofierze jej, ziemskiemu uosobieniu pogańskiej bogini. Wariował, gdy bogdanka obdarzała go pocałunkami, drażniąc wrażliwe strefy erogenne, pobudzając do zupełnych granic. Zamknął oczy, odchylając głowę, by pozwolić jej ustom swobodnie penetrować szyję, co było odczuciem tak doskonałym, że prawie nierzeczywistym, ocierającym się o mistycyzm. Nie mógł powstrzymać zduszonego jęku rozkoszy wymieszanej z czystym zachwytem, nie potrafił okiełznać pożądania, parującego przez każdą, najmniejszą komórkę. Nie mógł dłużej się kontrolować, nie kiedy Vivian doprowadzała go do stanu harmonii ciała i duszy. Yin i yang w wyważonych proporcjach, cielesność postawiona na równi z duchowością, gdy zatapiali się nie tylko w swoim dotyku, ale i (zwłaszcza?) w trzęsących nimi uczuciami. Które kompletnie i całkowicie się rozszalały, gdy Vivian położyła dłoń tuż przy jego sercu. A te łomotało bardzo głośno, pompując krew zdecydowanie zbyt szybko. Zaburzony rytm zgadzał się jednak z tym wyznaczonym przez kobietę, przez jej serce, równie niespokojne, dzikie i nieokiełznane. Conrad oddałby duszę diabłu j bez wahania podpisałby cyrograf za możliwość przeżywania tego momentu w nieskończoność - faustowskie chwilo trwaj byłoby jego odkupieniem, nie zgubą. Odradzał się jak feniks z popiółów, a kiedy Vivian pozbyła się koronkowego stanika i wbiła paznokcie w jego ramiona, kłębiące się w nim emocje na reszcie osiągnęły apogeum. Dotknął jej piersi, ściskając je z czułością, z satysfakcją rejestrując, że natychmiast twardnieją po kontakcie z jego skórą. Zanurzył się w zagłębieniu między nimi i pocałował je, ssąc delikatnie, po czym niechętnie oderwał od nich swoje usta, biorąc Vivian na rece i zasypując pieszczotami jej szyję i ramiona. - Wykąpmy się - zaproponował, stawiając ją na chłodnych płytkach w łazience i nieznośnie powoli zsuwając z niej ostatni element garderoby. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Czw Maj 14, 2015 5:13 pm | |
| [+18]
Czas płynął, a ona znajdowała się na skraju ekstazy, niebezpiecznie balansując po tej cienkiej krawędzi, dzielącej ich oboje od spełnienia. Powoli, łagodnie, krok za krokiem poruszała się wzdłuż tej niewidocznej dla ludzkiego oka granicy, istniejącej gdzieś w podświadomości człowieka. W ich podświadomości, w ich istnieniu, w tej chwili, którą mieli, i którą mogli się nacieszyć bez drażniących myśli o jutrze, o kolejnych dniach, o pracy, o życiu – o czymkolwiek, co mogło rozproszyć dwoje kochanków, tonących w swoich objęciach. Pod jego czułym dotykiem, przesiąkniętym z dawna tłumioną żądzą, drżała niczym struny harfy, trącane sprawnymi palcami muzyka, umiejącego wydobyć z instrumentu najpiękniejsze dźwięki. W tej chwili istniał tylko on, liczył się tylko on; on i świadomość tego, jak słodkie i intymne było obcowanie z nim w sposób, który u obojga wywoływał delikatne rumieńce. Vivian pragnęła wtulić się w niego i spędzić całą noc w jego ramionach, milcząc, wymieniając pełne zrozumienia spojrzenia i kolejne delikatne pocałunki, które z czasem rozbudziłyby w nich żądzę równie silną jak ta, która teraz trawiła ich ciała. Objęcia Conrada były dla niej ostoją, upragnioną i długo wyczekiwaną, której potrzebowała, której pragnęła, która zapewniała jej bezpieczeństwo. Gdyby możliwe było ubranie uczuć w słowa, spisałaby je na kartce papieru z żarliwością równą tej, z jaką Muhibbi pisał swoje pełne tęsknoty i uniesień listy do Roksolany. Gdyby tylko umiała wystarczająco dobrze oddać to, co czuje… Każde spojrzenie, jakie jej posyłał, uświadamiało ją w przekonaniu, że ostatnią rzeczą, jakiej pragnie, jest pośpiech. Chciała go poznać, zasmakować i widzieć jego reakcje na swoje zabiegi, nadal tak delikatne, jak gdyby najlżejszy chociaż dotyk mógł go zranić. Dlatego też, gdy zsunęła dłonie wzdłuż jego ramion aż do rąk, niemalże go nie dotykając, a opuszki jej palców sunęły tuż nad jego skórą, mogła poczuć, jak delikatne włoski kołyszą się niczym łany zboża na wietrze, pieszczone subtelnie i czule. Nazywali to pieszczotą letniego wiatru. Była świadoma reakcji jego ciała na swoją obecność; wyczuwała ją doskonale każdym zmysłem, bowiem każdy z nich wyostrzał się coraz bardziej, przekraczając granice możliwego postrzegania, widzenia czy czucia. Nie musiała wytężać wzroku, by widzieć, jak zmysłowo pulsuje jego skóra w miejscu, gdzie wzdłuż szyi płynęła krew; musnęła to miejsce dwukrotnie, wpierw ustami, a następnie językiem, zachwycając się jego smakiem. Smakiem niezwykle trudnym do opisania; nawet gdyby znała każdy język, jakikolwiek istniał na świecie od jego powstania, słów byłoby zbyt mało, by opisać to, co czuła. Pasję. Żądzę. Pragnienie rozkoszy, które widziała w jego oczach. Nie rozkoszy fizycznej, lecz czegoś więcej; czegoś, co doprowadziłoby ich oboje do najprawdziwszego spełnienia, po którym człowiek czuje inaczej, myśli inaczej, istnieje inaczej. Ilekroć czuła delikatne ukąszenie na dolnej wardze, jej paznokcie wbijały się lekko w jego ciało tworząc liczne, ale niewidoczne dla ludzkich oczu blizny; znane tylko im obojgu dowody przyjemności, jaką jej zadawał. Przyjemność tę Conrad umiejętnie stopniował, co zdawało się być niemym sprzeciwem dla jego niepewnych dotąd ruchów. Całował jej usta, jej szyję, włosy i ramiona, przeczesywał palcami jej rude włosy, aż opadały na ich ciała lśniącą kaskadą, zakrywając ich ramiona i jej piersi, których wrażliwość mężczyzna poznał natychmiast. Mógł usłyszeć zduszony, słodki jęk, który początkowo brzmiał jak zaskoczenie, jak gdyby Vivian nigdy nie czuła czegoś podobnego. Mógł zobaczyć, jak pod wpływem pieszczoty, jaką jej zadawał, wygina ciało w łuk, tracąc na chwilę świadomość i zanurzając się w przyjemności, jakby bojąc się, że to wszystko nagle się skończy. Mógł spojrzeć jej w oczy i dostrzec niemy zachwyt, zupełnie tak, jakby chciała go czcić, niczym herosa, zajmującego poczesne miejsce w panteonie bogów. Pozwoliła, by wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki; sposób, w jaki przywarła do niego świadczył o tym, że nie chce odsuwać się od niego ani na sekundę, jakby nosiła w sobie lęk, że Dillinger zaraz zniknie. Wolała być w jego objęciach, bezpieczna, ukryta przed całym światem i pozornie spokojna, chociaż kłam temu zadawało jej tętno, nadal niebezpiecznie szybkie. Patrzyła mu w oczy, gdy sięgnął ku jej biodrom, by zsunąć z niej ostatni skrawek materiału, zakrywający jej ciało. Ściągał go z niej tak nieznośnie powoli, że delikatnie ukąsiła go w ramię, by po chwili wtulić się w niego całym ciałem i przyłożyć głowę do jego torsu, by usłyszeć bicie serca. Dźwięk, który w tej chwili kochała najmocniej na świecie. Pocałowała go kolejny raz. Pięćdziesiąty? Setny? Tysięczny? Równie żarliwie i płomiennie, jak gdy siedzieli w kuchni, drażniąc koniuszkiem języka jego wargi i język; równocześnie jej dłonie, głaszczące plecy mężczyzny, przesunęły się znacznie niżej. Nie przerwała pieszczenia jego ust, kiedy jej palce uporały się z paskiem od spodni i delikatnie zsunęły jego ubranie wraz z bielizną, pozostawiając go nagiego, a przede wszystkim – pięknego w tej nagości. Cofnęła się. Nagle i bez uprzedzenia, odrywając usta od jego ust w chwili, gdy pocałunek stawał się jeszcze namiętniejszy niż dotychczas. Odwróciła się i, przerzuciwszy włosy przez ramię, wsunęła się pod prysznic, wzdychając z ulgą, gdy woda zmoczyła rude fale, sprawiając, że otoczyły jej ciało niczym kaskada. Spojrzała mu prosto w oczy i przesunęła dłonią od ramienia, poprzez piersi i płaski brzuch aż do ud, świadoma tego, jak musiał działać na niego ten widok. - Chodź – szepnęła cicho i słodko; ale jednak władczo, jak gdyby był jej sługą, jej poddanym. Jak gdyby prowadzili grę namiętności, w której to ona miała zwyciężyć.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pią Maj 15, 2015 10:24 am | |
| Zanurzył się w spirali doznań, ekstatycznych, niemalże ezoterycznych. Tonął w jej ramionach, umierając przedwcześnie z niezaspokojenia i trawiącego go pożądania. Które czuł głęboko, boleśnie, jakby promieniowało rzeczywistym cierpieniem. Słodko-gorzkim; pobudzającym i wyostrzającym zmysły, pełnym tęsknoty za choćby najlżejszym dotykiem, a jednocześnie zmuszającym do cierpliwości, a tej zaczynało mu już brakować. Chciał mieć Vivian, chciał, aby i ona go posiadła . Nie tylko cieleśnie; Conrad z ochotą rzuciłby jej do stóp wszystkie swoje myśli i pragnienia, oddałby każdą część swojego jestestwa za obdarzenie go jednym pocałunkiem, jednym chociaż spojrzeniem, odrobiną uwagi. Nie widział w niej kobiety, już nie - w jego oczach przeszła cudowną i nadzwyczajną przemianę, stając się pradawnym bóstwem, które zstąpiło na ziemię. I wodziło go na pokuszenie, wystawiając na najtrudniejszą z możliwych prób, sprawdzając czy ulegnie jego majestatycznemu pięknu. Gustav czuł się niczym Adam, kosztujący owoca z Drzewa Poznania Złego i Dobrego, które smakowało latem i szczęściem w najprostszej i najczystszej postaci. Nie żałował złamania przyrzeczenia, mógłby nawet skazać się na trwające wieczność męki piekielne, gdyby tylko otrzymał możliwość pożegnania się z tą, która go zwiodła, lecz której nie śmiał winić za swój upadek. Ponieważ traktował go jako wzlot; ponad świat, ponad ludzi, ponad ziemskie potrzeby, nie potrafiące ugasić wiecznego ognia nienasycenia. Z pewnością nadnaturalnego, boskiego - jak inaczej tłumaczyć jego pochodzenie, skoro Conrad płonął niczym żywa pochodnia, ale jednak się nie wypalał? Osiągnął szczyt, ten moment, w którym byli razem, we dwoje i nagle wszystko znikało i przestał istnieć, jakby Wszechświat starał się im dopomóc w połączeniu swych ciał i umysłów. Imago pojął, że kwintesencja istnienia nie opiera się na fundamentalnym być albo nie być sfrustrowanego i niezdecydowanego Hamleta, ale na pytaniu dla kogo być? . Na które poznał już odpowiedź, znał ją już wcześniej, lecz dopiero teraz zdołał zrozumieć. I zapragnął jak najszybciej ją urzeczywistnić. Oddychać tylko dla niej, żyć tylko dla niej, poświęcać się tylko dla niej, śnić tylko o niej, marzyć tylko o niej. Dotykać tylko jej ciała, całować tylko jej usta, pieścić tylko jej piersi. Służyć tylko jej. Być jej wsparciem, przyjacielem, kochankiem. Tym, który ją uszczęśliwia i pociesza, przyciska do piersi i ociera łzy, odprowadza wieczorami i czule całuje na pożegnanie, trzyma za rękę i trwa, mimo wszystko i bez względu na to, co szykuje dla nich Los. Kiedy nareszcie koronki zakrywające kobiecość Vivian zsunęły się na podłogę, mężczyzna cicho westchnął, sięgając dłonią ku jej biodrom i muskając smukłą kibić, ostrożnie krążąc tuż przy najwrażliwszych partiach jej ciała, nie ośmielając się jednakże po nie sięgnąć. Lekkie ugryzienie nie otrzeźwiło Dillingera, który nadal nieco nieprzytomnie i bardzo delikatnie gładził skórę kobiety. Znajdował się zupełnie gdzie indziej, uzależniony od upajającego zapachu Vivian, faktury jej skóry, słodko brzmiącego głosu, wibrujących w powietrzu jęków przyjemności. Których nie potrafił kontrolować, pomruki zadowolenia i zduszone oddechy mimowolnie wyrywały się z jego ust. Objał Vivian, gładząc jej plecy i ostrożnie wbijając w nią paznokcie, wzmacniając uścisk, w momencie gdy poczuł, jak jego spodnie opadają na podłogę. Nawet nie drgnął, pozwalając kobiecie, by go rozebrała, zatapiając się w kolejnym pocałunku. Słodkim jak ten pierwszy, smakujący nastoletnim zauroczeniem, zaangażowaniem, musujący żądzą i namiętnością rozpływającą się w ich ustach. Poddał się ruchom jej języka, naśladując jego konfiguracje i momentami gubiąc rytm, przygryzając jej wargi. Tym razem do krwi, kilka pojedynczych kropli spłynęło po jej podbródku, lecz nie zaprzestał pieszczoty, silnej, gwałtownej, lecz pełnej subtelności, hamującej Conrada przed ostatecznym wybuchem. Który nastąpił, kiedy zobaczył Vivian w oparach pary, dotykającej swojego ciała; idealnego, mogła być modelką i muzą Botticcellego, bo Gustav nie miał wątpliwości, że to ona posłużyła jako pierwowzór Wenus z Milo. Była zresztą jeszcze piękniejsza, nie tak ulotna, rzeczywista , namacalna. Kusząca równie, jak władczy ton jej głosu, któremu nie śmiał się sprzeciwić i nie potrafił się oprzeć. Wszedł pod prysznic, stając tuż za nią i przesunął mocnymi dłońmi wzdłuż jej żeber, jednocześnie całując szyję i łaskocząc uszy. Sięgnął po żel pod prysznic i zaczął masować plecy Vivian, zmysłowo, wolno pełznąc dłońmi coraz niżej i niżej. Zatrzymał się na jej pośladkach, gładząc je, by po chwili zdecydowanym ruchem odwrócić kobietę twarzą do siebie i skraść jej odech niemal brutalnie. Chwycił ją za ręce i prowokująco patrząc w oczy, naprowadził je na swoje biodra. Dziewiętnaście centymetrów. Odsunął się o dziewiętnaście centymetrów i uśmiechnął się jak człowiek pijany własnym szczęściem. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pią Maj 15, 2015 3:26 pm | |
| [+18]
W pewnej chwili, gdy stali naprzeciwko siebie, zanurzeni w swoich objęciach, poczuła strach. Strach, który przeszył jej ciało nieoczekiwanie, w momencie będącym najmniej odpowiednim. Strach, który pojawił się nagle i osiadł gdzieś w okolicy jej serca, zapierając dech w piersi i ściskając gardło. Zaledwie poczuła ten lęk, oderwała usta od ust Conrada i wtuliła się w niego, ciasno oplatając ramionami jego plecy. Strach, najgorszy z jej przyjaciół. Co, jeśli zbudzi się rano w swoim łóżku, okryta zburzoną pościelą, jeszcze rozpalona po ich miłosnych uniesieniach, by odkryć, że jest w mieszkaniu sama? Że po Conradzie został tylko jeden ślad w postaci zapachu na poduszce? Że wyszedł, zostawiwszy ją bez słowa pożegnania? Że odszedł, upojony swoim triumfem nad kobietą, którą posiadł? Przytłoczona tym strachem pragnęła wyrwać się z jego ramion i uciec z łazienki. Jednak nie była w stanie, stało się jednak zbyt wiele, za bardzo uległa, zanadto zatraciła się w Conradzie i w żądzy, by być w stanie się wycofać. Gdyby ten strach zdjąłby ją przy kimkolwiek innym, uciekłaby. Ale nie przy nim. Nigdy nie przy nim. Nie tak. Krew, którą poczuła na ustach, zdawała się być przebudzeniem. Ratunkiem od tej bolesnej obawy. Kilka kropel spłynęło w dół po jej ustach, jasnoczerwone kapki o metalicznym zapachu, urzekająco piękne, ale i niebezpieczne w swej krasie. Nie traktowała tego jako coś, co byłoby zbyt nieprzyjemne – sama bowiem dopiero co lekko go ukąsiła, niepoprawnie zniecierpliwiona. Dość silny uścisk, jaki poczuła, nim jeszcze w pełni rozebrała Conrada, i wbijające się w jej ciało paznokcie były słodką i zarazem bolesną pieszczotą. Na którą zareagowała z zachwytem, niczym Fedra, której wątpliwym darem od boga było doznawanie rozkoszy wyłącznie w okowach bólu i cierpienia. Podobnie, jak robiła to anguisette w ramionach swoich klientów, tak i Vivian uległa, poddała się sobie i przeznaczeniu, ze świadomością tego, iż za tym trawiącym ją pożądaniem kryje się coś jeszcze. Coś głębszego, silniejszego i ukrytego w niej samej bardziej niż jakiekolwiek inne uczucia. Czyżby…? Gdy szedł ku niej z zachwytem, wypisanym na jego twarzy, niczym padyszach, kroczący ku swej oblubienicy o gwieździstych oczach, zdała sobie sprawę z tego, co skrywało się w najgłębszych zakamarkach jej podświadomości. Nie chciała odstępować go na krok, pragnąc pozostać u jego boku jak najdłużej. Zachłystywać się wraz z nim powietrzem, być zawsze bliżej. Patrzeć w tę samą stronę, wraz z nim żegnać dnie i witać noce. Zasypiać o brzasku i budzić się po nocach przepełnionych miłością i fascynacją, po nocach będących dla obojga czasem uświęconym, niemalże świętym, przeznaczonym na obcowanie ze sobą w każdym tego słowa znaczeniu. Żyć u jego boku i spędzać razem z nim każdą chwilę, tworząc wspomnienia, równie piękne i słodkie, jak chwile, które mieli teraz. Chwile takie jak ta, kiedy stanął za nią, a ona poczuła silne dłonie mężczyzny na swoim ciele. Nie był to zwykły dotyk, do jakiego ludzie przywykli, zapominając o istocie tego zmysłu; było to coś, co przenikało przez całe istnienie kobiety, która zachwycała się tym uczuciem. Świadomością tego, że czuła w jego dotyku jakieś cudowne ciepło, które zdawało się jeszcze bardziej rozgrzewać jej zaróżowioną od gorącej wody jasną skórę. Ich usta złączyły się raz jeszcze, w pocałunku brutalnym w całej swej najdelikatniejszej odsłonie, drażniącym, namiętnym i poniekąd ekstatycznym; czuła smak jego ust, aromat wina i metaliczną nutę krwi, która ciągle znajdywała się gdzieś na jej wargach, wspaniale pulsujących niezmiennym, delikatnym bólem, które wywołał Conrad. Naparła na nieco całym ciałem, zadrapując jego plecy i pośladki, mocniej niż dotychczas; nie musiała odsuwać się by być świadomą cienkich, długich i zaczerwienionych linii, jakimi poznaczyła jego skórę. Niczym jakaś mityczna bogini, znacząca w ten sposób plecy najwierniejszych kochanków, tak, by już na zawsze mieli na skórze ślady jej rozkoszy. Gra, którą rozpoczęli w momencie, gdy dotknął jej włosów, trwała nadal. Słodka i niebezpieczna, powolna i drażniąco cudowna, sprawiająca, że zmysły stawały się ostrzejsze, a dotyk wzbudzał nieposkromione żądze w każdym z nich. Gra, wymagająca od obojga nie tylko zaangażowania i umiejętności pogrążenia się w żądzy, ale i takich umiejętności powstrzymania swoich pragnień, by w kulminacyjnym momencie ich bliskości przeżyć rozkosz silniej, głębiej i subtelniej. By nie była ona tylko chwilową przyjemnością, ale czymś rozchodzącym się po całym istnieniu człowieka, czymś, co odbija się echem w ludzkiej świadomości niczym krzyk najczystszego spełnienia. Dlatego też wzbraniała się przed tym, chwilowo odrzucała zmysłową wizję o tym, by oddać się Conradowi i błagać go, by nie zaprzestał swoich zabiegów, które wywoływały w jej umyśle i ciele tak niemożliwie cudowne reakcje na bliskość drugiej osoby. Drażniła Conrada swoim władczym spojrzeniem, drażniła jego zmysły i jego ciało, świadoma tego, jak bardzo jej pragnie. Wiedząc, jak bardzo chce, by dotykała jego ciała w każdym wrażliwym miejscu, w szczególności tam, gdzie sam zsunął jej ręce. Dlatego też otarła się o niego powoli, na ułamek sekundy przed tym, nim się odsunął. Uniosła brew, ani trochę nie zaskoczona jego czynem; raczej uradowana, zdawał się bowiem czytać w jej myślach. Spojrzała na niego, uśmiechając się lekko, zagryzając już i tak poranioną dolną wargę, z której w każdej chwili mogła popłynąć krew. A potem znienacka znalazła się za jego plecami, które umyła powoli, odsuwając jego długie włosy, zanurzając w nie twarz i całując, wdychając ich kuszący zapach i muskając ustami jego kark. Jej dłonie czule zsunęły się na jego pośladki, gdy całowała jego ramię, a paznokcie kolejny raz drasnęły jego skórę… Po czym znów była przed nim. Jej oczy, pociemniałe od pożądania, patrzyły na niego; wyzierało z nich zadowolenie i pożądanie, kiedy, równie powoli jak chwilę temu, myła jego tors i brzuch, muskając co rusz biodra i podbrzusze… Jednak nie na tyle, by sprawić mu największą rozkosz. Wbrew sobie czekała, wiedząc, że przedłuża nie tylko jego oczekiwanie, ale i potęguje to, czego oboje pragną.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Maj 16, 2015 11:11 am | |
| Nie myślał o konsekwencjach, gdy pierwszy raz dotknął dłoni Vivian, już nie jako przyjaciel, a kochanek i najwierniejszy wyznawca, kapłan i czciciel. Wątpliwości pojawiały się stopniowo, wraz z rozwojem erotycznej relacji między nimi. Która jednak nadal była przejmująco platoniczna, pozbawiona wulgarności i grubiaństwa. Przeżywali wspólne chwile uroczo niewinnie, młodzieńczo i świeżo. Kipiąc rozbuchanymi emocjami, swobodnie poddając się burzy uczuć wypełniających ich ciała i umysły. Połączonymi w swoistej symbiozie, pięknej i przejmującej. Conrad nie potrzebował już niczego – wystarczyła mu obecność kobiety, która w jednej chwili stała się dla niego wszystkim – jedynym ważnym ogniwem spajającym porozrzucane dotychczas epizody jego życia. Strach i Imaginacja nie mogły mu zagrozić, nie kiedy był razem z nią, gdy ciepły oddech owiewał mu kark, gdy czuł jej miękkie usta i delikatne dłonie. Nie przejmował się przyszłością, nawet tą niedaleką. Skupiał się na doznaniach teraźniejszych, ulotnych, przemijających i tworzących ich krótką historię. Niezakończoną; mającą dopiero swój początek wśród kłębów pary, urywanych oddechów, zachłannych pocałunków, gorączkowych pieszczot. Wyznaczających im drogę milczącego porozumienia, dążącego jednak do czegoś więcej niż jednorazowa przygoda. Chciał, by na skórze Vivian wykwitły stygmaty szczęścia, symbole ich wspólnej nocy, zawsze i na zawsze znaczące, że była, jest i pozostanie jego. Ponieważ nie potrafiłby jej porzucić, nie, kiedy z jego strony zapadła bardzo jednoznaczna deklaracja uczuć. Wszystkie najlepsze rzeczy, jakie się nam przytrafiają, są skutkiem szaleństwa , a Conrad pod jego wpływem zmienił się w mistyka i wyszedł poza siebie, zatapiając się w ekstatycznych doznaniach, będac na skraju śmierci z rozkoszy, dopiero poznając smak prawdziwego życia. Które rozpływało się w jego ustach wraz z kolejnymi pocałunkami. Nigdy nie był zwolennikiem afektacji, lecz niczego nie pragnął tak bardzo, jak afirmować i uświęcić osobę Vivian, składać jej hołdy, oddawać cześć, modlić się do niej i złączyć się z nią w pełnym doskonałości akcie. Bluźnił, fantazjując o ich miłości, niegodnej przecież bogini i śmiertelnika, przez przypadek wyniesionego w górę. Vivian była dzika, groźna i zmysłowa, zachowując przy tym ujmującą dziewczęcość i niewinność. Kobieta i Meduza, cel wybujałego pragnienia Gustava, ucieleśnienie jego najskrytszych marzeń i lęków. Spełniających się gwałtownie, irracjonalnie szybko, porywając go do pełnego namiętności tańca z prześladującymi go demonami. Niespokojny duch znajdował ukojenie już tylko w bliskości Vivian, w jej dotyku, mokrej skórze, wilgotnych rudych włosach, plączących się z jego własnymi, gdy stali spleceni w czułym uścisku. Z pożądania kręciło mu się w głowie, bliski był omdlenia z dławiącej go żądzy. Słodkawej, mdłej, naciskającej na jego umysł i stymulującej organizm, całkowicie pobudzony czystą chemią. Wirującą i wibrującą w podświadomości, podpowiadając mężczyźnie, co dzieje się dookoła niego. Szum wody odszedł w zapomnienie, jedyne słyszane przez niego dźwięki łączyły się z Vivian. Bicie serca, spazmatyczne wciągnięcie powietrza, drobne krople rozbijające się na jej gorącym, nagim, pięknym ciele. Świat w tym momencie mógłby rozpadać się na miliony kawałków, a on byłby bez reszty szczęśliwy, spędzając ostatnie chwile w jej ramionach. Uciekł gdzieś zapach wina i posmak krwi, barwiącej wargi kobiety królewską purpurą; jej dotyk zamknął go na zawsze w celi olśniewającego, ekspresyjnego mirażu. Fatamorgany całkiem realnej, zostawiającej go rozedrganego i rozpalonego. Kokietowała go, drażniąc się z nim i umykając tuż po tym, jak mocno wbijała paznokcie w jego plecy i niższe partie ciała, pozostawiając po sobie czerwone ślady, wyróżniające się jednak spośród pamiątek z dzieciństwa. Gustav błagał, by zacisnęła ręce mocniej, by delikatne szramy nigdy nie zniknęły, żeby pozostały już na zawsze, prymitywna alegoria ich pierwszej miłości. Która chyba stała się jego nowym uzależnieniem, tuż po tym, jak poczuł jej ciało przy swoim, tak blisko jak jeszcze nigdy. Sugestywnie ocierające się o jego biodra, wywołując niecierpliwe drżenie, ustające jednak w momencie, gdy dłonie Vivian rozpoczęły wędrówkę w dół pleców, wzbogaconą o przyjemność płynącą z ruchów jej ust, badających jego kark i ramiona. Znowu; słodki ból ze skóry niedbale rozerwanej paznokciami z niekontrolowanego pragnienia bądź uniesienia. Co w ogóle się nie liczyło, wykwity na udach wkrótce rozpłynęły się w niebycie, pozostając jedynie we wspomnieniach, najdroższych i przechowywanych jak największy skarb. Podobnie jak moment, kiedy Vivian dotykała jego podbrzusza, naigrywając się z jego reakcji, bawiąc się nim, pragnąc wydłużyć chwilę najoczywistszego spełnienia. Udało jej się to znakomicie, wariował, szalał, czując nienasyconą zachłanność, popychającą go do czynów śmiałych, zbyt śmiałych, którym jednak nie potrafił się oprzeć. Moralna przegrana czy zwycięstwo w Conradzie męskiego pierwiastka? Nie zastanawiał się nad tym, delikatnie obmywając piersi, białe ramiona i brzuch Vivian. Lekkimi palcami muskał jej kości miednicze, badał krągłe biodra, eksploatował wewnętrzną stronę ud, by spokojnie, leniwie dotknąć jej kobiecości. Wycofując się niemal natychmiast i kładąc palec na ustach Vivian, uspokajająco kręcąc głową. Bez słowa sięgnął po ręcznik, którym otarł kobietę, a potem i siebie i tak jak wcześniej wziął ją na ręce, zamykając w troskliwym uścisku. I odniósł do jej sypialni, gdzie delikatnie złożył ją na łóżku, okrywając kołdrą, żeby nie zmarzła i wślizgując się tuż obok. Machinalnie gładził jej długie włosy, łaskoczące go w twarz, gdy nachylał się nad jej karkiem, by obdarzyć kobietę krótką pieszczotą. Najgorszą apokaliptyczną wizją wydawało mu się teraz nagłe wyparowanie Vivian, brak jej ciepła tuż obok i zniknięcie krążenia w dwóch zależnych od siebie krwiobiegach. Znajdował się absolutnie na skraju, niczym Lancelot, o krok od świętego Graala, a jednocześnie niegodny jego zdobycia. - Nie musimy się spieszyć - wyszeptał wprost do jej ucha, delikatnie przygryzając jego płatek i ujmując w dłonie piersi kobiety, sztywne i napięte pod wpływem jego dotyku. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Maj 16, 2015 2:58 pm | |
| W dalszym ciągu [+18].
Kryła się w jego objęciach, zachwycona tą chwilą. Chwilą, w której mogła, pod pozorem wspólnego mycia się, całować każdy fragment jego szyi i ramion, zadawać mu słodkie w boleści delikatne zadrapania i tulić go do siebie niczym najdroższą na świecie osobę. Którą zresztą już się stał; w jego oczach nie kryła się już tylko żądza, mogła w nich dostrzec wiele uczuć, spośród których wyróżniała się czułość. Czułość, którą ciężko było opisać słowami; łatwiej było zrozumieć ją poprzez gesty, jakie wymieniali. Pocałunki, wciąż przesycone żarliwym, niesłabnącym pożądaniem, muśnięcia palców, splatających się razem, łagodnie badających skórę obu ciał, których napięte mięśnie zdawały się drżeć bezustannie. Gdyby świat się teraz skończył, Vivian umarłaby jako najszczęśliwsza osoba na świecie. Umarłaby w ramionach kogoś, kto rozumiał, kto czuł tak, jak ona. Umarłaby w ramionach mężczyzny, któremu chciała oddać siebie bez reszty. Bez chwili wytchnienia, bez ponagleń, bez zahamowań. Każde zadrapanie, jakie zostawiał na jej skórę, przyjmowała z radością, z zachwytem patrząc w jego oczy, uśmiechając się i całując go. Nagle odkryła, jak wiele przyjemności może dać zwykłe dotknięcie, jak cudowne może stać się badanie ustami i opuszkami palców jego gładkiej skóry, poznaczonej gdzieniegdzie bliznami. Nagle odkryła, że każdy pocałunek potęguje jej doznania, sprawiając, że czuła się tak, jak gdyby szczytowała w ramionach Conrada raz za razem, dziesiątki razy, wciąż odkrywając nowe aspekty obcowania z nim. Miała wrażenie, że obcuje z kimś, kto przewyższa rangą zwykłego człowieka. Z kimś, kto zdawał się przekraczać granice ludzkich umiejętności, przekraczać zmysły, jakie dane są śmiertelnikom przez Los i jakiekolwiek inne bóstwa, jakie mogły rządzić tym światem. Gdzieś w jej umyśle pojawiła się ulotna, zwykła myśl, iż nie jest godna takiego traktowania. Nie jest godna tego, by jakikolwiek mężczyzna traktował ją w ten sposób – z czcią, z oddaniem, ze spojrzeniem, w którym widać zachwyt, wymieszany z przyjemnością. Jednak, nawet jeśli to było złudzenie, nie chciało zniknąć. Nie chciało zostawić jej samej w mieszkaniu, by mogła ułożyć się do snu, tęskniąc za tym, czego pragnęła. Słodkie złudzenie, będące jednak najpiękniejszą rzeczywistością, spełnieniem marzeń ich obojga. Tak, jak początkowo ona drażniła jego, tak teraz on muskał jej ciało dłońmi, myjąc ją. Poddała się tym zabiegom z całą swoją niewinnością, ulegając ukojeniu, jakie odnajdywała w ich pożądaniu. W ukojeniu, jakie niósł ze sobą jego dotyk, który czuła na swojej skórze, mając wrażenie, że trwa to wieczność. W ukojeniu, jakie dostrzegała w skupieniu Conrada, zachwyconego, podobnie jak i ona tym momentem. Powolnymi, spokojnymi ruchami mógł odkryć fakturę i sprężystość jej skóry w każdym miejscu, które dotknął. Kolejny raz jej usta musnęły jego ciało, nieśpiesznie i wyjątkowo łagodnie. Pragnęła zatracić się w nim bez reszty, położyć go na miękkim łóżku i musnąć ustami każdy milimetr jego ciała. Poznać go bardziej, niż się dało, przekraczając granice własnej moralności, całować go do utraty tchu, przedłużając jeden pocałunek tak, by trwał jak najdłużej, by jej mężczyzna poczuł się spełniony i usatysfakcjonowany. Ujęła w dłonie jego twarz, patrząc na niego i z cichym pomrukiem zadowolenia całując jego skronie i tuląc go do siebie. Z każdą upływającą chwilą czuła coraz bardziej, że należy do niego; że cała jest jego i tylko jego, na zawsze, do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej. Chciała, by wiedział, chciała, by rozumiał, że oddaje mu się w pełni, dlatego też naprowadziła jego dłoń na miejsce, gdzie kobiece serce pragnęło wyrwać się z więzienia, jakim stało się jej ciało. Jednym ruchem zburzył jej śmiałość, sprawiając, że jej paznokcie rozdarły skórę jego pleców, mocniej niż dotychczas. Jednym, najdelikatniejszym ruchem, którego nie przewidziała, którego początkowo nie poczuła. Dopiero fala gorąca i nagłe pożądanie, jakie rozlało się po jej ciele, sprawiły, że niemalże osunęła się na kolana, niemalże straciła równowagę. Zaskoczona. Zachwycona. Spragniona. Rozmiłowana w spojrzeniu i w palcu, którym z czułością dotknął jej ust, powstrzymując od przepełnionego żądzą krzyku. Westchnęła, niezwykle urzeczona tym, jak delikatnie osuszał jej ciało po tej długiej, przepełnionej namiętnością i igraszkami gorącej kąpieli, po której miała wrażenie, że jej skóra płonie. Bladość ustąpiła miejsca lekkim zaczerwienieniom, które było następstwem wyższej temperatury, kiedy Vivian, stojąc obok Conrada, mogła widzieć, jak sam pośpiesznie się wyciera. Tylko po to, by po chwili znów porwać ją na ręce. Wtuliła twarz w jego wilgotne włosy, wtulając się w niego, gdy wynosił ją z łazienki. Nie miała odwagi wyznać mu, że rozmiłowała się w sposobie, w jaki ją podnosił i trzymał na rękach, w pocałunku, nadzwyczaj delikatnym i czułym, który otrzymała, gdy zaniósł ją do sypialni. Drżała nadal, nawet gdy okrył ją kołdrą i ułożył się obok. Drżała od tej dziwnej gorączki, jaka trawiła jej ciało, nie pozwalając zaznać wytchnienia, nie pozwalając jeszcze na zmęczenie, które ogarnia kochanków po spełnieniu. Bo przecież to jeszcze nie nastąpiło; i chociaż poznali siebie nawzajem, widząc swoje ciała i dostrzegając swoje reakcje, nie dopełnili jeszcze swojego istnienia jako kochankowie. Vivian zamknęła na chwilę oczy, rozkoszując się miękkością pościeli i poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawała jej obecność Conrada, z czułością dotykającego jej mokrych włosów, w nieładzie spoczywających na jej ciele i poduszce. Uśmiechnęła się leniwie, wciąż nie otwierając oczu; niczym syrena, schwycona w sieci, ona znajdowała się w więzieniu, którego kraty stworzyło jej własne pożądanie. Chciała umrzeć i narodzić się na nowo, wyswobodzić się z trawiącej ich żądzy i zadać mu rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie zaznał. Syknęła cichutko, gdy poczuła ugryzienie; błękitne oczy otworzyły się szeroko, a ona jęknęła. Słowa, które wypowiedział spowodowały, że odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się. Ucisk, jaki czuła w głębi siebie, nie mógł zmaleć, nie mógł zniknąć. Jego dotyk nie polepszał sprawy; drażnił jej piersi swoją delikatnością i subtelnością ruchów, aż przeszedł ją silny dreszcz. Słysząc jego głos, wiedziała jedno. Chciała być tylko z nim i z nikim innym na świecie. Chciała oddać mu siebie tu i teraz, odcinając ich od wszystkiego na tę jedną noc, na każdą kolejną noc, na resztę życia. Tuląc się do niego ufnie, gładząc jego włosy i oddychając nadal zbyt szybko, wyszeptała mu cicho do ucha kilka słów, cichych i niewinnie czułych. Kochaj się ze mną.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Maj 16, 2015 10:39 pm | |
| marnyefektkilkugodzinnejpisaniny
Jej wygłodniały wzrok wyrażał wszystko. Conrad nawet nie usłyszał prośby płynącej z jej słodkich ust, a odczytał ją z ruchu warg, ze sposobu w jaki na niego patrzyła, jak dotykała jego długich, zmierzwionych włosów. Nie musiał się już powstrzymywać, nie ograniczały go żadne hamulce, mógł zawładnąć zmysłami Vivian, zaspokoić ich oboje i odpłynąć do czarownej krainy Hypnosa. Chciał jednak czegoś więcej, pożądał inaczej, pragnął by i ona poczuła się wyjątkowo. Dzięki niemu. Chciał zapewnić jej wszystko, o czym marzą kobiety. Bezpieczeństwo, czułość, troskliwość, spełnienie w ramionach ukochanego mężczyzny. Nim właśnie był, a przynajmniej miał nadzieję się stać. Kimś więcej niż partnerem do spełniania erotycznych zachcianek, choć gdyby Vivian oddaliła go po tej nocy, nie protestowałby, tylko odszedł ze złamanym sercem. Nieuleczalnie. W jej oczach widział jednak odbicie swych własnych, całkowicie oddanych i był pewny, że i jemu udało się rozpalić w niej uczucie równie gorące i namiętne, jak pierwsza miłość. Którą właśnie przeżywał bardzo intensywnie… i późno. Nie żałował jednak, że zwlekał tak długo, nie kiedy poznawał jej smak przez usta Vivian, dzięki jej dotykowi i reakcjom jej ciała, odbierając bodźce na rejestrach i częstotliwościach przekraczających ludzkie poznanie. Cierpliwość Gustava została wynagrodzona, tysiąckrotnie. Pocałował ją w nos i przesunął dłońmi po jej pośladkach, delikatnie je masując. Patrząc na nią z niebywałą czułością, przeniósł dotyk na uda, aż dotarł do jej kobiecości, cudownie ciepłej i wilgotnej, gotowej na przyjemność, jaką Conrad właśnie składał jej do stóp, wchodząc w nią ostrożnie, delikatnie i łagodnie. Wypełniając ją całym sobą; nareszcie prawdziwie, bezpretensjonalnie i dosłownie, osiągając w jej wnętrzu szczyt przyjemności i wspinając się na wyżyny rozkoszy.
|
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Nie Maj 17, 2015 2:03 am | |
| [+18]
Otaczający ich półmrok sprawiał, że wszystko stawało się inne. Cienie, które rysowały się na ścianach, zdawały się tańczyć, odgrywać jakąś niezwykłą pantomimę, której mogliby się przyglądać z zachwytem, obserwując grę owych cieni z rosnącym zainteresowaniem i wspólnie wymyślać, cóż mogą one oznaczać. Chłodne powietrze przedostawało się przez lekko uchylone okno, wprawiając niektóre kosmyki jej włosów w delikatne, subtelne drżenie, któremu się poddawały. Kochaj się ze mną. Wszystkie niewypowiedziane słowa, jakie między nimi były, zdawały się już nie mieć znaczenia. Wszystko to, co stało się od momentu, w którym Conrad przekroczył próg jej mieszkania, przynosząc wino, wszystko, co zaistniało między nimi, było dobre. Dobre i piękne w swej nieskończenie łagodnej prostocie, oszałamiająco cudowne i pobudzające ich zmysły i ciała, sprawiając, że każde z nich czuło się tak, jak gdyby już raz połączyli się w namiętnych objęciach, tworząc jedność. Jedność nie tylko ciał, ale i dusz, jedność dwóch serc, bijących w tym samym, niespokojnym rytmie. Jedność dłoni, splatających się ze sobą, jedność spojrzeń – bowiem każde z nich patrzyło na to drugie z nieskrywanym zachwytem, z czułością i żądzą, która pogłębiała ich doznania. Kochaj się ze mną. Czy usłyszał te słowa? Wiedziała, że mógł je wyczuć w całym jej istnieniu. W spojrzeniu błękitnych oczu, których tęczówki były ciemniejsze niż dotychczas przez trawiące ją pożądanie. W ruchu warg, zaczerwienionych i spragnionych kolejnych pieszczot. W sposobie, w jaki jej ciało ułożyło się tuż przy nim, ocierając się, prosząc o uwagę, niemo błagając o uwolnienie jej od tego rozkosznego bólu. Wreszcie; w sposobie, w jaki jej dłoń na chwilę wsunęła się między nich i przez chwilę pieściła jego męskość, subtelnie i delikatnie. Powoli, ostrożnie, jakby bała się, że nawet muśnięciem może go skrzywdzić – chociaż nie zawahała się przed zadaniem mu kolejnej, lekkiej rany – draśnięcie skóry na biodrze było niczym najsłodsza pieszczota, niczym blizna, odniesiona na froncie, gdy zwycięzca upaja się wygraną wiedząc, że wyryte na jego ciele ślady już zawsze będą przypominać mu o tym dniu. Pragnęła poczuć go w sobie, połączyć się z nim jedność i pozwolić, by stali się sobie jak najbliżsi. Nie jak dwoje obcych sobie ludzi lub znajomych, których połączył przygodny seks, całkiem niezły, ale nie będący czymś wyjątkowym. Jak dwoje ludzi, którzy poczuli do siebie coś więcej i pragnęli być ze sobą blisko, upajając się sobą nawzajem, wspólnie osiągając szczyt spełnienia, zjednoczeni w harmonii i namiętności. Oczy Conrada zdawały się hipnotyzować Vivian, która dostrzegała w nich feerie uczuć, łatwych do spostrzeżenia, jeszcze prostszych do nazwania. Bez wątpienia czuli to samo, dotykając siebie nawzajem i obdarzając pocałunkami, pierwszymi dowodami tego jednego uczucia, które sprawiło, że każdemu z nich zależało na tej drugiej osobie. Zwykłym pocałunkiem byli w stanie powiedzieć więcej niż niejedni znamienici poeci, spędzający długie dnie nad pięknymi wierszami, opiewającymi bliskie im osoby. Oni zaś nie potrzebowali poezji, nie tej, która wymagała słów. Ich poezja rozpoczynała się od połączonych ust i tańca języków, które to zbliżały się do siebie, to oddalały, namiętnie i delikatnie, czule i porywczo. Zachłystywali się tym samym powietrzem, wzdychając i wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, bez chwili wahania obdarzając się dotykiem, pieszcząc każde wrażliwe strefy ciał. Zwieńczeniem ich artyzmu miało być spełnienie, nadchodzące powoli, acz nieubłaganie, prowadzące do ekstazy, powodujące najcudowniejsze na świecie zmęczenie. Kochankowie bowiem tworzyli najcudowniejsze wiersze, pisząc je na swoich ciałach miłosnymi draśnięciami. Wreszcie stało się to, czego oboje pragnęli od chwili, w której pojawiła się świadomość trawiącego ich pożądania. To było cudowne, może nawet zbyt cudowne; w jednej chwili przekroczyli ostatnią granicę, jaka mogła ich dzielić, oddając się sobie bez granic. Ciało Vivian wygięło się lekko, niemalże płonące z rozkoszy, która narastała z każdym ruchem Conrada. Subtelnym i wciąż nadzwyczajnie czułym. Biorąc ją, obsypywał pocałunkami jej usta i szyję, pieścił językiem delikatne wgłębienie między obojczykami, i pobudzał każdy fragment jej ciała, o którym myślała, że został już zaspokojony, wciąż od nowa i od nowa, aż zaczęła wić się z podniecenia; jej paznokcie zadrapywały jego ciało coraz mocniej, gdy patrzyła mu w oczy z zachwytem. Nie ma na tym świecie niczego piękniejszego niż fizyczna miłość w najczystszej swojej postaci, pozornie zapomnianej, ale nadal istniejącej i egzystującej w ludzkiej podświadomości. Nie ma niczego bardziej zachwycającego, niż objęcia partnerów, zatracających się w sobie. Nie ma niczego bardziej poruszającego od spełnienia, które rozlewało się po wygiętych ciałach, niosącego ze sobą ulgę. Jeszcze na długo po tym, jak osiągnęli szczyt rozkoszy, pieczętując go urywającymi się oddechami i słodkim, wspólnym krzykiem, leżeli obok siebie, bez słowa wpatrując się w swoje twarze i odkrywając na nich coraz to nowsze oznaki ekstazy, której dane im było zaznać. Spojrzenia, jasne i pełne satysfakcji, gdy ich dłonie spotkały się na nowo, kiedy oboje mieli to cudowne, niepokojąco fascynujące wrażenie, że oto ich świat zrodził się na nowo. Tkliwe pocałunki, już nie tak gwałtowne, ale nadal będące w stanie przywołać kolejną falę pożądania, nad którym zapanowaliby już z trudem. Vivian nie mogła oderwać oczu od Conrada, upajając się nim i jego ciałem, które pragnęła posiąść ponownie, nie jednokrotnie, lecz nieskończoną ilość razy, oddając mu w zamian siebie, z każdą, nawet najbłahszą, wadą i zaletą, oddając mu swoją duszę, swoje pasje, swoje ciało i serce, które należało już tylko i wyłącznie do niego. Zasypiali, wtuleni w siebie, uszczęśliwieni i zachwyceni sobą nawzajem. Zasypiali, zrelaksowani i ukojeni, uwolnieni od szalejącej dotychczas w ich organizmach pożogi namiętności. Zasypiali, trzymając się za ręce, ledwie przykryci kołdrą, która osłaniała ich wcześniej, a potem została zapomniana. Zasnęli. Razem.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pon Maj 18, 2015 6:33 pm | |
| Nie mógł opierać się sile instynktu, która zdumiewała go, nawet teraz, gdy myślał, że nie istnieje nic, co mogłoby go pobudzić. W ten sposób. Stymulowały go uczucia; skłębione, pomieszane, wzniosłe i piękne, z prymitywnymi i dzikimi, jakie wezbrały w nim przez lata. Krztusił się od ich nadmiaru, parasoksalnie łaknąc więcej, mocniej i bliżej. Zlizywał z warg Vivian truciznę, której słodki posmak pustoszył jego wnętrze, wprowadzając do żył jadowite pożądanie, zmieniając go w nienasyconą bestię. Conrad tym gwałtowniej i żarliwiej pieścił kobietę; znalazł nowe uzależnienie, nieopatrznie zamknięte w cielesnej powłoce. Z której powinna się wyrwać i odejść do świata, do którego należała. Spać wśród aniołów, nie zaś u jego boku, na co przecież nie zasługiwał. Absynt odszedł w niepamięć, wino wypite tego wieczora przebijało.się zaledwie delikatnym aromatem tysiąca pocałunków. Lekkich jak uderzenie motylich skrzydeł oraz ostrzejszych, wkraczających w sferę pogańskich rytuałów. Tak właśnie składał hołd bogini zapomnianego kultu, oddając się w jej posiadanie, zapadając się w dotyku białych ramionach. Szczęśliwy w swej uległości, iż może obcować i doświadczyć bycia z kobietą idealną. Wyniesioną między bóstwa, na gwieździsty piedestał; jej własna konstelacja lśniła smugami jasnego światła, wyznaczając czas, jaki mogła spędzić na ziemi. Ponieważ nie była rzeczywista. Kontury jej perfekcyjnego ciała rozmywały się przed oczami Gustava, dotyk odchodził w eter umysłu, jakby nieznana siła wymazywała wszelkie ślady po obecności Vivian. Dlatego mężczyzna niestrudzenie badał jej ciało, upajając się kwiatowym zapachem i egzaltując wspólne chwile. Z kobietą nieziemską i po stokroć przewyższającą urodą Galatę, jakby Pigmalion był zaledwie marnym naśladowcą artysty, który wyrzeźbił i powołał do życia posągowy ideał. Bezczeszczony przez Conrada. Jako śmiertelnik nie miał prawa spoglądać na nią w ten sposób, zaś ośmielił się znieważyć ją w sposób daleko gorszy. Jednocześnie z zachwytem i przerażeniem własnym zuchwalstwem, gładził jej ciało, drażniąc najbardziej wrażliwe strefy erogenne, torturując kobietę i pozostawiając po sobie niedosyt. Zbliżał się i oddalał, poszukując złotego środka między byciem kochankiem a kapłanem, stojącym na straży pradawnego kultu. I łamiącym najwyższe przykazanie, gdy wtargnął do jej świątyni. Bezwstydnie i z najszczerszą rozkoszą biorąc tam jej ciało i zagrabiając duszę na złotych stopniach ich pożądania. Czuł przeszywającą przyjemność, biegnącą prędkim strumieniem przez jego nerwy, przesyłając elektryczne impulsy, dyktujące mu reakcje. Właściwe, lecz nie mechaniczne, jego gesty były naturalne, jakby spędził z Vivian każdą minutę swojego istnienia. Kręcącego się wokół niej, tak jak i myśli Imago, niepodlegające grawitacji i prawom ciążenia. Niestrudzenie garnął się ku niej, do ciepłego, wilgotnego i chętnego ciała, szalejąc, gdy poczuł jak pieści dłonią jego męskość. Nad podziw delikatnie i nieśmiało, wywołując w nim niepohamowaną żadzę, wybuchającą wulkanem emocji. Niekontrolowanych, gwałtownych, ognistych, palących równie intensywnie, jak rozerwana skóra. Przytrzymał jej dłoń tam, gdzie czerwona smuga zaznaczyła dominację Vivian, wbijając paznokcie jeszcze silniej i uśmiechając się nieprzytomnie, masochistycznie, całując ją spierzchniętymi ustami. I odnajdując jedyną drogę do osiągnięcia absolutu, poprzez tajemniczy i mistyczny akt, przypominający słodką grę niewinnej namiętności. Pieścił każdy skrawek jej ciała, nie poprzestając na wypełnianiu jej całą swoją miłością. Pulsującą w rytmie, w jakim falowały ich biodra i wyginały się ich ciała, spragnione bliskości. Lgnął do Vivian niemalże desperacko, chcąc zatrzymać ją przy sobie, chcąc być przy niej, być w niej. Sięgał do jej ust, szyi, dotykał jej piersi, ściskając sutki i oddychając ciężko, pod wpływem rozbuchanych hormonów zupełnie o tym zapominając. Podstawowe potrzeby nie były ważne, czuł się skałą, obojętną na wszystko, co nie łączyło go z Vivian. Ich jęki brzmiały niczym najpiękniejsza symfonia przeplatająca się gamą zupełnie zbieżnych uczyć, z których najwyraźniej przebijała się tęsknota. Choć nadal trwali, złączeni w uścisku, gorączkowo pieszcząc swoje wargi. To jednak było mało, a oni pozostali spełnieni, lecz nienasyceni. Obsesyjnie oczekując następnej porcji czułości. Pozwolił doświadczyć jej Vivian, tuląc ją do siebie, zanurzając ręce we wciąż lekko wilgotnych włosach, muskając ustami odsłonięty kark kobiety, a w końcu gryząc ją i natychmiast całując delikatnie zaczerwienione miejsce. Nie pozwalał jej zasnąć, rozpraszając ją z równym okrucieństwem, jakim popisywała się Vivian, dotykając go natarczywie i ogromnie podniecająco. Mężczyzna szeptał jej cicho najszczersze wyznania i w końcu zasnął, obejmując ją silnymi ramionami, by już zawsze pozostała przy nim.
Słońce wschodziło powoli, leniwie przebijając się znad ciemnego i ponurego listopadowego nieba. Blask pierwszych promieni zwykł budzić Conrada, jednak tym razem ubiegł go rytmiczny oddech Vivian. Łaskoczący kark i przypominający o wydarzeniach poprzedniej nocy. O przyśpieszonym pulsie, nieśmiałych spojrzeniach, niepewnych pieszczotach i eksplozji przyjemności. Gustav leżał nieruchomo, wpatrując się w falującą klatkę piersiową kobiety i machinalnie bawiąc się jej włosami, w nieładzie rozsypanymi na poduszce. Głowę miał wypełnioną setkami myśli, błahych i poważnych, lecz wszystkie wypierała jedna najważniejsza, powtarzająca się, aż zrezygnowany poddał się jej i puścił wodze fantazji. Uciekając do świata, w którym Vivian była wszystkim. Jutrzenką opromieniającą nowy dzień, Słońcem, za którym gonił i nie potrafił pochwycić, on, pomniejszy lunarny bożek. Aż w końcu zapadała kurtyna zmroku, zaćmienie, zapewniająca im słodką intymność w najpiękniejszym akcie kreacji. Nowych granic, nowych zmysłów i uczyć, łączących się i współgrających ze sobą perfekcyjnie. Pocałował ją w czoło, tonąc w szeroko rozwartych niebieskich oczach i z czułością dotykając jej policzka. Zaróżowienego (od snu, ze wstydu, z pożądania?), słodko i dziewczęco, co wywołało uśmiech na twarzy Conrada. Śmiały, zawadiacki, gdy przesunał dłonią wzdłuż żeber kobiety i ulokował się między jej udami. Nachylił się nad nią nieznośnie powoli, obdarzając krótkim pocałunkiem i wycofał się, by całkowicie ją rozbudzić. Dłonią wędrował po jej udach, pnąc się wyżej, ku najwrażliwszej części jej ciała. Stawiając w gotowości każdy receptor, czekający na jego dotyk. Zostawił ślady po wewnętrznej stronie ud Vivian, lecz wąskie strumyki krwi przestawały sączyć się z otarć, gdy zlizywał je, smakując kobiety po raz pierwszy w życiu. Nie poprzestał na tym, pieszcząc ją wyżej, delikatnie i subtelnie, zachwycony entuzjastyczną reakcją Vivian, rozpalającą w nim żądzę ogromną i niemożliwą do opanowania. Sprawianie jej rozkoszy, przynosiło przyjemność i spełnienie również Conradowi, więc żarliwie stymulował jej kobiecość, zachwycony, jak drży powodowana jego ruchami. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Maj 19, 2015 10:00 am | |
| Hmm, czyżby znowu [+18]?
Po raz pierwszy od bardzo dawna zasypiała, mając obok siebie w łóżku inną osobę. Zazwyczaj na poduszce obok lub gdzieś w łóżku zasypiał Taranis, podczas gdy Belenus układał się na dywanie i, nim zapadał w sen, patrzył na swoją właścicielkę; zupełnie tak, jakby pragnął uchronić ją przed złymi snami. Co nie zawsze się udawało – bywały noce, kiedy Vivian budziła się z krzykiem i łzami w oczach, przerażona i niepewna tego, co przyniesie jutro. Teraz, po raz pierwszy od dawna zasypiała przy kimś, czując się bezpiecznie i spokojnie. Nawet pogrążona w głębokim śnie, tuliła się do Conrada jak najmocniej; ukryta w jego ramionach spała mocnym, dobrym snem, który nie przyniósł żadnych mar, jakie mogłaby zapamiętać. Całe szczęście; ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, byłoby zbudzenie się z koszmaru, po którym jej największym marzeniem byłoby zwinięcie się w kłębek pod pościelą i czekanie, aż ustąpi strach. Zbudziła się o świcie, kiedy pierwsze promienie słońca dopiero usiłowały przedrzeć się przez ciemne chmury, niepisany symbol chłodnego i nie do końca przyjemnego miesiąca, jakim był listopad. W panującym w sypialni półmroku uniosła się na chwilę, w pierwszym odruchu całkowicie zapomniawszy o śpiącym kochanku. Dopiero gdy spojrzała na niego, a wspomnienia wywołały falę gorąca, jaka przebiegła po całym ciele, zrezygnowała z myśli o wstaniu. Ułożyła się ponownie obok niego, dziwnie poruszona, i zamknęła oczy, tłumiąc ciche westchnienie. Mimo zamkniętych oczu była w stanie przywołać w pamięci wyraz twarzy śpiącego Conrada, spokój, jaki odmalowywał się na jego obliczu, lekko rozchylone usta, sposób, w jaki jego włosy układały się dookoła twarzy. Wyglądał jednocześnie delikatnie, ale i silnie; ucieleśnienie niewinności i boskości, którą ją urzekł, już w chwili, w której przyciągnął ją do siebie, jeszcze gdy była ubrana. Uśmiechnęła się, a jej palce z czułością musnęły jego ramię. Czuła się najzwyczajniej w świecie szczęśliwa, leżąc obok niego. Ukojona, zachwycona i jeszcze nieco senna, pozostająca nadal pod wpływem miłości, którą uprawiali pod osłoną nocy. Miłości niespokojnie dzikiej w swojej delikatności, miłości zarówno gwałtownej, jak i przejmująco cudownej. Zupełnie jak gdyby odprawiali jakiś dawno zapomniany, ocierający się o pogański rytuał, w którym celem najwyższym było złączenie dwóch istnień w jedność. Patrzyła, jak budzi się, równie powoli, jak ona, mrugając kilkakrotnie. Leżała obok niego, dziwnie spokojna, jakby zniewolona. Bo tak zresztą było; czuła się w pełni jego i gdyby nagle zapragnął odejść, zostawiłby ją nie tylko ze łzami w oczach, ale i kompletnie zniszczoną. Nieuleczalnie zniszczoną. Wiedziała też, że nie byłaby w stanie zaprotestować, zatrzymać go. Bo nie był taki, jak cała reszta. Stłumiła westchnienie, uśmiechając się, gdy musnął ustami jej skroń. Delikatnie, jak gdyby bał się, że zaraz mu umknie, niczym łania, spłoszona w lesie przez myśliwego. Jak gdyby żywił obawy, że Vivian lada moment rozpłynie się w nicości, jak gdyby nie doszło między nimi do niczego poza wspólnym wypiciem wina, lub, co gorsza – jakby nigdy jej nie było. Miała ochotę wtulić się w niego jak najmocniej i śnić jeszcze przez chwilę, jeszcze kilka minut trwać w błogiej nieświadomości, spoczywać w objęciach kochanka i nie myśleć o niczym. Spojrzenie Conrada i jego zawadiacki uśmiech uświadomiły jej szybko, że nic z tego. Czyżby poranek zastał ich jeszcze bardziej spragnionymi, niż ubiegłej nocy? Ciało kobiety reagowało na jego obecność, czuła nie tylko zaspokojenie, ale i żądzę, która pojawiła się znienacka, wywołując szybsze bicie serca. Kiedy poczuła jego dłoń między udami, zaczerpnęła gwałtownie tchu łącząc się z nim w pocałunku, słodkim, ale i krótkim. Zbyt krótkim dla Vivian, która posłała Conradowi rozbawione, nieco proszące spojrzenie. Wracaj tutaj, zdawały się prosić jej błękitne oczy, które niespodziewanie pociemniały – niechybny znak tego, iż pożądała go nadal, ciągle, równie mocno, jak wczoraj, równie słodko i równie żarliwie. Gdy pochylał się nad nią, dostrzegła wszystkie draśnięcia, które mu zadała. Zaskoczona, śledziła zadrapania wzrokiem, dopiero teraz w pełni świadoma swoich czynów. Po niektórych z nich nie pozostanie ani jeden ślad, resztę zaś będzie nosił do końca życia; świadectwo ich pierwszego aktu, przypominające o nim dzień po dniu. - Conrad… – szepnęła cicho, patrząc mu w oczy. Coś sprawiło, że nie była w stanie powiedzieć nic poza jego imieniem. Dwie sylaby, sześć liter – niby błahostka, ale w tym jednym słowie udało jej się zawrzeć wszystkie uczucia, które powinien wyczuć. Tęsknotę, którą poczuła, zaledwie odsunął się od niej. Żądzę, którą ponownie obudził, dotykając jej, czule i drażniąco nieśpiesznie. Czułość, którą chciała mu podarować. I szczęście, które towarzyszyło jej dzięki niemu. Draśnięcia, jakie jej zadał na udach, piekły mocno, pobudzając ją jeszcze bardziej, bezlitośnie; jednak Conrad sam koił pieczenie, każdą rankę muskając ustami i językiem, sprawiając, że Vivian zamknęła oczy i zacisnęła dłonie na kołdrze, wyginając się lekko. Wiedziała, do czego zmierza, i była świadoma tego, że ją opętał, zniewolił i uczynił swoją i tylko swoją. Niczym niewolnicę, mieszkającą w seraju i kroczącą złotą drogą ku alkowie władcy, niczym hurysę, oczekującą w raju na nadejście bohatera, któremu winna służyć z oddaniem, wyrażanym przez całe jej istnienie. Cal po calu, milimetr po milimetrze, odkrywał ją, całując i pieszcząc najwrażliwsze strefy jej ciała, niepokojąco powoli, ale i wspaniale, powodując, że jej oddechy stały się szybkie i urywane. Delikatne, kobiece dłonie odnalazły jego długie włosy, przyjemnie łaskoczące jej uda, wsunęły się w nie i odgarnęły, zaciskając mocno palce. Każdy kolejny ruch powodował kolejne draśnięcia, z początku sporadyczne i lekkie. Ich intensywność, zależna od poczynań kochanka, zmieniała się, zadrapania były silniejsze i dotkliwsze, ilekroć przeszywał ją mocny dreszcz. Aż w końcu krzyknęła, przepełniona ulgą, jakie niosło ze sobą spełnienie, a długie paznokcie zraniły kark Conrada, bezlitośnie mocno. Galopujące niczym oszalałe serce uspokajało się powoli, kiedy Vivian uniosła się i, patrząc w oczy Conrada, przyciągnęła go do siebie. Wciąż drżała, kiedy objęła go i przytuliła, głaszcząc delikatnie jego długie włosy, opadające na jej ramię i piersi. Rozchylone usta odnalazły jego skroń i łuk brwiowy, by następnie subtelnie musnąć jego policzek i zatrzymać się na jego wargach. Pocałowała go, zatracając się w nim, czując w ich pocałunku smak własnej żądzy, od której przeszedł ją gwałtowny dreszcz. Odsunęła się, uśmiechając czule; zaczerwienione policzki spłoniły się mocniej, kiedy nieoczekiwanie popchnęła go, by opadł na łóżko. Teraz to ona pochylała się nad nim, szczęśliwa i nadal trwająca w tym słodkim momencie, kiedy żądza odnajduje drogę ucieczki i opuszcza ciało, wywołując krzyk i nie dające się opisać odczucia. Jej długie włosy muskały go po szyi i torsie, kiedy po raz kolejny całowała fragment skóry, pod którą biło jego serce. Kolejny pocałunek – i ułożyła się obok niego, leżąc na boku i głaszcząc jego brzuch i biodro, uśmiechając się z czułością, jak najszczęśliwsza na świecie osoba. Osoba, która spojrzała na niego pytająco, jak gdyby prosząc o zgodę. |
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pią Maj 22, 2015 5:55 pm | |
| Gdyby mógł, zamknąłby za sobą wrota pożądania i pozwoliłby, aby paliło go i pochłaniało nieustannie. Umierał powoli na stosie własnej fascynacji oraz ekscytacji, absolutnie godząc się z losem bluźniercy j ponosząc zasłużoną karę. Pragnął zostać zakuty w łańcuchy i przywiązany mocnymi okowami, jakich nie zdołałby zrzucić, dołączyć do haremu Vivian, całować jej stopy i wielbić każdy skrawek ciała. Dziwne, dotąd niezidentyfikowane uczucie poraziło go, kiedy wpatrywał się w jej niebieskie oczy i machinalnie gładził skórę. Fizyczność okraszona wdziękami kobiety była czysta, piękna i niczym niezmącona, jak tafla wody, odbijająca ich wszystkie pragnienia i emocje. Lecz cielesność nie stanowiła klucza do wrót raju; te otworzyła mu dopiero świadomość, jak bardzo zależy mu na Vivian. W chwili, gdy ich usta po raz pierwszy się spotkały, Gustav odkrył teorię dusz bliźniaczych i swoje przeznaczenie - spędzenie wieczności z nią i tylko z nią. Wieczności liczonej nie miesiącach i latach, lecz wyznaczanej biciem jej serca. Wieczności przepojonej czułością i bezpieczeństwem. Conrad sakralizował Vivian, już teraz wynosząc ją do postaci bogini i oddając swój los w jej ręce. Łaskawe, pieszczące go i sprawiające niewyobrażalną przyjemnoścć, płynącą z samej jej obecności. Blisko; oddychali sobą, wymieniając gorączkowe, pośpieszne pocałunki. Chciałby widywać ją co noc i patrzeć na jej nagie ciało, spełniając się poprzez rytuał niewidzialnych i niewinnych gestów. Tuląc do piersi, masując plecy, ostrożnie dotykając jej drobnych dłoni. Oddać duszę za jej odkupienie; kobiety grzesznej i pożądanej przez niego najbardziej na świecie. Był artystą, który znalazł swoją Muzę i opiewał w swych dziełach jej nieskalany ideał piękna. Formowali go razem, w cudownym akcie autokreacji, tworząc się od podstaw, zupełnie na nowo. W zorganizowanym nieładzie, uzupełniając się niedokładnie, lecz czule i namiętnie. Z blaskiem w oczach i chorym pragnieniem drugiej osoby. Kłującym, odcinającym dopływ tlenu, warunkującym istnienie Gustava. Zapewniającym równowagę, która załamałaby się pod ciężarem chłodnej obojętności. Neurotyczny wysiłek nie był konieczny; przy Vivian mógł być prawdziwie sobą, akceptowany i... Nie myślał, jak ułożą się ich dalsze losy, ale wiedział, że nie pozwoli o sobie zapomnieć i że sam również zrobi wszystko, by wspomnienia nie uleciały z pamięci. Niedoskonałej, więc z werwą całował jej usta, sycąc się ich smakiem, ucząc się ich, by móc delektować się nimi, nawet gdy Vivian nie będzie w pobliżu. Słyszał jej słodki głos i odchodził od zmysłów, kiedy wypowiadała jego imię, miękko spływające z pełnych warg kobiety. Zachwyconej coraz śmielszymi poczynaniami kochanka, trwającego w przedziwnym, narkotycznym transie. Ze źródłem w jednej, jedynej osobie, przenikającej go doszczętnie, bo serce Conrada już należało do niej. Słodkawy aromat namiętności odurzył go Pięknem, które trzymał na kolanach, głaskał i pieści, przekonując się o jego przymiotach. Delikatne ciągnięcie za włosy przyjmował z rozkoszą, jakby nie istniało wymowniejsze wyznanie uczyć. Buzujących i uporczywie dążących do wyrwania się z klatki, w której je więził. Przyzwoitości; jej pręty i tak zwisały już smętnie, po tym jak zawłaszczył Vivian tylko dla siebie. Dlatego dawał im upust, składając ofiarę całopalną, z samego siebie, trawionego purpurowym ogniem pożądania. Niegasnącego i nierealnego, niczym krzew gorejący. Żądzy boskiej, nadnaturalnej, pochodzącej z najgłębszych czeluści, odkrywającej potęgę podświadomości. Krwiścieczerwonej, wyraźnie odznaczącej się na skórze. Piętnem pięknym, piętnem piekielnym, gorszącym, nieprzyzwoitym, lecz zarazem słodkim, przepojonym brutalną czułością. Z jaką go całowała, z jaką on całował ją. Chaotycznie, zachłannie, stojąc na krawędzi moralnego upadku, prowadzącego do... bram raju czy wrót Hadesu? Conrad mógłby pokutować wieki w podziemiu, byleby móc załączyć się z Vivian choćby i raz jeszcze. Wyniesienie między świętych nie było mu jeszcze pisane; już za życia trafił do nieba, więc czekała go jeszcze długa droga do odnalezienia Edenu. Którego rozkosze zastępowała mu Vivian, drażniąca jego ciało i pobudzająca zmysły. - Miałem cudowny sen - powiedział cicho, przesuwając jej dłoń na swój policzek - byłem z najwspanialszą kobietą na świecie. Gdy się obudziłem, okazało się, że to wcale mi się nie śniło
/Zt |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Wto Cze 02, 2015 9:25 pm | |
| /z mostu
Mgły zasnuwały miasto powolnymi, ciężkimi obłokami, kiedy wraz z Conradem wróciła do swojego mieszkania. Druga połowa listopada miała zapewne obfitować w ostre, mroźne wręcz temperatury, zmuszające ludzi do noszenia cieplejszych ubrań i patrzenia pod nogi, by uniknąć oblodzeń. Dlatego też Vivian stąpała ostrożnie, trzymając mężczyznę za rękę i ufając mu, że nie pozwoli jej stracić równowagi. Nie wiedzieć czemu, zawsze w takich chwilach przypominała sobie słynny upadek Charlesa Lowella, który złamał w ten sposób rękę; co nie zmieniała faktu, że i tak w mniemaniu rudowłosej miał w czapę za sprawę Nicka. Zaledwie chwilę po tym, jak weszli do mieszkania, Viv wkroczyła do kuchni i, przywitawszy się czule ze swoimi dwoma zwierzakami, zajęła się parzeniem herbaty dla siebie i Gustava. Przeraźliwe zimno, jakie otaczało ich na moście, wciąż zdawało się kąsać delikatnie jej ciało, sprawiając, że wciąż drżała. Ciepły płaszcz nie ochronił jej tak, jak liczyła; podejrzewała, że lada moment będzie przynajmniej przeziębiona, dlatego coś gorącego do picia było całkiem niezłym pomysłem. Dla obojga, bowiem ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, była choroba mężczyzny. Wrodzone przewrażliwienie czy po prostu troska o niego? Nie była pewna, ale czuła, że nie chce dopuścić do czegokolwiek, co mogłoby mu zaszkodzić. - Jesteś głodny? – zapytała troskliwie, podając mu kubek z parującym napojem. Sama upiła kilka łyków; mocna, czarna herbata z odrobiną świeżo posiekanego imbiru była tym, czego Viv potrzebowała. Posłała mężczyźnie delikatny uśmiech, gładząc jego długie, splątane przez wiatr włosy. Marzyła o tym, by je rozczesać, by opadały na jego plecy delikatnymi, łagodnymi falami. Poczekała, aż upije łyk, i delikatnie zabrała z jego rąk naczynie; odstawiwszy je na stół, na kilka chwil wtuliła się w niego, głaszcząc opuszkami palców jego włosy. Tylko kilka minut, ani sekundy dłużej, tylko przez ułamek wieczności mógł trzymać ją w ramionach, nim wyswobodziła się z nich ostrożnie. Z pewnym żalem, ale i z uśmiechem, błąkającym się po ustach, będącym zapowiedzią czegoś, czego mężczyzna być może się nie spodziewał. Zsunęła z jego ramion marynarkę, pozwalając, by wpadła w jej dłonie, i odwiesiła ją na oparcie jednego z krzeseł. Usta Vivian kilkakrotnie musnęły włosy Conrada, zanim odgarnęła je, by odsłonić kark. Westchnęła cicho, świadoma tego, że jej oddech muska jego skórę, podarowując mu to dziwne, delikatne ciepło. Dlatego też nie wahała się ani chwili; po prostu objęła go, wtulając się w plecy Gustava, opierając policzek na jego ramieniu i splatając dłonie na wysokości jego brzucha. Mogłaby spędzić kilka godzin właśnie w takiej pozycji, wdychając do płuc jego zapach, gładząc jego ciało, okryte jeszcze ubraniem, oddychając płytko i nieco urywanie, pogrążając się w swoich uczuciach, którymi on władał i kierował wedle własnych upodobań. Jeśli on był artystą, ona chciała być kanwą, na której stworzył by obraz, pergaminem, na którym spisywałby słowa. Jeśli on był władcą, ona była tylko sługą, niegodną bycia przy nim, to bowiem było niczym grzech, śmiertelny i niewybaczalny. A jednak grzeszyła, dotykając go z całą swoją łagodnością i spokojem. Jednak grzeszyła, całując kark swojego oblubieńca i wplatając palce w jego długie włosy, łącząc je ze swoimi rudymi pasmami. Jednak grzeszyła, zauroczona i opętana, zatracając się w nim po raz kolejny. - Masz napięte mięśnie – powiedziała cicho, wprost do jego ucha. – Pozwolisz, żebym…? Niedokończone pytanie zawisło w powietrzu, gdy Vivian delikatnie ułożyła palce na barkach Conrada i zaczęła je powoli masować, usiłując rozluźnić jego ciało i zrelaksować go. Gdyby tylko pozwolił jej na coś takiego, z największą radością usadziłaby go na swoim łóżku i usiadła za nim, delikatnie dotykając go palcami śliskimi od olejku. Dając mu ukojenie, którego potrzebowali oboje.
Ostatnio zmieniony przez Vivian Darkbloom dnia Czw Cze 04, 2015 3:47 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Czw Cze 04, 2015 2:45 pm | |
| W czasie drogi powrotnej nie zamienili ani słowa. Conrad prowadził Vivian, mocno trzymając ją za rękę. Głaskał ją przy tym po wewnętrznej stronie dłoni, opuszkami palców wybijając rytm jej serca podczas miłosnego uniesienia. Nagle, znad mostu i ciemnych ulic oświetlonych jedynie skąpym światłem wysokich lamp, znaleźli się w jej mieszkaniu, a Gustav wbrew radom zdrowego rozsądku, został. Po raz kolejny, roszcząc sobie prawo do kolejnej nocy. Mogliby po prostu leżeć. Tulić się, czuć własne ciepło i pożądanie. Rozmawiać godzinami do bladego świtu i tkwić usidlonymi w relacji mistycznej, nie posiadającej znamion zwykłych ludzkich pragnień. Imago chciał jej inaczej, głębiej i bardziej platonicznie. Pragnął cieszyć się z urody swej kochanki i wielbić jej wdzięki, bez wyuzdanych, niemalże bluźnierczych myśli. Starał się bardzo, lecz wciąż oscylował na zbyt niskich rejestrach i ciało pozostawało ciałem; świątynią zdobytą i zburzoną jego świeckimi rękami. Dążył do wstrzemięźliwości, którą chciał jej podarować. By wiedziała, że nie zbruka jej i nie zostawi zhańbionej. Zaklinał, że bedzie wystrzegał się wiodących go na pokuszenie ogników błyszczących w jej oczach, a tymczasem grzązł w żądzy, topiącej jego przysięgi i kruszącej obietnice. Wstydził się dzikości, niechybnie wyzierającej z jego spojrzenia, samczego podniecenia rozdzierającego go na kawałki, dlatego gdy pomagał Vivian ściągnąć płaszcz, wystrzegał się otarcia się o nią, co równałoby się wzburzeniem krwi i uczynieniem z niej płynnej lawy. Z nikłym uśmiechem przyglądał się, jak kobieta wita swoich pupili (szczęśliwe zwierzęta, mogły w każdej chwili dopraszać się jej pieszczot) i skinął głową, z wdzięcznością przyjmując kubek z parującą herbatą. Zaprzeczył cicho, z potworną świadomością, że skłamał . Był straszliwie głodny, jej ust, jej dotyku, jej bliskości. Pragnienie poczucia jej w sobie paliła fizycznym bólem i Conrad gotów przysięgać, iż zaraz na jego ciele wykwitną stygmaty. Symbole tej beznadziejnej walki, jaką jednak toczył uparcie, byle tylko nie dać się złamać własnej słabości. Ulegał jej, powoli lecz nieubłaganie, jakby palce Vivian przeczesujące jego włosy, wsączały w nie sterydy, stymulujące organizm. Nie miałyby one wszakże nic wspólnego z umysłem, a właśnie podświadomość Gustava domagała się kobiety, tej kobiety i jedynej kobiety. Którą trzymał w ramionach, fantazjując o spędzeniu z nią wieczności. Trwającej krótko jak na baśniowe standardy, gdyż Vivian zgrabnie wymknęła się z jego uścisku i przestała głaskać jego włosy, co przyjął z bolesnym rozczarowaniem. Minęło momentalnie, już po chwili stała za nim i zdejmowała z niego marynarkę, kompletnie nieświadoma, huraganu emocji, jaki wywołała. Byłby w stanie zmieść z powierzchni ziemi Kapitol, nawet całe Panem, gdyby mu ją odebrano i nie żałowałby działania pod wpływem uczuć - ponoć serce zawsze wskazywało właściwe drogi. Mógł rozpaczać, ulegając pokusie, lecz wiedział, że nie istniała już inna ścieżka spełnienia. Ośmiostopniowa, prowadząca nie do nirwany, a nagrody znacznie wspanialszej. Odczuwał to głębiej, subtelniej i pomimo zewnętrznego opanowania, drżał z niepohamowanej...ciekawości. Która pchała go ku Vivian, spragnionego jej towarzystwa i jej ciepła. Oddechu, który mu oddawała, muskając ustami jego kark, dłoni, zaplecionych na klatce piersiowej, miękkiego policzka, opierającego się o ramię. Nie myślał już zupełnie o niczym, zapętlony w doznaniach delikatnych i czułych; wśród nich majaczyła jedynie twarz Vivian. I dźwięczało jej pytanie, niepewne, jakby na równi z nim obawiała się odtrącenia. Imago nie odpowiedział, lecz odwrócił się, przesuwając niecierpliwe dłonie Vivian na swoje biodra. Ujął twarz kobiety i pocałował ją, ostrożnie zahaczając zębami o jej wargę. Zdjął koszulkę i niedbale rzucił ją na krzesło, po czym wziął Viv na ręce i zaniósł do sypialni, powtarzając ich rytuał. Delikatnie odstawił ją na nogi i nachylił się, odgraniając kosmyk rudych włosów za ucho kobiety. - Nie musisz pytać - wymruczał, wpatrując się w te intesywnie niebieskie oczy i przekazującą jej telepatycznie, że ma w nim niewolnika i może z nim uczynić cokolwiek zechce. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pią Cze 05, 2015 12:52 am | |
| Nie wiedzieć czemu, Vivian nie mogła przestać myśleć o napięciu, jakie wyczuła w mięśniach Conrada. Wyczuwała je jeszcze zanim zacisnęła palce na jego ramionach tuż przed tym, jak ściągnął koszulkę; miała wrażenie, że całe jego ciało zastygło w jakimś dziwnym momencie, może bolesnym?, powodującym naprężenie każdego cala skóry i ścięgien. Podobnie jak poprzedniej nocy, ogarnął ją lekki strach; nieprzyjemne przeświadczenie, iż mężczyzna po prostu nie chce jej dotyku. Czy w obliczu takiego przeczucia powinna posuwać się tak daleko i dotykać go tak zachłannie? Tak, w jej dotyku, lekkim i łagodnym, kryła się zachłanność, dzikie pragnienie nauczenia się go na pamięć; jego głosu, jego spojrzenia, jego ciała, jego smaku. Tak jak rzeźbiarze kształtowali bryły marmuru, nadając im kształty czczonych przez ludzkość bóstw, tak ona chciała nadawać kształt swoim pragnieniom i wspomnieniom, by mieć choćby cząstkę jego zawsze przy sobie. Niepewność, jaka brzmiała jej w głosie, napędzana tym, co kiedyś usłyszała od Tima, przeczyła myślom. Pragnęła go równie silnie, jak poprzedniej nocy, równie silnie jak dzisiejszego poranka, gdy rozpalił jej zmysły i podarował spełnienie. Gdy zsuwał z niej płaszcz, z trudem powstrzymała się od zerwania z Conrada ubrań i uprawiania miłości tuż przy progu jej mieszkania. Czuła jego spojrzenie, kiedy przez kilka sekund klęczała na podłodze, tuląc do siebie Belenusa i Taranisa, obecnie krążących po mieszkaniu w poszukiwaniu miejsca do snu. Wiedziała, że nie oderwał od niej spojrzenia ani na sekundę, powodując, że serce Vivian nieco przyśpieszyło, a ona sama nie mogła pozbyć się tych myśli. Myśli o oddaniu mu się w każdym miejscu, jakie by wskazał, myśli o sprawieniu mu rozkoszy w każdy sposób, jaki przyszedłby do jej głowy, myśli o bezsennej nocy, spędzonej na realizowaniu ich fantazji. Wszystkich, bez wyjątku. Znów poczuła, jak jego zęby na sekundę zaciskają się na dolnej wardze, co spowodowało gwałtowny dreszcz, pnący się wzdłuż kręgosłupa, rozlewający się po jej ciele, powodujący kolejną subtelną falę pożądania. Uwielbiała sposób, w jaki zsuwał jej dłonie po swoim ciele, podobnie jak moment, w którym zdjął koszulkę, z tak wyrafinowaną niedbałością rzucając ją w kąt. Każdy jego ruch był dla niej źródłem radości, a znalazłszy się w jego objęciach, znów niesiona do sypialni, panna Darkbloom pocałowała go, długo i gwałtowniej niż chwilę temu, spragniona jego dotyku, jego uwagi, jego bliskości. Czy można pragnąć tak mocno, by przekroczyć wszelkie granice? Jeśli to grzech, pozwól mi grzeszyć jak najdłużej, całą wieczność, i nie pozwól mi nigdy przestać. Charyzma i dzikość, jakie dostrzegała w swoim towarzyszu, pociągały ją bardziej niż była w stanie się do tego przyznać. Miała wrażenie, że w chwili, w której usiadła na jego kolanach, półnaga i poddająca się żądzy, uwolniła ich oboje z więzów, których nie mogli się pozbyć, działając w pojedynkę. Zupełnie tak, jakby zostali powołani na ten świat tylko po to, by odnaleźć siebie nawzajem i istnieć razem, jako jedność. Trwać przy sobie bez względu na wszystko. Ucałowała grzbiet jego dłoni, muskającej rude włosy; chwilę po tym, jej usta znalazły się na jego torsie, całując to miejsce, pod którym najmocniej czuła bicie serca. Splecione palce ich dłoni rozłączyły się, gdy Vivian odsunęła się od kochanka i, wiedziona impulsem, zapalała świece. Zeszłej nocy, ich pierwszej nocy, towarzyszyła im ciemność, przetykana światłami płynącymi ze świata zewnętrznego; teraz chciała, by nie tylko czuł, ale i widział każdy jej ruch. Podeszła do łóżka, na którym usiadł, po czym uklękła za nim na pościeli, tuląc się do jego pleców i całując jego włosy, jak najdelikatniej; tak długo, aż obrócił ku niej twarz. - Połóż się. – mruknęła cicho, patrząc mu w oczy. Prośba, nic więcej; jednak miała świadomość, że to krótkie zdanie Conrad mógł uznać za rozkaz, a to nie do końca leżało w jej intencjach. Nie chciała się nad tym jednak zastanawiać, nie teraz. Poczekała, aż mężczyzna ułoży się na brzuchu, wtedy zaś przysunęła się i pochyliła się nad nim, przysiadając nad jego biodrami. Odrzuciła jego włosy na bok, przez ułamek sekundy nieświadomie kontemplując, jak harmonijnie wyglądały na tle śnieżnobiałej pościeli. Powietrze wypełnił delikatny i nieco słodki zapach migdałów, gdy rudowłosa wylała na dłonie odrobinę olejku i zaczęła rozprowadzać go na skórze Dillingera, wzdychając cicho za każdym razem, gdy jej palce napotykały kolejne blizny. Nucąc coś cicho pod nosem, pozwoliła, by jej palce odnalazły jego kark; gładziła to miejsce nader ostrożnie i powoli, muskając przy tym ramiona mężczyzny. Podczas gdy ona patrzyła na niego z czułością i szczęściem w oczach, jej dłonie rozpoczęły wędrówkę po jego plecach i ramionach, której celem było nie tylko rozluźnienie napiętych mięśni, ale i poznanie go, zapamiętanie i podarowanie mu wszystkiego, czego tylko zażąda. Wstęp do ukojenia, ale jeszcze nie ukojenie prawdziwe; to bowiem dopiero majaczyło w oddali, a Vivian nie chciała zmierzać do niego w pośpiechu.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Cze 06, 2015 6:14 pm | |
| Miał wrażenie, że tkwi w emocjonalnym impasie. Z jednej strony - Vivian, jej ciało, głodne spojrzenie, niemalże proszące o intensywne pieszczoty, z drugiej - jego własne wątpliwości. Których nie powinien przecież czuć. A jednak, wciąż lękał się zabranąć za daleko w ich relacji, choć wiedział, że już zostali zgubieni. Obsesyjnie bał się, iż ją skrzywdzi. Nierozważnym słowem wypowiedzianym w gniewie, niemoralnym dotykiem - i tak usprawiedliwiał swoją egoistyczną słabość. Niedawno wyobrażał sobie ich wspólne życie, już bez widma przeszłości i grozy przyszłości - teraz chciał uciec, zniknąć, bo był przekonany, że przyniesie Vivian tylko nieszczęście. Ale...czy razem nie łatwiej znieśliby przeciwności Losu? Zapewne, więc bez cienia wątpliwości przyjmował ten argument, poddając się ustom kobiety. Która wciąż była zaplątana w jego ramionach i przyciągała go do siebie zachłannie. Zaborczo pieszcząc wargi, ogniście i nieco brutalnie. Na co odpowiadał z równym zaangażowaniem, żarliwie ją całując. Współczesny Tantal, któremu zostało dane nasycić się po długim poście. Dokonał rozrachunku z sumieniem, za grzechy żałował szczerze, uczynił pokutę i Conrad mógł już tylko oczekiwać cudu. Dzięki któremu zapomniałby o tym, że nie powinien, a zrozumiałby, iż ma obowiązek. Dwubiegunowa osobowość nadal roztrząsała i próbowała uregulować jego zdruzgotaną psychikę, podczas gdy Gustav skrycie wiedział, że podłoże tych rozterek bierze się z jego strachu. Przed nazwaniem własnych uczyć i stawieniem im czoła. Przyjmował pocałunki nieco wycofany, choć dygotał, walcząc z pierwotnym instynktem. Pójścia na całość, zawłaszczania jej całej, agresywnie i męsko. By wreszcie uwolnić się od presji i przekonać się, że jest tym, czego chce Vivian. Że zaakceptuje go, bez względu na wszystko. Delikatnego, zmysłowego i eterycznego kochanka, twardego żołnierza, zwykłego mężczyznę z jego zaletami i wadami. Serce niespokojnie tłukło się w piersi, reagując na jej bliskość, tak samo spontanicznie jak ciało. Czego się zawstydził, niskie żądze mie miały prawa dyktować mu warunków. Zwłaszcza, że mogli dzisiejszy wieczór celebrować miłością inną od tej fizycznej. Przy świecach? Wciągnął powietrze, zamroczony pożądaniem, do którego dołączył zapach topiącego się wosku. Materiału nietrwałego, formującego z palących się nieśpiesznie świec zadziwiające kształty, w jakich doszukałby się najpiękniejszych podań i baśni. Widział je wyraźnie, jakby dotyk Vivian zawieral halucynogeny zabierające go w podróż do psychotycznej Krainy Czarów. Musiał znajdować się po drugiej stronie lustra, ponieważ ulotniła się z niego, niepewność, zmieszanie i całe negatywne zaplecze emocji. Stał się czysty, silny, bezwstydny w swojej śmiałości i przepełniony szczerością. Już bez irracjonalnego lęku, bo przecież wszysto układało się idealnie. Był z kobietą, którą pragnął nosić na rękach i wielbić aż zabraknie mu tchu, a ona chciała ofiarować mu swoje błogosławieństwo. Usłuchał zatem, czując po chwili rozkoszny ciężar jej ciała oraz palce, przyjemnie rozluźniające spięte mięśnie. Stępione zmysły odbierały bodźce połowicznie; zapach świec pomieszał się z migdałami, napór tuż przy biodrach zlewał się z uciskami na jego plecach i tylko westchnienie Vivian, kiedy napotkała jego blizny przebijało się znad mgły niemal platonicznego spełnienia. Oddychał nierówno i urywanie, owładnięty ekstazą i błogim rozleniwieniem, za które odpowiadała jego niezrównana Muza. Której również chciał coś podarować, lecz czuł, że żaden podarek nie wyda się jej godny. Za opiekę, za wyrwanie go z otchłani w jakiej egzystował. Za nauczenie okazywania uczyć i obdarzenie go tymi najpiękniejszymi. Może jedynie szczerość - podstawa związku, bo ten zamierzał wybudować na skale i nie pozwolić mu się rozsypać. - Nie bój się spytać - wyszeptał cicho, kiedy wychwycił kolejne westchnięcie i poczuł jak szczupłe palce muskają jedno z licznych zgrubień na jego skórze. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Sob Cze 06, 2015 11:50 pm | |
| Jej palce sunęły delikatnie po jego skórze, poznając ją po raz kolejny, powoli i bez zbytecznego pośpiechu, który mógłby zakłócić tę chwilę. Poprzedniej nocy, gdy kochali się i zasypiali w swoich ramionach, Vivian nie zdołała odkryć Conrada w pełni, nie tak, jak pragnęła. Teraz zaś miała ku temu okazję, mężczyzna bowiem zdawał się być jej posłuszny; jak gdyby ona była kapłanką i boginią, uczącą w ten sposób swego akolitę i wyznawcę sekretów znanych tylko nielicznym. Ta nieco niespodziewana uległość zdawała się przeczyć temu, co wyczytała w spojrzeniu kochanka, w którym kryła się jakaś dzikość, coś, co mogłoby świadczyć o tym, że pragnie czegoś więcej niż czułości i utopijnego, delikatnego dotyku jej dłoni na plecach. W blasku świec, palących się w całym pomieszczeniu, ujrzała smutną, bolesną prawdę. Blizny, których było znacznie więcej, niż była w stanie sobie wyobrazić. Miała ochotę przytulić się do niego i załkać cicho, zszokowana szramami, ich nagromadzeniem, tworzącym na ciele Dillingera jakiś przerażający wzór, który sprawiał, że ogarnęło ją nieme przerażenie. Jak przez mgłę usłyszała jego cichy, delikatny szept, pozostała jednak nieświadoma słów, które padły. Tak samo, jak nieświadoma była czegoś, co boleśnie ściskało jej krtań, uniemożliwiając mówienie. Rude włosy opadły przez jej ramię na jego skórę, łaskocząc lędźwie, gdy Viv zwiększyła nacisk swoich palców; masaż powoli stawał się silniejszy, zintensyfikowany, już nie tak niewinny, jak chwilę temu. Świadoma tego, że jej dłonie mogą bezkarnie wędrować po ciele mężczyzny, rozluźniając każdy jego cal i sprawiając, że blada skóra zaróżowiała się delikatnie. Ilekroć jej palce muskały jedną z blizn, Vivian przerywała masaż, całując każdą pręgę po kolei. Ostrożnie; jakby bała się, że najlżejszy kontakt ich ciał może sprawić mu ból, wyrządzić jakąś krzywdę... - Kto Ci to zrobił… – szepnęła w końcu, świadoma tego, że w jej głosie dźwięczał smutek. Odzwierciedlający wyjątkowo adekwatnie huragan, jaki kłębił się w jej myślach. Nie znała twórcy tego makabrycznego dzieła, którego określała już mianem kata; nie wiedziała, kto odpowiadał za to wszystko, za jego cierpienie i ból, który musiał odczuwać… Ale wiedziała, że nie mogłaby czuć szacunku do takiej osoby, że nienawidziła jej i byłaby w stanie odegrać się na oprawcy Conrada. Bo nie potrafiła zrozumieć, jak można bezkarnie skrzywdzić w ten sposób drugiego człowieka. - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, naprawdę. Łagodny ton głosu przeczył jej nastawieniu, które miało szanse przejąć prym nad tym, co robiła. Podświadomie Viv czuła jakiś bliżej nieokreślony strach, który ją paraliżował. Ten sam strach, który sprawił, że rytm, w jakim masowała jego plecy, załamał się nagle. Dokładnie w chwili, gdy jej dłonie rozmasowywały tę część pleców tuż nad jego pośladkami, na których siedziała. Zamknęła na chwilę oczy, czekając, aż minie to uczucie, to przeraźliwe pragnienie zemsty na kimś, kogo nawet nie znała. Uświadomiła sobie w końcu, że osiągnęła swój cel; pod smukłymi palcami czuła, iż każdy mięsień Conrada jest rozluźniony, a on sam – najpewniej zrelaksowany. Uśmiechnęła się, odsuwając się nieco i prostując. Skóra mężczyzny lśniła delikatnie w świetle, jakie dawały świece, wzbudzając w niej feerię uczuć delikatniejszych i subtelniejszych od chwilowej agresji. Urzeczona widokiem Conrada, rozkochana w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe, pod wpływem chwili, zsunęła z siebie bluzkę i pochyliła się nad nim, muskając ustami jego ramię. - Jak się czujesz? – zamruczała cicho wprost do jego ucha, muskając je przelotnie koniuszkiem języka. Zastanawiała się nad tym, czy Conrad wyczuł, że od niego zależy to, co stanie się dalej.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pon Cze 15, 2015 12:52 pm | |
| Poddał się całkowicie, lecz było to paradoksalne zwycięstwo. Leżał prawie nieruchomo i jedynie nieznaczne unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej, świadczyło o tym że wciąż należy do świata żywych. Mimo złożenia broni wrócił z tarczą, choć w tym momencie, to Vivian dzierżyła władzę, mogąc rozkoszować się całkowitą kontrolą. Którą pozwolił jej przejąć bez żalu, spragniony i złakniony takiej formy dominacji. Zaplątał się w niebycie, odchodząc od zmysłów z palącego pożądania, jakie językami ognia znaczyło ścieżkę jej dotyku. Magicznego, uzdrawiającego - zdawało mu się, jakby pod wpływem lekkich palców kobiety jego ciało wracało do ery wcześniejszej, pierwszego, czystego okresu, nieskalanego bliznami. Odpływał całkiem swobodnie, a w myślach odbijało mu się jedynie echo słodkiego głosu Vivian. Oraz refleksy ich pieszczot i pocałunków, zatrzymane w kalejdoskopie wspomnień Conrada już na zawsze. Mógł rozluźnić się całkowicie i pozwolić, by błądziła dłońmi po jego plecach w nieskończoność, sprawiając mu niezmierzoną przyjemność. Dlatego tylko podświadomość Gustava odbierała bodźce, a on sam dryfował gdzieś między całkowitą ekstazą a ziemską grawitacją, przeszkadzającą im obojgu w osiągnięciu spełnienia. Przynajmniej dopóki nie poczuł dłoni Vivian silniej i intensywnej. Mocniej uciskała jego skórę, znacząc ją swoimi paznokciami, tuż obok wciąż widocznych śladach poprzedniej nocy. Świadczących o złożonej ofierze z niewinnej krwi? O pełnym poświęceniu czy chorej perwersji? Nieważne, Imago każdy z tych niewielkich stygmatów traktował jako dowód. Świadectwo ich miłości, dość nieoczekiwanej i buchającej piekielnym żarem, jakby sam Szatan natchnął ich do dzieła. Może tak właśnie było; mężczyzną rzucało od żądzy hamowanej ostatkiem sił, w jego żyłach krążyła płynna lawa, a serce biło szaleńczo, jakby zapadł na arytmię. Nie potrafił przewidzieć, co się stanie, gdy doszczętnie eksploduje i przestanie się kontrolować, ale niebezpieczeństwo już stało na progu jego szaleństwa. Nareszcie wyzwolonego ze stagnacji, zerwane pęta pozostały zaledwie wspomnieniem zatartym przez wprawny dotyk kobiety, odkrywającej go całego. Już należał do niej, jakby odcisnęła na nim swe piętno i wsączyła w umysł słodką truciznę, która sprawiła, iż wcześniejsze życie mogło już dla niego nie istnieć. Powoli zresztą się ono zacierało, z każdym pocałunkiem i pieszczotą czuł się pełniejszy, silniejszy, wreszcie normalny. Przestawał być wrakiem człowieka, zmartwychwstał, wskrzeszony dzięki niej i nie bał się już stawić czoła Mrocznym Wiekom, zamkniętym wcześniej na cztery spusty w otchłani umysłu. - Mój... - zawahał się chwilę, szukając odpowiedniego słowa - mój opiekun - dokończył ironicznym tonem, a pokłady obojętności przeszły niemal alchemiczną przemianę w gniew i nienawiść. Zaszła niespodziewana reakcja rozkładu, palce Conrada zacisnęły się na prześcieradle, lecz mężczyzna niemal natychmiast się uspokoił, pisał w końcu następny rozdział swojego życia - ze szczęśliwym zakończeniem? - Każda blizna - rzekł cicho, starannie wyrażając chaotyczne myśli - to mój bunt, moja walka i moja porażka. Pamiątki lat starań o wolność - powiedział beznamiętnie, pogodzony z krwawą historią uwiecznioną na swoich plecach. Zostały przecież potraktowane niezwykle finezyjnie, szramy tworzyły ezoteryczne wzory, schematy rytów niegodnych w cywilizowanym świecie, gdzie nie było miejsca ani dla Boga, ani dla Szatana. Imago przetoczył się na bok i cmoknął Vivian w czoło, delikatnie odgraniając kosmyki jej włosów. - Wspaniale - wyszeptał, rozpinając jej stanik i opadając z powrotem na łóżko, z łobuzerskim uśmiechem na wargach. Pociągnął Viv za rękę, a gdy znalazła się tuż nad nim, pocałował ją lekko, przesuwając dłonie na jej pośladki. - Kiedy wrócisz z Czwórki, będę na ciebie czekać - obiecał, z namaszczeniem gładząc jej ciało i przesuwając językiem po jej obojczykach, zanurzając się w bezmiarze uczuć, pochłonięty doznaniami, świadom, iż wpadł w błędne koło, z którego nie miał najmniejszej ochoty się wyrywać. |
| | | Wiek : 23 Zawód : Architekt z ramienia rządu i archiwistka w jednym Przy sobie : Dokumenty, telefon, scyzoryk, odtwarzacz mp3, notes Znaki szczególne : długie, rude włosy, siatki blizn na nadgarstkach, ledwo widoczne blizny na nozdrzach
| Temat: Re: Vivian Darkbloom Pon Cze 15, 2015 1:53 pm | |
| W świetle otaczających ich świec Vivian Darkbloom uczyła się oddychać. Każdy oddech, wdech i wydech, uwarunkowane były istnieniem jednego człowieka, będącego tak blisko, a jednocześnie niemożliwie daleko, co sprawiało, że zapewnianie organizmowi należytej dawki powietrza sprawiało ból. Od krytycznego momentu w jej życiu, kilka miesięcy temu, każda dawka tlenu, jaką zmuszona była przyjąć, traktowana była jako przykra konieczność w istnieniu kogoś, kto nie potrafił zdobyć się na ostateczność i ze sobą skończyć. A może tak właśnie miało być? Może tak właśnie chciał Los, a jej pisane było chwilowe trwanie w impasie, który nagle znikł, pozostawiając ją wolną i poniekąd niezależną, pragnącą spełnić jak najszybciej to, co było jej przeznaczone. Jej przeznaczenie miało oczy barwy nieba, zbliżone do jej oczu; obecnie wpółprzymknięte, chociaż wiedziała, że gdyby na nią spojrzał, byłaby stracona. Stracona, a jednak nadal wolna, bowiem wiedziała, że gdyby zmuszeni byli się rozdzielić, żadne z nich nie byłoby w stanie tego znieść. Czy tego właśnie oczekiwał Los? Czy miała żyć, aby pokutować za swoje błędy i grzechy czy może dane jej było żyć w kłamstwie, z którego dopiero Dillinger miał ją uwolnić? Jej dłonie wciąż spoczywały na jego lędźwiach, kiedy pochyliła się i przytuliła policzek do jego karku, niemalże wpółleżąc na nim, narażając naznaczoną bliznami skórę na kontakt z jej ciałem, z jej włosami i oddechem. I ustami, które pragnęły błądzić po jego ciele, odkrywając go z każdą chwilą na nowo. Kim właściwie był? Kto krył się za tym spojrzeniem? Poznała go jako niezwykle małomównego Strażnika, święcie przekonana, iż nigdy nie poznają się jako dobrzy znajomi. Poznała go jako znajomego, gdy mijali się w pośpiechu, wymieniając skinienia, pozdrowienia i niewymuszone uśmiechy ludzi, którzy nie byli sobie wrogami. Poznała go jako towarzysza, gdy zamknął za sobą drzwi i niemal natychmiast pochwycił ją w ramiona, nie pozwalając osunąć się na podłogę, ale nie zabraniając jej płaczu, któremu poddała się bezwiednie. Aż w końcu poznała go w sposób inny niż dotychczas, odkrywając, iż może pozwolić sobie na więcej niż przypuszczała; dotykając go, całując i uprawiając miłość. Mimo to jednak miała wrażenie, że poznała ułamek Conrada, nie całego człowieka, ale właśnie tylko jego fragmenty, które miała układać sekunda po sekundzie, by mieć świadomość tego, z kim jest. By mieć świadomość, kim jest człowiek, który pozwolił jej uwolnić się z każdych więzów, jakie do tej pory krępowały jej umysł i istnienie. - Twój opiekun… – powiedziała cicho, ocierając łzę z policzka. Conrad wydawał się być niezwykle spokojny, ale rozumiała, co musiał czuć. Na pewien sposób oboje byli poddani ciemiężycielom przez większość życia. Westchnęła, zastanawiając się, co mu powiedzieć. Że chciałaby wymazać z jego ciała każdą bliznę? Były wpisane w jego istnienie, tak samo, jak szramy na jej nadgarstkach; odebranie ich było równe z unicestwieniem części jego świadomości. - Żałuję, że musieliśmy poznać się tak późno. – szepnęła cicho, prostując się. Może gdyby żyli w tym samym dystrykcie, byłoby zupełnie inaczej? Conrad był dzieckiem, gdy Vivian przyszła na świat, jednak rudowłosa była święcie przekonana, że jej ojciec pomógłby Dilingerowi. Pozwoliła mu odsunąć się, z pewnym żalem cofając dłonie; obdarzyła go jednak delikatnym uśmiechem, kiedy usłyszała o jego samopoczuciu. Zabiegi, którym go poddała, czułe i ostrożne, przyniosły efekt – w oczach Conrada widziała zadowolenie i szczęście. - Przecież nie wyjadę tak od razu – mruknęła, układając się na nim i całując go delikatnie. – Nie ma mowy, żebym zwaliła się ojcu na głowę z dziewczynami tak nagle, dzień po jednym telefonie. Poza tym… Jęknęła cicho, gdy poczuła jego dłonie na pośladkach i język, którym muskał jej skórę tuż pod szyją. Zgryzła wargę, patrząc mu w oczy i głaszcząc delikatnie skronie; palce miała wciąż śliskie od olejku, którego zapach wciąż unosił się w powietrzu. - Poza tym – pocałowała go znowu, mocno i żarliwie, jak gdyby nie widzieli się kilka lat. – Z dziewczynami chcę pojechać dopiero, kiedy będzie cieplej. Ojciec traktuje je jak moje siostry i pewnie będzie ucieszony, że wpadną… Ale chciałabym też pojechać gdzieś z Tobą… Jeśli nie masz nic przeciwko. Wtuliła się w niego całym ciałem i zamknęła oczy, oddychając spokojnie. Czekała na odpowiedź, gotowa przyjąć dosłownie każdą decyzję, jaka zapadnie ze strony Conrada, nawet tę odmowną.
|
| | |
| Temat: Re: Vivian Darkbloom | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|