|
| Dystrykt Czwarty - Kapitol | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Dystrykt Czwarty - Kapitol Sob Cze 08, 2013 7:50 pm | |
| |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dystrykt Czwarty - Kapitol Nie Cze 09, 2013 11:52 am | |
| // dworzec kolejowy.
Kiedy tylko zamykają się za mną drzwi przedziału, a pociąg nagle szarpie i zaczyna toczyć się po torach, naprawdę dociera do mnie, że opuszczam Czwórkę. Tym razem bardzo prawdopodobne, że na zawsze. Pół roku temu, gdy opuszczałam dystrykt, ten był jeszcze w jednym kawałku, ale gdy wróciłam, zastałam go zbombardowanego i obdartego z najdroższych wspomnień, jakie z nim wiązałam. Zakładam, że to, co jeszcze w nim zostało, zostanie zniszczone podczas mojej nieobecności i wtedy już naprawdę nie będę miała do czego wracać. Jedyną alternatywą stanie się wtedy Kapitol, w którym na każdym kroku będę miała do czynienia z dziełem Coin. A z nią samą tym bardziej. Zaciskam mocniej palce na pasku podróżnej torby, gdy moje myśli zaczynają niebezpiecznie dryfować w kierunku nowej pani prezydent. Po raz kolejny czuję bezsilną złość, że Coin znów każe mi ugiąć kark i zrobić wszystko to, co nagra na pocztę głosową, ogłosi w telewizji czy nabazgrze na skrawku papieru. Równie dobijający jest też sam fakt, że to za jej sprawą odbędą się kolejne Igrzyska, kiedy wszyscy, ale to naprawdę wszyscy zdążyli odesłać już ten horror w niepamięć. W tej chwili naprawdę odnoszę wrażenie, że Coin i Snow muszą być chyba ze sobą spokrewnieni, skoro oboje mają tak wybitny talent do niszczenia ludziom życia. W na przykład mojego. Wzdycham głęboko, czując się bardziej jak wiekowa staruszka, która niejedno już przeżyła, niż zwykła siedemnastolatka. Powolnym krokiem podchodzę do wytartego i starego siedzenia i rzucam na nie torbę, nie przejmując się faktem, że kilka szwów pęka z cichym trzaskiem. Ze zmarszczonym czołem rozglądam się po przedziale, którego wnętrze nie ma w sobie absolutnie żadnych luksusów, jakie pół roku temu napotkałam w innym pociągu jadącym do Kapitolu. Wszystko jest raczej skromne i oszczędne, a za oświetlenie służy tylko jedna niewielka lampka przytwierdzona do sufitu. W oknie, przez które widać śnieżny i nizinny krajobraz ostatnich kilometrów dystryktu, wisi poszarzała ze starości firanka, która niegdyś mogła być nawet ładna, gdyby nie nieubłagany upływ czasu. Pociąg mknie szybko po torach, lekko podskakując, jednak jedyne, co w nim słyszę, to odgłos pracującego mechanizmu. Nie mam pojęcia, czy zatrzyma się jeszcze w Trójce, Dwójce i Jedynce, nim dotrze do Kapitolu. Póki co wygląda na to, że jestem tutaj zupełnie sama, nie licząc kontrolera biletów, który zniknął mi gdzieś z oczu. Nie zdejmując ani płaszcza, ani szalika w obawie przed zimnem, opadam na siedzenie i od razu odwracam głowę w stronę okna. Zsuwam jedynie z dłoni kolejarskie rękawice i kładę je obok siebie. Wciąż nie mogę się nadziwić dobroczynności starca, który mi je podarował. Przypatruję się przez chwilę mijanym polom i pastwiskom, które wyglądają tak, jakby wojna nigdy ich nie nawiedziła. Mam jednak pewność, że pod nienaruszoną warstwą śniegu kryją się głębokie doły, porozrzucane łuski z pistoletów albo nawet mogiły poległych żołnierzy. To wszystko wygląda zbyt niewinnie, by nie kryć w sobie ponurego widma rebelii. Przygryzam wargę, marszcząc brwi, po czym spuszczam głowę i wbijam wzrok w podłogę. Nie mija jednak ani minuta, gdy słyszę, jak telefon w mojej kieszeni wibruje. Moje serce zaczyna wybijać szalony rytm, a trzęsąca się dłoń natychmiast wyjmuje komórkę. To pewnie Coin. Kolejny pakiet rozkazów. Zaraz zobaczysz. Po co ta panika? Przecież już raz do cieb... Z ust wydobywa mi się zduszony jęk, gdy spoglądam na ekran telefonu, na którym widnieje numer Noah. Komórka prawie wypada mi z rąk, jednak chwytam ją mocno obiema dłońmi, wbijając paznokcie w metalową obudową. Wszystko, co teraz słyszę, to szalone bicie mojego serca, którego w żaden sposób nie mogę uspokoić, wciąż patrząc na wibrujący telefon. Kto dzwoni? Noah? Kryje się w tym tyle absurdu, że nigdy bym w to nie uwierzyła, gdyby nie ekran komórki, który przecież nie kłamie. Ale fakty przecież też nie. Noah nie żyje już od dawna, więc jakim cudem może do mnie dzwonić? Jedyne, co w tej nienormalnej chwili przychodzi mi do głowy, to to, że ktoś musi korzystać z jego telefonu. Jednak żeby upewnić się, muszę najpierw odebrać i ostatecznie pozbyć się tego absurdu. Z wahaniem wciskam więc odpowiedni klawisz, po czym przykładam telefon do ucha, drżąc już na całym ciele. - Słuchaj, jeżeli to jakiś cholerny żart, to prawie się nabrałem - słyszę. - Ha, naprawdę kurwa śmieszne. Twój zmysł etyki, porażający. Będę to opowiadać na zjazdach rodzinnych. Kawał roku. I ta powalająca koncepcja. Ja, nie żyję? Dobre sobie, jak na ironię pisząc z telefonu martwej dziewczyny. Módl się, żebym Cię nie spotkał, bo powyłamuję Ci każdy z palców tak, że to będzie ostatni sms jaki w życiu napisałeś. Ledwo udaje mi się złapać telefon, gdy ten wysuwa mi się niespodziewanie z dłoni, kiedy osoba po drugiej stronie kończy mówić. Głosu, który przed chwilą usłyszałam, nie mogłabym zapomnieć ani nie rozpoznać. Cokolwiek się stało, cokolwiek powiedzieli moi rodzice, mam to głęboko gdzieś, skoro po wielu miesiącach w końcu zdołałam usłyszeć Noah. Chociażby bluzgającego i grożącego, ale z pewnością żywego. Pospieszenie przykładam telefon z powrotem do ucha, lecz jestem zbyt zszokowana i podenerwowana, by coś powiedzieć. Milczę przez chwilę, skacząc wzrokiem po całym przedziale, po czym wyduszam jedynie: - Noah Atterbury. Nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy, jednak gdy tylko imię i nazwisko przyjaciela wydostają się z moich ust, natychmiast ogarnia mnie coś na kształt paniki i szczęścia zarazem. - Nie wierzę, to niemożliwie - prawie szepczę. - Miałeś nie żyć. Miałeś nie żyć. Tak powiedzieli mi rodzice, że popełniłeś samobójstwo, a potem sami zginęli, nie wiem dlaczego. Coin kazała mi się wynosić do Czwórki, to było straszne i teraz ogłosiła kolejne Igrzyska. Dostałam wezwanie i teraz jadę do Kapitolu... i nie mogę w to uwierzyć. Kiedy w końcu milknę, czuję, że po moich policzkach znów spływają łzy, a ja sama trzęsę się gwałtownie. Kurczowo ściskam telefon, jakbym była rozbitkiem, któremu rzucono koło ratunkowe. Poniekąd to się zgadza. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dystrykt Czwarty - Kapitol Nie Cze 09, 2013 5:09 pm | |
| - …Cypri. Moje imię - właściwie zdrobnienie - wypowiedziane przez Noah, co więcej, żywego, przybywającego gdzieś tam daleko Noah, utwierdza mnie w przekonaniu, że to wcale nie jest żaden sen, koszmar czy błahe marzenie. Nie mam jednak siły spoglądnąć w przeszłość i zastanowić się, jakim cudem doszło do tak katastrofalnej pomyłki, w wyniku której moje życie przez ostatnie miesiące było po prostu nie do zniesienia. - Nie uwierzyłabyś ile razy modliłem się, żeby wszystko było w porządku. Ja. Modliłem. To brzmi praktycznie śmiesznie. Ale teraz… cholera. Bo wszystko jest w porządku, racja? Jesteś cała. Musisz być. Cokolwiek się nie działo, wszystko się ułoży. Teraz nie ma innej opcji. Uspokój się. Nie obchodzi mnie co powiedzieli Ci twoi rodzice, ani to, że przez cały ten czas myślałem, że nie żyjesz. Nie teraz. Wszystko mi opowiesz na miejscu. To tylko kolejne Igrzyska, poradzimy sobie. Jak zawsze. Nie mogę nie uśmiechnąć się przez łzy, kiedy słyszę wzmiankę o tym, że Noah się modlił. Odruchowo ściskam mocniej telefon, jakby bojąc się, że jeśli go upuszczę, wszystko się skończy i znów powróci beznadziejna rzeczywistość. Ale jak na razie rzeczywistością jest to, że Noah żyje i właśnie ze mną rozmawia, choć szalona składnia jego zdań prawie niczym nie różni się od mojej. Na dodatek znów dostrzegam, że nawet w takiej chwili zachowuje chociaż odrobinę więcej racjonalnego myślenia niż ja, mówiąc mi, żebym się uspokoiła. Jednak gdy tylko dochodzę do takich wniosków, po drugiej stronie telefonu ktoś zaczyna przejmująco łkać i nie może być to nikt inny jak Noah. Otwieram usta, również wciąż płacząc, lecz jednocześnie będąc zdumiona, że po raz pierwszy słyszę, jak mój przyjaciel jest w totalnej rozsypce. Jednak biorąc pod uwagę okoliczności, ma do tego pełne prawo. Mam wrażenie, że zamiast kolejnych minut mijają wieki, w których jedynym odgłosem jest nasz wspólny szloch. Nic oprócz niego nie potrafię z siebie wydobyć, choć jestem świadoma, że powinnam coś powiedzieć. A gdyby ktoś wszedł teraz do przedziału, zapewne dostałby ataku serca, widząc moją zapłakaną i uśmiechniętą jednocześnie twarz oraz błyszczące jakby w gorączce oczy. Co dziwne, nawet ból lewej ręki, którą nieustannie manipuluję, jest trochę lżejszy i łatwiej mi o nim choć na chwilę zapomnieć. Nagle słyszę po drugiej stronie telefonu jakieś odgłosy i kilka trzasków, a po chwili płacz Noah jakby się oddala. - Matko boska Cypriane - dociera do mnie kobiecy głos, którego za żadne skarby nie potrafię rozpoznać. Rozmówczyni wydaje się być bardziej opanowana niż Noah, ale i w jej głosie jest coś, co przypomina bezgraniczne zdziwienie, a może nawet szok. - Kiedy będziesz w Kapitolu? Noah cię odbierze. Teraz zaniemówił, ale wybacz mu jak przyjdzie po ciebie pijany. Dopilnuję... ja, znaczy no, Johanna, żeby doprowadził się do porządku, bo nie wypada, żebyś widziała go tak szlochającego, jakim teraz jest. Lepiej, żeby był narąbany, uwierz mi. Nie do twarzy mu z płaczem. Johanna? Znam jakąś Johannę... nie. To już jest zupełnie niemożliwie. Jakim cudem rozmawiam właśnie z tą Johanną Mason? Zaskoczenie początkowo odbiera mi mowę, gdy uświadamiam sobie, kim jest moja rozmówczyni. Momentalnie zalewa mnie fala wspomnień związanych z niemal legendarną byłą trybutką, w której zawsze widziałam... coś. No właśnie, coś. Nie mogę uwierzyć, że nasze drogi znów się pokrzyżowały, nawet w taki sposób. A tym bardziej nie mam pojęcia, dlaczego przebywa teraz z Noah. - Jo... Johanna? - wykrztuszam, przestając już nawet płakać. Staram się myśleć logicznie, choć kiepsko mi to wychodzi. Zdecydowanie zbyt dużo wydarzyło się naraz. - Nie... nie jestem pewna, kiedy będę w Kapitolu. Dopiero niedawno wyjechałam z Czwórki. I... i zdaje mi się, że masz rację, jeśli chodzi o ten płacz. Chyba po raz pierwszy się przy mnie rozkleił. Uśmiecham się blado sama do siebie, w końcu trochę się uspokajając i zaczynając odzyskiwać jasność umysłu. Zerkam w stronę okna i przyglądam się mijanemu krajobrazowi, próbując dociec, czy jestem już w Trójce czy może jeszcze nie. - Niech czeka na mnie na dworcu - odpowiadam po chwili. - Nie uwierzę do końca w to wszystko, jeśli go tam nie będzie. Choćby pijanego i zataczającego się. Zresztą napiszę smsa, kiedy będę już dojeżdżała. Tym razem trochę bardziej kulturalnego. I dziękuję, Johanno. Nie mam zielonego pojęcia, co tam właściwie robisz, ale chyba jako jedyna z nas zachowałaś resztki rozsądku. Znów uśmiecham się sama do siebie, choć moje oczy zaczynają już wypełniać się łzami. Czekam tylko, aż moja rozmówczyni coś powie lub wyłączy się, a potem będę mogła już z niecierpliwością oczekiwać przyjazdu do Kapitolu, pomimo tego prawdziwego, ponurego celu, jaki mnie tam sprowadza.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Dystrykt Czwarty - Kapitol Wto Cze 11, 2013 7:28 pm | |
| - Czekaj na mnie na dworcu, nie chcę Cię zgubić na kolejne parę miesięcy. Głos Noah dociera jeszcze do mnie, nim naciskam klawisz wyłączający rozmowę, i powoduje, że od razu robi mi się lżej na sercu. Ta rozsądna część mnie, która daje o sobie znać w bardzo nielicznych przypadkach, już od jakiegoś czasu ze złośliwością dopytywała się, co zrobię, gdy wysiądę na dworcu w Kapitolu. Nie wiedziałabym, gdzie tak właściwie się udać, by dotrzeć do ośrodka szkoleniowego, bo zakładam, że stolica zmieniła się nie do poznania, odkąd widziałam ją po raz ostatni. Patrzę jeszcze chwilę na telefon, obracając go w palcach i jakoś wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co wydarzyło się zaledwie przed chwilą. Łzy na mojej twarzy zaczynają już powoli wysychać, jednak roztargnionym ruchem dłoni ocieram je, po czym wahając się, chowam telefon z powrotem do kieszeni. Gdzieś wewnątrz mnie odzywa się zupełnie irracjonalna obawa, że gdy ponownie do niej sięgnę, komórki już nie będzie i w żaden sposób nie zdołam udowodnić, zresztą chyba tylko sobie, że Noah do mnie dzwonił. Gdybyś naprawdę przejmowała się wszystkimi swoimi obawami, już dawno skończyłabyś w wariatkowie. Przygryzam wargę, bawiąc się od niechcenia palcami, i spoglądam na zmieniający się z każdą minutą krajobraz. Pociąg nie jedzie co prawda z zawrotną prędkością, jednak wszystko, co widzę, po dłuższym wpatrywaniu się zaczyna wyglądać jak biała smuga z brunatnymi pasami. Mrugam kilkakrotnie, usiłując skupić wzrok na jakimkolwiek detalu, na podstawie którego mogłabym odgadnąć, w jakim dystrykcie jestem, ale nadal mam wrażenie, że nawet nie wyjechałam jeszcze z Czwórki. Wszystko wygląda niemalże identycznie albo tylko tak mi się zdaje. Zresztą zakładam, że bardziej prawdopodobna jest ta druga opcja. Na próżno jednak usiłuję uchwycić gdzieś spojrzeniem zarys gór Dwójki, a po kilku minutach bezowocnego wpatrywania się w szybę pozwalam swojej głowie oprzeć się o zagłówek. Znikąd dopada mnie zmęczenie, które wzięło się zapewne po wszystkich atrakcjach tego dnia, a którego niezbyt sobie w tej chwili życzę. Od momentu otrzymania wiadomości od Coin mogły minąć nawet lata czy wieki, jednak gdy teraz o tym myślę, wspomnienie boleśnie odżywa w mojej pamięci, przypominając mi, dlaczego znalazłam się w pociągu jadącym do Kapitolu. Niespodziewanie mam ochotę sięgnąć do kieszeni, wyjąć telefon i wyczyścić pocztę głosową, by nie znajdowało się w nim absolutnie nic, co mogłoby świadczyć, że odbędą się 75. Głodowe Igrzyska. Rękę mam jednak jakby z ołowiu, więc szybko poddaję się, czując, że opadają mi powieki. Nagłe szarpnięcie pociągu wyrywa mnie niespodziewanie ze snu, sprawiając, że prawie zsuwam się z siedzenia na podłogę. Łapię jednak szybko za poręcz, problem w tym, że lewą ręką, co powoduje natychmiastowy ból. Krzywię się jak po wypiciu soku z cytryny, już zupełnie przebudzona, a jednocześnie przeklinam w myślach fakt, że zasnęłam. Teraz wszystko, co wydarzyło się przedtem, wydaje się być jakby nierealne, lecz nie daję się tak łatwo zwieść. Byle sen nie wymaże z mojej pamięci rozmowy z Noah. Przecieram oczy, po czym spoglądam przez szybę, dostrzegając prawie opustoszały peron, co natychmiast sprawia, że serce zaczyna bić mi nieco szybciej. Kapitol. Nazwa stolicy obija mi się niemal boleśnie po głowie, a jednocześnie zasmuca. Czwórka pozostała już daleko za mną, a ja znów znalazłam się na szachownicy Coin. Marszczę brwi, prawie prychając na myśl o tej ironicznej metaforze, i dopiero teraz orientuję się, że pociąg stoi w miejscu już od dłuższej chwili. Bez namysłu zrywam się z siedzenia i chwytam leżącą na podłodze torbę. Jeśli się nie mylę, Noah powinien wkrótce zjawić się na peronie, a ja nie zamierzam tkwić dłużej w pociągu. Rozsuwam drzwi przedziału i prawie z niego wybiegam, wsuwając w pośpiechu dłonie w rękawice. Już po chwili zeskakuję ze schodków i w szalonym pędzie wypadam na peron, niemal tracąc równowagę. Dla nielicznych przechodniów muszę stanowić raczej dziwny widok, bo nie dość, że skaczę po wszystkim i wszystkich roziskrzonym wzrokiem, to jeszcze absolutnie żadna część mojego ubioru nie pasuje do siebie. Zresztą podobnie jak ja kompletnie nie pasuję do tego miejsca.
// dworzec. |
| | |
| Temat: Re: Dystrykt Czwarty - Kapitol | |
| |
| | | | Dystrykt Czwarty - Kapitol | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|