IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2

 

 Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the pariah
Lennart Bedloe
Lennart Bedloe
https://panem.forumpl.net/t1909-lennart-bedloe
https://panem.forumpl.net/t936-lenny-ego
https://panem.forumpl.net/t1298-lennart-bedloe
https://panem.forumpl.net/t1000-lenny
Wiek : 24 lata
Zawód : Artysta malarz
Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 EmptySob Mar 22, 2014 9:12 pm

First topic message reminder :

pewnie jakoś parę dobrych dni po przesłuchaniu

Generalnie w chwili obecnej niewiele go obchodziło. Głównie dlatego, że dorwał się do pojedynczej kartki papieru (jakiś dokument z niezadrukowaną drugą stroną) i ołówka, a mając taki zestaw oczywiście, że musiał coś narysować.
I narysował.
Oczy, które w jego wyobraźni miały zielony kolor, bukiet drobnych goździków, roześmianą twarz kobiety i wykrzywioną w jakimś grymasie szaleństwa twarz starca, poranioną dłoń opierającą o kawałek ceglanej ściany, a w chwili obecnej był w trakcie kończenia gołębia. Nic konkretnego, trochę wizji ze snu, trochę doświadczeń osobistych, ale przynoszącego ulgę. Nic go tak nie odprężało i nie zapewniało mu takiej ucieczki od rzeczywistości, jak tworzenie. A te ucieczki były mu potrzebne, szczególnie teraz. Bo choć co prawda warunki, w jakich ich przetrzymywali, były całkiem dobre, to kompletnie nie podobało mu się to, że wisi nad nim egzekucja. Nie wisiałaby, gdyby na przesłuchaniu tak głupio nie sypnął, no ale... przestraszył się. Nic nowego, lecz w tamtym momencie może akurat kurczowe trzymanie się swojej wersji bardzo by mu pomogło. Jednak pomimo tej krążącej nad nim śmierci, miał w końcu okazję zobaczyć Mathiasa. I wyściskać go jak należy, piejąc, jak to nie cieszy, że go widzi. A naprawdę się cieszył! Przy okazji poznał Rosę, istnego anioła, który zajął się jego obrażeniami. Dużo czasu spędzał w ich towarzystwie, głównie papląc zupełnie bezsensu, ale teraz wybrał samotność i zupełne oderwanie się od świata rzeczywistego.
Był tak zajęty wykańczaniem prawego skrzydła, że prawdopodobnie nie przejąłby się nawet walącą się ścianą, dopóki nie oberwałby jej kawałkiem. W największym skupieniu wodził długimi palcami po kartce, dopieszczając wizerunek gołębia, powoli i jakby z rozmysłem rysując każdą kreskę. Nie mógł tego zrobić pospiesznie, musiał napawać się tą chwilą, w końcu nie wiadomo kiedy następnym razem trafi mu się okazja do tworzenia. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem, wiercąc się nieco na łóżku i nachylając nocnym stolikiem, jedyną w miarę wygodną powierzchnią płaską w sypialni. Pozycja co prawda nie była najwygodniejsza, wygodniej byłoby się położyć na ziemi, lecz uniemożliwiał mu to połamane żebra. Nachylanie się nad stolikiem powodowało co prawda silny ból kręgosłupa, ale Lenny był tak pochłonięty rysowaniem, że nawet tego nie czuł. A sypialnie wybrał z prostego powodu - innego wolnego pomieszczenia nie znalazł, tylko tu miał okazję pobyć trochę sam.


Ostatnio zmieniony przez Lennart Bedloe dnia Wto Mar 25, 2014 10:00 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the pariah
Lennart Bedloe
Lennart Bedloe
https://panem.forumpl.net/t1909-lennart-bedloe
https://panem.forumpl.net/t936-lenny-ego
https://panem.forumpl.net/t1298-lennart-bedloe
https://panem.forumpl.net/t1000-lenny
Wiek : 24 lata
Zawód : Artysta malarz
Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 EmptySob Kwi 12, 2014 3:40 pm

Lenny wciąż miał nadzieję na to, że uda mu się wyjść cało i właściwie bez szwanku z całej sytuacji. A jeśli nie bez szwanku, to przynajmniej cało. Nie wiedział, jak to osiągnąć, nie widział żadnej możliwości ucieczki, ale wierzył, że jest możliwa. Może zaraz przyjdzie obiad i naczelnik będzie musiał pójść, może pojawi się jakaś strażnicza inspekcja i im przerwie, może Ginsberg przypomni sobie, że jest gdzieś potrzebny, a może on, Lenny, znienacka zwymiotuje ze stresu. Albo zemdleje, obie opcje są równie prawdopodobne. Lennart liczył, że stanie się coś. Dziadek zawsze mówił, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to to się spełni. Ale mówił też, że marzeniom (a brak Gerarda w zasięgu wzroku był obecnie jego największym marzeniem) trzeba trochę pomóc. Tylko jak ma pomóc, skoro znajduje się w sytuacji tak skrajnie beznadziejnej, że bardziej już się nie da?
Och, a jednak się da. Wybór, jak naczelnik postawił przed Mathiasem, był nawet jeszcze gorszy od gwałtu, którego groźba ciągle mu majaczyła przed oczami. Gwałtu mógł się wyprzeć, mógł zamknąć umysł na wszelkie bodźce z zewnątrz, mógł trząść się jak osika na samą myśl o Gerardzie Ginsbergu, mógł go o wszystko oskarżyć, obwinić i po cichu planować honorową zemstę. Ale Mathias? Jak on by mu później w oczy mógł patrzeć, znowu normalnie rozmawiać, wygłupiać się czy nawet zachowywać swobodnie? Po upokorzeniu sięgającym chyba zenitu, bo przyjaciel w oczach Lenny’ego był osobą skrajnie aseksualną, taką, której nie ruszyłby za żadne skarby świata, nawet jeśli odczuwałby nie wiadomo jak wielki pociąg seksualny. Po prostu nie i już. Więc co miałby powiedzieć o sytuacji, w której żaden tego nie chce, a jednak ten jeden to robi?
Nie pozwalam, nie pozwalam! – mamrotał w kółko, kręcąc głową. – Mam chorobę weneryczną, silną potrzebę natury fizjologicznej, NIE MYŁEM SIĘ OD KILKU DNI – palnął na poczekaniu, kiedy Mathias coś za długo się ociągał z wyjściem z pokoju. Czemu nie wychodził, czemu dalej tu stał, jak wyraźnie mu powiedział, żeby sobie poszedł?! Dlaczego go nie posłuchał?! Przecież to dla jego dobra! Już otwierał usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, żeby kazać mu sobie pójść, zachęcić go do tego, powiedzieć, że przecież on, Lenny, sobie poradzi, naprawdę poradzi. Już pierwsza sylaba słowa wydostała się z jego gardła, kiedy dostał od przyjaciela z otwartej dłoni w policzek. To i późniejsze słowa le Bruna wprawiły go takie osłupienie, że przez dłuższą chwilę patrzył się nieprzytomnie w jedno miejsce. Czy on tak na poważnie? Czy on naprawdę chce…? Czy on postradał zmysły?!
Czy ja naprawdę jestem jedyną normalną osobą w tym pomieszczeniu?! Czemu dajesz mu wygrać?! – krzyknął sfrustrowany, czując, jak znów poziom paniki zbliża się do punktu krytycznego i że niedługo, właściwie lada chwila go osiągnie, a wtedy może zdecydować się na jakiś bardzo głupi, desperacki ruch.
I zdecydował się.
Mathiasie le Brun, zabraniam ci wykonywania dalszych ruchów – powiedział martwym głosem, czując, jak przyjaciel rozpina mu rozporek. Mathias faktycznie nie miał co liczyć na współpracę, Lenny zamknął oczy, a następnie wierzgnął nogą do przodu. Nie chciał widzieć, gdzie uderza, nie chciał widzieć, że krzywdzi przyjaciela. Czuł, że jego stopa na coś natrafiła, ale nie potrafił powiedzieć, czy było to ramię, klatka piersiowa czy może głowa. Chwilę później Lennart odbił się nogami do tyłu, prawdopodobnie lądując jeszcze głębiej w ramionach naczelnika, po czym zaczął się szarpać z zapewne niezwykłą jak na niego werwą. Dodatkowo wykonał jedno precyzyjne kopnięcie w miejsce pomiędzy stopą a początkiem kości piszczelowej. Abigail mówiła, że to czułe miejsce, że takie uderzenie zawsze boli, ale do tej pory nie miał okazji na nikim tego wypróbować, więc jedynie liczył na prawdziwość słów panienki Garneau.
Powrót do góry Go down
Mathias le Brun
Mathias le Brun
https://panem.forumpl.net/t1940-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t3011-mathias#46489
https://panem.forumpl.net/t1311-mathias-le-brun
https://panem.forumpl.net/t2098-come-to-mommy-my-little-fucker
Wiek : 26 lat
Zawód : #Mathias
Przy sobie : kapsułka cyjanku wszyta w kołnierz, rewolwer, miljon ton heroiny i jakieś podróżne ciuszki
Znaki szczególne : #Mathias
Obrażenia : #Mathias

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 EmptyNie Kwi 13, 2014 10:06 pm

Gwałt gwałtem. Honor honorem. Tutaj chodziło o coś więcej, co, po dłuższym przemyśleniu, a na to ostatnimi dniami/tygodniami czasu miałem w nadmiarze, wydawało się wręcz samolubne i egoistyczny. Bo oto nie bacząc na coś tak, według mnie zresztą, błahego jak hańba postanowiłem zadbać o to, abym to nieszczęsne sumienie czy coś, co tak powinno się zwać, ale jest tylko jego marną karykaturą, nakarmiło się po raz ostatni dobrocią, którą obdarowywuję świat swoją własną ofiarą. Nie żeby na samą myśl o obciąganiu Gerardowi nie chciało mi się rzygać, chociaż zdawało mi się, tak pamiętałem, że nie było tak źle. Tylko wtedy a dziś – to jedna wielka różnica, a jej imię zwie się „heroina”. Czyli anonimowy pan „pociesz mnie”, który pojawiał się zawsze wtedy, kiedy tego potrzebowałem. A potrzebowałem często. Teraz nie żałuję, choć powinienem, ale czasem się przydaje, nie odczuwacz rzeczy takich, jakimi są naprawdę, zwłaszcza nieprzyjemnych. To twój świat, ty rządzisz, ty jesteś królem i ustanawiasz zasady, a Strażnicy mogą ci tylko nadmuchać, jeśli mają na to ochotę. Czasem myślałem, że to odporność, że to ja jestem twardy, a to tylko tak jebany mur, którego na dodatek nie wybudowałem ja. O ironio, a teraz stoję tu, na własne życzenie, nie zaprzeczę, i błagam niebiosa, aby te chwile, które skończyć się nie chcą, ciągną się jak palona czarna opona.
Kolana paliły niemiłosiernie, podłoga była twardsza niż zwykle i przez chwilę żałowałem, że nie chwyciłem za poduszki leżące na łóżku. Choć to nic by nie pomogło, prawda? Dałoby tyle co nic. To tylko mój umysł. Mój umysł i ja, jego odwieczny więzień. Pomyśl, że to nieprawda, pomyśl, że podłoga wcale nie jest taka twarda, bo przecież klęczysz na dywanie. W ogóle zapomnij, że klęczysz, proszę bardzo, zaraz będzie po sprawie. O ile zdołasz rozpiąć ten przeklęty rozporek.
Ty, ja. Ja, ty. To ta sama osoba. I wcale nie trzęsą mi się ręce, to tylko ten rozporek, nie chce się odpiąć. A już gdy mi się udało (TAK, ZWYCIĘSTWO, JESTESMY U CELU PANIE DOKTORZE), to poczułem jak czyjaś noga/kolano/(nie wiem, nie zdążyłem sprawdzić) wymierza mi cios w prosto w twarz. Nic nie chciałbym mówić, ale twarz jako tako nadal się trzyma, w odróżnieniu od rozbitej na malutkie kawałeczki samokontroli, więc bardzo ładnie proszę zostawić ją w spokoju. Tak? Dziękuję. I naprawdę, nie chciałbym się przed sobą do tego przyznawać, ale powoli zaczynam tracić wiarę w ludzi. I w swoją ocenę, która powinna być nieomylna, prawda? Czy to zdrada, czy to kolejny zawód, zaczynam się uczyć, że często ci wszyscy, który znam, a przynajmniej tak mi się zdaje, są sobą, kiedy tego potrzebują, są sobą, kiedy tego chcą, a prawda jest taka – jak mają ochotę ci przyjebać w twarz, to śmiało, przecież się nie krępują. Czy to w ochronie swojej godności, która i tak, to nielogiczne, zaraz stracą, jeśli nie w ten to w inny sposób, czy dziewictwa. Jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, to miałem nadzieję, że jest nieprawdziwa. Nie wiem, mimo wszystko nie chciałem krzywdzić go bardziej, niż już będę musiał. I ile da mi dojść do głosu lub… ykhm, czegoś innego.
Nie bolało tak, jak mogłoby boleć. Odsunął się jedynie, nadal klęcząc, z twarzą odwróconą, z oczami wbitymi w jasną, wspa-zaje-nia-bana-łą-mać, białą ścianę. Nie byłem zły, byłem wkurwiony, to nie tak, że zły nastrój, upokorzenie i wszystko w jednym złączyło się w śmiertelnym pięknym tańcu wzajemnych pocałunków, aby zaraz potem wyjść na wierzch w jeszcze bardziej wybuchowej postaci, niż dotychczas. Mogłem wierzyć, że umrę, mogłem położyć się na miękkim i pochłaniającym mnie dywanie, tak przytulnym, że nie chciałem wstawać już nigdy, tam miałem umrzeć, przez chwilę tak sądziłem, ale nie mogłem, to smutne, ale chyba nie mogłem zostać odtrącony. Tak sobie teraz będę wmawiał, szukał usprawiedliwienia, tłumaczył zranionymi uczuciami. Po prostu jestem zły, tyle, podziękujcie Cioci Coin, bo nie wpadła na to, że biel jednak doprowadza do szału, nawet takiego pana jak ja, który wręcz biel uwielbia.
Podniosłem się i uśmiechnąłem nadal ściskając palce na prawdopodobnie złamanym nosie. Bolał, ale często bolało, przyzwyczaiłem się. To nic. Gdzieś tam była krew, czy to na koszulce, czy to na ustach, czy to na policzku – nieważne. Opuściłem na chwilę ręce, aby potem podnieść je i zacisnąć na szyi Lennarta i korzystając z okazji wyrwać go z objęć Strażnika w zamiarach takich, że o dziwo, ratować zamiaru go nie miałem, a wręcz potrząsnąć za koszulę i zaraz potem sprowadzić do parteru.
-Raz dwa, spierdalaj stąd w podskokach, albo Cię, kurwa, pięknie oprawię – rzuciłem chłodno, a wolna już ręka wróciła do zakrwawionej twarzy. Druga wycelowana jeszcze przez chwilę w chłopaka, drżała, czerwona, trochę, tak mi się zdawało, ale nie ręczę.
Chyba naprawdę chciałem, żeby stąd uciekł.
Puku, Puku, Panie pocieszycielu, gdzie pan się podziewa?

Z góry powiem, że to tylko marna próba ogarnięcia osoby pierwszej z tak wybitnie poplątanej osobowości jak le Brę, ale się nie udało. Amen, dziękuję. Czytajcie te wypociny i niech Pan ma Was w swej opiece.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 EmptyPon Kwi 14, 2014 7:42 pm



Uwielbiał takie sytuacje - zdarzenia przypadkowe, które rysowały mu pod czaszką same niemoralne scenariusze, zupełnie jakby w swoim głębokim przecież (nie był tak prymitywny!) życiu był zaprogramowany jedynie na doznania zmysłowe i czysto fizyczne. Nie było w tym wielkiej filozofii czy przewidzianej z góry perfidii (może troszkę), Ginsberg po prostu uwielbiał przeżywać coś na ostro. Nie przejmował się ofiarami, które roztłuką się ewentualnie o kanty jego emocji - każda wielka idea (także ta nieprzemyślana) wymagała ofiar.
Albo ochotników. Był przekonany, że ten młody ratownik zgodzi się bez wahania na jego propozycję. Może to z powodu jego wcześniejszego, cichego przyzwolenia na seks oralny - o czym malarz nie miał bladego pojęcia - a może z powodu dążeń do sprawiedliwości, które zawsze rozczulały go u młodych chłopców. Był pewien niemal w stu procentach, że oto ma przed sobą ofiarę samego siebie, który w obronie przyjaciela podłoży się mu na tarczy, dając się przerżnąć. Nie widział jednak żadnej przyjemności w takim poświęceniu – brzydził się czynów heroicznych. Nie było niczego, co bardziej napawało go obrzydzeniem i niepotrzebnie kłopotał się Lennart, wymieniając powody, dla których Mathias NIE POWINIEN go dotykać.
Nie ten człowiek i nie ta wrażliwość, powinien poklepać go po główce jak ułomne dziecko, które pomyliło się o raz za dużo. Zamiast tego obserwował ich zmagania ze sobą, próbując się nie roześmiać – tak, miał poczucie humoru, niektórzy mówili, że czarne – i żałując, że w tym apartamencie nie mają dobrego alkoholu. Chętnie rozsiadłby się z lampką wina, przyglądając się temu nieetycznemu procederowi z perspektywy widza doskonałego, bo zaangażowanego.
Śladowo, myślami był przecież przy zupełnie innym występie artystycznym, kiedy pokazywał Maisie (tak bardzo dokładnie) zgromadzonym strażnikom, nie pozwalając jej jednak dotknąć. Chyba chłopcy powinni być ukontentowani faktem, że znaczą dla niego o wiele mniej i pozwala im tłuc się jak dzieciakom. Polała się krew, padło kilka słów za dużo i sam nie wiedział, którego trafił prosto w głowę pałką (sprzęt obowiązkowy dla mundurowych). Chyba ze smutkiem odkrył, że le Brun już nie obciągnie mu dzisiejszego wieczoru, wydawał się bardziej skłonny do kompromisów niż ten malarz – nieumyty włóczęga.
Któremu nie dał szansy na ucieczkę bądź reanimację przyjaciela. Chwycił go mocno za włosy, ciągnąc (właściwie, włócząc) po podłodze pod prysznic. Higiena, przed wszystkim. Oby Bedloe zachowywał się mądrze, bo inaczej utopi go dosłownie. A wystarczyło tylko dać się zadławić naczelnikowi więzienia, duma była złym doradcą.
Nie odezwał się jednak ani słowem, milcząca komedia przechodząca znowu w tragedię, miał nadzieję, że to dziecko zapamięta dokładnie katharsis z tego dnia.
Powrót do góry Go down
the pariah
Lennart Bedloe
Lennart Bedloe
https://panem.forumpl.net/t1909-lennart-bedloe
https://panem.forumpl.net/t936-lenny-ego
https://panem.forumpl.net/t1298-lennart-bedloe
https://panem.forumpl.net/t1000-lenny
Wiek : 24 lata
Zawód : Artysta malarz
Przy sobie : nóż ceramiczny, gaz pieprzowy

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 EmptyCzw Kwi 17, 2014 9:36 pm

Hm, kupa ._.

Wszystko już miało iść pięknie, wszystko już miało się ułożyć. On, Lenny, zapewne robiąc wyrażenie swoją niesamowitą siłą!, wyrwałby się ostatecznie z uścisku naczelnika, chwyciłby Mathiasa za rękę i wybiegłby z nim pokoju, do reszty towarzyszy z apartamentu, co mogłoby im dać ratunek. Albo wezwałby innych Strażników Pokoju, waląc ręką (jedną, nie mógł zapominać o złamanych palcach w drugiej) w drzwi i drąc się w niebogłosy, że potrzebuje natychmiastowej interwencji funkcjonariusza prawa. To też mogłoby pomóc. Niemal w jednej chwili stwierdził, że zdecydowanie woli, żeby egzekucja doszła do skutku, niż żeby miał doznać ciężkich obrażeń, fizycznych i psychicznych, od Ginsberga. Egzekucja była szybka, sprawna, czysta, prawie bezbolesna, a był pewien, że plany naczelnika nie zakładały takich udogodnień. Dlatego trzeba było się ratować, jak najszybciej.
Jednak nie wszystko szło tak idealnie, jak to sobie wyobrażał. Mathias nie miał skończyć ze złamanym nosem… bo na to wskazywała krew na jego twarzy. Widząc ją, Lenny zmartwiał, zbladł jeszcze bardziej i wymamrotał z przerażeniem:
Mathias… - Poczuł nagle zalewające go silne poczucie winy. Skrzywdził przyjaciela. Przez niego teraz cierpi. Ale z drugiej strony - nie miał wyjścia! Gdyby nie to, Mathias poddałby się Ginsbergowi i zrobiłby to, co ten sobie życzył, a to było zdecydowanie gorsze, niż złamany nos! Tak to musiał sobie tłumaczyć. To dla dobra przyjaciela, potem go przeprosi, może kiedyś mu wybaczy… Już otwierał usta, żeby powiedzieć chociaż krótkie „przepraszam”, na razie tylko tyle, potem wytłumaczył by się mu, ale nie zdążył. Nie zdążył, bo Mathias znienacka chwycił go za szyję i przez moment Lenny się obawiał, że chce dokończyć to, co zaczął naczelnik. Ale tylko przez chwilę, potem ogarnęła go pewność, że przecież przyjaciel nie zrobiłby mu krzywdy. A przynajmniej nie zabiłby go, prawda? Tego był pewny, wierzył, że le Brun nie chce dla niego źle, dlatego już po chwili patrzył na niego ufnie.
I miał rację, bo Mathiasowi udało się wyrwać go z objęć Ginsberga. Wylądował dość boleśnie na kolanach, ale to nie było takie ważne. Liczyło się to, że już nie czuje ciała naczelnika za sobą, był wolny. Jednak wcale nie miał zamiaru uciekać, przynajmniej nie sam, już szykował się do zgrabnego odbicia się od ziemi (niczym lekkoatleta!), chwycenia przyjaciela za rękę i opuszczenia pokoju, zanim naczelnik zorientuje się, co jest grane, ale nie było mu to dane. Nie zdążył nawet wyciągnąć ręki w kierunku le Bruna, kiedy ten dostał w głowę pałką. Lenny wydał z siebie zduszony okrzyk, krótkie „nie!” i już chciał rzucić się na pomoc, zobaczyć, co mu się stało, czy w ogóle żyje, lecz nie zdołał, bo nagle palce naczelnika wplotły się w jego włosy. Bardzo mocno i nieprzyjemnie, Lennart skrzywił się. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze nastąpiło po chwili, kiedy Ginsberg zaczął go ciągnąc po podłodze. Poczuł ból z każdej cebulki włosa, silny (włosy zawsze miał bardziej wrażliwe na ból… resztę ciała w sumie też), momentalnie powodujące pojawienie się łez w oczach i rozpaczliwych jęków, żeby go puścił. Chwycił zdrową ręką nadgarstek mężczyzny, próbując nieporadnie powłóczyć nogami, żeby tak nie bolało go wszystko. Bo teraz czuł, że ból na dobrą sprawę nie czuje nie tylko ze skóry głowy, bolały go także dwa złamane palce i połamane żebra, na które zawsze tak uważał, a teraz wyraźnie niepotrzebnie je naruszył.
Pan zabił Mathiasa, pan jest potworem! – krzyknął jednocześnie rozpaczliwie i oskarżycielsko. Bardzo chciałby znaleźć się przy przyjacielu, zobaczyć, czy nic mu się nie stało, czy żyje, co z jego nosem, spróbować go ocucić, wezwać pomoc albo rozpaczać nad jego smutną śmiercią. Opcji z możliwością śmierci le Bruna i rozpaczaniem nad jego ciałem wolał nie przyjmować do wiadomości, lepiej było… po prostu o tym nie myśleć.
Kiedy weszli do łazienki Lennart dodał dwa dwóch, wiedział, dlaczego się tu znaleźli, ale tego nie rozumiał.
Żartowałem! Przecież myłem się rano! – zawył płaczliwie, gdzieś pomiędzy wrzaskami wszystkich receptorów bólu i zastanawiając się, czy naczelnik wziął na poważnie to, co mówił o myciu się. Przecież on był z Kapitolu, nie z Dystryktów, kąpiel była dla niego czymś absolutnie niezbędnym do życia, nawet jeśli miał do tego kiepskie warunki. Właściwie pierwsze co zrobił, kiedy trafił do tego apartamentu, to poszedł po prysznic i tkwił w nim dopóki ktoś go nie wygonił. Był czysty, zawsze był, dbał o to, a tekst o niemyciu się przez kilka dni miał tylko zadziałać odstraszająco, to wymówka! – Niech pan okaże litość i po prostu nas zostawi, błagam – zachlipał po chwili, modląc się głównie o to, żeby wszystko przestało go tak boleć, żeby mógł położyć się cichutko do łóżka i tam spędzić czas pozostały do egzekucji. I żeby Mathiasowi nic się nie stało.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gerard Ginsberg
Gerard Ginsberg
https://panem.forumpl.net/t1912-gerard-ginsberg#24485
https://panem.forumpl.net/t1854-ginsberga#23978
https://panem.forumpl.net/t1853-gerard-ginsberg#23974
https://panem.forumpl.net/t1864-notatki-z-literatury-i-nie-tylko#24244
https://panem.forumpl.net/t1863-ginsberg#24243
https://panem.forumpl.net/t1916-gerard-i-maisie-ginsberg
Wiek : 51 lat
Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger
Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna.
Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 EmptyPią Kwi 25, 2014 6:45 pm

Nic się nie miało ułożyć i Gerard był naprawdę wielkoduszny (ktoś śmiał w to wątpić?), że zamiast mydlić im oczy (o myciu później) odsłania przed nimi całe bogactwo Panem i kapitolińskiej śmietanki rządowej, która objęła władzę po szaleńcu, sprzedając ludziom niemal identyczny program wyborczy. Nikt chyba nie myślał, że dojdzie do socjalizmu; zawsze musieli być biedni i bogaci; a historia już dobitnie okazała, że to tylko mrzonki. Podobnie jak te słodkie marzenia o śmierci - wybawcy, która sprawi, że Ginsberg przestanie go nękać. Postanowił udowodnić im, że się mylą
Najpierw jednak musiał ich rozdzielić jak dzieci podczas bójki. Poczuł dziwne ojcowskie rozczulenie na myśl o tym, że pewnie tak samo zachowywał się kilka lat temu, kiedy Maisie biła się z Ralphem. Pewnie wygrywał tylko dlatego, że po wszystkim obciągał tacie. Cudowna sielanka, która teraz odeszła w niepamięć. Razem z ucieczką jego jedynej córki.
Nie zamierzał jednak rozpamiętywać - nie tym razem - kiedy miał w rękach wreszcie idealnego chłopca, który znowu wrzeszczał. Tym razem na próżno, cóż, Los okazał się być potwornie kapryśnym i znowu był na górze - nie tylko dosłownie, kiedy kopał go, żeby przestał się tak strasznie drzeć. Nie wiedział, czy trafia w jego połamane żebra czy twarzyczkę, która przestawała przypominać chłopca z okładek gazet. Pamiętał, że takich miał wielu - triumfatorzy Igrzysk często zostawali wyprani z godności dopiero przy Gerardzie, który nie rozczulał się nad ich powodzeniem - i pamiętał, że za każdym razem odczuwał ten sam niezaspokojony głód, który sprawiał teraz, że odchodził od zmysłów.
Zbyt długo zajęła im cała gra wstępna. Pewnie mógłby przygarnąć Mathiasa, który teraz wyglądał jak po złotym strzale, ale nienawidził uległości. Gardził wszelką słabością, więc na słowa Lenny'ego kopnął nieprzytomnego pod ścianę i zaśmiał się gardłowo.
- Potworem? Schlebiasz mi - przejechał butem po jego twarzy, ciągnąc go dalej w stronę łazienki, zupełnie jakby miał do czynienia z trupem. W praktyce właśnie tak było - Lennart został skazany i mógł tylko odliczać ostatnie oddechy, więc nie rozumiał czemu sprzeciwia się nieuniknionemu, stosując wybiegi, które nie wzruszały naczelnika. Chętnie zaprezentowałby mu CO dokładnie może go poruszyć (na przykład jego drżące ciało, które penetruje), ale najpierw przycisnął go do ścianki prysznica, nie dając mu szansy na ucieczkę.
- Mathias żyje, ale przestanie, jeśli mi się nie dasz. Wybieraj - przedstawił swoją uczciwą ofertę z uśmiechem i mocnym zapachem wody kolońskiej, którą pewnie już do reszty przesiąknęło to biedne, nieumyte dziecko. Naprawdę myślał, że będzie go kąpał? Chciał jeszcze, żeby przyniósł mu kaczuszkę? Roześmiał się mu w kark, przejeżdżając powoli językiem po jego podbródku i zbierając z kącików jego warg pot.
Perwersyjnie, oszałamiająco i zbyt delikatnie, jeśli zestawić to z jego planami, które zakładały zawiśnięcie Lennarta przy słuchawce od prysznica. Tak często więźniowie popełniali samobójstwa, że to nie byłoby wcale nic nadzwyczajnego. Przynajmniej jeden z nich znałby prawdę, więc pamięć o malarzu, który niepotrzebnie bawił się w politykę zostałaby ocalona.
Powiedzmy, zawsze pamiętał swoje ofiary, kolekcjonował ich reakcje na mocniejsze pchnięcie bądź ocieranie się, które teraz było czystym instynktem. Chciał, żeby poczuł jak bardzo go chce i że to wcale nie jest koniec czy próba nastraszenia go przed puszczeniem. To była raczej czysta erotyka, wyprana z czegoś takiego niedorzecznego jak uczucia i przez to bogatsza i bardziej zmysłowa.
Na całe szczęście dla niego, spojrzał na zegarek. Jego warta zbliżała się nieuchronnie, nie mógł nie przywitać swoich więźniów.
- Umowa nadal obowiązuje - odrzekł więc krótko, wędrując palcami po jego penisie i zauważając z satysfakcją erekcję. - Spotkam cię, a wtedy będziesz tylko mój - obiecał, ot, czuły kochanek, który pieści partnera na koniec i wcale nie uderza potem jego głową o umywalki, pozbawiając go przytomności na długie godziny i znikając jak senna mara.
A to było przecież jak najbardziej realne.

zt
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun   Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Gerard Ginsberg, Lennart Bedloe i Mathias le Brun

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Mathias le Brun-Sabriel Terodi
» Rosemary Garroway i Mathias le Brun
» Mathias le Brun
» Mathias le Brun
» Mathias le Brun

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Osobiste :: Retrospekcje-