|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Cordelia Snow Pon Mar 17, 2014 12:00 pm | |
| ZAINSTALOWANY ALARM MIESZKANIOWY Salon Jadalnia Sypialnia rodziców Cordelii Kuchnia Łazienka Łazienka 2 Sypialnia Cordelii Sypialnia Daisy
Ostatnio zmieniony przez Cordelia Snow dnia Wto Lip 22, 2014 12:21 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Pon Maj 05, 2014 11:38 am | |
| | Główna ulica
Przez krótki moment Cordelia przestała wierzyć w to, że Ginsberg odpuści. Dlaczego ktoś taki jak on miałby przestraszyć się groźby (tkanej naprawdę grubymi nićmi) kogoś takiego, jak ona? Dwie na jednego to wciąż nie była przewaga, jaka mogłaby dać jej i Cypriane nadzieję, dlatego gdy mężczyzna uwolnił jej nadgarstki z silnego uścisku, blondynka nie mogła ukryć zdumienia. Zarejestrowała, że sięgnął po jej telefon, ale była zbyt oniemiała, żeby zareagować w jakikolwiek sposób. Czy w jego zachowaniu kryło się jakieś drugie dno? Na pewno. Ale póki nie zamierzał odkrywać go w tej chwili, odchodząc i zapewniając swoim ofiarom względny spokój, póty panna Snow nie zamierzała dłużej roztrząsać całej sprawy. Odprowadziła Gerarda wzrokiem, rozmasowując obolałe nadgarstki, na których już jutro zakwitnąć miały piękne siniaki. I wreszcie zwróciła się twarzą do Cypriane, poobijanej i podrapanej, ale zdumionej tak samo, jak ona. Komentarz o wygranych Igrzyskach zbyła niemrawym uśmiechem, wciąż skołowana po tym, co działo się na uliczce. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie udało jej się zachować choćby resztki rozsądku. - Nieźle cię urządził – oceniła, przyglądając się uważnie starszej koleżance. Zapragnęła dowiedzieć się, dlaczego Ginsberg w ogóle podniósł rękę na pannę Sean, czy łączyła ich jakaś historia, ale wiedziała, że kluczem do tych tajemnic nie były ciekawskie pytania – Chodź, spróbujemy to jakoś naprawić. Nie miała zamiaru stosować oficjalnych zaproszeń, ani tym bardziej pytać, czy nie zechciałaby udać się do jej domu, by zrobić porządek z ranami. Taka kolej rzeczy wydawała się jej naturalna, zwłaszcza, że dla własnego bezpieczeństwa wolała nie odbiegać teraz od kłamstwa, które sprzedała Ginsbergowi. Ta sama Cypriane, którą kiedyś oglądała na arenie i którą podziwiała, szła teraz obok niej obolała, obtarta i przyozdobiona zaschniętą już krwią. Kto by się spodziewał, że sprawy mogą potoczyć się kiedyś w tym kierunku? Mieszkanie Snowów stało przed nimi otworem, nikt nie zadawał zbędnych pytań, nikt nie stanął im na drodze, gdy od razu przechodziły do jednej z łazienek. Rodzice schowali się w salonie, Daisy może już spała, a dziadka i żadnych rządowców oczywiście nie było. Na dobrą sprawę były tu same, względnie bezpieczne… czy trzeba czegoś więcej? Wskazując Cypriane miejsce na jednej z puf, Cordelia szybko zniosła do łazienki wszystko, co mogło być im potrzebne do opatrzenia ran i poprawienia samopoczucia. Apteczka, leki przeciwbólowe, szklanka wody i kubełek waniliowych lodów miały spełnić swoje zadanie już niebawem. Snow nie zamierzała bawić się w pielęgniarkę, poziom empatii wyczerpał się w tej ciemnej uliczce, dlatego pocięła bandaże na odpowiednie kawałki i obserwowała, jak panna Sean daje sobie z nimi radę sama. - Jak to się stało, że mu podpadłaś? – zapytała prosto z mostu, siadając na wannie i przyglądając się blondynce uważnie. Nie chciała podziękowań, sama też nie zamierzała szastać nimi na prawo i lewo. To, co stało się w uliczce było i tak zbyt abstrakcyjne, by sobie o tym przypominać.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Cordelia Snow Wto Maj 06, 2014 10:09 pm | |
| // główna ulica.
Droga do mieszkania Cordelii na przemian dłuży się i jakby skacze w czasie, zmieniając mijaną właśnie ulicę, po której snują się niczego nieświadomi mieszkańcy Kapitolu, w malejący po kilku krokach niewielki punkt. Mimo to któraś część mnie ze wszystkich sił chce chłonąć wzrokiem każdy, nawet najmniejszy szczegół - splątane i jaskrawe litery wypolerowanego szyldu, wystawy eleganckich sklepów czy wyrażające najróżniejsze emocje twarze przechodniów. Przez chwilę słyszę też płynącą skądś niewyraźną muzykę, która szturcha lekko moją pamięć, zmuszając mnie do zastanowienia się, czy nie słyszałam jej jakiś czas temu w radiu. Gwar ulicy pochłania ją jednak zbyt szybko, bym mogła dojść do jakichkolwiek wniosków. Choć staram się ukryć ten fakt głęboko w sobie, robię wszystko, żeby odciągnąć swoje myśli od uliczki, jakby wspomnienie o niej mogło oparzyć mnie niczym płomień świecy, do którego ktoś za bardzo przybliżył palce. Uliczka zniknęła już co prawda w gąszczu innych ulic, przez jakie podążam za Cordelią, dopiero teraz orientując się o swojej na dobrą sprawę znikomej znajomości Kapitolu - wspomnienia jednak zdają się być równie żywe co mijani przez nas ludzie. Czasem strach błyskający gdzieś na granicach moich myśli powoduje, że ledwo powstrzymuję się od rzucenia przez ramię zaniepokojonego spojrzenia, zupełnie jakbym miała ujrzeć w tłumie twarz Ginsberga, a zamiast szeregu sklepów, restauracji i budynków mieszkalnych - zimne i wysokie ściany odgradzające nas od głównej ulicy, w których echo uderzeń serca nieustannie mieszałoby się z tykaniem niewidzialnego zegara odmierzającego cenne minuty. Wzdrygam się lekko i mrugam kilkakrotnie, chcąc wyrzucić z głowy prześladujący mnie obraz. Zauważam, że większość sklepów zdążyła już zniknąć i odgłosy miasta nieco ucichły. Nie mija wiele czasu, a docieramy do mieszkania Cordelii. Z pewnym wahaniem podążam za dziewczyną wytwornym korytarzem i powstrzymuję lekko kwaśny uśmiech na myśl o tym, że dotąd nawet nie przyszło mi do głowy, iż mogłabym się znaleźć w mieszkaniu wnuczki prezydenta Snowa, triumfatorki Igrzysk, o której słyszał chyba każdy - zarówno stary mieszkaniec Kapitolu, jak i nowy. Gdy wchodzimy do eleganckiej łazienki, Cordelia wskazuje mi pufę, po czym zaczyna przynosić rzeczy, wśród których chyba najbardziej pocieszający widok stanowi kubełek lodów. Uczucia kłębią się we mnie, kiedy dziewczyna kończy ciąć bandaże, bo choć jestem jej niewyobrażalnie wdzięczna, do głosu dochodzi zakorzeniony we mnie żal i uprzedzenie, które dotąd znikało tylko przy Willu. Może lepiej byłoby, gdybym jak najszybciej stłumiła te uczucia - biorąc pod uwagę wszystko, co się dzisiaj wydarzyło, nie powinny we mnie tkwić i wciąż nie pozwalać mi na otworzenie ust i powiedzenie dziękuję. Wzdycham cicho, po czym zaczynam ocierać z twarzy krew nasączonym wodą wacikiem, uważając na piekące rany i siniaki. Zaciskam zęby, starając się nie syknąć z bólu. Nie próbuję przerwać ciszy, póki nie robi tego w końcu Cordelia. - Posprzeczaliśmy się w Trzynastce. Za sprawą krzywo wypuszczonej z łuku strzały - odpowiadam po chwili, zmieniając wacik na nowy. Unoszę nieznacznie kąciki ust ku górze. - I widocznie o mnie nie zapomniał, bo gdy wracałam ze Sunflower, znalazł się nagle w uliczce, jakby tylko na mnie czekał. Milknę, po czym wyjmuję z apteczki wodę utlenioną. Nasączam nią kolejny wacik i zaczynam przecierać delikatnie rany, mimowolnie się krzywiąc. - Choć odniosłam wrażenie, że nie tylko ja i Ginsberg się znamy, o ile można to tak nazwać - odzywam się, postanawiając przyjąć taktykę Cordelii. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Pon Maj 12, 2014 12:32 pm | |
| Gdyby ktoś nagle cofnął czas i nie przerwał siedemdziesiątych czwartych Igrzysk, pozwalając wygrać Cypriane, obie z Cordelią i tak spotkałyby się w mieszkaniu tej drugiej. Taka była tradycja, taki był zwyczaj, ukochany dziadek co roku dostarczał swojej wnuczce Zwycięzców aby mogła spędzić w ich towarzystwie cały dzień. Więc los, choć bardzo przewrotny, musiał wiedzieć co robi, stykając dziewczyny ze sobą w tej ciemnej uliczce. Panna Snow bardzo mocno starała się zapomnieć o tym incydencie, mimo iż nie minęła od niego nawet godzina. Nie na próżno wyćwiczyła jednak spychanie natrętnych wspomnień i przemyśleń gdzieś na tył głowy, a łazienkowy krajobraz i wszystko, co się na nim działo był wystarczającym powodem na odwrócenie jej uwagi. Skupiła się na swoim gościu, obserwowała jak Cypriane obmywa rany wodą utlenioną i przykłada bandaże, jak zastanawia się nad czymś, ale oczywiście nie wypowiada na głos swoich myśli. - W takim razie teraz musiałaś go jeszcze bardziej rozjuszyć – stwierdziła spokojnie, choć przecież komunikowała dziewczynie, że brutalny, pozbawiony skrupułów naczelnik więzienia będzie chciał dorwać ją jeszcze mocniej niż wcześniej – Ale jestem pewna, że gdy zgłosisz tę sprawę odpowiednim władzom, chętnie pomogą ci z problemem – zakpiła. Nie mogła winić Cypriane za to, że podczas rebelii opowiedziała się po stronie Trzynastki, ale mogła zadrwić z tego, jakie były priorytety obecnego rządu. Przy okazji chciała też wybadać co panna Sean o tym wszystkim myśli, dlatego niby od niechcenia sięgnęła po lody, ale tak naprawdę obserwowała swoją towarzyszkę jeszcze uważniej. Przecież nie spodziewała się usłyszeć poglądów wprost, ale miała nadzieję, że blondynkę zdradzi jakiś grymas na twarzy lub gest. Przez chwilę myślała o Trzynastce, jedynym dystrykcie, którego nigdy nie odwiedziła (z oczywistych przyczyn) i jedynym, do którego nigdy nie chciałaby się wybierać. Wydawać by się mogło, że wszyscy w Dzielnicy Rebeliantów znają się właśnie stamtąd, skoro nawet Gerarda i Cypriane połączył tam krótki i niezbyt fortunny epizod. Słysząc pytanie o własne koligacje z Ginsbergiem, Cordelia tylko przewróciła oczami. Sięgnęła po łyżkę i zanurzyła ją w waniliowej masie. - Porachunki z getta – wzruszyła ramionami, starając się zdradzić jak najmniej, ale jednocześnie aż paliła się do opowiedzenia Sean o wszystkim, co doprowadziło ją do pierwszego spotkania z naczelnikiem więzienia. Były w tym samym wieku i w gruncie rzeczy nawet sporo je łączyło, więc gdyby nie odmienne doświadczenia, kto wie, może kiedyś zebrałoby im się na zwierzenia, a lody miałyby szanse stać się stałym elementem spotkań. - Pewnego razu w Kwartale uratował coś więcej niż tylko moją cnotę – mruknęła znad kubełka, nie wzbogacając swojej opowieści o Violator, bo wszystko było już wystarczająco dramatyczne, a poza tym nie chciała widzieć miny Cypriane, która przez krótką sekundę na pewno zastanowiłaby się, czy Cordelia pracowała w tym przybytku. – Więc chyba miałam wobec niego jakiś dług. Teraz mam półtora i telefon do odzyskania. Nie chciała nawet myśleć, do czego będzie zdolny Gerard, gdy spotkają się następnym razem. Na szczęście był to problem na później, więc teraz można było odsunąć go w kąt.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Cordelia Snow Pią Lip 04, 2014 8:40 pm | |
| Miałam coś napisać odnośnie mojego tempa, ale może jednak nie. ._____.
W milczeniu słucham Cordelii, patrząc, jak śnieżnobiałe wcześniej waciki powoli nasiąkają krwią. Chociaż najchętniej podeszłabym do lustra i sprawdziła, czy zmyłam ją już całą, jakaś nieznana siła nie pozwala mi ruszyć się z miejsca. A może to po prostu napięcie, które jeszcze nie do końca opadło i męczące mnie uczucie, że wcale nie jestem bezpieczna. Choć - co i tak nie pociesza mnie nawet w najmniejszym stopniu - nigdy zresztą nie byłam. Mimowolnie potrząsam głową, chcąc pozbyć się tych myśli, a skupić uwagę na słowach mojej wybawicielki. Staram się zrzucić całą winę na zmęczenie, które już w drodze do domu Cordelii zastąpiło buzującą mi w żyłach adrenalinę. Wydarzenia w uliczce zdecydowanie wyczerpały moje siły, a trzymając przez dłuższy czas ręce przy twarzy, mam wrażenie, że są zrobione z ołowiu. Mimo to któraś część mnie uparcie nie chce okazać nawet najmniejszego śladu zmęczenia. I o dziwo słucham tej części, uparcie przemywając wodą utlenioną liczne drobne rany na twarzy. Zaciskam zęby i przelotnie zastanawiam się, co zobaczę w lustrze następnego dnia. Niespodziewanie czuję nagły przypływ złości, który chwilowo przysłania zmęczenie, że przez Ginsberga w najbliższym czasie będę musiała się nieźle nagimnastykować, by ukryć ślady po walce. Słowo walka ma w moich myślach gorzki posmak. - Nie mam wątpliwości, że przetrząsną całe Panem, żeby go znaleźć i wsadzić za kratki. Co więcej, prezydent Coin sama tego dopilnuje - odpowiadam Cordelii, słysząc kpinę tym razem w swoim głosie. Mimo iż więcej niż zawsze podejmuję błędne decyzje, jednego jestem pewna - zgłaszanie władzom tego, co zrobił Ginsberg, nie przyniesie niczego dobrego. Mężczyzna posiada zapewne wiele kontaktów, a nawet jeśli nie, ma sposoby, by je szybko zdobyć i zatuszować sprawę. A w następstwie mnie dopaść. Bardzo chciałabym wierzyć, że znów zanurzę się w Kapitolu i nie zostanę znaleziona, jednak los niemal zawsze ma zupełnie inne plany co do moich marzeń. I dlatego nigdy nie mogę mu ufać. Z westchnieniem odkładam w końcu wacik i sięgam po następny, chcąc przemyć dłonie. Ostatni rok zostawił na nich niezliczone blizny, a Głodowe Igrzyska odebrały palca lewej ręki, więc kolejne ślady po ranach nie powinny robić zbyt dużej różnicy. W tym momencie aż dziwny wydaje się być czas, kiedy tak rozpaczliwie dbałam o swój wygląd i spędzałam godziny, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze w przeświadczeniu, że we wszystkich dystryktach nie ma piękniejszej dziewczyny ode mnie. Jednak teraz silniej niż dotąd odczuwam, że podczas drogi, która zaprowadziła mnie ostatecznie do Kapitolu, zgubiłam gdzieś tę próżność. Choć czasami nawet za nią tęsknię, uroda i tak zdaje się być jedynie kolejną z rzeczy, które najłatwiej jest stracić. Poza tym nie pozostał już nikt, dla kogo starałabym się ładnie wyglądać. Prawie nikt. Kiedy słyszę, w jaki sposób Cordelia poznała Ginsberga, unoszę nieznacznie brwi, nie przestając owijać sobie dłoni bandażem. - Wybacz, ale to brzmi aż nieprawdopodobnie. Tam w uliczce bynajmniej nie chciał ratować ani mojej cnoty, ani twojej - mruczę pod nosem, zawiązując supeł. Pomimo upływu czasu moje palce nadal pamiętają co najmniej kilkanaście rodzajów splotów - kolejna namiastka rodzinnego dystryktu, którą udało mi się uchwycić i umieścić w nowym życiu. - Ale dość o Ginsbergu. Milczę przez moment, przyglądając się swojemu dziełu. Czuję, jak słowo, które powinnam wypowiedzieć już dawno, ciąży mi na języku, chcąc w końcu rozbrzmieć. Nieokreślone uczucia przemykają ukradkiem przez moje serce, aż w końcu wydobywam z siebie głos, pilnując, aby nie zdradzić tym samym żadnego z nich. - Dziękuję. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Czw Lip 10, 2014 10:12 pm | |
| Na Ciebie warto poczekać < 3
Cordelia zawsze wykazywała niezdrowe zainteresowanie Zwycięzcami Igrzysk, śledziła wzmianki w prasie, żywo interesowała się ich poczynaniami w Dystryktach, uważając ich za ciekawych i wartych uwagi ludzi. Gdy spotykała ich później w zaciszu pałacu prezydenckiego, większość okazywała się nie mieć nic wspólnego z obrazem, jaki wykreowały media. Niby nie było to nic dziwnego, ale Snow pozostawała zawiedziona, bo zamiast uroczej pogawędki otrzymywała reżyserowaną porcję komplementów. Odkąd zaczęła pracować w Sunflower i osobiście zetknęła się z Cypriane, próbowała zakwalifikować ją do którejś z kategorii – spełnionych oczekiwań lub spektakularnych porażek. I wciąż nie mogła się zdecydować. Dziewczyna, przemywająca sobie okaleczoną twarz puchatymi wacikami, w niczym nie przypominała teraz tej trybutki, która usiadła kiedyś okrakiem na ciele ofiary i wyryła jej na czole swoje imię. Snow mogła wreszcie do woli przyglądać się Cypriane, w końcu była u siebie, ale wciąż nie potrafiła jednoznacznie jej określić lub zaszufladkować. Wcześniej jedynie lekko ją to ciekawiło, a teraz zaczęło coraz bardziej przyciągać uwagę. Wyzwanie? Być może. - Podpadanie prezydent Coin jest taakie straszne – przewróciła oczami i świetnie zagrała przekonującą kwestię, jednak prawda była taka, że stara Alma od dawna była jedynym strachem Cordelii. Nie bała się fizycznego cierpienia (może dlatego, że poważnego jeszcze nie doświadczyła, nawet na Arenie), ale im większe wpływy miała Coin, tym rodzina Snowów pogrążała się coraz bardziej. A do tego przecież nie można było dopuścić, jeśli chciało się jeszcze kiedyś powrócić w glorii i chwale. Zajadając się lodami i przypatrując Cypriane, Cordelia siłą rzeczy musiała cofnąć się myślami do wydarzeń w Kwartale, podczas których Gerard Ginsberg został jej cichym bohaterem. To śmieszne, bo przecież znała jego późniejszą reputację, ale dopóki nie była naocznym świadkiem demonstracji tej… potęgi, nie umiała się tym przejmować. Teraz, gdy wiedziała jak potrafił być bezwzględny, coś ścisnęło ją w gardle. Czy jej taryfa ulgowa (jeśli w ogóle takową miała, a nie tylko to sobie wyobraziła) zniknęła definitywnie? Czy ma u niego jeszcze większy dług, a może oficjalnie wkroczyli na wrogą ścieżkę? Podpaść postrachowi połowy miasta, wspaniałe osiągnięcie! Z ulgą przyjęła więc ukrócenie tematu przez pannę Sean, sama nie chciała już więcej roztrząsać tej kwestii. Przyglądała się blondynce, jak ta gryzie się z własnymi myślami i wyraźnie próbuje coś z siebie wydusić… Snow uśmiechnęła się, bo w takim wypadku mogło chodzić tylko o jedno. I rzeczywiście. - Dziękuję. - Nie powiem „do usług”, bo mam nadzieję, że coś takiego się więcej nie przydarzy – zaznaczyła, wpatrując się w swoją rozmówczynię uważnie – Ale jeśli chcesz, możesz zostać na noc, a jutro mój ojciec odwiezie Cię do domu. Nie mogła polegać na taksówkarzach, przecież Ginsberg mógł wynająć jakiegoś i przejąć Cypriane, gdyby ta tylko wystawiła nos z domu Cordelii. Jej własne prawo jazdy było jeszcze w trakcie doszkalania, więc wolała nie szarżować po ulicach Kapitolu sama. Wyobraziła sobie nagle siebie i Cypriane, siedzące w pidżamach na łóżku i oglądające babski film… w jakiejś alternatywnej rzeczywistości coś takiego może mogłoby mieć miejsce. Ale nie tutaj i nie teraz. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Cordelia Snow Pon Lip 14, 2014 9:36 pm | |
| Kiedy wyczuwam na sobie ciężar spojrzenia jasnych i pewnych siebie oczu Cordelii, przygryzam lekko dolną wargę, nawet nie próbując zaprzeczać, że dziewczyna właśnie mnie analizuje. Wbijam więc nerwowo wzrok we własne dłonie, poprawiając bandaż, choć tak naprawdę wcale nie muszę tego robić. Po prostu panicznie potrzebuję czegoś, czym mogłabym zająć myśli i udawać, że nie zauważyłam wzroku Cordelii. Mimo wszystko gdzieś wewnątrz mnie kiełkuje jednak przeczucie, że Snow jest na tyle spostrzegawcza, by dostrzec również tę zmianę w moim zachowaniu. Błądzę zatem spojrzeniem od bandaży do regularnych linii lśniących kafelków, starając się zachować niewzruszoną minę i ukryć emocje w najciemniejszym kącie swojego umysłu. Nie przewiduję jednak faktu, że wszystkie takie kąty są już dawno zajęte. To przed czym próbuję się schować, męczy mnie, odkąd zobaczyłam Cordelię w uliczce, lecz dopiero teraz dociera do mnie gorzka nuta tej myśli. Nazywanie uczuć po imieniu nigdy nie należało w moim przypadku do najłatwiejszych, tak jakby wszystkie lata, które spędziłam na trenowaniu do Igrzysk, zamknęły tę umiejętność w ogromnej skrzyni i wyrzuciły klucz. A gdy już natrafiłam na ten klucz, nie jestem nawet pewna, czy chcę przyznać się do kąsającego uczucia, jakiego bezskutecznie staram się pozbyć, wbijając wzrok w wypolerowane na błysk kafelki. Bo jestem zazdrosna. Bo patrząc na Cordelię, jestem zwyczajnie zazdrosna. Nie chodzi jednak o wszystko, co miała w dawnym życiu - przeszłość jest martwa, choć i tak rozpaczliwie staramy się ją reanimować. Ani o to, że w nowym przeżyła koszmar Igrzysk i znów udało jej się dostać przynajmniej część tego, czego chciała. Każda przemykająca teraz przez moją głowę myśl zazdrości jej po prostu siły charakteru, umiejętnego ukrywania słabych stron, których ja nigdy nie zdołam schować na tyle głęboko, by nikt nie mógł się nawet domyślać, jak wiele ich jest. Cordelia ma wszystko, co zawsze chciałam widzieć w sobie i co nie sprawiłoby, że kuliłabym się ze strachu w uliczce. Kiedy podnoszę wzrok i w końcu zmuszam się do spojrzenia w jej na pozór obojętne, lecz zawsze śledzące sytuację oczy, czuję tylko zazdrość. Już nawet nie wdzięczność za uratowanie mnie. Mrugam kilkakrotnie, czując, jak płoną mi policzki. Trochę zbyt gwałtownym ruchem sięgam na oślep po wysychający powoli wacik i ocieram nim twarz, udając, że pominęłam gdzieś krew. Modlę się w myślach, aby wyglądało to w miarę naturalnie. I aby Snow nie domyśliła się, co takiego nie daje mi spokoju. - Nie trzeba - wyduszam w końcu, odkładając wacik. Mam wrażenie, że nie wytrzymam długo, grając w grę zgadnij, o czym myślę. - Dam radę wrócić do domu, o ile Ginsberg nie stoi właśnie pod drzwiami łazienki i nie podsłuchuje naszej rozmowy. Zdobywam się nawet na posłanie Cordelii bladego uśmiechu, choć tak naprawdę nie podoba mi się perspektywa przemykania ze strachem przez ciemniejsze uliczki i trzymania się rozpaczliwie jak największego tłumu - nieświadomego gorączkowego łomotu mojego serca i nerwowych spojrzeń. Mimo to jeśli chcę wrócić szybko do domu i starać się zapomnieć o wszystkim, muszę zaryzykować. - Po prostu odprowadź mnie do drzwi - mówię jeszcze i podnoszę się z pufy, zmierzając w stronę wyjścia. Próbuję podziękować Snow drugi raz, ale odkrywam, że mam zbyt ściśnięte gardło, by powiedzieć coś jeszcze. Nie wiem, czy uda nam się przetrwać następny dzień w pracy. Hihihi. <:
// iii to będzie zt. <3 |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 5:25 pm | |
| | Po grze w ADB, 15.06.2283
Przez chwilę znów czuła się tak, jak gdyby miała szesnaście lat i wybierała się właśnie oglądać Dożynki w rezydencji dziadka. Sukienka, buty, fryzura – wszystko musiało być starannie dopasowane i dopięte na ostatni guzik, choć przecież tegoroczne losowanie trybutów miała śledzić z własnego salonu. Nie mogła jednak odmówić sobie tej przyjemności, by choć raz (być może ostatni) poczuć się jak za dawnych czasów wspaniałego Kapitolu. Daisy miała zasiąść obok niej, równie wystrojona, a po wiadomościach, jakie zdążyły ze sobą wymienić wcześniej tego dnia, panna Snow wywnioskowała, że jej kuzynka jest naprawdę bardzo podekscytowana. Uśmiechnęła się pod nosem, wspominając listę mentorów, sporządzoną w esemesach. Kiedy myślała już, że bycie typową nastolatką przepadło bezpowrotnie, działo się właśnie coś tak beztrosko dziewczęcego, jak ocenianie chłopców (i mężczyzn) na podstawie wyglądu. Zgadzały się z Daisy w dwóch przypadkach, reszta była dość kontrowersyjna, ale dziewczyny miały jeszcze przecież cały dzień na dyskusje. Zamiast debatować nas tragedią, jaką były Igrzyska, panna Snow zastanawiała się, czy może liczyć na porządnych trybutów pod swoimi skrzydłami. Takie płytkie myślenie było jednak tylko sposobem na oszukanie samej siebie - nie mogła pozwolić, by emocje wzięły górę, by Coin choć przez chwilę pomyślała, że w końcu złamała Cordelię, wnuczkę swojego dawnego wroga. Nie udało jej się to na poprzednich Igrzyskach, a na tych wcale nie miało być inaczej. Snow nie miała już w Kwartale nikogo, kto mieściłby się w przedziale wiekowym trybutów i zarazem wzbudzał jej zainteresowanie. Pani prezydent nie mogła jej już zranić. - Szkoda, że losują za nas automatycznie, zobaczyłybyśmy Finnicka - westchnęła, opadając na kanapę, po tym jak zamknęła drzwi salonu i oznajmiła rodzicom, by nie zbliżali się do nich przez najbliższe dwie godziny - Dobrze, że Sabriel udało się uciec w zeszłym roku. Lubiłam ją. Nie mogła powiedzieć kuzynce, że spotkała się z panną Kent, nie mogła też sprzedać jej pikantnej ploteczki, jaką był romans Odaira i jego zeszłorocznej trybutki. Miała nadzieję, że Daisy wybaczy jej to zaniechanie, gdy ten news w końcu wypłynie (a na pewno tak będzie). - Zanim zaczniemy, chciałabym ci jeszcze o czymś powiedzieć - nie mogła dłużej ukrywać podekscytowania wiadomością otrzymaną od Mallory Hearst, szampan i kieliszki stały już na stole - Reaktywujemy OUTFLOW, zostałam asystentką naczelnej! Cordelia miała brać udział w powstawaniu magazynu, który namiętnie przeglądały i kolekcjonowały z kuzynką przed wybuchem rebelii. Jeśli użyje odpowiedniej siły perswazji to kto wie, może Daisy mogłaby trafić na okładkę? Trzeba było jakoś odwrócić jej uwagę od Igrzysk, bo tak żywe zainteresowanie nimi, jakie wykazywała panna Daignault, było w obecnych czasach niebezpieczne. Na szczęście w czterech ścianach nic im nie groziło, a przynajmniej tak myślała Cordelia. Już za chwilę miało się okazać, że nie mogła mylić się bardziej. |
| | |
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 5:49 pm | |
| | po wszystkich grach, jakie miały/mają miejsce + kiczciuszki
Podekscytowanie było zbyt łagodnym określeniem na stan, w jakim znalazła się Daisy w dniu Dożynek. To nie było jakieś tam uradowanie, że w końcu coś zaczyna się dziać; to nie było szczęście, że znajduje się w bezpiecznym miejscu, niezagrożona ręką Losu; to nie było nawet podniecenie, malujące jej złote policzki na burgundowy kolor. Gdyby Di mogła pochwalić się wspaniałym doświadczeniem erotycznym mogłaby opisać swoje przeżycia wewnętrzne jako te bliskie orgazmowi, ale...przecież takiego jeszcze nie przeżyła. Miotała się więc od rana w stanie wskazującym na naćpanie się całym zestawem morfaliny wyciągniętym z szuflady Mathiasa. Wyszukanie odpowiedniej sukienki na ten rozkoszny wieczór, dopasowanie butów, trzykrotnie umycie włosów i próby zrobienia z nich loków - gdzieś umknęło jej nagle kilka godzin. Nie żałowała jednak; była do szaleństwa wręcz niecierpliwa i gdyby nie zajęła czymś swoich wypielęgnowanych rączek to pewnie postradałaby zmysły w oczekiwaniu na wybicie południa. Na szczęście pojawiła się w salonie w całkiem niezłej formie psychicznej, prawie wywracając się w progu na wysokich obcasach. Podłogi były śliskie i w ostatniej chwili złapała się framugi, zanosząc się naćpanym chichocikiem i obrzucając wzrokiem złotą Cordelię. - Ktoś tu się widzę zainspirował! - mrugnęła do niej łobuzersko, niby przypadkiem dotykając swoich nagich, złotych ramion pokrytych gęsią skórką. Nie z zimna - raczej z skumulowanej frajdy. Czuła się tak jak za młodu, kiedy jej największym zmartwieniem był dobór lakieru do paznokci i nie zamordowanie Cordelii za wyrwanie starszego kolegi. Teraz jednak nieco dojrzała i nawet jeśli uznała, że Cords prezentuje się w kiecce o wiele lepiej od niej samej, to nie skomentowała tego w żaden sposób (a typowym komentarzem Daisy było zazwyczaj wydrapanie oczu i wylanie butelki szampana na kreacje kuzynki), ruszając w kierunku kanapy już pewnym, modelkowym krokiem, opadając na poduszki i wyciągając nienaturalnie długie nogi na pół pokoju. Dosłownie. Dzięki ci, kapitolinska techniko medyczna! Przynajmniej w tym wyzwaniu centymetrowym - typowym zazwyczaj dla chłopców - wygrywała z Cordelią bez wysiłku. - Finnick jest nie-sa-mo-wi-ty. Myślisz, że w tym jego Czternastym Dystrykcie jest więcej takich chłopców? - spytała całkiem serio, wzdychając na samo wspomnienie nagiego torsu ukochanego Zwycięzcy, którego plakatami miała obklejone pół pokoju. - Mam nadzieję, że dadzą mu jakąś przebrzydłą trybutkę. Najlepiej z wszami, parchem i garbem - dodała złowieszczo, poprawiając proste włosy spływające aż za oparcie kanapy. Nici z loków; i tak cud, że wyszła z Kwartału bez konieczności ogolenia się na łyso. Cóż, i tak wyglądała zjawiskowo...podobnie jak tryskająca radością Cordelia, dzieląca się dobrą nowiną. Dawna Daisy pewnie w tym momencie zaczęłaby wyć z zazdrości, ale obecna Daignault uśmiechnęła się tylko wyjątkowo łagodnie (co oznaczało wewnętrzną chęć mordu) i sięgnęła po kieliszki, wciskając jeden w dłoń kuzynki. - Tak się cieszę! - pisnęła, obdarzając twarz Cordsa przyjacielskimi całuskami. - A tak naprawdę to zżera mnie podła zazdrość, ale i tak - gratuluję. - dodała całkiem szczerze, zaprzestając w końcu molestowania i stuknęła swój kieliszek o ten cordeliowy, opadając znów na poduszki i wypijając szampana nieelegancko, jednym duszkiem. - Może będziesz przy sesjach zdjęciowych...koniecznie przeforsuj pomysł nagiej rozkładówki z Malcolmem! Dojrzałe piękno w rozkwicie. I Malcolm. Ze sterczą...ze storczykami. - zaczęła snuć swoją wizję, zerkając raz po raz na ekran telewizora.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 8:24 pm | |
| Księżniczki Kapitolu zasiadły przed telewizorem, ubrane w szykowne sukienki, obwieszone złotem i perłami, a na stoliku czekał już na nie drogi szampan. Ktoś mógłby stwierdzić, że nic nie zmieniło się od czasu rządów Snowa, że czas zatrzymał się dla jego wnuczki i całej jej rodziny. Prawda była taka, że iluzję prosto było zbudować, używając do tego mechanizmu wyparcia, mieszając egoizm z nadmierną pewnością siebie. Napompowany do granic możliwości balonik już tylko chwile dzieliły od spektakularnego pęknięcia, ale żadna z siedzących w salonie blondynek nie mogła o tym wiedzieć. - Już wiemy, kogo nie sponsorować – zażartowała, spoglądając z zazdrością na długie nogi kuzynki, ułożone oczywiście w taki sposób, by były jak najlepiej wyeksponowane. Gdy były młodsze, zawiść często wywoływała mniejsze lub większe kłótnie, ale teraz dorosłe panny Daignault i Snow były już ponad to. A może po prostu nauczyły się kłamać jeszcze lepiej lub na stałe przytwierdziły maski do swych pięknych twarzy? - Oczywiście, że będę przy sesjach zdjęciowych – prychnęła z oburzeniem, ale już po chwili bombardowała kuzynkę propozycjami – Chciałabyś trafić na okładkę? A może na sesję z mentorami? Gdyby tak ustawić Was z Finnickiem obok siebie, mogłabyś być jak syrena, no wiesz, te morskie klimaty z jego dystryktu… Paplała w najlepsze, gdy nagle na ekranie telewizora pojawiła się znienawidzona twarz Almy Coin. Wystawiła język i skrzywiła się nieznacznie, ale zaraz potem zaczęła uciszać Daisy i sięgnęła po szampana. - Niech los Wam sprzyja! – wykrzyknęła i otworzyła butelkę, zanim jeszcze doszło do losowania. Korek wystrzelił gdzieś w kierunku drzwi, a spieniony trunek spłynął na palce Cordelii, jednak dziewczyna absolutnie się tym nie przejęła. Nalała go do kieliszków i czym prędzej usiadła z powrotem na kanapie. Podekscytowanie kuzynki zaczęło się udzielać także jej. Even, Yves, Amadeus, Sebastian… czterej dotychczas wylosowani trybuci wzbudzili jej zainteresowanie i nie mogła nie podzielić się tym z Daisy, głośno komentując wygląd każdego z nich. Powinna zorientować się, że coś było nie tak, przecież gdzieś już słyszała nazwisko Everhart, ale wciąż nieświadoma niczego, piła swojego szampana i oczekiwała, aż jej własna twarz pojawi się na ekranie. I w końcu to nastąpiło, a Cordelia uśmiechnęła się nawet pod nosem, jednak już po chwili uśmiech ten zamienił się w prawdziwy grymas. Nie kojarzyła kompletnie panny Haggard, ale doskonale znała Alexandra Amitiela. A raczej – jego nazwisko, ponieważ chłopak był synem Gabriela Amitiela, ich sąsiada. Sąsiada. Z Dzielnicy Rebeliantów. Panna Snow poderwała się na równe nogi, odkładając czym prędzej kieliszek na stolik. Serce zaczęło jej bić tak szybko, jakby chciało się wyrwać z piersi, a nazwisko Pandory Rouse tylko spotęgowało strach, jaki zaczęła odczuwać na całym ciele. Chyba nie bała się tak od momentu wylądowania na Arenie, tym razem jednak już wiedziała co ją czeka. Wiedziała, ale jednocześnie przez te kilka zdradzieckich sekund próbowała odegnać złe przeczucie. Nie zrobi tego, nie zrobi tego, nie zrobi tego. Daisy Daignault. Zrobiła. Krew odpłynęła jej z twarzy, a Cordelia opadła na kanapę w akompaniamencie głuchego jęku, który wyrwał się z jej ust. Po omacku wyszukała dłoń Daisy i ścisnęła ją mocno, nie dbając o to, że miażdży kuzynce palce, a jej pierścionek wbija się w jej własne. Nie zorientowała się nawet, że to nazwisko Finnicka, którego jeszcze przed sekundą wspominały z takim uwielbieniem, znajduje się nad głową jej kuzynki. Ukochanej kuzynki, jedynego pozostałego przy niej członka rodziny, który naprawdę ją obchodził. Jedynej osoby, którą naprawdę kochała i nie bała się tego nazwać. To śmieszne, że oczywistość tych wszystkich uczuć dotarła do niej w momencie, w którym na Daisy podpisano wyrok śmierci. Snow nie wierzyła, że mógłby to być zwykły błąd systemu, Coin była zbyt sprytna, zbyt cwana, by pozwolić na coś takiego. Dotychczas Cordelia była przekonana, że Stara Alma wyłącznie kopiuje pomysły jej dziadka, nie radząc sobie z utrzymaniem władzy w garści. Jednak Corionalus Snow nie skazałby na śmierć dzieci swoich popleczników. Tą jedna decyzja sprawiła, że pani prezydent była skończona, ale Cord nie umiała się teraz tym cieszyć. - Zabierz kurtkę i jakieś wygodne buty – odzyskawszy głos, spojrzała na swoją kuzynkę po raz pierwszy od momentu, w którym jej nazwisko pojawiło się w puli – Wychodzimy. Nie zabiorą Cię, nie pozwolę im. Kompletnie nie wiedziała, co ma teraz począć, była jednak pewna, że wszystko będzie lepsze niż czekanie w domu na pojawienie się Strażników Pokoju. To przed nimi musiały uciec, bo Cordelia była pewna, że żadnych wyjaśnień ze strony pani prezydent nie będzie. Jak tylko Daisy pojawi się w ośrodku, zrobią z niej trybulkę. Alma Coin idzie na dno, ale ciągnie Cię za sobą, pomyślała jeszcze, zanim podniosła się z kanapy, gotowa wybiec z domu nawet w tej chwili. Jej rodzice pewnie kulili się już ze strachu w kuchni, więc gdyby ukradła samochód ojca, miałyby jeszcze szanse przedostać się przez Kapitol i wyjechać. Gdziekolwiek, byle dalej. Snow była gotowa zostawić stolice, swoje ukochane miasto daleko za sobą, byle tylko Daisy była bezpieczna. Spojrzała więc na kuzynkę błagalnie, pospieszając ją w duchu i starając się nie zdradzić ani jednym gestem, jak bardzo jest przerażona. Lepkie od szampana palce wczepiła więc w sukienkę i odliczała sekundy do wyjścia z domu.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 8:39 pm | |
| Dziewczyny nie zdążyły opuścić mieszkania; w kilka minut po zakończeniu losowania pod budynek podjechał samochód, z którego wysiadło trzech Strażników Pokoju (czwarty został na miejscu kierowcy). Dwóch mężczyzn i jedna kobieta szybko znalazło się przy drzwiach. W mieszkaniu rozległo się głośne, natarczywe pukanie. - Oddział Strażników Pokoju, proszę otworzyć! - krzyknął najwyższy z mundurowych, najprawdopodobniej dowódca oddziału. Nie musieli czekać długo. Po wpuszczeniu do środka przez ojca Cordelii, bez zbędnych tłumaczeń skierowali się do pomieszczenia, w którym znajdowały się dziewczyny. Kobieta zwróciła się do Daisy. - Dostaliśmy polecenie odeskortowania cię do Ośrodka Szkoleniowego, gdzie pozostaniesz do czasu wyjaśnienia błędu systemu, który nastąpił w trakcie losowania trybutów. Samochód czeka na zewnątrz. - Nie była niemiła, ale widać było, że nie dopuszcza wystąpienia żadnych komplikacji, i że chciałaby załatwić sprawę jak najszybciej. Obrzuciła Daisy niecierpliwym spojrzeniem, po czym chwyciła ją za łokieć, ciągnąc w stronę drzwi wyjściowych. |
| | |
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 9:10 pm | |
| Kanapa wydawała się Daisy niezwykle wygodna i wręcz zapadała się w poduszkach, nie dbając o to, że obcisła sukienka z głupiutkimi falbankami okręciła się jej w dziwny sposób i zamek uwierał ją w lewy bok. Tutaj nie musiała się krygować i nawet nieperfekcyjny outfit nie mógł zepsuć jej doskonałego humoru. Cieszyła się z sukcesów Cordelii - a to świadczyło już o wielkim uczuciu łączącym krewne i niesamowitej dojrzałości Daisy, chichoczącej na każde słowo panienki Snow. Nawet, jeśli właściwie nie mówiła nic zabawnego. W takim stanie upojenia przyszłą krwią trybutów Daignault rozśmieszyłoby dosłownie wszystko, nawet drewniana komoda stojąca w rogu i łypiąca na nie ślepiami z klamek. Irracjonalne; dziecinne: dalej wypatrywała w przedmiotach cech ludzkich. Tak zabijała samotność jako dziecko, pozostawione w wielkim apartamencie. Teraz jednak nie była przecież sama: miała obok siebie jedyną naprawdę bliską jej osobę. Dodatkowo podzielającą jej inteligenckie zainteresowania (ciuchy, chłopcy, kosmetyki) i podniecenie Igrzyskami. Bezwolnie złapała Cordelię za szczupłą rączkę, ściskając ją mocno i puszczając nagle, jakby wstydziła się tego czułego odruchu. Nie zerknęła nawet jednak na reakcję blondynki, wizualizując w swojej głowie siebie na sesji fotograficznej z Finnickiem. Aż pisnęła z zachwytu, prostując się na kanapie i podciągając nogi pod brodę. Objęła łydki ramionami i zaczęła kołysać się w przód i w tył, baaardzo rozmarzona. - To byłoby wspaniałe. Wiesz, mogłabym być nawet półnago. Włosy zasłaniałyby mi piersi i w ogóle. Finnick też mógłby mieć na sobie tylko rybacką sieć! - zaczęła na jednym wydechu, przekazując Cordelii tą niewyobrażalnie fascynującą wizję okładki z porno dla ubogich. Oczywiście w głowie Daisy było to szykowne i z klasą, ale...cóż, często wyobrażenia blond trzpiotki odbiegały od rzeczywistości. Nawet jeśli chodzi o trybutów; spodziewała się raczej rzeszy pięknych panienek i przystojnych mężczyzn. Zamiast tego obserwowała zmizerniałe twarzyczki dawnych współbraci z Kwartału czując...Nie. Nie wstyd, nie gniew, nie żal. Nienawidziła Coin, ale Igrzyska zaślepiły ją do tego stopnia, że wyjątkowo nie wspominała pani Prezydent. Dożynki stanowiły ukochany rytuał jej dzieciństwa, święto, na które wszyscy czekali; zaprzeczyłaby swojemu arystokratycznemu pochodzeniu gdyby splamiła ten obrazek przeszłości normalnymi uczuciami. Była zbyt mocno podekscytowana i szczęśliwa, że znów jest jak dawniej - Cordelia, drogie ciuchy, krótka sukienka, kradziony alkohol - żeby zastanawiać się nad czymś więcej. W odróżnieniu od swojej kuzynki nie czuła niepokoju nawet po znanych jej nazwiskach. Migały na ekranie i Daisy mogła pić tylko kolejny kieliszek szampana, klaszcząc co jakiś czas w dłonie i piszcząc radośnie kiedy na monitorze pojawiło się nazwisko Finnicka. - O boże, jest i on, ciekawe kto mu się... - zaczęła mega wysokim tonem, aż siadając na kanapie w wyczekującej pozycji i...To trwało kilka nieziemsko długich sekund. Najpierw zorientowała się, że od kilku chwil Cordelia przestała towarzyszyć jej w aplauzie i szczęściu; potem: że nazwisko świecące tuż pod personaliami Finna jest jej dziwne znajome. Owszem, potrafiła czytać, analfabetyzm wtórny jej nie groził (wbrew plotkom), ale mózg Daisy nie potrafił połączyć sensownie Daisy Daignault z ekranu z Daisy Daignault siedzącej na kanapie, z kieliszkiem w dłoni i powoli topniejącym uśmiechem na twarzy. Mignięcie, pokazano kolejną parę trybutów, ale Di nie poruszyła się nawet o milimetr, dalej siedząc w skulonym oczekiwaniu, jakby miała zaraz zerwać się na równe nogi i zapiszczeć z zazdrości o trybutkę Finnicka. Ona była trybutką Finnicka. To, w jak wielkim szoku znalazła się Daignault, doskonale pokazywała jej reakcja. Nie było śmiechu, machnięcia ręką i umierania z pomyłki na ekranie. Po prostu pokręciła głowa, najpierw powoli, potem coraz szybciej, aż włosy rozplotły się jej całkowicie, przykrywając dłoń zmiażdżoną w uścisku Cordelii. To właśnie ból palców przywrócił ją do względnego stanu przytomności. Wystarczył rzut oka na kuzynkę i już wiedziała. Ktoś nieznający dokładnie Daisy mógłby pomyśleć, że zacznie szlochać i szukać ukochanej szminki, żeby umalować się przed ucieczką, ale w sytuacjach podbramkowych Daignault wykazywała się zaskakującym zdrowym rozsądkiem. Przynajmniej chwilowym; bez słowa zerwała się z kanapy, zrzucając z nóg wysokie szpilki i wyciągając z szuflady komody portfel i klucze. - Zdążymy - rzuciła tylko przez ramię, podbiegając do szafy przy akompaniamencie walenia w główne drzwi domu. Szybkość, z jaką zjawili się tutaj Strażnicy przyprawiła ją o gęsią skórkę, nie skamieniała jednak i nawet w momencie, w którym do pokoju wkroczyli mundurowi, nie przestała ubierać rękawów ulubionego płaszcza Cordelii. - Na wyjaśnienie błędu waszego pieprzonego systemu poczekam tutaj - rzuciła przez ramię bardzo chłodno i pewnie dalej zachowywałaby się z klasą, gdyby nie mocne szarpnięcie za łokieć. Klucze i portfel wypadły jej z rąk, schyliła się, by je podnieść, ale kobieta pociągnęła ją bardziej zdecydowanie. - Zostaw mnie, ty...niekompetentna podróbo altruistki! - wrzasnęła z całych sił, używając także całego zasobu skomplikowanych słów, po czym kopnęła Strażniczkę z całej siły w kostkę, wyrywając się jak piskorz. Albo jak syrenka z ramion Finnicka, wpatrując się jednak w stojącą nieopodal Cordelię z dziecinnym przerażeniem. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 9:50 pm | |
| Chwilę temu chichotały i popijały szampana, a teraz były tak dalekie od stanu wesołości, jak to tylko możliwe. Szok, w jakim znalazła się Daisy, łamał Cordelii serce. Wygrała Igrzyska, przeżyła rzeź na Arenie i wydostała kuzynkę z Kwartału tylko po to, by kilka miesięcy później patrzeć, jak ta ponownie trafia do piekła. Z którego było już tylko jedno wyjście. Bardzo starała się trzymać nerwy na wodzy, ale widok naprędce szykującej się do wyjścia z domu blondynki sprawiał, że miała ogromną ochotę coś rozwalić. Butelkę od szampana, kieliszki, a może nawet cały stolik? Nieważne, byle tylko się wyżyć, byle tylko złość wygrała nad zdenerwowaniem, bo to ostatnie było fatalnym doradcą. I wtedy rozległo się łomotanie do drzwi. Odwróciła głowę tak szybko, że aż zabolała ją szyja, a włosy nieomal chlasnęły po twarzy. Gdyby mogła, wypaliła by wzrokiem dziurę w drzwiach salonowych, tak intensywnie się teraz w nie wpatrywała. Jej rodzice nie mogli być przecież tak głupi, nie mogli otworzyć Strażnikom Pokoju. Którzy pojawili się w ich domu zdecydowanie za wcześnie, by mówić o przypadku. Skąd wiedzieli, że Daisy nie ogląda Dożynek w jakimś innym miejscu? Jak znaleźli się tutaj tak szybko? Od kiedy wiedzieli, kogo trzeba będzie zabrać do Ośrodka? Elementy układanki zwanej jako teoria spiskowa Almy Coin jeszcze nie chciały ułożyć się w głowie panny Snow, ale ta była już pewna, że szanowna pani prezydent otwiera teraz szampana w swoim gabinecie (ironia sprawiła pewnie, że był taki sam jak ten, którego piły Cord i Daisy). Nie minęły dwie sekundy, a trójka Strażników Pokoju wchodziła do salonu, zastając obie dziewczyny w prawdziwym popłochu. Cordelia nie mogła uwierzyć, że jej ojciec był w stanie otworzyć drzwi tym szumowinom, tym samym grzebiąc szanse swojej córki i siostrzenicy na ucieczkę. Tuż nad ramieniem Strażniczki rzuciła mu pełne zawodu i wściekłości spojrzenie, po czym całą swoją uwagę skupiła na scence, która zaczynała rozgrywać się w pomieszczeniu. Była dumna z Daisy i jej odzywki. Przez chwilę bardzo głupia myśl przedostała się do jej głowy – a co, jeśli Daignault nie będzie chciała wyjść, bo została właśnie przydzielona do Finnicka? Na szczęście tak się nie stało, ale plucie sobie w brodę Cordelia wolała odłożyć na później, gdy już obie będą względnie bezpieczne i wolne. Choć na to mogły poczekać nieco dłużej, biorąc pod uwagę fakt, że Strażniczka złapała Daisy za łokieć i zaczęła ciągnąć ją w stronę wyjścia. - Hej! – wykrzyknęła, ale nie zdążyła zareagować przed wrzaskiem kuzynki – Nie ma mowy, nigdzie nie idziemy! Nie dopuszczała nawet możliwości, że mogliby nie zabrać ich obu. Gdyby tylko spróbowali je rozdzielić, natychmiast posmakowaliby gniewu Cordeli Snow, która… patrzyła właśnie zdumiona, jak jej kuzynka kopie Strażniczkę w kostkę. Nie było czasu na przemyślaną relację, blondynka także zerwała się ze swojego miejsca, wskoczyła między kobietę i jej towarzyszy, a następnie popchnęła ją z całej siły w stronę okna. - Wiej! - miała nadzieję, ze odgradzając Daisy od mężczyzn da jej trochę czasu na ucieczkę, więc na wszelki wypadek pchnęła ją w stronę korytarza i sama rzuciła się za nią. Gdyby ojciec miał choć trochę werwy jej dziadka, już wpadałby do salonu i groził każdemu, kto zdecydował się podnieść rękę na jego kochaną Cordelię. Nic takiego się jednak nie stało, a panna Snow chwyciła się ostatniej deski ratunku – wyciągając ręce w stronę wiszącej na wieszaku sportowej torby, miała przeogromną nadzieję, że uda jej się dosięgnąć gazu pieprzowego, ukrytego w kieszonce. Jeśli nie, zapewne przyjdzie jej wykorzystać ciosy, których nauczył ją Tristan.
|
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 10:13 pm | |
| Strażniczka była przygotowana na ewentualny opór Daisy, ale na atak ze strony Cordelii - już nie. Przeklęła pod nosem, tracąc równowagę i prawie upadając. Zanim się pozbierała, dziewczyny były już w korytarzu, ale na szczęście jej towarzysze wykazali się lepszym refleksem. Pierwszy z nich złapał pannę Snow za rękę, wyginając ją do tyłu, dokładnie w momencie, w którym palce jej wolnej dłoni zacisnęły się na gazie pieprzowym; drugi w tym czasie doścignął Daisy, popychając ją przodem na ścianę i unieruchamiając. Z pewnością już dawno wyciągnąłby broń, gdyby rozkazy wyraźnie nie mówiły o dostarczeniu blondynki w całości. - Ten opór jest niepotrzebny, chodzi jedynie o wyjaśnienie nieporozumienia - wysyczał, łapiąc przyszłą trybutkę za nadgarstki, żeby nie próbowała przeprowadzić na niego ataku. W tym czasie do korytarza dotarła również i Strażniczka. - Zbieramy się stąd - powiedziała, utykając lekko na jedną nogę, rozmasowując sobie ramię i mrucząc pod nosem coś o rozkapryszonych gówniarach. |
| | |
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 10:38 pm | |
| Dzięki Cordelii nie wpadła w zwierzęce przerażenie, zatrzymując się na całkiem znośnym etapie dziewczęcej paniki. Czuła obecność kuzynki obok siebie: zapach jej ukochanych perfum, smak słodkiego szampana, widok jej przejętej twarzy. Wszystko to jakoś powstrzymywało potok depresyjnych myśli, ba, tamowało go całkowicie. Krew, trybuci i Igrzyska rozmyły się w ogólnej mobilizacji do walki. Bo co jak co, ale damskie kopniaki i piski towarzyszyły Daisy od dzieciństwa. Może i nie była napakowanym facetem albo silną grubaską, ale jednak na swój sposób stanowiła niezłe zagrożenie. Nie śmiertelne, starała się jednak jak mogła, kręcąc się na wszystkie strony w uścisku strażniczki. Skupiała się wyłącznie na teraźniejszej walce, płacze i szlochy zostawiając na chwilę odpoczynku. Teraz nie miała na takowy szansy, bo Cordelia jak lwica rzuciła się pomiędzy strażników, odpychając kulejącą kobietę i tym samym dając Daisy szansę na ucieczkę. Nie wahała się nawet chwili i nie odwracała po złapanie kolejnych rzeczy; odwróciła się na pięcie i zwinnie przeskoczyła przez próg, gubiąc jednak z ramion płaszcz pachnący wiosną, wieczorami i ulubioną kuzynką. Trudno; został teraz za nią jak czerwona plama krwi? materiału. Miała zamiar przebiec przez cały korytarz, ale zanim zdążyła zrobić porządne dwa kroki napakowany strażnik złapał ją za ręce zdecydowanie mocniej...popychając na ścianę. W urokliwą tapetę w kwiatki; chyba wybierały ją razem z Cordelią i nagła świadomość, że być może po raz ostatni jest w tym nowym domu, wydarła z ust Di cichy, żałosny pisk. Może była to też wina cielska Strażnika, przygniatającego ją nieco i wykręcającego nadgarstki za plecami. Bolało, ale przy takim napięciu mięśni i psychiki nie odczuwała tego jakoś bardzo, ledwo hamując łzy cisnące się jej do oczu, kiedy centymetr przed sobą miała wzorek kwiecistej ściany. Ta chwila załamania trwała jednak dosłownie sekundę; słyszała krzyk Cordelii za sobą i wiedziała, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Dała więc sobie kolejne ułamki sekund na wzięcie oddechu, po czym z całej siły sztucznych nóg zgięła kolano i stopą kopnęła za siebie, mając nadzieję, że trafi strażnika w cenne miejsce na ciele. Jednocześnie ponowiła wiercenie się i szarpanie, wydając z siebie niesamowicie wysoki pisk, zagłuszający uspokajające słowa altruistów. Wrzask tak donośny, że szyby w drzwiach aż zadrżały i samą Daisy rozbolała głowa. Nie był to jednak jęk zarzynanego zwierzątka a raczej donośny krzyk zapowiadający krwawą zemstę i wyzwolenie z okowów durnych strażników. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 09, 2014 11:45 pm | |
| Zachowanie zimnej krwi, o dziwo, znacznie łatwiej przychodziło Daisy. Cordelia była tym faktem niezmiernie zdziwiona, ale przy okazji także dumna. Nie miała jednak czasu na głośne wyznanie swoich uczuć, bo sytuacja w salonie robiła się coraz bardziej gorąca. Odepchnięta Strażniczka nie wpadła na okno, a choć straciła na czujności, jej koledzy pozostawali w gotowości. Jednemu z nich udało się dobiec do panny Snow i chwycić ją za rękę, wyginając ją przy okazji boleśnie do tyłu, na szczęście dziewczyna zdołała jeszcze schwycić gaz pieprzowy palcami wolnej dłoni. Tak, jak uczył ją Grimm, wykręciła się Strażnikowi i choć ręka zabolała ją przy tym jeszcze mocniej, drugą mogła zadać cios. Wycelowała małą puszkę prosto w oczy mężczyzny i z całych sił nacisnęła zaworek, rozpylając gaz. Jednocześnie mocniej zaparła się nogami o podłogę i spróbowała wyrwać z uścisku, Odwróciła głowę i zauważyła, że Daisy jest przyciskana do ściany przez drugiego Strażnika, a widok ten wywołał w niej prawdziwą furię. Co z tego, że miała niespełna siedemnaście lat i była chuda jak patyk? W tym momencie wściekłość dosłownie buzowała jej w żyłach i Cordelia czuła, że jest w stanie zrobić dosłownie wszystko, by uratować swoją kuzynkę z rąk Strażników. Nie miała planu B, nawet plan A nie był dopracowany, ale nie mogła pozwolić im zabrać Daisy. Nie miały gdzie uciekać (choć przez myśl przeszedł jej nagle pewien dom uciech), ale musiały zrobić cokolwiek by jak najszybciej wydostać się z łap Strażników. - Zostaw ją, bydlaku! – rzuciła się na pomoc miłości swojego życia, usiłując wskoczyć na plecy mężczyźnie, który ją przytrzymywał. Podobny chwyt wykorzystała już w pewnym hotelu, tamto starcie skończyło się bilansem jednej zakrwawionej koszulki, dwóch obtartych dłoni, ale także martwym Strażnikiem. Teraz także miała nadzieję, że uda jej się zranić tego zwyrodnialca choć trochę. Nie będzie podnosił swoich obleśnych łap na jej kuzynkę, Cordelia na to nie pozwoli. Rozdzierający krzyk panny Daignault już dawno powinien sprowadzić do salonu państwa Snow. Gdzie byli jej rodzice, gdy Cords najbardziej ich potrzebowała? Dlaczego nie było tu dziadka? Dlaczego nie było Fransa z pistoletem? Gdzie podziewała się Catrice i jej zabawki z arsenału samej Coin? Jak oni wszyscy mogli pozwolić, by zabrali Daisy, by uczynili z niej trybutkę? - Macie natychmiast się stąd wynosić! – krzyczała co sił w płucach, naiwnie jeszcze wierząc, że dwie nastolatki zdołają skutecznie przeciwstawić się trójce Strażników Pokoju. Nie dbała już o sukienkę, ale pierścionek z wystającym oczkiem był doskonałą bronią, zadbała więc o to, by spróbować dźgnąć nim mężczyznę w oko. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cordelia Snow Nie Sie 10, 2014 11:10 am | |
| Wymierzony na oślep kopniak Daisy trafił w nogę. Strażnik zaklął, ale nie rozluźnił uścisku. - Zamknij się, wariatko - warknął, najwidoczniej tracąc już wszelkie pokłady grzeczności i porzucając oficjalny, urzędowy ton. Zajęty szarpaniem się z dziewczyną, nie zauważył obezwładnienia jego kolegi przez Cordelię; do jego uszu dotarło jedynie siarczyste 'kurwa', kiedy rozpylony w powietrzu gaz pieprzowy zaatakował jego oczy. Zawył jak zraniony pies, zasłaniając sobie twarz i cofając się o kilka kroków w tył, wpadając na ścianę i wycofując się na oślep. Mężczyzna, któremu Cordelia wskoczyła na plecy, puścił w końcu Daisy, próbując ściągnąć z siebie blondynkę. Przyszła trybutka nie miała jednak dużo czasu na ucieczkę - pozostawiona do tej pory sama sobie Strażniczka, zdążyła do niej doskoczyć. - Wystarczy tego cyrku - warknęła, również porzucając urzędową maskę i wbijając w przedramię panny Daignault strzykawkę z silnym środkiem uspokajającym, który powinien spowodować utratę przytomności w ciągu jakiejś minuty. Pierścionek Cordelii, wymierzony w oko, trafił w policzek trochę niżej, pozostawiając ja skórze głębokie, poszarpane rozcięcie i pewnie dziewczyna miałaby jakieś szanse ze Strażnikiem, gdyby nie fakt, że po chwili na ratunek koledze rzuciła się kobieta. Pomogła mu uwolnić się od panny Snow, a po chwili oboje trzymali ją za ramiona. - Jeśli się nie uspokoisz, też ci w tym pomożemy - wysyczała, czerwona na twarzy i coraz bardziej wściekła. Jej pensja była stanowczo za niska na takie atrakcje.
|
| | |
| Temat: Re: Cordelia Snow Nie Sie 10, 2014 12:51 pm | |
| Jako dziecko Daisy uwielbiała filmy akcji. Oczywiście te z wątkiem romantycznym - najbardziej lubiła te długie, zmysłowe sceny erotyczne na których nie było widać nawet kawałka nagiego ciała a jednak rozpalały zmysły - pojawiającym się po jakiejś wyjątkowo niebezpiecznej sytuacji. Wybuchy, postrzały, sceny zmieniające się jak w kalejdoskopie: to wszystko wywoływało u niej jakąś namiastkę prawdziwej adrenaliny, której nigdy sama nie przeżywała. Karmiła się sztucznymi emocjami i kreowała je u siebie, zerkając uważnie do lustra czy zachowuje się tak, jak osoby z rozbudowaną psychiką. Czy śmieje się dostatecznie głupkowato, czy oblizuje zmysłowo usta jak panienki lekkich obyczajów z filmów, czy udaje się jej wykonać dziewczęcy grymas zniesmaczenia. Opanowała ten teatr masek do perfekcji. Teraz wiedziała o tym doskonale; mięśnie jej twarzy reagowały tak samo w obliczu prawdziwego przerażenia jak w sklepie w którym ktoś wykupił jej ukochaną sukienkę albo kiedy lakier okazał się o ton ciemniejszy od tego na opakowaniu. Szybciej bijące serce, wnętrzności zawiązane w supeł, bolące od napięcia mięśnie: ciało reagowało równie mocno. I szybko; w jednej chwili kopała na oślep strażnika, w kolejnej słyszała krzyk Cordelii i w końcu ktoś puścił ją i mogła odetchnąć swobodniej, bez twarzy przyciśniętej do ściany. Nie było jednak czasu na ulgę ani na sensowne planowanie swojej ucieczki. Odwróciła się gwałtownie, ale zamiast od razu podbiec do drzwi, zaczęła okładać pięściami trzymającego pannę Snow mężczyznę, kopiąc go i próbując wydrapać oczy. Ostatni paroksyzm agresji i już została odciągana przez strażniczkę. Spodziewała się jakiegoś mocnego ciosu, ale zamiast tego poczuła tylko lekkie ukłucie. Odruchowo się zatrzymała, zerkając w tamtą stronę, ale nie poczuła od razu żadnej słabości. Wrzasnęła tylko jeszcze głośniej, dalej rzucając się na Strazników i piszcząc coś o niekompatybilnych popierdoleńcach. Jej ruchy zaczęły być jednak dziwnie powolne a serce zwolniło rytm; z paniką w oczach złapała spojrzenie Cordelii, zataczając się lekko. - Cords...Cordelia? Cordelia ja nie mog... - zaczęła nieco bełkotliwie, jakby język odmawiał jej posłuszeństwa. Tak może było, ale nie potrafiła się skupić na niczym, mało zgrabnie opadając na podłogę i tłukąc sobie kolana. Obraz rozmazywał się przed jej oczami. - Nie zostawiaj mnie, proszę, nie zostawia... - wychrypiała tylko ostatkami przytomności, próbując utrzymać głowę w pionie, ale po chwili i ona stuknęła o chłodny parkiet. Miała przed oczami migające buty wojskowych, kurz unoszący się z podłogi i grube włókna leżącego zaraz obok dywanu. Wpatrywała się w to wszystko dość bezrozumnie, po czym powieki stały się nieznośnie wręcz ciężkie i Daisy odpłynęła na dobre. Ani razu nie poddając w wątpliwość histerycznej reakcji na błąd w losowaniu. Podskórnie czuła chłodny niepokój, zamieniający się w paraliżujący strach na sekundę przed kompletną utratą przytomności. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Nie Sie 10, 2014 2:13 pm | |
| Wszystko to działo się w zwolnionym tempie, cały chaos w salonie, krzyki, piski i przekleństwa docierały do Cordelii jakby z pod wody. W uszach jej szumiało, serce wyrywało się z piersi, ale musiała zachować zimną krew i przede wszystkim działać. To dziadek nauczył jej prostej prawdy – nigdy nie można się poddawać. Brzmiało to naiwnie, wtedy i teraz, ale poza chwyceniem się takich słów jako ostatniej deski ratunku (i motywacji) panna Snow nie miała już zbyt wiele wyjść z sytuacji. Przewaga Strażników wcale nie malała, choć jeden z nich był w tym momencie oślepiony, a drugi zyskał wspaniałą ranę na policzku. Ich była trójka, a one tylko dwie. I jak się po chwili okazało, byli uzbrojeni nie tylko w pałki i pistolety. - Nie, nie, zostawcie ją – już nie krzyczała, a prawie skomlała jak mały szczeniak, błagając o niemożliwe i jednocześnie ostatkiem sił próbując wyrwać się Strażnikowi. Po chwili poczuła żelazny uścisk kobiety na swoim drugim ramieniu i już nie miała szansy się wyszarpnąć. Zmusili ją by patrzyła, jak Daisy zatacza się i bełkocze jej imię, jak opada na kolana, urywając swoją prośbę w połowie. Snow nie miała już głowy do tego, by zachowywać się tak, jak powinna, ośli upór na nic się zdał, emocje wzięły górę i histeria zawładnęła jej ciałem. Bezskutecznie próbowała wyszarpnąć się dwójce trzymających ją strażników, a gdy kuzynka opadła nieprzytomna na parkiet, Cordelia dosłownie zawyła z bólu, jaki sprawił jej ten widok. - Co z was za ludzie, co z was… - starała się opanować szlochanie, ale teraz było jej już wszystko jedno. Nie miała najmniejszych szans na wyrwanie Daisy z ich rąk, teraz mogła tylko postarać się o to, by samej oberwać jak najmniej. Choć bezsilność była doskonałą podwaliną dla rosnącej w niej furii – Wylosowali dzieciaki z Dzielnicy! Ich rodzice przelewali krew za waszą panią prezydent, a ona wysyła ich dzieci na rzeź! To nie mógł być przypadek, przyjechaliście stanowczo za szybko, służycie tyranowi, ty-ra-no-wi! Próba zmanipulowania Strażników Pokoju była jedynym, co przyszło w tej chwili na myśl rozgorączkowanej pannie Snow. Wzbudzenie podejrzeń, litości, współczucia… chwytała się dosłownie wszystkiego. Przecież nawet te potwory po praniu mózgu muszą coś poczuć. - Muszę się stawić w Ośrodku jako mentorka – dodała po chwili ciszy, uspokajając się nieznacznie, choć wciąż przerzucała nienawistne spojrzenie z jednej osoby na drugą – Jadę z wami. Wiedziała już, że nie zostawi Daisy, ani dosłownie ani w przenośni. Pojedzie z nią lub za nią, zrobi wszystko by wyjaśnić zaistniałą sytuację, a jeśli tej wyjaśnić się nie da, a jej kuzynka zostanie trybutką Siedemdziesiątych Szóstych Igrzysk Głodowych, Cordelia Snow pogrąży wszystkich, którzy są za nie odpowiedzialni. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Cordelia Snow Nie Sie 10, 2014 2:31 pm | |
| Strażnicy puścili Cordelię upewniwszy się, że przestała atakować. Oślepiony mężczyzna powoli dochodził do siebie; wrócił do korytarza, idąc nieco niepewnie, z mocno zaczerwienionymi i zmrużonymi oczami, ale już nie pocierając powiek. Rzucił wrogie spojrzenie stojącej pod ścianą blondynce, ale nie odezwał się; zamiast tego podniósł z podłogi bezwładną Daisy i poszedł z nią w stronę wyjścia, mając zamiar przenieść ją do samochodu. - Sytuacja nie nastąpiła z winy rządu, będzie wyjaśniana - rzuciła kobieta w odpowiedzi na oskarżenia Cordelii, tonem, który nie zachęcał do wdawania się w dyskusję. Kiedy oznajmiła, że jedzie z nimi, tylko wzruszyła ramionami i wskazała na drzwi, w których po chwili zniknęła razem z drugim Strażnikiem, nie sprawdzając, czy dziewczyna idzie za nimi, czy nie.Daisy, budzisz się po mniej więcej godzinie w swoim apartamencie. Cordelia, Strażnicy odwożą Cię do Ośrodka i pozostawiają samą sobie, możesz swobodnie się po nim poruszać. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Pią Sie 15, 2014 2:09 pm | |
| | po powrocie z Ośrodka zgodnie z życzeniem ;*
Od dobrych kilku minut trwała nieruchomo przez lustrem w swojej sypialni. Cienie pod oczami zamaskowała podkładem, użyła swojej ulubionej szminki, ale i tak robiła tylko dobrą minę do złej gry. Poprawiła ramiączko stanika, by było ułożone symetrycznie względem drugiego i zerknęła przez ramię, na łóżko, na którym czekała już na nią czerwona sukienka. Jeszcze wczoraj jego słowa nie zrobiłyby na niej większego wrażenia, z chęcią weszłaby do gry, odpowiadając prowokacją na prowokacje, uśmiechając się pod nosem po każdej odebranej wiadomości. Ale teraz nie miała już pojęcia, czy Finnick Odair mówił serio, czy żartował, czy chciał ją nastraszyć. Nie umiała tego ocenić, ponieważ była za bardzo wytrącona z równowagi. Już podczas zeszłej edycji Igrzysk przekonała się, że kreowany przez media obraz Zwycięzcy różni się diametralnie od tego, co w rzeczywistości reprezentował sobą mężczyzna. Cordelia nie umiała nawet stwierdzić, czy zawiodła się przez to choć trochę, bo triumfator z Czwórki był jedną z niewielu osób, których nie umiała rozgryźć. Czy mówił serio o podłożeniu Daisy na tacy dla Coin? Czy panna Snow naprawdę musiała prosić go, by nie zignorował swoich mentorskich obowiązków? I czy naprawdę życzył sobie czerwonej bielizny dziś wieczór? Nawet ta tak głupie pytanie nie znała odpowiedzi. Próbowała zagrać w jego grę, być sprytniejsza, przechytrzyć go i nawet zaszantażować (Sabriel musiała jej wybaczyć), ale kiedy on zdawał się całkiem nieźle bawić, odpowiadając na jej esemesy, Cordelia traciła grunt pod nogami po każdym z nich. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i nie potrafiła zdobyć się nawet na przećwiczenie serii uśmieszków, które chciała mu zaprezentować, by widział w niej silną, dzielną mentorkę, a nie zapłakaną nastolatkę, której życie wreszcie dawało w kość. Jak daleko byłaby w stanie się posunąć, by pomóc Daisy? W tej chwili wydawało jej się, że granice ma jasno wytyczone, ale jakiś cichy głosik w jej głowie kpił sobie w najlepsze i przypominał jej, że wszystko tak naprawdę rozstrzygnie się już niebawem. Na całe szczęście rodziców nie było w domu, a panna Snow nie miała nawet potrzeby dowiadywać się, gdzie są. Po tym, jak potraktowali ją podczas wizyty Strażników Pokoju, mogli równie dobrze zniknąć z jej życia. Wydostali się z Kwartału dzięki niej, ich własna, niepełnoletnia jeszcze córka zadbała o to, by mieli gdzie mieszkać i co jeść, a teraz odpłacali jej się zupełnym brakiem wsparcia. Cordelia była zbyt zdenerwowana, by zignorować sytuację, dlatego już zaczęła planować, jak mogłaby ich ukarać. Jeśli dobrze pójdzie, będzie przy okazji mogła wyłożyć pieniądze na sponsoring, a zemsta dwa w jednym była bardzo w jej stylu. Zgodnie z obietnicą, od razu po powrocie do domu wyciągnęła jedną z zachowanych butelek whiskey dziadka, doniosła szklanki i ułożyła to wszystko w salonie. Jeśli Finnick był łasy na dobra doczesne, mogła mu dać właściwie wszystko. Jeśli zaś chciał się odegrać za lata bycia wykorzystywanym przez jej dziadka… cóż, wtedy panna Snow była stracona. Odeszła wreszcie od lustra, chwyciła sukienkę w ręce i przerzuciła ją sobie przez głowę, po chwili dopinając boczny suwak i wygładzając materiał, by prezentował się bez zarzutu. Zapięła paski na butach, założyła długi naszyjnik, ale tym razem nie mogła już spojrzeć na swoje odbicie. Piękne opakowanie i bardzo marna zawartość – oto, jak się czuła, przekraczając próg salonu, którym za chwilę miał pojawić się Finnick Odair we własnej osobie. |
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 16, 2014 1:48 pm | |
| Annie nie było w domu, gdy on się w nim pojawił. Gdyby nie czuł się tak zmarnowany i zbity z tropu, zapewne wpadłby w panikę, dzwonił do Reiven i prosił o to, aby mu pomogła. Nijak jednak mógłby sobie z tym poradzić, poradzić z samym sobą, gdyby do rzędu ustawionych równo problemów dołączyć i ten jeden. Sam nie wiedział, bo gdy wyszedł, już umyty, pachnący i świeży, zastanowił się nad tym, gdzie rzeczywiście mogłaby się udać, jeśli nie czekała na niego w mieszkaniu lub znudzona tym czekaniem postanowiła zająć sobie czymś czas biorąc pod uwagę, że oprócz niego świat był pewien wielu niesamowitych ale i jakże niebezpiecznych atrakcji. Nie chciał się tym przejmować, za godzinę lub dwie miał się za to zganić, ale był odrętwiały. W kwestii fizycznej było zupełnie inaczej, mógłby teraz tkwić w Kwartale, przeszukiwać mieszkania, zamykać lokale i przyglądać się publicznym egzekucjom, żadna z tych krzywd nie ruszyłaby go w ogóle, wręcz przeciwnie, czułby się o wiele żywszy, o wiele prawdziwiej niż teraz, kiedy otrzymał serię ciosów wymierzonych prosto w serce. Coin go nie irytowała, ona już nie, jego umysł zakrzątały minione koszmary, z którymi po raz kolejny musiał się uporać i zaczął wątpić, że to spotkanie będzie cięższe dla niej niźli dla niego. Nie był wówczas pijany, nie miał usprawiedliwienia, ale co chwila dochodził do straszliwego wniosku, że go nie potrzebował, nie chciał rozgrzeszenia, które w świetle prawa, na którym się opierali, nic nie znaczyło. Dla niego także nie. Nie szukał wymówek, choć alkohol mógłby być dobrą podporą, ale jednak, to prawda, niesamowita prawda, ale wolałby do odczuć na trzeźwo. I wiedział o tym, czuł w ustach gorzki a jednocześnie nęcący smak zemsty, że satysfakcja przysłoniła cokolwiek innego, co mogłoby być dla niego priorytetem. Annie, Sabriel, Reiven czy Rosemary. Nic. Pustka. Okrutna pustka. Nic poza pragnieniem ujrzenia rozpostartego na krzyżu ciała Corneliusa Snowa, jedynej istoty do której żywił podobną nienawiść. Nijak jednak mógł go dosięgnąć, to niemoc, zwyczajna niemoc, która go krępowała. Lub przeszłość. Ona zakuła w niewidzialne kajdany i napędzała, ból i wstyd, i te słowa, które nadal dźwięczały w głowie jak echo. Zwyczajne słowa obłąkanej piętnastolatki, której życie usilnie będzie starał się uratować. Mimo to jednak czuł, tak jak wówczas, gdy stał na arenie i dzierżył w szczupłych dłoniach trójząb, że mierzy ostrzem w złym kierunku. Że złość, która go napędzała, raniła złą jednostkę, że to tylko gra, to nic, to się skończy, świat się kończy, a jego zachłanność i pycha razem z nim. Dał się wciągnąć we własny destrukcyjny wir i uświadomił to sobie, gdy nacisnął na klamkę. Potem wrota się rozchyliły, on wszedł do środka poprawiając kołnierz z przyzwyczajenia, jakby czekała go niezwykle ekscytująca rozmowa z kolejną zagorzałą fanką, tak po części się czuł, jakby znów odbierano mu coś cennego. Nie, tego wieczoru nie będzie zwycięzcą, zrozumiał to na wejściu. Tylko przegrani zawsze wygrywają. -Jeśli nadal masz na sobie coś oprócz czerwonej koronkowej bielizny, śmiało możesz to zdjąć - rzucił maszerując korytarzem nie patyczkując się nawet, aby ściągnąć buty. Nie zamierzał jej szukać, ale instynkt i lata doświadczenia podpowiadały mu, że czekała... - Ja nie żartuję - ...w salonie. Nie był oschły, raczej spokojny, wewnątrz rozedrgany i rozbity, ale twarz pozostawała delikatnie uśmiechnięta. Lata praktyki. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Sob Sie 16, 2014 5:48 pm | |
| Duma była w tym wypadku niedostępnym luksusem. Choć tyle razy się już nią zasłaniała, teraz nie mogła tego zrobić, chodziło bowiem o przetrwanie Daisy. Cordelia miała do dyspozycji tylko własne nazwisko i odłożoną sumę pieniędzy, ktoś mógłby powiedzieć, że to wystarczy, bo przecież wciąż byli jeszcze ludzie gotowi wesprzeć ją w potrzebie. Ale nie tym razem, nie w przypadku, gdy stery reżysera trybuciego losu panny Daignault przejmował Finnick Odair, człowiek skrzywdzony przez dawny system tak, że bardziej chyba już nie można. Wszedł do jej domu, pomaszerował do salonu, a uśmiech musiał mieć przyklejony na stałe, skoro na widok ubranej Cordelii nawet się nie skrzywił. Blondynka rzuciła mu wyzywające spojrzenie i zdecydowała się wziąć udział w jego grze, na jego zasadach, a przynajmniej do pewnego momentu. Wciąż miała nadzieję, że będzie w stanie zauważyć granicę i się przed nią zatrzymać. - Jeszcze pół roku temu mi pomagałeś. Co się zmieniło? Dorosłeś? – podniosła się z krzesła i nie spuszczając wzroku z gościa, rozpięła suwak z boku sukienki i pozwoliła spłynąć jej na podłogę. Przez chwilę zastanowiła się, dlaczego Finnick zażądał czegoś takiego, przecież to, co zobaczył, zapewne nawet mu się nie spodobało. Cordelia widziała Annie, widziała Sabriel, czyli dwie kobiety, co do których była pewna, że to Odair je sobie wybrał, a nie na odwrót. Jego motywy nie mogły mieć więc absolutnie żadnego podtekstu seksualnego, przecież wystające obojczyki i małe piersi nie mogły go podniecać. Czy chodziło o pokazanie jej, kto dziś dyktuje warunki? O upokorzenie? Z tym pierwszym już się pogodziła, drugiego nie przyjmowała do wiadomości. Nie schyliła się nawet, by podnieść sukienkę, trąciła ją butem pod krzesło i jak gdyby nigdy nic, podeszła kilka kroków w stronę mężczyzny, by po chwili chwycić w dłonie butelkę whiskey i rozlać trunek do dwóch szklanek. Jedną przesunęła po stole w jego stronę, drugą zostawiła przy sobie, nie decydując się jeszcze na zamoczenie ust w alkoholu. Na tyle, na ile to możliwe, musiała zachować trzeźwy umysł. - Jeśli chcesz przeprosin za to, jak wykorzystywał Cię mój dziadek to wybacz, ale ode mnie ich nie usłyszysz – oznajmiła pewnym głosem, jednak bez śladu złośliwości - Moją jedyną zbrodnią była nastoletnia żądza, niespełniona zresztą, jak słusznie zauważyłeś w wiadomości. Wszyscy wiedzieli, czego Cordelia Snow życzyła sobie na szesnaste urodziny. Gdyby nie rebelia, dziewictwo odebrałby jej stojący teraz przed nią mężczyzna, najpewniej na jej olbrzymim łożu, jedwabnej pościeli i w otoczeniu stosu puszystych poduszek. To było coś, o czym naiwnie wtedy marzyła; nie mała przecież pojęcia, że czeka ją stara kanapa i narzeczony znienawidzonej kuzynki. Nauczono ją, że może mieć wszystko, czego tylko zapragnie, a takich warunkach odróżnienie dobra od zła przychodziło z prawdziwą trudnością. Łatwo było więc odwrócić głowę od wszystkich grzechów dziadka, byłego prezydenta, nie dowierzać w plotki o jego okrucieństwie, które od czasu do czasu krążyły po mieście i trafiały prosto do ich rezydencji. Robił to przecież dla niej, swojej ukochanej wnuczki, która do tej pory nie wyrzuciła z głowy wizerunku kochanego dziadziusia i nie zastąpiła go potworem z Kapitolu. Jednak nie o przeszłości mieli teraz rozmawiać, należało zainteresować się tym, co nadchodziło. Głównym tematem miała być Daisy, słodka Daisy, która być może już dała w kość swojemu mentorowi, ale miała przecież tylko piętnaście lat, była dzieckiem i nie zasługiwała na to, co zgotował dla niej los. Snow darowała więc sobie wszystkie niewinne minki, uwodzicielskie spojrzenia, czy trzepotanie rzęsami. Wiedziała, że z Finnickiem wiele tym nie ugra, postawiła więc wszystko na jedną kartę. - Proszę cię, chcę tylko pomóc komuś, na kim mi zależy – nie wiedziała, czy powiedziała to na głos, czy tylko wyszeptała, ale mężczyzna przecież musiał widzieć, że mówi szczerze. - Nie musisz mnie lubić, ale nie jestem twoim wrogiem, mamy wspólnego. Co mam jeszcze powiedzieć lub zrobić żebyś to zrozumiał? – dłoń, trzymaną swobodnie na stoliku, zacisnęła lekko w pięść, wpatrując się w Odaira wzrokiem niemalże błagalnym. Burza nad stolicą właśnie się rozpętała, jedni szukali schronienia, inni tańczyli w deszczu, a Cordelia pragnęła tylko, by każda błyskawica uderzyła tam, gdzie ona sama by ją skierowała. Potrzebowała jednak pomocy, nie litości, dlatego zwracała się z tym problemem właśnie do Finnicka.
|
| | | Wiek : 25 lat Zawód : myślę Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, scyzoryk wielofunkcyjny
| Temat: Re: Cordelia Snow Nie Sie 17, 2014 11:11 pm | |
| Wydawało się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Nawet nie wiedział, co myślał, kiedy szedł po schodach, kiedy wszedł do windy i czekał, aż zaniesie go na samą górę prosto do drzwi Cordelii Snow, która na pewno już na niego czekała. To było nielogiczne, to uczucie wyższości, dziwaczna satysfakcja, która wypierała wszelakie pozytywne uczucia i pozostawiała jego serce odłogiem, puste i jałowe, bez iskry, która mogłaby tchnąć w nie jakiekolwiek życie. Ale to nic, skoro miał tyle do zyskania i tak mało do stracenia przy tym. Drzwi się otworzyły, ale wtedy było już za późno, o czym dowiedział się chwilę potem, gdy stał oparty o framugę i wpatrzony w szczupłą sylwetkę dziewczyny. Niewidzialna dłoń powinna ścisnąć jego żołądek, zgnieć pomiędzy metalicznymi palcami galopujące serce, które zamiast tego biło równomiernie. A on wcale się nie denerwował, nawet gdy zrzuciła z siebie ten czerwony niebudzący w nim już zachwytu łachman, choć miał ochotę, korciło go, aby podejść doń i podarować otwartą dłonią prosto w przypudrowany polik. To dlatego, że to niewłaściwe, że nie powinna się rozbierać, nie przy nim. Był dorosły, dojrzały, a ona uchodziła za nastolatkę, może doświadczoną w pewien sposób, ale nadal dziecko, zrozpaczone, to poznawał, tak bliskie uczucie. Zrozpaczone dziecko, które nie chce posunąć się dalej, niż to konieczne, ale co jeśli "konieczne" sięga wyżej, niż najśmielsze obawy? Co jeśli odwaga, kilka próśb i łzy nic nie dadzą? Co jeśli wszystko zostało już z góry ustalone, nie ma mowy o negocjacjach, nie ma mowy o umowach, pozostaje czyste posłuszeństwo. Nic więcej, nic mniej. Umowa mogłaby być prosta, on mógłby być sobą w tym pięknym dlań momencie, mógłby zapomnieć o obowiązku, który na nim spoczywał i mógłby, co najważniejsze, wziąć to co teoretycznie mu przysługuje. Dostał przyzwolenie, to jasne, jeśli nie na piśmie i jeśli jeszcze nie wysunął warunków, to miał pewność, że otrzyma to, czego zażąda. Otrzymałby. Otrzymałby, gdyby był sobą, znów. Ale on tkwił pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, zawisł na granicy wściekłości a bezradności w najmniej odpowiednim momencie. W momencie najmniej odpowiednim dla niej, bo nie wiedział, co powinien był zrobić, czy zrobić krok naprzód czy uciec z podkulonym ogonem. Szczupłe i kościste ciało Cordelii i pytanie, które nasuwało się na język, i pragnienie, które popychało go do tego, aby je zadać. Rozwiałby wówczas wszelakie wątpliwości w związku z tym wieczorem, choć z początku oboje wiedzieli, jak to się skończy dla nich obojga. Tylko jedno może wygrać. A on czuł znów, że cokolwiek zdecyduje, zwycięstwo nie będzie należeć do niego, nawet gdy będzie trzymał ją w garści, dosłownie i w pięknej przenośni, która już się swoją drogą spełniła. Bo stała tam, to powinno wystarczyć, w czerwonej koronkowej bieliźnie, a na stoliku stało wieloletnie whisky jej dziadka. Nie wiedział czemu, ale niezwykle go to obrzydziło. W pewnym pięknym momencie cały wieczór został skazany na porażkę. Nie chciał o tym myśleć. O nim. O tym wszystkim. Słuchał jej jedynie, jakby rzeczywiście rozważał jakąkolwiek inną opcję, ale podjął już decyzję. W drodze do celu mijał dziesiątki nieskładnych myśli, podsuniętych przez podświadomość na oślep decyzji, aby w końcu zrozumieć, że tylko jedna jest prawidłowa. A wina nie będzie należeć do niego. Nie tego wieczoru. Te kilka metrów przebrnął z wielkim wysiłkiem, jakby miał do przebycia dziesiątki kilometrów. Jego dłoń na jej biodrze. To fascynujące. Właściwe tylko ją muskał, jakby nie chciał dotykać, po prostu sunął opuszkami palców, obrysowywał odstające kości, których istnienie od zawsze go fascynowało. Stary Kapitol był ich pełen, szczególnie bajecznych implantów w przeróżnych częściach ciała. Zastanowił się, czy ma do czynienia z czymś tego rodzaju, zamiast zastanowić się, co właściwie chciałby powiedzieć, ale jego usta uformowały się w te kilka cichych słów, chwilę po tym, kiedy skończyła swe błagalne litanie do bóstwa: -Czy wiesz... - podniósł dotąd skupiony na jej bieliźnie wzrok tak, aby mógł spojrzeć w jej oczy, lekko uśmiechnięty, tak pięknie jak uśmiechałby się tego pamiętnego dnia, którego czar okazał się roztrzaskać o rzeczywistość niczym zabłąkany statek o malownicze szkiery -...o co pytał Cornelius Snow, gdy pojawiłem się na swoim pierwszym bankiecie? - znów gdzieś uciekł, spoglądał ponad nią - To było bajeczne, pomyślałem wtedy, że ci ludzie to gwiazdy, a ja jestem w niebie i mógłbym obracać się wśród nich całą wieczność. Znasz to uczucie?, na pewno tak, kiedy wytargują Cię ze snu i stawiają przed ponurą rzeczywistością? - parsknął śmiechem. Pierwszy bal był cudowny. Ale co na ten temat wiedziało szesnastoletnie dziecko wychowane przy przystani rybackiej wśród zapachu ryb i smaku słonej wody? Wówczas czuł się, jakby wygrał życie po raz kolejny, jakby miał okazję przeżyć coś niesamowitego, mimo że żywił się nadzieją powrotu do domu, nie chciał opuszczać tamtego miejsca. Zachwycało go, choć paskudnie idealne, było piękne. -Mnie do rzeczywistości powróciło pytanie, co byłbym w stanie oddać za bezpieczeństwo moich bliskich, ale widzisz, byłem taki naiwny - znów śmiech, znów tysiące wspomnień o złamanych obietnicach, o krwi i płaczu, o łzach, które połykał między kolejnymi dniami, które spędzała na arenie - Odpowiadasz, że wszystko, bo nie wiesz tak naprawdę, na czym polega okrucieństwo i nie wiesz, do czego zdolni są ludzie, którym składasz obietnice. I już nie jest tak kolorowo. Od tamtego momentu Kapitol przestał błyszczeć. Magiczny brokat, którym posypany był ówczesny świat szczęśliwości, opadł pozostawiając po sobie szarą masę brudu i lęku. Znowu odszukał jej wzrok, a jego dłoń powoli sunęła ku górze, palce zataczały kręgi, usta formowały się w bolesnym i jednocześnie tak podłym uśmiechu, że gdyby spojrzał wówczas w lustro, przeraziłby się własnego odbicia. I cieszył się, że nie sięgnął po whisky, choć wątpił, że jej tę noc uda się przetrwać bez niego i miała się o tym dowiedzieć już za chwilę, gdy padło finalne pytanie. -Co Cordelia Snow byłaby w stanie zrobić dla bezpieczeństwa swoich bliskich? Paskudny uśmiech, słowa ociekające wazeliną i wzrok spokojnych zimnych oczu. Wszystko zlewało się w jedną całość, a chłód zalał całe jego ciało, gdy kilka tych z pozoru niewinnie brzmiących słów padło z jego ust celując w dziewczynę milionami ostrzy. A śmierć miała być długa i bolesna. |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Cordelia Snow Czw Sie 21, 2014 6:44 pm | |
| Cała jej pewność siebie, przekonanie o własnej nieomylności i świadomość, że zawsze będzie dostawać to, czego chce – podwaliną tego wszystkiego od zawsze była pozycja jej rodziny i fakt, że urodziła się w złotych czasach Kapitolu. Charakter budowany przez lata bycia ulubienicą dziadka, wszechstronnie uzdolnioną gwiazdeczką, podziwianą na każdym kroku. Świat, w którym skromność i pokora zostały zapomniane, nie mógł wykreować altruistki (Daisy uważała to słowo za obelgę). I nawet rebelia nie była w stanie tego zmienić. Choć nie spała już w jedwabnej pościeli, nie jadała dziczyzny i nie miała szofera, Cordelia nie przestała być sobą. Na Arenie wypadła z roli tylko na chwilę, by jako Zwyciężczyni powrócić do niej w mgnieniu oka. Wydawać by się mogło, że nic nie było w stanie naruszyć solidnych fundamentów jej osobowości, okrucieństwo Almy Coin przyćmiło grzechy Coriolanusa Snowa. A jednak, było kilka osób, które nieustannie przypominały jej, jak fałszywy był jej obraz idealnego Kapitolu. Zwycięzcy Igrzysk, przez lata traktowani jako urodzinowe prezenty, od momentu, gdy Cordelia stała się jedną z nich, byli zbyt wyraźnym przypomnieniem tego, jak naiwna była w dzieciństwie. Wiedziała, że to jej dziadek nimi steruje, ale głupio wierzyła, że nigdy nie ulegnie to zmianie. A teraz wszyscy mentorzy, z którymi miała mieć do czynienia przez najbliższe tygodnie, sprawiali, że nie mogła dłużej udawać przed samą sobą. Najgorsze z tego wszystkiego było właśnie spotkanie z Finnickiem. Dwa lata temu mogła odwrócić wzrok, gdy widziała go opuszczającego bankiet w towarzystwie starszej kobiety, dziś jednak nie mogła się na to zdobyć. Dotarło do niej, jak bardzo mężczyzna ten został upodlony przez członka jej rodziny. Miał prawdo do zadośćuczynienia i do zemsty. Mógł nawet mścić się na niej, bo choć był jej ulubieńcem, nie zrobiła niczego, nie kiwnęła nawet palcem, by przerwać jego cierpienie. I podświadomie doskonale o tym wiedziała, ale wolała zagłuszać tę myśl w nieskończoność niż wreszcie się do tego przyznać. Postąpił kilka kroków, wyciągnął rękę i dotknął jej wreszcie. Zadrżała, ale nie był to jeden z tych przyjemnych dreszczy, mimo iż jego sprawcą był sam Finnick Odair. Gęsia skorka natychmiast wstąpiła na jej chude, nagie ramiona, ale Snow nie cofnęła się ani nie spuściła głowy. Trwała nieruchomo w tym samym miejscu, a serce przyspieszyło nieznacznie, w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Wsłuchała się w jego głos, we wszystko, co miał do powiedzenia, choć już wiedziała, jakie mogą być skutki takiej, a nie innej wybranej przez Finnicka anegdotki. Nie patrzył na nią, uśmiechał się w sposób, który Cordelii przywodził na myśl jedynie szaleństwo. Kto tak naprawdę był bardziej obłąkany, Odair czy Cresta? I kto ośmieliłby się odpowiedzieć na to pytanie? Podniosła dłoń i chwyciła go lekko za nadgarstek, ale nawet nie próbowała zatrzymać wędrówki jego ręki, jeszcze nie, na razie podążała po własnym ciele razem z nią. Nie spuszczała z niego wzroku, nawet gdy uciekał spojrzeniem gdzieś ponad jej głowę. Nie zamierzała płakać, najprawdopodobniej nie umiałaby się do tego zmusić, nie w takim momencie. - Odpowiadasz, że wszystko, żeby usprawiedliwić się przed samym sobą, że nie jesteś złym człowiekiem – odparła po chwili, stanowczym tonem, dzielnie sprzeciwiając się jego tezie - Bo to samolubne, bezczelne i egoistyczne, ale tak naprawdę nikt nie może wymagać od Ciebie żebyś się za niego poświęcił. Nie ty jesteś zły, ale ci, którzy zadają takie pytania. Naprawdę chcesz być jednym z nich? O to już nie zapytała. Wiedziała jednak, że w tej chwili na przeciwległej do życia Daisy szali, stanęło jej własne być albo nie być. Czym było okrucieństwo? Do czego zdolny był Finnick? Odpowiedź miała przyjść niebawem, ale nie to było w tej chwili istotne. - Jestem w stanie zrobić bardzo wiele. Ale nie wszystko – wyzywająco uniosła brodę do góry i oczekiwała jego reakcji. Pozostanie wiernym sobie w takiej sytuacji wymagało sporo odwagi, ale Cordelia nie zawahała się nawet przez moment. Musiała zjednać sobie Finnicka, ale nie mogła tego zrobić przy pomocy typowych, kobiecych sztuczek ani tym bardziej szantażu. Gdyby mu uległa, odebrałby to, co chciał i kto wie, czy nazajutrz byłby jej sojusznikiem czy wrogiem - Czego żąda Finnick Odair w zamian za wygraną Daisy? – zapytała wprost, postępując pół kroku w jego stronę, zmniejszając odległość między nimi i wciąż w głębokim poważaniu mając fakt, że stoi przed nim w samej bieliźnie. |
| | |
| Temat: Re: Cordelia Snow | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|