Wiek : 19 lat Zawód : Kelnerka Przy sobie : paczka papierosów, zapalniczka, nóż ceramiczny, gaz pieprzowy
| Temat: Veronica Maloney Sro Mar 12, 2014 10:36 pm | |
| Veronica MaloneyKaya ScodelarioIMIĘ: Veronica NAZWISKO: Maloney DATA URODZENIA: 12.01.2264 MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Kapitol - Dzielnica Rebeliantów ZAJĘCIE: Kelnerka w jednym z barów – trzeba jakoś zarabiać na życie, tak? Ponadto nieoficjalnie zna się na wyrobie fałszywek, jednak o tym wiedzą nieliczni.- Arabelle Maloney – matka, której zawsze brakowało piątej klepki, a przynajmniej tak to widziała jej córka. Zdecydowanie zbyt uległa mężowi kobieta, która nawet nad własnymi dziećmi nie potrafiła zapanować. Veronica nie wie, co się z nią stało, podobnie zresztą jak i z ojcem. Nad czym to wcale nie ubolewa – nie zależy jej na spotkaniu z rodzicami i w jej opinii oboje mogliby być już martwi. - Willard Maloney – ojciec darzony przez córkę szczerą nienawiścią – a przynajmniej odkąd ta skończyła dwanaście lat, a więc od momentu śmierci Gillian. Strasznie porywczy i bezlitosny mężczyzna, kiedy miał 16 lat zwyciężył w Głodowych Igrzyskach i jest zdania, że honor jego i rodziny jest najważniejszy, w dodatku aby go zachować, któreś z jego dzieci musi kontynuować tradycję rodzinną – czyli, krótko mówiąc, z zimną krwią wymordować rówieśników na Arenie. - Gillian Maloney – starsza o całe 6 lat siostra, cudowna osoba, dzięki której Ver od początku uważała poglądy ojca za bezsensowne i, co ważniejsze, znalazła w sobie siłę, by mu się przeciwstawić. Co prawda dopiero po śmierci dziewczyny spowodowanej rzekomo jej własną głupotą, kiedy miała raptem osiemnaście lat, ale jednak. - Walter Maloney – starszy o 2 lata brat, któremu zawsze przyjemność sprawiało dokuczanie młodszej siostrze. Nie można powiedzieć, żeby dziewczyna go lubiła – ba, ona go wręcz nie znosiła. Posłuszny ojcu i wyznający jego ideały, szkolił się i planował zgłosić się na ochotnika do Igrzysk – cel swój osiągnął, okazał się jednak za słaby i zginął zaledwie parę dni po rozpoczęciu walki. Veronica urodziła się zupełnie przeciętnego, mroźnego dnia – 12 stycznia 2264 roku śnieg jedynie odrobinę prószył, co w połączeniu z leżącą już na ziemi warstwą białego puchu tworzyło prawdziwie zimowy widok. Mało kto w dystrykcie 2. zwracał jednak na to uwagę – ot, kwestia przyzwyczajenia. Podobnie rzecz się miała w domu w Wiosce Zwycięzców – Willard, ojciec nowonarodzonej, w wieku 16 lat wygrał w Głodowych Igrzyskach – z tym, że tam równie niewielkim zainteresowaniem cieszyło się niemowlę płci żeńskiej. Jedynie matka poświęcała uwagę małej Ver – nie miała innego wyjścia. Starsza siostra zajmowała się nią, owszem, nigdy jednak nie miała ręki do dzieci, za to z pewnością wolała spędzać czas na ciekawszych zajęciach. Czego nie można powiedzieć o bracie, z którym młodszą dziewczynkę dzieliło mniej lat, ponieważ raptem dwa. Walter jednak do zabaw nigdy nie był chętny, chyba żeby polegały na wyśmiewaniu, upokarzaniu i, ogólnie rzecz biorąc, znęcaniu się nad najmłodszą z rodzeństwa. Wykapany tatuś. Kiedy tylko była w stanie, Nicky nauczyła się odgryzać się chłopakowi – a że kobiety z natury są inteligentniejsze – przynajmniej takiego zdania jest nasza bohaterka – to i nie miała z tym większych problemów. Co prawda jedynie, jeśli chodziło o utarczki słowne, ale i fizycznie zamierzała w końcu dać bratu radę. Dlatego nie protestowała, kiedy ojciec zaczął udzielać jej lekcji, a potem posyłać na treningi – miała wtedy osiem lat. I gdyby wiedziała, że później nie będzie odwrotu, zapewne by z tego wszystkiego zrezygnowała już na samym początku. Ale po kolei. Willard, odkąd tylko w jego domu pojawiły się dzieci, planował wyszkolić któreś – albo i parę, dlaczego nie? – na przyszłego trybuta. Pragnął, żeby ktoś kontynuował rodzinną tradycję, którą on zapoczątkował. Gillian od początku się to nie podobało, jednak jako że była pierwszym dzieckiem w rodzinie, to i nie miała wyboru. Walter z kolei był jak najbardziej chętny do trenowania, czemu trudno się dziwić, skoro był pozbawionym mózgu idiotą… Veronica za to nie znosiła bycia bezbronną, dlatego chciała się czegoś nauczyć – w życiu jednak nie postanowiłaby zaryzykować własnego życia w jakiejś durnej walce dla rozrywki tłumów w Kapitolu. Dzięki starszej siostrze, która zadawała się z nielubianymi przez ojca, za to uwielbianymi przez Nicky osobami, zaczęła uważać Głodowe Igrzyska za jeszcze bardziej bezsensowne i okrutne, niż sama była w stanie wywnioskować z własnej obserwacji. Nigdy nie potrafiła dogadać się z tymi wszystkimi pasjonatami zabijania, którzy wraz z nią trenowali, aby w przyszłości zgłosić się podczas dożynek. Miała wrażenie, że w całym dystrykcie jest jedynie jedna osoba, z którą potrafi się dogadać poza siostrą. Jansen podzielał jej poglądy od samego początku – on również miał kiedyś wziąć udział w Igrzyskach. I również nie miał na to najmniejszej ochoty. Ile to razy zdarzało im się spacerować gdzieś razem, wyobrażając sobie, jak to losowanie podczas dożynek wcale nie ma miejsca, a wszyscy ludzie żyją szczęśliwie i w pokoju. Głupie i naiwne. Pomimo tego, że Veronica nigdy szczególną sympatią swojego ojca nie darzyła – matce wiele zarzucić nie mogła, chociaż na szacunek jej zdaniem nie zasłużyła – to nie okazywała swojej niechęci. Brakowało jej odwagi i motywacji. Tak, dziewczyna bała się Willarda. Nieraz była świadkiem, jak tracił on nad sobą kontrolę i przechodził do rękoczynów. Nie dziw, że udało mu się wykończyć niegdyś wszystkich trybutów. A ponieważ panna Maloney niekiedy nie potrafiła utrzymać języka za zębami, także i jej się parę razy oberwało. To jednak jeszcze nie było najgorsze – to wydarzyło się dopiero, kiedy Ver miała dwanaście lat. Pierwszy raz podczas dożynek stała wraz z innymi, oczekując na losowanie. Gillian stała po raz ostatni. Do tej pory jeszcze nie zgłosiła się jako ochotniczka – ojciec oczekiwał, że tym razem to zrobi. Poprzedniego dnia próbował wymóc na starszej córce obietnicę, że zostanie ochotniczką – nie udało mu się to. Nawet groźby, że dziewczyna tego pożałuje, w niczym nie pomogły. Gillian postanowiła raz na zawsze powiedzieć Willardowi nie. Nie trzeba chyba mówić, że jego oczekiwania nie zostały spełnione? W związku z tym urządził w domu naprawdę porządną awanturę – nawet Walter postanowił dorzucić swoje trzy grosze po stronie siostry, co nigdy mu się nie zdarzało, mówiąc, że on się przecież zgłosi, nie było więc po co zmuszać do tego osiemnastolatki. Mężczyzna jednak nie słuchał, krzyczał na wszystkich, na córkę o mało się nie rzucił – Veronica w końcu miała tego dosyć i wymknęła się z domu. Czego później bardzo, ale to bardzo żałowała. Bowiem gdy wróciła, Gillian nigdzie nie było – ojciec mówił, że uciekła, matka oczywiście go popierała, Walter siedział cicho. Dwunastolatka miała dziwne przeczucie, że stało się coś złego. I nie myliła się. Zaledwie parę dni później odnalezione zostało ciało starszej dziewczyny. Od tego momentu głównym postanowieniem Ver stało się nie słuchać ojca. Wszystko starała się robić mu na przekór – poza Jansenem, z którym znajomości Willard też zresztą nie pochwalał, zaczęła zadawać się również z ludźmi z dawnego otoczenia Gillian. Dowiedziała się dzięki temu, że wcale nie tak mało jest osób, którym obecny stan rzeczy zdecydowanie nie odpowiada. Jednocześnie cały czas trenowała – ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. Sztylet stał się jednym z najlepszych przyjaciół Maloney, a zwinność największym atutem. Nie najgorzej opanowała też walkę wręcz, jednak z większymi i silniejszymi od siebie osobami zbyt wielkich szans w starciach siłowych nigdy nie miała, temu musiała nauczyć się posługiwać w takich sytuacjach mózgiem i sprytem. Kiedy miała lat czternaście, podczas dożynek na ochotnika zgłosił się jej brat, zgodnie z obietnicą daną wcześniej ojcu. Walter był jej tak naprawdę obojętny – o dziwo, od jakiegoś czasu już jej tak bardzo nie dogryzał, nadal jednak zdarzało mu się jej dokuczać, co Nicky z poczuciem wyższości ignorowała. No, zazwyczaj, bowiem do najspokojniejszych nigdy nie należała. Nie było dla niej zaskoczeniem, gdy zaledwie parę dni po rozpoczęciu walk na Arenie, jej brat zginął. Bardzo by się zdziwiła, gdyby wygrał albo dotrwał do niemal samego końca. Był za głupi, za słaby, zbyt wyniosły i pewny siebie. Jakie przerażenie ogarnęło dziewczynę, kiedy zdała sobie sprawę, że analizuje posunięcia brata, zastanawiając się przy tym, jak ona by to zrobiła. Nie chciała tego, nie chciała. Jej myślom jednak często zdarzało się wchodzić w sfery, o których myśleć nie miała najmniejszej ochoty. A jedną z najczęstszych kwestii było oczywiście gdybanie, co by było, gdyby mogła zapobiec śmierci siostry. Przez kolejne cztery lata Willard bardziej zainteresował się swoim najmłodszym – i teraz już jedynym – dzieckiem. Do tej pory jedynie chciał ją wychować, uważając ją za nieposłuszną, krnąbrną i zepsutą. A oczywiście co najlepiej tępiło takie zachowania? Porządne lanie, jakżeby inaczej. W dodatku mężczyzna wciąż nie miał w domu wymarzonego zwycięzcy – cała nadzieje pozostawała więc w Veronice. Która wręcz specjalnie okazywała, iż nie zamierza narażać własnego życia. Tym sposobem wojna trwała aż to osiemnastych urodzin dziewczyny, kiedy to ojciec oznajmił jej, że jeżeli w tym roku się nie zgłosi, to spotka ją los gorszy od siostry. Tym samym potwierdził on silne podejrzenia Nicky w sprawie jego udziału w śmierci Gillian. Brunetka wyśmiała go, jednak później do końca dnia nie pokazała się w domu – wiedziała, że mężczyzna nie żartował, a ona swoim zachowaniem doprowadzała go do szewskiej pasji. Cóż, w podobny stan wpędziła Willarda wieść, że w 75. Głodowych Igrzyskach brać udział będą jedynie ci, którzy już kiedyś zwyciężyli. Sam oczywiście nie zamierzał drugi raz się zgłaszać, jakżeby inaczej. Hipokryta. Jednak oczywiście już po chwili znalazł sobie kozła ofiarnego – to nie była wina wspaniałego Kapitolu, tylko jej, że wcześniej nie została trybutem. Fantastycznie, prawda? Na całe szczęście, Veronica cały czas przyjaźniła się z Jansenem, który znał całkiem przyjemne miejsce, gdzie można było się na parę dni zatrzymać, żeby nie wracać do domu. Skorzystała z tego, życie jej jeszcze było miłe. Niedługo potem ktoś z ich znajomych – już nawet nie pamięta, kto – przekazał im informacje o Trzynastym Dystrykcie i zbliżającej się rewolucji. Oboje chętnie przyłączyli się do ruchu oporu – w końcu na taką możliwość czekali przez tyle czasu. A że walczyć potrafili, to i dobrze spisali się jako żołnierze, później, w Kapitolu. Dziewczyny nigdy nie interesowało, co się stało z jej rodzicami, czy w ogóle przeżyli, gdzie są, co robią. Krótko mówiąc, miała swoją pozostałą przy życiu rodzinę gdzieś. I nie planowała wracać do dystryktu, żeby się przekonać, co i jak – wolała zostać w stolicy. Przed końcem rebelii jednak los postanowił zafundować jej jeszcze jedną niespodziankę – Jansen zginął podczas wojny. Wydawało się już, że wszystko ma się już ku końcowi, niestety jednak to nie oznaczało, że tak faktycznie było. Veronica bardzo to przeżyła – chłopak był dla niej jak brat, naprawdę bliski brat, którego nigdy nie miała. Odeszła z wojska, postanowiła zamieszkać w mieście i jakoś się ogarnąć. Jednak z czasem coraz mniej jej się to wszystko podobało – porządki nowej pani prezydent zdecydowanie nie przypadły jej do gustu, jako że za bardzo przypominały rygor, jaki Kapitol wcześniej narzucił dystryktom. Ludzie powinni być wolni. Głodowe Igrzyska nigdy nie powinny się już odbyć. I to by było tyle w temacie. Veronica nie jest osobą, którą dałoby się jednoznacznie określić. Można by ją nazwać cholernie upartą fanatyczką, zdecydowanie zbyt szczerą wredotą czy też realistką, z którą idzie się dogadać. Wszystko zależy od tego, z której strony by spojrzeć. Dziewczyna nie ma w zwyczaju udawać kogoś, kim nie jest – nie znosi tego, choć zdaje sobie sprawę, że czasami jest to konieczne. I w razie konieczności owszem, robi to, i to nawet całkiem przekonująco, jednak nie przepada za tym. Ogólnie rzecz biorąc, nieszczerość jest czymś, czego nienawidzi – jeśli jakakolwiek bliska jej osoba kiedykolwiek by ją okłamała, w jednej chwili zmieniłby się jej stosunek do takiego delikwenta. Jej się nie oszukuje. A ona nie oszukuje innych – proste i logiczne, prawda? A że niektórzy prawdy nie potrafią przyjąć do wiadomości, to już nie jej sprawa. Dobrze, może i mogłaby nie być szczera aż do bólu, jednak tak jest o niebo prościej pozbyć się większości idiotów, z którymi nie ma ochoty się zadawać, nie widzi więc w tym najmniejszego problemu. Sprawi komuś przy tym przykrość? Doprawdy, przerażające. W chwili obecnej tak naprawdę niewiele zależy jej na czymkolwiek i kimkolwiek, więc tym bardziej nie ma po co hamować swojego niewyparzonego języka. Do kompletu dorzucić możemy jeszcze bystrość i umiejętność szybkiego myślenia, co w połączeniu z poprzednim daje nam obraz osoby, dla której jakiekolwiek dyskusje nie stanowią problemu. Nie można jednak powiedzieć, że Ver radzi sobie ze wszystkim równie dobrze. Rozwiązywanie problemów nigdy nie było jej mocną stroną. Zwłaszcza tych poważniejszych, związanych z całym jej życiem. No bo niech ktoś jej powie, jak ona ma teraz żyć? Egzystować z dnia na dzień, niby nigdy nic? Nie do końca zdaje sobie z tego sprawę – i nie za bardzo chce się do tego przyznać nawet przed samą sobą – ale brakuje jej tak zwanej adrenaliny i odrobiny ryzyka. Kiedy miała motywację do walki, czuła się doskonale – miała przed sobą jakiś cel. Bez niego ma wrażenie, że jest… niepotrzebna i bezużyteczna. Dlatego stara się znaleźć sobie jakieś rozrywki – niby dlaczego zatrudniła się w barze, jeśli nie z powodu łatwego dostępu do alkoholu? Dzięki temu i paru innym jakoś sobie w życiu radzi, cały czas jednak brakuje jej czegoś, do czego mogłaby dążyć. A raczej brakowało, jako że już od jakiegoś czasu trwa w postanowieniu, iż obecny porządek nie może trwać długo, a ona chciałaby swoje trzy grosze do zmiany na lepsze dołożyć. Dziewczyna zawsze była wierna swoim ideałom i nigdy chętnie nie zmieniała zdania – niestałość we własnej opinii uważa za oznakę słabości i niezdecydowania. A fakt, że sama często bywa niezdecydowana… Cóż, nie wszyscy muszą o tym wiedzieć, prawda? Ogólnie rzecz biorąc, Nicky jest dość pozytywnie nastawiona do bliźnich. Jednak bardzo wiele zależy tu od tak zwanego pierwszego wrażenia. Osoby, które wydają jej się mało inteligentne, traktuje z wyższością, nie do końca świadomie. Do innych podchodzi nieufnie, jednak jak przyjemnie można spędzić czas, to dlaczego nie. To jednak nie sprawia, że nagle staje się nie wiadomo jak miłą osobą. Jej sposób bycia nie pozwala po prostu na powstrzymanie się przed ironicznymi uwagami czy sarkastycznymi komentarzami. Z reguły jednak nie stara się specjalnie być złośliwą – kiedy tak się staje, raczej da się to zauważyć. Niestety, doprowadzić Veronicę do stanu, w którym byłaby niezbyt przyjemna, nie jest trudno. Tę akurat cechę odziedziczyła po ojcu – inteligencję zresztą też, czego jednak w życiu nie przyznałaby głośno. Natura poskąpiła jej cierpliwości, przez co dziewczyna łatwo się irytuje i denerwuje, co rzadko kiedy przynosi jej jakieś korzyści. No ale, niby jak miałaby to zmienić? I, przede wszystkim, po co? Jej jest dobrze z samą sobą, a inni ludzie niewiele ją obchodzą. Chyba, że byliby to jej bliscy – wtedy sprawa ma się zupełnie inaczej, bowiem będzie stała za nimi murem w każdej sytuacji. Nie jest jednak łatwo się do niej zbliżyć, gdyż, chociaż otwarta na ludzi, Ver jest osobą skrytą i trudno zdobyć jej zaufanie. A porywcza natura wcale nie pomaga w zdobywaniu sobie sympatii innych, uwierzcie. Maloney cechuje również momentami zbytnia pewność siebie, zahaczająca czasami nawet o arogancję. Również rozsądek nigdy nie był jej mocną stroną – często zdarza jej się najpierw coś zrobić, a dopiero później pomyśleć. Trzeba jej jednak przyznać, że jest w stanie zaakceptować własne błędy. Kiedy już uda się ją przekonać, iż takowy popełniła, niechętnie, bo niechętnie, ale przyzna rozmówcy rację. Podobnie rzecz się ma z ponoszeniem odpowiedzialności za własne czyny – dziewczyna nie darzy zbytnim szacunkiem tych, którzy najpierw coś robią, a potem wymyślają różne wymówki i próbują udowodnić, że to wcale nie jest prawda. Jak coś się zrobiło, to znaczy, że miało się powód – jeżeli później okazał się on niewłaściwy, trzeba się do tego przyznać i koniec. Veronica lubi żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Zdarza jej się również nazbyt zagłębić w świat własnych myśli – a nieprzyjemne wspomnienia połączone z tym, co widzi wokół siebie, niekoniecznie pozwalają na odprężenie się i zastanawianie jedynie nad przepisem na szarlotkę czy jeszcze inną bzdurą. Dlatego Maloney woli wychodzić do ludzi, niż siedzieć w domu – dzięki temu ma chociaż mniej okazji do poruszania spraw, o których myśleć zwyczajnie nie chce. Dziewczynie nie można też odmówić jakiejś tam odpowiedzialności – jak już podejmuje się zadania i mówi, że je wykona, to tak też zrobi. Miganie się od obowiązków uważa za bezsensowne. Chyba, że to obowiązki takie by były, jednak po co godzić się na zrobienie czegoś, co uważa się za głupie? No właśnie. Z obietnicami sprawa ma się podobnie – nie ma opcji, żeby Nicky złamała dane wcześniej słowo. Być może ma w tym swój udział jej upór, być może po prostu jest to lojalność – tak czy siak, przysiąg stara się nie składać, chyba że naprawdę ma pewność, że będzie w stanie ją spełnić. Nie lubi rzucać słów na wiatr, choć jest całkiem rozmowną osobą, jeśli chodzi o zwykłą pogawędkę. Krótko mówiąc – nie taki diabeł straszny, jak go malują. Ver po prostu musi trafić na swój typ, żeby móc do kogoś poczuć sympatię, nie jest jednak tak, że całą resztę na wstępie skreśla. Ale faktem jest, że momentami może wydawać się nieznośna. Jednak czy jej zależy? Cóż, stara się pokazywać, że nie, jednak gdzieś tam głęboko w środku chciałaby mieć parę bliskich, naprawdę zaufanych osób. - Jest leworęczna; - Jest jej obojętne, jak ludzie do niej mówią – Ver, Nicky, Roni – ogólnie rzecz biorąc, woli jednak zdrobnienia od pełnego imienia, które wydaje jej się… dziecinne?; - Wierzy w życie po życiu – jej zdaniem śmierć nie oznacza wcale końca istnienia, a jest początkiem czegoś zupełnie nowego; - W związku z powyższym nie wahała się, kiedy musiała zabijać. Nie jest to jednak jej ulubiona czynność, jako że przecież w życiu też nie musi być tak źle; - Nie znosi dłuższego przebywania w samotności. Bezwiednie pogrąża się wtedy w myślach, na których jej nie zależy, obawia się też, co mogłoby jej wpaść do głowy, gdyby poświęciła temu zbyt wiele uwagi; - Ma lekki, bo lekki, ale jednak lęk wysokości; - Zdarza jej się przeklinać. Zwłaszcza, kiedy się denerwuje. A to trudne nie jest…; - Posiada pozwolenie na posiadanie broni – pozostałość po służbie w wojsku; - Od jakiegoś czasu zdarza jej się pić większe ilości alkoholu niż wcześniej, trudno jednak mówić tu o uzależnieniu. Jeszcze; - Podobnie sprawa się ma z paleniem – rzadko kiedy odmawia papierosa. |
|