|
| Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Blaszany barak Czw Sty 23, 2014 1:08 pm | |
| Duża blaszana konstrukcja z przesuwanymi drzwiami.
***
[z/t] Minko Leonard była dumna ze swojego baraku. Całą ostatnią zimę a także pierwsze tygodnie wiosny spędziła na urządzaniu sobie oraz Psu tego magazynu - jak na osobę najczęściej bez grosza przy duszy wystrój był stosunkowo... bogaty? Wygodny? Cóż, użyteczny oraz możliwy do zamieszkiwania - z całą pewnością. Kąt naprzeciw dużych, przesuwanych drzwi zajmował "boks" Psa ograniczony z dwóch stron blaszanymi ścianami, z dwóch pozostałych - wkopanymi pionowo w klepisko deskami ze sklejki a także zwykłymi deskami wyglądającymi, jak gdyby zostały wyrwane z parkowych ławek. Rolę wejścia do boksu spełniała paleta, luźno osadzona w nieco zbyt szerokiej, głębokiej i wąskiej szczelinie wykopanej w czarnej ziemi: Minko, chcąc wypuścić zwierzę z jego stanowiska zwyczajnie unosiła paletę, odstawiała na bok - gotowe. Najbardziej natomiast oddalony od wejścia do starego magazynu kąt zajmował "pokój" zabójczyni - wydzielony podobnie jak boks konia, z paleniskiem w swojej centralnej części otoczonym czterema "kolumienkami" z przyniesionych skądś dużych, dawno, dawno temu jeszcze białych, cegieł; sklecona z podobnych cegieł oraz fragmentów płaskiej blachy oraz desek półka wciśnięta pod ścianą oraz ułożone tuż obok niej z dwóch wymęczonych czapraków "łóżko" - siodło, leżące u szczytu tegoż łoża pełniło rolę poduszki. Pod metalową ścianą stał jeszcze fragment falistej blachy, trzy wiadra, nieduży stos drewna na opał, wyprawiona końska skóra nazywana przez zamieszkującą magazyn dziewczynę "kanapą". Ścianę naprzeciw drzwi, na całej jej długości, zdobiły nieduże otwory - wyglądało to, jak gdyby kiedyś za barakiem wybuchł granat odłamkowy wyrywając w blaszaku dziury, które ktoś potem powiększył dla lepszej wentylacji wewnątrz magazynu. Barak umiejscowiony był na samej niemalże krawędzi Kapitolu i był jedną z wielu podobnych konstrukcji - czyżby niegdysiejszy fragment miasta, w którym handlarze składowali swoje towary? Prawdopodobnie - w końcu Minko udało się znaleźć tyle rzeczy potrzebnych jej do urządzenia "legowiska".
Wraz z pojawieniem się w zasięgu wzroku baraku można było wyczuć, na razie delikatną, woń końskich odchodów nasilającą się w miarę zmniejszającej się odległości od magazynu zamieszkiwanego przez Leonard. Źródłem zapaszku była niewielka wciąż górka gówna z boksu Psa - Minko codziennie, za pomocą szerokiego kawałka blachy, zwyczajnie wypychała brudy ze swojego magazynu. Porzucała je w alejce po drugiej stronie ulicy, gdzie wzrastał pagórek nieczystości. Dom Minko pachniał jak stajnia - nie oszukujmy się.
Dziewczyna ujęła w dłonie kłódkę, ukradzioną kiedyś z opustoszałego sklepu, spinającą ogniwa łańcucha przeciągniętego przez uchwyt z grubego prętu służący do otwierania magazynu i metalowy pierścień wystający ze ściany tuż przy wejściu. Wykręciła kombinację cyfr, zdjęła łańcuch wraz z kłódką w akompaniamencie radosnego końskiego rżenia - Pies podbiegł do drzwi, jak zwykle pozostawiony przez nią tak, by mógł luźno chodzić po niemal całym blaszaku - jedynie jej "pokój", oddzielony ścianami z drewna oraz drzwiami z palety, był dla zwierzaka niedostępny. -Tak, tak, też się cieszę chabeto, że cię widzę- zaśmiała się widząc przez szczelinę między krawędzią drzwi a ścianą błysk w dużych oczach swojego rumaka, którego, po cichu, uważała za najbardziej kochane i głupie zwierzę na świecie. Hałaśliwie otworzyła magazyn. Codziennie, wyruszając na polowanie, przygotowywała górę gałęzi, w okresie zimowym oczywiście zimozielonych, iglastych, które po powrocie i oczyszczeniu magazynu ze śladów po układzie pokarmowym Psa, wciągała do środka, najczęściej życząc konisku smacznego. Tego dnia, przez Pańcię przybyłą w gości, rutyna została zakłócona. Leonard pozwoliła koniowi wyjść - wiedziała, że nigdzie nie pójdzie; za bardzo byli ze sobą związani, żeby mógł uciec. On zabrał się za przeżuwanie igieł, kiedy ona gestem zaprosiła gościa do środka... |
| | | Wiek : 21 Zawód : Pisarka, dostająca w honorariach niezłą sumkę
| Temat: Re: Blaszany barak Czw Sty 23, 2014 4:55 pm | |
| Pierwszym, co uderzyło ją, gdy tylko weszła do prowizorycznego domu Leonarda, był zapach. Tak, zapach. Pachniało trochę jak w stajni, oborze, w takim budynku. Zauważyła.. konia, który brał się za przeżuwanie igieł. Na początku zdziwiła się, że Leonard trzyma konia w baraku - że psa się nie dziwiła, ale że konia?! - naprawdę. Kilka chwil później uświadomiła sobie, że jeszcze nie przedstawiła się chociażby pierwszym imieniem, a ona już zna nazwisko lub imię, ewentualnie pseudonim towarzyszki. Tak więc, podała jej pierwszą literę imienia, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając się. Nie wyobrażała sobie mieszkania w takich warunkach życia, ale jutro i tak wyruszy w podróż do Dzielnicy Rebeliantów, więc jedną nockę może przetrwać, zwłaszcza, że traktowała to wszystko jak zabawę, przygodę. Jedzenie mięsa szczura, spanie pod miękkim materiałem... kto wie, kogo albo co jeszcze spotka w drodze do mieszkania? Delikatnymi ruchami poruszała się, jakby się bojąc, że może zniszczyć nawet zbyt szybkim mrugnięciem, cały dobytek dziewczyny, znalazła sobie miejsce wręcz na końcu, gdzieś w kącie. Miała tylko nadzieję, że tu nie będzie pająków, ponieważ bardzo za nimi nie przepadała, i nie chciała sobie wyobrażać, jak je w czasie snu połyka, lub chodzą sobie spokojnie po niej, znajdując przytulne miejsce w nosie lub uchu. Wzdrygnęła się na samą myśl. Mieszkanka nie komentowała. To nawet nie ma sensu, na Ziemiach Niczyich nie znajdzie niczego luksusowego, a tym bardziej porządnego jedzenia, choć to miejsce, porównane z tymi co widziała w drodze do opuszczonego teatru, jest chyba najlepsze. Wyszukała sobie najwygodniejszy kawałek podłogi, wiedząc, że następnego dnia będą cholernie boleć ją przez to plecy. Kocyk rozłożyła, wybrała odpowiedni fragment, szybkim ruchem przedarła go i tym sposobem zrobiła sobie prowizoryczną poduszkę. Lepsze to, niż nic. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Blaszany barak Sob Sty 25, 2014 11:08 am | |
| Wyyyybacz, błagam, że nie odpisywałam tak długo, ale od środy codziennie miałam imprezy i znajomi KONIECZNIE chcieli, żebym na nich była - psieplasiam ; _;
Pozwoliła mięśniom rozluźnić się, uspokoić, a oczom oraz uszom dała zezwolenie na ukojenie wiecznej czujności - wróciła w końcu do domu, była u siebie, znała okolice i nawet bez broni, zaskoczona mogłaby stosunkowo szybko uporać się z atakiem. Wyciągnęła ze szczeliny w ziemi paletę zamykającą wydzielony kąt - jej "pokój". Odstawiła drewnianą konstrukcję pod ścianę. Wchodząc do swojego legowiska, przestrzeni tylko dla niej, nienaruszonej nigdy wcześniej przez obcą osobę, zdjęła skórzaną kurtkę uwalniając w końcu dłonie od charakterystycznych rękawów przedłużonych i zamkniętych na kształt palczastych rękawic. Rzuciła skórę razem z węzełkiem obciążonym kolacją na posłanie z czapraków, wyciągnęła brudną podkoszulkę ze spodni, pozwalając wymęczonej bawełnie luźno opaść na biodra. Rozpuściła włosy - gładko spłynęły na ramiona, otuliły plecy, gdzie ich fale kończyły się dopiero nieco powyżej pasa. Postronnej osobie mogłyby włosy Leonard wydać się zbyt świeże, czyste jak na mieszkankę podobnego baraku - dziewczyna była jednak sprytna i niechętna brakowi jakiejkolwiek higieny: popiół może być doskonałym mydłem, szamponem oraz płynem do mycia naczyń! Ułożyła na palenisku kilka szczap drewna, jako rozpałki użyła swojego dawno, dawno temu podartego na kawałki swetra z nie do końca naturalnych tkanin - a przecież wszystko, co ma w sobie naftę, może być rozpałką. Rozpaliła ogień; siedziała przez parę minut przy płomieniach rozcierając palce, grzejąc twarz w tańczącym, pomarańczowym blasku. Przywykła do zimna - jedynymi okazjami by zaznać nieco ciepła były te nieliczne chwile, najczęściej wieczorami lub nocą, gdy przygotowywała sobie skromny, blady w smaku niedoprawiony posiłek. Nagle zdała sobie sprawę z faktu, że obca zniknęła. Mrucząc coś pod nosem o wygodnictwie podniosła się z kucków sięgając po wymęczony, brudno-różowy golf z cienkiej, bawełnianej dzianiny przypominającej jersey. Wyciągając włosy z szerokiego, marszczącego się pod szyją golfowego kołnierza wyszła z "pokoju" - szybko dostrzegła leżącą na klepisku Pańcię. Podeszła, mając ochotę obudzić ją słabym kopniakiem - stłumiła pokusę, sądząc, że podobna osóbka raczej nie uznałaby pobudki tego typu za wyjątkowo przyjacielską. -Nie śpimy, zapierdalamy!- zawołała, następnie imitując kogucie pianie niemalże nad samym uchem dziewczyny. Wyprostowała się szybko na wypadek gwałtownej reakcji. -Po twoich ubraniach widać, że przywykłaś do wygodniejszego życia. Ale, wyobraź sobie, jesteś u mnie więc pójdziesz spać dopiero kiedy pomożesz mi zrobić wszystko, co jest do zrobienia, jasne?- Minko starała się zachować rzeczowość brzmiącą w głosie, zdając sobie jednocześnie sprawę, że w jasnym golfie i z rozpuszczonymi włosami, przy swoim wzroście, wyglądała niemal jak dzieciak, co, jak łatwo się domyślić, odbierało jej nieco z autorytetu. -Tutaj nic nie ma za darmo - jak nie zapracujesz to nie śpisz, nie jesz i, w efekcie, nie żyjesz. Przenieś więc łaskawie cztery litery za tamtą ścianę, gdzie, jak widzisz, rozpaliłam ognisko - popilnujesz go, bo ostatnie, na co mam ochotę to pożar- zmrużyła na chwilę oczy, jak gdyby o czymś zapomniała - i, faktycznie, przyszła jej na myśl jeszcze jedna rzecz. -Oddaj każdą sztukę broni jaką masz, schowam ją i oddam ci rano. Nie oburzaj się ani nic - uśmiechnęła się lekko, być może przepraszająco -byłabym głupia, gdybym pozwoliła obcej, uzbrojonej osobie u siebie spać- przesunęła palcem po brwi. To było już chyba wszystko, co miała na razie do powiedzenia czy zakomenderowania - skoro Pańcia chciała zaznać życia społecznej niziny, niech się dostosuje, nawet jeżeli była to jednonocna przygoda... |
| | | Wiek : 21 Zawód : Pisarka, dostająca w honorariach niezłą sumkę
| Temat: Re: Blaszany barak Sob Sty 25, 2014 9:48 pm | |
| Na dobry początek, gdy już udało się Librze zasnąć, usłyszała głośne zdanie, które zaczynało się od `nie spania`, a kończyło się na `zapierdalamy`, a żeby było jeszcze lepiej, dziewczyna zawyła, pragnąc upodobnić się do koguta. Syknęła i wstała jak oparzona, marszcząc brwi i przypatrując się długowłosej, jakby widziała ją pierwszy raz na oczy, po czym przypomniała sobie, kim jest. Aha, poszła dobie do Ziem Niczyich, spotkała w opuszczonym teatrze Polującą na Szczury, zjadła ich i mięso, i tak o to znalazła się w baraku, w którym w środku pachniało jak w jakimś oborniku. A żeby było jeszcze lepiej, Leonard zawyła prosto w jej ucho. Pięknie. - Po twoich ubraniach widać, że przywykłaś do wygodniejszego życia. Ale, wyobraź sobie, jesteś u mnie więc pójdziesz spać dopiero kiedy pomożesz mi zrobić wszystko, co jest do zrobienia, jasne? Kiwnęła po prostu głową, zbyt senna na jakiekolwiek słowa sprzeciwu. Było tu ciepło, a na dworze zimno (geniusz!) więc oczywistym było, że tutaj chce spędzić noc i jako tako się wyspać, by obudzić się z bólem pleców od spania na podłodze. Przyglądnęła się uważniej dziewczynie, która ubrana była w... golf i rozpuściła włosy, a i pochwy się pozbyła, więc trudno byłoby się jej bać, bo wyglądała... tak zwyczajnie. Normalnie. - Tutaj nic nie ma za darmo - jak nie zapracujesz to nie śpisz, nie jesz i, w efekcie, nie żyjesz. Przenieś więc łaskawie cztery litery za tamtą ścianę, gdzie, jak widzisz, rozpaliłam ognisko - popilnujesz go, bo ostatnie, na co mam ochotę to pożar. Faktem jest, że panna Leander nie cierpi dostawać poleceń, zwłaszcza, gdy dostaje je tak nieuprzejmym tonem, aczkolwiek po prostu westchnęła, rozpuściła włosy związane w koński ogon, gumkę schowała do kieszeni i zerknęła w stronę ogniska. - Oddaj każdą sztukę broni jaką masz, schowam ją i oddam ci rano. Nie oburzaj się ani nic - lekki uśmiech, który pojawił się na twarzy dziewczyny.. chyba po raz pierwszy, ewentualnie drugi. - Byłabym głupia, gdybym pozwoliła obcej, uzbrojonej osobie u siebie spać. - Zakończyła, na co brązowowłosa, nie chcąc wdawać się na jakiekolwiek kłótni - mimo, że wczesna, u niej to już pora do spania, ponieważ po siedzeniu przed laptopem jet najwyraźniej zmęczona, a jeszcze ta wędrówka z Dzielnicy do teatru, a z niego do blaszanego baraku! Koszmar! - pogrzebała w kieszeniach, a po upływie chwili wyciągnęła paralizator oraz gaz pieprzowy, wręczając go Leonardowi. - Tylko się nie zdziw, jak w trakcie obowiązku usnę - mruknęła niby to do siebie, niby do towarzyszki, po czym usiadła niedaleko ogniska i tępo się w niego wpatrywała.
przez ostatnie zdanie mam skojarzenia. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Blaszany barak Sob Sty 25, 2014 10:31 pm | |
| Odebrała obie sztuki broni raczej defensywnej, prychnęła krótko w pierwszej reakcji na słowa swojego gościa. -Spróbuj tylko- odparła unosząc spojrzenie na twarz obcej aby nieco zbyt długo utrzymać z nią nieprzyjazny kontakt wzrokowy. -Idź do ogniska- dodała odwracając się napięcie. Energicznym krokiem zbliżyła się do wyznaczonego paletami końskiego boksu - obok niego stał spory, gładki kawał blachy o nieregularnym kształcie, przypominający coś w rodzaju trapezu. Odczekawszy aż obca skryje się za wkopanymi w ziemię "ścianami" legowiska rozgarnęła igły, leżące na dnie wydzielonego rogu stanowiska Psa służącego mu za żłób - oczom ukazała się kolejna deska. Uniesiona odkrywała przed oczami dołek, coś w rodzaju tajnej skrytki. Minko położyła na jej dnie odebraną Pańci własność i na powrót zamknęła, ukryła schowek. Wzięła kawał blachy stojący tuż obok - metodycznie, pas po pasie ziemi zaczęła zsuwać końskie łajno z całej powierzchni magazynu do której dostęp miał koń na próg przesuwanych drzwi. Następnie łajno, popychane najdłuższą z krawędzi blachy, znalazło się na kupie gówna po drugiej stronie alejki. Odstawiwszy "szufelkę" na miejsce dziewczyna powędrowała po szczury - zanim je przygotuje musi je przecież wypatroszyć, a nawet ona nie miała ochoty spędzić całej nocy w cudnym zapachu surowego mięsa oraz wnętrzności - a tak stałoby się z pewnością, gdyby odłożyła patroszenie na dalsze miejsce listy zajęć. Dlaczego? Prawdopodobnie przez fakt zamykania się w baraku co noc, od wewnątrz, przy pomocy łańcucha z kłódką. Zarzuciła węzełek ze szczurami na ramię, wyciągnęła z ukrytej w rękawie kurtki pochwy ceramiczny nóż. Przystanęła w progu swojego "pokoju", odwracając się na chwilę ku obcej. -Tych szczurów na surowo jeść nie będziemy, nie bój się- poinformowała ją z uśmiechem, po czym, przemierzywszy barak, wyszła na dwór. Przykucnęła, drżąc leciutko przez chłód i zajęła się swoimi zdobyczami; starannie oskórowała stworzenia, pozbyła się wnętrzności, ucięła ogony. Nie wyglądały dłużej jak szczury - to był plus. Leonard wróciła spokojnym krokiem starając się opanować drżenie mocniej niż panowała nad nim do tej pory. -Mam nadzieję, że nie boisz się smażyć czy tam piec, wszystko jedno- powiedziała mimochodem, jednocześnie wrzucając mięso do pustego wiadra w kącie; ułożyła falistą blachę na czterech kolumienkach cegieł ustawionych wokół paleniska. Stworzyła w ten sposób bardzo prymitywną kuchenkę. Przelała trochę wody do wiadra z mięsem, przepłukała je dość starannie dzieląc w tym samym czasie na kilka mniejszych porcji - krew nie jest najsmaczniejszą przyprawą do mięs. Zniknęła na chwilę z wiadrem, a gdy wróciła surowizna, zamiast unosić się w mętnej, śmierdzącej wodzie leżało na metalowym dnie. -Jak blacha się rozgrzeje to wrzuć na nią mięso- wydała polecenie wciskając obcej ceramiczny nóż w rękę. -Poradzisz sobie z przewracaniem naszej kolacji nożem, prawda?- zadała pytanie tonem wskazującym na brak chęci usłyszenia odpowiedzi przeczącej. Wytarła dłonie w golf, równie brudny jak bokserka którą miała pod spodem. Wyszła zadbać o swojego rumaka - zastała go radośnie brykającego na podwórku. Gwizdnięcie zadziałało na niego jak gdyby rzeczywiście był psem: podbiegł do właścicielki, przytulił ją entuzjastycznie niemal zbijając ją z nóg. Wprowadzony do budynku został zamknięty w boksie. Niedługo potem dziewczyna przytargała z podwórza kilka sporych konarów zimozielonych drzew - wrzuciła je do żłobu, dodatkowo przykrywając skrytkę i zapewniając zwierzakowi jedzenie na noc oraz poranek. Zadzwoniły zasuwane metalowe drzwi, zabrzęczał łańcuch przeplatany przez odpowiednie pętle, uchwyty, spinany kłódką. Minko wróciła do Pańci - teraz obie były zamknięte, na całą noc. |
| | | Wiek : 21 Zawód : Pisarka, dostająca w honorariach niezłą sumkę
| Temat: Re: Blaszany barak Pią Sty 31, 2014 3:33 pm | |
| Niewygodnie. Bez dobrego jedzenia. Mięso szczurów. A co one w ogóle będą pić? Chociażby jakąś zwykłą wodę, bo zaschło jej trochę w gardle, aczkolwiek nic nie powiedziała, a jak na złość nabrała ochoty na czerwone wino. Głupi barak. Głupie Ziemie Niczyje. Głupie szczury. Głupie ognisko. Pić. Jeszcze nie zdarzyło się, aby żyła w takich warunkach, naprawdę. Przetrwała Rebelię spokojnie, obserwując wszystko z boku. Ukrywając się. Obserwowała. Przeniosła się do Dzielnicy Rebeliantów, w celu wrócenia do normalnego, dostatniego życia. I spełniała to do tej pory, aż w końcu trafiła tutaj, gdzie, delikatnie mówiąc, nieładnie pachnie, jadła surowe mięso roznosicieli chorób, a teraz sobie siedzi i pilnuje ognia. - Bogowie... - mruknęła, nie za bardzo wiedząc, do jakich bogów się zwraca, lecz nagle jakby ,,powróciła do życia", bo przestała ogrzewać się i bezmyślnie poruszać od czasu do czasu jakimiś częściami ciała. Zaraz zacznie jej odbijać. Jeśli gdzieś tam w KOLCu ma rodzinę, to w sumie nie wyobraża sobie, jak oni mogą to wytrzymać. Och, staje się coraz bardziej nieczuła. I dobrze. - Tych szczurów na surowo jeść nie będziemy, nie bój się. Kiwnęła głową, prawie nie słuchając Leonarda. Po chwili ciemnowłosa wyszła, a ona obserwowała ją. Wyjdzie, zamknie mnie na pożarcie/zgwałcenie/śmierć głodową/odwodnienie. Librze zaczynało już, lekko mówiąc, powolutku odbijać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Aż tak trudno odzwyczaić się od luksusów i dobrego żarcia, choćby na jeden dzień? Jutro wrócę do Dzielnicy i nie wrócę tu nigdy. Teraz muszę coś zjeść, przespać się, wziąć swoją broń. W kwestii tego odbijania to, że się tu znalazło nie było do końca prawdą, gdyż robiła się bardziej dziwna niż jest od pewnego czasu, sama nawet to zobaczyła. Coś po prostu zaszyło się w niej, przykleiło i nie chce odejść; niszczy ją od środka, powoli, po kawałku, aż w końcu doprowadzi do szaleństwa, i najprawdopodobniej zamkną ją w psychiatryku, nie pozwalając przebywać w społeczeństwie, wśród normalnych ludzi. Może to zaczęło się od wojny? Nie wie. Niedługo później wróciła dziewczyna, mówiąc coś do niej i wrzucając coś do wiaderka w kącie. Obserwowała poczynania jednym okiem, drugim nadal patrzyła się na ogień. Leonard wzięła jakąś blachę i położyła ją wokół paleniska, a Rose nadal nic nie komentowała i siedziała cicho. Po wszystkich czynnościach zniknęła, a po chwili pojawiła się znów. Warto wspomnieć, że poszła z wiadrem. Ot, taki tam szczególik. - Jak blacha się rozgrzeje to wrzuć na nią mięso. - Poleciła, na co poruszyła głową w dół i w górę, na znak, że się zgadza, a wszystko, co chciała powiedzieć, nie wypowiedziało się. Dostałą również ceramiczny nóż, co skwitowała ożywieniem. - Poradzisz sobie z przewracaniem naszej kolacji nożem, prawda? - W jej mniemaniu powinno to brzmieć `Poradź sobie z przewracaniem naszej kolacji nożem`, pytanie do tego tonu głosu nie zbyt pasowało. Westchnęła, wezwała bogów po raz kolejny, i, gdy blacha się rozgrzała, zaczęła jakoś robić kolację. Choć najchętniej poszłaby spać. |
| | | Wiek : 18 Zawód : Płatny zabójca, kurier Przy sobie : przy sobie: zwiększenie szansy na powodzenie podczas walki wręcz (kości), zwiększenie szansy na skuteczną obronę (kości), idealna celność, zdobiony sztylet W plecaku: nóż ceramiczny niewykrywalny dla detektorów metalu, paczka zapałek, noktowizor, półtoralitrowa butelka wody, śpiwór, latarka, lokalizator, apteczka pierwszej pomocy, zapas jedzenia
| Temat: Re: Blaszany barak Pon Lut 24, 2014 12:34 pm | |
| Nie mogła patrzeć, jak Pańcia niewprawnie przerzuca i przekłada i dźga bezmyślnie ich kolację, próbując sprostać postawionemu jej zadaniu. Wcześniej, wróciwszy, usiadła na końskiej skórze rozłożonej na klepisku - teraz, wzdychając ciężko jak stary człowiek zmęczony zwyczajnymi czynnościami dnia, podniosła się z kanapy. Wygięła na chwilę zbolałe plecy, potem zgarbiła się na chwilę, chcąc rozruszać zesztywniały grzbiet. -Suń się- burknęła podchodząc do swojego gościa, wyciągając z jej rąk nóż. Wprawiona w smażeniu szczurów na blasze, rozgrzanej liżącym ją jęzorem ogniska cicho strzelającego wilgocią, pilnowała zaczynającego skwierczeć mięsa. W migotliwym blasku ognia, z długimi, ciemnymi włosami spływającymi na ramiona, z nogami opiętymi spodniami z czarnej skóry lśniącej odbitym światłem Minko mogła wydawać się odpoczywającym jeźdźcem apokalipsy, gdyby tylko wzięło się pod uwagę kare umaszczenie jej rumaka. Prawdopodobnie dziewczyna myślałaby o sobie w podobnej kategorii, gdyby tylko wiedziała czym lub kim są jeźdźcy apokalipsy i skąd się wzięli - w końcu nie była wykształcona. Umiała bić się, zabijać i gotować w bardzo polowych warunkach; w dwóch słowach: umiała przetrwać. Ziewnęła, odwracając głowę od paleniska i "kuchenki"; sięgnęła po kubek stojący na improwizowanym regale - jedynymi naczyniami, które posiadała było kilka metalowych kubków, tak zwanych "kwart", dlatego też gotową kolację, zdjąwszy ją z blachy, wrzuciła do tegoż kubka. Choć na ogół zwyczajnie siadała na posłaniu i zaczynała w tym momencie jeść, tym razem sięgnęła po puste wiadro. Ustawiła je do góry dnem koło łóżka z czapraków, postawiła na nim kubek z jedzeniem. Dwie kolejne kwarty napełniła wodą, ustawiła je po obu stronach pełnego szczurzego mięsa kawałka metalu z rdzewiejącym uszkiem. Spojrzała na Pańcię, ręką czyniąc zapraszający gest: "siadaj i żryj moje żarcie". Odczekała aż dziewczyna rzeczywiście siądzie, po czym zajęła miejsce, pozornie obok, a realnie postarała się usiąść jak najdalej się dało od swojego gościa. Nabiła kawałek mięsa na nóż, wciąż trzymany w dłoni, i zaczęła jeść. Przeżuwała powoli, spokojnie - żylaste mięśnie, usmażone średnio krwisto, były suche i bez smaku. Ale zawsze były czymś, co można było przeżuć, połknąć, zapełnić żołądek. |
| | |
| Temat: Re: Blaszany barak | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|