// Przed Budynkiem - Parada
Sytuacja na placu przed budynkiem w krótkim czasie uległa diametralnemu obrotowi spraw. Jako że chciałem znajdywać się jak najbardziej z tyłu i pozostać niezauważonym, stałem się bacznym, aczkolwiek dyskretnym obserwatorem całej farsy. Lawinę zdarzeń rozpoczęła krótsza niż się spodziewałem przemowa nowej prezydent Almy Coin. Tuż po niej cała publiczność, wszyscy pasażerowie rydwanów oraz strażnicy zwrócili uwagę na ekran telebimu, wyświetlający nową rewolucjonistkę. Nie znałem owej kobiety, jednak jestem pewien, że musiała włożyć sporo zachodu, wysiłku oraz pieniędzy w cudze kieszenie, żeby dostać się za szkło ekranu na placu przed Ośrodkiem Szkoleniowym. Z pewnością też nie zrobiła tego sama. To był nieomylny sygnał - nowa rebelia powstała jeszcze szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Może to i ratunek dla KOLCa, ocalenie niemalże straconych już Trybutów? A może to tylko kolejna autonomia, która zasiądzie na tronie imperium i podporządkuje sobie je całe? Ludzie znowu mogą zostać podzieleni - jak tym razem? Kobiety i mężczyźni, dzieci i dorośli?
A jednak się kręci. Błędne koło ludzkości.W sumie - to nieważne. Wróćmy do biegu wydarzeń przed budynkiem.
Kobieta również miała swoją krótką przemowę. O rządach sprawowanych w panem, o paradoksalnej sprawiedliwości i sprzecznej idealnej rzeczywistości. Przemowa bardzo widocznie przemówiła do tłumu - trybuny zaczęły orientować się, co tak naprawdę jest na rzeczy. Spoglądali na nas jak na męczenników, ginących za resztę rówieśników. Niektóre spojrzenia padały też na Almę Coin, ale zupełnie pod innym kątem przemyśleń. Pod kątem żądnej władzy sadystki, pozbawionej krztyny skrupułów.
... Czemu myślę o tym wszystkim w tak poetycki sposób?Oczywiście Alma oraz strażnicy mieli obowiązek interweniować. Utrzymanie sztucznego miru bezpieczeństwa w panem, pt. "Nikt nie wedrze się do naszego państwa, nawet jego prawowici mieszkańcy" było obowiązkiem. Chociaż, mir w tym przypadku jest żartem w komediowym teatrze, lub też serialu, zwanym "Moda na panem".
Co działo się dalej - Trybuci zaczęli uciekać z wyeksponowanych specjalnie na nich miejsc gdzieś, gdzie nie można było ich zauważyć. Uciekli. Zauważyłem jednego z mentorów, zabierającego zamaskowaną na brązowego kojota, rudowłosą Sabriel z dala od całego zgiełku. Zwróciłem większość uwagi na ową dwójkę, na pewno uciekł ktoś jeszcze, jednak prawdopodobnie działo się to gdzieś za moimi plecami.
Nina, ubrana w lodową sukienkę młoda Trybutka, najwyraźniej także próbowała wydostać się z placu, korzystając z zamieszania wśród zgromadzonych. Niestety, jej próba ucieczki nie powiodła się tak fortunnie jak Sabriel oraz jej mentorowi - dziewczyna została postrzelona w kolano przez strażnika. Wciąż uważam, że zachował się dosyć niekompetentnie i nieroztropnie. Na szczęście - dalej sytuacja została już opanowana: kto został na placu, został odprowadzony do Szpitala bądź swojego Apartamentu. Gdy wchodziliśmy do środka Centrum Szkoleniowego, trybuny zaczęły dramatycznie i błyskawicznie pustoszeć, prawie jak butelki alkoholu, które wpadną mi w dłonie.
Jako jedni z ostatnich wraz z Lorin zostaliśmy zgarnięci przez strażników. Przez jakiś czas towarzyszyła mi, jednak po krótkim czasie dopadła nas jakaś przejęta pielęgniarka. A może raczej - przeklęta. Słusznie jednak zauważyła, że mój nos krwawił. Najwyraźniej był to skutek walki z Trybutem w kamizelce, o ile walką można tamto wydarzenie nazwać. Przytknąłem palce do twarzy i przekonałem się, że pielęgniarka mówiła prawdę, gdyż na początku nie chciałem jej wierzyć.
Pielęgniarka jednak uparcie nalegała, abym poszedł z nią do gabinetu. Nie mogłem nawet powiedzieć, że nic mi nie jest. Co więc mogłem zrobić, gdy byłem w otoczeniu strażników? Ucieczka z tego powodu bodajże nie wchodziła w grę. Podążyłem za pielęgniarką, zostawiając Lorin z wysokimi panami, zmierzającymi w stronę Apartamentów.
Gdzie mógłbym się teraz znajdować, jeśli nie w gabinecie? Przewrażliwiona pielęgniarka odprowadziła mnie tutaj i zostawiła, po czym sama wyszła z gabinetu w poszukiwaniu doktora. Może i była sympatyczna, ale chyba faktycznie głupia - jest pielęgniarką. Sama poradziłaby sobie z krwotokiem z nosa, a sprowadza do tego jakiegoś lekarza.
Może to będzie trochę marudne, ale jakoś inaczej wyobrażałem sobie Ośrodek Szkoleniowy. Perfekcyjnie wyszkolony personel, zabezpieczenia nie do przejścia. A tutaj - ogromne szyby w Apartamentach, rebelianci na telebimach, buntowniczy mentorzy, którzy uciekają ze swoimi podopiecznymi. Także Trybutów oczekiwałem innych. A tymczasem - blondynka ze znakiem rebeliantów na koronie, przewrażliwiony społecznie chłopak z napadami i... Theo. Na dodatek te niewinne dzieciaki. Słyszałem nawet, że jedna z dziewczynek jest niewidoma. Czemu tamten dziwny mentor nie zabrał Hope, Floriana, Blue, albo tej niewidomej, tylko właśnie Sabriel? Rudowłosą, niemal pełnoletnią prostytutkę. Ona poradziłaby sobie na Arenie, nie to co tamte brzdące. A może jest on jej stałym klientem...?
Powracam do rzeczywistości, prosto ze swojego małego świata, pt. "Epickie przemyślenia gdy nikogo nie ma w pokoju". Siedzę przy biurku i bawię się długopisem, leżącym na śnieżnobiałym biurku. Całe pomieszczenie zwane gabinetem zupełnie nie przypomina tego, czym najwyraźniej ma być. Wydaje się raczej małą izolatką albo... izbą wytrzeźwień.
Przysięgam, niczego nie piłem od czasu pobytu w pociągu. I to było tylko trochę, nawet podzieliłem się z Sabriel. - przez chwilę zastanowiłem się -
Faktycznie gadam jak po pijaku.Postanawiam dokładniej rozejrzeć się po całym gabinecie. Jak już wspomniałem - pokój przypomina nowocześnie urządzoną izolatkę. Jednak - meble mają dosyć ostre zakończenia na rogach, więc odrzucam ten pomysł ostatecznie. Ma także szyby, niektóre '
zamleczone', niektóre nie. Jaskrawe barwy w pokoju przyprawiają trochę o ból głowy. A może to faktycznie alkohol?
Opóźnione działanie, czy co? Pielęgniarka nie wracała długo, podejrzanie długo. Wydaje mi się, że to dobra okazja, by rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Zawsze ciekawiło mnie, jak pracuje lekarz. Pod biurkiem stoi mała szafeczka, w pobliżu drzwi - komoda, a przy ścianie za biurkiem - biała szafa. Zamierzam obejrzeć zawartość wszystkich. Zaczynam od szafki pod biurkiem. W górnej szufladzie znajduje się jedynie spory zestaw, a może nawet kolekcja strzykawek i różnych przyrządów podobnego zastosowania. W szufladzie o jedną niżej znajdują się bandaże, opatrunki oraz środki dezynfekujące. Szufladka na samym dole najwyraźniej zawiera coś naprawdę ciekawego, gdyż jest zamknięta na klucz. Korci mnie, żeby otworzyć ją, jednak nie wydaje mi się, żebym miał coś przy sobie, czego mogę użyć na zamku. Scyzorykiem raczej rozwalę zamek, a nie chcę zostawić za sobą żadnych śladów grzebania w cudzych rzeczach. W sumie - lepiej nie ruszać tego. Prędko przechodzę do komody przy drzwiach, aby jak najszybciej skończyć węszenie w gabinecie. Tym razem zaczynam od dolnej szuflady. Znajdują się w niej rozmaite środki czystości, m. in. płyn do spryskiwania okien, płyn do mycia podłóg, ale przede wszystkim - cała masa płynów i zestaw gąbek. Szufladę wyżej znajdują się jakieś kapsułki, tabletki i podstawowe leki - na ból głowy, wymioty etc. W ostatniej komodzie w szufladzie znajdują się tubki z maściami na poparzenia i inne takie oraz ich opakowania. Zamykam ostatnią szufladę białego mebla, po czym przechodzę do szafy na końcu pokoju. Ją przeszukuję już naprawdę szybko. Otwieram najpierw lewe drzwi, a następnie prawe. Nie widzę górnej półki, gdyż sięga ona niemal sufitu. Jest jednak dosyć mała, więc nie zważam na to, co może na niej leżeć. Interesują się półką na wysokości mojego wzroku - jest ona największa ze wszystkich w szafie. Leżą na niej rozmaite przyrządy chemiczne - cylindry, probówki, fiolki, ampułki, szklanki, zlewki etc. Poniżej półki z przyrządami chemicznymi znajduje się szuflada z jakimiś saszetkami i proszkami. Nazwy na nich są po łacinie, a ja w swoim krótkim życiu nie miałem okazji jeszcze nauczyć się owego języka. Zawsze jednak planowałem rozpocząć naukę tej szlachetnej mowy. Ostatnia półka, na samym dole szafy była pusta. Błyskawicznie zamknąłem szafę, po czym znalazłem się na fotelu.
***
Po piętnastu minutach, a może tylu wiecznościach zjawiła się pielęgniarka.
- Przepraszam że tak długo mnie nie było, ale nie zdołałam znaleźć doktora. Muszę zaopiekować się tobą sama.
-
Chciałbym coś powiedzieć, ale chyba sobie odpuszczę. Ale głównie chodzi o to, że nic mi nie jest... proszę pani. I chcę już się stąd wydostać, najlepiej do Apartamentu, muszę z kimś porozmawiać.Argumenty pani pielęgniarki pt. "Twój nos krwawi" bądź "Jesteś po alkoholu" raczej nie są dla mnie interesujące. Muszę zobaczyć się z Lorin i obgadać, jak dalej będzie wyglądać nasz pobyt w Ośrodku i przygotowanie do walki. Chociaż spodziewam się odpowiedzi w stylu "Radź sobie sam", chcę wydostać się z gabinetu lekarskiego. Pielęgniarka wyciąga alkomat ze swojej kieszeni i rozkazuje mi chuchnąć w urządzenie. Wynik wykazał niezbyt sprzyjającą mi wartość liczbową - 1,1 promila.
Boże, co ty chcesz, kobieto? Póki nie przewracam się stojąc wszystko chyba jest dobrze, nie? Pielęgniarka postanowiła w końcu zatamować krwawienie z nosa Ups, chyba się pomyliłem. Na początek wyszła z pomieszczenia na korytarz szpitalny, aby udać się do automatu i tam zamówić gorącą czekoladę. Wróciła z parującym napojem, po czym usiadła na krześle. Jednak nie na miękkim fotelu lekarza, tylko na krześle pacjenta - tuż obok mnie. Po chwili kobieta rozpoczęła
ostatecznie zajmowanie się krwotokiem.
Przesiedzę tutaj całe Igrzyska. Kobieta obejrzała wszystko dokładnie, po czym znowu udała się gdzieś na korytarz, najprawdopodobniej w kierunku łazienki, zważając na to, z czym wróciła. Oczywiście odprowadziłem ją wzrokiem z białego pokoju. Pielęgniarka trzymając w jednej dłoni zmoczoną szmatkę drugą, wolną ręką zamknęła drzwi do gabinetu. Przyłożyła szmatkę do mojej twarzy, a konkretniej - do nasady nosa, co najwyraźniej miało być zimnym okładem. W końcu, po jakimś czasie, zabitym piciem czekolady u innych, trzymaniem szmaty na nosie u drugich, krwawienie ustało. Pielęgniarka ostatecznie dała się namówić na wypuszczenie mnie z mieszanymi uczuciami. Po chwili zmierzałem już do windy, będącej moim transportem do Apartamentu. Oczywiście - nadal w jakże sympatycznym ptasim przebraniu.
Apartamenty to chyba najbezpieczniejsze miejsce w całym Ośrodku. // Apartament Trybutów #9