|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Blaise Argent Pią Lis 22, 2013 2:24 pm | |
| First topic message reminder :WYKUPIONY ALARM MIESZKANIOWY
Ostatnio zmieniony przez Blaise Argent dnia Pon Lut 09, 2015 10:05 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Blaise Argent Nie Lip 13, 2014 3:43 pm | |
| opuszczone magazyny
Blaise prowadził pewnie, nieznacznie przekraczając prędkość, co spodobało się dziewczynie. Gdyby jechał znacznie szybciej, mogłaby obawiać się o swoje życie; ale gdyby chciał się jej pozbyć, zapewne nie dałby jej kasku i jechał na złamanie karku. To wszystko przestało interesować dziewiętnastolatkę, zaledwie podjechali na posesję, gdzie mieszkał Argent. - Wow. - wyrwało się dziewczynie, zaledwie wjechali do garażu i jej kierowca zgasił silnik. Zsiadła z motoru jeszcze przed nim i rozglądała się ciekawie po pomieszczeniu, obracając kask. W końcu pozwoliła go sobie odebrać i posłusznie ruszyła za gospodarzem. To było... Zaskakujące. Catrice spodziewała się raczej jakiegoś dużego mieszkania w stylu takiego, jakie sama miała, gdy przebywała w Kapitolu przed rebelią, ale dom... I to w dodatku doskonale urządzony, co mogła zauważyć, podążając za Blaise'm. Nieomal powiedziała mu, że nie spodziewała się takiego kwaterunku, i że miał świetny gust, ale w porę zamknęła buzię. Na pochlebstwa przyjdzie czas, zwłaszcza, gdy przejdzie do sedna sprawy. Rozejrzała się po salonie, nim usiadła. - Czarną i mocną, bez cukru, dzięki - uśmiechnęła się za nim, kiedy poszedł do kuchni. To było miłe ze strony Argenta, że pozwolił jej usiąść i odsapnąć chwilę. Zupełnie jakby rozumiał, że lubi chwilę odpocząć po zabiciu kogoś. I wziąć prysznic, ale nie była tak bezczelna, by wpakować się do jego łazienki; mimo to jednak z góry założyła, że to musi być pomieszczenie urządzone równie gustownie, jak reszta tej małej posiadłości. - Nie wiem, kto się tym zajmuje, pewnie ktoś ze śledczych, albo, co dziwniejsze, śledztwem może kierować Ruen - odparła, podnosząc się i przechodząc do kuchni. Nie lubiła rozmawiać na odległość, będąc w innym pokoju - to czasem wymagało krzyczenia, a na to miała w tej chwili ochotę. - Wiesz, zapewne instynkty macierzyńskie i ten mały bachor z Tryznastki zbytnio ją zajmują, żeby... Umilkła dokładnie w momencie, w którym przekroczyła próg kuchni. Domyślała się, że Blaise może w tej chwili patrzeć na nią jak na wariatkę, ale miała to w przysłowiowym zapomnieniu. Kuchnia była ogromna, większa niż ta u Salingera, przestronna, doskonale oświetlona, z blatami, na których mogłaby przyrządzać do woli różne potrawy. Szczęściarz, pomyślała, uśmiechając się szeroko. Zaczęła żałować, że nie jest głodny, bo w takiej kuchni mogłaby pracować do woli. - Przepraszam - uśmiechnęła się niewinnie. - Wracając do śledztwa, jeśli nie śledczy albo Reiven, to nie wiem, kto. Coin nie podała mi nazwiska, raporty z moich zleceń zawsze lądują bezpośrednio u mnie. A co, jesteś zainteresowany? - zapytała zaczepnie. Podeszła do okna, wyglądając przez nie. Widok był równie przyjemny, jak myślała. - Sama zajęłabym się tym śledztwem. - powiedziała, patrząc na Argenta. - Jego córeczka mi nie wystarcza. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pon Lip 14, 2014 9:53 am | |
| Prawda była taka, że Blaise w żaden sposób nie przyłożył się do urządzenia tego domu. Przejął je tuż po zdobyciu Kapitolu, wcześniej należało do jakiejś szychy z rządu Snowa. Przestronne, jasne pomieszczenia i dobrze wyposażony garaż – tyle wystarczyło mu do szczęścia. Mieszkał sam i zapewne taki stan rzeczy miał się jeszcze długo utrzymać, dlatego nie widział potrzeby zmieniania czegokolwiek. A nawet gdyby takową odczuł, pewnie nie znalazłby czasu na żaden remont. Uśmiechnął się słysząc wybór Catrice i szybko przygotował dwie takie same kawy. Skoro dziewczyna zdecydowała się dołączyć do niego w kuchni, zaproponował jej miejsce przy stole, gdzie wkrótce sam usiadł. Miał nadzieję, ze wybaczy mu brak ciasteczek czy innych słodkości, ale nigdy nie miał głowy do zakupów robionych wyłącznie pod gościnne wizyty. I tak rzadko kto tu przychodził. - Nie, to niemożliwe – machnął ręką, szybko odrzucając podejrzenie panny Tudor, jakoby to Reiven miała zajmować się sprawą Anthony’ego Larousse. – Nie zrzucaliby na nią tego, skoro dowodzi Strażnikami. Nie wiem, gdzie byłem, gdy ją mianowali, ani co Coin sobie wtedy myślała, ale mam wrażenie, że niedługo rząd naprostuje tę pomyłkę – skomentował, wyrażając wreszcie głośno swoje zdanie o piastowaniu przez Ruen funkcji dowódcy Strażników Pokoju. Zaczepka Catrice dała mu do myślenia i na chwilę wyłączył się z rozmowy. Z jednej strony sprawa interesowała go na tyle, że byłby w stanie wygospodarować na nią trochę czasu, a z drugiej… wymarzony urlop po raz kolejny odłożyłby się w czasie. Czy chciał się wykazywać i ryzykować? Niesmak po misji w Trzynastce pomógł mu jednak podjąć tę decyzję. - A wiesz, że tak? – oznajmił, podnosząc głowę znad parującego kubka kawy – Dowiedzmy się, kto tym steruj i przejmijmy sprawę. Co mamy do stracenia? Spojrzał na nią wyzywająco, licząc, że zdecyduje się na współpracę z nim. Nie zamierzał przecież proponować drugi raz.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Blaise Argent Pon Lip 14, 2014 10:38 am | |
| Z uśmiechem przyjęła kawę i usiadła przy stole, skinieniem dziękując. Na szczęście, Blaise należał do tych niewielu ludzi, którzy wiedzieli, jak umiejętnie przyrządzić kawę, dlatego też z miejsca polubiła go bardziej; napój bowiem był gorący, cierpki i wyjątkowo mocny, taki, jak lubiła. Upiła łyk i uśmiechnęła się. - Masz rację. - gdy tylko wskoczyli na temat Reiven, normalny dotąd ton głosu Catrice zmienił się na bardziej jadowity i okrutnie słodki, ironiczny. - Wiemy przecież, że wygrała Igrzyska i była jednym ze słoneczek Kapitolu; no i podobno udało się jej ubić Drake'a Snowa, w co czasem wątpię. - prychnęła, upijając kolejny łyk. - Blaise, z jakiej cholery ona dostała tę robotę? Za pomoc przy rebelii? Za wyciągnięcie trybutów z areny? Czy może za to, jak skuliła ogon i wróciła do Kapitolu, kiedy powinna walczyć? Może kiedyś nawet lubiła Reiven, ale ta sprawa ze szczeniakiem z Trzynastki była przegięciem. Cat, obecna przy procesie tworzenia zmiechów, które miały trzymać w ryzach mieszkańców dystryktów kilka lat temu, podziwiała te stworzenia i zawsze chciała mieć jedno z nich - nie delikatne i słodkie, ale groźne i bestialskie, gotowe zabić. - Ona nie powinna dowodzić. Dziewiętnaście lat i takie wysokie stanowisko? - lekka nuta ironii, były bowiem w tym samym wieku, ona i Reiven. - To jak szczeniak w pieluchach na stanowisku, które zajmował Larousse. Strażnikami powinien dowodzić ktoś dojrzały i w pełni wykwalifikowany. Nie ona - zamyśliła się na moment, po czym podjęła wątek. - Ale jeśli się nie mylisz, i wycofają ją ze stanowiska, będzie znakomicie. Ten cały Minchin był lepszy, ale cóż... Szybko umarł. - uśmiechnęła się. Kiedy Blaise odpowiedział na jej zaczepkę z zapałem równym jej zapędom, posłała mu najszczerszy uśmiech zadowolenia. Właśnie dlatego Blaise Argent był tak fascynujący - nie tylko umiał się z nią dogadać, ale był też w stanie zapewnić jej odpowiednie zajęcie. - Stoi - odpowiedziała, puszczając do niego oko. - Nie mamy nic do stracenia, a jeszcze więcej do zyskania, prawda? Poza tym... Damy radę bez problemu, a i Coin nie będzie mieć powodu do narzekań.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Wto Lip 15, 2014 9:58 pm | |
| Temat Reiven , jej osiągnięć i doświadczeń był dla nich jak rzeka. Gdyby Blaise należał do tych mężczyzn, którzy wymieniają ploteczki przy kawie, kto wie, może pociągnęliby go bardziej. Prawda była taka, że darzył Ruen szacunkiem na tyle dużym, by powstrzymać się od, cóż, nazywajmy rzeczy po imieniu – obrabiania jej tyłka. Dlatego jedynie uśmiechnął się, słysząc słowa Catrice i skomentował jej w znacznie lżejszy sposób. - Zamiast kwestionować jej stanowisko w pogawędce, siedząc na wygodnych krzesłach w kuchni, powinniśmy po prostu podjąć jakieś kroki – wzruszył ramionami, chwytając za swój kubek. Chociaż w środku czuł się tak samo podekscytowany tą sprawą, musiał podchodzić do niej dojrzalej. Sukces nie czekał za każdym rogiem. Upił kolejny łyk czarnej kawy i już wiedział, że nie da rady usnąć dziś wcześnie. Może to i lepiej, dokończy zabawę w papierach, by jutro sfinalizować swoje śledztwo, podjąć ostateczne decyzje i skierować swoją uwagę na nowy projekt. - Ach te dziewiętnastolatki – zażartował, puszczając Catrice oczko. Doskonale wiedział, co miała na myśli, ale nic nie szkodziło na przeszkodzie, by trochę się z nią podroczyć – Wybadajmy nastroje w pracy i zobaczmy, co da się z tym zrobić. Gdybyśmy mieli kogoś na jej stanowisko, sprawa byłaby prostsza. Nawet nie przyszło mu do głowy, by samemu starać się o wygryzienie Reiven ze stołka, dowodzenie Strażnikami Pokoju było w tym momencie zbyt ryzykownym zajęciem. Argent nie był aż tak ambitny, by zgłosić się na ochotnika do posprzątania tego bajzlu. Przynajmniej nie na tę chwilę. - W takim razie jutro dowiemy się, kogo należy uwolnić od tego obowiązku i zdobędę dla nas odpowiednie zezwolenia – zapewnił, potakując mimowolnie głową – Już dawno nie zaopatrywałem się w arsenale – przyznał z błyskiem w oku, jakby tęsknił za tego typu rozrywką. Kto wie, co czekało na niego w ramach śledztwa w sprawie Larousse? Mogło to być zarówno zlecenie jego życia, jak i takie, które naraziłoby je na ogromne nie bezpieczeństwo. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?
|
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Blaise Argent Pią Lip 18, 2014 12:05 pm | |
| Im dłużej siedziała w towarzystwie Argenta w jego domu, Catrice zaczęła odnosić dziwne wrażenie, że byłby on lepszym współlokatorem niż Salinger, którego od momentu powrotu z misji nie widywała prawie wcale. Wciąż pamiętała wystraszoną twarz chłopca-artysty, gdy chwyciła go za brodę i zmusiła, by na nią patrzył. Słodki, niewinny młodzieniec, któremu mogła odebrać życie w ułamku sekundy; jednak w jakiś dziwny sposób czuła więź pomiędzy nim a Josephem. O mało co nie westchnęła z tylko sobie znanych powodów, zagryzła jednak dolną wargę i upiła jeszcze nieco kawy. - Masz rację - mimowolnie powtórzyła za nim wzruszenie ramion, dodając do tego niewinną minę. W jej myślach kłębiło się to, że w wypadku Igrzysk ona i Ruen musiałyby być mentorkami, co z pewnością oznaczałoby spotkania na losowaniach trybutów, bankietach, ucztach i pokazach. No i zawsze pozostawały umówione wcześniej spotkania z potencjalnymi sponsorami, w których mentorzy musieli uczestniczyć - chyba, że mieli naprawdę gdzieś swoich podopiecznych. - Dziewiętnastolatki są takie złe? - zaśmiała się, lekko stukając kubkiem z kawą o jego kubek; ot, lekki przyjacielski gest. Zazwyczaj używała tego na organizowanych przez Snowa bankietach, jeśli uczestniczyli w nich inni mordercy. Znienacka też poczuła gdzieś w okolicy brzucha lekki, stopniowo rozlewający się ból, który zignorowała. To nie było nic ważnego, ot, kolejna mała wada bycia kobietą (pierwszą było to przeklęte szufladkowanie płci pięknej, z czym chętnie walczyła za pomocą broni), wystarczyło do skrzywienia się. Słowa Blaise'a skusiły ją do odpięcia noża od paska spodni. Powoli wysunęła go z pokrowca i ułożyła na lśniącym blacie, przecierając boczne ostrze rękawem. Miała niesamowity pociąg do tej właśnie broni, wręcz idealnej i przyjemnej, dobrze leżącej w jej smukłych dłoniach. - Nie martw się o dostęp do arsenału, Blaise - przeciągnęła w ustach jego imię, stukając paznokciami wpierw w rękojeść, a potem o blat. - To mamy już załatwione po pewnej... misji w kanałach. Raczej pomóż mi załatwić możliwość wyniesienia większej ilości broni niż po dwie sztuki dla nas obojga, skoro już mamy zapolować - kąciki jej ust uniosły się w leciutkim, słodko-gorzkim uśmiechu, godnym małego mordercy. Chciała rozpocząć to polowanie jak najszybciej, ale wiedziała, że warto czekać... Zwłaszcza, gdy będzie się mordować w tak doborowym towarzystwie. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Nie Lip 20, 2014 1:34 pm | |
| Blaise niestety nie szukał współlokatorów, wiedział doskonale, że nie nadawał się do dzielenia mieszkania. Własne cztery kąty zapewniały odpowiednią dozę prywatności, nikt niepowołany nie zaglądał do dokumentów, w zlewie nie walały się sterty brudnych kubków... Wszystko było tak, jak zarządził Argent, a on lubił być panem własnego losu i własnego mieszkania. O Igrzyskach nie wiedział nic, przynajmniej oficjalnie. Jeśli Alma Coin planowała coś takiego to na pewno podzieliła się nowiną ze swoimi najbardziej zaufanymi pracownikami. Czy Blaise do nich należał? To już była jego tajemnica, w razie czego nie zamierzał podejmować tematu tej wątpliwej rozrywki dla mas. Odpowiedział podobnym uśmiechem, gdy Catrice trąciła jego kubek. - Niektóre bywają przekonane o własnej wyższości - Argent zawadiaka nie mógł sobie odpuścić tego uśmieszku, ale wiedział doskonale, że panna Tudor nie odniesie wrażenia, jakoby to ją właśnie opisał. - Ale co ja tam mogę wiedzieć. Towarzystwo, w którym się obracał, charakteryzowała nieco wyższa średnia wieku, a Catrice była jedną z jego najmłodszych znajomych. Oczywiście Blaise należał do tych otwartych umysłów, które uważały, że o dojrzałości nie musi świadczyć metryczka. I tego się trzymajmy. - Zobaczymy, co da się zrobić - mruknął, spoglądając z lubością na jej nóż. Choć z bronią palną radził sobie całkiem nieźle, to biała od zawsze stanowiła jego ulubioną, bez dwóch zdań. - Możemy zaszaleć i zgarnąć trochę granatów. Może był to niewinny żart, a może śmiała propozycja. Nie wiedział przecież, co czeka ich przy okazji odkrywania tajemnic Larousse'a. Kto wie, czy nie będą potrzebowali czegoś o większym kalibrze lub sile rażenia? Dlatego właśnie należało rozgryźć całą sprawę jak najszybciej. - Jutro przejmujemy dokumenty, zakopiemy się w nie po uszy i rozwiążemy to raz dwa - oznajmił pewnym głosem, jakby to wszystko dokładnie tak miało się potoczyć.
|
| | | Wiek : 20 Zawód : Strażnik Pokoju [dawniej morderca] Przy sobie : Mundur, kamizelka kuloodporna, krótkofalówka, telefon komórkowy. Broń palna, dwa magazynki, paralizator, Znaki szczególne : BIały mundur, długie włosy, słodki uśmiech, zawiązany czarny męski krawat na prawym nadgarstku Obrażenia : -
| Temat: Re: Blaise Argent Pon Lip 21, 2014 2:29 pm | |
| Catrice zastanawiała się nad Igrzyskami. Jeśli znów się odbędą, czy Coin ponownie obsadzi ją w roli mentorki, czy pozwoli tylko trenować trybutów? Nikt nie wiedział, czy Chantelle Troy wróci na swoje stanowisko - dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię i nikt o niej nie słyszał. Dziewiętnastolatka poświęciła chwilę na wspominanie tej dziewczyny, której nadano przydomek "wybuchowa". Dawno jej nie widziała, naprawdę dawno... Szkoda. Miała wrażenie, że mogłyby być naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Słysząc głos Blaise'a, który wyrwał ją z zamyślenia, zrobiła minę. Miała rację co do mężczyzny, lekko wyluzowanego i zawadiackiego w tej samej chwili. - Dzięki losowi, że nigdy nie miałam czasu na takie przekonania - upiła jeden z ostatnich łyków kawy i przeciągnęła się leniwie. - Blaise, muszę Ci przyznać, że robisz genialną kawę, dziękuję Ci. Ale co ja tam mogę wiedzieć, serio? Panna Tudor nie czuła większego szacunku do znacznej ilości przedstawicieli rządu - ot, na przykład taki Larousse, podstarzały ojciec, którego pragnęła skasować, był dla niej równie ciekawy, co mucha, łażąca po szybie w upalny dzień; ot, taki robal, którego można zmiażdżyć gazetą w stylu "Capitol's Voice". Była też spora ilość osób, którymi nie-do-końca-otwarcie-gardziła, ukrywając to pod maską obojętności - na przykład Reiven Ruen, Levittoux czy jak jej tam, a właściwie ona i ten jej mały szczeniaczek z Trzynastki, zarażony diabeł wie jaką chorobą. No i ci, których lubiła, a także ci, którzy zaskarbili sobie jej szacunek - w tym przedziale plasował się właśnie Blaise Argent, na równi z Gerardem Ginsbergiem, Almą Coin i paroma innymi wybitnymi ludźmi, którzy dla Catrice byli wyjątkowi. - Podoba Ci się? - zapytała z zadowoleniem, widząc jego spojrzenie. Delikatnie obróciła ostrze i przesunęła broń w stronę Argenta, posyłając mu delikatny uśmiech zachęty. - Pasuje do Ciebie, może powinnam Ci jeden taki podrzucić? I nie koniecznie granatów, chętnie ukradnę stamtąd jakiś porządny karabin. Pracowałam już z jednym, był... Bardzo zadowalającym narzędziem. Mrugnięcie. Tyle wystarczyło, by sprzed jej oczu zniknął widok Tima Minchina, którego zabiła jednym strzałem w kręgosłup. Czysta, szybka śmierć, nie tak brutalna, jak te, które zadawała przed rebelią. Dopiła kawę i wstała od stołu, po czym odruchowo umyła kubek i wytarła go, odstawiając na czystym blacie naczynie. - Dzięki, Blaise. - uśmiechnęła się, siadając z powrotem obok niego. - Mam nadzieję, że oddasz mi jakieś papiery, nie chcę, żebyś sam tonął w tej robocie. I może wpadniesz kiedyś do Salingera na obiad? Ja gotuję, nie dopuszczam go do kuchni. - posłała mu kolejny uśmiech, zawieszając wzrok na nożu. To słodkie, że ktoś taki, jak Blaise Argent zapewniał jej rozrywkę.
|
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Wto Lip 22, 2014 8:18 pm | |
| Oficjalne zdanie Argenta na temat Igrzysk znał już chyba naprawdę każdy. Jego dwóch młodszych braci ginęło ku uciesze Kapitolu, więc czemu dzieciaki z Kolca mogły cieszyć się teraz wolnością. Oko za oko, ząb za ząb, tej zasady prawy i sprawiedliwy Blaise trzymał się tylko przy okazji Igrzysk własnie. Co ma być, to będzie, a plany Almy Coin zna w całości tylko ona sama. Nie było sensu dywagować nad nimi i przewidywać kolejne posunięcia pani prezydent, nie w takim momencie. Do tego przydałaby się wódka, nie kawa. Może innym razem? - Może być i tak, że ktoś wcisnął Ruen na to stanowisko żeby szybko się jej pozbyć - mruknął jeszcze, bo nagle naszła go nieprzyjemna myśl. W rządzie nie brakowało intrygantów, a Argent miał nadzieję, że sam nigdy nie zostanie nazwany jednym z nich. Komplement na temat kawy przyjął z lekkim skinieniem głowy, przecież to nie była wielka rzecz. Nasypać, zalać i podać - ot cała filozofia. Catrice jednak mile łechtała jego ego, dlatego nie odebrał tego absolutnie jako podlizywania, czy czegoś w podobnym stylu. Przyglądał się nożowi, podczas gdy jego właścicielka zmywała po sobie kubek (nie musiała, ale przecież nie będzie wyrywał jej go z ręki). Zamyślił się i wyłączył na chwilę. Czy on sam byłby zdolny do zabicia kogoś na zlecenie Almy Coin? Dotychczas wykonywał jej polecenia bez mrugnięcia okiem, głównie dlatego, że w całej rozciągłości zgadzał się z panią prezydent i jej decyzjami. Co by było, gdyby kazała mu kogoś zlikwidować? Na to pytanie w tej chwili nie umiał sobie odpowiedzieć. - Snajperki nie są dla mnie - przyznał szczerze, notując w myślach by jak najszybciej nadrobić zaległości na strzelnicy. Kto to widział, żeby dziewiętnastolatka celowała lepiej od swojego oficera. - Ale chętnie zaopatrzę się w podobny na naszej misji. Już prawie słyszał te pochwały od Coin, już widział ten medal wręczany za zasługi dla Panem... Uśmiechnął się pod nosem. - O to możesz być spokojna - zapewnił, wstając od stołu i odprowadzając Catrice przez salon do drzwi wyjściowych - Chociaż szybko możesz pożałować swojej decyzji, jeśli materiałów nie zebrało się kilka teczek, a kartonów. Kto wie, jak dużo mieli na Larousse'a? Już wkrótce mieli się przekonać. - Jeśli zapraszasz, to wpadnę, dawno nie jadłem niczego smacznego - otworzył jej drzwi i skinął głową na pożegnanie - Wyśpij się, jutro czeka nas intensywny dzień. Do zobaczenia. Obserwował jeszcze, jak idzie przez jego podjazd i wsiada do taksówki, ale zanim samochód odjechał w stronę centrum, Blaise zdążył zamknąć drzwi.
| zt
|
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Czw Lip 24, 2014 8:55 pm | |
| | szpital
Dzięki byciu pedantem, Blaise po raz kolejny miał uniknąć kompromitacji, tym razem objawiającej się w postaci przyprowadzenia gościa do nieuporządkowanego domu. Gratulował sobie tego w duchu podczas drogi powrotnej, choć dość szybko ta myśl wydała mu się infantylna i błaha, bo przecież było teraz tyle tematów, na które należało zwrócić uwagę. Zamach, poszukiwanie sprawcy, śmierć Josepha... wszystko to zeszło na drugi plan, gdy Cypriane potrzebowała pomocy, a on miał jej udzielić. Sam nie wiedział, skąd wzięło się to nagłe poświęcenie dla sprawy. Próbował tłumaczyć to odpowiedzialnością za młodą dziewczynę, którą przecież osobiście wyniósł z panikującego tłumu. A może podłożem było tu dystryktowe wychowanie, dzięki któremu nie przesiąkł jeszcze rządowością i wciąż potrafił zachować się jak człowiek? Prawda leżała pośrodku, a dochodził do niej jeszcze jeden aspekt, taki, którego sam Argent na razie się nie domyślił. Potrzebował po prostu kogoś, komu będzie mógł zaufać, nawet tak błahej sprawie jak przyprowadzenie do domu i pozostawienie na noc. Żyjąc w rządowym cyrku miał oczy dookoła głowy, był wyczulony na wszelkie podstępy, znał reputację wszystkich ludzi, którymi się otaczał i o każdym miał wyrobione zdanie. A Cypriane miała u niego czystą kartę, znał jedynie jej imię i nazwisko oraz jeden, smutny aspekt z historii - uczestnictwo w Igrzyskach Głodowych. Być może zaproszenie jej na noc było rozpaczliwą próbą nawiązania więzi z kimś, kto pozwoli mu choć na chwilę odetchnąć od rzeczywistości, ale póki co Argent widział w tym tylko próbę niesienia pomocy. I oby panna Sean nie pomyślała, że jest inaczej. Wykupienie lekarstw i wydostanie się ze szpitala zajęło im trochę czasu, wszędzie kręcili się ludzie; czy to lekarze i pielęgniarki, czy poszkodowani w efekcie chaosu na placu. Kolejną chwilę spędzili oczekując na taksówkę, a podróż do domu minęła im we względnej ciszy, od czasu do czasu przerywana jedynie komunikacją z kierowcą bądź uprzejmymi pytaniami o stan zdrowia. Blaise otworzył przed swoim gościem drzwi wejściowe i po chwili znaleźli się w przedpokoju, a stamtąd powędrowali do salonu. Mężczyzna musiał uważać, by nie zostać uznanym przez natręta, gdyby w razie czego za często proponował Cypriane pomoc z przemieszczeniem się z miejsca na miejsce. Żebra musiały ją boleć, ale nie mógł jej przecież we wszystkim wyręczać, bo gdyby ktoś tak zachowywał się względem niego, mógłby poczuć się urażony. - Rozgość się - powiedział więc z uśmiechem, wskazując ręką na kanapę, a drugą dłoń chowając za plecami, zaciskając w pięść i rozluźniając dwa razy, bo już chciał ją nastawić do pomocy dziewczynie - Kawy, herbaty, może czegoś zimnego? Wstawię wodę i zmienię pościel, a Ty pomyśl nad komplementem, jakim mogłabyś obdarzyć to idealnie czyste kawalerskie mieszkanie - zażartował i udał się w stronę do kuchni odbierając jej zamówienie. Absolutnie nie traktował swoich słów jako próby flirtu, bo dziś miał stanowczo za wiele na głowie, by patrzeć na Cypriane jak na każdą kobietę wkraczającą w jego życie. Dziś traktował ją po prostu jako człowieka, a ludzie potrzebują w życiu odrobiny humoru.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pią Lip 25, 2014 4:00 pm | |
| // szpital.
Droga do mieszkania Blaise'a upływa prawie w zupełnej ciszy, której nie próbuję przerywać, pogrążając się w myślach. Ulice są spokojne i zalane ciepłym światłem zachodzącego powoli słońca, jednak nie zauważam na nich zbyt wielu ludzi. Choć znajdujemy się w zupełnie innej części miasta, widmo wydarzeń na Placu Wyzwolenia wkradło się również tutaj - jest coś dziwnego w widoku pozamykanych sklepów i nielicznych przechodniów o lekko pobladłych twarzach, jakby niewidzialna, żelazna obręcz zacisnęła się na całym Kapitolu. Usilnie wmawiam sobie, że tylko mi się wydaje, lecz tak naprawdę w żaden sposób nie mogę pozbyć się wrażenia wzbierającego gdzieś we mnie niepokoju, który sam jest niczym żelazna obręcz. Moja dłoń nieustannie podąża ku kieszeni, by wyjąć z niej telefon, jednak w połowie drogi zmienia plany, zaciskając się ostatecznie na trzymanej na kolanach papierowej torbie z lekami. Upominam się w myślach, że moje zachowanie jest co najmniej głupie i już dawno powinnam sprawdzić, czy z garstką wytrzymujących jeszcze ze mną osób wszystko w porządku. Mimo to obawiam się momentu, w którym miałabym usłyszeć coś złego. Obawiam się chwili, kiedy rzeczywistość znów upomniałaby się o swoje prawa, sprowadzając mnie na ziemię. Dobrze wiem, że Los nie sprzyja nam tak często, jak go o to prosimy, raczej kpi z naszej naiwności i przekonania, iż wszystko będzie dobrze. Nie zdajemy sobie z tego sprawy do momentu, gdy wszystko zaczyna rozpadać się niczym domek z kart, a wtedy jest już za późno. Czy wolę w takim razie liczyć na to, że jedyną poszkodowaną podczas zamieszek osobą, na której mi zależy, jestem ja? Dotykając lekko palcami chłodnej szyby i przemykając wzrokiem po mijanych budynkach, wolę tak właśnie myśleć. Gdy docieramy do mieszkania Blaise'a, mimowolnie przewracam oczami, kiedy mężczyzna otwiera przede mną drzwi i ledwo powstrzymuje się od zaproponowania mi pomocy, co widać bardziej, niż się wydaje. Wciąż czuję ból w klatce piersiowej i przy głębszym wdechu nieco się krzywię, ale na szczęście czuję się już bez porównania lepiej. Przechodzę za mężczyzną do salonu, z ciekawością rozglądając się po mieszkaniu. Chyba nie spodziewałam się, w jakiej czystości będzie utrzymane, więc na mojej twarzy musi się zapewne malować wyraz lekkiego zaskoczenia. Nie chcę jednak, by Blaise poczuł się urażony, że oczekiwałam chaosu podobnego do tego, który panował na Placu Wyzwolenia, zatem szybko odwracam głowę, przyglądając się równo poukładanym na półkach książkom. - Wystarczy woda. Chyba muszę zrobić użytek z tych leków - mówię, słysząc pytanie Argenta i wzdychając przy ostatnim zdaniu. - I nie wydaje mi się, żeby to mieszkanie było takie idealne. Tam w kącie jest trochę kurzu. Opuszczam wzrok i kręcę głową jakby z rozczarowaniem, jednak zaraz później posyłam Blaise'owi rozbawiony uśmiech. Odnoszę wrażenie, że mężczyzna na równi z obowiązkami w pracy stawia porządek w domu, więc prawdopodobnie nie znajdę tutaj nawet najcieńszej warstwy kurzu. Kiedy Argent znika w kuchni, kładę torbę z lekami na stoliku, po czym siadam ostrożnie na kanapie i mimo głośnych oraz bolesnych protestów żeber podciągam kolana pod brodę. Nieco bardziej ośmielona niż przed chwilą, wodzę spojrzeniem po białych ścianach salonu i przeciągam dłonią po gładkim, jasnym obiciu kanapy. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pią Lip 25, 2014 6:52 pm | |
| Skoro jeszcze dziś wieczorem nadany miał zostać komunikat specjalny, każdy wyczuwał, że coś wisi w powietrzu. Co zadecyduje Alma Coin? Jaką taktykę podejmie pani prezydent? A może złapano już sprawcę i wkrótce zostanie on pociągnięty do odpowiedzialności? Blaise miał dziwne przeczucie, że to, co dziś usłyszy, może mieć wpływ na najbliższe miesiące jego pracy w siedzibie głównej. Prowadził obecnie dwa śledztwa, ale Coin z łatwością mogła przesunąć go do jakiegoś innego zadania. Telefon na szczęście milczał (na razie), więc Argent był dobrej myśli i mógł w pełni poświęcić się opiece nad swoim gościem. Spędził w kuchni krótką chwilę, wyławiając z szafki butelkę z wodą i zanosząc ją razem ze szklanką do salonu, w którym rozgościła się Cypriane. - Jeszcze nie wzięłaś leków, a już majaczysz, tam nie ma żadnego kurzu - udał oburzenie, stawiając przyniesione przedmioty na stoliku, ale już po chwili on także odpowiadał uśmiechem na uśmiech. Nie tracił czasu i w momencie, gdy dziewczyna zajmowała się tymi wszystkimi tabletkami i syropami, powędrował do sypialni by zmienić pościel. Wyciągnął z komody jeden z elegantszych kompletów, choć nawet nie podejrzewał się wcześniej o jego o posiadanie. Być może był to jeden z tych prezentów od matki, które tak namiętnie wysyłała mu po osiedleniu się w stolicy. Wygrał walkę z poszewkami i z wyrazem zadowolenia wymalowanym na całej twarzy wyłonił się z sypialni tylko po to, przy przedefilować przez salon i zniknąć w łazience. Tam zlokalizował świeże ręczniki położył je w widocznym miejscu, nie miał jednak żadnych typowo damskich przyborów do kąpieli, więc najzwyklejsze mydło musiało tym razem wystarczyć, no chyba, że Cypriane chciała by jej włosy pachniały rano szamponem dla mężczyzn. Upewniając się, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik, a jego gościowi niczego nie zabranie, wrócił do salonu, zmierzając powoli w stronę kanapy. - A teraz najważniejsza kwestia - zaczął grobowym głosem, by już po chwili zdradzić się wesołymi ognikami w oczach - Kolacja. Jestem kulinarnym beztalenciem, ty nie możesz się męczyć, więc co zamawiamy? Przez chwilę poczuł się tak, jakby po prostu to był kolejny spokojny wieczór, a mieszkanie odwiedzała dobra znajoma. Widmo Almy Coin i jej decyzji ciągle nad nimi wisiało, ale rozwiązywaniem rządowych problemów Blaise miał zająć się w nocy, gdy jego gość będzie już smacznie spał. Nie chciał, by Cypriane czuła się niezręcznie lub miała go za wariata, który przyprowadza do domu młode dziewczęta, by bawić się z nimi w dom. Po prostu potrzebował w tej chwili odwrócenia uwagi, więc wszystkie wysiłki włożył odgrywanie wzorowego i wyluzowanego gospodarza. - Jeśli nie zechcesz ze mną zjeść, zrozumiem - oznajmił już spokojnym i poważnym, choć wciąż przyjacielskim tonem - Mam nadzieję, że się nie narzucam, ale jeśli tak jest to daj znać. Naskakiwaniem trudno było zjednać sobie ludzi, a Argent faktycznie mógł teraz wyglądać na takiego, który przedobrzył z kofeiną lub dopalaczami, a na dodatek spoufala się z dużo młodszą dziewczyną. Miał jednak nadzieję, że Cypriane nie odbiera tego w ten sposób.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pią Lip 25, 2014 9:55 pm | |
| Czekając na Blaise'a, przeglądam zawartość papierowej torby ze szpitalnej apteki i odkrywam w niej dwa niewielkie pudełka - jedno z pastylkami na kaszel, drugie z lekami przeciwbólowymi. Obracam w dłoniach jasne, niewinnie wyglądające opakowanie i przypominam sobie, że jeszcze nie tak dawno stos podobnych piętrzył się w moim mieszkaniu, pomagając mi zagłuszyć wszelkie zmartwienia, kiedy te zaczynały robić się zbyt głośne. I choć obiecałam, że już nigdy nie sięgnę po białe tabletki, które kiedyś wpędziły mnie w nałóg, teraz mimo wszystko jestem usprawiedliwiona, by złamać dane sobie słowo. Blaise zjawia się z powrotem w salonie, niosąc szklankę oraz butelkę wody, i od razu odpowiada na moje zarzuty odnośnie kurzu w jego mieszkania. Nie kryje scenicznego oburzenia, a chwilę później znów się uśmiecha. - Nie majaczę. Tam jest cała góra kurzu - mówię, krzywiąc się z niesmakiem i z trudem powstrzymując od śmiechu. - Jeżeli go nie posprzątasz, będę musiała spać na korytarzu. Dopiero kiedy Blaise wychodzi, pozwalam sobie na cichy chichot, chociaż rozsądek mówi mi z przyganą, że zachowuję się niczym głupiutka nastolatka, którą zresztą jestem. Milknę więc szybko. Czuję, jak płoną mi policzki, a gdy usiłuję zastanowić się, co takiego właściwie wyprawiam, nawet nie umiem sobie odpowiedzieć. Biorę głęboki wdech, starając się opanować, bo zdecydowanie nie chciałabym się zakrztusić podczas popijania leków wodą. Chwilę później sięgam po szklankę i napełniam ją, po czym wyjmuję z pudełek po jednej tabletce i przyglądam im się przez moment. Za ten czas w salonie znów pojawia się Blaise, a na twarzy mężczyzny maluje się głębokie zadowolenie. Gdy znika w innej części mieszkania, dochodzę do wniosku, że Argent chyba nie będzie spokojny, póki nie przygotuje absolutnie każdego pomieszczenia w domu specjalnie dla gościa. Wzdycham i kręcę lekko głową, bo moje wymagania wcale nie są tak duże, jak można byłoby się tego spodziewać po siedemnastolatce, a idąc stereotypami - blondynce. Skupiam jednak uwagę na trzymanych w dłoni lekach, po czym rzucając im ostatnie, nieco nieufne spojrzenie, połykam je i popijam wodą. Blaise wchodzi ponownie do salonu i grobowym głosem pyta mnie o kolację, choć jego szaroniebieskie oczy błyszczą rozbawieniem, które szybko udziela się również mnie. Mimo to w tym samym momencie zauważam, że twarz Argenta lekko poważnieje. Chyba jako pierwszy z nas dwojga uświadomił sobie w końcu, że już od jakiegoś czasu zachowujemy się tak, jakby spora różnica wieku między nami przestała istnieć. I nawet mnie - uchodzącą na pierwszy rzut oka za tę bardziej lekkomyślną - zaczyna zastanawiać, jak wiele uśmiechów oraz żartów padło i czy nie przekraczamy przypadkiem jakiejś niewidzialnej granicy. - Nie narzucasz się. Próbujesz być po prostu dobrym gospodarzem - odzywam się po dłuższej chwili, a rozsądek znów pyta mnie złośliwie, czy próbuję usprawiedliwić Blaise'a, czy może siebie samą. Przybieram podobny ton głosu co Argent, przyjazny, choć nie tak rozbawiony jak wcześniej. - Myślę, że każde kulinarne beztalencie potrafi zrobić kanapki, a na zamówione jedzenie czekalibyśmy długo. Chciałabym się po prostu wcześniej położyć. Pozwalam sobie na lekki uśmiech, stwierdzając, że chyba obojgu nam będzie łatwiej, gdy pójdę już spać. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Sob Lip 26, 2014 8:00 pm | |
| Jego koledzy próbowali teraz pewnie zapanować nad chaosem, jaki powstał w wyniku zamachu na Placu, a on zaśmiewał się w najlepsze, na dodatek w towarzystwie nieletniej, która najbliższą noc spędzi w jego mieszkaniu. Być może już dawno powinien był pędzić do biura, spróbować pomóc ogarnąć cały zamęt lub po prostu być do dyspozycji. Nie zdecydował się jednak na żaden z tych kroków, bowiem rezygnacja z raz podjętej decyzji była dla niego prawie niemożliwa. Jeśli zdecydował się pomóc Cypriane, to to właśnie zamierzał dziś zrobić. Istnieją przecież telefony, gdyby był naprawdę niezbędny w pracy, na pewno otrzymałby wezwanie. Zresztą, dzisiejszy wieczór mógł być ostatnim, który spędzi w spokoju, a wszystko zależało od wieczornego orędzia pani prezydent. I wtedy wreszcie nastąpił moment, w którym szerokie uśmiechy i luźno rzucane żarty przestały wydawać się odpowiednie, ta dziwacznie radosna atmosfera prysła niczym bańka mydlana, a Blaise i Cypriane przypomnieli sobie, jak wiele ich dzieli. Nie chodziło o metryki, choć ta różnica faktycznie była najbardziej widoczna, nawet gołym okiem. Czy pannę Sean krępował jego wiek? Argent wolał nie znać odpowiedzi na to pytanie, inaczej najprawdopodobniej po raz kolejny przesadziłby z opiekuńczością i tłumaczeniem się i wyszedłby na kompletnego szaleńca. Ostatnio przyzwyczaił się do towarzystwa Catrice, która była przecież niewiele tylko starsza od blondynki. Do obu miał nieco bardziej pobłażliwy stosunek, niż do reszty ludzkości, przypominały mu bowiem jego młodszych braci. Wiek nigdy nie był dla niego przeszkodą w zawieraniu znajomości, o ile w ogóle zdecydował się na taki ruch, znany ze swego kulawego obycia w kontaktach międzyludzkich. Domyślał się jednak, że niektórym może to przeszkadzać lub być źle odbierane. Przyjął zamówienie na kanapki krótkim skinieniem głowy, choć wcale nie spochmurniał od nagłego przeskoku na bardziej oficjalną formę relacji. Przygotowując kolację wciąż miał przed oczyma rozbawioną twarz Cypriane i wcale nie wydało mu się to dziwne. Minął dłuższy moment, nim wszystkie składniki znalazły się na swoim miejscu, a kanapki wylądowały na talerzu. Tym razem nie pytał już, na co konkretnie miałby ochotę jego gość, nie tylko dlatego, że jego lodówka ograniczała się do posiadania żółtego sera, czerwonej papryki i polędwicy. Przygotował kilka wariantów i miał nadzieję, że któryś zasmakuje dziewczynie. Sam zdał sobie sprawę, że jest głodny dopiero wtedy, gdy talerz wylądował na stoliku w salonie. - Smacznego - życzyło kulinarne beztalencie, serwując kanapki. Nie chciał czynić sytuacji bardziej niezręczną, więc zamienił obserwację jedzącej Cypriane na podróż do sypialni w celu przeniesienia koca i laptopa kanapę w salonie. Wrócił po chwili ze wspomnianym ekwipunkiem pod pachą. - Za tamtymi drzwiami masz już wszystko przygotowane, nie krępuj się i wołaj śmiało, gdyby coś było nie tak - nie chciał się wdawać w szczegóły. Wymówienie na głos tego, że będzie spała w jego sypialni, że znajdzie w niej też bezpośrednie drzwi do łazienki i świeże ręczniki, wydało mu się nagle dziwnie nie na miejscu, wciąż więc uśmiechał się uprzejmie, podłączając kabel od laptopa do gniazdka i kątem oka spoglądając na swojego gościa.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Nie Lip 27, 2014 12:57 am | |
| Wpatruję się zawzięcie we własne dłonie, jakby nagle stały się najbardziej interesującą rzeczą na całym świecie, starając się jednocześnie powstrzymać rumieniec wstydu wypełzający powoli na moje policzki. Serce zaczyna bić mi może nawet trochę zbyt szybko, kiedy uświadamiam sobie, jak właściwie wyglądam - chuderlawa nastolatka o rozczochranych blond włosach, posyłająca uśmiechy do dorosłego mężczyzny, którego ledwie zna. Choć kilka minut wcześniej prawie dusiłam się ze śmiechu, teraz ogarnia mnie tak wielkie poczucie wstydu, że nie umiem wydobyć z siebie głosu. Moje myśli rozbiegają się w popłochu na wszystkie strony, przynosząc po chwili stresujące pytanie, czy Blaise nie odniósł przypadkiem wrażenia, że próbuję z nim flirtować. Gdyby tak było, chyba nie umiałabym spojrzeć mu później w twarz. Z drugiej strony ta bardziej naiwna część mnie chyba wciąż stara się wymyślić jakieś usprawiedliwienie - żartując i śmiejąc się, nie wyrządziliśmy przecież światu krzywdy. Ten dzień jest wystarczająco smutny, by za coś złego uznać próbę poprawienia go sobie chociaż w niewielkim stopniu. Przygryzam lekko wargę, mimo wszystko dochodząc do wniosku, że moje usprawiedliwienia są równie żałosne co ja sama i lepiej, abym nie wypowiedziała ich na głos. Gdy Blaise stawia na stoliku talerz z kanapkami, mruczę pod nosem coś na kształt dziękuję i od razu sięgam po jedną z nich, chcąc skupić na czymś uwagę. Prawie nie zwracam uwagi na to, co jem - może dlatego, że dopiero teraz zauważam, jak bardzo jestem głodna, a może po prostu wolę zjeść szybko kanapki i iść spać, uwalniając się od dziwnej ciszy, która zapadła w salonie. Kiwam tylko głową, kiedy Argent wskazuje mi drzwi, po czym zajmuje się przyniesionym przed chwilą laptopem i kocem. Jest mi trochę głupio, że będzie musiał spędzić noc na kanapie, ostatecznie znacznie mniej wygodnej niż łóżko, lecz nie odzywam się ani słowem. Kiedy kończę jeść, odkładam ostrożnie talerz na stolik i podnoszę torbę z lekami. - To... dobranoc - wyduszam z siebie, rzucając Blaise'owi szybkie spojrzenie. Chyba na więcej nie umiem się zdobyć. Wstaję, po czym kieruję się do wskazanych mi przez mężczyznę drzwi, gdzie odkrywam schludną - jakżeby inaczej - sypialnię oraz inne drzwi, prowadzące z kolei do łazienki. Kładę torbę na stoliku nocnym, krzywiąc się, gdy szeleści cicho, za co od razu upominam się w myślach. Nie mogę zachowywać się bezdźwięcznie niczym włamywacz, więc chcąc jakby dodać sobie otuchy, powracam do drzwi sypialni i zamykam je wyraźnie. Teraz, kiedy jestem już sama, przynajmniej łatwiej mi myśleć. W łazience natrafiam na stos czystych ręczników, mydło i złożoną w kostkę pidżamę tak, pidżamę Blejza. Po krótkim prysznicu, który ostatecznie zmywa ze mnie nie tylko pył przeniesiony z Placu Wyzwolenia, ale i cały stres dzisiejszego dnia, przyglądam jej się przez chwilę, myśląc, jak głupio będę wyglądała w za dużych ubraniach. Za to też upominam się w myślach - przecież nikt nie będzie mnie oglądał. Szybko zakładam więc komplet składający się ze spodni, które ściągam mocno w pasie tasiemką z materiału, i zapinanej na guziki koszuli. Wisi na mnie niczym na strachu na wróble. Płuczę usta wodą, po czym sięgam po jeszcze jeden ręcznik i przecieram nim mokre włosy, przeczuwając, że jutro będę musiała wyrwać ich co najmniej połowę, by choć trochę się uczesać. Składam równo oba ręczniki i kładę je na skraju wanny, a wracając do salonu, zbieram z podłogi swoje ubrania. Po krótkim namyśle robię z nimi to samo, co z ręcznikami, po czym odkładam stoisk na komodę. Wykonawszy te wszystkie czynności, uświadamiam sobie, że z każdą chwilą coraz bardziej zamykają mi się oczy. Zmęczenie stopniowo przedziera się falami przez pulsujący, choć słaby ból żeber oraz skręconego nadgarstka, więc nie myśląc wiele, wpełzam do łóżka i owijam się chłodną kołdrą. Po chwili zasypiam. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Nie Lip 27, 2014 9:33 pm | |
| Problem Blaise'a polegał na tym, że mógł nie rozpoznać próby flirtu nawet gdyby była ona bardzo mało subtelna. Kilka ostatnich lat swojego życia poświęcił wyłącznie rebelii i na inne sprawy po prostu nie starczyło mu czasu, wyzbył się pewnych przyzwyczajeń. Nawet Melanie musiała dać mu znać niemal wprost, że jest zainteresowana czymś więcej, niż tylko pracą, bo sam zorientowałby się o tym o wiele za późno. A przypadek z Mallory w windzie tylko potwierdzał fakt, że Argent na kobietach nie znał się wcale. - Dobranoc - odpowiedział więc z uśmiechem na twarzy, odprowadzając Cypriane wzrokiem. Gdy zamknęły się za nią drzwi sypialni, powoli podniósł się z kanapy i odniósł talerz po kanapkach do kuchni, by pozmywać go przed całkowitym zanurzeniem się w sprawach pracy. W kuchni spędził jednak tyle czasu, również podjadając z lodówki, że gdy wrócił do salonu, z łazienki nie dochodził już dźwięk prysznica. W momencie, gdy zdał sobie sprawę, że nasłuchuje, natychmiast potrząsnął głową, zgasił światło i zasiadł na kanapie, kładąc sobie laptop na kolanach, a telefon odkładając na bezpieczną odległość. W sieci wrzało po zamachu, ale u Verite nie pojawił się jeszcze żaden paszkwil, choć nie sprawiło to wcale, że Blaise poczuł ulgę. Miał nadzieję, że chociaż Capitol's Voice stanie na wysokości zadania i opisze rzeczywiste zdarzenia na placu, nie próbując ukryć nieudolności niektórych służb. Lowell był posłusznym pieskiem, ale do idioty jednak było mu daleko. Argent nie zauważył nawet, kiedy zmęczenie zaczęło wygrywać. Odłożył laptop, ruszył do łazienki i wziął błyskawiczny prysznic, by potem przebrać się w dresowe spodnie i ułożyć się na kanapie. Wciąż oczekiwał komunikatu telewizyjnego pani prezydent, ale był coraz bardziej senny, w końcu przymknął jedno oko, potem drugie... Ocknął się, gdy twarz Almy Coin spoglądała na niego z ekranu telewizora, zaprogramowanego na odbieranie rządowych audycji. Mężczyzna natychmiast zsunął koc na bok i podniósł się do pozycji siedzącej, wpatrzony uważnie w swoją szefową. W miarę padania z jej ust kolejnych słów, Argent miał coraz dziwniejsze przeczucie, że zaraz wydarzy się coś niespodziewanego. I rzeczywiście. - ...zorganizowanie Siedemdziesiątych Szóstych Głodowych Igrzysk. Dopóki nie wypuścił głośno powietrza, nie wiedział nawet, że wstrzymywał oddech. Jego dłonie momentalnie powędrowały na skronie, rozmasowując je delikatnie, bowiem w jego myślach już rozpoczęła się batalia o słuszności zorganizowania kolejnych Igrzysk. To jasne, że należało jak najszybciej zlikwidować Kwartał, ale przecież w pamięci mężczyzny żywo zapisały się wydarzenia z zakończenia poprzedniej imprezy, zamach na moście, czwórka zwycięzców, uwolnienie winnych i Snowa... Blaise wierzył jednak w Almę Coin i skoro zdecydowała się ona na podjęcie takiego kroku, na pewno przemyślała go dokładnie, a on jutro w pracy będzie musiał poznać jej motywy. I tyle. |
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pon Lip 28, 2014 5:18 pm | |
| Budzą mnie dźwięki hymnu. Gdy otwieram oczy, panujące w pokoju ciemności umykają powoli przed moim wzrokiem, przywołując w mroku niewyraźne kontury mebli. Przez krótką chwilę wierzę nawet, że to jedynie kolejny sen, jednak szybko naiwną nadzieję zagłusza kaskada dźwięków. Gorączkowy galop serca, zdający się z każdą sekundą dudnić coraz głośniej. Szelest, z jakim moje palce zaciskają się kurczowo na poduszce. Świst wciąganego do płuc powietrza. Echo spanikowanych, krążących mi w głowie myśli, które - wyrwane z cichego i spokojnego snu - nie potrafią choć na moment się zatrzymać. Prawie nie zauważam, że wstrzymuję oddech, jakby w oczekiwaniu na cios, póki nie zaczyna mi brakować powietrza. Leżę przez dłuższą chwilę w bezruchu, wpatrując się w odległy, zagubiony w ciemnościach kraniec pokoju. Sekundy biegną powoli, a ja żałuję, że nie dostrzegam nigdzie zegarka, by sprawdzić, czy nie zmieniły się przypadkiem w wieki. Moje serce powoli zwalnia, wybijając już tylko nerwowy rytm, wraz z którym narasta we mnie niepokój. Skrywałam go zbyt długo i zbyt głęboko, a teraz nie potrafię schować głębiej, więc pozwalam mu opanować każdą spłoszoną myśl w mojej głowie, jaka podąża do salonu, skąd najprawdopodobniej dobiegają odgłosy telewizora. Wsłuchuję się w niewyraźne dźwięki hymnu, a gdy ten w końcu cichnie, rozlega się kobiecy głos. Wyłapuję zaledwie pojedyncze słowa, lecz nie zwracam na to większej uwagi - bez wątpienia w Panem jest tylko jedna osoba, która układa zdania tak, jakby rzeźbiła w lodzie. Alma Coin. Nie zastawiając się długo, wstaję nieco chwiejnie z łóżka i robię kilka kroków w stronę drzwi. Kiedy moja dłoń dotyka chłodnej klamki, czuję pierwsze ostre igły strachu, przeszywające mnie boleśnie. Ignoruję je z trudem, lecz w rzeczywistości wiele bym dała, aby pogrążyć się znów we śnie. I w niewiedzy. Zaciskam usta w wąską linię, po czym wychodzę na korytarz, cicho zamykając za sobą drzwi. Chociaż od salonu nie dzieli mnie więcej niż kilkanaście kroków, stawiam je z wysiłkiem. Tym samym, z którym próbuję powstrzymać strach, kiedy docierają do mnie słowa Almy Coin. Nie powiedziała jeszcze nic konkretnego, a już tracę pewność, czy chcę wysłuchać jej do końca. Blaise siedzi na kanapie, wpatrując się uważnie w ekran telewizora, na którym gości surowa twarz prezydent. Nie odzywam się ani słowem, stając nieco dalej, lecz po raz pierwszy w pełni dociera do mnie, że cokolwiek powie Coin, zapewne mężczyzna zgodzi się z nią. Należy do rządu, a kobieta, której nienawidzę za każde kłamstwo, każde cierpienie i każdą krzywdę, jest jego szefową. Odwracam wzrok od Argenta akurat w momencie, gdy po krótkiej ciszy Alma Coin znów się odzywa. Spływające z jej ust słowa są niczym zatrute sztylety. Znika gdzieś poczucie bezpieczeństwa i nadzieja, że wszystko skończy się dobrze - w tym momencie moje dwa osobiste kłamstwa ponownie okazują się być jedynie bezsensowną próbą zamknięcia sobie oczu na rzeczywistość. Być może Siedemdziesiąte Szóste Głodowe Igrzyska są ceną za uciekanie z niej, karą nie dla opozycjonistów, a dla ludzi uparcie trzymających się naiwności, takich jak ja. Mogę winić tylko siebie - z wilgotnymi, nierozczesanymi włosami, w za dużej pidżamie i z bladą, drżącą twarzą wyglądam niczym dziecko, które właśnie uświadomiło sobie, że cały czas było oszukiwane w zabawie wyłącznie z powodu własnej głupoty. - Jestem żałosna - odzywam się cicho wbrew sobie, kręcąc głową. Nie myślę o tym, że Blaise może mnie usłyszeć. Nie próbuję powstrzymać tych słów. Jedynie owijam się ciasno ramionami, jakbym lada moment miała się rozpaść na kawałki. I może rzeczywiście się rozpadnę. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pon Lip 28, 2014 10:41 pm | |
| Wyłączył czujność, skupiając się wyłącznie na słowach pani prezydent i analizując konsekwencje, jakie mogły one ze sobą nieść. Zakończył się okres zaostrzania rygoru w Kwartale, Alma Coin podjęła stanowcze działania, dając wyraźny sygnał, że nie będzie negocjować z terrorystami. Czy miała w zanadrzu jeszcze jakieś asy? Argent był tego pewien, choć nie dostąpił zaszczytu ich poznania, był przecież zwykłym oficerem, a ślepe wspinanie się po drabinie kariery nigdy nie należało do jego ulubionych zajęć. Zauważył, że nie jest sam w pokoju, gdy Cypriane szepnęła coś pod nosem. Natychmiast odwrócił głowę i dojrzał, jak obejmuje się ramionami, stojąc niewielki kawałek od kanapy. W przydużej pidżamie, z wilgotnymi włosami i smutną miną, wyglądała tak, jak skrzywdzona mała dziewczynka. Blaise nie usłyszał jej słów i być może dlatego wyciągnął błędne wnioski, ale domyślił się, że musiała oglądać transmisję Coin razem z nim. Tym razem musiało obyć się bez pocieszających uśmiechów i żartów, bo żadne z nich ewidentnie nie miało na nie ochoty. Argent nie mógł się jednak powstrzymać przed komentarzem, więc po zakończeniu orędzia nie wyłączył telewizora, by móc widzieć swoją rozmówczynię. - Nie martw się, jesteś bezpieczna - powiedział pewnym głosem, naiwnie sądząc, że panna Sean mogła obawiać się ponownego wylosowania i wzięcia udziału w Igrzyskach. Była teraz jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać o decyzjach pani prezydent, ale Blaise nie był pewien, czy na pewno może z nią na ten temat rozmawiać. Nie chciał sprawiać jej przykrości, narzucać własnego punktu widzenia... a może bał się, że ma całkiem odmienne zdanie i ono z miejsca ustawi ich po przeciwnej stronie barykady? W tym temacie Cypriane miała nad nim zdecydowaną przewagę, wiedziała bowiem, komu jest posłuszny i co może, a czego nie powinna przy nim mówić. - Na tym placu były przecież setki ludzi - rzucił po prostu, adresując swoją wypowiedź kompletnie w przestrzeń - Ruch oporu działa zbyt chaotycznie. To zwykli zamachowcy, a nie opozycja. Mówił tak, jakby wygłaszał właśnie powszechnie znaną prawdę. Cypriane mogła podjąć temat i wdać się w długą polemikę, ale mogła też po prostu słuchać, bowiem nie było to wszystko, co Argent miał do powiedzenia. - Moi bracia i przyjaciele ginęli na Arenie, bo tłum potrzebował corocznej rozgrywki. Kolejne Igrzyska nawet w połowie temu nie zadośćuczynią. Miejsce na przeciwległym fotelu wciąż było wolne, ale nie wskazał go swojemu gościowi, nie chciał, by dziewczyna czuła się w jakikolwiek sposób zobowiązana do rozmowy. On musiał po prostu wyrzucić swoje żale, by choć trochę sobie ulżyć. Niestety, z marnym skutkiem.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Wto Lip 29, 2014 6:18 pm | |
| Żałuję, że nie zostałam w pokoju, kupując sobie kilka godzin nieświadomości. Mogłam zawrócić, położyć się z powrotem do łóżka i starać się zasnąć, jakby dźwięki hymnu nigdy mnie nie obudziły, jakbym nie usłyszała słów, które padły przed chwilą z ust prezydent Coin. Może ucieczka od prawdy jak zwykle nie zmieniłaby wiele - zaledwie odwlekła w czasie nieuniknione - lecz w tym momencie dałabym wszystko, aby dostać jeszcze jedną szansę. Wykorzystałabym ją bez wahania, choć wiem, że za unikanie prawdy zawsze płacę większą cenę, niż mnie na to stać. A mimo to uparcie nie chcę przestać. Boję się po prostu konsekwencji, boję się chwili, gdy przyjdzie mi się skonfrontować z rzeczywistością, lecz dopiero teraz uświadamiam sobie, iż stawiając jej czoła, wcale nie jest lepiej. I może tak naprawdę nigdy nie będzie. Gdy Blaise odwraca głowę, spoglądając na mnie, uciekam szybko wzrokiem, wbijając go w jakiś odległy punkt na ścianie. Nie chodzi jednak o to, że prezentuję się głupio w pidżamie Argenta, a sam mężczyzna jest tylko w spodniach od dresu. Nagle dociera do mnie, jak wielkim błędem było odezwanie się i ujawnienie tym samym swojej obecności. Przez żal, który nie zdołał jeszcze przeminąć, powoli przebija się pełna strachu myśl, że muszę być ostrożna. Ogłoszenie Igrzysk rzuciło między nas bombę i naprawdę niewiele trzeba, aby ta wybuchła. Mam przed sobą oficera, człowieka należącego do rządu, przy którym zbyt niebezpieczne byłoby pozwolenie sobie na szczerość, jeżeli chodzi o moje poglądy. I któremu być może nie powinnam ufać. Kiedy po chwili słyszę jego zapewnienie, że jestem bezpieczna, kiwam tylko sztywno głową, powstrzymując się od rozżalonego prychnięcia. Nie grozi mi wylosowanie podczas Dożynek, ale nikt, kto znajduje się w Kwartale i jest w wieku od czternastu do dwudziestu lat, nie ma takiej gwarancji. Poza tym zbyt szybko wzrasta liczba osób z KOLCa, na których mi zależy. Słucham w milczeniu Blaise'a, wciąż na niego nie patrząc. Wiele rzeczy jest w stanie mnie zdradzić - nieznaczne drgnięcie policzka, cień krzywego, błąkającego się na twarzy uśmiechu, nawet samo spojrzenie. Dlatego staram się przybrać obojętną maskę, by Argent niczego się nie domyślił. - Zwykli zamachowcy - powtarzam po nim głucho. Nie twierdzę jednak, że nie ma racji - w wyniku zamieszek musiało zginąć wiele niewinnych osób, a jeszcze więcej zostało zapewne rannych. Pogrążam się znów w milczeniu, lecz nie trwa ono długo. Kiedy słyszę następne słowa Blaise'a, znikąd pojawia się we mnie złość, która powoduje, że odwracam gwałtownie głowę w jego stronę. Choć przez kilka sekund współczuję mężczyźnie utraty rodziny, uczucie to zagłusza gniew. Coś krzyczy we mnie, bym się opanowała, bym nie mówiła absolutnie nic, czego mogłabym później żałować, ale nie potrafię znieść kolejnego absurdu. - Teraz to my jesteśmy tłumem potrzebującym corocznej rozrywki. Nawet nie corocznej - odzywam się, a głos drży mi lekko przy drugim zdaniu. Kiedy milknę, dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, co powiedziałam, ale mimo wszystko jest już za późno, by ugryźć się w język. Szkarłat wypełza powoli na moje policzki, po czym znika, ustępując miejsca bladości. Kręcę z roztargnieniem głową. - Zapomnij, że cokolwiek mówiłam. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Sro Lip 30, 2014 2:22 pm | |
| I to by było na tyle, jeśli chodzi o chęć zaufania drugiej osobie, którą Blaise tłumaczył sobie wcześniejsze przywiązanie do spotkania z Cypriane. Gdy tylko pojawił się temat Igrzysk, od razu zaczęły ujawniać się też inne, dotychczas skrzętnie ukrywane, omijane bądź bagatelizowane. Nie było już miejsca na uśmiechy i udawanie, że różnica wieku nie istnieje, bo przecież z każdym można się dogadać. Mężczyzna miał jasne i wyjątkowo wyraźne poglądy polityczne, jego gość na pewno o tym już wiedział, ale w momencie, gdy dziewczynie wymknęło się ostatnie zdanie, Argent zaczął zastanawiać się, z kim naprawdę ma do czynienia. Czyżby Cypriane Sean, Zwyciężczyni Igrzysk sprzed dwóch lat, mentorka sprzed roku i ofiara systemu Snowa, nie stała teraz po jedynej słusznej stronie Almy Coin? Czyżby nie podobały jej się rządy obecnej pani prezydent? A może po prostu chciała przetestować jego samego? - A więc nie uważasz Igrzysk za dobre rozwiązanie - nie silił się nawet, by zabrzmiało to jak pytanie. Z jednej strony zawsze dopuszczał do siebie możliwość, że jego rozmówca może mieć inne zdanie (łaskawca), ale nie mógł uwierzyć w to, że akurat ona ze wszystkich ludzi nie chciała się mścić na mieszkańcach dawnego Kapitolu. Może chodziło o to, że trybuci byli w jej wieku, a nawet starsi, a może wiek w ogóle nie miał tu nic do rzeczy. Chciał poznać motywy Cypriane, ale jednocześnie obawiał się, że jeśli zaryzykują pełną szczerością, ich relacja może potoczyć się w nieciekawym kierunku. W momencie, gdy uświadomił sobie, że obawia się o to ostatnie, mało brakowało, a ugryzłby się w język. - Jesteśmy tylko tłumem, który pragnie zemsty. Brud pozwala sobie na zbyt wiele - nie przebierał w słowach, ale nawet gdyby miał pojęcie, że po drugiej stronie muru znajduje się ktoś ważny dla Cypriane, nie cofnąłby swoich słów. Wyprostował się już całkowicie, odrzucając koc gdzieś na bok kanapy. Nie był zły ani nawet poddenerwowany, ale jego chłodna obojętność na pewno nie poprawiała atmosfery w salonie. Sięgając po butelkę z wodą, spojrzał na swoją rozmówczynię uważnie, próbując wybadać, jak bardzo uraziły ją jego słowa. Nie planował tego, dzisiejszy dzień i tak był zbyt abstrakcyjny, by wciąż mieć pod kontrolą swoje słowa i myśli. Nawet Argent już tego nie potrafił. Chaos na placu, chaos w jego głowie po śmierci znajomego. Tylko w domu udawało mu się jeszcze zgrywać stanowczego, niezłomnego mężczyznę. Póki co. - Masz kogoś za murem? - dopiero gdy zadał to pytanie zdał sobie sprawę, jak niewłaściwie ono zabrzmiało. Było już jednak za późno żeby się wycofać, więc odważnie spojrzał jej w oczy, wzywając do szczerej odpowiedzi. Choć gdyby kazała mu się odczepić, też na pewno zarobiłaby kilka punktów.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Sro Lip 30, 2014 8:40 pm | |
| Krew szumi mi w uszach tak głośno, że zagłusza łomoczące dziko w piersi serce i przez moment jestem prawie pewna, iż hałas ten da się słyszeć w całym mieszkaniu. Powietrze z trudem dociera do moich płuc, a może raczej to ja nie pozwalam mu tam dotrzeć, obawiając się kolejnych słów, które mogłabym później powiedzieć. Zresztą już żałuję tych poprzednich. Gniew powoli ustępuje, pozostawiając w każdej mojej myśli zimny i wręcz obezwładniający strach. Jedyny ruch, na jaki sobie pozwalam, to zaciśnięcie mocniej palców na ramionach, niemalże w obronnym geście. Nie odrywam też wzroku od Blaise'a, wiedząc, że mężczyzna przygląda mi się uważnie. Być może już jestem na straconej pozycji - ile przesłuchań Argent ma za sobą i jak szybko prawda wyjdzie na jaw? Niepokoi mnie to, iż zaczęłam myśleć o naszej rozmowie w kategorii przesłuchania. Czuję się prawie jak w uliczce przed kilkoma dniami, gdy stanęłam oko w oko z Gerardem Ginsbergiem i chociaż uczucie to pod wieloma względami jest błędne, po prostu nie mogę się go ot tak pozbyć Ciężar oraz głośne echo słów, które powiedziałam, zdają się wracać do mnie za każdym razem zwielokrotnione. Nie wiem, ile czasu mi zostało, nim przybrana na twarz kamienna maska popęka i odpadnie, uwalniając targające mną emocje. Jestem zła, że dałam im sobą zawładnąć, tak naprawdę dobrze wiedząc, z jaką łatwością mogą zdradzić i mnie, i moje myśli. - Po prostu są inne, równie dobre rozwiązania, które nie wymagają następnego przelewu krwi - odzywam się, z wysiłkiem utrzymując spokojny ton głosu. Nie mogę nadać swoim słowom gniewnej czy oskarżycielskiej nuty, bo nie przyniosłoby to niczego dobrego. Boję się jednak reakcji Blaise'a. - Które nie wymagają upodabniania się do nich. Akcentuję wyraźnie ostatnie słowo, niemal nieświadomie przywołując w myślach odległe wspomnienie parady trybutów 74. Głodowych Igrzysk, zamieszania, błysku kosztownych strojów, podekscytowanego tłumu, który czekał z niecierpliwością, aż znajdziemy się na arenie. Wspomnienie tysięcy twarzy i tysięcy par śledzących nas oczu - wrogo, oceniająco, z podziwem, niesmakiem, całą gamą uczuć. Niekoniecznie ze współczuciem. Może w tym, co powiedziałam, nie było wcale zbyt wiele kłamstwa. Wrażenie to rozwiewa się jednak szybko, gdy docierają do mnie następne słowa Blaise'a. Czuję się tak, jakby ktoś właśnie mnie spoliczkował, choć udaje mi się nie skrzywić. Nie mogłabym. Nie powinnam. Postanawiam nie odpowiedzieć dla własnego dobra. Nie mam jednak aż tyle szczęścia, kiedy ciszę w końcu przerywa pytanie, którego zupełnie się nie spodziewałam, a które prawie wytrąca mnie z równowagi. Mrugam kilkakrotnie, napotykając uważny wzrok Blaise'a - mężczyzna patrzy mi prosto w oczy i teraz jakiekolwiek kłamstwo przyjdzie mi z jeszcze większym trudem. Zbieram w sobie wszystkie siły. - Nie mam tam nikogo. Ale przecież zawsze możesz mnie sprawdzić. Wymuszam na swoim głosie lodowate brzmienie, myśląc o niewzruszonej twarzy prezydent Coin, o Willu, którego ze ściśniętym sercem nazwałam nikim, o każdej fałszywej przepustce autorstwa Johanny i o wszystkim, co sprawia, że nienawidzę muru wznoszącego się na krańcu miasta. Moje myśli są zakazane i nie powinny istnieć, ale stanowią jedyną rzecz, jaka daje mi w tym momencie siłę. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Czw Lip 31, 2014 12:19 am | |
| Zazwyczaj podczas swoich przesłuchań potrafił odróżnić kłamstwo od prawdy, potrafił wskazać łgarza i rozpoznać niewinną osobę, choć podejrzliwość nie opuszczała go aż do całkowitego zakończenia i zamknięcia śledztwa. Skoro udało mu się utrzymać posadę tak długo, najwidoczniej robił to dobrze. W życiu także cieszył się nieomylnością w tych sprawach, a przynajmniej tak mu się zdawało. Rozpracowywał ludzi dwulicowych i interesownych, gdy tylko pojawiali się gdzieś w orbicie jego znajomości, ufał naprawdę niewielu osobom i być może dlatego jego życie biegło spokojnym torem, bez zbędnych wertepów. Teraz jednak, rozmawiając z Cypriane, nie chciał w niej widzieć przesłuchiwanej, choć zaczynał już zauważać, że dziewczyna czuje się niekomfortowo w tym temacie - być może powodem była jego pozycja goła klata, a może ich zdania były tak odmienne, że bała się jego reakcji. Blaise nie chciał by obraz dziewczyny, jaki wykreował się w jego głowie, zmienił się nagle z powodu krótkiej wymiany zdań, bo to oznaczałoby, że pomylił się co do niej już na początku. Na takie błędy nie mógł sobie pozwalać. Tłumaczył się, że być może sytuacja sprzyjała pochopnemu ocenieniu jej jako bezbronnej dziewczyny, ofiary systemu, skrzywdzonej przez Snowa i jego reżim. Im dłużej jednak przypatrywał się pannie Sean, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że obecna pani prezydent także musiała zajść jej za skórę. Była jeszcze taka młoda, być może jej poglądy zmienią się za miesiąc, rok... Argent zaczynał powoli zapominać, że różnica wieku nie znaczyła nic jeszcze przed godziną, a teraz była doskonałą wymówką, by uznać argumenty dziewczyny za błahe. - Oko za oko, ząb za ząb. Być może to brutalne, ale tkwimy w takim punkcie, gdzie ten, kto pierwszy przerwie zadawanie ciosów, przegra. Nie po to wywołaliśmy rebelię i obaliliśmy reżim, by teraz dać się stłamsić - mówił stanowczym tonem, ale nie podnosił głosu. Nie chciał, by Cypriane jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, przecież była jego gościem i miała zdrowieć, a nie zamartwiać się tym, czy każde jej słowo nie zostanie opacznie zrozumiane i nie wyląduje na cenzurowanym u oficera poddanego Coin. Mógłby dyskutować jeszcze długo na temat podobieństwa rebeliantów i mieszkańców starego Kapitolu, bo uważał, że jego towarzysze broni w żadnym stopniu nie przypominają tamtej kolorowej, bezmózgiej masy. Rebelianci nie będą wiwatować na paradzie, nie będą interesować się w niezdrowym stopniu wywiadami trybutów, te Igrzyska nie były dla nich. Miały one pokazać mieszkańcom Kolca, i tylko im, do czego prowadzi organizowanie i wspieranie ruchu oporu. Mógł powiedzieć to wszystko i dać się wciągnąć w długą dysputę, ale westchnął tylko i nie odezwał się już przez kilka następnych chwil. Być może potraktował w ten sposób Cypriane jak dziecko, którego zdanie nie liczy się w rozmowach starszych, a może po prostu nie chciał by kolejnymi słowami budowali mur oddzielający ich od siebie. Jego podwaliny i tak stały już między nimi, kując w oczy i czyniąc atmosferę nerwową i niezręczną. Ale najgorsze dopiero miało nadejść. Widząc minę dziewczyny, całą spiętą, jej dłonie zaciskające się mocniej na ramionach wiedział, że przesadził. Był zbyt wścibski, chciał wiedzieć za dużo, a płacił za to widokiem zbolałej twarzy Cypriane. Może nawet trochę przestraszonej? Istniało wiele rzeczy, które chciałby zrobić w tym momencie, ale co najmniej połowa z nich była bardziej niż nieodpowiednia. - Przepraszam, jeśli cię uraziłem - odpowiedział po chwili ciszy. Mówił szczerze i starał się, aby mogła rozpoznać to tez po jego gestach i wyrazie twarzy. Pozycja, w której się znajdowali, nagle przestała być dla niego wygodna. On siedział na kanapie, rozluźniony i odnoszący się z wyższością na każdy temat, a ona stała kilka kroków dalej, spięta i być może przestraszona. Nie mógł na to pozwolić, wskazał jej więc fotel, na którym mogła usiąść, wybierając bezpieczniejszą z opcji. Gdyby to on podniósł się na nogi, mógłby tylko pogorszyć sytuację. - Nie zamierzam cię sprawdzać, nie zrobiłaś przecież nic złego. Każdy ma prawo do własnego zdania - o ile nie różni się ono za bardzo od oficjalnego stanowiska rządu.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Czw Lip 31, 2014 12:42 pm | |
| Kiedy słyszę stanowczą nutę w głosie Blaise'a, coś każe mi się w końcu poddać, opuścić wzrok i wbić go we własne dłonie. Mimo całego strachu, który nie zdążył jeszcze minąć, wiem poniekąd, że nie mam większych szans w tej rozmowie. Nigdy nie byłam wybitnym kłamcą, prawdzie niemal zawsze udawało się przemknąć przez prawie niewidoczną szczelinę w murze fałszu i zdradzić moje myśli - czy to lekko zmarszczonymi brwiami, czy głosem, który zadrżał w nieodpowiednim momencie. Nie mogę być pewna tego, że uda mi się oszukiwać i siebie, i Blaise'a w miarę jak z ust mężczyzny będą padały kolejne, sprzeczne z moim uczuciami słowa. Nie mogę - i nie umiem - grać oddanej oraz pełnej uwielbienia dla Almy Coin dziewczyny, która na pierwszym miejscu stawia wdzięczność do obecnej prezydent. Jest we mnie zbyt wiele żalu i nienawiści do kobiety kryjącej się zazwyczaj na swojej wyspie i wymyślającej tam kolejne absurdy, bym sama mogła choć przez chwilę udawać, że w nie wierzę. To nie jestem ja. Chociaż mogłabym skłamać w zaledwie kilku szybkich słowach, że zgadzam się mimo wszystko z Blaisem, że faktycznie nie możemy pozwalać sobie na ignorowanie buntu, uparcie tego nie robię. Poprzednie kłamstwo prawdopodobnie mnie uratowało, jednak to samo jest w stanie zrobić milczenie. Nieco rozluźniając zaciśnięte na ramieniu palce, postanawiam więc nie skomentować tego, co powiedział Argent. Być może mężczyzna uzna, iż zdołał choć trochę mnie przekonać i teraz po prostu wstyd mi przyznawać się do błędu - na to liczę. Mimo to wiem, jak zdradliwa bywa nadzieja. Wciąż nie znam zbyt dobrze Argenta, podczas gdy on z każdą chwilą zyskuje coraz większą wiedzę na mój temat, jednak cichy głos w mojej głowie mówi mi, że Blaise jest zbyt inteligentny, by uznać milczenie za kapitulację. Dłonie powoli zaczynają mnie już boleć, lecz nie ośmielam się ich opuścić, przerywając chociażby najlżejszym szelestem ciszę, jaka zapadła w salonie. Chciałabym wiedzieć, o czym myśli Argent i w którą stronę potoczy się rozmowa - o ile jedno z nas zdecyduje się zabrać w końcu głos. Gdyby nie obudziły mnie dźwięki hymnu, zapewne spałabym w najlepsze, a rano moim największym zmartwieniem byłoby dostanie się do własnego mieszkania i pilnowanie, bym nie przesadziła z uśmiechami oraz żartami. Teraz te ostatnie wydają się być odległym i wyblakłym wspomnieniem, które z czasem staje się coraz mniej wiarygodne - i może faktycznie powoli przestaję w nie wierzyć. Z zamyślenia wyrywa mnie nagle głos Blaise'a. Spoglądam na niego ze zdziwieniem w oczach, jakby nie do końca wiedząc, czy rzeczywiście usłyszałam z jego ust przepraszam. Nie mogłam przewidzieć tego, co powie, jednak na pewno nie spodziewałam się przeprosin. Na dodatek szczerych. - W porządku - odpowiadam po dłuższej chwili, starając się, aby zaskoczenie zniknęło szybko z mojej twarzy. Jednocześnie uświadamiam sobie, że już od kilku minut strach, którego nie potrafiłam się wcześniej pozbyć, zamienił się tylko w słaby niepokój. Gdy Blaise wskazuje mi fotel, waham się jednak przez moment. Nie do końca rozumiem jego zachowanie, chociaż zapewne jest to wina tego, jak słabo go znam. Przez chwilę myślę o powrocie do sypialni, który być może okazałby się bezpieczniejszym wyjściem, lecz w końcu zaciskam nieznacznie usta i opadam na fotel. Nie chcę wyglądać jak obrażona nastolatka, więc rozluźniam ręce i podpieram jedną z nich policzek, znów błądząc wzrokiem po podłodze. - Własne zdanie za dużo dzisiaj kosztuje - odzywam się, przenosząc spojrzenie na Blaise'a. - To ja przepraszam, nie powinnam była nic mówić. Po prostu nie wszystko jest mi łatwo zrozumieć i chyba trochę się w tym gubię. Wiem, że denerwuję przez to ludzi. Próbując uciec od tematu Igrzysk, o dziwo mówię zgodnie z prawdą, a przynajmniej takie mam wrażenie. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Czw Lip 31, 2014 3:36 pm | |
| Gdyby ktokolwiek inny siedział teraz na jego fotelu, zapewne polemika o Igrzyskach, moralności, polityce i słuszności działań Coin mogłaby się ciągnąć całą noc. Argument goniłby argument, w pewnym momencie na pewno ktoś podniósłby głos, a w efekcie mogłoby nawet dojść do kłótni. Blaise znany był ze swojej zawziętości, zdecydowanie przydawała się w pracy, przy przesłuchaniach, tym razem jednak on także postanowił odpuścić. Miał do czynienia z młodą dziewczyną, która dopiero opuściła szpital i ostatnie, czego teraz potrzebowała to dwa razy starszy od niej oficer, próbujący przekonać ją do swoich racji. Być może Argent zreflektował się w porę, inaczej już na zawsze pozostawiłby po sobie fatalne wrażenie, o ile Cypriane już nie uważała go za typowego, rządowego pieska na usługach Coin. Już dawno oduczył się udowadniania innym, że jest inaczej. Ich zdanie nie mogło go skrzywdzić, dlatego teraz też nie próbował tłumaczyć swoich słów, rozkładać ich na czynniki pierwsze. Skoro ten niezręczny temat został zamieciony pod dywan, niech tak będzie. Powinien odesłać ją do łóżka, przecież miała wypoczywać i absolutnie się nie przemęczać, a zamiast tego jeszcze zachęcał ją, by się przysiadła i poświęciła mu trochę swego czasu i uwagi. Na co właściwie liczył? Że zaczną się sobie zwierzać, że powróci atmosfera z wczesnego wieczora, gdzie zamiast niemrawych spojrzeń królowały szerokie uśmiechy, kontrastujące z sytuacją, w której się znaleźli? - Nigdy nie przepraszaj za szczerość - czy brzmiało to jak dobra rada, o tym musiała zdecydować sama Cypriane, w każdym razie Blaise korzystał z niej na co dzień i może dlatego niektórzy uważali go za dupka, ale inni potrafili to docenić. Odłożył butelkę z wodą na stolik, w razie gdyby dziewczyna także miała ochotę się napić. Zauważył, że nie jest już ta spięta, jak na początku, choć mogła być to tylko świadomie przybrana postawa. Sam Argent oparł się wygodnie na kanapie, zupełnie nieskrępowany brakiem koszulki lub tym, że Sean miała na sobie jego pidżamę. Niepotrzebna pruderia mogłaby jeszcze bardziej namącić w atmosferze. - Wydaje mi się, że nikt nie powinien oczekiwać od ciebie, byś to wszystko zrozumiała. Jasne, rebelia była przyspieszonym kursem dorastania, ale przecież wciąż jesteś młoda. Nie oglądaj się na ludzi, nie jesteś tu po to, by ich zadowalać. - być może postawa, jaką jej proponował, na pierwszy rzut oka wydawała się być bezczelna, ale nie chodziło przecież o przeistoczenie się nagle w arogancką egoistkę, a o nabranie większej pewności siebie. Nawet w jego towarzystwie, w którym mogła przecież potrenować. - Może brzmię jak stary zrzęda, ale to wypróbowana metoda- spojrzał na nią, lekko potakując głową, co na pewno nadało mu wygląd typowego mędrka, przekonanego o własnej nieomylności.
|
| | | Wiek : 18 Zawód : sprzedaję w Sunflower Przy sobie : kapsułka z wyciągiem z łykołaków, leki przeciwbólowe, telefon komórkowy, dowód tożsamości Znaki szczególne : zaawansowane sieroctwo Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Czw Lip 31, 2014 8:02 pm | |
| Delikatnie wystukuję palcami rytm na gładkim, skórzanym oparciu fotela, próbując - nie do końca skutecznie - zebrać myśli i nie pozwolić im znów rozbiec się w popłochu. Wszystko, co w ciągu ostatnich minut przetoczyło się we mnie ogromną falą, powoli zaczyna ustępować, pozostawiając pewien rodzaj pustki, a nawet zmęczenia, jakby zbyt wiele skrajnych emocji wyczerpało skromne zapasy moich sił. Chociaż wzbraniam się przed tą myślą, może w jakiś sposób pogodziłam się już z prawdą - nie cofnę czasu i nie sprawię, że 76. Głodowe Igrzyska nie zostaną ogłoszone. Jednak w moich wspomnieniach słowa Almy Coin wciąż są głośne, jaskrawe oraz dziwnie niepasujące do rzeczywistości i bardzo chciałabym obudzić się jutro, po czym stwierdzić, iż były jedynie koszmarem, zmartwieniem, którego tak naprawdę nie ma. Aż trudno mi uwierzyć, ile mogło się wydarzyć zaledwie jednego dnia, a jak niewiele wystarczyło, aby radość i podekscytowanie zmieniły się w smutek i trwogę. Los nie mógł wymyślić lepszego początku miesiąca. Przestaję wystukiwać palcami rytm i wsłuchuję się w słowa Blaise'a. Nie patrzę już jednak w jego stronę. Nie jestem speszona widokiem Argenta bez koszulki, po prostu nagle opuszcza mnie cała odwaga, z jaką chwilę temu poniekąd toczyłam z nim walkę na spojrzenia. Mimo to czuję, że coś, co spoczywało do niedawna na moim sercu, stopniowo przestaje na nim ciążyć. Widmo Głodowych Igrzysk nadal znajduje się gdzieś niedaleko, nie pozwalając o sobie zapomnieć i pewnie będzie tak przez najbliższe tygodnie lub nawet miesiące. Jednak powoli schodząc z tematu nieoczekiwanej decyzji rządu, chyba rzeczywiście łatwiej jest mi pogodzić się z tym, że została ona podjęta. Nie zamierzam jednak jej zaakceptować. - Postaram się - odpowiadam krótko na radę Blaise'a, nie mogąc wymyślić niczego lepszego. Tak naprawdę nie mam pojęcia, czy zgadzam się z jego słowami. Szczerość bywa ostatnio jedną z najniebezpieczniejszych cech i oboje przed chwilą przekonaliśmy się o tym. Nie wiem już, czy powinnam wierzyć w nią, czy w kłamstwo. - Wydaje mi się, że w obecnych czasach mimo wszystko ciężko jest być młodym - mówię, krzywiąc się lekko. Nieustannie wlokę ze sobą bagaż wspomnień o domu, tandetnym obrazku rodzinnego ciepła, o Igrzyskach i o rebelii. Czasem mam wrażenie, że jest tego wręcz nieproporcjonalnie dużo. - Może i nie jestem tu po to, aby zadowalać ludzi, ale nie mogę też ich ranić. Chyba w każdym prędzej czy później odezwałoby się sumienie. Wbrew sobie wracam do wystukiwania rytmu na oparciu fotela, myśląc o całym żalu, który czułam podczas długich miesięcy w Dystrykcie Trzynastym, kiedy uświadomiłam sobie w końcu, kim byłam i co robiłam na arenie. Wiem, że Igrzyska, wpajane przez brata zasady i wola przetrwania wymusiły to na mnie, jednak ceną okazały się wyrzuty sumienia, jakich już nigdy w życiu nie chciałabym doświadczyć. - Nie brzmisz jak stary zrzęda. Może nawet w pewnym stopniu masz rację - odpowiadam, zastanawiając się przelotnie, jakim cudem tak szybko z tematu Igrzysk zeszliśmy na filozofię. |
| | | Wiek : 31 Zawód : przedstawiciel Dystryktu 7, śledczy w stopniu oficera Przy sobie : paczka papierosów, telefon komórkowy, broń + magazynek (15), Znaki szczególne : kilkudniowy zarost. Obrażenia : częste bóle brzucha
| Temat: Re: Blaise Argent Pon Sie 04, 2014 2:25 pm | |
| Ironia losu zdawała się być rzeczywiście ogromna, skoro w dzień Święta Wyzwolenia ogłoszono kolejną edycję Igrzysk, które z wolnością miały niewiele wspólnego. Jednak Argent był wciąż święcie przekonany o swoich racjach i jego sumienie, póki co, nie kazało mu analizować dzisiejszych wydarzeń na sto różnych sposobów. Być może jutro, gdy będzie miał lepszy wgląd w motywy pani prezydent i jej najbliższych współpracowników (był pewien, że w pracy wszystkiego dowie się natychmiast), jego opinie mogą się nieznacznie zmodyfikować, jednakże nie dopuszczał do siebie możliwości przyznania się do błędu w ocenie. Zmiana tematu okazała się dobrym rozwiązaniem, przynajmniej w mniemaniu Blaise'a, bo zdecydowanie lepiej czuł się rozmawiając z Cypriane, siedzącą na fotelu. Walka na spojrzenia z wystraszoną dziewczyną nigdy nie była dobrym rozwiązaniem. - Może być ci trudno iść przez życie z takim podejściem - przyznał szczerze, bo przecież jeszcze przed chwilą właśnie o szczerości rozmawiali - Ale to szlachetne, w dzisiejszych czasach mało już takich osób - gdyby wciąż byli w rozrywkowych humorach, pewnie rzuciłby coś o nadziei w pokoleniu panny Sean, które miało szanse uczynić Panem właśnie takim, o jakie wszyscy rebelianci kiedyś walczyli. Ciężko było przyznać, ale przecież w otoczeniu Argenta wciąż za dużo było osób związanych ze starym ustrojem, którzy jakimś cudem zyskali łaskę samej pani prezydent i dzięki temu nie wylądowali za murem getta, a w przestronnych biurach jej siedziby. To właśnie dzisiejsza młodzież miała szansę obserwować wszystkie działania z boku, wyciągać wnioski, uczyć się na błędach i w przyszłości podejmować odpowiednie decyzje. Jakkolwiek utopijnie to brzmiało, Blaise naiwnie wierzył dalej. Jednakże słowa 'dzisiejsza młodzież' odbiły się dziwnym echem w jego głowie i natychmiast skarcił się za odgrywanie mędrca. Nie był przecież taki stary, nie pozjadał wszystkich rozumów, a kto wie, czy jego doświadczenie z rebelii nie było porównywalne do tego, co Cypriane przeszła w swoim życiu. O którym wciąż nie wiedział zbyt wiele, ale sytuacja, w której się obecnie znajdowali, nie była chyba najlepszym momentem na zwierzenia. - I tak osądzi nas historia - westchnął jeszcze, kontynuując swoje filozoficzne wywody. Powoli zaczął odczuwać zmęczenie po dniu pełnym wrażeń, ziewnął nawet, ale szybko starał się to zamaskować, bo przecież tak nie wypadało przy gościu. Zapadła cisza, podczas której co jakiś czas przyglądał się Cypriane, ale nie natarczywie, jej widok dziwnie go uspokajał, dlatego pozwolił sobie na ten ostatni, lekki uśmiech, skierowany w jej stronę.
|
| | |
| Temat: Re: Blaise Argent | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|