IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Cmentarz - Page 2

 

 Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyCzw Lis 21, 2013 10:38 pm

First topic message reminder :





Chociaż wśród mieszkańców Kapitolu modna stała się pośmiertna kremacja i trzymanie prochów krewnych na kominku w salonie, to część obywateli Panem wciąż decyduje się na tradycyjny pochówek. W większości spoczywają oni na największym, miejskim cmentarzu w stolicy.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptySob Mar 15, 2014 1:19 pm

W związku z fabularnym przeskokiem na forum, wątek został przeniesiony do retrospekcji. Zapraszamy do tego tematu.
Powrót do góry Go down
the civilian
Liam Murray
Liam Murray
https://panem.forumpl.net/t2788-liam-murray
https://panem.forumpl.net/t2790-liam-murray
Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka
Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptySob Sty 03, 2015 4:39 pm

Po długiej wędrówce przez tereny Dzielnicy Wolnych Obywateli, Liam z niemałym zaskoczeniem uświadomił sobie, że jego nogi zaprowadziły go na cmentarz. Dolne kończyny chłopaka często myślały samodzielnie, i tak jest czasami na pewno i w przypadku wielu innych istot. Ale w przypadku Liama zdarzało się to zdecydowanie aż nazbyt często. Wiele osób, które przez taki a nie inny przebieg wydarzeń znalazłyby się w takim miejscu, na pewno dostałoby zawału. No, nie przesadzajmy... szybkie palpitacje serca również by wystarczyły jako stan przejmujący grozą osobniki, które, bez udziału w tym własnej świadomości, trafiłyby na cmentarzysko. Słowo z pozoru nie brzmiące strasznie czy też mroczno. Tych uczuć doznaje się dopiero, jak pozna się znaczenia tego wyrażenia. Dwanaście liter złożone ze sobą, oznaczające w przypadku Dzielnicy Wolnych Obywateli wielki zielony teren, gdzie w pedantycznym wręcz porządku ustawiono krzyże, przy czym każdy chował pod sobą jakieś ciało. Dziwne, nie? Owszem, jeżeli wziąć po uwagę fakt, że większość ludzi na tych terenach, terenach owej monumentalnej wręcz dzielnicy, w dzisiejszych czasach decydowało się na inną alternatywę – a mianowicie, kremację. Coś nad wyraz popularnego, coś, czego powszechność zaczyna stawać się czymś normalnym. Liam popadł w zadumę. Uznał, że i on chce być pochowany metodą tradycyjną. I gdzieś głęboko w jego umyśle, w zakątku którego istnienia Liam nie był świadom, tliła się nadzieja, że już wkrótce i jego nazwisko zaistnieje na jednym z takich krzyży. I krzyż ten ozdobi swoją nieznaczną istotą polanę, jako malutki element monumentalnych puzzli, z pozoru niezbyt ważny, ale w rzeczywistości dopełniający całokształt. Bo trzeba wiedzieć, że Murray ma zawyżone ego. Uważa się za kogoś wielkiego, a to głównie przez jego zaburzenia na tle psychicznym. W sumie jego psychika jest pełna sprzeczności i hipokryzji. Ale nie będziemy teraz się nad tym rozwodzić, bo to bardzo obszerny temat. Temat – rzeka.
Tak więc, Liam dziękował samej swojej (potencjalnej) genialności i szóstemu zmysłowi (sam uważał, że go posiada, co niekoniecznie pokrywa się z prawdą), że nogi zaprowadziły go na cmentarz. Chodził od krzyża do krzyża. Zastanawiał się przy tym, gdyby Chrystus zmarł, kiedy odcinają mu głowę, czy cmentarz nie byłby pełen podobizn gilotyny. Gdyby został powieszony, byłoby podobnie, ze sznurem. Aż dziw, tak nawiasem mówiąc, że ta część jego rozmyślań cechuje się logiką. To rzadko mu się zdarzało. Żeby myśleć słowami logicznymi. A może nie słowami, może fraza „słowo” nie istnieje w myślach? Może to dlatego treść naszych myśli tak często nie jest w stanie przeistoczyć się na słowo mówione? Kto to wie... Ale Liam uznał, że nie będzie o tym myślał. Wyobrażał sobie własny pogrzeb, gdzie zjawią się nie tylko mieszkańcy monumentalnej dzielnicy. Przyjedzie cała ludność Panem! Oh tak! I uznawał, że to wizja bardzo bliska prawdzie.
Wiele ludzi, znając Liama, nie mogło rozgryźć toku jego rozumowania, ba! Do tej grupy zaliczymy również neurologów, psychologów i psychiatrów. Jest tak zaburzony, że trudno przebić się przez mentalną barierę jego chorego, spaczonego dziwactwem (oraz wieloma innymi rzeczami) umysłu.
Chodził tak i chodził, zadufany w swoich zbyt zniekształconych wnętrznościach jaźni. Obserwował ślady po żyletce znaczące jego dłonie i ręce. Ślady, które jeszcze tak niedawno kwitły czerwienią, intensywną krwistoczerwoną barwą. Zostały zszyte, a Liam, kiedy mu te szwy zakładali, czuł się niezwykle ważny! Sądził, że zakładają mu  jakieś urządzenie, które sprawi, iż będą mu mogli czytać w pamięci.
Oni wszyscy zawarli pakt. Pakt przeciwko mnie. Wnikając w mój umysł, chcą wyciągnąć z niego wszystko. Nie będę krzyczeć. Przecież w takim przypadku ONI mogliby zabić mnie już teraz. Skurwiele. Chociaż?... Może śmierć byłaby tutaj łaską?...
Kiedy ponownie ocknął si ęz zamyślenia, zauważył, że teraz nie jest jedyną (żywą, oczywiście) istotą na cmentarzu. Gdzieniegdzie chodzili inni ludzie. Niektórzy modlili się w ciszy i skupieniu, inni płakali. Dziwne, nie? A przynajmniej dla Liama. On nie rozumiał łez, ludzkich łez. Nie był jeszcze w takim stanie. A chciał, bo pragnie poznać wszystko, po prostu wszystko. Jest ciekawski. Nic dziwnego, zapewne powiecie? Ale u Liama ciekawość wznosiła się na wyżyny. Wyższe, aniżeli w przypadku innych ludzi.
W jego umęczonym umyśle znów rozległ się alarm, Bał, zaczął się bardzo bać. Z osobnika o zawyżonym ego stał się przestraszonym, pełnym obaw stworzeniem. Zaczął wycofywać się z terenu cmentarzyska, ale był w takim stanie, że nie wiedział, gdzie jest brama. W rezultacie zaczął biegać wokoło zielonego, naznaczonego smutkiem terenu. Musiało to wyglądać co najmniej komicznie! Ludzie zaczęli mu się przyglądać. Na ich obliczach rysowały się pomieszane emocje. Biegał tak i biegał, a kiedy zrozumiał, co takiego właściwie robi, jego spojrzenie spotkało się z innym spojrzeniem.
Był to mężczyzna. Wyglądał na około trzydzieści, trzydzieści pięć lat. Liam nie wiedział, czy ten patrzy się na niego, czy na rysujący się za panem Murray piękny horyzont. Speszył się.
Coś go gnało w stronę tego jegomościa. Coś, czego nie potrafił pojąć. Dziwne, bo zazwyczaj umiał sprostać takim wyzwaniom.
Podszedł bliżej, ostrożnie, niczym dzikie zwierzę podczas polowania, nie chcące speszyć swojej ofiary. I teraz był już pewien. Mężczyzna zajrzał mu głęboko w oczy. Liam przestraszył się. Uznał, że nieznajomy czyta mu w myślach, więc czym prędzej zamknął powieki, ukazując nieodgadniony kolor, którego nie sposób opisać ani nazwać.
A ludzie, którzy jeszcze przed chwilą chodzili po cmentarzu, nagle się ulotnili. O, jak za dotknięciem różdżki.
Liam coś wyczuwał w powietrzu. Jakby aurę tego człowieka... i nie umiał odkryć jego natury.
Teraz mężczyźni zostali sami.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gilbert Brook
Gilbert Brook
https://panem.forumpl.net/t3120-gilbert-brook-sie-buduje#48536
https://panem.forumpl.net/t3123-gilbert-brook
https://panem.forumpl.net/t3124-the-game-is-on
Wiek : 34 lata
Zawód : bezrobotny
Przy sobie : laptop, paczka papierosów i leki przeciwbólowe (6 tabletek)
Znaki szczególne : charakterystyczny kolor oczu

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptySob Sty 03, 2015 6:12 pm

Szedł powoli, po nieznanych terenach na których szybko stracił orientację. A mimo to na jego lico wkradł się lekki uśmieszek, gdy przed oczami mężczyzny pojawiła się rozległa polana z symetrycznie powbijanymi w ziemię białymi krzyżami. Gil zmarszczył czoło. Było to dość ciekawe przedstawienie cmentarza gdyż większość ludzi wyobrażała go sobie jako ciemne, czasami nawiedzone miejsce, a nie jasne wzgórze sprawiające wrażenie wręcz monotonnego. Cmentarz był rozległy. Wiedział że nie da rady tyle przejść. Nie dzisiaj i nie w takim stanie. Lecz mimo to ruszył do przodu nawet przyśpieszając nieco kroku. Tak więc w dzisiejszym menu - spacer po cmentarzu.
Gdy był mały lubił przechadzać się po podobnych miejscach. Robił to zanim zaczął pracować, a w dystrykcie 4 dzieci zaczynały rybołówstwo od bardzo młodego wieku. Często sobie wyobrażał że idąc pomiędzy grobowcami, muskając nagrobki krawędzią czarnego płaszczu zamiast przypadkowych nazwisk znajdzie właśnie swoje. Zaśmiał się wspominając te chwile. Parę osób na niego spojrzało widocznie zażenowane tak nieodpowiednim zachowaniem, jednak wystarczyło jedno spojrzenie ze strony Gilberta i natrętni towarzysze wracali do swoich spraw. Nie żeby go to nie cieszyło - wręcz przeciwnie, na twarzy mężczyzny pojawił się triumfalny uśmiech.
Na szczęście los nie chciał dopuścić by Gil się nudził. -Uważaj. Bo kogoś obudzisz. - mruknął z dezaprobatą, ale mimo tego jego twarzy dało się dostrzec lekki uśmieszek, gdy kącik warg zadrgał delikatnie. W tej właśnie chwili chłopak, na pewno młodszy od niego, zatrzymał się. 34-latek zmarszczył czoło podążając wzrokiem; spokojnie analizując jego postać, by w końcu zatrzymać swoje opakowane w zielono-niebieskie tęczówki źrenice na oczach jegomościa. Nie zdążył się zbyt długo napatrzeć, bo obcy zamknął oczy, a powiek zdecydowanie zbyt pięknych nie miał. Możliwe że reszta ludzi w tym też gapiów rozeszła się nie widząc w nich nic ciekawego. A może po prostu skończyli się modlić, płakać, odprawiać rytuały czy cokolwiek innego można jeszcze robić przed białym krzyżem. Najwyższa, kuźwa pora.
Gil przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, powodując cichy szelest ukrytych pod śniegiem liści. Mężczyzna jeszcze raz uniósł wzrok na blondyna, starając się wyczytać cokolwiek. To znaczy cokolwiek ciekawego , bo dotychczas wyłapane informacje  nie miały w sobie przydatnego wątku. Znalazła się śpiąca królewna. - przeleciało mu przez umysł, na co automatycznie rozejrzał się dookoła. Nikt prócz nich nie odwiedził cmentarza, a nawet jeśli to nie był w zasięgu wzroku. Stojąc w milczeniu  czekał więc na reakcję ze strony napotkanego chłopaka, który zdecydowanie nie wyglądał na do końca zdrowego. Odchylił głowę do tyłu, opierając się o stojące za nim drzewo, zamykając na chwilę oczy. Jego grdyka poruszyła się, a z ust dobył się głośny śmiech. Gilbert znów nachylił się do przodu, mrużąc oczy i opierając ręce o zgięte kolana. Płaszcz który nosił obsunął się powoli na korze drzewa, jednocześnie wydając cichy chrobot. Całą swoją uwagę poświęcał teraz jego osobie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W końcu dlaczego miałby nie mieć ochoty spędzić trochę czasu na cmentarzu z wątłym blondynem? Przynajmniej w razie potrzeby nie będzie musiał płacić za przewóz ciała i  pochówek, a tylko za to drugie.
Zaczęło kropić. Powiedzieć, że Gil "nie lubił" deszczu było lekkim niedomówieniem. Uniósł głowę do góry, ale  usta pozostały zaciśnięte nie wyrażając po sobie niczego co mogło by nadać komuś temat do przemyśleń. Osadzone w centralnej części twarzy okrągłe, zielono-niebieskie oczy przypatrywały się niebu z udawanym zainteresowaniem. Mężczyzna przesunął ręką po torbie przewieszoną przez lewe ramię, co spowodowało metalowy zgrzyt, gdy przypinki z znalazły się trochę zbyt blisko siebie. Odetchnął jeszcze raz próbując skupić się na blondynie. Tym razem nic go nie rozpraszało i choć samym widokiem towarzysza nie wydawał się zbyt zainteresowany zmarszczył leciutko brwi. -Gilbert - postanowił się przedstawić. Nie przyszło mu nawet do głowy by podać rękę, więc jeżeli chłopakowi zależało na tym geście sam musiał się wysilić. Brunet zmusił się do uśmiechu, który wyglądał tak nienaturalnie iż mógł sprawiać wrażenie że Gil się z kogoś nabija. W sumie? Przecież właśnie to robił. Gardził wszystkimi, bo uważał się za lepszego. Reszta społeczeństwa była nudna. Ludzie mieli przeciętne zarobki, przeciętny charakter, przeciętne domy i przeciętne marzenia. Byli szarymi żołnierzykami przewracającymi się gdy tylko ktoś zbyt zdenerwowany uderzy w stół. Byli wyznacznikami przeciętności, pacynkami w teatrze poruszającymi się tylko za sprawą cudzych rąk.
Gilbert przesunął językiem po wargach, które do tej pory zdążyły nieco zaschnąć. W środku był zadowolony że wreszcie może stanąć i odpocząć. Rzadko to robił, a już na pewno nie z własnej woli. Miał niedoskonałości, oczywiście. Jak każdy, a co gorsza był tego świadomy - wyżerało go to od środka bo wiedział że nie osiągnie tego czego pragnie. Nie z tym ciałem. Musiał spać, choć rzeczywiście w przeciwieństwie do niektórych umiał wytrzymać długo bez zmrużenia oka. Głębokie westchnienie słyszalne było jedynie w jego umyśle; nie narzekał na swoją sytuację, a już na pewno nie w obecności nieznajomych. Odetchnął tylko, a gdy klatka piersiowa Gilberta uniosła się do góry, by zaraz znów opaść z ust dobył się kłębek pary. Nie było zbyt zimno, więc była on ledwie widoczny.
Powrót do góry Go down
the civilian
Liam Murray
Liam Murray
https://panem.forumpl.net/t2788-liam-murray
https://panem.forumpl.net/t2790-liam-murray
Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka
Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyNie Sty 04, 2015 3:58 pm

Tak mężczyźni zostali sami.
Ten starszy zaczął ewidentnie przyglądać się Liamowi. Ostatni bardzo się przejął tym kontaktem wzrokowym. W sumie zawsze wszystko przyjmował do świadomości w stanie tak jakby duchowej gorączki. No, może nie wszystko. I nie zawsze, ale zdecydowanie chodzi tutaj o większość sytuacji. I do owej większości zaliczymy też to, co się teraz dzieje. Starszy (ale nie stary) od Liama mężczyzna zauważył go! W umyśle młodego zaczęły kłębić się różne myśli, wszelakie wizje. Liam był tym faktem niezwykle podniecony. Wyobrażał sobie rożne rzeczy. Początkowo pozytywne, ale już po chwili te zaczęły się przeobrażać w negatyw. W obawy, które przyprawiły go o szybkie palpitacje serca w młodym, zdrowym ciele, przy czym narząd ten dzieli te „opakowanie dla duszy” z mózgiem, spaczonym psychicznie mózgiem.
A starszy jegomość stał. I wciąż wpatrywał się w Liama. Może na coś czeka? Czeka na jakąś reakcję ze strony młodzieniaszka? Kto to wie. Ale Liam już wytworzył sobie obraz tej sytuacji w swoim umyśle.
Uznał, że nieznajomy jest tak naprawdę znajomym, ale znajomość ta działa w jedną stronę – ten pierwszy zna drugiego, ale nie odwrotnie. Uznał, że czyta mu w myślach. Liam był pewien swojej nowej teorii, teorii wytworzonej przez uporczywy wzrok, którym być świdrowany, nie sądząc, że jest absurdalna. W najmniejszym nawet stopniu!
Nieznajomy oparł się o drzewo. Czekał na coś, ale Liam nie dopuszczał do myśli takiej ewentualności. Był pewien, stuprocentowo pewien swojej nowej teorii. Czuł, że jest geniuszem. Bo jakże mogło być inaczej, skoro potencjalnie odkrył zamiary nieznajomego? Sam sobie w duszy winszował tego odkrycia. Odkrycia, które tak naprawdę nie miało z rzeczywistością żadnego pokrycia. Ale chłopak nie mógł przecież o tym wiedzieć, chłopak chory psychicznie.
Nagle mężczyzna roześmiał się. I Liam była teraz stuprocentowo pewien swojej teorii.
Kolejny podmiot na tym, pełnym spaczonym hipokryzją świecie. Trzeba by wyrżnąć po kolei każde złe istnienie. A zwłaszcza te, które mi zagraża. Bo co świat by beze mnie zrobił?
Jeżeli chodzi o mnie, to chętne obudziłbym się martwy, bo życie nie jest warte przeżycia. Po co mi to wszystko, co niepotrzebne? Niczym w zatłoczonym, pełnym draniów autobusie, gdzie na szybie spływa napis z czerwono krwistej cieczy: ŚMIERĆ.

Myśli Liama w tej chwili nie były do końca pozbawione sensu, bo ułożone  całkiem logicznie poskładane zdania. Nie mamy tutaj bynajmniej na myśli treści. Chodzi o formę, która teraz akurat brzmiała jak w wypowiedzi człowieka bez problemów psychicznych.
Liam uwielbiał wizje, jakie przynosi mu choroba. Lubił ją, nie wiedząc, czym to właściwie, jest, nie miał pojęcia, że cierpi. Przeżywa męki i katusze, a że był masochistą, normalnie z tym żył, nie będąc do końca świadomym tego, co się z nim dzieje.
Nagle na ziemię oraz na nos Liama spadło kilka zbawczych kropel pod postacią deszczu. Blondyn obserwował poczynania jego wroga, który oczywiście wrogiem nie był. Miał taką rolę tylko w myślach chłopaka. Nagle nieznajomy znalazł się nieprzyzwoicie blisko pana Murray. Ten ostatni zaczął się bać. Naprawdę się go obawiał. Trudno w to uwierzyć, nie? Owszem, zwłaszcza jak weźmie się pod uwagę wnętrze osoby chłopaka. Z ust przedmiotu potencjalnego zagrożenia wysypało się jedne słowo, które chyba stanowiło jego imię. „Gilbert”.
Tego już za wiele, pomyślał Murray. Jest bezczelny! Żeby wróg mi się przedstawiał... chociaż?... Może to jego chwyt, zagrywka, bym niczego się nie domyślał, a zamiast tego – zaufał i nie był czujny na niebezpieczeństwo pod postacią tego całego Gilberta?
Nieznajomy przesunął językiem po wargach i teraz Liam z każdą następną sekundą był coraz bardziej pewien swojej teorii. Teorii, którą wymyślił jego chory umysł.
Teraz nie wytrzymał. Musiał powiedzieć mu, że odkrył jego nikczemne zamiary! W tym celu otworzył usta, z krtani zaś poczęły wydobywać się słowa:
- Słuchaj, koleś. Wiem, co planujesz. Wiem, kim jesteś i zdaję sobie sprawę z tego, ze i ty wiesz, kim jestem ja. - westchnął, jakby się namyślając, i zaczął kontynuować wypowiedź. - chcesz coś wyczytać z mojej pamięci? Tak? Śmiało! Ale wiedz, że cię rozgryzłem.
Czekał na reakcję nieznajomego, niezwykle z siebie zadowolony, że odważył się, by to powiedzieć. Znalazł w sobie siłę. Po krótkim, ponownym namyśleniu uznał, że doda jeszcze parę groszy:
- Przyznaj się. Dla jakiej organizacji pracujesz?
Teraz uśmiechnął się nikczemnie, ukazując rząd równych niczym te rozsiane na trawniku krzyży, równie białych zębów.
Wiatr dał o sobie znać, dmuchając wprost w twarz Liama. I chłopak w jednej chwili pożałował tych słów. Skoro rzekomy Gilbert dowiedział się, że został zdemaskowany, może posunąć się do każdego czynu, naprawdę każdego. Jest starszy, i chyba nawet nieco silniejszy. Liama ogarnął strach, uczucie, które prawie nigdy nie cechuje jego wątłej osoby.
Czekał teraz na reakcję ze strony Gilberta. O ile to jego prawdziwe imię – Liam nie mógł być tego pewnym. W sumie na jego miejscu też by podał fałszywą tożsamość, w obawie, że zostałby znaleziony. I wypatroszony.
Teraz wszystko mogło się zdarzyć...
Powrót do góry Go down
the civilian
Gilbert Brook
Gilbert Brook
https://panem.forumpl.net/t3120-gilbert-brook-sie-buduje#48536
https://panem.forumpl.net/t3123-gilbert-brook
https://panem.forumpl.net/t3124-the-game-is-on
Wiek : 34 lata
Zawód : bezrobotny
Przy sobie : laptop, paczka papierosów i leki przeciwbólowe (6 tabletek)
Znaki szczególne : charakterystyczny kolor oczu

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyNie Sty 04, 2015 7:22 pm

Blondyn wyglądał dość osobliwie. Właściwie Gilbert spodziewał się że chłopak się przedstawi, poda mu rękę, może nawet rozpozna, ale nie - wątły chłopak, sporo młodszy od niego zaczął coś mówić, niemal zupełnie ignorując fakt że mężczyzna przed chwilą się przedstawił. Gilbert zmarszczył czoło, a w jego zielono-niebieskich oczach na chwilę pojawił się szaleńczy błysk. Szybko jednak zniknął, a sam 'koleś' jak to nazwał go towarzysz starał się wysłuchać co takiego nastolatek ma mu do powiedzenia. Właśnie miał coś powiedzieć, nawet uchylił już usta, ale czynność tą przerwała mu pewna myśl. Oblizał więc tylko krótko wargi i znów bez krzty zdziwienia, które nawet jeżeli się pojawiło Brook ukrył głęboko w sobie, spojrzał na blondyna. I nagle Gil znów się zaśmiał. -Nie bój się nie zabiję cię. - odparł spokojnie swoim niskim, nieco zachrypłym głosem po czym rozejrzał się dookoła. -Choć miałbyś stosunkowo blisko na cmentarz. - dodał. Nie był zbyt dobry w byciu śmiesznym - powinien pozostać przy byciu zimnym bo tak było łatwiej. -Myślisz że zaprosiliby mnie na pogrzeb? - rzucił masując się prawą dłonią po karku. Zdawał sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji w postaci wykrwawiających się, dość niechętnie oglądanych zwierząt.
- Czytać w twojej pamięci? - powtórzył sprawiając wrażenie zainteresowanego. -Jestem geniuszem. Nie czarodziejem. - burknął, a jego brwi drgnęły lekko.
Nie. Gil nie umiał czytać w myślach, bo na nieszczęście natura chciała by urodził się tylko człowiekiem. Miał ograniczenia, tak samo jak maszyna do której podobno był taki podobny - nie umiał pociągnąć więcej niż było na wyznaczniku. -Czarodzieje nie istnieją, ja nim nie jestem. Dlaczego? Dlaczego ludzie nie umieją czytać w myślach? Ja­ko ga­tunek ma­my ob­sesję na pun­kcie tego pytania. My, ludzie ma­my ob­sesję na pun­kcie ce­lu. Kiedy widzi­my ja­kiś obiekt, wy­daje się zu­pełnie na­tural­ne za­dawa­nia roz­maitych py­tań. Ja­kiego jest ko­loru? Ile waży? W ja­ki sposób stało się ta­kie, ja­kie jest? Jak działa? Ale nie wszys­tkie py­tania są od­po­wied­nie dla wszys­tkich obiektów. Ja­ki jest ko­lor zaz­drości? – może znaczyć coś dla poety, ale nie dla naukow­ca. Jak to działa? – może wy­dawać się właści­we dla maszy­ny, ale nie dla bryły gli­ny. Jed­nak py­tanie o cel, na które nieko­nie­cznie mu­si is­tnieć od­po­wiedź, na­tychmiast po­jawia się w ludzkim umyśle, czy jest właści­we, czy nie. - wyrzucił z siebie szybko jak to miał w zwyczaju. Matka wtedy zawsze wpadała w szał i po prostu go zostawiała, bo wszelka próba tłumaczenia swoich myśli szła mu beznadziejnie. A szkoda, bo on chciałby wiedzieć wszystko. Ba, uważał że wie już wszystko, każda informacja jest zakodowana w jego umyśle tylko jedne są bliżej, a inne dalej. Wystarczyła chwila spokoju, wystarczyło pomyśleć, a odpowiedź sama do ciebie przychodziła.
Mężczyzna chrząknął i rozejrzał się jeszcze raz. Nie rozumiał tego miejsca. Ko­mu niby pot­rzeb­ny jest Bóg, który poz­wa­la ludziom za­gubić się aż tak bar­dzo, żeby po­pełniać sa­mobójstwa? I po co miałby is­tnieć diabeł, sko­ro Bóg jest właśnie ta­ki? Może w ogóle is­tnieje tyl­ko sza­tan, praw­dzi­wy bóg te­go piep­rzo­nego świata, a może nie ma ani bo­ga, ani diabła ani nic i wszys­cy modlą się do nicze­go, jak dzi­kie ple­miona, które od­dają cześć sa­molo­tom, po­nieważ uważają wiel­kie maszy­ny za bóstwa. Gil odetchnął po raz kolejny wlepiając swoje spojrzenie w towarzysza i szybko lustrując go wzrokiem od góry do dołu. -Preferuję pracować samemu. -  Mogło by się wydawać że kącik jego warg zadrgał, acz mogło być to po prostu zwykłe złudzenie.
Nagle poczuł, jakby coś delikatnie spływało jego po brodzie, a gdy jego jasne oczy skierowały się na ziemię drgnął lekko. Skąd tu krew? Domyślał się iż należała doń, jednak nie tłumaczyło to źródła jej pochodzenia. O ile się nie mylił to nie było mowy o żadnej dotkliwszej ranie, przeto z nikim nie walczył, a przynajmniej nie ostatnio. Przesunął butem po gruncie rozmazując i zasłaniając posokę. Prawą dłoń uniósł do góry wycierając strumyczek krwi, który pobrudził mu brodę i usta. Ciecz rozmazała się, jednak tym razem trzeba by się przypatrzeć by ją dostrzec. Nie zastanawiając się nad tym dłużej mężczyzna uniósł głowę ostatni raz przesuwając dłonią po kołnierzu czarnego płaszcza, a potem opuszczając ją na dół i opierając się o drzewo.
Potrzebował chwili by zastanowić się nad blondynem. Co mógł jednak stwierdzić, na pewno było z nim coś nie tak. I wcale nie zamierzał wytykać teraz rzeczy, których nie zauważyć czy które wskazują na przeciętność gatunku ludzkiego. Chłopak na pewno analizował każdą jego wypowiedź, nie wykluczone że zaraz po prostu się na niego rzuci. A wtedy możliwe że będą mieli podwójny pogrzeb. W końcu czego się nie robi żeby zaoszczędzić odrobinę pieniędzy. Może nawet trumnę im dadzą tą samą w końcu dlaczego nie? Gilbert aż wzdrygnął się na tą myśl, nie do końca przekonany do pogrzebów. Nigdy nie myślał że mógłby umrzeć - jego wysokie mniemanie o sobie samym sprawiało że 34-latek miał się za nieśmiertelnego poskramiacza smoków. Najlepsze jest to że nie był jedyny z tym poglądem. Znów się uśmiechnął - kąciki ust zadrgały delikatnie tańcząc, tak jakby nie były pewne czy unieść się wyżej czy opaść w dół. Ostatecznie opadły, a Gilbert zmrużył oczy.
Czy powinien być blondynowi wdzięczny? Zainteresował go. Może nawet Brook by się do tego przyznał, gdyby nie to że uważał wdzięczność za coś co nie ma znaczenia. To jedynie oczekiwanie kolejnych przysług.
Zawsze był spostrzegawczy i tym razem też mu coś nie umknęło. W odległości paru metrów mignął cień zwierzęcia. Wielkiego zwierzęcia o jasnych oczach świecących niczym latareczki. Mężczyzna zamrugał, jednak gdy spojrzał w to miejsce jeszcze raz stworzenie zniknęło. Nie możliwe. Wokoło nie było drzew, a krzyże były za małe by się za nimi schować. Czy... wyobraził to sobie? Nie. Nie. Nie. Nigdy sobie niczego nie wyobrażał. Nigdy się nie mylił. I w tym właśnie momencie jego ciało, niczym kołek przebiło dziwne uczucie. Gilbert odetchnął. Nie znał się na naturze. Na ludzkiej tym bardziej więc cokolwiek to było z pewnością nie zamierzało być przyjemne. Wstrząsnęło nim, choć Brook jak zwykle dość spokojny i zamyślony nie dał po sobie za dużo poznać. Mruknął coś pod nosem i ruchem rąk poprawił płaszcz. Żadnego zwierzęcia tam nie było.
Powrót do góry Go down
the civilian
Liam Murray
Liam Murray
https://panem.forumpl.net/t2788-liam-murray
https://panem.forumpl.net/t2790-liam-murray
Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka
Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyPon Sty 05, 2015 10:18 am

A rzekomy Gilbert nadal mu się przyglądał z istną ciekawością. I z takim samym zaciekawieniem wysłuchał tego, co blondyn pragnął mu przekazać. Liam mówił szybko, był bowiem przejęty tym, że rozgryzł mężczyznę. I niezwykle z tego powodu z siebie zadowolony. W końcu ten człowiek, który stanowił dla pana Murray istne niebezpieczeństwo, ponownie wydobył ze swojego wnętrza coś na kształt i podobieństwo śmiechu. Stop. To był na pewno śmiech. Ewidentnie. Dlatego Liam był coraz bardziej pewien swoich teorii w swej manii prześladowczej. Manii, zrodzonej w chorym umyśle.
-Nie bój się nie zabiję cię.
Jeżeli lekarz ma przeprowadzić na pacjencie – głównie tutaj chodzi o pacjentów nieletnich – bolesny zabieg bądź zastrzyk, mówi, by ten się nie bał, bo nie będzie bolało. I Liam zdawał sobie sprawę z tego, że to taka sama sytuacja. On tylko na to czeka, myślał blondyn. Ale był gotowy. Jeżeli jego zachowanie będzie nieco podejrzane, sam pierwszy wbije nóż w jego brzuch (w lewej tylnej kieszeni spodni trzyma scyzoryk). Będzie delektował się metalicznym zapachem czerwono krwistej cieczy, widokiem jak ta naznacza zieloną trawę cmentarza. Gilbert wymówił jeszcze kilka mało znaczących zdań, ale dla Liama nie były one pozbawione sensu. Żartował sobie, ale blondyn bynajmniej tak tego nie zrozumiał. Uznał, że człowiek ten, który w jego mniemaniu jest niebezpieczny, wymawia frazy bardzo ważne, bardzo realistyczne, prawdziwe. Bez krzty drwin.
- Czytać w twojej pamięci? Jestem geniuszem. Nie czarodziejem.
Teraz to Liam wybuchnął śmiechem. Niczym Kira w pewnej japońskiej animacji, Notes Śmierci albo coś w tym guście, chłopak już nie pamiętał tego zbyt dokładnie. Otworzył czym prędzej ponownie usta,z których wydobyły się następnie słowa:
- Sorrens, facet, ale chciałbyś być geniuszem, nie? Niespełnione marzenia z dzieciństwa? - uśmiechnął się pod nosem uśmiechem nikczemnym. - Słuchaj, jeżeli ktokolwiek jest tutaj geniuszem, to tylko ja. Liam Murray. Ale po co się przedstawiam, skoro znasz moją tożsamość? Sam nie wiem.
Następnie jego rozmówca wydobył z siebie wiele mało znaczących słów, składających się na monolog. Liam uznał oczywiście, że Gilbert mówi to wszystko po to, by zmylić jego czujność, a następnie zaatakować w chwili upojenia tą wypowiedzią, kiedy Liam nie będzie się tego spodziewał. Tak, rozgryzł go. I postanowił, że nie będzie się z tym krył. Chociaż po chwili to ostatnie poddał w wątpliwość, bo jeżeli powie mu, iż go rozgryzł, kto to wie, może niebezpieczny człowieczyna wymyśli inną taktykę? Taką, na jakiej blondyn już się nie pozna? Wszystko się może zdarzyć...
Teraz Rzekomy Pan Szpieg Gilbert (Liam, nawiasem mówiąc, był z tego zespołu wyrazów niezwykle zadowolony) chrząknął i tak jakby popadł w zadumę. Rozglądał się po zielonym terenie, urozmaiconym białymi krzyżami. Blondyn uważnie śledził każde jego posunięcie, każdy krok. Każde spojrzenie.
Następnie Gilbert wlepił ponownie spojrzenie z chłopaka, mówiąc, iż woli pracować samemu. I Liam wiedział już, że to kłamstwo, bo w takiej sytuacji szpiedzy po prostu kłamią, przekazują informację odwrotną do prawdziwych faktów.
Teraz zauważył, że ten cały Rzekomy Pan Szpieg Gilbert wpatruje się w jakiś punkt i tym punktem nie był bynajmniej pan Murray. Liam spojrzał w tamtą stronę, jednak zbyt późno, i nie widział zwierzęcia, które tam przebiegło. Liam od razu, jak to on, nabrał podejrzeń. To w sumie było do przewidzenia, nie? I był coraz bardziej przekonany co do swoich racji. Teraz uznał, że Gilbert wypatruje swoich wspólników, bo wiemy już, iż blondyn nie wierzył, że nowy znajomy (co oczywiście działało, w jego mniemaniu, w jedną stronę, bo Gilbert go zna, i to nad wyraz dobrze) działa w pojedynkę. Ponadto Liam zauważył dziwne zachowanie Gilberta. Otóż ten ostatni, poprawiając płaszcz, mruknął coś pod nosem, co nie zostało niezauważone przez pana Murray. I uznał, że ten po prostu komunikuje się ze swoimi towarzyszami. Telepatycznie.
- Ze mną nie wygrasz – odparł, trzymając prawą rękę na kieszeni, która nosiła w sobie scyzoryk. Liam był gotowy na wszystko. A tym bardziej na zadźganie tego typa. Typa, który ewidentnie mu zagraża.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gilbert Brook
Gilbert Brook
https://panem.forumpl.net/t3120-gilbert-brook-sie-buduje#48536
https://panem.forumpl.net/t3123-gilbert-brook
https://panem.forumpl.net/t3124-the-game-is-on
Wiek : 34 lata
Zawód : bezrobotny
Przy sobie : laptop, paczka papierosów i leki przeciwbólowe (6 tabletek)
Znaki szczególne : charakterystyczny kolor oczu

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyPon Sty 05, 2015 12:06 pm

Sytuacja zaczęła go coraz bardziej bawić. Oczywiście że mógł udawać iż zna blondyna, bo dlaczego nie? Kąciki jego warg delikatnie drgnęły w niemym rozbawieniu. Nie trwało to jednak długo bo zaraz znów nabrał nieco więcej powagi.
Zastanawia się. - szepnął w myślach sam do siebie analizując każdy, nawet najmniejszy ruch młodzieńca. -Akurat w dzieciństwie chciałem być piratem. Nie geniuszem. - odpowiedział spokojnie wzruszając ramionami i uśmiechając się w wyśmiewczy sposób, bo zdecydowanie zbyt szeroko. Skóra zmarszczyła się i podobnie jak poprzednim razem zaraz uśmiech zbladł, a Gil wrócił do swojej poważnej, nieco sztywniackiej postawy. -Geniuszem? Przypominasz raczej bezdomnego. - powtórzył unosząc brwi z niedowierzaniem. Był sam, a w okolicy nikogo kto mógłby go powstrzymać od kłótni, bójek i nadmiernego przechwalania się. Gilbert nie przyznałby się że brakuje mu takowej osoby - sam był zdecydowanie bardziej niebezpieczny.
Odetchnął, a jego klatka piersiowa spokojnie uniosła się do góry i na dół. Pociągnął nosem jeszcze raz rozglądając się i nawet nie próbując być przy tym dyskretny. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć jego spojrzenie przykuła postawa chłopaka. -Liam Murray. - powtórzył przenosząc ciężar na palce po czym znów na pięty. -Nudy.
Mimo swojej dość specyficznej natury, rzadko kiedy przegapiał choćby najmniejszy element czyjegoś zachowania lub otoczenia. Szczegóły były dla niego jedną z najbardziej istotnych rzeczy, więc nie trudno było zauważyć jak blondyn kładzie rękę na wyraźnie wybrzuszonej kieszeni. Gil nawet nie drgnął, stanął prościej i spojrzał na Liama. Gil miał spore niebiesko-zielone oczy usytuowane mniej więcej po środku twarzy o ostrych rysach i wyraźnych kościach policzkowych. Przeleciał przez nie dziwny błysk. Trzeba było kupić nożyk i nauczyć się tańczyć breakdance'a ... jak inaczej miał zdobyć uznanie ulicznego gangu?
-Czyżby? Zdajesz sobie sprawę że jak mnie dźgniesz, wszyscy... - rozejrzał się dookoła starając się dać Liamowi na tą scenę nieco lepszy wgląd. -Którzy tu stoją są w gotowości żeby cię zabić? - dodał mrużąc oczy i sprawiając przy tym wrażenie naprawdę zaufanego. Wokoło oczywiście nie było ani snajperów, ani ludzi którzy rzekomo powinni chronić mężczyznę. Przy tym jednym zdaniu nie kłamał: pracował sam. Nie miał przyjaciół, ani ludzi, którzy jedynie by mu przeszkadzali. Nie ma na świecie nikogo kto dorównałby mu geniuszem. -Zanim ten dzień się skończy. - zaśmiał się przesuwając nogą po ziemi w miejscu gdzie jeszcze niedawno skapnęła jego krew.
Zgrywał się. Uwielbiał to robić.
Powrót do góry Go down
the civilian
Liam Murray
Liam Murray
https://panem.forumpl.net/t2788-liam-murray
https://panem.forumpl.net/t2790-liam-murray
Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka
Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptySro Sty 07, 2015 10:04 pm

Liam przestał zwracać uwagę na jego słowa. A przynajmniej udawał, że zaprzestał tej czynności. Czuł się coraz bardziej zagrożony. Z każdą minutą, a nawet narastającą sekundą czy też jej ułamkiem jego poczucie ewidentnego zagrożenia wzmagało się, rosło wręcz w swej sile.
Nadal ściskał za kieszeń spodni, jakby gotów w każdej chwili zaszlachtować powstałe, potencjalne, zagrożenie dla jego osoby. Tak. To, w mniemaniu tego młodszego było jedyne wyjście. Nie rozumiał, że życie to skarb, którego nie należy żałować – a tym bardziej odbierać – nawet największemu wrogowi. Nawet, jeżeli ten wróg jest wielkim niebezpieczeństwem dla osoby, która decyduje się na ten a jakże rozpaczliwy gest zabicia.
Życie ludzkie nie było, nie jest i zapewne już nigdy nie będzie miało dla niego znaczenia. Uważał, że on i tylko on ma ten przywilej, którego kwintesencja zawiera się ww fakcie, iż tylko on, wielki geniusz i bohater, ma prawo istnieć na tym globie.
Z  każdym słowem, gestem nieprzyjaciela, Liam coraz bardziej wierzył w swoje teorie. Mimo, że te teorie od początku miały dla chłopaka stuprocentową wartość.
Już nie zważał zbytniej uwagi na to, co on mówi. Mimo, że chora część jego mózgu podpowiadała mu, że ten powinien zdawać sobie spraw ęz tego, co ten drugi robi. W tym przypadku chodzi o mówienie. Jednak, na przekór swoim głosom, nie zważał na to, co Gilbert mu prawi. Tak, Gilbert – Liam uznał, że mimo wszystko będzie go tak nazywać, skoro nie zna tak naprawdę jego realnego nazwiska. Bo wiedział już, że ten skrywa swą prawdziwą tożsamość.
- Przypominasz raczej bezdomnego. 
Kurde... pomyślał. Skoro ten kojarzy go z kimś bezdomnym, no to... cóż, chyba pomylił osoby! On miał mieszkanie, a nawet bardzo ładne mieszkanie.
Chciał w to powyższe uwierzyć. Jednak już po chwili poczuł szybkie palpitacje serca z tego względu, że Gilbert po prostu rozpoczynał jakąś grę? Kto to wie? Teraz Liam zląkł się, i to nie na żarty. Nowa taktyka? Zapewne będzie gorsza. Bo na tamtej zdołał się poznać, a że jego wróg po prostu potrafi czytać w myślach – na przekór temu, co na ten temat Gilbert rzekł wcześniej – i wie, że ten wie.
Liam zauważył wzrok swojego towarzysza. Ten najwidoczniej zatrzymał się na wybrzuszeniu  Blondyn zląkł się, bo ten ewidentnie zrozumiał, co się święci. I uznał tym samym, że to, iź chce go zabić, a przynajmniej poważnie uszkodzić ciało by jego właściciel nie mógł dojść nawet kilka metrów bez niczyjej pomocy. I Murray już wiedział. Wtedy ucieknie, pozostawiając go samego. Ot, żeby wykrwawił się na śmierć.
Dlaczego w takim razie nie obawiał się wspólników? Sprawa jest prosta. Po prostu uznał, że działa w pojedynkę z tego względu, iż tacy ludzie jak Gilbert kłamią. Zawsze. Wszyscy kłamią... – przypomniał mu się pewien średniowieczny serial, opowiadający o dziwnym, ale genialnym lekarzu. Ten serial nazywał się... chyba dom. Albo mieszkanie.Nie pamiętał, kompletnie nie pamiętał. Ale to nie było teraz aż tak ważne. Bardziej istotnym nazwiemy to, że Liam, trzymając wciąż rękę na kieszeni z ostrym przedmiotem, nie wiedział, co robić. Schizofreniczne glosy – było ich dwa i każdy, siedząc na jednym ramieniu – kłóciły się ze sobą niezwykle szybko, głośno i intensywnie, powodując zamęt w jego umyśle. No ale już przyzwyczaił się do tego stanu i nawet wtedy potrafi racjonalnie myśleć, kojarzyć fakty. Fakty, przetworzone filtrem jego szaleństwa i bezkresnej niepoczytalności.
Liam nazwał te głosy imionami ludzkimi. Głos zły to Hazel, dobry zaś – Michael.
Niestety, tym razem nie Michael wziął nad nim kontrolę.
Wyciągnął ostrze i...
Dźgnął postać jego zagrożenia w brzuch. Ten krzyknął przeraźliwie, że nawet najbardziej zatwardziała istota ludzka przejęła się tym pełnym bólu okrzykiem.
Liam delektował się, obserwując krople czerwono krwistej ciecz. Spływały swoją gęstością po nogach zranionego, by następnie rozlać się na intensywnie zielonym trawniku cmentarnym.
Patrzył tak i się śmiał, jak jego ofiara chyba powoli zaczyna tracić przytomność i czucie w nogach, co jest naturalną koleją rzeczy. Blondyn uwielbiał przyglądać się cierpieniu. Taka jego natura, ot co.
Trwał w tej upajającej chwili do czasu, gdy...
Usłyszał kogoś. Jego ciałem przebiegł wstrząs. Chciał uciec, jednak nogi miał jakby przyklejone do podłoża, nie mógł się więc ukryć, ani tym bardziej zrobić to pierwsze...
Wiatr ustał.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gilbert Brook
Gilbert Brook
https://panem.forumpl.net/t3120-gilbert-brook-sie-buduje#48536
https://panem.forumpl.net/t3123-gilbert-brook
https://panem.forumpl.net/t3124-the-game-is-on
Wiek : 34 lata
Zawód : bezrobotny
Przy sobie : laptop, paczka papierosów i leki przeciwbólowe (6 tabletek)
Znaki szczególne : charakterystyczny kolor oczu

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptySro Sty 07, 2015 10:52 pm

Obserwował chłopaka, ale nie przeleciał go nawet najmniejszy dreszcz lęku. Nie sądził że ten, raczej lekkiej budowy, strachliwy blondyn da radę go uszkodzić czy nawet zabić. Gilbert tysiące razy wymykał się z rąk śmierci lub ryzykował życie tylko dlatego by udowodnić komuś że jest inteligentny. Wymądrzał się, nie miał rodziny, ani przyjaciół którzy mogli by go powstrzymywać przed ciągłym popisywaniem się. Dlatego nikt go nie słuchał. I właśnie z takiej zadumy wyrwał się w idealnym momencie by złapać spojrzenie blondyna. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale właśnie w tej chwili ten dźgnął go nożem. Z ust mężczyzny dobyło się ciche tchnienie, a on sam spuścił głowę w dół spoglądając na swoje ciało. Na jasnej, białej koszuli, wystającej spod czarnego płaszcza pojawiła się niewielka czerwonka plamka, z której zaraz zaczął wylewać się dość obfity strumień krwi. Gilbert zachwiał się lekko.
Myśl. Myśl. Myśl.
Nie mógł umrzeć, musiał się zastanowić dopóki nie zemdleje. Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa.
Musisz zadecydować. W przód czy w tył'? Pomyśl. Dźgnął cię w brzuch. Przewracając się do przodu zwiększysz nacisk na ranę. Wykrwawisz się. - umysł zaczął pracować na wyższych obrotach. -Upadnij do tyłu. - mówił sam do siebie, ale nagle nie tylko nogi, lecz również reszta ciała zaczynała być niepodatna na bodźce. Upadnij do tyłu! Postać 30-latka znów się zachwiała, w końcu opierając swój ciężar na piętach.
Gil uderzył plecami o grunt, nagle wpadając w panikę. Krzyknął otwierając oczy i rozglądając się dookoła.
-Uspokój się. To normalna część procesu. Musisz się uspokoić. Pomyśl o czymś co cię uspokaja.
Zamknął oczy starając się przywołać scenę, zmniejszającą jego, coraz bardziej narastającą panikę. I nagle obraz zniknął. Nie było śniegu. Nie było Liama. Nie było drzewa ani cmentarza. Stał w korytarzu rozglądając się dookoła. Nagle wokoło rozległo się szczekanie, a w jego stronę zaczął biec szczupły, rudy pies. Kąciki ust mężczyzny uniosły się nieznacznie do góry. Kucnął klepiąc rękami w kolana i wołając czworonoga. Gdy seter dobiegł omal nie przewrócił Gila, liżąc go po twarzy i merdając wesoło ogonem.
- Teraz mnie też chcą uśpić. Nieprzyjemne uczucie, prawda? - szepnął do zwierzaka w momencie gdy ten zniknął. Mężczyzna powrócił do rzeczywistości oddychając spokojnie. Szok wywołany przez ranę ustał. Przez chwilę dorosły znów czuł śnieg przemakający przez płaszcz i koszulę. Czuł ciepłą krew spływającą mu po brzuchu i nogach.
Kontroluj ból.
Myśl pojawiła się ułamek sekundy przed tym jak całym ciałem Gilberta wstrząsnęły konwulsje. Mężczyzna zacisnął zęby, przy czym jego, i tak już ostre kości policzkowe, uwydatniły się. Krzyknął głośno zaciskając zęby i oczy.
Kontroluj ból.
Starał się oddychać rytmicznie i znów przypomnieć sobie psa, który był jednym z wielu jego słabych punktów. Ale rudy czworonóg zniknął. Pozostał tylko ból. Człowiek szamotał się, przesuwając rękami po śniegu starając się złapać coś co ujarzmiłoby cierpienie. Jego brzuch i klatka piersiowa unosiły się do góry i do dołu powiększając krwawienie. Przez chwilę przeleciało mu przez głowę że i tak nikt nie będzie za nim tęsknił. Zamknął oczy starając sobie przypomnieć parę osób na których tak naprawdę mu zależało.
Wśród dziwnego obłoczku wyłoniła się zupełnie do niego niepodobna, a przecież tak blisko spokrewniona postać. Nigdy tego nie okazywali, a ich braterska więź opierała się na dziwnych relacjach, a jednak. Gilbert tego nie dostrzegał, ale starszy brat dbał o niego. Dbał o niego jak był w rebelii i dba o niego teraz. Mimo to nadal trudno mu było sobie wyobrazić jak za nim tęskni. Ba, nie przyszedłby nawet na pogrzeb!
Jesteś nudny. - postać brata zniknęła. -Jesteś głupi. - głos odezwał się jeszcze raz niemal szumiąc w uszach. -Umierasz.
Ciało mężczyzny opadło, a mięśnie się rozluźniły.
-Byłbym bardzo nieatrakcyjnym trupem. - pomyślał jakby w odpowiedzi do samego siebie.
Byłbym bardzo nieatrakcyjnym...
Byłbym bardzo...
Byłbym...
Brook powoli zaczął odpływać, tracąc coraz więcej krwi, choć mając jakieś szanse na przeżycie. O ile ktokolwiek ich zauważył lub usłyszał mógł wezwać karetkę, a wtedy on Gil przeżyje. Jedyne o czym marzył to substancja przeciwbólowa.
On cię potrzebuje, Gil. - ta myśl na chwilę wyrwała go z objęć śmierci. Stracił przytomność.
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyPią Sty 09, 2015 12:35 pm

Codzienny obchód cmentarza był obowiązkiem Robina, starszego dozorcy, który nigdy nie słynął z sumienności. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem, z powodu ulewy mężczyzna postanowił odpuścić sobie poranny spacer pomiędzy pomnikami. Zamiast tego zaszył się w swojej kanciapie, zlokalizowanej na obrzeżach cmentarza, niedaleko południowej bramy. Tutaj mógł w spokoju przyglądać się ekranom minitoringu, a tak przynajmniej to sobie wmawiał, bo w chwili obecnej ustawiał właśnie pasjansa, a sytuacja na cmentarzu nie interesowała go ani trochę. Głowę odwrócił zupełnym przypadkiem, sfrustrowany niepomyślnym ułożeniem kart i dopiero wtedy zauważył, że obszar, który powinien nadzorować, nie był wcale pusty. Bez trudu zauważył dwóch mężczyzn, stojących obok siebie, ale nie zwróciłby na nich większej uwagi, gdyby nie fakt, że jeden z nich właśnie niebezpiecznie zbliżył się do drugiego i... dźgnął go w brzuch jakimś niewielkim nożykiem.
Robin podskoczył na swoim krześle i natychmiast sięgnął po telefon, usiłując wezwać Strażników Pokoju. Obserwując, jak wyższy z mężczyzn upada na ziemię, czuł coraz większe zdenerwowanie - nie wiedział przecież, jak udzielić pierwszej pomocy. Cóż miał robić? Udawać, że niczego nie widział i wykasować nagranie z kamery? Chociaż pomyślał o tym przez chwilę, w końcu uczciwość wygrała - zadzwonił również po pogotowie, sięgnął po paralizator i wybiegł ze swojej kanciapy, pędząc w miejsce przestępstwa.
- Stój, stój! - krzyknął do napastnika, choć ten przecież wcale nie uciekał i najwyraźniej nie miał nawet zamiaru.
Obserwując go kątem oka, Robin pochylił się nad Gilbertem i zbadał puls, a gdy udało mu się go wyczuć, odetchnął tak głęboko, jak gdyby właśnie uratował mężczyźnie życie.
- Karetka zaraz tu będzie - zapewnił, choć nie miał pewności, że ktokolwiek go zrozumiał. Słowem nie wspomniał o Strażnikach, a rękę zacisnął mocniej na paralizatorze, w razie gdyby blondyn chciał zaatakować również jego.


| Liam ma jeszcze szanse na reakcję, Strażnicy Pokoju przybędą w następnym poście Mistrza Gry.
Proszę o uzupełnienie pola "Przy sobie".
I chciałam zauważyć, że we wrześniu trudno o śnieg, opis pogody znajduje się w ogłoszeniu i tutaj.
Powrót do góry Go down
the civilian
Liam Murray
Liam Murray
https://panem.forumpl.net/t2788-liam-murray
https://panem.forumpl.net/t2790-liam-murray
Przy sobie : paczka papierosów, scyzoryk wielofunkcyjny, zapalniczka
Znaki szczególne : Pocięte żyletkami ręce

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyPią Sty 09, 2015 1:49 pm

Liam był prze szczęśliwy. Upajał się widokiem krwi, która kwitła swą intensywną, ciemną czerwienią na brzuchu jego potencjalnego zagrożenia. Widział, jak plama rozszerza się, staje się coraz większa. Uśmiechnął się pod nosem widząc, jak rzekomy Gilbert cierpi. Bardzo cierpi. Przeżywa męki i katusze i Liam miał nadzieję, że jego wróg odczuwa dyskomfort nie tylko fizyczny. Psychiczny również, bo miał nadzieję, iż jego duma ucierpiała, a plany starszego (ale nie starego) mężczyzny wobec tego drugiego zostały unicestwione. Spełzły na niczym i Liam odetchnął z niewyobrażalną ulgą.
Kiedy tak patrzył, jak krew rozlewa się po jego nogach, by następnie ubrudzić zieleń trawnika cmentarnego, usłyszał, jak ktoś idzie... stop, biegnie. Prosto w ich kierunku. Liam zadrżał. Został złapany na gorącym uczynku!
- Stój, stój!
Zobaczył tego, który wykrzyknął powyższe słowa. Był to mężczyzna, na którego obliczu ukazały się różne emocje. Głównym uczuciem był strach. Ale Liam bynajmniej nie upajał się tym strachem. Chciał uciec, ale nogi miał jakby przyklejone do zielonego podłoża, nie mógł więc się ulotnić. W sumie, gdzie mógł uciec? Najbliższy teren nie był zdobny w żadne drzewo czy krzew. Nic, przed czym mógłby się schować. Gdyby nawet odbiegł, powstałe zagrożenie na pewno by go dopadło mimo że blondyn potrafił szybko biegać. Coś tak czuł. Przeczucie, ot co.
Kiedy był bezradny, i stał tak w tej pełnej bezradności chwili, przyjrzał się, jak mężczyzna pochyla się nad ofiarą. Mierzył mu puls. I Liam zrozumiał. Pojął, że to wspólnik Gilberta (co nie było oczywiście prawdą), który wzdycha z ulgą. Zrozumiał, że jeszcze żyje. Zmartwił się Uratuje mu życie, a potem znów wspólnie podejmą kroki ku temu, by zniszczyć Liama. W każdym znaczeniu tego słowa. Podejmą nowatorskie kroki, by zmylić jego czujność. Tak, wiedział to, był tego w stu procentach pewien. Rozgryzłem ich, pomyślał z dumą, ale już po chwili wzniosłość jego stanu przeminęła.
- Karetka zaraz tu będzie  - powiedział przybyły mężczyzna. Liam nie wiedział, co powiedzieć. Był w szoku, nie tego się spodziewał. Uznał, że powie coś w stylu „już nie umkniesz mi, Liamie Murray. A nawet nam, bo on przeżyje. Jestem tego w stu procentach pewien. Kiedy już go uratują, weźmiemy się za ciebie. I to jeszcze jak!”
Obserwował przybyłego mężczyznę, nie skupiając jednak swojej uwagi na jego wyglądzie. Wysilił się, oczyścił umysł i... próbował wniknąć w jego umysł. Bo skoro Oni to umieją, to czemu miałoby i jemu to się nie udać? Westchnął zrezygnowany, przygnieciony świadomością własnej porażki. Uznał, że Oni po prostu muszą mieć jakieś paranormalne zdolności. Umiejętności, których Murray nie jest w stanie zrozumieć, okiełznać. Poczuł, że jego bezpieczeństwo zawisło na włosku. Czuł, że zadźganie tego typa było jego wielkim błędem, a może nawet największym podczas jego dotychczasowego życia? Teraz, kiedy próbując go zabić, podburzył złość Ich Wszystkich. Przecież mogą stracić swojego człowieka! Swego kompana, który tak świetnie grał przez Liamem. Który tak pięknie kłamał. Cóż, ze świecą szukać takiego drugiego. To nawet, można by pomyśleć, niewykonalne... No, chyba że na innym świecie, a nawet Wszechświecie... ale nie na Ziemi. Zdecydowanie. W jakiejś innej czasoprzestrzeni, gdzie są inne prawa fizyki – owszem. Może tak być.
Teraz uznał, że jeszcze nic straconego! Jeżeli unicestwi też tego „nowego” typa... to może uda mu się uciec od odpowiedzialności, od zagrożenia? Zagrożenia, które rosło, przybierało w swej sile. Ale... w tej chwili powstrzymał się, widząc, jak ten dzierży w dłoni paralizator. Liam doskonale wiedział, co to za przyrząd. Mimo, że jeszcze nigdy nie miał z nim kontaktu, ani nie widział na oczy. Wiedział, tak po prostu. I nie wiedział, skąd. Jednak dopuszczał do możliwości to, że obcował, żyjąc w innym ciele, czego oczywiście nie pamiętał. Bo trzeba tutaj wspomnieć, że Liam wierzył w reinkarnację, prawie ta samo, jak w swoje domniemanie niebezpieczeństwo.
Postanowił, że odezwie się. Wypuści z krtani dźwięki, które złożą się na słowa. I jak pomyślał, tak zrobił, bo... co ma jeszcze do stracenia? I tak już Koniec jest bliski. I miał nadzieję, że ów Koniec nadejdzie szybko i bezboleśnie. Bo chciał umrzeć, to fakt, ale nie chciał, by Oni się nad nim znęcali, a w co Liam szczerze wierzył.
- Słuchaj, koleś. Rozgryzłem was. Was obu, wiem, co knujecie. I, doprawdy, nie powiedzie się wam to!
Spojrzał śmiało w oczy nowo przybyłego, odczytując z nich różnorakie czucia. Ani śladu sprytu, tylko monumentalny strach. Liam nie wiedział, skąd się wziął...
Przecież on jest silniejszy ode mnie!
Zwłaszcza, że ma własną drużynę, a blondyn był sam...
Samiutki na palec na tym destrukcyjnym świecie, gdzie nie brak bezsensownych żywotów. Nie ukrywał też przed samym sobą, że jego egzystencja do bezsensownych nie należy.
Powrót do góry Go down
the civilian
Gilbert Brook
Gilbert Brook
https://panem.forumpl.net/t3120-gilbert-brook-sie-buduje#48536
https://panem.forumpl.net/t3123-gilbert-brook
https://panem.forumpl.net/t3124-the-game-is-on
Wiek : 34 lata
Zawód : bezrobotny
Przy sobie : laptop, paczka papierosów i leki przeciwbólowe (6 tabletek)
Znaki szczególne : charakterystyczny kolor oczu

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptyPią Sty 09, 2015 7:07 pm

/cały czas zapominam że jest wrzesień, a nie styczeń, wybaczcie Cmentarz - Page 2 2735185335/

Trudno określać co się dzieje z kimś kto traci przytomność. Może przed oczami pojawiają się wspomnienia? Marzenia? Sytuacje, które nigdy się nie zdarzyły? A może po prostu nie ma n i c. Powinno mu się podobać - choć raz może odpocząć, bo nikt nie zawraca mu głowy. Mimo to na jego twarzy nie pojawił się nawet najmniejszy uśmiech. Odpłynął i choć ciałem był na cmentarzu, jego dusza znajdowała się daleko.

Stał w białym pokoju - zupełnie białym. Wręcz trudno było odróżnić ściany od podłogi. Odetchnął lekko spoglądając na swoją równie śnieżną koszulę. Usłyszał strzał unosząc wzrok do góry. Nóż uderzył go w klatkę piersiową odpychając ciało do tyłu i powodując zachwianie się. Drgnął gotowy na upadek, ból, strach... Lecz nic się nie stało. Był dziwnie spokojny, a wokoło panowała dziewicza cisza. Złapał ręką za rączkę nożyka i pociągnął do siebie. Niemal tego nie odczuł, ale wcale nie to okazało się dziwne - na broni nie było krwi. Sztylecik błyszczał jakby ktoś przed chwilą go wypolerował. Gilbert upuścił go na ziemię cofając się o krok i zerkając na swoją klatkę piersiową. Na koszuli pojawiła się czerwona plamka, ale nic poza tym. Znów się obrócił zdekoncentrowany.
- Kim jesteś? - rozległ się głos niesiony echem po pomieszczeniu.
- A jak myślisz? - odpowiedział momentalnie sztywniejąc. Znów zmienił się w ten cholerny kamień.
Wokoło rozległ się niezadowolony pomruk.
- Nie słuchaj mnie, zapomnij. Jestem w szoku - Gil odezwał się ponownie. Nagle drgnął ruszając w drugą stronę. Zanim ruszył myślał że pokój jest mały, ale okazało się że się mylił. Pomieszczenie mogło nawet mierzyć parę kilometrów.
- Dokąd idziesz? - odezwał się głos, w którym mężczyzna wyczuł nutkę zaciekawienia. Uśmiechnął się leciutko.
- Chcę z tobą porozmawiać - nieznana osoba, znów zaczęła, ale 34-latek nawet się nie zatrzymał.
- Powiedziałem; nie słuchaj mnie. Przeżyłem szok. - odparł nagle uderzając o ścianę. Upadł na ziemię uderzając o podłogę i powoli tracąc przytomność. Mrugnął parę razy, ale obraz wyglądał jakby nie był pewien czy chce zniknąć czy pozostać. Na parę sekund zauważył czyjąś twarz - dorosłą, ale zupełnie nie znaną. Wokoło rozległ się hałas, ale wszystko to zaraz przykryła biała mgiełka.
Gilbert poczuł że ma problemy z oddychaniem, więc jego oddech przyśpieszył i stał się nieco chaotyczny. Przez mgłę, którą sobie wyobraził? Czy może było to tylko odwzorowanie tego co działo się naprawdę? W końcu tracił coraz więcej krwi.
- Pamiętaj, nie mądrz się. Krótko i na temat. - głos znów się odezwał, ale dorosły zamknął oczy próbując go ignorować.
- Dlaczego? Przecież jestem bystry. - szepnął cicho.
- Bystry tak. Powinieneś być bystry, ale nie zarozumiały.
- Będę sobą. - zadecydował.
- Czy ty mnie słuchasz?! - głos nieznajomego zadudnił w głowie Gila powodując ostry ból głowy.
Plastry nikotynowe. Pomagają w myśleniu! - mężczyzna nagle wstał, a jego ton wyraźnie sugerował by ktoś dał mu te właśnie rzeczy.
- Ale można oddychać. - ten sam spokojny głos rozległ się wokoło. Mężczyzna przewrócił oczami.
- Co tam oddychanie. Nudy.


Wracając do spraw, które działy się na prawdę; pomimo iż był wrzesień deszcz, który wcześniej jedynie kropił wzmocnił się. Gilbert wciągnął mocno powietrze, jednak nadal pozostając pozbawiony przytomności. Jeżeli ktokolwiek o większych kwalifikacjach nie zjawi się tutaj w najbliższym czasie mężczyzna po prostu umrze. Ciekawe czy w grobie, też wszyscy będą mu przeszkadzać?
Powrót do góry Go down
the odds
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zawód : Troublemaker
Znaki szczególne : avatar © laura makabresku

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 EmptySob Sty 10, 2015 12:28 pm

Nie minęło dużo czasu, a na terenie cmentarza pojawili się Strażnicy Pokoju, wezwani wcześniej przez Robina. Dozorca wciąż czuwał przy zemdlonym Gilbercie, jednym okiem obserwując także Liama. Dziwił się bardzo, że napastnik nie zdecydował się na ucieczkę, nie mógł przecież przestraszyć się jednego, małego paralizatora tuż po tym, jak niemalże zadźgał innego mężczyznę. Jednak nie było już czasu na gdybania. Strażnicy zauważyli Murraya i celując do niego z pistoletów, podeszli bliżej i bardzo szybko obezwładnili - wytrącony mu z ręki scyzoryk na pewno posłuży jako dowód w całej sprawie.
Chwilę później na miejscu pojawiła się karetka, a sanitariusze natychmiast rzucili się na pomoc Gilbertowi. Szybko ocenili jego stan jako bardzo poważny, nie było więc czasu do stracenia. Ułożyli rannego na noszach i czym prędzej ruszyli z powrotem do karetki.
W międzyczasie jeden ze Strażników wysłuchał dozorcy, który miał przecież trochę do powiedzenia w całej sprawie. Wina Liama była bezsprzeczna, ale zachowanie chłopaka budziło wątpliwości, mężczyźni zdecydowali się więc zabrać go na posterunek i przesłuchać, zanim podejmą jakiekolwiek inne kroki. Chwilę po tym, jak wszyscy znaleźli się w radiowozie, dotychczasowa mżawka zamieniła się w prawdziwą ulewę.


Liam, zapraszam do sali przesłuchań. Pokój jest pusty, czekasz na śledczego, a na rękach masz kajdanki.
Gilbert, trafiłeś do szpitala. Straciłeś dużo krwi, musiałeś przejść skomplikowaną operację, ale żyjesz. Wybudzasz się powoli, znajdując się na sali pooperacyjnej.


zt x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content

Cmentarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 2 Empty

Powrót do góry Go down
 

Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Stary cmentarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Kapitol :: Centrum-