|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 19 Zawód : Kelner w 'Well-born' i student Przy sobie : medalik z ampułką cyjanku, zapalniczka, broń palna, zezwolenie na posiadanie broni, paczka papierosów, nóż ceramiczny Znaki szczególne : piegipiegipiegi Obrażenia : Złamane serce i nadszarpnięte zaufanie
| Temat: Park przy szpitalu Pią Maj 03, 2013 6:22 pm | |
| First topic message reminder :
Położony bezpośrednio przy szpitalu, malowniczy park jest ulubionym miejscem spacerowym dla pacjentów i odwiedzających ich krewnych. Nieduży, ale za to pięknie urządzony i zadbany, wyposażony został w ławeczki, staw i altankę. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sro Wrz 18, 2013 8:04 pm | |
| Przepraaaaaszam, ogólny nieogar i dół mnie dopadł. ;_; – Uważaj, bo się w tobie zakocham. Prychnęła i przewróciła oczami. Była kiedyś zakochana, nawet nie raz. W niej także podkochiwali się chłopcy, ale ostatnimi czasy spędzała raczej samotniczy żywot, jednak nie bez miłych wyskoków. Jak dzisiejszy. Drobny, ale przyjemny. Czasami czas potrafi pędzić jak szalony, nie zważając na nic i na nikogo. Potrafi również wlec się w nieskończoność, jak podczas długiego przemówienia, zebrania, wykładu lub dłużących się godzin w pracy. Istnieje także trzecia forma, a mianowicie uczucie zatrzymania. Zupełnie jakby wskazówki zegarka nagle stanęły w miejscu, świat przerwał na moment swój cykl, żeby pozwolić pewnej dwójce ludzi na odrobinę rozrywki. Ewentualnie na złapanie równowagi, bo Rufus raczej nie był przyzwyczajony do noszenia średniego wzrostu dziewcząt z ranami postrzałowymi. Cóż, człowiek uczy się całe życie. - Nie sądzę, żeby to było niebezpieczne - zaśmiała się, kiedy zdecydowanie za szybko znalazła się na rękach Rufusa. Nie zdążyła nawet zaprotestować. W jej naturze leżała samowystarczalność, a wiszenie metr nad ziemią znacznie ją ograniczało. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie dosyć miłego spotkania z Fransem. Bądź co bądź, nie byli wrogami. - Z widzenia. No i spędziłam noc w jego łóżku po tym, jak ratowałam go z gorączki, więc ma u mnie dług - powiedziała szybko, po czym zaczęła uważnie badać wyraz twarzy Rufusa. Zaśmiała się głośno po czym położyła mu głowę na ramieniu. - W pełni ubrana, padłam przewieszona przez rękę na biurku, bo byłam wykończona. Ale nocleg w Violatorze mam na swoim koncie. Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać - dodała, poprawiając sobie płaszcz. Dopiero teraz zauważyła, że dwa dolne guziki zniknęły. Musiały się urwać przez te wszystkie "wojaże". |
| | | Wiek : 24 lata Zawód : pianista i kompozytor.
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sro Wrz 18, 2013 9:29 pm | |
| Nie ma sprawy, wierz mi... Szczególnie że łącze się z Tobą w bólu. Chryste, przytuliłabym Cię.
Kamień z serca, że nie wzięła moich słów na poważnie. Sytuacja mogłaby być skomplikowana jak gra Etiudy rewolucyjnej, która wymaga sporych umiejętności technicznych. Przywykłem do swej samotności będącej jak długa monotonna melodia, która interesująca staje się tylko dzięki pojedynczym, zaskakującym nutom przerywającym nudę. Idąc tym tropem, mógłbym napisać symfonię o swoim życiu towarzyskim. Podejrzewam, że podbiłby serca milionów. Proszę, nie niszcz moich wyobrażeń, ja naprawdę w to wierzę. To tylko połowa moich możliwości.
- Spokojnie, mademoiselle, panuję nad sytuacją! Ewentualnie cię puszczę. Ooops! - W ramach prostego żartu udałem, że ją puszczam. Oczywiście - nie zrobiłem tego. Na Boga, mam jeszcze trochę rozumu! Uśmiechnąłem się jakże uroczo. Lophia nie należała do tej uciążliwej grupy dziewcząt, które miałyby się o to dąsać i chwała Bogu.
Wysłuchałem jej odpowiedzi i zmarszczyłem czoło. Przyznaję, że poczułem ukłucie gdzieś w okolicach serca. Chyba nie mogłem znieść myśli, że mogło coś zajść między nią, a tym chamskim zboczeńcem, który owym zboczeniem przewyższał nawet mnie. Powstrzymanie się od nieprzyjemnego komentarza było nie lada wyczynem. Musiałem wręcz ugryźć się w język. Nie wiem jaką miałem minę, ale podejrzewam, że była ona dosyć nieprzyjazna.
- Dzięki Bogu, że nic między wami nie było, choć to nie moja sprawa. Nie chciałbym tego. - powiedziałem szczerze i nie sprawiło mi to większego problemu. Chyba mi się nie dziwisz - miałem powody by darzyć tego człowieka niemal skrajną pogardą. Wymagał ode gorszych zberezeństw niż ja od kogokolwiek i kiedykolwiek! - To łajdak. - dodałem i ponownie poprawiłem ją sobie w ramionach. Nikt nie chciał by mimo wszystko spadła mi i łupnęła głową w ziemię z mocą uderzenia w kotły. Zaraz potem ruszyłem w kierunku szpitala z nadzieją, że moje ręce zniosą to brzemię i zechcą współpracować.
(chyba zt, hm?) |
| | | Wiek : 22 Zawód : Sprzedawczyni, samozwańczy lekarz, zastępca szefa Kolczatki Przy sobie : Dokumenty, paczka papierosów, zapalniczka, broń, telefon komórkowy Znaki szczególne : ukryte pod bransoletkami blizny na nadgarstkach
| Temat: Re: Park przy szpitalu Czw Wrz 19, 2013 11:43 am | |
| - Pociągnę cię za sobą, jeśli mnie upuścisz - zagroziła, mocniej obejmując go za szyję. Ci jak co, ale na pewno nie zamierzała wylądować na zamrożonym chodniku na czterech literach. Wystaczył jej jeden bandaż na ciele. Zmierzyła Rufusa wzrokiem po raz kolejny. Nie wyglądał na zadowolonego z jej znajomości, ale cóż, nie mogła podporządkować się każdemu. Prawda? Miała swój rozum. Inna sprawa, że czasem go wyłączała, polegając tylko i wyłącznie na przeczuciach. Na szczęście intuicja rzadko ją zawodziła. Inaczej byłaby już dawno martwa, zakopana kilka metrów pod powierzchnią ziemi. Przejął się, może ledwo zauważalnie, ale nie byłby zadowolony, gdyby nie wyjaśniła sytuacji. Jasne, ona też by się wkurzyła, gdyby doszło do czegoś więcej między Fransem a Rufusem! Niedoczekanie. - Może i łajdak, ale potrzebował pomocy - powiedziała cicho. Wiedziała, czym był Violator, co tam się działo. Co więcej, była świadoma, że mieszka tam też Sonea, co gorsza, z Mathiasem. Ta sytuacja zdecydowanie jej się nie podobała. Najbardziej martwiła się o Son, która mogła zostać zdemaskowana w każdej chwili i zapłacić za to ciężkim uszkodzeniem ciała, a może nawet śmiercią. Lo wiedziała, jak trudne jest prowadzenie podwójnego życia. Zwłaszcza w Kapitolu. - Na tym to polega. Kiedy coś zaczyna się walić, nie zważamy na to, do kogo pójdziemy po pomoc - dodała, przypominając sobie moment, w którym zginął Andree i kiedy pozwoliła pocieszyć się Frobisherowi. Życie weryfikowało wszystkie zasady. Moralne, niemoralne. Wszystko mieszało się ze sobą, powstawał nowy kodeks społeczny, nowe prawa rządzące ludźmi. Często okrutne i pozbawione litości. - Nic mi nie zrobił. Ale jeśli skrzywdzi ciebie, to będzie miał ze mną do czynienia. Niech pamięta, że jest mi coś winien. Co prawda działa bezinteresownie, ale nie mogła dopuścić do tego, żeby ktoś jej bliski znalazł się w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż dotąd. Nie straci kolejnego członka rodziny. Pogładziła mężczyznę po zimnym policzku i posłała mu delikatny uśmiech. Pomógł jej o kolejny raz za dużo. //dokąd tylko chcesz, Maja. :) |
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 12:03 am | |
| | Sala przyjęć
Nie miała nawet szalika, ale w tej chwili chwili była to najbardziej błaha rzecz na świecie. Choćby na zewnątrz szalała burza śnieżna, Cordelia i tak wyszłaby za Fransem do parku, a gdyby powiedział słowo to mogłaby nawet odprowadzić go do samego Kwartału. Nie liczyło się żadne nowe mieszkanie, zaniepokojona mentorka, czy ewentualne zagrożenie zdrowia, skoro właśnie mieli sobie uciąć przemiłą pogawędkę. Jego nagły przypływ uczuć i ten misiowaty uścisk wywołały na jej twarzy delikatny rumieniec, dlatego dziewczyna ucieszyła się mogąc na chwilę odwrócić głowę. Jednak gdy zauważyła kule szybko dotarło do niej, że nie tylko ona musiała ostatnio sporo przejść. Udało im się opuścić szpital, ale szli obok siebie w milczeniu, dopóki Cordelia z lekkim zawstydzeniem nie przyznała, że chyba nie powinna oddalać się zbyt daleko. Wybrali wtedy ławkę, na której zdecydowali się przysiąść pomimo mrozu, a przez głowę dziewczyny przebiegł kiepski żart o tym, że w razie odmrożenia mają szpital pod nosem. Na szczęście ugryzła się w język przed wypowiedzeniem go. -Czy to ma coś wspólnego z ostatnimi wydarzeniami na moście? - wskazała na kule, a jej mina wyrażała szczere zaniepokojenie stanem zdrowia mężczyzny. - Czy po prostu chciałeś mieć swoje własne Igrzyska, zazdrośniku? Uśmiechnęła się niemrawo. Żartowanie z Igrzysk było na razie jej jedynym sposobem na rozmawianie o nich, nie miała ochoty na analizowanie, wyciąganie wniosków, czy tłumaczenie się z czegokolwiek. Już słyszała te pocieszające głosiki niektórych znanych jej osób: "To nie Twoja wina, on pierwszy Cię zaatakował." Nie chciała żeby ktokolwiek się nad nią litował. Oparła się wygodnie o ławkę i spojrzała wreszcie na mężczyznę, siedzącego obok niej. Chciałaby mu powiedzieć tyle rzeczy, ale nie miała na to dość odwagi. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 12:24 am | |
| Mróz to mróz, ale głupota ludzka jest gorsza, a taką właśnie reprezentował Frans, który pomyślał wpierw egoistycznie o parku – bo wiązała się z tym możliwość palenia – zamiast pomyśleć o jakimś osobnym korytarzu lub nawet łazience. Oby więc nie zajęło to zbyt długo, bo inaczej rzeczywiście szpital przyda się nie do opatrzenia jakichkolwiek ran, a do odmrażania. Dość nietypowa i nieprzyjemna sytuacja do wyobrażenia.
Aczkolwiek, stało się to stało. Przysiedli na ławce, milczeli… co innego mogli robić, kiedy Lyytikäinen szukał telefonu, na którym mógłby cokolwiek napisać. Głos miał nadal niemal zerowy, żeby cokolwiek mówić. Na całe szczęście zdążył wyciągnąć to małe cudo technologiczne niemal tuż po tym, jak Cordelia skończyła mówić. Niemal.
Pokręcił głową i uśmiechnął się szeroko. Zaraz też zaczął pisać na telefonie, w notatniku, to co chciałby powiedzieć: „Nie. Zostałem postrzelony w hotelu jakiś tydzień lub dłużej temu. I straciłem jakieś na trzy godziny przed przyjściem tutaj.” Brzmiało to nieco komicznie, prawda? No, ale cóż… los nie wybiera, choróbska tym bardziej.
Tym razem zanurzył swoją dłoń w kieszeni po to, żeby znaleźć paczkę papierosów i zapalniczkę. Nawet jeżeli było to nieco nieprzyjemne uczucie przy ogromnym bólu gardła… to przynajmniej – jak głupio się przyznać – ale nie stresował się w towarzystwie panny Snow. To było naprawdę niespotykane wcześniej uczucie. Czuł się jak taki szczeniak. Głupi szczeniak, który nie wie jak się zachować, co ma powiedzieć… tfu!... napisać! Czy powinien dotrzymać obietnicy, czy może nie?
Nie miał pewności. Za to była jedna rzecz, którą doskonale wiedział. Zimno było okrutnie srogie tej zimy, więc poklepał swoje uda, zachęcając tym samym Cordelię do tego, żeby usiadła mu na kolanach. Zawsze troszeczkę cieplej, nieprawdaż? Chociażby odrobinę?
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 1:24 am | |
| Jeszcze kilka chwil temu nawijała z Catrice jak szalona, próbując wyciągnąć z niej wszelkie potrzebne informacje, a teraz wystarczyło jej spędzanie czasu z Fransem w całkowitym milczeniu. Plusem sytuacji było to, że mężczyzna nie mógł zadać jej żadnych niewygodnych pytań (o które go zresztą wcale nie podejrzewała), ale minusem, na dodatek dosyć przykrym, był brak jego głosu, który teraz Cordelia próbowała sobie usilnie przypomnieć. Odkopała go wreszcie z głębin własnej, rzadko zawodnej pamięci i to, co napisał jej na telefonie, usłyszała w myślach wypowiedziane już jego charakterystycznym barytonem. Podniosła głowę, gdy tylko przeczytała wzmiankę o postrzale. Oczywiście, że przyjrzała mu się wtedy od wierzchołka głowy aż po same czubki butów, nie zwracając nawet uwagi na to, że jej wzrok był nieco przerażony i mógł go zaniepokoić. Ona sama, po pięciu dniach na arenie i siedmiu w izolatce, nie miała już na ciele nawet najmniejszego zadrapania i czuła się świetnie, przynajmniej fizycznie. Może gdyby załatwiła mu jedno ze swoich lekarstw... ale teraz chyba było już za późno na potulny powrót do Catrice i pielęgniarek. -Widocznie Tobie także los nie sprzyjał - wyświechtany frazes wydawał się być jej jedynym komentarzem na ten temat, ale w głębi duszy przejęła się jego stanem. Nie chciała być wścibska czy natrętna, miała tylko nadzieję, że to nie Coin nasłała na niego swoich podwładnych. Być może popadała już w paranoje, wszędzie węsząc podstępy pani prezydent, ale lepiej dmuchać na zimne, przynajmniej w najbliższych dniach. Gdy mężczyzna odpalił papierosa, poczuła wielką ochotę na zaciągnięcie się, choć wcześniej paliła tylko raz, co skończyło się atakiem kaszlu i swędzeniem w gardle. Ale zgodnie ze swoją nową, gorzką logiką, skoro nie zginęła na arenie, rak płuc także nie był jej straszny. -Mogę? - zapytała i nie czekając na odpowiedź po prostu wyjęła papierosa z jego ust, a potem przyłożyła do swoich i zaciągnęła się. I znowu było między nimi tak, jak za dawnych czasów, gdy droczenie się było na porządku dziennym, razem z żartobliwymi próbami flirtu z jej strony. Cordelia nawet nie zdawała sobie wcześniej sprawy, jak bardzo stęskniła się za taką normalnością. Gdy poklepał swoje uda, dając jej tym samym swoiste zaproszenie, panna Snow zawahała się przez chwilę. Swoje kontakty fizyczne zawsze jakoś ograniczali, więc nic dziwnego, że teraz odebrała to jako przekroczenie pewnej granicy. Nie kazała mu jednak czekać zbyt długo. Przerzuciła nogi na ławkę, tuż nad udami Fransa, objęła go mocno obiema rękami, a głowę ułożyła tuż pod jego obojczykiem, na klatce piersiowej. No i proszę, teraz było zarówno wygodniej, jak i cieplej. Przymknęła oczy i westchnęła cicho. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 5:40 am | |
| Wzrokowy przegląd jego stanu był chyba najbardziej przerażającą rzeczą, jaką dotychczas zrobiła Cordelia. Poczuł się jak małe dziecko, które albo za chwilę zostanie zgonione za zrobienie sobie krzywdy (chociaż to wcale nie zależało od niego), albo zapanuje przerażająca cisza, która byłaby gorsza od jakichkolwiek uwag. Największym krzykiem jest milczenie, nieprawdaż? Na całe szczęście obyło się i bez tego. Drobna uwaga, drobniusia, a więc mógł się uspokoić i nie martwić ponownie o swój stan zdrowia.
Było to chyba najbardziej pasujące spostrzeżenie spośród wszystkich możliwych. Los. Los był trochę jak taka stara prostytutka. Nie trzeba chyba tłumaczyć na czym to polegało… A może jednak? No cóż, wszystkie składne elementy szczęścia szły się chędożyć, kiedy tylko mogły. Kiwnął więc głową, bo innej opcji nie było. Na całe szczęście on nie podejrzewał Coin. Bowiem, gdyby pani Prezydent nasłałaby na niego jakiegoś zabójcę, to on – Frans – byłby już dawno martwy… NO… No, chyba że owy zawód staje się coraz bardziej ułomny, wtedy… ha, ha, ha! Mimo wszystko Frans nigdy nie podejrzewał już nieco starej Coin. Umysł nieco stary, siły nie te… nie. To musiał być ktoś inny albo… pomyłka? Nie. A może jednak? Kto wie.
Kolejny raz kiwnął głową, kiedy dziewczyna spytała mu się o papierosa. On po jednym zaciągnięciu nie mógł wytrzymać. Coś niemiłosiernie drapało go i swędziło, a on zbyt wiele nie mógł zrobić. Niech ona się napali, chociaż nigdy dotychczas nie widział jej z papierosem. No cóż… kiedyś musi być ten pierwszy lub drugi, magiczny raz.
Mieszany w dodatku z siedzeniem mu na udach (kolanach)… który sprawiał Fransowi niemożliwie przerażające ciarki. Jego relacje z kobietami nigdy nie trwały tak długo i na pewno nie na takich zasadach. Co by tu się zresztą droczyć, jego kontakty ograniczały się głównie do zarówno damskich i męskich prostytutek lub jednodniowych romansów w czasach jego świetności (czyli jakieś pięć, sześć lat temu). Tu jednak miał do czynienia z czymś innym. Zupełnie innym i przerażała go ta myśl, że tym razem nie był w stanie droczyć się z dziewczyną. No bo jak miał się z nią droczyć w takim dziwnym, psychicznym stanie? Bądź co bądź też był człowiekiem… tylko człowiekiem.
I co on ma teraz zrobić? Co powinien zrobić? Objął ją ręką, jak gdyby chciał zabezpieczyć ją przed spadnięciem. Drugą natomiast odwiązał szalik, który potem nałożył na jej barki. Potem długo myślał z łepetyną opartą o blond głowę. Gdyby tylko mógł, to zacząłby chodzić w tę i z powrotem, jak jakiś przeklęty człek na porodówce… ale nie mógł. Siedział, głowił się… zakład był zakładem. Należy się jej po tym, co przeszła do arenie. Tylko dlaczego on? Spośród wszystkich na planecie, w Ameryce, w Panem? Nie wiedział.
Jeszcze długo dumał, zanim zebrał w sobie pokłady dawno nieużywanej odwagi. Wtedy dopiero delikatnie zmusił Cordelię do podniesienia głowy, trzymając ją za podbródek, a potem… cóż. Wypadało spróbować, delikatnie, spokojnie na tyle na ile było to możliwe, skromnie.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 9:31 am | |
| Coś rzeczywiście było w tym milczeniu. Pomijając oczywisty fakt, jakim była choroba krtani, panna Snow także nie była teraz specjalnie rozmowna. Nie czuła się skrępowana ciszą, jaka ich otoczyła, ale z drugiej strony miała wrażenie, że obojgu im nie jest tak komfortowo, jak byłoby dawniej. Dlaczego? Co się zmieniło? Cordelia miała dziwne wrażenie, że po prostu zamienili się na chwilę rolami, ona się droczyła, a on był dziwnie nieswój od samego początku spotkania. Po raz kolejny zaciągnęła się papierosem, a potem oddała go właścicielowi. Nie poczuła się przez to bardziej zrelaksowana, ale ucieszył ją brak jakichkolwiek uwag z jego strony, nie doczekała się nawet krzywego spojrzenia. Może właśnie to tak bardzo w nim lubiła? Zawsze jej się wydawało, że Frans traktuje ją jako równą sobie, nie zwracając uwagi na żadne łatki, które można by jej było przyczepić. Co z tego, czyją była wnuczką, jeśli raz, czy dwa pomogła w interesach? Jasne, trzeba było brać poprawkę na jej wiek, ale to ostatnie specjalnie jej nie przeszkadzało, od zawsze przecież ich relacja była pod tym względem... wyjątkowa? Trwali przytuleni przez jakiś czas, ale w pewnym momencie Cordelia poczuła jak Frans się porusza. Podniósł jej głowę i przytrzymał podbródek, a ona przez chwilę nie wiedziała, co tu się wyrabia. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, jakby oczekiwała na jakieś słowa z jego strony, ale w końcu do jej blond główki dotarło właściwe spostrzeżenie. O cholera. Jej pierwszą myślą było to, że przecież ma spierzchnięte usta, po całym tygodniu karmienia przez rurkę. I to była bardzo głupia myśl, adekwatna do jej młodego wieku. Zamrugała, nie wiedząc, co ma robić. Kiedyś, w dawnych i niekoniecznie dobrych czasach Kwartału, wyobrażała sobie taką sytuację, chciała tego, kombinowała jak się dało by złapać okazję. A teraz? Nie bała się, ale miała wrażenie, że pocałunek sprzed Igrzysk różniłby się znacznie od tego, który miał za chwilę nastąpić. Kolejna granica do przekroczenia. A potem znowu pomyślała, bardzo naiwnie i po dziecięcemu, że nie chce aby ten moment był jedynie nagrodą za wygrany zakład, a samo to, czego on dotyczył, powinno dać jej do zrozumienia jak dziwnymi osobami byli oboje z Fransem. Był tylko jeden sposób, by rozwiać wszelkie wątpliwości. -Chcesz mnie zarazić - powiedziała cichym, lekko drżącym głosem, ale jej serce już wyrywało się z piersi, a mężczyzna musiał to wyczuć, w końcu znajdowali się w dogodnej ku temu pozycji. Nie mogła pocałować go pierwsza, choćby nie wiem, jak bardzo tego chciała. Zamiast tego złapała go za poły płaszcza, a nosem potarła jego nos. Nie miała zamiaru zamykać oczu, chciała widzieć wszystko wyraźnie, choćby to miała być jego zawiedziona mina. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 5:37 pm | |
| Co innego być wielokrotnie zakochanym, czuć miłość i jakieś emocje, a co innego jest odkrywać jakieś drobne, pojedyncze uczucia mając dopiero trzydzieści parę lat. Trzeba przyznać, że jest to wiek dość późny na doznania miłosne, te niewinne. Późny dla każdego człeka, który rozwija się mniej więcej w określonym tempie, bez żadnych patologii lub przeszkód – takie z kolei przydarzyły się Fransowi. Ten bowiem pochłonięty był walką o „wolność” ze swoimi rodzicami, walką o możliwość uwolnienia się od ich wpływów, od ich kierownictwa nad nim. Nigdy więc nie przejmował się sferą miłości i innymi tego typu „duperelami”. Owszem, czasem pojawiała się w nim chęć z kręgów doznań erotycznych – o której było nieco wcześniej – ale kończyła się w odpowiednim do tego lokalu, za pieniądze, w późniejszym czasie już za profity dodawane do pensji. Nie wspominając już o ślubie z tajemniczą kobietą, która była czystą transakcją biznesową pomiędzy dwoma rodzinami. Z tego wynikałoby proste sformułowanie określające Fransa: „goły w kwestii miłości”.
Dlaczego jednak dopiero teraz mógł – prawdopodobnie – coś poczuć? Prawdopodobnie, ponieważ wskazywałoby na to jego zachowanie lub też poczucie niespotykanego dotychczas wstydu. Dlaczego miałby czuć coś do znacznie młodszej, niepełnoletniej jeszcze dziewczyny? Co miałby w niej widzieć, prócz tego co łączyło ich przed Igrzyskami – czyli biznes, pomoc, ewentualnie porozumienie pomimo różnicy pokoleniowej? A może właśnie to połączenie sprawiło, że czuł się niczym szesnastolatek, który nie potrafił się zachować? Pytania można by było namnażać w nieskończoność. Coś jednak musiało powodować u niego taki, a nie inny stan. Więc? Co to było?
Odrzucał od siebie te pytania, nie chciał na nie odpowiadać, jakby z tego wstydu lub braku doświadczenia w wyrażaniu swoich uczuć. Co innego wyrażać swoje poglądy polityczne, kierunek rozwoju Violatora, a czym innym było siedzenie na kilkunastostopniowym mrozie i tulenie się do siebie przed szpitalem, w parku. Może mu coś odbiło do głowy? Zmieniał się? Czyżby przedwcześnie dopadł go kryzys wieku średniego? Znowu odrzucał od siebie te pytania. I jedyne co uratowało go od totalnego potępienia w głębi siebie, to słowa Cordelii… z pozoru prozaiczne, aczkolwiek… pocieszające. Uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową z niedowierzaniem na jej reakcję.
Tymczasem znowu poczuł dziwne ciarki, które na chwilę sparaliżowały mu twarz i dłonie – dokładnie w tym momencie, w którym panna Snow przybliżyła się do niego. Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, potem próbował spoglądać gdzieś na bok, ale było to trochę trudne, kiedy ich twarze były niemal na styku. Nie wiedział przez chwilę co powinien zrobić. Kompletnie. Trochę zajęło mu ocknięcie się z tego głupiego paraliżu… spuścił głowę. Kolejne sekundy spędził na myśleniu nad całą tą sytuacją i dopiero po chwili odważył się na ponowny pocałunek Tym razem bardziej spokojny, nieśpieszny, jednocześnie przepełniony dziwną nieśmiałością.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 9:59 pm | |
| To jest jakaś kupa, przepraaaszam.
U Cordelii sprawa miała się nieco inaczej. Powinna teraz przechodzić typowy dla nastolatek okres burzy hormonalnej, kochliwości, strzelania oczami i posyłania liścików pod szkolną ławką. Gdyby wciąż mieszkała w swoim wielkim domu i chodziła do tej samej szkoły, zapewne to wszystko właśnie tak by wyglądało. Jednak rebelia, zamknięcie w Kwartale, a już na pewno Igrzyska sprawiły, że panna Snow musiała przejść przez przyspieszony kurs dorastania. Dlatego nie szukała teraz wrażeń, nie chciała przelotnych miłostek i nie była na takowe podatna. Przede wszystkim potrzebowała żeby ktoś zauważył, jaka naprawdę jest, żeby postarał się ją poznać i zrozumieć. Może dlatego lgnęła do Fransa od samego początku? Co z tego, że był starszy? Podświadomie wyczuła, że akurat on nie będzie jej oceniał, nie powie, że tego nie powinna robić, a tamto też jej nie przystoi. Na początku tego nie zauważyła, potem tłumaczyła sobie całą sytuację jako pragnienie zakazanego owocu, w końcu doszła jednak do wniosku, że jest po prostu beznadziejnie zauroczona w tym mężczyźnie. Przestała więc pytać "dlaczego?", zaczęła zastanawiać się "i co teraz?" Nie wiedziała, czy w ogóle ma szansę na... no właśnie, na co? Sytuacja była tak absurdalna i pogmatwana, że po jakimś czasie Cordelia nauczyła się nie patrzeć w przyszłość, a po prostu żyć chwilą. Jeśli mogła pomóc w Violatorze, pojawiała się tam i zawsze zamieniała z nim co najmniej dwa zdania. Droczyli się, ona próbowała go kokietować, a on tylko spoglądał na nią pobłażliwie, ale w końcu się też uśmiechał. A teraz? Czyżby jeden skradziony pocałunek zmieniał cokolwiek w ich relacji? Panna Snow miała nadzieję, że to wszystko, co teraz działo się na ławce, nie jest efektem jego litowania się nad nią. Nawet nie podejrzewała, że pod rozczochraną czupryną Fransa także kłębią się te wszystkie dziwne myśli, które zazwyczaj towarzyszą takim sytuacjom. Doczekała się wreszcie swojej upragnionej nagrody, dlaczego więc była tak niepewna siebie? Dawna Cordelia Snow śmiałaby się teraz perliście, starając się nie spaść z kolan mężczyzny, który też zanosiłby się śmiechem. Tak wyglądałoby to przez kilkoma tygodniami. Teraz dookoła panowała cisza, a oni po prostu się w siebie wpatrywali. Gdyby Frans nie spuścił głowy, pewnie pomyślałaby, że oto wykonał swoje zadanie i czeka na chwilę spokoju. Ale ten niepozorny gest znaczył dla Cordelii naprawdę wiele. Domyśliła się, że on także analizuje teraz to, co wyprawiali na ławce. Obchodziło go, przejmował się. Frans Lyytikäinen naprawdę coś czuł. Drugiego pocałunku się nie spodziewała, ale odpowiedziała na niego z ochotą, rozchylając lekko usta i przymykając oczy. Chociaż miała już w tych sprawach doświadczenie czuła się tak, jakby to był jej pierwszy pocałunek w życiu. Być może gdy w grę wchodziły u niej prawdziwe uczucia... Nie czuła zimna, mogłaby spędzić wieczność na tej ławce, ale w końcu oderwała się od Fransa aby zaczerpnąć powietrza. Spojrzała mu w oczy i to, co z nich wyczytała, odebrała jako zachętę. Serce wciąż łomotało jej szaleńczo, ale nie darowałaby sobie, gdyby teraz przerwała. Do trzech razy sztuka. Tym razem to on chyba nie spodziewał się pocałunku. Cordelia chwyciła kołnierz jego płaszcza, przysuwając swoje ciało jeszcze bliżej ciała mężczyzny. Wpiła się w jego usta zachłannie, z całą swoją namiętnością szesnastolatki. Nie był to najdelikatniejszy pocałunek, ale w tej chwili miała to gdzieś. Gdy czubki ich języków zetknęły się, poczuła przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele. Nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić, dlatego asekuracyjnie rozluźniła się, jakby oczekując, że lada chwila może wylądować na ziemi. Prosiła Fransa w myślach by nawet nie ważył się tego przerywać, a jednocześnie coraz bardziej zatracała się w pocałunku z mężczyzną. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pią Paź 25, 2013 10:23 pm | |
| Przestań ględzić, twórz dramę. XD
W takich sytuacjach, człowiek wpada na różne pomysły i miewa naprawdę kosmate myśli. W takich stadiach rozwojowych lub przejściowych w relacjach nie wiadomo bowiem czego się spodziewać. A czego on miał się spodziewać?
Miał dziwne przeczucie, że zostanie wyśmiany. Stary dziad… całujący ją, młodą, jeszcze bogu ducha winną dziewczynę. Albo dostanie w twarz, albo usłyszy śmiech, ten nieprzyjemny. Jednak żadna z tych opcji nie została spełniona. Od razu przyszło mu więc na myśl to, że mógł mieć szanse… drobne. Ale czy to było coś stałego?
Czy relacje między nim a panną Snow mogły mieć jakieś głębsze podłoże niż przelotnej chwili, nagłego zrywu? Kto wie… chociaż to, co wydarzyło się na dworcu, to o czym rozmawiali przez telefon, jeszcze przed Igrzyskami… może to miało sens. Tylko czy na pewno? Nie potrafił sobie odpowiedzieć. W głębi ducha coś czuł, ale nie miało to żadnego racjonalnego uzasadnienia. Czy to była miłość? Nie miał zielonego pojęcia, bo dotychczas nigdy się nie zakochiwał… pomijając pracę. Pracę kochał nad życie.
Tu jednak chodziło o drugiego człowieka, znacznie młodszego, płci żeńskiej. Ba, ten człek dopiero co wrócił z Igrzysk, cudem… a on… cóż… wydawało mu się, że nie chciał, żeby te pocałunki były tylko nagrodą. Chciał, żeby miały jakieś głębsze znaczenie, jakiś sens.
Miłość, Lyytikäinen? Serio? Ty i jakieś głębsze uczucie do kobiety? Ty i coś więcej niż tylko prostackie doznania z prostytutkami? Zabawne, chciałoby się rzec.
Czuł, jak jego policzki stają się czerwone, jak niemal go pieką. Czuł coraz większą chęć do pozostania na tym przeklętym mrozie, nawet żeby zamarznąć, ale żeby ta szczeniacka chwila się nie kończyła. Nie teraz, nie za szybko. Miał wrażenie, że wraca do życia. Co prawda nie jak Jezus – chodzi o to, że czuł przypływ nowych sił, których ostatnio w życiu mu brakowało.
Tak też nie miał nic przeciwko trzeciemu podejściu, tym razem zainicjowanemu przez dziewczynę. Niemal natychmiast się wyprostował, wbił swoje palce w jej ramiona i trzymał kurczowo, jakby nie chciał jej puścić lub zostać opuszczonym. Potem tylko ujął jej twarz w dłonie i miał nadzieję, że zimno nie jest dla niej zbyt dokuczliwe… a jeżeli jest, to zawsze może oddać jej nawet swój płaszcz i rozchorować się jeszcze bardziej. Teraz to nie miało znaczenia, ani to, ani jego noga… w ogóle jego zdrowie.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sob Paź 26, 2013 12:05 am | |
| Jej świat nie przestał nagle istnieć, on po prostu skupił się teraz na wyjątkowo małym obszarze. Kiedyś myślała, że motyle w brzuchu są przereklamowane, a teraz sama korzystała z dobrodziejstw sytuacji. Było cieplej, po jej ciele przechodziły przyjemne dreszcze, na chwilę zapomniała o tych wszystkich okropieństwach, które ostatnio przeszła. Było jej po prostu dobrze. Ciekawe dlaczego ludzie chcieli w takich sytuacjach zaraz o wszystkim rozmawiać. Po co przerywać tak przyjemną czynność? Żeby opowiedzieć sobie o doświadczanych emocjach? Przecież czyny mówiły więcej niż słowa, a parka na ławce była tego znakomitym przykładem. Jeśli już mowa o czynach to warto wspomnieć, że Cordelia, która wyczuła, że Frans nie ma zamiaru jej powstrzymywać, niesamowicie zagalopowała się w tym, co robiła. Pocałunek trwał w najlepsze, a gdy dodatkowo poczuła dłonie mężczyzny na swojej twarzy, to, jak przyciągnął ją do siebie... och, kolejna salwa dreszczy przebiegła wzdłuż jej kręgosłupa. Sięgnęła dłonią do jego włosów, bezwiednie, ot tak. Nawet nie zorientowała się, że powoli zaczęła wiercić się na tych jego kolanach, wciąż chciała więcej i więcej. Oddawała mu pocałunki i zachłannie odbierała swoje. Zatraciła się. Chociaż myślami nie wybiegała w przyszłość, poziom pożądania był już całkiem wysoki i gdyby nie ta przeklęta ławka na skraju parku to na pewno powędrowałaby ze swoimi rękami w inne przyjemne rejony jego ciała. Oderwali się od siebie, a Cordelia wciągnęła głośno powietrze. Jeśli Frans miał ochotę na kolejną rundę, wystarczyło tylko po nią sięgnąć. Wzrok panny Snow był nieco zamglony, gdy podnosiła oczy by nawiązać kontakt z mężczyzną. Być może jej uśmiech był teraz nieco przygłupi, ale naprawdę czuła się o niebo lepiej niż dziecko, dostające wymarzoną zabawkę. Milczała. Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć, ale nie uważała także, że trzeba było mówić cokolwiek. Dwójka ludzi mogła przecież wyładowywać swoje pożądanie w ten sposób, to nie było zabronione. Jeszcze. Cordelia była z siebie dumna, po raz kolejny okazało się, że każde pragnienie można zrealizować. Wszystkie wspólnie przeżyte momenty zaprowadziły ich do tej chwili, a to sprawiło, że dziewczyna była najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. Spojrzała Fransowi w oczy i uśmiechnęła się zawadiacko. Wciąż trzymała jedną rękę w jego włosach i teraz zaczęła się nimi powoli bawić, a to odkładając mu je za ucho, to znów okręcając powoli dookoła własnego palca. Warto było wygrać te Igrzyska. |
| | | Wiek : 34 Zawód : właściciel VIolatora, sutener Przy sobie : Dowód, faje, zapalniczka, zezwolenie na broń, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, zdobiony sztylet, latarka, scyzoryk, gaz pieprzowy Znaki szczególne : Niewyspana, zmęczona morda, która chce ci wpierdolić
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sob Paź 26, 2013 12:36 am | |
| Może i to wszystko wirowało, może i nawet jego nie obchodziło to, co jest dookoła… aczkolwiek robiło się zimno. On to czuł, nawet przez kurtkę… a może to efekt tego problemu z gardłem? Kto tam by wiedział, ważne że zaczął przejmować się Cordelią, która przecież pozostała bez kurtki. Bądź co bądź, on może stracić głos i znowu dostać temperatury, ale nie ona… tym bardziej, że już swoje nieco wycierpiała.
Mimo to jeszcze jej nie powstrzymywał, bo… głupio się przyznać, ale był samolubny i zwyczajnie nie chciał. Dostał zbyt wiele, żeby tak nagle to odepchnąć. Nie mówiąc już o tym wszystkim, co działo się poza pocałunkiem, a rozchodzi się tu dokładniej o ruchy jakie wykonywała panna Snow. Tu zaczynało robić się nieco „niebezpiecznie”, ze względu na podniecenie. Może i lepiej, że marzli na dworze? Chyba tak.
Uspokoił się dopiero wtedy, kiedy w końcu zapadła decyzja o „odpoczynku”. Cmoknął ją jedynie w policzek. Wypadałoby nieco się ocieplić, szczególnie dla niej, nieprawdaż? Czym prędzej wystukał na telefonie odpowiednie litery odpowiadające pytaniu: „Do środka, chyba że wolisz zamarznąć... albo jeżeli chcesz uciec.”
Odynie drogi. Dlaczego proponował ucieczkę? Nie, nie, nie, to głupi pomysł, zaraz zaczął usuwać ostatnią opowiastkę, nawet na oczach Cordelii. Odzywała się w nim jakaś głupia moralność. To nie byłby dobry pomysł… lepiej napić się jakiejś ciepłej kawy, chociażby z automatu. To dobry pomysł, bardzo dobry pomysł, tylko co na to panna Snow? Co wybierze? A raczej, czy zobaczyła jego dokończenie wiadomości? Oby nie, oby nie.
Zarumienił się jedynie, ze względu na te zabawy jego włosami i w ogóle… ze względu na to, że przed chwilą zrobił coś, z czym kłócił się niemal od zaczęcia Igrzysk, ale jeszcze przed areną.
|
| | | Wiek : siedemnaście Zawód : studentka, celebrytka, mścicielka Przy sobie : zapalniczka, scyzoryk wielofunkcyjny, medalik z małą ampułką cyjanku w środku, odtwarzacz mp3, gaz pieprzowy, para kastetów, dokumenty, klucze i telefon. Znaki szczególne : i'm cordelia fucking snow, who the fuck are you? Obrażenia : wypadają mi włosy, ale od czego są peruki?
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sob Paź 26, 2013 10:48 am | |
| Edytowałam wcześniej post w izolatce i jakiś tam płaszcz wzięła, ale niech będzie, że był za cienki, o. A ten post skasował mi się dwa razy -.-
Rzeczywiście, temperatura na zewnątrz pozostawiała wiele do życzenia i początkowo nie przeszkadzało to pannie Snow ani trochę, ale teraz, gdy już przystopowali ze swoją aktywnością, zorientowała się, jak jest jej zimno. Ręce miała zmarznięte i noc czerwony, ale wciąż kawałek szalika Fransa spoczywał na jej barkach, pozory były więc zachowane. Dziewczyna pomyślała jednak o swoim towarzyszu, który przecież już był chory, na dodatek kurował się po postrzale... Gdzie ona miała głowę żeby godzić się na wychodzenie na dwór? Przyjęła jego ostatnie cmoknięcie w policzek i tym razem to ona zarumieniła się delikatnie. Gdy sięgnął po telefon, przez małą chwilę zaczęła się obawiać, że zaraz to wszystko się skończy, on pójdzie w swoją stronę, a ona będzie musiała ze spuszczoną głową wrócić do szpitala. Jedno krótkie 'Do środka' i darowanie im kolejnych kilku minut dla siebie bardzo ją ucieszyło. Co on tam jeszcze napisał? I dlaczego zaczął szybko to kasować? Cordelia zsunęła brwi. Nie mogła wyglądać groźnie, a raczej śmiesznie, ale ostatnie zdanie nieco ją zaniepokoiło. Nie dlatego, że czuła się niepewnie. Dałaby wszystko by stąd zwiać, zostawić za sobą i zaszyć się gdzieś z Fransem, zanim cały cyrk z rebelią i buntem nie przeminie. Nie mogła tego zrobić głównie ze względu na osoby, które musiałaby zostawić za sobą. Wyglądało na to, że i u niej odezwała się jakaś dziwna moralność, wariacki efekt uboczny Igrzysk. Jeszcze jedna rzecz nie dawała jej spokoju. Może to on miał więcej powodów żeby uciekać? Czy coś mu groziło? W tym momencie panna Snow autentycznie bała się o tego mężczyznę, w końcu niewiele mógł opowiedzieć jej o tym, co porabiał ostatnimi czasy. Czyżby to wszystko miało drugie dno? Niechętnie zeszła wreszcie z jego kolan i podniosła się też z ławki, rozprostowując nogi, w których poczuła mrowienie. Gdyby nie to, że Frans musiał teraz iść o kulach, na pewno przyczepiłaby się do jego ramienia. -W środku mają chyba jakiś automat z kawą - mruknęła cicho, jakby nagle zawstydzona tym, co wyprawiali wcześniej. Czekał ich brutalny powrót do rzeczywistości, a Cordelia nie była z tego powodu zadowolona.
| Hol? Inny temat? |
| | | Wiek : 24 Zawód : fałszerka Znaki szczególne : wkurw
| Temat: Re: Park przy szpitalu Pon Gru 23, 2013 9:31 pm | |
| Nieczęsto Johanna zadawała samej sobie pytania, które nie dotyczyłyby bardzo pragmatycznych i nieskomplikowanych kwestii. Przede wszystkim filozoficznych, od tych uciekała z prędkością światła. Nie chodziło nawet o to, że myślicielem za bardzo nie była czy wysiłek umysłowy był jej niemiły, skąd, główną przyczyną był właściwie idiotyzm i bezcelowość podejmowania wewnętrznych dysput na tematy meta-, para-, nad- (...) zwyczajne. Czy wobec tego czuła się jak idiotka wyróżniająca się zjawiskową bezcelowością? Hmm, raczej nie. Po prostu ta głupia wątpliwość nie mogła się od niej oderwać. Po co tu jeszcze tkwię? Johanna sapnęła z poirytowaniem, przeciskając się między sędziwym wiekowo kolektywem spacerujących pacjentów szpitala, nie chcąc zwolnić, obejść kołem grupki, która stanęła na jej drodze, tylko spiesząc się. Wciąż. Tak jakby uciekała, albo chociaż chciała zwiać przed tym parszywym pytaniem, sukcesywnie doprowadzającym Johannę do szewskiej pasji. A w takich sytuacjach - kiedy dochodziło do tego, że łokciami traktowała siedemdziesięciolatki z zaawansowanymi pogmatwaniami neurologicznymi - zajmowała się skrupulatnymi szacunkami swojego stanu emocjonalnego i fizycznego. W szpitalu spędziła około trzy tygodnie, czyli zdecydowanie za dużo. Powinna - i mogła - spokojnie wyjść dobre dziesięć dni temu. Była o tym przekonana ona sama, a skoro tę pewność miała, decyzja lekarzy nie bardzo ją obchodziła. Mason wiedziała lepiej, nie na darmo przeżyła ze swoją głową ostatnie dwadzieścia parę lat, żeby doskonale wiedzieć kiedy jej drobne uszkodzenia nie są już istotne. Mason wiedziała, że tkwi tutaj wystarczająco długo, by zwariować i kto wie, może właśnie to przytrafiło się jej, kiedy wygrzebywała paznokciem ostatnie grudki skrystalizowanego już, zapakowanego w dwudziestogramowe pudełeczka miodu, który ukrywała w kieszeni zawsze świeżo wypranej, zawsze pod szyję zapiętej bluzy. Jo w szpitalu nie jadała śniadań w towarzystwie. Och, byłoby inaczej, gdyby tylko inne pacjentki zdecydowały się wziąć z niej przykład i zakamuflować niecnie oswobodzone krągłości czymś jeszcze poza cienkim materiałem spranych, niebezpiecznie cienkich koszul nocnych. Jak bezsensownym posunięciem jest pozbawienie przyjętych w sytuacjach alarmowych pacjentów tej najprywatniejszej własności jaką jest własna bielizna. Tak, to chyba był jedyny możliwy kierunek dla myśli Johanny, gdy nie chciała zastanawiać się nad tym dlaczego jeszcze nie opuściła murów szpitala im. Sacromanthy Beaudelaire. Oswobodzone biusty pacjentek albo zderzenie z rzeczywistością - wybieraj Mason. Nie uciekając się do perwersji czy też zaawansowanego zniesmaczenia, Jo przycupnęła na kamiennej ławce, zwracając twarz mimowolnie ku majaczącemu za ścianą drzew i odległą o kilkadziesiąt metrów bramą szpitala, horyzontowi budynków Kapitolu. Bez wyróżniającego się na ich tle giganta - Ośrodka Szkoleniowego. Który niedawno runął i przyprawił Johannę o - zarówno fizycznie jak i psychicznie - gigantyczny ból głowy. |
| | | Wiek : 43 lata Zawód : chirurg urazowy, lekarz wojskowy Przy sobie : leki przeciwbólowe, zdobiony sztylet, telefon komórkowy, aparat fotograficzny
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sob Sie 09, 2014 7:01 pm | |
| | po perturbacjach z dziećmi, poranek w dzień Dożynek
Praca po godzinach spędzała Frankowi sen z powiek, ale wyłącznie w dosłownym znaczeniu. Był zmęczony, zmięty i nieco przetrącony, jednak dalej zachowywał przytomność umysłu. W najwyższej gotowości; doskonale pamiętał szczeniackie lata, w których każdy kreował się na bóstwo niepotrzebujące odpoczynku. On sam także przez chwilę dołączył do wyścigu szczurów, jednak kiedy widział na własne oczy jak błąd znajomego - chyba pobił rekord Trzynastkowego szpitala w byciu zombie - kończący się dla dla jego pacjenta śmiertelnie a dla samego przyjaciela: pozbawieniem prawa do wykonywania zawodu. Ta sytuacja nauczyła Franka naprawdę wiele i od tamtej pory szanował swój i tak przeciążony organizm. Oczywiście bez przesady; pracoholizm nie pozwalał mu na sekundę lenistwa i nawet mając gdzieś z tyłu głowy niezbyt dobre wiadomości o połamanej córce, poświęcał się swoim pacjentom. Obiecując uduszenie Claire gołymi rękami. Co...nie nastąpiło; ostra pogadanka, szlaban do końca roku, trzaśnięcie drzwiami i tak właśnie zakończyła się głupota nastolatki. Nie był jednak jakimś sadystą: traktował ją może nieco zbyt szorstko i zdecydowanie, ale robił to z miłości. I troski. Dlatego też brał dodatkowe dyżury; nie chciał wprowadzać do domu grobowej atmosfery, a z pewnością tak by się stało, gdyby przebywał z córką w jednym pomieszczeniu. Od kilku dni pracował więc za dwóch, mijając się z Mallory w mieszkaniu praktycznie bez intensywniejszego kontaktu. Przywykł do takiej pobieżności spotkań i nie przeszkadzało mu to tak, jak na początku związku, kiedy każdą samotną noc traktował jak najgorszy koszmar. Kiedy jednak po jednej z cięższych operacji tego poranka pielęgniarka nieśmiało przerwała mu w obmywaniu rąk z krwi i wspomniała o żonie, czekającej w przyszpitalnym parku, naprawdę się ucieszył. Chwila przerwy na świeżym powietrzu wydawała się zbawienna, ruszył więc od razu po schodach w dół i wyszedł prosto na szpitalny dziedziniec będący jednocześnie sporym parkiem. Swoją żonę rozpoznałby wszędzie, skierował się więc w stronę jednej z pobliskich ławek i opadł na siedzenie, dopiero teraz orientując się, że dalej ma na sobie szpitalny czepek. Zdjął go więc z głowy i pocałował ją przelotnie w krwistoczerwone usta. - Mam nadzieję, że dzisiaj jesteś tu tylko ze względu na mnie i że żadne z naszych dzieci nie umiera na izbie? - spytał retorycznie, rozsiadając się wygodniej na ławce i mrużąc oczy w ostrym, przedpołudniowym świetle. W służbowym uniformie od razu zrobiło mu się gorąco, ale nie miał czasu na prysznic, przebieranie się i robienie na bóstwo; zresztą i tak nie ukrywałby zmarszczek i podkrążonych oczu pod pedalskim makijażem. - Jak w Outflow? Stawiacie je powoli na nogi? Wielki powrót na Dożynki? - spytał, bawiąc się wolną dłonią kosmykami jej rudych włosów, połyskujących w słońcu. |
| | | Zawód : Troublemaker Znaki szczególne : avatar © laura makabresku
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sob Lis 15, 2014 2:10 am | |
| Przeskok czasowy przenosi nas do pierwszej połowy września 2283. Rozgrywka może zostać dokończona w retrospekcjach. |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sob Lis 22, 2014 11:18 pm | |
| Stoję pod tym mostem z zapałek i tak sobie myślę: czy Ci mózg zabrało? Czy najadłaś się szaleju, czy może ktoś już wycinał ci kamień z czoła? Kto powiedział, że sobie wyjechałem, że nic nie powiedziałem. I jakim prawem tak powiedział, zna mnie ten ktoś, jadł ze mną beczkę soli - NO SZCZERZE WĄTPIĘ. Więc niech nie klepie farmazonów, niech mnie nie wkurza, niech wraca skąd przyszedł. Ja uciekłem - bujda. Bo my mamy tę naszą grę. Ja dostałem zadanie i obiecałem, że nie zobaczy mnie długo, ona pewnie myślała, że nie zrobie tego co mi kazała i stwierdziła, że przegrałem. I pewnie nie wie, że na prawdę topiłem kotki, więc woli sądzić że ją ZOSTAWIŁEM, niż to, że zrobiłem co mi kazała i znikłem jak mi kazała. Może rzeczywiście, trochę nie ogarnąłem, że to nie było w sumie moje zadanie, teraz jak o tym myślę, to mogło to nie brzmieć "idź top kotki i zniknij z moich oczu" ale coś jak "zniknij z moich oczu, ty obleśny.. jesteś tak obleśny jakbyś topił kotki". Ale dobra, potraktowałem to jak zadanie, swoje wykonałem, mam przy sobie teraz zegarek i... no on zaczął działać. Jakiś czas temu. To było niedługo potem, jak spłakany (tylko nikomu nie mówcie) wyszedłem z pokoju po tym jak PANDORA moja UKOCHANA poległa na arenie. Przez cały ten czas, kiedy oglądałem ją w telewizji (widziałem każdy element jej ostatnich kilku dni) o każdym poranku i po każdej wygranej, oglądałem jak Pandora, moja słodka Pandora, zajada się żelkami, które jej wysyłałem, jak uśmiecha się i jak się smuci (wyznam, że pokochałem jak płakała, miała wtedy oczy dwa razy większe, przyrzekam), wtedy własnie zakochałem się w niej po uszy. No i wielokrotnie napominałem Previi mojej, że musi coś zrobić, że ma dać hajs na moją ukochaną. I żeby urządziła nam wesele i że będę ją odwiedzać na tej Arenie i że przezemnie jeszcze zapłacze. A ona umarła. Zrobiła mi najgorsze ze świństw. Byłem taki zdenerwowany, że postanowiłem odnaleźć zegarek. Że postanowiłem się założyć sam ze sobą i postanowiłem ją odzyskać. A wtedy on zaczął chodzić - i to było super przerażające. Bo ten zegarek nie chodził jakieś całe 4 lata jak mi go Kitty pierwszy raz pokazała (i inne rzeczy też mi wtedy pokazała). Stoję pod tym cholernym mostem, a ten cyka i cyka. Nie mam pojęcia jak mam sobie z tym poradzić, więc patrzę w górę a nademną jej włosy. Jakieś tylko dwa metry wyżej. Chyba ją wystraszyłem, bo jestem blady jak kartka papieru i moja głowa wystaje z czarnej dziury jaką jest podmoście. jesus sory że tak chujowo, ale albo tak albo wcale :c musze sie ogarnąć |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Nie Lis 23, 2014 11:58 am | |
| Uśmiecham się jak pojebany, bo prychnęła. A jak prycha, to znaczy że jej zależy. A jak jej zależy, to znaczy że dobrze odczytałem jej zadanie i bardzo dobrze, że je wykonałem. Na pewno dostanę teraz nagrodę, bo w końcu chyba mi się należy, co nie? Że tak się wyrażę wytrwałem te cztery lata (serio cztery lata? pewnie to było jakoś połowę mniej, ale ona tak za mną tęskni że liczy i noce i dnie) i pilnowałem jej zegarka, zrobiłem co trzeba - jestem jakimś najlepszym chłopcem na świecie. Więc oczekuję nagrody. Znikam pod mostem, żeby za jakieś dwadzieścia sekund wspiąwszy się po schodkach stanąć gdzieś tam na końcu albo początku mostka. Prawie nic nie widać, ale ja widzę, bo jest jednak ta lampa co rozprasza ciemności i tak słodko oświetla ją, co wyrosła. - Mieszkam tu, lamusko- no nie widzi, że mam oczy podkrążone i to na pewno dlatego, że śpię pod mostem. Nie muszę jej wcale mówić, że mieskzam u cioci Previi i mam wielki pokój z pięknym widokiem- i tak przez 80 procent czasu mnie tam nie ma, bo wolę się wałęsać po okolicy, niż siedzieć w domostwie. Wyglądam cokolwiek niepokojąco, ale niech się mnie nie boi, przecież mamy grę. Gra tłumaczy wszystko. - Przyszłas zwiedzić moj włoście? Miło mi bardzo, ale tak z pustymi rączkami nie wypada. - opieram się o balustradkę mosteczku gdzieś tam z pięć kroków od niej, to fajne tak tu stać jak nikt nie chodzi wokół, można mieć cały most dla siebie, nie trzeba od razu biec do jej ramienia i dyszeć coś w kark. Trzymam ten jej zegarek i bawię się nim. Błyska odbijając światło z latarenki. - Jak się nie postarasz, to wiesz co będzie. Będzie złe zadanie. Będzie boleć. Będzie smutno. Może ktoś na tym stracić. Będzie kara. |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Czw Lis 27, 2014 10:59 pm | |
| Podejrzewałem właśnie, że miękkie z Ciebie serducho. Kiedyś, to znaczy - zapamiętałem, jak kiedyś, dawno temu, jak przekonywałaś mnie solennie o tym, że tak nie jest. Że przyfasolisz, a jak się nie będę słuchać TO POPAMIĘTAM. Rzeczywiście, ludzie, którzy Ci podpadli, wpadali w moje dłonie i oni POPAMIĘTYWALI. Tylko, skoro już wpadłaś na to, że nie wyręczę Cię w tym tutaj zadaniu, to przemyślałaś komu mnie zlecisz. Czy masz zbyt miękkie serducho. Bo to, że masz serducho, własnie widzę. Kopię coś, jakiś kawałek mostku, to chyba jakaś cegła. Nie wiem czy to zabawne, wzruszam ramionami. - Myślę, że Cię nie znam już. Nawet nie wiem, czy dalej masz honor - mam nadzieję, że błyska w tym momencie zegarek, ale wsadzam go do kieszeni. Nie widziałem jej tak długo, że już jej nie pamiętam. Nie pamietam jak się nazywała i też nie pamiętam czy ma brata. Wtedy wyglądała też inaczej i obiawiam się kopiąc most, że prócz wygladu zmieniło sie w niej to, że już nie ma honoru. Jeżeli straciła honor, to już nie będzie ze mną grać. Obiawiam się tego. Obawiam się jeszcze, że będę coś od niej chciał, a nie będe w stanie jej do tego zmusić. Może mnie już nie chce, przecież mnie nie lubi po sto krocie . Wtedy powiedziała idź precz to poszedłem na jakiś czas, jak mnie wygoni na zawsze, to ile to ma trwać? Zaciskam usta, są teraz wąskie i białe. Trochę się na nią denerwuję, bo jest głupia i nie widzi. Mogłaby mi już powiedzieć, albo przynajmniej się ze mnie ucieszyć. Jest dziewczyną, przecież jej wypada. A ja jak tak stoje do niej ramieniem, te jakieś metry dalej i kopie most, to wyglądam jakbym się przejął. Też jej nie lubie, niech nie myśli, że taka jest samotna i oryginalna. - On zaczął chodzić-przebąkuje przy okazji, skoro już wspomina. |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Sro Gru 10, 2014 10:55 pm | |
| Została studentką prawa - NO I CO TERAZ. Będziemy się spotykać w sądzie? A moze u tego wziętego przez Previę prawnika, co mi ratuje tyłek od jakiś dwóch miesięcy jak tu broję. Będzie pracować dla tych, co teraz rządzą? Czy obroni się i zacznie bronić moich ziomków co ich BEZPODSTAWNIE oskarżyl - SERIO, to ja nie mam pojęcia o co, wiem tylko że moja Pandora umarła, że Alex nie przyszedł na wódkę i że już nie mogę ptrzeć na Tylera i to nie dlatego, że wziął ślub z tą nędzną podróbą a-n-i-e-l-i-c-y. Bo nie wziął z nią ślubu, tylko to dobre. Oni mi ich zabrali, nie mam zabaweczek, broję sobie, nikt na mnie nie patrzę. A Kitty co zrobisz, będziesz ich bronić, będziesz dla nich pracować? Nie znasz sytuacji, to się nie wypowiadaj - tak bym Ci odpowiedział, jakbyś mi się z tego nie-rzucania na szyję próbowała tak wytłumaczyć jak właśnie teraz to robisz w swoim wnętrzu.No wypowiedz się, zmuś mnie, żebym ci odburknął, albo szturchnął raz, dwa, trzy a porządnie. - No chyba już czas, nie sądzisz - wzruszam ramionami, a podchodzę sobie, to znów się jednak cofam. I to nie tak, że nie jestem pewien, czy chcę, po prostu zapomniałem wspomnieć iż mam wielkie ADHD i muszę się ruszać, kręcić nonstop, muszę za szybko oddychać, a jak idę na film to tylko do dwóch godzin, bo po drugiej godzinie wychodzę żeby obiec kino wokół i dopiero mogę wrócić na miejsce. Gdybym był mądry i skupiony na tym co pierdole czsami, to bym się uśmiał, że użyłem słowa CZAS w kontekście tego co się tu dzieje. Od jakiś kilku lat. - Ale może wolałabyś najpierw pogadać. No nie wiem, powiesz mi jak Ci się tam żyje? Masz kogoś? mame/tate/męża Zwróćmy uwagę na moją przebiegłą delikatność przy zadawaniu pytań. Jestem jak słoń, nawet nie umiem sprawiać pozorów, rzucam mięsem i każę oczami szeroko otwartymi (zainteresowanie z nich bucha, ucha, ucha) - mówię: odpowiedz mi, no mów. |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Czw Gru 11, 2014 12:35 am | |
| Unoszę głowę zadziornie. Więc nie ma. Albo nawet jak ma, to ten ktoś jest dla niej nikim. Gdyby tak było, to jeszcze gorzej, niż gdyby nie było. Wyobrażam sobie, że to ja mógłbym być tym kimś, kogo ona nazywa NIKIM będąc z kimś innym. A ja siedzący podnóżek gdzieś w domu i czekam na jej telefon. Chociaż robi ze mnie potwora. Że ją zostawiłem, że mi się nie spodobała i że na sto lat, a że jeszcze zamieniłem sobie ją na inne poduszki. Wolałbym, żeby mówiła, że mam schizy, albo żeby się pochwaliła koleżankom jak to wysadziłem most w powietrze. Wolałbym być takim prawdziwym potworem, a nie tylko chłopcem co zwiał za morze. Bo to też nie był mój i tylko mój czyn. - Gdybyś kogoś miała, to wcale bym cię nie wziął - tak myślisz? - chyba nawet się zaśmiałem, ale chicrot to to nie był, bo jednak nie śmieszy mnie to stanie na zimnym moście, mogłaby już się mi na tę szyję rzucić i zacząć zachowywać jak przeciętna laska. - Dobra - macham ręką na nią, żeby do mnie przyszła, ale pewnie jest uparta. Bo ona jest taka Kitty-uparta-właśnie. - To mam taki pomysł, że skoczysz tam i zwiniesz coś dobrego, usiądziemy sobie i pogadamy jak przyjaciele z dawnych lat - pokazuję na budynek szpitala obok którego sobie przecież tak rozmawiamy miło. Ja bym dla niej to tak z miłości, ale nie mam już do niej miłości - odkąd sobie zabrała ją Panda do grobu to tak podupadłem na romantycznych uniesieniach. Czasami myślę jeszcze, że jakby Kitty wróciła to mi też wróci. A Kitty dziś wróciła. |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Czw Gru 11, 2014 2:31 pm | |
| Podejrzewam, że nikt nie umiałby w takim związku długo wytrzymać. Ale się uczepiłaś tych wszystkich systemów, tych uogólnień, wielkich założeń, jakiś demonstracji miłosnych. I dramatyzujesz, twierdząc że cię zostawiłem. I to wszystko formułuje cię na nowo - weź mi tylko tutaj tej żółci nie przedstawiaj werbalnie, bo gotów jestem wziąć cię za włosy i pojwiedzieć jak już bedziesz wisieć za kudły po drugiej stronie mostku, że nie zamierzam się zmienić. I że jak trzeba, to sobie pójdę. I że będę cię kochać na odległość. Fu. Też się zademonstrowałem miłośnie, co więc teraz - już nie pójdę na pogrzeb mej lubej Pandory? Mam teraz z tobą znów? Nieodgadniony masz wyraz twarzy. Jakbyś coś chciała, ale nie ufasz mi, więc się wolisz marszczyć. Mogę ci to powiedzieć jak będziesz po drugiej stronie mostku, albo możesz przyjąć to ci mówię. Nie zmienię się sam, więc postaraj się. Bo ty pewnie długo byś sama nie pobyła, ale co ja umiem, tak szczerze. Podbierać laski kolegom, gorzej że szybko tracę zainteresowanie. Lubię po prostu niszczyć te całe związki, demonstracje miłosne, systemy o ogólnienia. - No pewnie. Myślisz, że wejdziesz sobie tam i nie będą mieli nic przeciwko szperaniu w ich zapasach piguł? - uśmiecham się do tej naiwnej niewinnej. Taka z niej prawniczka będzie z kryminalną przeszłością. I chłopakiem kryminalistą. - Weź coś dobrego, znaz się na tym chociaż trochę?- nawet nie wiem czy dorosłaś w tej dwójce dobrze czy cię wychowali. Czy wymknęłaś się kiedyś i czy wiesz o co cię proszę. A właśnie: - Szlugi masz? |
| | | Wiek : 19 Zawód : korzystanie z dobrej ciotki Przy sobie : karty do gry , scyzoryk wielofunkcyjny i latarkę z wytrzymałą baterią Znaki szczególne : jest głupi Obrażenia : anemia
| Temat: Re: Park przy szpitalu Czw Gru 11, 2014 10:19 pm | |
| No jakby nie patrzeć, to sn zajmuje nam połowę życia. A w takim krótkim matematycznym (!) rachunku wychodzi, że jak połowa, no to jednak powinno się to liczyć. Tak sądzę. Bo jak się dla przykładu pije więcej alkoholu dziennie niż się pije wody, to się liczy jakby się było alkoholikiem. A jak się śni więcej - no dobra, ja wiem, że ona jest imprezowiczka i pewnie mało sypia, ale jednak. Potwór z łóżeczka. Brzmi bardzo pocieszająco. Max na pewno zapałałby uśmiechem, gdyby to usłyszał. Śmiało! Randka na pogrzeb brzmi romantiko, chociaż mógłby być problem z tym, że zaraz się Maxowi zachciałoby psikusów, wziąłby zabrał trumnę czy coś. Może lepiej trzymać go pod kluczem. Max wzdycha, czy raczej wywraca gałami i się niecierpliwi. - Może nie, daj szlugi - byleby nie był mentolowy, bo jak będzie do ukręci łeb. Przecież mówił nie raz: jak masz palić to pal mocne. I żadne gówno z mentolem. - Poczekam na Ciebie przed wejściem. - wskazuje jakieś miejsce w ciemności, tam chyba jest coś na wzór bramy wyjazdowej. Zaczyna iść w ciemność i kiedy słyszy że i ona idzie, zatrzymuje się, rzuca niedokończonego szluga na ziemie i patrzy gdzieś gdzie powinna być jej głowa. Jest ciemno, ciemność pomaga być odważnym. - Jak poprosisz to pójdę |
| | |
| Temat: Re: Park przy szpitalu | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|