IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  
Abigail Garneau

 

 Abigail Garneau

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
the leader
Abigail Garneau
Abigail Garneau
Wiek : 21
Zawód : Asasyn

Abigail Garneau Empty
PisanieTemat: Abigail Garneau   Abigail Garneau EmptyPon Mar 17, 2014 1:17 pm


Abigail "Gayle" Garneau
ft. Kacey Rohl
data i miejsce urodzenia
21 czerwca 2262, Kapitol
miejsce zamieszkania
Dzielnica Rebeliantów
zatrudnienie
Asasyn na usługach Almy Coin
Rodzina

Abigail nie posiada znanej jej, bądź żyjącej rodziny. Jest sierotą. Na jej zmarłych rodziców wytypowano dwójkę szpiegów z Trzynastki (Anne Marie i Ezekiel Garneau), którzy zaginęli w akcji wiele lat temu. Dla dziewczyny są to jedynie puste imiona i jedno zdjęcie pary, które zawsze plącze się pośród jej rzeczy. Jej jedyną matką jest Dystrykt Trzynasty.
Hannibal Dittmann - lekarz, który zajął się nią po załamaniu nerwowym. Traktuje go jak ojca.

Historia

Ciemny pokój, głęboko pod ziemią. Bunkier, a w zasadzie jego część. Na środku pokoju stół, a nad nim samotna lampka rzucająca niepokojące cienie na dwie osoby siedzące w środku. Jedną z nich jest mężczyzna mający może z czterdzieści pięć lat, drugą zaś młoda kobieta, która nie mogła przekroczyć jeszcze dwudziestu.
- Abigail Garneau, czy tak? - pyta mężczyzna, unosząc na nią wzrok. Ciemnowłosa wiedzie dzikim spojrzeniem po sali, a gdy w końcu pada na niego... Tylko spuszcza wzrok i kiwa głową.
- Abigail, jeśli masz wyzdrowieć musisz ze mną rozmawiać. Czy to rozumiesz? - pyta lekarz łagodnie. - Spójrz na mnie i nie bój się, niczego złego Ci nie zrobię. Nazywam się doktor Hannibal Dittmann i będę Twoim osobistym lekarzem.
Dziewczyna posłusznie, choć niechętnie, unosi wejrzenie pary zielonych oczu. Odruchowo dotyka również opatrunku na jej szyi. Z wyglądu przypomina spłoszoną łanię - siedzi na krześle tak, by zajmować jak najmniej miejsca. Dłonie przez większość czasu trzyma między kolanami, albo nerwowo zakłada włosy za ucho.
- Właśnie tak. Rozumiesz cel tej terapii? - kontynuuje lekarz łagodnie. Ona kiwa głową, na krótki moment znów obdarzając go spojrzeniem.
- To dobrze. Dziś nie będziemy zbyt wiele rozmawiać. Chciałbym Cię poobserwować, jeśli mi na to pozwolisz. Pozwoli mi to wybrać terapię dostosowaną do Twoich potrzeb.
Dittmann uśmiecha się lekko i splata dłonie. Gdy Abigail zdobywa się na odwagę, by przyjrzeć mu się nieco uważniej, zauważa zaskakujące podobieństwo mężczyzny do węża. Jest bardzo elegancki, wyważony. Nie pozwala, by górę nad nim brały emocje. Ma też bardzo charakterystyczny sposób przechylania głowy, który dziewczyna podpatrzyła u jaszczurek. W jakiś nieodgadniony sposób zimne wejrzenie jego ciemnych oczu ją uspokaja.
***
Dwoje mężczyzn stojących w ciemności i przyglądających się dziewczynie piszącej coś zawzięcie w pokoju, który widzieli zza szyby. Lewą rękę trzyma przyciśniętą do prawej strony szyi.
- I jak jej terapia? Daje pożądane efekty? - pyta jeden z nich.
- Jak najbardziej. Abigail jest bardzo pojętną uczennicą - milknie na moment, pogrążając się w myślach. - Zastanawiałem się, czy może prezydent Coin nie zechciałaby jej odwiedzić? To dla niej wielki autorytet. Jeśli znalazłaby choć chwilę dla Abigail...
- Nie sądzę, że będzie miała czas, doktorze Dittmann. Mimo to zapytam. -
Mężczyzna wychodzi z pokoju, pozostawiając w nim samotnego lekarza, który jeszcze długi, długi czas przygląda się młodej Abigail.
***
Kolejny dzień dzielony przez lekarza i pacjentkę. Odsunęli stół i siedzą naprzeciw siebie na niewygodnych krzesłach.
- Abigail, dziś chciałbym porozmawiać z Tobą o Twoim dzieciństwie - zaczyna lekarz. Dziewczyna tylko kiwa głową na zgodę, a opuszkami nerwowo zawadza o krawędź opatrunku na swej szyi. Ten temat był stosunkowo bezpieczny, i tak nie pamięta zbyt wiele. - Urodziłaś się w Dystrykcie Trzynastym, jak brzmiały imiona Twoich rodziców i jakie miałaś z nimi relacje?
- Anne Marie i Ezekiel Garneau - odpowiada cicho. - Zaginęli gdy byłam jeszcze bardzo mała. Nie pamiętam ich wcale.
- Czy  rozważałaś kiedyś wybór przybranego rodzica? Pełnoletniej osoby, która zaopiekowałaby się tobą gdy już stąd wyjdziesz? Duszenie wszystkiego w sobie jest niezdrowe, mogłabyś otworzyć się przed kimś innym niż jedynie psychiatrą.
Ciemnowłosa dłuższą chwilę milczy, lekarz jest jednak cierpliwym człowiekiem. W skupieniu obserwuje jej najdrobniejsze reakcje na każde jego słowo. Mimo to w jej głowie jest mętlik. Wszystkie zdarzenie ścierają się ze sobą i tracą granice rzeczywistości. On jest zaś jej ostoją normalności.
- Pan - rzecze w końcu cicho.
- Pochlebiasz mi Abigail, ale nie mogę pełnić takiej roli. Jestem Twoim lekarzem. - Hannibal zakłada nogę na nogę, nie spuszczając z niej wzroku. - Czy nie widzisz nikogo innego w tej roli?
Abigail jedynie kręci zdecydowanie głową, a lekarz wzdycha.
- Kontynuujmy więc.
***
- Lorasie.
- Hannibalu -
politykowi i lekarzowi wystarczają takie właśnie krótkie powitania. Zwłaszcza, że po raz kolejny stanęli ramię w ramię, by przyjrzeć się dziewczynie przebywającej w izolatce. Tym razem śpi, więc nie mają okazji, by poobserwować jej zachowania. Jedynie mimowolne ruchy mięśni i obie dłonie dygoczące w okolicach jej szyi świadczą o tym, że śniąca nie znajduje się w świecie marzeń, a koszmarów. To jednak wydaje się zupełnie nie przejmować mężczyzn.
- Byłem u Coin. - Hannibal zerka na towarzysza z ukosa, ale nie komentuje tego faktu. Czeka jedynie, aż ten rozwinie ową kwestię. - Nie przyjdzie. Zbyt wiele istotnych rzeczy się teraz dzieje.
- Zawsze znajdą się ważniejsze rzeczy od przestraszonej dziewczyny -
mruczy lekarz.
***
- Abigail, wspominałaś, że nie lubiłaś swoich nauczycieli. Jak ich traktowałaś?
- Pyskowałam - odpowiada, a w jej głosie można wyłapać cień skruchy. - Byli dla mnie niemili, więc stwierdziłam, że nie ma powodu bym ja była miła dla nich.
- Czy traktowali Cię inaczej niż resztę dzieci? - Abigail ma wrażenie, że ciemne oczy doktora zaglądają jej w duszę. Nawet gdyby chciała - nie umiałaby go okłamać. Przeraża ją to i fascynuje zarazem.
- Tak - gdy widzi jak unosi brwi, kontynuuje - pilnowali mnie uważniej niż inne dzieci, bo umiałam uciekać. Byłam szybka, zwinna i bardzo giętka. Nadal jestem.
Uśmiecha się nerwowo i pociera szyję, by jakimś odruchem rozjaśnić wspomnienia dawno minionych dni. Dziś ma mniejszy opatrunek, choć nadal zasłania on ślady szycia.
- Od najmłodszych lat biegałam na posyłki. Musiałam być szybka. I byłam. Słyszałam, że ktoś kiedyś nazwał to sztuką uciekania. Wspinałam się po ścianach i wbiegałam na murki z równą łatwością co szłam po równym gruncie.
- Jesteś więc wygimnastykowana.
- Tak, chyba tak. Czasami lubiłam wspinać się wysoko tylko po to by obserwować ludzi przechodzących pode mną i nie mających pojęcia, że ktoś na nich patrzy.
- To bardzo przydatna umiejętność, możesz być z siebie jedynie dumna. Tak jak wszyscy inni. Nikt Ci nie dorównuje.
Abigail uśmiecha się pewniej i od tego dnia nie drży już za każdym razem gdy widzi kogoś obcego.
***
- Czy cokolwiek uległo zmianie?
- Nie
- Rozumiem.
- A jak Abigail?
- Porządkujemy jej wspomnienia w kolejności chronologicznej. Te najistotniejsze dla zachowania jej równowagi psychicznej. Reszta sama powróci na swoje miejsca... w stosownym czasie.

***
- Abigail, chciałbym dziś porozmawiać z Tobą o Twoich wizytach w Kapitolu - Hannibal odkłada notatnik z długopisem i splata dłonie na kolanach.
- O osobach, które zabiłam? - Głos nieco jej drży lecz poza tym zachowuje się już prawie normalnie. Jedynie palce zdradzają jej dyscyplinę i wędrują w stronę szyi. Nadal tkwi na niej opatrunek, przed którego zdjęciem tak histerycznie się wzbrania. Z każdą wizytą doktora Dittmanna czuje się jednak coraz lepiej. Lekarz zaś nie zamierza jej okłamywać.
- Tak, właśnie o nich. Czy pamiętasz pierwszą osobę, którą pozbawiłaś życia? Wiesz, jak się nazywała? - Dziewczyna ściąga brwi, intensywnie myśląc. Tyle twarzy, tyle nazwisk. Pochyla się i otuliła głowę dygoczącymi dłońmi. Tyle twarzy, tyle nazwisk, tyle... tyle... krwi.
Nawet nie zauważa gdy lekarz klęka tuż obok niej i łapie ją delikatnie za nadgarstki. Odsuwa jej dłonie i sam ujmuje jej twarz we własne. Kciukami ociera łzy, które niespodziewanie spływają po jej policzkach.
- To nie było nic złego, Abigail. Każdy z nas zabija. Nie myśl o tym w tak ostateczny sposób. Istoty, który zabiłaś nie były już ludźmi. Były chwastami, które wyrwałaś. Czyrakami na skórze społeczeństwa, które wypaliłaś. Jesteś bohaterką.
Garneau kiwa gorączkowo głową, a następnie przytula się mocno do Hannibala, gdy daje jej taką sposobność. Opanowuje szloch, gdy on gładzi ją po włosach i powtarza, że będzie ją chronił.
- Miałam piętnaście lat - szepcze w końcu, nadal wtulona w niego jak w nigdy nie widzianego ojca. Pociąga nosem i kontynuuje - nazywał się Ron Rush i był informatykiem. Zajmował się... zajmował się między innymi jakością transmisji...
Milknie, gdy w jej głowie na nowo odżywają dawno zapomniane sceny. Dittmann zaś nie popędza jej, a cierpliwie czeka aż wizje miną.
Idzie ciemnym korytarzem oburącz trzymając pistolet. Wdziera się do centrum dowodzenia i przykłada mu pistolet to tyłu głowy. On się uśmiecha. Widzi to w odbiciu ciemnych monitorów. Jest smutny. "Zrób to, no dalej" ~ ponagla ją. Odgłos strzału odbija się echem w jej umyśle.
Dreszcz przechodzi po jej skórze, ale następne słowa zostają wypowiedziane zupełnie beznamiętnie. Jakby było jej już wszystko jedno. Jakby godziła się z losem.
- Strzeliłam mu w tył głowy.  Pocisk przebił kość czołową i wbił się w jeden z monitorów, na który bryzgnęła również jego krew i fragmenty mózgu. Upadł na klawiaturę, ale wszystko było już wyłączone. Uśmiechał się. Miał na twarzy szeroki uśmiech, gdy go zastrzeliłam. Nie zmyłam go z jego twarzy nawet śmiercią. Czy to czyni ze mnie potwora?
- Nie, Abigail. Nie jesteś potworem.
***
- Nie mam już co na to liczyć, prawda?
- Nie, raczej nie...

Hannibal krzwi się z niesmakiem.
- Taka ignorancja. Ona ma niesamowity potencjał.
- Jeszcze przyjdzie jej czas. Kiedy wróci do służby.

***
- Abigail, przyszedł w końcu dzień gdy porozmawiamy o Twoim ostatnim zleceniu. Czy pamiętasz kogo miałaś zabić?
Siedząca przed lekarzem dziewczyna prawie w niczym nie przypomina tej spłoszonej łani, którą poznał. Jest pewna siebie, wręcz przepełniona butą. Nonszalancko zakłada nogę na nogę i przygląda mu się z tak samo zagadkową miną, jak on jej. Podłapała u niego niektóre odruchy. Nadal jednak odmawia zdjęcia opatrunku. Zamyka oczy za każdym razem gdy go zmieniają, ale jest agresywna, gdy nie chcą założyć jej następnego. Robią to więc i tak, na osobiste polecenie doktora Dittmanna.
- Lenę Di Cavioli - odpowiada, zmarszczywszy nieco brwi, by przypomnieć sobie nazwisko. - Strasznie wrzeszczała gdy ją schwytałam. Byłam za wolna i obudziła krzykiem swego kochanka. Zaskoczył mnie gdy uciekałam. Zostawiłam Di Cavioli krwawiącą w wannie, byłam pewna, że nie dożyje następnych pięciu minut. Miała poderżnięte oba nadgarstki. Wracając jednak do kochanka... Złapał mnie za kostkę i ściągnął z okna.
Milknie, a spuściwszy wzrok kieruje go na swe paznokcie. Ręka jej lekko drży lecz poza tym faktem wydaje się być opanowana. Spokojna jak stojąca woda.
- Co stało się potem?
- Straciłam na chwilę przytomność. Gdy się ocknęłam krępował mi nadgarstki za plecami. Uderzyłam go i wywinęłam się. Kopnęłam go w twarz, aż upadł na plecy. W tym momencie ktoś przyłożył mi nóż do gardła.
- Kto to był?
- Di Cavioli. Jakimś cudem wypełzła z wanny i złapała mnie.
- Grałaś na czas.
- Tak. Nie byłam sama. Razem ze mną przyjechał... Jack i Zielona Łapka. Wiedziałam, że jeśli nie wrócę w ciągu następnych paru minut to po mnie wrócą.
- I wrócili.
- Postrzelili kochanka, a wtedy Di Cavioli prawie poderżnęła mi gardło
- Co jej przeszkodziło?
- Poślizgnęła się w kałuży własnej krwi - Abigail uśmiecha się szeroko. - Karma to jednak dziwka.
***
- Kiedy będzie gotowa wrócić do służby?
- Niedługo.
- Coin będzie zadowolona.
- Wątpię. -
Polityk przenosi zdziwione spojrzenie na lekarza.
- Racz się wytłumaczyć.
- To tylko kolejny nóż w jej szufladzie.
- Ale wierny i bardzo uzdolniony.

Hannibal jedynie wzrusza ramionami.
- To za mało. To zawsze będzie za mało.
***
- Abigail, dziś ma miejsce nasze ostatnie spotkanie nim wyruszysz do Kapitolu. - Hannibal nie siedzi dziś naprzeciw niej, jak zwykł co na co dzień czynić. Miast tego stoi pod jedną ścian, tak, by lampka rzucała cień na jego twarz. - Chciałbym, żebyś zdjęła dla mnie opatrunek.
Garneau unosi ciemne brwi.
- Wiesz, że nie potrafię tego zrobić.
- Nie chcesz, a to znaczna różnica. - Abigail otwiera usta, by mu przerwać, ale on niezrażony kontynuuje. - Dawno już pozbyłaś się wszelkiego lęku związanego z tą blizną. Miałaś bliskie spotkanie ze śmiercią, ale towarzyszy Ci ona przecież od zawsze. Jest aniołem skrytym w Twoim cieniu, który rozpościera skrzydła za każdym razem gdy odbierasz życie... Mimo to nie chcesz spojrzeć na swą bliznę. O czym Ci ona przypomina?
- O ulotności życia. Wcześniej wydawało mi się, że jestem niepokonana. Że nikt mnie nie zrani, nie zabije. A ta ledwo żywa suka była na tyle przytomna, by mnie dopaść w następnym pokoju. - Uderza otwartą dłonią o blat, który towarzyszy ich spotkaniom od samego początku. - Jak więc to o mnie świadczy?
- Dobrze świadczy. Wyciągnęłaś z tego naukę i nie będziesz już tak bezmyślna. - Abigail zaciska wargi, słysząc jak ją określa, ale nic nie mówi, nie reaguje słownie. Każdemu innemu by się odszczeknęła. Jego jednak darzy takim samym szacunkiem i respektem jak prezydent Coin. - Podejdź do mnie.
Spełnia jego polecenie. Hannibal ujmuje jej twarz w dłonie. Abigail musi porządnie zadrzeć głowę w górę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Ufasz mi?
- Tak - odpowiada ledwo słyszalnie. On jedynie uśmiecha się krótko i zsuwa ręce na jej szyję. Dziewczyna nie waży się nawet drgnąć gdy lekarz wolnym ruchem odkleja opatrunek od jej skóry. Gdy odrywa go w całości, składa go między palcami i kryje w kieszeni - ona tkwi nieruchoma jak posąg.
- Jeśli chcesz, skryj bliznę pod apaszką. Nigdy jednak nie zapominaj o nauce, jaką Ci dała. - Odsuwa się i taksuje ją spojrzeniem. Patrzy na nią z dumą i iskrami głęboko skrywanej platonicznej miłości. - A teraz idź. Jesteś oczekiwana.
Dziewczyna jeszcze chwilę patrzy się na lekarza, ale nie unosi już dłoni w stronę blizny. Nie drży również. Uśmiecha się jedynie i odchodzi.

Charakter

Abigail ma trudny charakter. Pełno w nim wad, słabości i złośliwości. Co pierwsze rzuca się w oczy to jej nieufność. Gra rolę miłej, przystępnej i wesołej dziewczyny, by wkupić się w łaski otaczających jej osób. Żadnej z nich jednak tak naprawdę nie ufa, w żadnej nie pokłada wiary. Lubi pracować sama, choć nie stroni od towarzystwa. Często jest zadziorna i łatwo ją sprowokować do wymiany ostrych zdań. Potrzeba jednak czegoś więcej by pchnąć ją do wydobycia broni. Kiedy już jednak to uczyni - biada tym, którzy staną jej na drodze, bo dziewczę nawet nie będzie próbowało poskromić swego gniewu.
W pracy jest profesjonalna i wyważona. Z każdego kolejnego morderstwa wyciąga naukę. Lubi się lenić w wolnych dniach, ale odpowiednio zrugana natychmiast pozbiera się do pracy.
Jest również podejrzliwa - trudno się w końcu dziwić dziewczynie z Trzynastki, w dodatku nadal wykonującą profesję nie cieszącą się zbytnim poważaniem. Abigail darzy Almę Coin ogromnym szacunkiem i respektem. Jej zdaniem jedynie osoba silna potrafi rządzić państwem, a prezydent Coin taką osobą jest. Młode dziewczęta dziwnie dobierają sobie autorytety - bo prawda jest taka, że gdyby Abigail wychowała się w Kapitolu to pewnie podobnymi uczuciami darzyłaby Coriolanusa Snow. On również wiele ma w jej oczach znaczy, choć jako dziewczynie wychowanej w Dystryktach trudno byłoby jej mu służyć tak, jak służy obecnemu rządowi.
Nic nie jest prawdziwe i wszystko jest dozwolone.

Ciekawostki

Jest świetnie wygimnastykowana.
Ma wprawę w posługiwaniu się bronią palną i białą.
Umie "wyłączyć" swoją ludzką stronę i stać się maszyną do zabijania.
Lubi czworonogi, a one lubią ją.
Po prawej stronie szyi na bliznę po głębokim cięciu nożem.
Kocha wszelkiego rodzaju apaszki i szaliki, które pomagają jej zasłonić bliznę. Co dziwne nigdy nie chciała jej usunąć.
Jest chyba jedną z bardzo niewielu osób szczerze podziwiających Almę Coin.

Powrót do góry Go down
 

Abigail Garneau

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Abigail Garneau

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Panem et circenses :: Po godzinach :: Archiwum :: Karty Postaci-