| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Gerard i Maisie Ginsberg Pon Mar 17, 2014 1:10 pm | |
| First topic message reminder :salon: kuchnia: sypialnia: łazienka: oranżeria dla Maisie: pokój Maisie: biblioteka: RESZTA W BUDOWIE.
Ostatnio zmieniony przez Gerard Ginsberg dnia Sob Maj 10, 2014 11:46 am, w całości zmieniany 4 razy |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Wiek : 51 lat Zawód : naczelnik więzienia, Betonstahlbieger Przy sobie : leki przeciwbólowe, medalik z małą ampułką cyjanku w środku. stała przepustka, telefon komórkowy, paczka papierosów, broń palna. Znaki szczególne : praktycznie zawsze nosi skórzane rękawiczki i wojskowe buty, nie rozstaje się z cygarami
| Temat: Re: Gerard i Maisie Ginsberg Sob Maj 09, 2015 8:16 pm | |
| Mogło się wydawać, że relacje panujące w rodzinie Ginsbergów są jedną wielką oczywistością, a sami domownicy mają wypisane na czole, że obracają się wokół ekstermów z łatwością dzieci, które nie boją się ognia, dopóki nie zostaną sparzone. Była to jednak największa bzdura i Gerard nie musiał się krępować wcale, obdarzając swoją córkę typowo rodzicielskim spojrzeniem. Nie musiał ćwiczyć go w mękach piekielnych – dla niego Maisie była nikim innym jak jego potomkiem, choć wizualnie przypominała bardziej swoją matkę, którą najchętniej skopałby raz jeszcze, porównując na głos zdolności obu do skomlenia i proszenia go o litość, najchętniej w obecności Malcolma Randalla, który powoli stawał się jego ulubionym wrogiem. Takim, który nie zasłużył sobie na żaden rodzaj śmierci, tylko na święte cierpienie, które złoży w ofierze, nawet jeśli to miało być ostatnie, co uczyni w życiu. Zresztą Ginsberg trzymał w zanadrzu prawdziwą broń, tę bombę, która miała spaść w odpowiednim momencie, obracając wszystko w drobny mak. Uwielbiał zniszczenie i sam sobie dziwił się, że nadal był jedyną osobą, która zdawała sobie sprawę z prawdziwego wymiaru rodzicielstwa wobec Maisie. Cała reszta (w tym Conrad) błądzili w mroku, przysięgając, że dziewczyna jest jego wychowanką, choć patrzył na nią z troską i zachłannością, w której czaił się lekki niepokój. Tak musieli patrzeć kanibale na ludzkie mięso na moment przed zatopieniem w nich swoich kłów. jJednoczenie z odrazą, jak i pewnego rodzaju namaszczeniem i błogosławieństwem. Niech nikt nie śmie wątpić, że Ginsberg był dobrym ojcem, kiedy w mgnieniu sekundy odczytywał sygnały płynące od córki i odpowiadał jej jedynie ściągnięciem brwi i wydęciem warg. Zupełnie, jakby składał jej obietnicę. Nie, nie obiecywał jej, że spełni prośbę i da się całować po rękach i przepraszać, to raczej była ta najgorsza z niemych gróźb, która była rozpoznawalna tylko dla nich i która dziś mogła zostać spełniona zbyt prędko. Nie miał zbyt dobrego nastroju, nienawidził ludzi, którzy wpychali się z butami w jego życie, prowokując go do czynów mało cywilizowanych. Pozwolił więc jej odejść, nawet ponaglił ją wzrokiem, pozostając ze Strażnikiem Pokoju, który wprawdzie przynosił interesujące wieści, ale czynił to w sposób tak ordynarny i prostacki, że mało brakowałoby, a samobójstwo stałoby się dla niego również wybawieniem. - Panie… - przerwał, dobrze pamiętał, jak nazywa się ten dzikus, którego już przeklinał w myślach, ale nie zamierzał okazać mu tyle zainteresowania. – Pańskim obowiązkiem jest pilnować więźnia, nawet jeśli oznacza to nadgodziny. Ja mogę go przesłuchać jutro, koniecznie rano, żeby reszta słyszała na co się naraża przy kolejnej ucieczce – pouczył go, mierząc spokojnym spojrzeniem człowieka, który byłby w stanie nawet zamordować go na tej wycieraczce, gdyby tylko to w jakiś sposób mu się opłaciło. Rozważał to przez dłuższą chwilę, ale pokręcił wreszcie głową, uświadamiając sobie, że byłby zbyt łaskawy, gdyby pozwolił mu odejść z Kapitolu w ten sposób. Stolica jeszcze nie wykorzystała go w pełni, nie uczyniła z jego życia koszmaru, a tak się składało – w jego przypadku to był stały proces – że wiedział, kto jest dla niego największą zmorą. Potrafił to wykorzystać, choć na razie pokazywał mu drzwi dość niedbałym ruchem. Nie tylko więzień zasłużył na karę.
|
| | | Wiek : 32 Zawód : Oficer Przy sobie : dwa noże ceramiczne, broń palna, magazynek, mundur, telefon komórkowy, scyzoryk wielofunkcyjny, paczka papierosów, zapalniczka Znaki szczególne : blizny na plecach, tatuaże
| Temat: Re: Gerard i Maisie Ginsberg Nie Maj 10, 2015 5:27 pm | |
| Był uprzedzony do ludzi od dawna i naczelnik więzienia nie pomógł mu w wyrzeczeniu się tej nieskrywanej niechęci. Wątpił zresztą, by Ginsberga obchodziła jego opinia. Najwyraźniej obaj mieli o sobie nawzajem podobne, niezbyt pochlebne mniemanie - żadnych złudzeń ani łudzenia. Conrad oceniał sytuację obiektywnie i choć wewnętrznie krzyczał o opuszczenie broni, na przekór postanowił podjąć żarłoczną (i bezsensowną) walkę, co stanowiło kwintesencję jego zamiłowania do sprawiedliwości. Idiota, przecież doskonale wiedział, że w obecnych czasach, coś takiego już nie istnieje. Czy raczej; pod jej płaszczykiem ukrywane są rządowe zbrodnie przeciwko ludzkości - więc czego mógł się spodziewać? Nie powinien interweniować ani roztrząsać kwestii Gerarda. Nie miał w tym żadnych korzyści, żadnych interesów. Wnikanie w sytuację Ginsberga byłoby aktem powolnej kapitulacji. Zwłaszcza, że sumienie miał czyste. - Dillinger wystarczy - mruknął, twardo patrząc w twarz mężczyzny. Zdegradował racjonalność i choć zachował spokój, (nie zwykł się denerwować) był wytrącony z równowagi. Samozapłon wywołał subtelną konfrontację - szorstką wymianę zdań, która jednak nie powinna mieć miejsca. Była zbędna, niepotrzebna i Imago czuł, że nie zaprowadzi ich porozumienia. Upiorny refleks nad nieuchronnym końcem (czego?) poraził Gustava i cały dotychczasowy kabaret metafizyczny, jaki odgrywał rozedrgał się gdzieś między pouczeniami Gerarda. Które dopiekły mu do żywego, bo niczego tak nie znosił, jak dyktowania mu warunków. Tym bardziej, jeśli ktoś czynił to w taki sposób, jak Ginsberg. Wyraźnie zaznaczając swoją wyższość, traktując go protekcjonalnie, jak wyrośniętego uczniaka. - Koniecznie - zadrwił, potwierdzając oczywisty wniosek, iż mężczyzna z którym rozmawia to zwykła kanalia, a splendor imponującego Kapitolińczyka wyrósł na błotnistym gruncie zbrodni i okrucieństwa. Stał już w progu, gdy pod wpływem impulsu odwrócił się (igrał z życiem, napinając do ostateczności cięciwę cierpliwości Gerarda, ciekawy, czy i kiedy nareszcie pęknie) i spytał kpiąco: - Jeszcze jakieś uwagi, panie Ginsberg? Nie chciałbym pana rozczarować w razie przyszłej współpracy. |
| | |
| Temat: Re: Gerard i Maisie Ginsberg | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|